poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 15: Głosowanie

Nadszedł czas ciężkiej decyzji. Czas dużego poróżnienia i moment, w którym nikt nie kładzie się spać bez broni pod ręką. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Po przeczytaniu standardowo proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym :)

------------------------------------------------------

Rozdział 15: Głosowanie


                Zima nadchodziła wielkimi krokami. Ciepłe listopadowe poranki minęły i nadszedł grudzień. W tym miesiącu postanowiłem, że zacznę pilnować obozu na równi z innymi. Po tym co stało się z Erykiem, zająłem bramę, której pilnował i od tego czasu, spędzałem tam długiego godziny na obserwacji terenu. Czasami podchodził do mnie ktoś, aby zamienić parę słów, ale większość czasu ludzie spędzali w domach. Stan Eryka nie poprawił się od dwóch dni. Wciąż leżał, śpiąc bądź też majacząc w gorączce. Przy ogrodzeniu nie miałem większych problemów, raz podpełzał pod nie zombie, ale poza tym było spokojnie.
                W głowie wciąż widziałem kartkę papieru z wiadomością od tajemniczego Łapy. Co miał na myśli pisząc o tym, że będzie okaleczał moich przyjaciół, jeżeli się stąd nie wyniesiemy? Sprawę przedstawiłem na razie tylko Sołtysowi, nie skomentował jednak jej, uważając, że to zwykłe odgrażanie się. W sumie miał w tym sporo racji. Przez zimno, nikt nie opuszczał granic obozu a gdyby nas zaatakowano przez ogrodzenie, na pewno byśmy się obronili, mieliśmy znacznie lepsze pozycje.               
                Zastanawiałem się jak trupy zareagują na zimno. Teoretycznie powinny być na tyle spowolnione lub zmrożone, że nie będą stanowiły żadnego zagrożenia. Nie wiedziałem jednak, czy mogą żyć bez jedzenia. Co prawda cała ich marna egzystencja opierała się na pożeraniu ludzi, ale czy tak naprawdę muszą to robić? Czy przeżyją trzy miesiące zimna, czy może po prostu wszystkie zginą? Tego nie wiedziałem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Teraz zdałem sobie sprawę, z tego ilu jeszcze rzeczy nie wiemy. Gdzie i jak to się zaczęło? Pogrążony w takich myślach, siedziałem godzinami broniąc obozu.
                 Trzeciego dnia po wypadku Eryka obudziły mnie krzyki. Zerwałem się jak oparzony, myśląc o tym czy słowa Łapy jednak się sprawdziły. Hałas było słychać z zewnątrz. Przez chwilę nie mogłem ogarnąć wzrokiem tego co zobaczyłem przed lecznicą. Kiciuś był trzymany przez Giganta, a Cinek przez Goku oraz Szpiega. Scenie przyglądało się jeszcze parę osób. Tuż przed nimi stała Miczi, zasłaniająca całą sobą Daliona, który leżał zakrwawiony na ziemi. Poza tym ostatnim faktem wyglądało to całkiem zabawnie, szczególnie Marcin próbujący usilnie kopnąć Daliona lub stojącą przed nim dziewczynę. Podbiegłem do nich i zapytałem :
— Co wy wyprawiacie?
                Pierwszy odpowiedział Cinek, który  powoli tracił siły na wyrywanie się z rąk przyjaciół :
— Ten skurwiel zabił Eryczka! Poderżnął mu gardło jak jakiemuś pierdolonemu świniakowi! – wywrzeszczał pokazując nogą w kierunku Daliona.
— Co takiego?! – zapytałem.
— Dzisiaj rano Jolka znalazła ciało Eryczka. Miał otwarte gardło jakby ktoś próbował do niego wejść i się tam schować! – wrzeszczał dalej – Puśćcie mnie do cholery, już jestem spokojny.
                Kazałem im puścić zarówno Cinka jak i Kiciusia. Stali tak przede mną a na ich twarzach malowała się nienawiść i żądza mordu.  Spojrzałem na Daliona. Nic nie mówił, a z jego nosa ciekła krew.  Nie wiedziałem co zrobić, spojrzałem na Miczi. Z jej twarzy można było odczytać niepewność. Widać było, że sama nie wie co robi :
— Musicie wszyscy się uspokoić. Skąd wiadomo, że to Dalion? – spytałem, pomagając wstać dla oskarżonego.
Stąd, że widzieliśmy jak wychodzi z lecznicy a chwilę po nim słychać było krzyk Jolki – wytłumaczył Cinek.
— To nie ja! Nie ja zabiłem tego debila, który nie umie nawet na tyle ocenić sytuacji, żeby zawołać kogoś do pomocy, zamiast chodzić samemu na most! – wykrzyknął Dalion.
                Kiciuś podszedł do niego i uderzył z taką siłą, że przez chwilę bałem się, czy go nie zabił. Chłopak upadł na ziemię, a Gigant natychmiast złapał Ernesta, ponownie go unieruchamiając :
— Zaprowadź go do domu Sołtysa i zwołaj tam wszystkich oprócz tych pilnujących ogrodzenia – powiedziałem do Karola – Ty Goku zajmij tymczasowo jedno z pustych miejsc przy bramie i poproś Nieznajomą, żeby zajęła drugie.
                Przyjaciel posłuchał mnie i odszedł wraz z Nieznajomą na zachód, gdzie obie bramy nie były pilnowane. Pozostałych pilnowali aktualnie Robert, Damian oraz Piotr :
— Tymczasem jego zwiążcie i wpakujcie do piwnicy pod domem Kiciusia – powiedziałem, kierując słowa w stronę Daliona.
                Spojrzałem z politowaniem na związywanego i prowadzonego brutalnie Daliona. Znikł on po chwili w drzwiach do domu Kiciusia. Ja powoli ruszyłem w stronę domostwa Sołtysa.  Wystrój wnętrza różnił się odrobinę od pozostałych domów. Było tu stare radio, ładnie wykonane, drewniane meble oraz wielka półka z książkami. Na stole stała butelka ginu. Ludzie schodzili się powoli. W niecałe piętnaście minut w salonie Adama pojawiło się osiem osób. Wszyscy usiedli i czekali. W końcu, zebrawszy myśli, przemówiłem :
— Jak wiecie spotykamy się tutaj z powodu tego co zaszło dzisiejszego ranka – rozpocząłem, patrząc uważnie na resztę – Zanim przejdziemy do głównego celu naszego zebrania chciałbym przedstawić wam wiadomość, którą znalazłem w rękach Eryka, kiedy został okaleczony pod mostem – Co prawda wcale nie znalazłem jej w jego rękach, ale ten fakt pominął. Przeczytałem im całą wiadomość. Jedni wyglądali na przerażonych, inni wymienili tylko spojrzenia. Zastanawiałem się jak przyjmą tą wiadomość – Wracając jednak do sedna sprawy, Dalion został oskarżony o zamordowanie Eryka. Jako, że nie jesteśmy zwierzętami, chciałbym, żeby każdy z was powiedział co myśli o tej sprawie, wtedy zadecydujemy co dalej.
                Pierwszy zaczął Sołtys :
— Powiem szczerze, nie spodziewałem się tego typu zachowania po którymkolwiek z was. Odkąd przybyliście do tego obozu, wszyscy wydawaliście się ludźmi, którym mogę zaufać bezgranicznie. Ludźmi mądrymi, roztropnymi i silnymi. Widać myliłem się, przynajmniej, co do niektórych z was. Po tym jak zapoznałeś nas z treścią wiadomości, nie czuję się już bezpiecznie w granicach tego obozu. Skąd możemy wiedzieć, że nie ma tu kolejnych osób, gotowych zabić nas podczas snu lub choroby? Jeżeli miałbym decydować o losie tego chłopaka to zostawiłbym go w tej piwnicy. Nie ma prawa poruszać się między nami, a może mieć jakieś informacje, które mogą być nam przydatne.
                Wiedziałem, że starzec mówi mądrze. Byłem jednak ciekaw pozycji innych osób w tej sprawie. Kolejny odezwał się Cinek :
Sorry, ale nie kupuję historii w której ten mały debil nam cokolwiek mówi. Już od samego początku zachowywał się dziwnie, w końcu znaleźliście go w lesie prawda? Kto wie, czy nie współpracuje  z Alexem albo, tym całym, Łapą. Ja bym go wypuścił na ulicę bez nóg. Niech czołga się do swoich przyjaciół. Zabić skurwiela. – ostatnie słowa widocznie przelały czarę goryczy, gdyż Miczi natychmiastowo wystartowała w stronę Marcina, próbując go obalić. Całe szczęście w pokoju siedział Gigant, który natychmiast ich rozdzielił. Miczi, z grymasem na twarzy, usiadła ciężko na krześle i czekała na swoją kolej. Wykorzystując to, odezwał się Karol :
— Jestem w waszej grupie od niedawna i przyznam, że nie poznałem Daliona, przed jego, nazwijmy to, przemianą. Nie wiem jakim typem człowieka był, ale widząc z jakim poświęceniem po tym wszystkim go bronisz, jestem pewien, że był dobrą osobą – mówiąc to zwrócił się głównie do Miczi –Decydujemy tu nad jego życiem, jakby był jakimś psem, którego właściciele decydując, czy go uśpić, czy nie. Nie podoba mi się to. Przyszło nam żyć w ciężkich czasach. Świat upadł, ludzie którzy przeżyli są cenni. Nie ma już kogoś, kto nas osądzi i posadzi za kratki. Teraz jesteśmy tylko my i każda para rąk i oczu może zwiększyć naszą szansę na przetrwanie. Od prawie miesiąca nad Polską wisi plaga. Śmierć i spustoszenie. Spójrzcie na nasz obóz. Jest idealny do obrony przed niewielkimi atakami, ale co się stanie jeżeli horda będąca w takim Białymstoku czy chociażby Supraślu przyjdzie tutaj? Setki chodzących trupów? Wtedy każdy przyda się do obrony! Jeżeli chcecie znać moje zdanie, to proszę bardzo. Ja bym go oszczędził. Moglibyśmy go angażować w obronę obozu bez broni palnej, jeżeli jesteśmy podejrzliwi. Noce spędzałby w piwnicy. Wszyscy powinni wtedy czuć się bezpiecznie.
                Po przemowie Giganta poczułem dreszcz. Mówił bardzo mądrze i dalej nie mogłem uwierzyć w to, ile by się zmieniło gdybym nie wpuścił go wtedy do młyna, bądź też zabił. Następny w kolejce do werdyktu był Szpieg :
— Jestem konkretnym człowiekiem, więc przejdę do sedna sprawy szybko. Mimo tego, że szanuję Giganta i jego zdanie, nie mogę żyć w jednym obozie z tak realnym zagrożeniem. Jestem za tym, żeby go zabić.
                Obserwowałem ciągle reakcje Miczi i pomimo powagi sytuacji, zabawne były jej zmiany w mimice twarzy. Raz uśmiechała się smutno, a już chwilę później była zła. Po dwóch głosach skazujących i dwóch uniewinniających, przyszła pora na słowa Natalii :
— Nie chcę mówić tego z jakąś złością, bo wiem, że gdyby nie poświęcenie Daliona ten obóz dalej byłby w rękach Alexa, ale ja również nie potrafię już mu zaufać. Co jeśli kolejnym jego celem stanie się ktoś z nas? Co jeżeli pewnego ranka, obudzimy się i znajdziemy kogoś z poderżniętym gardłem? Boję się. Naprawdę się boję. Chciałabym, żeby on zginął. Eryk był moim dobrym przyjacielem, żądam zemsty i sprawiedliwości. – powiedziała. Nim zdążyłem znowu zaobserwować zmiany na twarzy Miczi, drzwi do domu się otworzyły. Parę osób odruchowo sięgnęło po broń. Była to jednak tylko Jola. Dopiero teraz zauważyłem, że nie było jej od początku. Teraz do mnie dotarło, że musiała się zająć ciałem Eryka. Kobieta usiadła na jednym z wolnych krzeseł. Wytłumaczyłem jej pokrótce, na czym polega głosowanie i o co się rozchodzi. Od razu doszła do głosu :
— Powiem wam szczerze to, o czym wie tylko jedna osoba w tym pokoju, Ernest. Eryk nie przeżyłby paru dni. W nogi prawie natychmiast wdało się silne zakażenie. Musiałabym chyba wyciąć mu wszystko poniżej brzucha, żeby nie rozprzestrzeniało się dalej a w tym stanie nie przeżyłby tego. Chciałam oczywiście, żeby miał czas na ostatnie słowa ze swoimi przyjaciółmi oraz bratem, ale z rana zobaczyłem, że ktoś wyświadczył mu tą przysługę i go zabił. Wiem, że może brzmieć to dosyć brutalnie, ale taka jest prawda. Nie było już żadnej nadziei. Nie zmienia to jednak faktu, że to co zrobił jest straszne. Nie skazywałabym go jednak na śmierć. Może żyć przy nas, tylko odizolowany w piwnicy.
                Kiedy skończyła wiedziałem, że zostały tylko trzy głosy. Zacząłem zdawać sobie powoli sprawę z tego, że zaraz mogę być poddany naprawdę ciężkiemu wyborowi. Na razie jednak słuchałem słów Miczi :
— Jesteście potworni! Sami słyszeliście co powiedziała pielęgniarka! On by i tak zginął. Dalion wyświadczył nam przysługę. Pomyślcie jak Eryk musiał cierpieć. To jego wina, że poszedł tam sam. Gdyby tylko zgłosił to w odpowiednim momencie, prawdopodobnie wciąż by żył – Do czego dążysz Miczi, pomyślałem – Nie uważacie, że jesteśmy w większości dorosłymi ludźmi i nie powinniśmy wybijać się pomiędzy sobą? Zostawcie go przy życiu. Będę osobiście pilnowała tego, żeby nie zrobił nic głupiego. Może nawet siedzieć w tej piwnicy, byle nie dopuścić do aktu tego bestialstwa. Jestem za oszczędzeniem go.
                Było mi żal. Straszliwe żal sytuacji, w której znalazła się moja przyjaciółka. Musiałem jednak myśleć trzeźwo. Niektórzy uważali mnie za dowódcę obozu i nawet jeżeli się nim nie czułem, musiałem wybrać dobrze. Tak, żeby cała drużyna była bezpieczna, w jak największym stopniu. Głos zabrał Kiciuś :
— Wiecie dobrze jaki będzie mój głos. Kiedy wczoraj dowiedziałem się o stanie mojego brata, wiedziałem, że ktoś będzie musiał to zrobić, żeby chłopak się nie męczył. Lecz nie w taki sposób, do cholery! Dalion zachował się jak cholerne zwierzę! Nie zasługuje na miejsce tutaj. Pozbawił mnie ostatnich chwil z rodziną. Nie wiem co się dzieję z resztą moich krewnych, prawdopodobnie są daleko stąd albo po prostu nie żyją. Odebrał mi coś co uważałem za cenne. Chcę jego śmierci.
                Cztery na cztery głosy. Pięknie kurwa, pięknie, pomyślałem. Teraz w zależności od tego co odpowiem będą zależały moje stosunki z niektórymi osobami. Słuchając tych wszystkich ludzi, z którymi przeżyłem już tyle, postawiłem sobie sprawę jasno. Wiedziałem, że jestem im coś winny. Wszyscy patrzyli na mnie. Niektórzy z zaciekawieniem, inni z trwogą. W końcu przemówiłem :

