------------------------------------------------------
Rozdział 15: Głosowanie
Zima
nadchodziła wielkimi krokami. Ciepłe listopadowe poranki minęły i nadszedł
grudzień. W tym miesiącu postanowiłem, że zacznę pilnować obozu na równi z
innymi. Po tym co stało się z Erykiem, zająłem bramę, której pilnował i od tego
czasu, spędzałem tam długiego godziny na obserwacji terenu. Czasami podchodził
do mnie ktoś, aby zamienić parę słów, ale większość czasu ludzie spędzali w
domach. Stan Eryka nie poprawił się od dwóch dni. Wciąż leżał, śpiąc bądź też
majacząc w gorączce. Przy ogrodzeniu nie miałem większych problemów, raz
podpełzał pod nie zombie, ale poza tym było spokojnie.
W
głowie wciąż widziałem kartkę papieru z wiadomością od tajemniczego Łapy. Co
miał na myśli pisząc o tym, że będzie okaleczał moich przyjaciół, jeżeli się
stąd nie wyniesiemy? Sprawę przedstawiłem na razie tylko Sołtysowi, nie
skomentował jednak jej, uważając, że to zwykłe odgrażanie się. W sumie miał w
tym sporo racji. Przez zimno, nikt nie opuszczał granic obozu a gdyby nas
zaatakowano przez ogrodzenie, na pewno byśmy się obronili, mieliśmy znacznie
lepsze pozycje.
Zastanawiałem
się jak trupy zareagują na zimno. Teoretycznie powinny być na tyle spowolnione
lub zmrożone, że nie będą stanowiły żadnego zagrożenia. Nie wiedziałem jednak,
czy mogą żyć bez jedzenia. Co prawda cała ich marna egzystencja opierała się na
pożeraniu ludzi, ale czy tak naprawdę muszą to robić? Czy przeżyją trzy
miesiące zimna, czy może po prostu wszystkie zginą? Tego nie wiedziałem i
prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Teraz zdałem sobie sprawę, z tego ilu
jeszcze rzeczy nie wiemy. Gdzie i jak to się zaczęło? Pogrążony w takich
myślach, siedziałem godzinami broniąc obozu.
Trzeciego dnia po wypadku Eryka obudziły mnie
krzyki. Zerwałem się jak oparzony, myśląc o tym czy słowa Łapy jednak się
sprawdziły. Hałas było słychać z zewnątrz. Przez chwilę nie mogłem ogarnąć
wzrokiem tego co zobaczyłem przed lecznicą. Kiciuś był trzymany przez Giganta,
a Cinek przez Goku oraz Szpiega. Scenie przyglądało się jeszcze parę osób. Tuż
przed nimi stała Miczi, zasłaniająca całą sobą Daliona, który leżał zakrwawiony
na ziemi. Poza tym ostatnim faktem wyglądało to całkiem zabawnie, szczególnie
Marcin próbujący usilnie kopnąć Daliona lub stojącą przed nim dziewczynę.
Podbiegłem do nich i zapytałem :
— Co wy wyprawiacie?
Pierwszy
odpowiedział Cinek, który powoli tracił
siły na wyrywanie się z rąk przyjaciół :
— Ten skurwiel zabił
Eryczka! Poderżnął mu gardło jak jakiemuś pierdolonemu świniakowi! – wywrzeszczał
pokazując nogą w kierunku Daliona.
— Co takiego?! – zapytałem.
— Dzisiaj rano Jolka
znalazła ciało Eryczka. Miał otwarte gardło jakby ktoś próbował do niego wejść
i się tam schować! – wrzeszczał dalej – Puśćcie
mnie do cholery, już jestem spokojny.
Kazałem
im puścić zarówno Cinka jak i Kiciusia. Stali tak przede mną a na ich twarzach
malowała się nienawiść i żądza mordu. Spojrzałem na Daliona. Nic nie mówił, a z jego
nosa ciekła krew. Nie wiedziałem co
zrobić, spojrzałem na Miczi. Z jej twarzy można było odczytać niepewność. Widać
było, że sama nie wie co robi :
— Musicie wszyscy się
uspokoić. Skąd wiadomo, że to Dalion? – spytałem, pomagając wstać dla
oskarżonego.
