piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 3: Pełna sekretów

Rozdział 3, pierwszy z perspektywy... Magdy! Postać dołączyła do Apokalipsy niedawno, ale w tym tomie odegra pewną rolę i będzie świadkiem zdarzeń z Torunia (gdy Zbłąkany Ocalały i Czerwone Flary wyruszą w podróż). Mam nadzieję, że rozdział jak i perspektywa wam się spodobają. Po przeczytaniu proszę o komentarz, oraz rozesłanie bloga znajomym.

---------------------------------------------------

Rozdział 3 (Magda): Pełna sekretów


                Dzisiejszy dzień zaczął się tak samo jak pozostałe, ale był odrobinę inny. Gdy zdałam sobie sprawę z tego, że dziewczyna, którą widziałam jakiś tydzień temu nocą, to ta sama, o której mówił tyle Bobru to pogrążyłam się w myślach. Widziałam ją tamtego wieczora, gdy obserwowałam posiadłość osób rządzących tym miejscem. Była zdziwiona gdy zobaczyła tą osobę wysiadającą z ciężarówki. A parę minut później zginęła. Próbowała mnie wtedy dogonić, ale uciekłam, bo myślałam, że jest jedną stąd i że będę miała przez to problemy. Gdybym tylko wiedziała, że to osoba tak ważna dla Bobra, to na pewno bym została i pomogła. Czy to była moja wina? Nie sądzę, ale bolało mnie to, że mogłam coś z tym zrobić, a nie zrobiłam.
                Dzisiaj dużo miało się zmienić. Zbłąkany Ocalały przeprowadzał ostatnie przygotowania do wyjazdu na wschód, a Czerwone Flary dostawały rozkazy i były przygotowywane do swoich zadań.  Starałam się być na bieżąco z informacjami, bo nigdy nie wiadomo, kiedy to się przyda. Zdążyłam się przyzwyczaić do tego życia i miałam nadzieję, że wiedza, którą zbierałam nigdy mi się na nic nie przyda. Nie dostałam jeszcze tutaj żadnej pracy i właściwie całymi dniami poświęcałam się chodzeniu po uliczkach miasta i rozmawianiu z ludźmi.
                Z danych, które udało mi się póki co zebrać, podczas moich wędrówek, ustaliłam, że w Ostoi jest około trzystu ludzi. Około pięćdziesięciu z nich należało do Toruńskiej Straży, czyli byli to ludzie z Barykad, oraz patrole, które poruszały się ulicami miasta. Drugą grupę stanowiły osoby dowodzące oraz Czerwone Flary. Samych Flar, wraz z nowym członkiem, Bobrem, było dziewięć. Oprócz tego doliczyłam Szeryfa oraz Karła, ale na upartego dało się dodać do tej listy jeszcze parę osób, między innymi osoby zasiadające w Radzie. Resztę stanowili cywile. W sumie wychodziło na to, że ponad dwieście osób to byli zwykli pracownicy, dzieci oraz osoby przebywające na terenie tego miejsca.
                Ciężko mi było wytrzymać w tym miejscu, gdyż wszyscy wydawali się być już częścią mechanizmu, a ja wciąż nigdzie nie pasowałam. Dołączyłam do grupy Bobra dosyć późno, ale jeszcze z ludźmi z jego grupy udawało mi się dogadywać. Niestety byli oni ciągle zajęci. Bobru całymi dniami przesiadywał w Kwaterze Głównej lub w mieszkaniu Łapy, Sołtys i Łapa przesiadywali w budynku rady, Cinek przygotowywał z Ernestem autobus do wyjazdu, a Jakub został uwięziony. Był jeszcze Łowca, który całe dni spędzał ciężko pracując przy wzmacnianiu barykad.
                Całe szczęście była jedna osoba, z którą się dogadywałam – Krystian. Znał się on z Bobrem i pewnego wieczora spędziliśmy sporo czasu razem. Był przemiłym człowiekiem, który potrafił rozweselić i sprawić, że czas leciał o wiele szybciej. Dzisiaj też miałam się z nim spotkać, ale teraz miałam inne sprawy na głowie.
                Wyszłam na zewnątrz, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Pomimo wczesnej pory na ulicach Ostoi było już tłoczno. Ludzie szli bez zawahania w pożądanych kierunkach, a ja stałam i obserwowałam to zastanawiając się czy, kiedyś w pełni dołączę do tej społeczności.  Kiedyś, kiedy jeszcze nie było zombie, a ja studiowałam, nie było takich problemów. Umiałam się znaleźć w towarzystwie. Tęskniłam za tymi czasami. Tęskniłam za moimi rodzicami i kimś, dzięki komu przetrwałam. Mój brat Marek. Rozdzieliliśmy się około tydzień przed spotkaniem Bobra, kiedy szwendacze odcięły nas od siebie w jednym z budynków w niedużym miasteczku na północny wschód stąd. Mieliśmy się spotkać właśnie w Ostoi, ale nikt tutaj o nim nie słyszał, chociaż pytałam. Nikomu z grupy Bobra nie mówiłam o tym, że podążam do Ostoi w tym celu, bo w czym by to pomogło? Obserwowaliby by tylko moje rozczarowanie i próbowali mnie pocieszyć.