— Gigant świetnie określił całą sytuację. Nie jesteśmy zwierzętami a każda para rąk może się przydać. Ostatnie tygodnie były takie dziwne. Cały świat posypał się mi na głowę, a zarazem osiągnąłem praktycznie wszystko to czego chciałem. Muszę jednak przyznać, że moja droga jest usłana trupami. Kamil, wasz przyjaciel, który chronił Natalię, ludzie Alexa w tym Goliat oraz Eryk. Wszyscy, których wymieniłem byli zabici, w mniejszym lub większym stopniu, przy moim udziale lub z mojej winy. Jestem za was odpowiedzialny i powinienem nie dopuszczać do tego typu sytuacji. Jesteśmy tu sami. Mamy tylko siebie i potrzebujemy każdego z nas. Niestety jednak, nie mogę dopuszczać do tego, żebyśmy mieli w obozie osoby, które zagrażają tym którym kocham.. – zobaczyłem grymas na twarzy Miczi – Jestem za zabiciem Daliona.

środa, 26 marca 2014

Rozdział 14: Wiadomość

Wyjątkowo krótki rozdział, nawet jak na moje standardy. Jest odrobinę szokujący, ale myślę, że trafi do Was :> Po przeczytaniu proszę o KOMENTARZ oraz podesłanie bloga znajomym. Zapraszam do lektury.

-----------------------------------------------------------------

Rozdział 14: Wiadomość


                Byłem przerażony, a zarazem zły z powodu nieposłuszności i głupoty Eryka. Jak mógł pobiec tam sam? Był o dwa lata młodszy ode mnie i widocznie życie nie nauczyło go niczego. Zbiegając po schodkach domku kazałem zawołać Szpiega i Nieznajomą oraz Kiciusia. Biorąc pistolet oraz nóż czekałem na nich i już po dwóch minutach byli gotowi. Zauważyłem ostatnio, że Kiciuś spędza sporo czasu z Nieznajomą i byłem ciekaw czy coś pomiędzy nimi zaiskrzyło. Nie było jednak na to teraz czasu. Wypuściłem przez bramę całą trójkę, która ze mną szła i zamknąłem ją za sobą, zostawiając przy niej Damiana. Nawet stąd widziałem światło ogniska, które znajdowało się niedaleko mostu.
                Jeszcze parę miesięcy temu pomyślałbym, że turyści robią ognisko, teraz jednak byłem pełen obaw. Całe szczęście byli przy mnie moi przyjaciele, więc kroki wydawały się lekkie i prowadziły mnie coraz bliżej. Co ten Eryk sobie myślał idąc tu sam? Co ja sobie myślę prowadząc moich przyjaciół prosto w tą oczywistą pułapkę? Całe szczęście wszyscy byli dobrze uzbrojeni. Ilość amunicji i broni zebranej przez Alexa była zadowalająca. Nie zmarnowaliśmy nawet jednej czwartej zapasów.  Jedzenia i picia również mieliśmy sporo.
                 Z każdym krokiem byliśmy coraz bliżej mostu. Zaledwie parę tygodni temu siedziałem tutaj z Miczi i Kamilem, planując odbicie Królowego Mostu. Jaki ten los jest dziwny. Kiedy zbliżyliśmy się wystarczająco blisko, zauważyłem, co było widoczne z tak daleka i rzeczywiście, było to ognisko. Ułożone na szybko, dosyć niedbale, dopalało się już, kiedy do niego podeszliśmy. Szedłem z pistoletem w rękach celując w ciemność. Teraz żałowałem, że nie wziąłem latarki. Na twarzach moich kompanów, widać było niepokój. Kiciuś podszedł powoli do ogniska i zaczął je gasić butem. Nieznajoma wyjrzała za barierkę i spojrzała na ciemną wodę płynącą pod nami. Szpieg z kolei zszedł pod most, gdzie był, swego rodzaju brzeg.
                 Kiedyś na wakacjach schodziliśmy z niego do wody i kąpaliśmy się beztrosko. Teraz jednak, gdy Szpieg zniknął w ciemnościach usłyszałem tylko dźwięk wymiotowania. Spojrzeliśmy na siebie z Kiciusiem i natychmiast doskoczyłem do niego, kategorycznie zabraniając mu zejścia tam. Sam przeskoczyłem barierkę i ruszyłem po kamienistym zboczu w dół. Nie było one strome, ani wysokie, jednak było ciemno i ostatnie czego teraz chciałem to skręcona kostka. Na dole zobaczyłem coś tak ohydnego, że sam przez chwilę czułem, że zaraz zwymiotuje. Na dole leżał Eryk.  Widać było, że oddycha, co mnie odrobinę uspokoiło. To co jednak było takie szokujące to jego stan. Nie miał obu stóp. Krew z kikutów sączyła się powoli do strumienia a w jego rękach była jakaś kartka papieru. Było tak ciemno, że nawet nie próbowałem jej czytać, więc podszedłem do niego i schowałem ją pospiesznie do kieszeni.
                 Zawołałem resztę. Gdy zobaczyli w jakim jest stanie zareagowali kompletnie inaczej. Nieznajoma natychmiast wróciła na górę, dysząc ciężko a Kiciuś stał i milczał. Gestem wskazałem mu, że pomógł mi z niesieniem go do obozu. Kiedy zobaczyłem, że nie reaguje odezwałem się:
— Stary on się zaraz wykrwawi. Co z tobą do cholery?
                Nie czekając na Kiciusia poprosiłem Szpiega, żeby mi pomógł. Ostrożnie wynieśliśmy poszkodowanego spod mostu i zaczęliśmy iść w stronę Obozu. Usłyszałem nagle dziwny dźwięk, coś jakby alarm, zza naszych pleców. Odwróciłem się i zobaczyłem, że ktoś biegnie w naszą stronę. Wskazałem go szybko  Nieznajomej i Erniemu i przyspieszyłem kroku. Ten człowiek robił tyle hałasu, że lada chwila zbiegną się tutaj okoliczne niedobitki zombie. Nagle usłyszałem jak dźwięk zbliża się z zawrotną prędkością i zatrzymałem jak wryty, gdy nieduża skrzynka przyleciała pod nasz nogi. Było tak głośno, że przez chwilę myślałem, że upadnę. Próbowałem ją odtrącić nogą w krzaki.
                 Wtedy na drodze przed nami pojawiły się trupy. Człapały powoli, zwabione dźwiękiem. Przeklinając osobę, która na nas to sprowadziła, położyłem delikatnie Eryka na trawie i wraz z Szpiegiem wyciągnęliśmy bronie. Nieznajoma skakała już w stronę pierwszego z trupów z wyciągniętą bronią do walki wręcz. Ja ,trzymając się blisko Kiciusia i jego konającego brata, zadawałem pewną śmierć trupom. Szło ich jeszcze całkiem sporo i z każdym kolejnym było coraz ciężej. Było ciemno i gdyby nie to, że nabraliśmy już sporo doświadczenia i nie mieliśmy problemów w walce na otwartym terenie to moglibyśmy tam zginąć. Było parę niebezpiecznych momentów, szczególnie, kiedy jeden z umarlaków rzucił się na mnie i musiałem się z trudem bronić przed jego zębami czekając na ratunek, który nadszedł dopiero dzięki Szpiegowi. Wstałem chwiejnie.
                 Wtedy usłyszałem strzały. Przez chwilę myślałem, że to Szpieg, ale kiedy któryś z nich drasnął mnie w nogę byłem pewien, że coś jest nie tak. Korzystając z sytuacji, że kolejne zombie były jeszcze paręnaście metrów od nas odwróciłem się w stronę mostu. Zobaczyłem trójkę ludzi, którzy pakowali do nas z jakichś pistoletów. Była to sytuacja beznadziejna. Od przodu zombie, od tyłu ocalali, po bokach pola a na trawie leżący kaleka. My staliśmy na środku drogi i nie było zbytnio szans, żeby się schować. Co prawda kawałek od nas stały stoły turystyczne, gdzie można było usiąść i porozmawiać, ale była to kiepska ochrona. Musiałem zadecydować szybko. Kiciuś wyciągnął broń palną i odpowiedział osobom na moście serią. Ci pochowali się przy barierkach mostu, wciąż celując do nas. Pudło dalej robiło dużo hałasu, ale ku mojemu zadowoleniu zombie było coraz mniej. Nieznajoma próbowała dalej przebijać się przez hordę wraz ze Szpiegiem a Kiciuś leżał na drodze i celował. Ja wykorzystując sytuację zaciągnąłem Eryka za ręce do stołów i położyłem go za jeden z nich.
                Prawdopodobnie gdyby był dzień, już byśmy nie żyli, bo ciemność oprócz chowania twarzy naszych wrogów, przeszkadzała im także w celowaniu. Przeładowałem pistolet i wychylając się zza stołu również zacząłem strzelać. Nagle zobaczyłem kolejną postać biegnącą do nas w ciemności. Tym razem nadchodziła z drugiej strony. Przerażony zdałem sobie sprawę, że nas otaczają. Wtedy jednak rozpoznałem ją i omal nie krzyknąłem z ulgi.
                Z Obozu nadbiegał Gigant. Biegł drogą z zawrotną prędkością dobywając swojego miecza. W nikłym świetle księżyca zobaczyłem jak wbiega w pozostałe przy funkcjonowaniu zombie i chlasta mieczem. Nieznajoma odsunęła się, żeby nie wejść w pole rażenia a Karol w tym czasie wykonał potężny zamach. Słyszałem świst powietrza i dźwięki rozcinania ciał. Co prawda strzały dalej były kierowane w naszą stronę, ale żaden z nich nie trafiał. Gigant podszedł do mnie, po tym jak go zawołałem i wziął na plecy Eryka. Widziałem na jego twarzy  troskę. Wstając i nie przestając wysyłać pojedynczych pocisków szedłem w stronę Obozu. Kiciuś z resztą także wycofywali się plecami do kierunku ruchu, żeby nie stracić trzech postaci z mostu, z oczu. Po chwili byliśmy już na ulicy, więc kazałem reszcie biec. Sam kuśtykałem najszybciej jak umiałem, rana nie była poważna, lecz boleśnie dawała o sobie znać przy każdej próbie podjęcia biegu. Spojrzałem jeszcze ostatni raz w stronę mostu zauważając, że nikogo już tam nie widzę.
                 Kiedy przekroczyliśmy bramę obozu upadłem ciężko na trawę. Natychmiast podbiegł do mnie Damian i Goku i zaprowadzili mnie do lecznicy. Tam również skierował się Gigant z okaleczonym Erykiem na plecach. Po chwili leżałem na łóżku, a Sołtys pomagał oczyścić moją ranę i ją zabandażować. Okazało się, że starzec również potrafi pomóc, chociaż byłem pewien, że zna się na tym znacznie słabiej od Joli. Kobieta krzątała się przy Eryku. Widziałem na jej twarzy strach, za każdym razem, gdy musiała dotknąć miejsca odcięcia stóp, chłopak krzyczał.
                 W końcu wsadziła mu pomiędzy zęby patyk i zawołała jego brata. Kiedy wszedł Kiciuś widziałem na jego twarzy przerażenie. Jola powiedziała mu coś, a ten tylko pokiwał delikatnie głową. Do domku po chwili weszli również Goku, Cinek oraz Dalion z Miczi. Gigant odszedł, żeby pilnować wejścia. W końcu jeżeli zaatakowali nas na moście to możliwe, że powtórzą atak, tym razem na obóz.  Sam czułem się już lepiej i zdecydowanie bezpieczniej. Teraz wszyscy czekali na to, aż Jola powie nam co z Erykiem. Kto mógł to zrobić? Poszedł tam maksymalnie dziesięć minut przed nami a już został tak poważnie okaleczony. Czy to byli ludzie z mostu, którzy do nas strzelali? Zastanawiałem się nad tym coraz poważniej.
                 Kiedy po dwudziestu minutach milczenia do pokoju weszła Jola wszyscy wstali. Kiciuś wyglądał na zmęczonego, ale kiedy zobaczył pielęgniarkę spytał z nadzieją w głosie :
— Wyjdzie z tego?
— Rany są bardzo poważne. Stracił obie stopy. Przypaliłam je, wtedy bidulka zemdlał. Jeżeli przeżyje tą noc to jego stan powinien się ustabilizować – powiedziała szczerze.
                Kiciuś wszedł do pokoju w którym leżał jego brat. Nie chcieliśmy mu teraz przeszkadzać więc poczekaliśmy na niego. To było smutne, chociaż obaj bracia zawsze się sprzeczali to jednak byli rodziną. Bałem się tego jak Ernest zmieni się po tym jakby Eryk zmarł. W końcu po paru minutach mój przyjaciel opuścił pokój i razem z nami wyszedł z domu. Rozeszliśmy się z Dalionem i Miczi do swoich chatek i po chwili siedzieliśmy w kuchni jedząc skromną kolacje. Było dosyć cicho, nikt nie miał humoru ani siły aby podjąć dyskusję. Po chwili z kuchni kolejno wychodziły osoby, aby udać się spać. Najpierw opuścił nas Cinek, następnie Nieznajoma a potem Goku. Kiedy wychodziła Natalia pocałowałem ją na dobranoc. W końcu zostałem w kuchni sam z Kiciusiem. Miałem do niego kilka pytań :
— Stary, wiem, że nie masz humoru rozmawiać teraz o takich sprawach, ale musimy zaplanować co dalej – zacząłem.
— Co masz na myśli? – zapytał.
— W tym obozie są teraz praktycznie wszyscy, którzy mieli się tu znaleźć. Tak to wszystko planowałem. Oczywiście doszły również osoby, które znalazły się tu przypadkiem, ale od razu nawiązaliśmy z nimi przyjaźnie. Nie wiem czy pamiętasz, ale za czasów, kiedy to wszystko było normalne, a jedyna apokalipsa jaka była, miała miejsce w DayZ mieliśmy pewien plan. Pamiętasz? – zapytałem.
— Chodzi ci o Pablorda, Dziarę i Mpd? O to, że planowaliśmy się spotkać w Toruniu? Myślisz, że oni teraz tam są?
— Dokładnie. Co myślisz, żeby kiedyś pojechać tam i to sprawdzić? Wiem, że brzmię jak szaleniec, ale pomyśl tylko. Góra dwa dni drogi w tą i z powrotem. Gdybyśmy mieli szczęście, możliwe, że nawet byśmy nie wpadli na innych ocalałych. Wyruszylibyśmy tam, sprawdzili czy oni tam są i wrócili. W ten czas obóz bronił by się bez tych dwóch, trzech osób. A jakby się nam udało, możliwe, że mielibyśmy kolejnych, potężnych sojuszników – powiedziałem, wyobrażając to sobie.
                 Pablord, Dziara i Mpd. Nasi znajomi z Internetu. Jeszcze niedawno, jak rozmawialiśmy z nimi, ustalaliśmy, że gdyby wybuchła apokalipsa zombie, spotkamy się wszyscy w Toruniu. Z Królowego Mostu do Torunia musiało być coś ponad trzysta kilometrów. Kto wie, może któregoś dnia wyruszymy tam i spotkamy naszych znajomych. Kończąc nieprzyjemne tematy, rozmawiałem jeszcze z moim przyjacielem i wspominałem stare czasy. Kiedy nawet on poszedł spać usiadłem i zacząłem myśleć o ostatnich zdarzeniach. Nagle przypomniałem sobie o kartce papieru, która wciąż była w moich spodniach. Wyciągnąłem ją z ust Eryka. Wziąłem ją i wyprostowałem na stole. Za te słowa, które zaraz przeczytam, Eryk zapłacił dwoma stopami. Spojrzałem na rzędy koślawych liter i zacząłem czytać :
Widzisz jacy twoi ludzie są nieuważni? Jak łatwo wywabić ich z obozu? Wiedz, że od dzisiaj co każde trzy dni będziemy okaleczać lub zabijać kolejnego z twoich ludzi. Przestaniemy dopiero, kiedy opuścicie to miejsce. Wynoście się stąd. To co się stanie temu młodemu, to dopiero pierwsze ostrzeżenie. Następne będzie już mniej przyjemne, zapamiętaj te słowa. Ze mną się nie zadziera.”
Pod listem był podpis – „Łapa”.