— Stąd, że widzieliśmy
jak wychodzi z lecznicy a chwilę po nim słychać było krzyk Jolki – wytłumaczył
Cinek.
— To nie ja! Nie ja
zabiłem tego debila, który nie umie nawet na tyle ocenić sytuacji, żeby zawołać
kogoś do pomocy, zamiast chodzić samemu na most! – wykrzyknął Dalion.
Kiciuś
podszedł do niego i uderzył z taką siłą, że przez chwilę bałem się, czy go nie
zabił. Chłopak upadł na ziemię, a Gigant natychmiast złapał Ernesta, ponownie go
unieruchamiając :
— Zaprowadź go do domu
Sołtysa i zwołaj tam wszystkich oprócz tych pilnujących ogrodzenia – powiedziałem
do Karola – Ty Goku zajmij tymczasowo
jedno z pustych miejsc przy bramie i poproś Nieznajomą, żeby zajęła drugie.
Przyjaciel
posłuchał mnie i odszedł wraz z Nieznajomą na zachód, gdzie obie bramy nie były
pilnowane. Pozostałych pilnowali aktualnie Robert, Damian oraz Piotr :
— Tymczasem jego
zwiążcie i wpakujcie do piwnicy pod domem Kiciusia – powiedziałem, kierując
słowa w stronę Daliona.
Spojrzałem
z politowaniem na związywanego i prowadzonego brutalnie Daliona. Znikł on po
chwili w drzwiach do domu Kiciusia. Ja powoli ruszyłem w stronę domostwa
Sołtysa. Wystrój wnętrza różnił się
odrobinę od pozostałych domów. Było tu stare radio, ładnie wykonane, drewniane
meble oraz wielka półka z książkami. Na stole stała butelka ginu. Ludzie
schodzili się powoli. W niecałe piętnaście minut w salonie Adama pojawiło się osiem
osób. Wszyscy usiedli i czekali. W końcu, zebrawszy myśli, przemówiłem :
— Jak wiecie spotykamy
się tutaj z powodu tego co zaszło dzisiejszego ranka – rozpocząłem, patrząc
uważnie na resztę – Zanim przejdziemy do
głównego celu naszego zebrania chciałbym przedstawić wam wiadomość, którą
znalazłem w rękach Eryka, kiedy został okaleczony pod mostem – Co prawda
wcale nie znalazłem jej w jego rękach, ale ten fakt pominął. Przeczytałem im
całą wiadomość. Jedni wyglądali na przerażonych, inni wymienili tylko
spojrzenia. Zastanawiałem się jak przyjmą tą wiadomość – Wracając jednak do sedna sprawy, Dalion został oskarżony o zamordowanie
Eryka. Jako, że nie jesteśmy zwierzętami, chciałbym, żeby każdy z was
powiedział co myśli o tej sprawie, wtedy zadecydujemy co dalej.
Pierwszy
zaczął Sołtys :
— Powiem szczerze, nie
spodziewałem się tego typu zachowania po którymkolwiek z was. Odkąd
przybyliście do tego obozu, wszyscy wydawaliście się ludźmi, którym mogę zaufać
bezgranicznie. Ludźmi mądrymi, roztropnymi i silnymi. Widać myliłem się,
przynajmniej, co do niektórych z was. Po tym jak zapoznałeś nas z treścią
wiadomości, nie czuję się już bezpiecznie w granicach tego obozu. Skąd możemy
wiedzieć, że nie ma tu kolejnych osób, gotowych zabić nas podczas snu lub
choroby? Jeżeli miałbym decydować o losie tego chłopaka to zostawiłbym go w tej
piwnicy. Nie ma prawa poruszać się między nami, a może mieć jakieś informacje,
które mogą być nam przydatne.
Wiedziałem,
że starzec mówi mądrze. Byłem jednak ciekaw pozycji innych osób w tej sprawie.