                Postanowiłam wrócić się do mieszkania i wziąć ze sobą łuk, a następnie potrenować gdzieś strzelanie. Nie mogłam sobie pozwolić na przerwę w treningach. Gdy tylko wzięłam co trzeba ruszyłam na południe. W tamtej części Ostoi znajdowała się strzelnica, więc było to idealne miejsce do potrenowania. Gdy dotarłam na miejsce poprosiłam o wpuszczenie przez jednego ze strażników. Strzelnica znajdowała się naprzeciw ich budynku i była właściwie na otwartym powietrzu. Osłonięta jedynie dachem i jakimiś blachami, żeby choć trochę wytłumić dźwięk. Akurat mi się poszczęściło bo byłam tutaj sama.
                Naprężyłam cięciwę i wypuściłam pierwszą strzałę, które niestety nie trafiła w środek. Zaklęłam cicho i szybko wypuściłam drugą, która również ominęła środek tarczy o milimetry. Wypuściłam cicho powietrze z płuc i wypuściłam trzecią strzałę. Ta tym razem trafiła prosto w środek.  Mój trening trwał jeszcze około trzydziestu minut. Zobaczyłam kątem oka, że z budynku więzienia wychodzi Bobru, a po chwili zauważyłam tam również Szeryfa i Erniego. Widziałam, że cała trójka była w kiepskim nastroju, więc nawet nie wychyliłam się, żeby się z nimi przywitać. Nagle za moimi plecami usłyszałam głos.
- Nieźle ci idzie – powiedziała Łapa.
- Och nie zauważyłam cię. Długo tu jesteś? – zapytałam.
- Dopiero co przyszłam. Pomyślałam, że się wtrącę odkąd patrzyłaś na mojego faceta z takim pożądaniem – powiedziała nieco gniewnie.
- To nie tak jak… - zaczęłam nieco wybita.
- Spokojnie – powiedziała uśmiechając się i podchodząc bliżej – tylko żartowałam. Nie przeszkodzę ci specjalnie jeżeli dołączę i postrzelam w tarczę obok? – zapytała.
- Jasne – odpowiedziałam.
                Łapa stanęła obok mnie i wyciągnęła pistolet. Włożyła do niego magazynek i przeładowała. Trzy pociski zostały wystrzelone w sekundowych odstępach od siebie. Wszystkie trzy trafiły w tarczę, ale tylko dwa uderzyły w sam środek.
- Byłaś na pogrzebie? – zapytała Łapa.
- Tak… Myślisz, że to naprawdę Jakub za tym stoi? – spytałam.
- Został znaleziony przy ciele, zresztą to kanibal. Wszystko na to wskazuje – powiedział z pewnością w głosie.
- Ale to wszystko jest jakieś dziwne. Przecież ten staruszek dołączył do nas, ale nie miał kompletnie żadnego motywu… - stwierdziłam.
- Morderców nie da się oduczyć mordowania. Póki mógł to robić pomagając nam było dobrze, ale teraz gdy dotarliśmy na miejsce musiał kontynuować swoje żniwo. To chory człowiek – mówiła oddając kolejne, celne strzały.
- Wszyscy jesteśmy mordercami – powiedziałam – A przynajmniej duża część z nas.
                Łapa uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że ja nie zabiłam jeszcze nikogo, nigdy. W sumie nie chciałam tego zmieniać, nie wiem czy dałabym radę. Ludzie jednak różnili się od zombie. Przynajmniej dla mnie. Łapa dalej trenowała, a ja zrobiłam sobie małą przerwę i na przemian obserwowałam ją i ulicę. Nagle zauważyłam wychodzącego z więzienia Dziarę. W przeciwieństwie do wcześniej wychodzących mężczyzn, ten spojrzał w naszą stronę. Nasze oczy spotkały się na chwilę. Przeszedł mnie dreszcz przerażenia. Te oczy miały w sobie coś strasznego.
- Dostałaś już jakąś pracę? – zapytała Łapa.
- Jeszcze nie. Nie wiem dlaczego – powiedziałam lekko zamyślona.
- Z chęcią bym się z tobą zamieniła. Masz wolną rękę, możesz robić całymi dniami co chcesz w obrębie Ostoi, a ja praktycznie całe dni spędzam w budynku Rady – powiedziała po czym odetchnęła głęboko i odwróciła się w moją stronę – A wiesz co jest najgorsze z tego wszystkiego? Tam gdzieś – zrobiła gest ręką – jest moja siostra. Ja wiem, że ona jeszcze żyje, po prostu to czuje. A te patałachy nie potrafią jej znaleźć. Walczą z Gangiem, a wciąż nie umieją go pokonać chociaż jest dużo mniejszy. To jest dziwnie, nie uważasz?
- Tak… wybacz muszę iść. Do później – powiedziałem i zebrałem swoje strzały po czym wyszłam.  Dziara ukrywał coś i zdecydowanie wiedział coś o mnie. To spojrzenie, oraz ciągłe trzymanie mnie z dala od pracy były bardzo dziwne. Wybiegłam ze strzelnicy odprowadzona przez zdziwione spojrzenie Łapy. Nie miałem jednak czasu. Musiałam stawić temu czoła. Rozejrzałam się szybko i wypatrzyłem oddalającą się sylwetkę Dziary, który skręcał w stronę Placu Głównego. Pobiegłam szybko za nim. Łuk podskakiwał ciężko na moich plecach, gdy rozpędzałam się coraz szybciej, tylko aby dogonić przywódcę Czerwonych Flar.
                Gdy byłam parę kroków za nim on nawet się nie odwrócił. Dalej szedł przed siebie. Wtedy wyprzedziłam go i zatrzymałam.
- Przepraszam, czy możemy porozmawiać? – zapytałam.
- Jestem odrobinę zajęty… Jesteś Magda prawda? – zapytał zatrzymując się.