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 13: Dalion

Czas na rozdział mieszający trochę w głowach i skupiony na relacjach pomiędzy osobami w obozie. Oczywiście i tutaj postarałem się o trzymające w  napięciu zakończenie :) Kiedy to czytacie z pewnością jestem na Pyrkonie ^^ Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym!

----------------------------------------------------------------

Rozdział 13: Dalion


                Szok jaki przeżyłem widząc Daliona był wielki. Nie zadając pytań kazałem Gigantowi wziąć go pod pachę i natychmiast rozpoczęliśmy drogę powrotną. Po drodze nie spotkaliśmy nic. Deszcz wciąż uderzał rytmicznie o ziemię, tworząc kałuże w których zatapialiśmy się z plaskiem. W okolicach polanki zobaczyłem trupa. Widząc, że Gigant jest zajęty pierwszy skoczyłem do niego i zdzieliłem  kolbą pistoletu tak mocno, że wgniotłem czaszkę. Następnie poprawiłem bronią do walki wręcz, dobijając wroga.
 Przez znalezienie chłopca mój umysł zaczął pracować na dziwnych obrotach. Było mi duszno i byłem zmęczony. Nagle ni stąd ni zowąd zadałem sobie w głowie pytanie, kompletnie nie związane z sytuacją. Kiedy Alex mnie ogłuszył w parku, miałem ze sobą plecak. Gdzie on teraz się znajdywał? Teraz przypomniałem sobie, że miałem w nim nóż wojskowy, który był znacznie ostrzejszy i lepiej leżał w ręce. Ta myśl pojawiła się tak nagle, że ciężko mi było powiedzieć co ją wywołało. Kolejną myślą, jaka pojawiła się w mojej głowie był chłopak niesiony przez Karola. Przecież on nie żył. Nie mógł przeżyć tylu dni sam w puszczy, bez ręki. Nagle doszło do mnie, że próbował nas zabić ściągając hordę. Czy wiedział, że to my? Może Alex go znalazł i przestrzegł przed grupą, która jest teraz w Królowym Moście. A może po prostu oszalał. Kiedy zajrzeliśmy do baraku śmiał się tylko jak szalony. W domu będziemy musieli go zbadać, możliwe, że dręczyła go gorączka, albo został ugryziony. Na myśl o tym natychmiast kazałem Gigantowi postawić Daliona i prowadzić go normalnie.
 Mijając polankę dotarliśmy do Obozu. Chyba nigdy nie czułem takiej ulgi widząc gębę Cinka wyglądająco zza furtki. Od kiedy z taką łatwością przejęliśmy Kiciusia, nie pozwalałem strażnikom wychodzić za ogrodzenie i siedzieć poza bezpiecznym płotem. Teraz mieli podwyższenie sięgające ponad dwumetrowy płot, skąd można było bez problemu mieć podobny zasięg wzroku, a zarazem o wiele więcej bezpieczeństwa. Kiedy Cinek zobaczył prowadzoną osobę nie pytał o nic, ale poprosił Szpiega o zmienienie go na warcie. Ja wraz z Gigantem zawlokłem go do domu Kiciusia i posłałem po Miczi. Gdy usłyszała kogo znaleźliśmy w lesie przy wieży, nie mogła uwierzyć. Weszła przez drzwi i rzuciła się na niego i przytuliła. Szybko jednak jej wyraz twarzy zmienił się i kiedy dotknęła go w czoło krzyknęła z grozą :
— Boże on musi mieć z czterdzieści stopni gorączki!
Musiałem przyznać, że teraz w świetle wyglądał naprawdę żałośnie. Jego kikut miał dziwny kolor i widać było na nim ślady nieudolnego przypalenia rany. Cały był obdarty i brudny. Wyglądało też na to, że średnio kontaktował bo poza falami śmiechu nie reagował specjalnie na nasze słowa. Kazałem zawołać Jolę, która po chwili zaczęła zajmować się rannym. Miczi siedziała przy nim, wpatrując się z przerażeniem. Cinek nie wytrzymał i odciągnął mnie na bok :
— Stary, kto to do chuja jest? – zapytał, nie ukrywając gniewu.
— Wiesz w sumie ciężko to wytłumaczyć. On razem z Miczi i jeszcze jednym kolesiem, który zginął na polanie, pomogli mi się tutaj dostać. Kiedy byliśmy w Grabówce wpadliśmy na tych samych ludzi, których spotkaliście wy. Zaczęła się strzelanina i on dostał w nogę. Widocznie, ktoś go już opatrzył bo nie widzę, żeby kuśtykał. Potem wysłałem go do samochodu, a sam poszedłem na zwiad. Znalazłem tylko jego odciętą rękę i byliśmy pewni, że on już nie żyje. Możliwe, że będzie można go jeszcze uratować…
— Uratować?! Widzisz jakiego pierdolca dostał? On musi mieć z piętnaście lat! Nie ma ręki, został postrzelony i przeżył trzy dni w puszczy, po mojemu jedyne co mu może pomóc to kulka w łeb.
— Nawet o tym nie myśl. Spróbujemy go uratować, póki co ma gorączkę, jak wyzdrowieje to będziemy myśleć dalej.
Dopiero teraz zauważyłem, że Dalion został położony tymczasowo w łóżku na którym parę dni konał Kiciuś. Zastanawiałem się gdzie on teraz jest, ale po chwili znalazłem go siedzącego na warcie przy północnej bramie. Zrelacjonowałem mu szybko co się stało i opowiedziałem to samo o Dalionie, co Cinkowi. Zareagował o wiele delikatniej niż Marcin :
— Stary mam nadzieję, że młody się z tego wykaraska. Ja chyba bym padł. Samo postrzelenie jest już straszne, a ten dzieciak do tego stracił rękę, miał ją przypalaną i spędził tyle dni w lesie!
Nim zdążyłem coś powiedzieć z domu wyszedł Gigant i podszedł do nas :
— Młody zasnął —  powiedział spokojnie.
— Wiecie co mnie zastanawia? Kto do cholery mu pomógł? Wątpię, żeby ktoś bez ręki, kulejąc, sam sobie zabandażował nogę i podsmażył kikut. Myślicie, że to Alex? A może w Kołodnie jest podobny obóz? Sprawdzaliście to z Alexem? – ostatnie pytanie skierowałem do Kiciusia.
— Nic nie sprawdzaliśmy. Ale jeżeli byliście na wieży, myślę, że zauważylibyście gdyby w Kołodnie paliły się światła. A nie widzieliście tego prawda? – zapytał Ernest.
— Nie… Ale widzieliśmy coś jeszcze gorszego. Pamiętasz te białe miasto, które zawsze pozostawało dla nas tajemnicą, gdy rozglądaliśmy się po okolicy z wieży? Płonęło. Widzieliśmy ogromne jęzory ognia tańczące po budynkach oraz helikopter lecący nad nimi. Myślisz, że wynaleźli antidotum i powoli pomagają ludziom? A może to był po prostu jeden z helikopterów ewakuacyjnych? – spytałem.
— Wątpię, żeby taki helikopter mógł pomagać ludziom. Nie wyglądał jak te ogromne helki przewożące ludzi. Moim zdaniem, ktoś go przejął i wykorzystuje go do przemieszczania się. – wtrącił się Gigant.
— Szkoda, że my takiego nie mamy. Z tego co wiem Sołtys potrafi pilotować. To wspaniały człowiek, mógłby nas wysłać daleko stąd. – powiedział Kiciuś.
W tym momencie jakiś hałas przerwał nam dyskusję. Zza płotu można było usłyszeć jakieś jęki. Deszcz przestał padać a wiatru praktycznie nie było więc musiały to być zombie. Gigant miał pod ręką miecz, a ja z Kiciusiem bronie palne więc spojrzeliśmy za bramę i to co zobaczyliśmy nie należało do przyjemnych widoków. Za ogrodzeniem, na ulicy, ciągnęło się około piętnastu trupów. Musiały podążać tutaj w poszukiwaniu pożywienia. Kiedy zobaczyły światła Obozu i nas, natychmiast zaczęły człapać w stronę ogrodzenia. Kiciuś chciał strzelić, ale dałem mu znak, żeby zaczekał i rzuciłem toporek, który leżał przy nim. Następnie sam wyciągnąłem nóż i zobaczyłem jak Gigant obnaża ostrze swojego ogromnego miecza. Wyeliminowanie trupów nie było trudne, byliśmy za ogrodzeniem a one zamiast się wspinać wyciągały pokraczne łapska w naszą stronę z nadzieją, że nas dosięgną. My tylko podchodziliśmy pojedynczo i wycinaliśmy jednego za drugim. Raz zrobiło się dosyć niebezpiecznie, bo Kiciuś do walki używał lewej ręki, w której nie miał tak wielkiej wprawy i siły. Topór wbił się w ogrodzenie, a zombie złapał go za rękę próbując ugryźć. Gigant zareagował natychmiast pchając z całej siły w twarz szwendacza i powalając go. Po chwili oczyściliśmy falę i powiedziałem, że pozbieramy trupy z rana po czym odszedłem do domu zostawiając Kiciusia na straży.
 W domu akurat jedli kolacje. Przy stole siedziała Natalia, Cinek oraz Nieznajoma. Goku najwyraźniej dalej pełnił straż. Rzuciłem tylko od niechcenia, że nie jestem głodny i wspiąłem się po schodach na górę. Gdy zdjąłem buty podszedłem do okna i wyjrzałem za nie. Widziałem stąd młyn. Podszedłem do swojego plecaka i wyciągnąłem zdjęcie rodziny. Popatrzyłem na nie ze smutkiem. Następnie schowałem je i patrzyłem zamyślony na gwiazdy. Nie usłyszałem nawet, kiedy Natalia weszła na piętro i podeszła od tyłu do mnie. Przytuliła mnie i wyszeptała po cichu :
— Dziękuje za wszystko.
                Odwróciłem się do niej i nie czekając na lepszy moment pocałowałem. Nie odepchnęła mnie. Staliśmy tak całując się przez dobre paręnaście sekund. Dotykałem jej ciała i odgarniałem włosy. W końcu odsunąłem ją lekko, lecz widziałem, że za chwilę znowu zatoniemy w długim namiętnym pocałunku. Zbyt długo czekałem na ten moment, żeby go teraz nie wykorzystać. Przysunęliśmy się bliżej siebie i chwyciłem ją delikatnie za pośladki. Oddałbym wiele, żeby te chwile trwały dłużej, ale w końcu usłyszeliśmy wchodzących na górę ludzi, więc oderwaliśmy się i wróciliśmy na swoje miejsca, tajemniczo się uśmiechając.  Kiedy zasnąłem, moje sny były kolorowe i piękne.
Następne dni były tak podobne do siebie, że z perspektywy czasu ciężko by było je rozróżnić. Ranki spędzaliśmy na wspólnych śniadaniach. Później wychodziliśmy na zwiad, umacnialiśmy ogrodzenie, lub robiliśmy wypady po zapasy. Wieczory spędzaliśmy na pilnowaniu obozu i robieniu ognisk a ja umacniałem naszą więź z Natalią. Przez chwile czułem się tak beztrosko, że zacząłem zapominać o tym, że wybuchła apokalipsa. Zombie pojawiały się bardzo rzadko, cała okolica była raczej czysta.
 Jednak dwie rzeczy wciąż trzymały mnie twardo na ziemi. Alex i Dalion. Ten pierwszy czaił się gdzieś, czekał na odpowiedni moment do ataku, a drugi zaczął już zdrowieć, ale daje zachowywał się dziwnie. Można z nim było porozmawiać, lecz nie pamiętał zdarzeń z Grabówki i ciągle zachowywał się jak wariat. Przeniósł się do domku w którym spała Miczi, Gigant i Szpieg.  W końcu pewnego wieczora, po około dwóch tygodniach spokoju, kiedy leżałem na piętrze wraz z Natalią i rozmawialiśmy, przybiegł do nas zasapany Goku. Przez dłuższą chwilę nie rozumiałem co mówi, w końcu uspokoił się i powiedział :
— Ziomek jeden ze strażników zauważył przy moście światło ogniska!
— Kto taki? – spytałem zaciekawiony – I czemu sam nie przyniósł mi tej wieści?
— Eryk. Pobiegł od razu za ogniem. Dowiedziałem się o tym od Roberta, który stacjonował bramę obok.
Zakląłem szpetnie i zacząłem się ubierać.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 12: Deszcz

No i 12 rozdział przed nami :D Jest on stosunkowo krótki, ale zakończenie ma całkiem tęgie, jak na moje. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zbudujcie sobie dobry klimat i bierzcie się za czytanie! Nie zapomnijcie o komentarzu oraz rozsyłaniu bloga znajomym :> Zapraszam do czytania!