Kolejny odezwał się Cinek :
— Sorry, ale nie
kupuję historii w której ten mały debil nam cokolwiek mówi. Już od samego
początku zachowywał się dziwnie, w końcu znaleźliście go w lesie prawda? Kto
wie, czy nie współpracuje z Alexem albo,
tym całym, Łapą. Ja bym go wypuścił na ulicę bez nóg. Niech czołga się do swoich
przyjaciół. Zabić skurwiela. – ostatnie słowa widocznie przelały czarę
goryczy, gdyż Miczi natychmiastowo wystartowała w stronę Marcina, próbując go
obalić. Całe szczęście w pokoju siedział Gigant, który natychmiast ich
rozdzielił. Miczi, z grymasem na twarzy, usiadła ciężko na krześle i czekała na
swoją kolej. Wykorzystując to, odezwał się Karol :
— Jestem w waszej
grupie od niedawna i przyznam, że nie poznałem Daliona, przed jego, nazwijmy
to, przemianą. Nie wiem jakim typem człowieka był, ale widząc z jakim
poświęceniem po tym wszystkim go bronisz, jestem pewien, że był dobrą osobą – mówiąc
to zwrócił się głównie do Miczi –Decydujemy
tu nad jego życiem, jakby był jakimś psem, którego właściciele decydując, czy
go uśpić, czy nie. Nie podoba mi się to. Przyszło nam żyć w ciężkich czasach.
Świat upadł, ludzie którzy przeżyli są cenni. Nie ma już kogoś, kto nas osądzi
i posadzi za kratki. Teraz jesteśmy tylko my i każda para rąk i oczu może
zwiększyć naszą szansę na przetrwanie. Od prawie miesiąca nad Polską wisi
plaga. Śmierć i spustoszenie. Spójrzcie na nasz obóz. Jest idealny do obrony
przed niewielkimi atakami, ale co się stanie jeżeli horda będąca w takim
Białymstoku czy chociażby Supraślu przyjdzie tutaj? Setki chodzących trupów?
Wtedy każdy przyda się do obrony! Jeżeli chcecie znać moje zdanie, to proszę
bardzo. Ja bym go oszczędził. Moglibyśmy go angażować w obronę obozu bez broni
palnej, jeżeli jesteśmy podejrzliwi. Noce spędzałby w piwnicy. Wszyscy powinni
wtedy czuć się bezpiecznie.
Po
przemowie Giganta poczułem dreszcz. Mówił bardzo mądrze i dalej nie mogłem
uwierzyć w to, ile by się zmieniło gdybym nie wpuścił go wtedy do młyna, bądź
też zabił. Następny w kolejce do werdyktu był Szpieg :
— Jestem konkretnym
człowiekiem, więc przejdę do sedna sprawy szybko. Mimo tego, że szanuję Giganta
i jego zdanie, nie mogę żyć w jednym obozie z tak realnym zagrożeniem. Jestem
za tym, żeby go zabić.
Obserwowałem
ciągle reakcje Miczi i pomimo powagi sytuacji, zabawne były jej zmiany w mimice
twarzy. Raz uśmiechała się smutno, a już chwilę później była zła. Po dwóch
głosach skazujących i dwóch uniewinniających, przyszła pora na słowa Natalii :
— Nie chcę mówić tego
z jakąś złością, bo wiem, że gdyby nie poświęcenie Daliona ten obóz dalej byłby
w rękach Alexa, ale ja również nie potrafię już mu zaufać. Co jeśli kolejnym
jego celem stanie się ktoś z nas? Co jeżeli pewnego ranka, obudzimy się i
znajdziemy kogoś z poderżniętym gardłem? Boję się. Naprawdę się boję.
Chciałabym, żeby on zginął. Eryk był moim dobrym przyjacielem, żądam zemsty i
sprawiedliwości. – powiedziała. Nim zdążyłem znowu zaobserwować zmiany na
twarzy Miczi, drzwi do domu się otworzyły. Parę osób odruchowo sięgnęło po
broń. Była to jednak tylko Jola. Dopiero teraz zauważyłem, że nie było jej od
początku. Teraz do mnie dotarło, że musiała się zająć ciałem Eryka. Kobieta
usiadła na jednym z wolnych krzeseł. Wytłumaczyłem jej pokrótce, na czym polega
głosowanie i o co się rozchodzi. Od razu doszła do głosu :
— Powiem wam szczerze
to, o czym wie tylko jedna osoba w tym pokoju, Ernest. Eryk nie przeżyłby paru
dni. W nogi prawie natychmiast wdało się silne zakażenie. Musiałabym chyba
wyciąć mu wszystko poniżej brzucha, żeby nie rozprzestrzeniało się dalej a w
tym stanie nie przeżyłby tego. Chciałam oczywiście, żeby miał czas na ostatnie
słowa ze swoimi przyjaciółmi oraz bratem, ale z rana zobaczyłem, że ktoś
wyświadczył mu tą przysługę i go zabił. Wiem, że może brzmieć to dosyć
brutalnie, ale taka jest prawda. Nie było już żadnej nadziei. Nie zmienia to
jednak faktu, że to co zrobił jest straszne. Nie skazywałabym go jednak na
śmierć. Może żyć przy nas, tylko odizolowany w piwnicy.