- Tak. Chciałam spytać dlaczego wciąż nie została mi przydzielona żadna praca, czuję się z tym trochę dziwnie – wyrzuciłam z siebie.
- Tak się składa, że mam dla ciebie zadanie. Bardzo ważne zadanie. Przyjdź do mnie dzisiaj wieczorem, do Kwatery Głównej, a zapewniam, że wszystko się zmieni – powiedział uśmiechając się tajemniczo.
Zmieszało mnie to trochę, ale mimo to odwzajemniłam uśmiech i pożegnałam go. Co takiego dla mnie szykował? Może chcę mnie też włączyć do Rady? Byłoby ciekawie, lubiłam decydować i pomagać podejmować decyzje.
                Po rozmowie z Dziarą wróciłam do domu wziąć prysznic i zostawić łuk oraz strzały. Dostęp do ciepłej wody był po prostu cudem. Cieszyłam się z tego jak dziecko. Możliwość zmycia całego tego brudu z siebie była czymś wyjątkowym.  Po przebraniu się wyruszyłam na barykadę, na której był żołnierz, Gigant oraz Dymitr. Lubiłam tam czasami przychodzić, szczególnie jak kolejne zombie podchodziły pod worki z piaskiem i siatki, żeby spróbować się tu dostać.  Wtedy łysy żołnierz, który z tego co wiem nazywał się Kamil, wraz z Dymitrem zaczęli strzelać, a Gigant zeskakiwał do bramy, otwierał ją i rozpoczynał taniec ze swoim mieczem. Dalej zaskakiwała mnie ta osoba. Chociaż sama wolałam łuki od broni palnej to zobaczenie kogoś z mieczem i to takich kalibrów, było dosyć niecodzienne.
                Gdy dotarłam na miejsce udało mi się trafić idealnie na atak zombie. Wspięłam się drabinką na deski, gdzie było stanowisko obronne. Przywitałam się z chłopakami i zobaczyłam jak działają. Kamil radził sobie zdecydowanie najlepiej z bronią palną. Doświadczenie robiło swoje. Po ostatniej ranie postrzałowej miał jednak kłopoty z używaniem ręki, więc zamiast trzymać karabin oburącz, opierał lufę o kawałek barykady i w ten sposób strzelał. Nie osłabiło to jego skuteczności. Był ogólnie ciekawą osobą, zarówno z wyglądu jak i z charakteru. Te jego różnokolorowe oczy.
                Dymitr radził sobie trochę słabiej. Widać, że na co dzień wolał szwendać się z kumplami niż uprawiać sport, czy cokolwiek w tym stylu. Mimo tego był sympatyczny.  Gigant z kolei nawet nie czekał na specjalne pozwolenie czy znak. Zeskoczył z drabinki na ziemię ciężko, a następnie otworzył bramę i uwalniając ostrze zaszarżował. Patrzyłam na to z podziwem. Był takim rycerzem naszych czasów. Miał nawet zbroję, która była pancerzem policyjnym.
                Gigant ciął pewnie i wydawało się, że każde kolejne uderzenie jest jeszcze bardziej precyzyjne i zabójcze o ile to w ogóle było możliwe.  Gdy rozprawili się z zombie posiedziałam tam chwilę rozmawiając z Dymitrem i Gigantem. Ta dwójka była całkiem przyjaźnie nastawiona i mogłam ich zaliczyć do osób, które lubiłam. Pomimo przeróżnych tematów, ciągle myślałam tylko o tym, że wieczorem mam się stawić w Kwaterze Głównej na rozmowę z Dziarą. Nie mówiłam o tym nikomu, przynajmniej na razie.
                Niecałą godzinę później ,gdy zaczęło się powoli ściemniać zauważyłam ruch na drodze za barykadą. Gigant, Łysy oraz Dymitr naciągnęli na głowy bandany i wymierzyli broniami. Szybko jednak opuścili je, gdy zobaczyli, że nadjeżdża furgon z Czwartego Posterunku. Brama została otwarta, a Kamil z Karolem zeskoczyli na dół, żeby przywitać gości. Okazało się, że w furgonie były cztery osoby. Dwie z nich to byli cywile, którzy podobno jechali tutaj Zbłąkanym Ocalałym ,ale zdecydowali się wysiąść na Czwartym Posterunku, w obawie przed ostatnim odcinkiem drogi. Stary mężczyzna oraz młoda kobieta. Rozglądali się zdecydowanie podekscytowani tym co widzą.
                Kolejna dwójka to dwie osoby z Czerwonych Flar – Filip oraz Mateusz. O tym drugim słyszałam już trochę. Podobno w drodze tutaj został ugryziony i miał amputację ręki. Rzeczywiście zamiast jednej ręki miał kikut. Zrobiło mi się go szkoda, bo prawdopodobnie szybko wyleci z Czerwonych Flar przez to, że jest nie do końca sprawny. Filip przywitał się z Gigantem i Łysym po czym zapytał.
- Dostaliście pracę na barykadzie?
- Owszem – odpowiedział Łysy.
- Niesamowite – powiedział z przekąsem Filip – No ale nic. Wiecie gdzie aktualnie znajduje się Dziara lub Karzeł?
-Jestem tutaj –usłyszałam głos Dziary. Pojawił się na ulicy tak nagle, że dopiero teraz go zauważyłam. Towarzyszył mu Pablord oraz Bobru.  Obaj od razu podeszli do Mateusza aby się z nim przywitać. Pablord po prostu go przytulił i poklepał po plecach. Bobru podał mu dłoń po czym zaczął krótki dialog. Nie wsłuchiwałam się w niego, bo obserwowałam Dziarę i Filipa.