-----------------------------------------------------------------

Rozdział 12: Deszcz


                Cinek podszedł i z obrzydliwym chlupnięciem wyjął topór z głowy wroga. Podziękowałem mu skinieniem głowy i razem ruszyliśmy w stronę światła. Przeraziło mnie trochę to, jak łatwo dałem się podejść. Serce biło mi jak szalone. Po chwili zobaczyłem Goku, który siedział na masce samochodu z zatroskaną miną. Zapytał nas czy wszystko w porządku więc szybko uspokoiliśmy go, wsiedliśmy i pojechaliśmy.
Bez problemu dotarliśmy do Obozu i już po chwili siedzieliśmy w domku Kiciusia. Mieszkaliśmy tam w szóstkę, ja, Erni, Cinek, Natalia, Nieznajoma oraz Goku. Wszyscy spaliśmy na oddzielnych łózkach na górze, oprócz Kiciusia, który całymi dniami leżał, czasami tylko wstawał zjeść coś i porozmawiać z nami. Teraz jednak spał smacznie, a my powoli rozchodziliśmy się do łóżek. W końcu w kuchni zostałem tylko ja i Natalia. Zacząłem rozmowę :
— Natalio powiedz mi szczerze, czy masz mi za złe to, że przegoniłem Alexa?
— Nie… to nie to. Chodzi o to, że ostatnie dni były dla mnie straszne. Wszystko runęło praktycznie w chwilę. Jednego dnia idę spokojnie do szkoły spotkać się z przyjaciółmi a drugiego Ci przyjaciele prowadzą mnie i chronią przed tymi potworami. Jestem zmęczona i smutna… — powiedziała drżącym głosem. Wyglądała słodko. Była ubrana w dresowe spodnie i kobiecy sweter. Zależało mi na jej przyjaźni, jej zdaniu a może nawet czymś więcej.
— Teraz możesz odpocząć. Zadbam o bezpieczeństwo tego obozu, chociażbym miał zginąć.
— Dobrze wiesz, że nie chodzi o to! Ja po prostu. Nie wiem co myśleć. Kiedyś ufałam Alexowi jak bratu, tobie zresztą też, a teraz wszystko się zmienia. Ludzie się zmieniają. Nocami nie śpię dręczona koszmarami, a całe dni spędzam w domu. Muszę jakoś wyrwać się z tego transu.
Wiedziałem, że to co zaraz powiem mogło być złym pomysłem, jednak zaryzykowałem :
— Co powiesz na to, że jutro przejdziesz się z nami na wieżę obserwacyjną? Jak byliśmy ostatnim razem w Królowym Moście to jeszcze jej nie było, później nie przyjechałaś na wakacje i w sumie odwiedzaliśmy ją z Cinkiem i Ernim. Jest tam naprawdę bajecznie… — w tym momencie przerwałem, bo zobaczyłem, na jej pięknej twarzy łzy. Wstałem i przytuliłem ją. Wiedziałem, że dla takiej osoby jak ona było to wielkie przeżycie. Cieszyłem się też z każdej chwili w jej objęciach, żywiłem do niej uczucie, które ciągle było gdzieś tam, żarzące się niczym ostatni węgielek na palenisku. Wiedziałem, że ja też potrzebuje ciepła i drugiej osoby. Gasząc światło złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do łóżka. Gdy położyła się wygodnie powiedziałem jej dobranoc i wróciłem na dół.
 Ernest dalej drzemał w swoim łóżku. Obóz był pilnowany przez resztę, cieszyłem się, że tak dobrowolnie zgadzają się na pomoc w ochronie, chociaż wiedziałem, że nadejdzie wieczór, kiedy to ja będę musiał siedzieć tam w zimnie i obserwować czy nic się nie zbliża do obozu. Teraz zacząłem się zastanawiać gdzie stoi generator o którym myślałem, kiedy byłem jeszcze za granicą obozu. Pomyślałem, że będę musiał o to zapytać Adama jutro z rana. Usiadłem na krześle i spojrzałem przez okno na gwieździste niebo. Teraz przypomniałem sobie, że wysłałem Miczi oraz Giganta na zwiad do młyna, całkowicie o tym zapomniałem i o tym również musiałem się dowiedzieć. Zajrzałem do lodówki i znalazłem tam parę butelek piwa. Zaskoczony znaleziskiem od razu pomyślałem, że musiał je tu przywieźć Alex. Ucieszony tym faktem wyciągnąłem jedno i zacząłem pić. Było kojąco zimne. Uśmiechnąłem się do siebie w myślach: Siedzę w domu z twoim człowiekiem, z twoją miłością, twoimi autami oraz twoim piwem w ręce Alexie, a ty prawdopodobnie błądzisz po lesie i żresz resztki jagód oraz korzonki. Przepełniony tego typu myślami opróżniłem całą butelkę i wspiąłem się na piętro. Błogo opadłem na łóżko i zasnąłem.
Obudziłem się dopiero rano, wyspany i wypoczęty. Widziałem, że Nieznajoma i Cinek jeszcze śpią więc po cichu nałożyłem buty na nogi i zszedłem na dół. Kuchnia była pusta, widocznie Goku i Natalia chodzili już gdzieś po terenie Obozu. Czekał na mnie jednak talerz kanapek. Gdy zacząłem je jeść z apetytem usłyszałem jak Kiciuś wstaje i chwiejnym krokiem rusza w stronę kuchni. Ucieszony jego widokiem przywitałem go i podałem mu talerz :
— W końcu się widzimy Drwalu!
Taa… Wiesz, kiedyś zastanawiałem się jak to jest zostać postrzelonym. Teraz już wiem. To chujowe uczucie – w tej chwili na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech i zachichotaliśmy razem – Mów lepiej co tam słychać w obozie, przez tą ciągłe spanie nie jestem na bieżąco z informacjami.
Zrelacjonowałem mu pokrótce nasze ostatnie przygody. Szczególnie ucieszył się, kiedy usłyszał, że Cinek ostatecznie poparł naszą stronę, ratując mnie w lesie. Porozmawiałem z nim jeszcze o mniej ważnych rzeczach, kiedy dołączyli do nas Nieznajoma i Cinek. Zostawiłem ich jednak i poszedłem przejść się po obozie. Widziałem, że aktualnie straż pełnili Goku, Eryk, Robert, Szpieg oraz Sołtys. Poszedłem do domu obok i zapukałem. Mieszkał w nim Karol z swoim towarzyszem. Drzwi otworzył mi Gigant. Miał jak zwykle wesoły wyraz twarzy i zaprosił mnie do środka. Zajął sobie całkiem przytulną chatkę, nie miała ona piętra, ale parter był o dwa pomieszczenia większy od domu Kiciusia. Usiadłem przy stole, przy którym jadł śniadanie i spytałem o powodzenie wczorajszej misji, wcześniej opowiadając mu o tym co stało się w lesie. Zauważyłem, że w domu nie jest ubrany w swój „zombiako-odporny” strój, tylko w zwykłą bluzę, oczywiście dopasowaną do jego ogromnego ciała :
— Młyn był czysty. Nie spotkaliśmy nikogo, kto bym nam zagrażał, poza jednym zombiakiem, który wyglądał jakby przypałętał się tu z polany na której walczyliśmy – powiedział. Teraz zdałem sobie sprawę, że parę osób, które tam zginęło nie zostało kompletnie zabitych. Żeby człowiek nie wstał należało zniszczyć mózg. Inaczej przechodził przemianę i wstawał gotów do dalszej, parszywej wędrówki – Tutaj mam twój plecak. Wzięliśmy oprócz tego zapas mąki, może któraś z dziewczyn potrafi piec chleb. Świeży chlebek prosto z pieca, pomyśl tylko.
— Zdecydowanie apetycznie to brzmi – odpowiedziałem, uśmiechając się. Wytłumaczyłem Gigantowi jakie są plany na dzisiejszy dzień i jak zwykle nie usłyszałem nawet słowa sprzeciwu. Wydawał się solidnym sojusznikiem. Przekazałem mu też informację, żeby miał oko na Roberta, który mierzył do nas z broni jak tu przybyliśmy. Następnie wyszedłem i spojrzałem w niebo. Było dzisiaj wyjątkowo pochmurnie. O ile przez noc nie padało, dzisiaj zapowiadało się na deszcz. Podrapałem się po zaroście, który zaczął mi powoli pokrywać twarz. Musiałem jeszcze pogadać ze Szpiegiem, go również planowałem zabrać na wyprawę. Znalazłem go przy południowej bramie, gdzie pełnił wartę. Przywitałem go i szybko wtajemniczyłem w szczegóły wyprawy, zapewniając, że załatwię kogoś na jego miejsce do pilnowania ogrodzenia.