Kiedy
skończyła wiedziałem, że zostały tylko trzy głosy. Zacząłem zdawać sobie powoli
sprawę z tego, że zaraz mogę być poddany naprawdę ciężkiemu wyborowi. Na razie
jednak słuchałem słów Miczi :
— Jesteście potworni!
Sami słyszeliście co powiedziała pielęgniarka! On by i tak zginął. Dalion
wyświadczył nam przysługę. Pomyślcie jak Eryk musiał cierpieć. To jego wina, że
poszedł tam sam. Gdyby tylko zgłosił to w odpowiednim momencie, prawdopodobnie
wciąż by żył – Do czego dążysz Miczi, pomyślałem – Nie uważacie, że jesteśmy w większości dorosłymi ludźmi i nie
powinniśmy wybijać się pomiędzy sobą? Zostawcie go przy życiu. Będę osobiście pilnowała
tego, żeby nie zrobił nic głupiego. Może nawet siedzieć w tej piwnicy, byle nie
dopuścić do aktu tego bestialstwa. Jestem za oszczędzeniem go.
Było mi
żal. Straszliwe żal sytuacji, w której znalazła się moja przyjaciółka. Musiałem
jednak myśleć trzeźwo. Niektórzy uważali mnie za dowódcę obozu i nawet jeżeli
się nim nie czułem, musiałem wybrać dobrze. Tak, żeby cała drużyna była
bezpieczna, w jak największym stopniu. Głos zabrał Kiciuś :
— Wiecie dobrze jaki
będzie mój głos. Kiedy wczoraj dowiedziałem się o stanie mojego brata,
wiedziałem, że ktoś będzie musiał to zrobić, żeby chłopak się nie męczył. Lecz
nie w taki sposób, do cholery! Dalion zachował się jak cholerne zwierzę! Nie
zasługuje na miejsce tutaj. Pozbawił mnie ostatnich chwil z rodziną. Nie wiem
co się dzieję z resztą moich krewnych, prawdopodobnie są daleko stąd albo po
prostu nie żyją. Odebrał mi coś co uważałem za cenne. Chcę jego śmierci.
Cztery
na cztery głosy. Pięknie kurwa, pięknie, pomyślałem.
Teraz w zależności od tego co odpowiem będą zależały moje stosunki z niektórymi
osobami. Słuchając tych wszystkich ludzi, z którymi przeżyłem już tyle,
postawiłem sobie sprawę jasno. Wiedziałem, że jestem im coś winny. Wszyscy
patrzyli na mnie. Niektórzy z zaciekawieniem, inni z trwogą. W końcu
przemówiłem :
— Gigant świetnie
określił całą sytuację. Nie jesteśmy zwierzętami a każda para rąk może się
przydać. Ostatnie tygodnie były takie dziwne. Cały świat posypał się mi na
głowę, a zarazem osiągnąłem praktycznie wszystko to czego chciałem. Muszę
jednak przyznać, że moja droga jest usłana trupami. Kamil, wasz przyjaciel,
który chronił Natalię, ludzie Alexa w tym Goliat oraz Eryk. Wszyscy, których
wymieniłem byli zabici, w mniejszym lub większym stopniu, przy moim udziale lub
z mojej winy. Jestem za was odpowiedzialny i powinienem nie dopuszczać do tego
typu sytuacji. Jesteśmy tu sami. Mamy tylko siebie i potrzebujemy każdego z
nas. Niestety jednak, nie mogę dopuszczać do tego, żebyśmy mieli w obozie
osoby, które zagrażają tym którym kocham.. – zobaczyłem grymas na twarzy
Miczi – Jestem za zabiciem Daliona.