                Po chwili rozmów Bobru, Pablord oraz Mpd ruszyli wraz z dwoma cywilami w głąb Ostoi, a Dziara i Filip wciąż rozmawiali i po chwili też odeszli. Gigant i Łysy wrócili na swoje stanowisko, a ja z nimi się pożegnałam i zeskoczyłam. Do wieczora nie zostało dużo czasu, ale jednak musiałam jeszcze czymś się zająć póki ciemność nadejdzie. Zajęcie znalazło się samo. Gdy podchodziłam na Plac Główny usłyszałam podniesione głosy i krzyki. Przez chwilę myślałam, że ktoś nas atakuje, ale po chwili zauważyłam krąg ludzi. Podbiegłam tam, żeby zobaczyć co się dzieje.
                Ludzie ustawili się w kręgu i obserwowali dwóch młodych bijących się mężczyzn. Jeden z nich, wyższy i masywniejszy zaszarżował na drugiego, o wiele mniejszego, ale nie trafił i stracił równowagę. Mały wykorzystał to i wskoczył mu na plecy uderzając wściekle po tyle głowy. Duży wyciągnął rękę i złapał oprawcę za szyję po czym przerzucił go i zamachnął się, żeby uderzyć w twarz. Mały zasłonił się przed trzema silnymi ciosami, po czym wyprowadził kontrę, trafiając prosto w zęby przeciwnika. Sytuacja prawdopodobnie by trwała dłużej gdyby nie strzał, który sprawił, że wszyscy podskoczyli.
                Nagle usłyszałam głos z megafonu.
- Proszę się rozejść! Obaj sprawcy zostaną za chwilę pojmani! – krzyknął Szeryf, a jego głos odbił się echem z paru głośników naraz.
Odsunęłam się obserwując jak dwójka mężczyzn nie przerywa walki. Nagle z uliczki wybiegło czterech strażników. Natychmiastowo rozdzielili walczących i obezwładnili ich. Szeryf z megafonem wszedł pomiędzy jeszcze niedawno walczących i spojrzał na obu.
- Zostajecie aresztowani. Przetransportować ich do więzienia, tam sobie porozmawiamy.
Zastanawiające było to jak Szeryf starał się trzymać starych przepisów. Zawsze mnie to zadziwiało.
                Na Placu wszystko szybko wróciło do normy. Ludzie rozeszli się po domach dosyć szybko, a ja sama podążyłam do swojego mieszkanka, żeby przeczekać jeszcze trochę czasu przed spotkaniem z Dziarą. Byłam naprawdę ciekawa o co może chodzić. W domu zrobiłam sobie herbatę i obserwowałam przez okno Główny Plac. Przez chwilę widziałam tam Sołtysa i Łapę, którzy szli gdzieś powoli. Jakiś czas później widziałam też Krystiana. Z chęcią spędziłabym z nim trochę czasu, ale nie było teraz na to czasu. Przeczesałam włosy, które zaczęły mi powoli rosnąć i dosięgały już barków po czym wyszłam.
                Szłam powoli, bo słońce chowało się jeszcze na horyzoncie, a nie chciałam dotrzeć tam zbyt szybko. Niestety czas jak zwykle nie grał na moją korzyść, bo wyjątkowo szybko dotarłam do budynku. Kwatera Główna górowała nade mną. Lekko zdenerwowana zapukałam. Usłyszałam tylko stłumione „wejść” i weszłam. Dom był oświetlony jedynie lampką stojącą na dużym, drewnianym stole. Siedział za nim Dziara. Wskazał mi ręką krzesło po czym poczekał aż usiądę. Wnętrze było bardzo ładnie wystrojone. Mnóstwo drewnianych mebli, dywanów oraz obrazów. Widać było, że mieszkali tu ważni ludzie.
- Dobry wieczór Magdo – odezwał się pierwszy.
- Dobry wieczór – powiedziałam nieco zdenerwowana. Dziara patrzył na mnie tak przenikliwie, że bałam się tego co może zobaczyć. Przez chwilę patrzyliśmy tylko na siebie, po czym coś na piętrze wydało dźwięk. Podskoczyłam ze strachu, sama nie wiedząc tak właściwie, dlaczego aż tak bardzo się boję.
                Dziara uśmiechnął się i zastukał palcami o blat stołu.
- Wybacz musimy poczekać, Bobru zbiera parę rzeczy z Kwatery, bo oczywiście nie spędzi ostatniej nocy przed wyjazdem ze starym, dobrym przyjacielem, tylko z dziewczyną. Ale w sumie może to i dobrze?
Odwzajemniłam delikatnie uśmiech i czekałam. Cisza była jednak tak nieznośna, że musiałam ją przerwać.
- Czy Mateusz będzie dalej Czerwoną Flarą? – zapytałam. Nie wiem dlaczego akurat to pytanie przyszło mi na myśl, ale po prostu słowa same wyleciały z moich ust.
- Hah, ciekawe, że pytasz akurat o to. Zastanowię się jeszcze, otaczają mnie naprawdę potężni ocalali, a po stracie ręki nie wiem czy mogę do tej grupy zaliczyć Mateusza. Sama rozumiesz, wypadek przy pracy – odpowiedział. Nagle wstał i podszedł do komody, gdzie stała butelka. Wyciągnął jeden kieliszek, po czym nagle odwrócił się w moją stronę.