Gdy nastało późniejsze popołudnie, około godziny 15:00, zebrałem całą trójkę, która miała z nami wyruszyć. Gigant ubrany już po swojemu, czekał przy furtce wychodzącej do lasu, ostrząc swój ogromny miecz. Szpieg poprawiał noże przy pasie i ładował broń. Natalia ubrana i gotowa, również trzymała w ręce pistolet. Szybko wytłumaczyłem jej jak zwolnić blokadę i przeładować. Zaledwie dziesięć minut później byliśmy już w drodze. Pierwszym miejscem, na którym się zatrzymaliśmy, była polanka. Dalej leżały tam trupy, ale widziałem, że paru z nich brakuje. M.in. Goliata oraz paru towarzyszy Alexa. Nie patrząc dłużej, niż trzeba było minęliśmy to miejsce i skręciliśmy na północny zachód. Czekało nas parę kilometrów drogi, ale taki spacer mógł pomóc, oczyścić myśli i rozprostować kości. Szliśmy ostrożnie i rozmawialiśmy o sobie. Robiło się powoli ciemno, ale pomyśleliśmy i o tym, zabierając z obozu latarki. Podczas rozmowy przyszło mi do głowy pytanie, którego odpowiedzi byłem ciekaw już od jakiegoś czasu:
— Gigancie, jestem bardzo ciekaw twojej historii, w sumie poznaliśmy się zaledwie parę dni temu, ale dalej tego nie wiem – skąd się wziął twój miecz i strój?— zapytałem.
— Hahaha – zaśmiał się wesoło – to nie jest najciekawsza historia, ale skoro sobie tego życzysz, opowiem ci ją. Przed tym całym syfem, byłem zwykłym ochroniarzem w muzeum broni. Strój, który mam na sobie należał do mnie i w sumie sprawdzał się. Ja zawsze byłem fanem fantastyki i klimatów średniowiecza, więc kiedy zostawałem na noc, aby bronić eksponatów, przestawiałem kamery i wyjmowałem to cudeńko z gabloty i ćwiczyłem pchnięcia i zamachy. Miecz wydawał się stworzony dla mnie. Leży idealnie w dłoni a można nim rozrąbać drzewo na pół, taki jest ostry! Pewnego wieczoru, podczas moich ćwiczeń przyszedł drugi stróż, o którym nie wiedziałem. Wystraszyłem się tak bardzo, że niechcący pchnąłem go na odlew i zraniłem poważnie. Straciłem po tym pracę i miałem zostać osądzony. Pewnie zapłaciłbym jakieś wysokie odszkodowanie i miał problemy ze znalezieniem kolejnej roboty. W dzień, kiedy miała być rozprawa, zaczęło się to wszystko. Nim moje miasto ogarnął chaos wkradłem się do muzeum i ukradłem miecz, wiem, że może wam to się wydać trochę nie poprawne, ale wiecie… koniec świata i koniec zasad – tu odczekał na naszą reakcje. Zacząłem śmiać się głośno razem z pozostałymi, pierwszy raz szczerze od wielu dni.           
Kontynuowaliśmy nasz spacer po piaszczystych dróżkach w lesie, aż w końcu zaczął padać deszcz. Tego nie przewidzieliśmy, chociaż cały dzień nad nami wisiały chmury. Zgasiliśmy latarki i przyspieszyliśmy kroku, a deszcz siekał mocniej i mocniej z każdą sekundą. Usłyszeliśmy odległy grzmot. Całe szczęście wieża obserwacyjna była niedaleko i już po chwili mogliśmy się w niej skryć. Obiekt był nowy, miał jeszcze na sobie tabliczki, które informowały turystów ile pieniędzy poszło na jego budowę. Składał się z trzech pięter i w sumie liczył sobie dobre pięćdziesiąt metrów wysokości. Zbudowany był w całości z drewna. W okolicy stały jeszcze dwa małe baraki, w których przetrzymywane były materiały budowlane. Wspięliśmy się po schodach na szczyt i tam patrzyliśmy na nocny krajobraz.
 Widok na pewno byłby bardziej imponujący w dzień, ale teraz też czułem klimat. Spoglądałem z Natalią w stronę Królowego Mostu i leżącej niedaleko wioski Kołodno.  Nagle przez głośny dźwięk deszczu odbijający się echem po całej okolicy, oraz piorunami, które tańczyły po niebie niczym wyborni tancerze, usłyszałem dwa krzyki. Jeden Szpiega, który wskazywał na drugą stronę wieży obserwacyjnej, a drugi należący do Giganta, który wskazywał ogromnym palcem na podstawę budowli. Spojrzałem najpierw w miejsce na które pokazywał zakapturzony i zobaczyłem coś niesamowicie przerażającego. Łuna płonącego miasta. Nie wiedziałem dokładnie co to za miasto, nie mógł to być Białystok bo był zwyczajnie za daleko, ale teraz zdziwiłem się, że nie zauważyłem tego blasku wcześniej. Na północy, daleko stąd, widać było wysokie budynki w ogniu. Co ciekawe krążył nad nimi śmigłowiec. Musiały być oddalone o co najmniej dziesięć kilometrów od nas. 
Następnie spojrzałem na to co wskazywał Gigant. Miejscem oświetlanym przez niego latarką był jeden z barków. Stał teraz otworem i wychodziły z niego zombie. Co najmniej dwadzieścia. Zaczęły wspinać się chwiejnym krokiem po konstrukcji, a mnie, niczym miecz, przeszył strach. Krzyknąłem coś, ale sam nie usłyszałem swojego głosu przez burzę i gwałtowną ulewę, która zalewała okoliczne tereny. Podbiegłem do Giganta i przekazałem mu gestem, żeby obstawił schody. Wróciłem biegiem do Natalii o mało nie wypadając za barierkę, kiedy poślizgnąłem się na śliskim drewnie. Krzyknąłem jej do ucha :
— Musimy wracać!
Wyciągnąłem nóż i zacząłem ją ciągnąć za rękę w kierunku schodów. Pierwsze zombie docierały już na górę. Zobaczyłem jak Gigant zamachuje się ogromnym mieczem i przepoławia pierwszego trupa. Stracił jednak przy tym równowagę i  zobaczyłem z grozą jak kolejne dwa szwendacze powalają go i próbują gryźć. Próbował je odpychać ogromnymi łapami, te jednak nie dawały za wygraną i zaczynały drapać go po ochraniaczach na ręce. Szpieg widząc to natychmiast skoczył na nie, wyciągając dwa noże i wbił je idealnie w oba trupy, odpychając je do tyłu i tym samym blokując na chwilę drogę. Gigant wstał przerażony i podniósł swój miecz. Korzystając z momentu wszedłem na schody i zacząłem ciąć i strzelać. Schodząc powoli wyeliminowałem kolejne trzy trupy.
Karol podążył za mną i zza moich pleców dźgał mieczem, odrywając głowy zombie. Byłem cały we krwi, ale nie pozwoliłem żadnemu na podejście do mnie bliżej. Razem ze Szpiegiem udało nam się na tyle utorować drogę, żeby zejść na drugie piętro wieży. Tam przeżyłem kolejną chwilę grozy widząc, jak Natalia odcięta od nas walczy z martwym przeciwnikiem. Zanim jednak zdążyłem skoczyć zobaczyłem jak z satysfakcją przeszywa trupa paroma cięciami i wyrzuca go za barierkę. Walka była zażarta, cięliśmy, odpychaliśmy i odsuwaliśmy się. Wydawało mi się, że trwało to nieskończoność, kiedy w końcu zobaczyłem jak Gigant rozcina głowę ostatniego wroga. Deszcz powoli przestawał padać a noc była już w pełnym stadium . Byłem przerażony, ale zarazem wściekły. Zawołałem :
— Skąd one się wzięły?
Gigant nie odpowiedział. Wskazał tylko nadal uchylone drzwi baraku i kazał zachować ciszę. Opuściliśmy wieże i skradając się gęsiego podeszliśmy do małego budynku. Byliśmy zmęczeni, zmoknięci a nasze ubrania były przesiąknięte krwią. Kiedy stanęliśmy po obu stronach baraku zawołałem :
— Kto tam jest?
Usłyszałem trzask dochodzący ze środka. Trzymając w obu dłoniach spluwę patrzyłem na postać, która w cieniu wyłania się z baraku. Z początku wydawało mi się, że znowu śnię, przetarłem oczy i kazałem reszcie zostawić człowieka, który sprowadził na nas hordę. Osoba ta miała tylko jedną rękę a wzrostem sięgała mi zaledwie do szyi. Wciąż nie mogąc uwierzyć spojrzałem na twarz, którą ostatnio widziałem w Grabówce. Z ust postaci wydarł się szaleńczy śmiech, który rozbrzmiewał mi w głowie niczym świder. Przed nami stał Dalion.