- Masz ochotę na coś mocniejszego?
Po dzisiejszym dniu? Oczywiście, że miałam ochotę.
- Czemu nie – powiedziałam.
                Obserwowałam jak Dziara nalewa do dwóch szklanek po czym jedną podaje mi, a drugą bierze sam i bierze łyka. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie schodów i zobaczyłam Bobra.  Gdy zobaczył mnie otworzył szeroko oczy, widocznie nie spodziewał się mnie w tym miejscu.
- O hej Magdo. Co ty tu robisz? – zapytał schodząc.
- Widzisz Bobru, ty idziesz do swojej dziewczyny, a ja swoją zapraszam do siebie – powiedział Dziara. Oboje spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem – Spokojnie tylko żartowałem, ale widok waszych min był bezcenny – powiedział wybuchając śmiechem – Tylko sobie gadamy, w końcu Magda wciąż nie została nigdzie przydzielona.
- Rozumiem. Więc powodzenia – powiedział Bobru po czym wyszedł. Zostałam sam na sam z Dziarą. Moja noga zaczęła sama nerwowo chodzić pod stołem, ale wciąż starałam się uspokoić. Gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi Dziara wziął łyka, odetchnął głęboko po czym spojrzał mi w oczy.
- Właściwie mam już od dawna zaplanowane co z tobą zrobić, ale czekałem na właściwy moment – powiedział.
                Przeszły mnie dreszcze. O co mu mogło chodzić?
- Mam nadzieję, że Bobru ci jeszcze nic o tym nie mówił, bo jak tak to znaczy, że nie jest kimś, komu mogę zaufać. Mam pewien plan, który pomożesz mi zrealizować – powiedział z pewnością w głosie.
- Skąd ta pewność? Nie nadaję się do ciężkich prac, ja nigdy nikogo nie zabiłam – zaczęłam będąc pewna, że chodzi o wyprawy takie jak te, w których uczestniczą Czerwone Flary.
- Mam pewność, bo mam coś co należy do ciebie. Przechodząc do rzeczy, pomożesz mi zabić Karła. Nie powiesz nikomu o tym, że masz taką pracę, wszyscy będą myśleli, że jesteś moją asystentką, dlatego będziesz tu przychodzić na każde moje zawołanie, rozumiesz? – jego głos nie był ostry, ale pozostawiał coś takiego wyjątkowego. Nutkę grozy i ton, który nie przyjmował sprzeciwu.
- Zabić Karła? – zapytałam.
- Dokładnie. Wszystko już mam rozplanowane, a ty jesteś najważniejszym elementem układanki. Bobru i reszta Czerwonych Flar to tylko pionki. Są dla mnie zbyt ważni, żeby wykonywać tą najbrudniejszą robotę. Tą, która czeka ciebie.
                Do moich oczu napłynęły łzy. Chciałam uciekać, ale nie wiedziałam co bym tym osiągnęła. Nie mogłam sobie pozwolić na takie traktowanie. Wstałam odsuwając nogami krzesło, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Nie zgadzam się.
Udało mi się zmazać uśmiech z twarzy Dziary tylko na chwilę. Moment później wrócił na jego twarz, jeszcze wyraźniejszy. Dziara odwrócił się i zawołał.
- Wprowadź go.
Nie byliśmy jednak sami? Czy to był tylko test? Gdy tylko zobaczyłam dwie postacie wiedziałam, że to nie jest test. To była rzeczywistość. Pierwszą postacią, która weszła był mężczyzna, ten sam, którego widziałam około tydzień temu, wysiadającego z tyłów ciężarówki. A drugim był…
- Poznaj Jana. To przywódca Gangu. Tego słynnego Gangu. A drugą postać myślę, że znasz aż za dobrze, co?
Drugą osobą był ktoś, kto jakimś cudem przeżył. Myślałam, że nie żyje, bo nie znalazłam go w Ostoi, a on tu dotarł. To był mój brat Marek.
- Widzę, że cię przekonałem. Teraz przedstawię ci mój plan, moja droga wspólniczko!

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2: Cela numer 3

Rozdział 2 tomu 3, nowa perspektywa! Ta perspektywa jest niezbędna do paru ważnych motywów, które chcę wdrożyć do Apokalipsy w tym tomie. Zbłąkany Ocalały jest świetnym środkiem do przedstawienia zdarzeń z dala od Ostoi, bo jednak trzeba coś pokazywać, prawda? Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.

------------------------------------------------

Rozdział 2 (Erni): Cela numer 3


                Spotkanie z Dziarą było jak zwykle dziwne. Nigdy nie byłem zdania, że jest złym człowiekiem, wręcz przeciwnie, był kimś, kto pomógł mi znaleźć Bobra i resztę, ale jego zachowanie często było strasznie impulsywne, a czasami nawet niebezpieczne. Odkąd usłyszałem o tym całym planie zabicia Karła, wciąż żyłem pełen nerwów i niekoniecznie zadowolony z tego jak się rzeczy mają. Po dzisiejszym zebraniu postanowiłem z początku zająć się Zbłąkanym Ocalałym. W końcu miałem znowu ruszyć w trasę. Całe szczęście tym razem nie będę sam. Cinek, który jakimś cudem dotrwał aż tutaj, będzie ze mną. Cieszyło mnie to niemiłosiernie i sprawiało, że nie patrzyłem na kolejną wyprawę z rezerwą. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że będę mógł się wyrwać z nieprzyjemnej sytuacji panującej w Ostoi.
                Gdy Pablord spytał mnie ostatnio, co myślę o całej sytuacji nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Dziara był moim przyjacielem, a dodatkowo szefem, dlatego ciężko mi było wskazywać jakie błędy popełnił, lub chciał popełnić. Karzeł z kolei był łatwiejszym celem mojej krytyki, ponieważ niektóre jego decyzje rzeczywiście były dziwne. Mieszkałem w Ostoi od około dwóch tygodni, może więcej i zdołałem już poznać tego człowieka. Nie sprawiał złego wrażenia jeżeli chodzi o zachowanie – zawsze wesoły, skory do pomocy i wyjaśnienia konfliktów. Jednak miał te chwilę, w których widziałem w nim ogromny kontrast. Poznałem podczas apokalipsy mnóstwo ludzi, którzy umieli dowodzić innymi i z pewnością Karła nie zaliczyłbym do tych najlepszych z najlepszych. Bobru, Łapa, Dziara, to byli ludzie, którzy potrafili podejmować dobre decyzje, chociaż zazwyczaj nie były one łatwe.
                Pamiętałem jakby to było dziś, gdy Bobru stanął przed wyborem co zrobić z Dalionem i pomimo sentymentu nie patrzył na to, co kto chcę, a na to jak powinno być. Łapa z kolei stworzyła sieć osób w okolicach Królowego Mostu. Potężną sieć. Coraz to kolejne osoby okazywały się być jej częścią i myślę, że gdyby nie kolejna świetna decyzja Bobra, ta z połączeniem sił, to dzisiaj wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
                Jednak tym, co zaskakiwało mnie najbardziej byłem ja sam. Przemiana, która zaszła w moim zachowaniu i wyglądzie była na tyle ogromna, że nawet mi udało się ją zauważyć. Dalej starałem się być obiektywny i sprawiedliwy, ale coraz częściej musiałem dostosowywać się do świata. To podróże Zbłąkanym Ocalałym nauczyły mnie tego wszystkiego. Nie obdarowywać nikogo zbyt dużym zaufaniem, grać twardego dupka, który będzie budził strach i respekt i groźny wygląd. Te trzy rzeczy sprawiły, że osoby, które spotykałem na drodze nie były na tyle odważne, żeby coś ze mną zrobić. Chociaż po tym co stało się z Mateuszem, przez moją własną głupotę i nieuwagę, dałem się podejść Henrykowi i jego synowi.
                Miałem nadzieję nie powtórzyć tego błędu już nigdy. Idąc przez uliczkę i mijając ludzi, którzy spędzali wolny wieczór kręcąc się po mieście, skierowałem swoje kroki do garażów. Znajdowały się one przy wschodnich wjazdach do Ostoi. Jednak ten, który interesował mnie, był przy środkowym wjeździe i właśnie tam się udałem. Klucze do garażu miałem tylko ja, ale miałem zamiar dać jeden komplet Cinkowi. Przywitałem skinieniem głowy ludzi pilnujących barykady i schyliłem się, żeby zlokalizować wzrokiem zamek, umieszczony gdzieś przy samej ziemi. Gdy udało mi się go namierzyć włożyłem kluczyk i przekręciłem, po czym z zapałem podniosłem blachę i spojrzałem na mój autobus.
                Mój wybawca i moje hobby. Bez niego nie wydostałbym się z Supraśla, nie dotarł tutaj oraz z pewnością nudził o wiele bardziej, dostając jakąś nudną pracę. Ale całe szczęście byłem kierowcą autobusu. Kimś absolutnie niesamowitym. Opuszczałem bezpieczne mury nawet częściej od Czerwonych Flar, chociaż nigdy nie zostałem uhonorowany tym statusem.
                Pewnym krokiem wszedłem do wnętrza garażu i rozejrzałem się. Praktycznie wszystko było gotowe do renowacji autobusu, ale po zrobieniu szybkiego przeglądu uznałem, że mogę zająć się tym jutro. Potrzebowałem teraz towarzystwa i odpoczynku. Zwykłego relaksu. Sprawdzając wszystko ostatni raz opuściłem garaż i zamknąłem go, chowając kluczyk do kieszonki w kamizelce.  Miałem parę opcji do wyboru, ale po krótkim namyśle, postanowiłem ruszyć do baru. Przy odrobinie szczęścia zastanę tam kogoś znajomego i wraz z nim spędzę ten wieczór.
                Przemierzając ulicę Ostoi zastanawiałem się nad wieloma rzeczami, ale nie chciałem pogłębiać swoich myśli. Co prawda byłem osobą, która bardzo dużo myślała i lubiła to, ale czasami człowiek potrzebował po prostu spokoju i wyciszenia. Paradoksalnie nie oznaczało to odcięcia od muzyki, ludzi i wszystkich wydawanych przez nich hałasów. Wręcz przeciwnie. Czasami kochałem usiąść gdzieś w barze, zamówić piwo i obserwować wszystko co dzieje się wokół, słuchając przy tym dobrej muzyki. Teraz ciągle leciało to samo, bo oczywiście nie istniały już stacje radiowe, dlatego byliśmy raczeni tym co Czarek miał na składzie. Bo tak nazywał się właściciel jedynego baru w okolicy wielu kilometrów. Przynajmniej jeżeli chodzi o liczenie tych otwartych barów.