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 11: Odpoczynek

Ten rozdział pomimo spokojnej nazwy, będzie rozwijał kilka ciekawych motywów. Czy ekipa Bobra w końcu zazna spokoju po przejęciu KM? Czy Alex pojawi się znowu w ich życiach? Tego dowiecie się już w krótce, zapraszam do komentowania i rozsyłania bloga znajomym. Miłego czytania!

Pablekta: Korektlord
------------------------------------------------------

Rozdział 11: Odpoczynek


                Usłyszałem hałasy. Siedziałem dalej w tym samym miejscu, na którym zasnąłem. Za oknem było ciemno. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. O dziwo nie widziałem tutaj Kiciusia. Pomyślałem od razu, że Gigant przeniósł go na piętro, gdzie było cieplej i przytulniej. Wstałem i rozprostowałem obolałe nogi. Zdziwiłem się faktem, że byłem w pomieszczeniu sam. W końcu w obozie przebywało teraz piętnaście osób. Szukając mojej broni przeżyłem kolejne zaskoczenie – zniknął mój pistolet oraz podręczny nóż. Wyjrzałem za okno i ujrzałem Sołtysa rozmawiającego z Goku. Uspokoiło to trochę moje obawy. Chciałem zobaczyć, co dzieje się z Kiciusiem, więc udałem się w stronę schodów.
 Nagle usłyszałem dźwięk dochodzący od drzwi, z drugiej strony domu. Powoli ruszyłem do kuchni, żeby zobaczyć, co się dzieje. Ujrzałem postać, która właśnie otworzyła drzwi. Przez pierwszą chwilę wydawało mi się, że to Cinek, ale po chwili zamarłem. To był Alex. Sparaliżowany strachem nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Jego twarz była pokryta ranami, które zadaliśmy mu w czasie walki na polanie. Natychmiastowo otrząsnąłem się i puściłem biegiem w stronę salonu. Słyszałem jak mnie goni. Zacząłem wołać o pomoc, ale nie widziałem nadchodzącego Giganta, ani nikogo innego z moich przyjaciół. Pech chciał, że potknąłem się o próg i straciłem równowagę. Mój przeciwnik wykorzystał to i doskoczył do mnie. Powalił mnie, zobaczyłem nóż w jego rękach. Byłem tak przerażony, że nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Broń zabłysnęła w jego dłoni i zadał mi cios w brzuch. Poczułem ogromny ból, kiedy stal przeszywała mnie na wylot:
— Za zniszczenie spokoju – dźgnął ponownie – za zabicie moich przyjaciół – następna fala bólu przeszyła mnie – za Natalię – zacząłem odpływać atakowany przez mojego największego wroga. Dorwał mnie. Umierałem. Widziałem jego twarz przepełnioną nienawiścią. Czy to naprawdę był ostatni widok jaki miałem zobaczyć w życiu? Wtedy odleciałem. Zamknąłem oczy i nie czułem już niczego.
 Wtedy się obudziłem. Zlany potem podniosłem się. Było na oko południe. Leżałem na piętrze domu Kiciusia. Widziałem, że w kącie na drugim łóżku siedział Goku. Kiedy zobaczył, że wstałem podszedł do mnie i przywitał się :
— W końcu wstałeś, pało – powiedział żartobliwie, jak to miał w zwyczaju. Teraz w końcu miałem szansę z nim normalnie porozmawiać. Nie robiłem tego od czasu naszej rozmowy w parku.
— Miałem straszny sen dotyczący Alexa. W Obozie wszystko w porządku? – zapytałem na wszelki wypadek.
— Jasne, że tak. Ten twój ogromny kumpel chodzi od bramy do bramy i pilnuje porządku. Reszta szykuje śniadanie, a Kiciuś kima na dole.
— Dzięki. Zaraz będę musiał posłuchać waszej relacji co do zdarzeń w drodze do Królowego Mostu. Ale najpierw muszę coś zjeść bo nie wytrzymam – odpowiedziałem i wstałem. Bartek zszedł na dół, a ja ubrałem się i poszedłem w jego ślady. Na dole drzemał Kiciuś. Jego ręka była zabandażowana. W kuchni, w której rozgrywała się akcja mojego koszmaru siedziało teraz parę osób – Natalia, Goku, Nieznajoma, Gigant, Szpieg oraz Cinek.
Usiadłem przy stole i łapczywie rzuciłem się na swoją porcję jedzenia.  Zjadając szybko, rozpocząłem dyskusję :
— Dziękuje za posiłek. Opowiadajcie teraz jak wyglądała wasza droga tutaj. Może mi się to przydać, w końcu Alex dalej gdzieś tam jest.
— Może ja opowiem? Mam całkiem dobrą pamięć i kojarzę każdy szczegół – zaczął Goku i nie czekając na pozwolenie kontynuował — W momencie, kiedy poszedłeś wraz z tym debilem na zwiad w parku, wyczekiwaliśmy znaku od Kiciusia do ataku. Chcieliśmy jak najszybciej odbić Natalię i resztę po czym poczekać na ciebie i realizować twój plan. Wtedy jednak wszystko zaczęło się komplikować. Alex długo nie wracał i Bochen poszedł sprawdzić, co się stało. Po chwili wrócił sam Alex i powiedział nam o tym, że Bochen cię zabił i on wymierzył sprawiedliwość we własnym zakresie. Przytargał ciało naszego przyjaciela i kazał je powiesić na latarni. Oczywiście nie uwierzyliśmy mu, ale nim zdążyliśmy zadziałać, Cinek wrócił ze swoją ekipą —  tu zerknął na niego i prychnął z pogardą – musieliśmy się poddać i podążać za nimi, licząc na to, że nas nie zabiją, wciąż opłakując twoją śmierć. Ruszyliśmy w stronę centrum i wybijając masę trupów znaleźliśmy przy pewnym warsztacie dwie działające furgonetki. Natychmiast je przejęliśmy i do rana jeździliśmy po sklepach i szpitalach zbierając jakieś gówniane zapasy. Grupa Alexa była na tyle silna, że dziesiątkowali trupy spotkane na drodze bez problemu i nie ponieśli żadnych strat. Potem pojechaliśmy na Lwowską. Tam uderzyliśmy na sklep militarny i zapakowaliśmy tyle broni ile się dało. Wszyscy dalej byliśmy uwięzieni, więc… — w tej chwili przerwała mu Nieznajoma – Nieprawda. Natalia i jej przyjaciele byli wolni. Ale wątpię, żeby mogli jakoś zmienić bieg wydarzeń. Mów dalej Bartku – powiedziała.
— Tak. To prawda. Nie wszyscy byli uwięzieni, ale nasza sytuacja była beznadziejna. Wtedy zaatakował nas jakiś psychopata, który ciągnął za sobą tabun martwiaków. Drugie tyle zaczęło wypełzać nie wiadomo jakim sposobem z tyłów sklepu. Musieli tam się cisnąć jak w puszce! – opowiadał dalej.
Słuchałem go z wielką uwagą, tak samo jak Szpieg i Gigant, którzy nie wiedzieli nic o ludziach, którzy przy nich siedzieli.
— Ale to już chyba z tego co słyszałeś od Erniego. Mniejsza. Potem odjechaliśmy. Droga była prosta, aż do Grabówki. Dosłownie przed wjazdem zobaczyliśmy grupę ludzi, która zjeżdżała samochodem na podjazd jakiegoś mniejszego sklepiku. Jak nas zobaczyli, od razu wsiedli i dali gazu. Alex oczywiście nie mógł zostawić ich w spokoju i kazał ostrzelać oddalający się pojazd. Jeden z pocisków trafił i widziałem jak auto zjeżdża na pobocze i zatrzymuje się. Wtedy pojechaliśmy dalej. Kiedy zobaczyliśmy światła w Królowym Moście, uwolnili Erniego i kazali mu sprawdzić kto tam jest. Tutejsi od razu wpuścili Kiciusia i jego przyjaciół i w sumie pożyliśmy tutaj niecałe dwa dni, bo wczoraj wieczorem przyszedł Erni zaczął nam tłumaczyć twój plan i porozmawiał z Sołtysem oraz resztą. Wtedy zaczął wołać Alexa i jego kompanów mówiąc, że zobaczył w lesie obóz. Ten idiota słysząc to od razu napalił się na myśl o zabijaniu i zebrał ekipę. Pojechał i resztę znasz. Cieszę się, że go już nie ma. Byłem pewien, że pewnego dnia będziemy tak samo niepotrzebni jak Bochen i się nas pozbędzie – tu wyraźnie zakończył mówić, bo sięgnął po szklankę wody i napił się.
Żaden z aspektów nie wstrząsnął mną szczególnie, ale cieszyłem się, iż mogłem poznać całą historię z ich perspektywy. Dziękując raz jeszcze za jedzenie wyszedłem z kuchni i udałem się do salonu, gdzie leżał Erni. Stała przy nim Jola, zmieniając mu akurat opatrunek. Spojrzałem na nią i zapytałem :
— Jak się czuje?
— Rana goi się, to jest pewne, ale nie wiem jak szybko odzyska sprawność w ręce. Będzie miał problemy z strzelaniem i walką. Pocisk naderwał mu mięśnie i osłabił kość – powiedziała nie przerywając swojej pracy. Spojrzałem na towarzysza z troską. Żałowałem, że musiał zapłacić taką cenę za wolność. Nie miałem jednak czasu na dalsze sterczenie w domu, czas zobaczyć Obóz za dnia.
Wyszedłem na zewnątrz czując na twarzy chłodne powietrze. Dzisiejszy dzień był zimny. Nade mną kłębiły się chmury, które zwiastowały deszcz. Obóz teraz wydawał mi się większy niż poprzednio. Co prawda nigdy nie podchodziłem zbyt blisko, ale z obserwacji z młyna wydawał się o wiele mniejszy. Ogrodzenie otaczające go było zbudowane z drewna i siatki, wzmocnione z wielu stron, czyniąc je świetną osłoną przed zombie. Zastanawiałem się, czy ogrodzenie zatrzymałoby samochód, który chciałby je powalić. Ciężko to było określić, więc porzuciłem tę myśl.
W całym kompleksie było sześć domków, w tym każdy odpowiednio zagospodarowany. W pięciu mieszkali ocalali, a jeden służył jako gabinet lekarski i skład broni zarazem. Interesowała mnie jednak inna rzecz, więc zrobiłem szybką rundkę po bramach, które były zarazem wyjściami. Ta od wschodu, którą wszedłem, rzeczywiście wydawała się najgroźniejszym punktem. Siedziała tam teraz Miczi z jakąś nową dalekosiężną bronią. Pozdrowiłem ją skinieniem głowy i ruszyłem dalej. Od południa wychodziła tylko jedna brama, którą dało się dostać na teren. Była ona jednak zagrodzona dwoma autami miejscowych. Na jednym z nich siedział spokojnie Piotr, mężczyzna, który w lesie ocalił Natalię. Widziałem, że jest zamyślony, więc nie przeszkadzałem mu. Dalej od strony zachodniej były dwie bramy, obie wyglądały solidnie i wiedziałem, że tych z pewnością nie sforsuje żadne auto. Jednej pilnował Szpieg a drugiej Eryk. Ostatnia część obozu miała również jedną bramę, chronioną przez Damiana i Roberta.