                Gdy dotarłem na miejsce już z daleka słyszałem muzykę i głośną mieszankę głosów i krzyków. Typowa atmosfera. Wszedłem jakby lokal należał do mnie, pewność siebie to podstawa. W środku było jak zwykle wesoło i tłoczno. Za barem stało dużo przeróżnych trunków, oraz znajomy już mi barman Czarek. Po drodze między ladą, a wejściem było około dziesięciu stolików, oraz oczywiście sam bar. Gdy tylko wszedłem, osoby stojące najbliżej mnie podchodziły i witały się. Rozpoznałem Giganta, który siedział i gadał z kimś z barykady południowej. Kawałek dalej zobaczyłem Bobra, Pablorda i Krystka, którzy zauważając mnie machnęli zachęcająco na znak żebym podszedł.
                Przy samym barze siedziała Miczi, przywitałem się z nią, bo bądź co bądź ostatnimi czasy spędziliśmy sporo czasu razem i to zżyło nas jakoś. Zostaliśmy dobrymi kumplami. Przybiłem żółwika z barmanem i rzuciłem tylko „to co zwykle”, po czym wyciągnąłem z kieszeni paczkę gum do żucia i rzuciłem mu. Czarek wyszczerzył się, ukazując lekko niekompletny garnitur zębów po czym pogłaskał swojego kota, który zawsze, całymi dniami, towarzyszył mu niczym nierozłączny kompan. Było to coś pięknego, sam zawsze marzyłem o zwierzaku, ale niestety apokalipsa zniweczyła moje plany.
                Odbierając duży kufel piwa przecisnąłem się pomiędzy ludźmi i usiadłem przy Pablordzie, Bobrze i Krystianie. Tego ostatniego znałem najsłabiej, ale nie był moim wrogiem. Był po prostu znajomym. Zawsze dzieliłem ludzi na dobrych i złych, przyjaciół i wrogów i nie uznawałem czegoś takiego jak neutralność. Zawsze starałem się opowiedzieć po którejś ze stron.
                Usiadłem ciężko na krześle i przywitałem się z całą ekipą. Możliwe, że nie zobaczę ich przez parę następnych dni, od razu po tym jak wyjadę, więc wolałem się nacieszyć ich towarzystwem. Bobru palił z Krystianem papierosy, które uderzały w nozdrza tanim tytoniem. Zauważyłem, że w tych czasach ludzie chwytali się wielu używek, próbując uciec dzięki temu od rzeczywistości. Ja osobiście nie paliłem, ale za to zdarzało mi się wypić. Najczęściej nie dużo, tyle żeby się rozgrzać w zimniejsze wieczory, lub odrobinę poprawić sobie humor.
- Jednak przyszedłeś stary! – ucieszył się Bobru zaciągając się papierosem i puszczając duże kółko z dymu.
- Taa… Nie mam siły dzisiaj czyścić autobusu. Trza się trochę wyluzować, w końcu niedługo ruszam – powiedział.
- W ogóle świetna sprawa z tym barem. To miejsce jest po prostu cudowne, czas leci jak szalony, a ty całkowicie zatracasz się w tym wszystkim – powiedział mądrze Bobru biorąc łyk swojego piwa.
- Wracając do mojej opowieści – wtrącił Krystian – Tak straciłem dwójkę towarzyszy i jak wiele osób stąd zostałem sam, ale dotarłem tutaj. Póki nie spotkałem Pablorda czułem się zagubiony, ale wraz ze spotkaniem kogoś choć trochę znajomego udało mi się zaaklimatyzować w tym miejscu – powiedział wesoło zaciągając się papierosem.
- To całkiem magiczne. Tyle osób pomyślało właśnie o Toruniu – wykrzyczał Bobru, widocznie odrobinę podpity, ale wciąż twardo trzymający się świata – W ogóle zaplanowałeś już kogo weźmiesz ze sobą oprócz Cinka?
- Jeszcze nie… Chociaż zastanawiam się poważnie nad wzięciem Łowcy. Wiem, że teraz załapał się na fuchę konstruktora, ale myślę, że reszta poradzi sobie bez niego, a dobrze wspominam jego pomoc i złote rady – powiedziałem wspominając towarzysza.
- To nie głupi pomysł – powiedział Pablord.
- Oj nie głupi! – dołączył do niego Bobru – Łowca na pewno się ucieszy z faktu wyruszenia znowu w świat. Z tego co zdążyłem zauważyć nie lubi za bardzo być w jednym miejscu zbyt długi czas.
- Zapytam go jeżeli tak jutro – obiecałem sam sobie.
                Czas leciał szybko, a my gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Kolejne osoby wchodziły i wychodziły z baru, a Czarek donosił nam co jakiś czas piwa. Gdy w końcu Krystian powiedział, że musi iść, żeby wstać z rana do roboty pomyślałem, że mogę poruszyć pewien temat.
- Skoro zostaliśmy tutaj sami – ściszyłem nieco głos i nachyliłem się do stołu – To możecie mi powiedzieć co myślicie o planie Dziary i aktualnej sytuacji?
Pablord i Bobru wymienili się spojrzeniami.
- Właściwie to… - zaczął Pablord.
- Obaj jesteśmy niepewni jego działań – dokończył Bobru.
- Ja w sumie trochę się obawiam tego wszystkiego. W sumie poza nami i resztą Czerwonych Flar nie zostanie tu nikt, kto może jakoś pilnować sytuacji. Wiecie co mam na myśli… - zdradziłem swoje obawy reszcie.
- Nie do końca – wtrącił Pablord – W końcu zawsze zostają tu takie osoby jak Szeryf, czy osoby, które dotarły tu z wami i objęły jakieś ważniejsze stanowiska. Na przykład Sołtys. Według mnie wydaję się być człowiekiem bardzo mądrym i zdecydowanie dużo osób się z nim będzie liczyło.