Ten drugi wczoraj wyciągnął w naszą stronę broń, więc nie ufałem mu. Muszę pamiętać, aby wspomnieć Gigantowi, żeby miał na niego oko, pomyślałem. Zadowolony z obchodu ruszyłem na środek kompleksu, gdzie znajdowała się studnia. Leżała ona dokładnie w miejscu przecięcia się sześciu domów i tworzyła swego rodzaju wzór, który byłby łatwy do zauważenia z lotu ptaka. Przysiadłem na jej murku i zatopiłem się w myślach. Mieliśmy jeszcze tyle do zrobienia, ale udało się osiągnąć najważniejszy cel. Zebrałem moich przyjaciół w jednym miejscu. Teraz musiałem dać z siebie wszystko, żeby ich obronić.
 Kiedy tak dumałem, usłyszałem, że drzwi z domu za moimi plecami się otwierają i zobaczyłem wychodzącego Sołtysa. Miał na sobie koszulę oraz typowe farmerskie spodnie. Na nogach nosił proste buty. Widząc mnie podszedł i przywitał się. Jakie to było dziwne. Dwie osoby, które starały się o bezpieczeństwo swoich ludzi, a tak bardzo różniące się wiekiem. Ja, osiemnastolatek oraz on, poczciwy starzec, który nie mógł mieć mniej niż sześćdziesiąt lat. Siadając obok mnie zaczął :
— Jak się czuje Ernest?
— Coraz lepiej. Chociaż z tego, co powiedziała Jola, będzie długo odzyskiwał pełną sprawność ręki – odpowiedziałem.
— Nic dziwnego, rana była dosyć poważna – tutaj zamilkł na chwilę po czym zaczął niepewnym głosem – Dręczy mnie pewna sprawa, młodzieńcze, może zabrzmi to odrobinę chamsko, ale muszę to wiedzieć. Jesteś obrońcą tych ludzi i z pewnością tak samo jak ja zrobisz wszystko, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Co planujesz w sprawie Alexa?
Musiałem się chwilę zastanowić, bo pytanie rzeczywiście było trudne:
— Szczerze Adamie, o ile mogę się tak do ciebie zwracać, mam pewien plan. Kiedy walczyliśmy na polanie i zaskoczyliśmy go kompletnie, on zdołał zbiec, jadąc w stronę wieży obserwacyjnej, tej na północ od Kołodna. Wiem, że ludzie z tego obozu nie są bezpieczni dopóty, dopóki on żyje. Tak więc dzisiaj po załatwieniu paru spraw zbiorę ludzi i pójdziemy tam. To miejsce leży zaledwie trzy kilometry stąd, więc wydaje mi się, że nie ma powodu żebyśmy brali auto i ugrzęźli gdzieś niefortunnie w bagnie.
— To wiąże się z pewnym ryzykiem, zdajesz sobie sprawę? – zapytał.
— Oczywiście. Wiem, że to może zabrzmieć samolubnie, ale mam z nim tyle osobistych porachunków, że uznam to jako mój główny cel na teraz. Wiedz, że nie zrobię niczego, żeby narazić te grupe.
Widziałem, że moja odpowiedź mu się spodobała, bo poklepał mnie po plecach z uśmiechem na brodatej twarzy i wrócił do swojego domu. Teraz nadszedł czas, żeby działać. Nie czułem się tak dobrze od wielu dni, które były bardzo ciężkie. Wróciłem do domu Kiciusia i znajdując tam moich przyjaciół, poprosiłem o zawołanie Giganta i zmienienie Miczi na straży. Po chwili w kuchni siedzieli: Karol, Cinek, Miczi oraz Goku.  Kiedy uciszyłem ich gestem zacząłem mówić :
— Plan wygląda następująco. Miczi oraz Gigant wyruszą za chwilę do młyna, w którym się ukrywaliśmy po przyjeździe do Królowego. Zostawiłem tam swój plecak oraz parę innych rzeczy, dodatkowo będziecie mogli przynieść do obozu inne potrzebne przedmioty, które tam znajdziecie. Zachowajcie pełną ostrożność, nie wiadomo czy ktoś nie pomyślał o tym miejscu tak samo jak my wcześniej. Alex dalej jest na wolności, więc na to również musicie uważać. Kiedy zbierzecie tyle rzeczy, ile się da, wrócicie i powiem wam co dalej – skończyłem mówić, a oni skinęli głowami na znak, że rozumieją i zabrali się do wyjścia. Ja spojrzałem na Marcina i Bartka i zacząłem im tłumaczyć jakie jest nasze zadanie – My z kolei we trójkę wrócimy do lasu, w którym zostawiłem samochód, którym się tu dostałem. Jest to przy drodze wylotowej z Królowego Mostu. Jakieś pytania? – zapytałem.
— Czemu mnie tam ciągniesz? – zapytał Cinek.
— Wszyscy inni są zajęci. A po drodze możemy wpaść na zombie, z tobą będę się czuł bezpieczniej – skłamałem. Nie wyglądał na przekonanego, ale moja zdolność retoryki jakoś go ugłaskała. W końcu jeszcze parę dni temu byłem osobą nagrywającą komentarz do gier w Internecie. Poszedłem na górę się przebrać w jakieś ciuchy leżące w szafie. Żałowałem teraz, że nie zabrałem czegoś ze swojego domu. Ciekawiło mnie, gdzie teraz jest moja rodzina i czy jeszcze kiedyś ją zobaczę. Naciągnąłem na siebie inne spodnie, znacznie wygodniejsze do biegania niż jeansy, oraz bluzę z kapturem. Na szyi zawiązałem bandankę z trupią czachą. Kiedy upewniłem się, że pistolet, który wziąłem ze składu broni jest naładowany, a mój nóż spoczywa na swoim miejscu - zszedłem po schodach. Na dole czekali już Cinek i Goku. Byli ubrani podobnie do mnie, przez plecy mieli przewieszone karabiny i wiatrówki a przy pasach przytwierdzone siekiery. Uśmiechnąłem się w duchu, gdy pomyślałem, że obaj wiedzieli jak posługiwać się bronią tylko na podstawie gier komputerowych.
Wyszliśmy we trójkę z domu i ruszyliśmy do jednej z zachodnich bram, tej przy której stał Eryk. Pożegnaliśmy się z nim, mówiąc dokąd idziemy i opuściliśmy bezpieczne „mury” Obozu. Do auta mieliśmy w planach dojść trochę inaczej niż wcześniej. Teraz mieliśmy pokonać odcinek wiejskiej asfaltówki wiodący przez opuszczoną część wioski, który wchodzi bezpośrednio na główną drogę prowadzącą do Białegostoku. Ruszyliśmy. Słońce chowało się co chwilę między chmurami a wiatr nie wiał. Powietrze było rześkie i chłodne. Mijaliśmy kolejne domy oraz starą cerkiew. Mieliśmy nadzieję, że były opustoszałe. Wszyscy milczeliśmy aż do głównej ulicy. Wtedy odezwałem się:
— Nie wiemy jak to wygląda z drugiej strony prowadzącej na wschód. Jeżeli ktoś tam jest, musimy to wiedzieć, żeby nie odciął nas, gdy będziemy ruszać w stronę Białegostoku. Goku przejdziesz się za zakręt i sprawdzisz, czy możemy bezpiecznie iść drogą? – spytałem.
— Jasne. Poczekajcie tu na mnie chwilkę – odpowiedział.
Widziałem, że w stronę, którą poszedł Goku poruszało się parę trupów, więc wątpiłem, żeby ktoś tam obozował, ale warto było to sprawdzić. Miałem zresztą pewien plan, który wykluczał obecność Bartka. Kiedy ten odszedł z zasięgu słuchu i wzroku, zwróciłem się do Cinka:
— Mogę ci zaufać?
— Co? – zapytał wytrącony z równowagi tego typu pytaniem.
— Czy mogę ci ponownie zaufać po tym jak wspierałeś Alexa? Czy pewnego pięknego dnia nie dostanę nożem w plecy, kiedy będę celował do twojego przyjaciela? Czy mogę liczyć na to, że wesprzesz mnie? –widziałem, że chce on coś powiedzieć, ale sam natychmiast się odezwałem – Jeżeli odpowiesz nie, nie zaatakuje cię. Nie zrobię nic. Tylko poproszę, żebyś odszedł. Może znajdziesz swojego przyjaciela, a może nie. Możliwe, że zginiesz albo zabijesz mnie, kiedy spotkamy się za jakiś czas. Ale odpowiedź muszę poznać dzisiaj. Przemyśl to i po prostu w pewnym momencie, nawet przy reszcie powiedz tak albo nie.
Tutaj urwałem dyskusję. Widziałem, że Goku wraca aby przekazać nam, że nic nie znalazł. W milczeniu ruszyliśmy środkiem drogi, mijając przystanek autobusowy. Wydawało mi się to zabawne, że wisiał na nim dalej rozkład jazdy. Przecież nikt już nim nie jeździł. Dosyć szybko dotarliśmy do wjazdu do Królowego Mostu i ruszyliśmy w las, gdzie schowane było auto Kamila. Robiło się powoli ciemno, a my rozdzieliliśmy się. W lesie napotkaliśmy kilka zombie, które efektownie wybiliśmy.
Kiedy zasięg mojego wzroku nie pozwalał mi zobaczyć niczego w odległości dalszej niż dziesięć metrów, zacząłem się martwić o moich przyjaciół. Zawołałem ich po cichu, kiedy nagle usłyszałem trzask gałązki za moimi plecami. Nim zdążyłem się odwrócić czyjaś dłoń zakryła mi usta a druga unieruchomiła. Przez chwilę myślałem, że to głupi żart któregoś z moich towarzyszy, jednak kiedy usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny, poczułem strach:
— Spróbuj jeszcze raz zawołać, a zabiję cię – głos był dosyć wysoki jak na mężczyznę, ale mimo to napawał mnie strachem – zaraz zabiorę dłoń z twoich ust, wtedy zawołasz tu jeszcze raz swoich przyjaciół, najpierw jednak… — tu urwał i zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Teraz zauważyłem, że w dłoni, którą mnie unieruchomił trzymał nóż. Po rewizji zabrał mi pistolet oraz nóż i kazał krzyknąć:
­— Gdzie jesteście? Goku! Cinek! Jeżeli jesteście przy samochodzie zapalcie światło! – wrzasnąłem. Głos drżał mi straszliwie, ale zabrzmiałem dosyć przekonująco. Nagle zobaczyłem błysk świateł, oddalony ode mnie o jakieś pięćdziesiąt metrów. Dosłownie po tym jak rozbłysnął coś z tyłu ohydnie huknęło i poczułem, że uścisk słabnie, a bandyta opiera się o mnie ciężko i upada. Zszokowany odwróciłem się. Byłem bezbronny, ale to co zobaczyłem uspokoiło mnie. Za trupem z wbitym w głowę toporem stał Cinek. Uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i powiedział:
— Tak.

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 10: Las pełen wspomnień

Ten rozdział jest jednym z ciekawszych, szczególnie dla tych, którzy cenią sobie walkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba i wytkniecie mi moje błędy, które z pewnością pojawiły się w tekście. Po przeczytaniu proszę was o zostawienie komentarza i rozesłanie bloga znajomym :) Zapraszam do czytania!

Korekta: Pablord

-----------------------------------------------------------

Rozdział 10: Las pełen wspomnień


                Siedzieliśmy w krzakach i obserwowaliśmy furtkę. Miczi czekała cierpliwie i zachowując absolutną ciszę obserwowała obóz. Kamil, Szpieg oraz Gigant czekali głębiej w lesie. Nasz plan był dosyć prosty – Kiciuś poszedł zawiadomić mieszkańców wsi, żeby nie wychylali się, a następnie miał zwabić Alexa i jego całą drużynę do lasu. Tam bez większych problemów powinniśmy się ich ostatecznie pozbyć. Nie miałem pojęcia, jak mojemu kompanowi uda się zmusić Alexa i resztę do opuszczenia bezpiecznego obozu, ale wierzyłem w to, że coś wymyśli.
 W moich myślach pojawiało się mnóstwo obrazów. Tego jak zabijamy Alexa, jak wkraczam do obozu i witam się z moimi przyjaciółmi, oraz tego jak zostajemy tu na długi czas, aż do wynalezienia antidotum.  Około trzydziestu minut później usłyszałem dźwięk odpalanego silnika. Zdziwiło mnie to odrobinę. Czyżby planowali pojechać do lasu autem? Nim zdążyłem podzielić się tą myślą z przyjaciółką, usłyszałem dźwięk otwieranej bramy. Wyjeżdżali z drugiej strony.
 Po chwili ujrzałem, tę samą co pod sklepem z broniami, furgonetkę. Było w niej pełno ludzi. Naliczyłem dobre piętnaście osób. W ciemności nie widziałem dobrze, ale byłem pewien, że Alex jest w tym samochodzie. Zaplanowane miejsce ataku było niedaleko, więc kiedy samochód zniknął, pobiegliśmy z Miczi za nim. Podczas biegu powtarzałem sobie, jak wszystko miało wyglądać. Miałem nadzieję, że Erniemu nic się nie stanie zanim zdążę dobiec na miejsce.
 Podążając piaszczystą ścieżką wspominałem. Kiedyś szliśmy tędy podczas urodzin Eryka, brata Kiciusia. Ja, Ernest, Cinek, Natalia oraz dwaj przyjaciele Eryka. Było to dawno temu, kiedy dopiero się poznawaliśmy. Zatęskniłem za tymi czasami. Wiedziałem, że podczas walki może zginąć ktoś bliski dla mnie, jednak był to jedyny sposób na odzyskanie obozu. Mogliśmy oczywiście też zaatakować obóz, kiedy Alex wyjechał, ale nie było sensu. Mógł tam zostawić dobrze uzbrojonych ludzi, a zanim byśmy zdołali sforsować ogrodzenie, od tyłu odcięliby nas wrogowie lub też byśmy po prostu zginęli.
 Biegliśmy dalej. Dałem dokładne instrukcje Kamilowi, Gigantowi i Szpiegowi i wytłumaczyłem kogo nie mogą atakować. Nie chciałem, żeby przez przypadek zabili kogoś, kogo Alex wziął ze sobą na wyprawę a nie był wcale zagrożeniem. Od polany na której mieliśmy zaatakować dzieliło nas parę metrów. Widzieliśmy już z daleka światła samochodu i słyszeliśmy głosy. Wypowiadał je Alex i ktoś z jego załogi. Wszyscy z jego grupy mieli latarki i teraz mogłem ocenić kto z nim przyjechał. Widziałem Goliata, Alexa, ośmiu jego kumpli, Kiciusia, dwóch ludzi wyglądających na mieszkańców wioski, Bartka oraz… Natalię. Serce zabiło mi mocniej. Teraz zdałem sobie sprawę jak ważna misja nas czekała. Przykucnąłem z wyciągniętym pistoletem tuż obok Miczi. Ta celowała już swoją bronią w stronę wrogów. Czekaliśmy.
 To co działo się na polance nie podobało mi się. Alex wrzeszczał:
— Gdzie jest niby ten obóz, który tutaj widziałeś? —  podszedł do niego i przeszywał go wzrokiem. Erni próbował zachować spokój, ale wiedziałem, że jest zdenerwowany.
— Byłem pewien, że go widziałem — odpowiedział.
Czekaliśmy na znak od Erniego z niecierpliwością. Miał on zakaszleć, kiedy upewni się, że Natalia będzie bezpiecznie oddalona od zagrożenia. Plan jednak posypał się. Alex nie wytrzymał i uderzył Kiciusia celując do niego z pistoletu. Wiedziałem, że nie możemy dłużej czekać więc wyszedłem z krzaków. Miczi wystrzeliła, trafiając w szyję Goliata. Masywny chłopak zatoczył się i upadł. Alex nie czekając długo strzelił do Kiciusia i odwrócił się wraz z całą kompanią w naszą stronę. Zaczęliby do nas strzelać, gdyby nie jeden fakt.  Z drugiej strony padł kolejny strzał, który powalił Bartka. Był on przyjacielem Eryka, ale z tego co zdążyłem się dowiedzieć spodobał mu się reżim Alexa i był całym sercem po jego stronie.
 Następnie do ataku ruszył Gigant. Biegł, niczym czołg, uderzając z całej siły barkiem w Alexa i jego dwóch chłystków. Dwaj mieszkańcy, którzy przyjechali tu z nim podeszli do Natalii i szybko rzucili się z nią w krzaki. Kiedy zobaczyłem, że jest w miarę bezpieczna podbiegłem w stronę Kiciusia, ale drogę zasłonił mi wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Rzucił się na mnie i powalił mnie na trawę. W tym samym czasie Alex unikając ciosów Giganta podniósł się i szybką serią postrzelił jednego z mieszkańców Królowego Mostu, który pilnował Natalii. Dwójka ludzi Alexa rzuciła się na chowającego się w krzakach Kamila i Szpiega. Usłyszałem strzał i widziałem jak Kamil upada bezwładnie na ziemię.
Ja nie miałem jednak czasu mu pomóc bo byłem w środku przepychania się z wrogiem. W pewnym momencie chwycił on mnie tak za szyję, że byłem pewien, iż mnie udusi. Tutaj na pomoc przyszła Miczi. Podeszła do nas i zdzieliła kolbą wiatrówki go po głowie. Poczułem, że uścisk się osłabił więc wykorzystując to z całej siły kopnąłem go w klatkę piersiową. Widziałem jak zaczął ciężko oddychać. Póki miałem jak obezwładniłem go i zacząłem bić. Jedno uderzenie, drugie, trzecie, czwarte. Ręka zaczęła mnie boleć, lecz nie czułem tego aż tak mocno. Kierowała mną adrenalina. Moja dłoń zrobiła się ciepła od krwi. Kiedy zauważyłem, że mój wróg przestaje oddychać zeskoczyłem z niego i rozejrzałem się po polu walki.
 Gigant przecinał właśnie swoim ogromnym mieczem jednego z ludzi Alexa na pół. Kiciuś leżał pod drzewem i trzymał się za ramię w które dostał. Natalia wraz z naszym sojusznikiem znikła mi z oczu, więc byłem pewien, że ukrywa się w krzakach. Miczi stała ze Szpiegiem przy Kamilu i dobijała jego mordercę. Najbardziej jednak zdenerwowałem się widząc Alexa. Wsiadał on do auta wraz ze swoim kompanem i wyraźnie zbierał się do ucieczki. Podczas mojej walki musiałem zgubić gdzieś pistolet, bo nie znalazłem go w kieszeni. W desperacji krzyknąłem do Giganta, żeby przebił oponę, ten jednak nie zdążył nic zrobić. Ostatnie co widziałem to zdziwiona i przepełniona nienawiścią twarz Alexa spoglądająca na mnie. Następnie furgonetka skręciła w las. Pojechała w stronę wieży obserwacyjnej. Nie mieliśmy szans go dogonić. Uciekł nam.
 Potem nastała cisza przerywana jedynie stękaniem Kiciusia. Podbiegłem do niego i zobaczyłem w jakim stanie jest jego rana. Ręka była przebita na wylot w okolicach bicepsa. Nie wyglądało to dobrze, jednak na pewno nie była to rana śmiertelna. Sześciu martwych przyjaciół Alexa, Kamil, Bartek i Goliat. To były straty na ten wieczór. Miczi wyglądała na załamaną, jednak w tej chwili interesowała mnie inna sprawa. Poszedłem w krzaki gdzie schowała się Natalia. Kiedy ją zobaczyłem zakręciło mi się w głowie z emocji. I po walce i z powodu zobaczenia jej. Patrzyła na mnie swoimi zielonymi oczyma, a ja chwiałem się wykończony. W końcu podeszła do mnie i mnie przytuliła :
— Przeżyłeś — powiedziała.
— Tylko dla was — odpowiedziałem.
Gigant podał swój miecz Szpiegowi i wziął Kiciusia na plecy. Teraz pozostało nam tylko powiedzieć tym, którzy zostali w obozie, że Alex uciekł. Miczi szła z tyłu zasmucona stratą. Podszedłem do niej i bez słowa przytuliłem. Byłem zszokowany jej wkładem w znalezienie moich przyjaciół. Bez niej nie dotarłbym do Królowego Mostu. Bez pomocy jej, Daliona i Kamila. Przeze mnie straciła ich. Musiałem jej to jakoś wynagrodzić. Sam byłem całkowicie roztrzęsiony. Zabiłem właśnie jednego człowieka i zezwoliłem na śmierć paru kolejnych. Było to straszne, nie podobało mi się to, jak zacząłem się zmieniać. Musiałem pamiętać, żeby się nie zatracić. Podszedłem do człowieka, który chronił Natalie. Był przyjaźnie wyglądającym facetem w wieku około trzydziestu lat. Był drobnej postury, ale widać, że myślał trzeźwo i umiał wykonać swoje zadanie. Przedstawił mi się jako Piotr. Gratulując wszystkim ruszyłem powoli w dół, wracając w stronę obozu.
 Pozbieraliśmy też latarki, żeby nie denerwować ludzi za ogrodzeniem. Już z daleka dawaliśmy im do zrozumienia, że idziemy. Kiedy podeszliśmy pod furtkę stał za nią Marcin. Spojrzałem na niego i kiedy widziałem, że sięga po broń powiedziałem :
— Nawet o tym nie myśl, przyjacielu -powiedziałem, akcentując ostatnie słowo.
— Ty żyjesz? Jakim kurwa cudem? Gdzie jest Alex? — spytał.
Wpuść mnie to obejdzie się bez zbędnej walki. Nie jesteśmy wrogo nastawieni a Kiciuś mocno dostał. Potrzebuje opatrunku. Postrzelił go twój ukochany przyjaciel Alex, zanim spierdolił w siną dal – powiedziałem uśmiechając się paskudnie.
Widziałem jak myślał chwilę po czym otworzył furtkę. Na placu stało parę ludzi. Zauważyłem jakiegoś starszego jegomościa, wyglądającego poważnie i obserwującego mnie bystrym wzrokiem. Obok stał jakiś młodziak, który wycelował w nasza stronę bronią. Zebraliśmy także bronie, które zostały na polanie, więc po chwili w jego stronę było wycelowane pięć luf. Musiał to być wystarczający argument, ponieważ natychmiast opuścił pistolet. Dalej przy domku Kiciusia zobaczyłem Nieznajomą oraz Goku. Cieszyłem się na ich widok. Kawałek za Marcinem stał Eryk, Damian oraz pewna młoda niewiasta, wyglądająca na miejscową. Obliczając szybko ilość sojuszników Alexa nie doliczyłem się jednego. Było ich jedenastu, nie licząc Cinka i Alexa, przed sklepem zginęło dwóch, z nim uciekł jeden a na polanie poległo sześciu, a jeszcze jeden uciekł, kiedy tylko zaczęła się walka. Przedstawiłem swoje obliczenia Cinkowi:
— Było was więcej. Brakuje jednego z twoich przyjaciół – stwierdziłem.
— Myślisz, że dojechanie tu było takie łatwe? Zginął w Grabówce jak wpadliśmy na jakąś grupę ocalałych. Rozjebaliśmy im samochód i uciekliśmy, bo lazło za nami sporo zombie – wytłumaczył.
Zgadza się. Patrzyłem jak mieszkańcy obozowiska spoglądają na wchodzących za mną ludzi. Zauważyłem też, że urządzili się tutaj całkiem nieźle. Ogrodzenie wydawało się solidne a miejsca było naprawdę sporo. Nie miałem jednak siły podziwiać widoków a fakt, że był środek nocy nie sprzyjał obserwacji :
— Musimy poważnie porozmawiać – powiedziałem do Cinka po czym wraz z Gigantem odniosłem Kiciusia do jego domu i położyłem na łóżko. Kiedy reszta oswajała się z obozem, ja siedziałem przy nim i przy miłej kobiecie, która okazała się mieć na imię Jola i obserwowałem przyjaciela. Jola znała się odrobinę na robieniu opatrunków więc szybko zajęła się moim przyjacielem. W tym czasie do pokoju wszedł Goku i Nieznajoma. Przywitałem ich serdecznie i w końcu po długim dniu usiadłem. Wtedy do pokoju wszedł Gigant oraz starszy jegomość. Szepnąłem szybko do Giganta, żeby miał wszystko na oku, ten uśmiechnął się tylko i z mieczem na plecach wyszedł. Drugi wchodzący zatrzymał się przede mną i usiadł na fotelu obok. Salon w którym się znajdywaliśmy miał przejście do kuchni, schody na piętro. Był urządzony całkiem przytulnie. Sofa, kominek, parę foteli i ściany obwieszone trofeami myśliwskimi. Starzec zaczął rozmowę :
— Nazywam się Adam. Tutejsi jednak zwą mnie Sołtysem. Widzę, że udało ci się odbić co twoje – powiedział, dosyć przyjemnym tonem. Domyślałem się, że to Kiciuś opowiedział mu o moich planach, kiedy przyszedł do Obozu aby wywabić stąd Alexa. Sołtys wydawał się być rozsądnym i mądrym człowiekiem. Podjąłem więc rozmowę :
— Witaj, ja jestem Bolek, choć nazywają mnie Bobru. Zanim pomyślisz o mnie źle, chciałem powiedzieć, że przegoniłem stąd Alexa i powybijałem jego ludzi, ponieważ on wcześniej okaleczył mnie i zostawił na pastwę losu, porywając moich przyjaciół. Nie bierz mnie za tyrana albo psychopatę – zacząłem.
— W żadnym wypadku. Ernest zapoznał mnie z sytuacją i rozumiem, że to było jedne z niewielu wyjść. Chciałem tylko powiedzieć, że służę radą, tak samo jak służyłem radą dla twojego konającego przyjaciela. Witamy w obozie – rzekł po czym wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem ją. Uśmiechnął się, wstał i wyszedł. Był środek nocy i nie mając siły na dalsze sprawdzanie obozu usnąłem na fotelu.