- Sołtys nie będzie się raczej mieszał w konflikty, będzie stał w cieniu i starał załagodzić to co się dzieje – powiedział Bobru – A co powiecie mi o Szeryfie? Bo poznałem go, ale wciąż nie wiem jaki to naprawdę jest człowiek.
- Hmm właściwie to jest całkiem w porządku – powiedział Pablord – Jest trochę dziwny, ale poza tym myślę, że ma tu na tyle silne względy i jego słowa liczą się na tyle, że będzie umiał utrzymać tu porządek. Zresztą nie wszystkie Czerwone Flary opuszczają bazę. Wręcz będzie ich tu więcej niż zazwyczaj – pociągnął łyk piwa z kufla – Mateusz przecież będzie tutaj niedługo, a wszyscy pozostali też mają się tu zebrać. Filip i Maciek. Poza tym Agnieszka też ma wrócić na dniach.
                Te słowa pocieszały i sprawiały, że była jeszcze nadzieja na spokojny wyjazd i nie myślenie o tym co dzieje się w domu.
- Właściwie to co takiego nie pasuje Dziarze z Karłem? Bo jednak budowali tą społeczność razem, a taka nagła zmiana zachowania jest dziwna… - powiedział Bobru.
- Myślę, że Dziara troszkę przesadza, ale mogę cię zapewnić – zacząłem – że Dziara zrobi wszystko dla ludzi z tego obozu. Nawet jeżeli będzie się to wiązało z kiepskimi decyzjami. Ostatecznie wszystko powinno wyjść na lepsze.
- Mam nadzieję Erni… - odpowiedział.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, ale w końcu zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać i pożegnałem się z Bobrem i Pablordem po czym opuściłem bar. Lekko chwiejnym krokiem zmierzałem do domów, a konkretnie tego, gdzie mieszkali właściwie wszyscy, których znałem. Przy wejściu spotkałem Miczi, która popijała ciepłą herbatę patrząc na niebo. Burknąłem do niej, na tyle na ile pozwalał mi aparat mowy, dobranoc, na co ona odpowiedziała mi kiwnięciem głowy.
                Gdy zacząłem się wspinać po schodach, okazało się, że nie jest to takie łatwe. Alkohol w połączeniu ze zmęczeniem był mieszanką wybuchową. Mało nie spadłem ze schodów, a gdy w końcu zacząłem się pijacko na nie wtaczać to o mało nie potknąłem się o jeden i nie poleciałem do przodu. Całe szczęście pierwsza para schodów była za mną ,kiedy nagle usłyszałem, że ktoś mnie woła. Po pijaku często różne rzeczy potrafiły ze mną rozmawiać, więc nie zwróciłem na to żadnej uwagi, ale gdy w końcu wołanie było za głośne i zlokalizowałem je zza moich pleców to odwróciłem się i zobaczyłem Maćka. Zaświecił swoimi nienaturalnie białymi zębami i zawołał wesoło.
- Ernest trzymasz się?
                Zasapałem z gniewem.
- Po to przerywasz mi tą czynność? – zapytałem.
- Spokojnie kowboju – powiedział wybuchając śmiechem – Mam dla ciebie wiadomość.
- Od kogo? – spytałem.
- Zgaduj – powiedział szybko i wyszczerzył zęby.
- Przysięgam, że zaraz Czerwone Flary stracą jednego członka… - zaczałem.
- Jezusicku, spokojnie – zaćwierkał jak zwykle pełen energii do życia Maciek – Od Dziary.
- Jaka jest jej treść? I przysięgam jeżeli odpowiesz „zgaduj” to cię zabiję – wysapałem.
- Jejku po alkoholu robisz się naprawdę nieprzyjemnym człowiekiem. Kto by pomyślał, będzie kierował autobusem, a upijasz się jak szalony. Dodatkowo… - zaczął Maciek.
- DO RZECZY! – krzyknąłem.
- Jutro w południe na barykadzie. Nie wiem po co, nie wiem jakie plany ma Dziara. Po prostu masz tam być – powiedział trochę poddenerwowanym tonem, chociaż z jego twarzy wciąż nie zniknął uśmiech.
- Suppper. Świetnie. Dobranoc – powiedziałem ucinając rozmowę i kontynuując wspinaczkę. Maciek nie odpowiedział, a przynajmniej ja tego nie słyszałem.
                Gdy w końcu wspiąłem się na trzecie piętro, czułem, że zaraz opadnę i zasnę. Wszystko rozmazywało mi się, a kolana same uginały się pod moim ciężarem. Potem miałem dziurę w pamięci i w sumie nie pamiętam jak znalazłem się w łóżku. O dziwo nie było to łóżko w moim pokoju. Jedyne co pamiętałem to burza czerwonych włosów, a potem obudzenie się rano.
                Zdecydowanie nie był to mój pokój, a dodatkowo męczył mnie okropny kac. Głowa bolała mnie tak, jakby rozgrywała się tam osobna apokalipsa zombie.  Wstałem i zauważyłem, że na łóżku siedziała dziewczyna, nie widziałem jej tu wcześniej. Miała długie, rude włosy i piegi na twarzy. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami i zacisnęła drobne usta. Najwyraźniej nie była jednak na mnie zła. Śmiała się.
- Jak ja się tu znalazłem? – zapytałem zachrypniętym głosem.
- Przyszedłeś nawalony jak cholera i chyba pomyliłeś drzwi oraz piętro. Z tego co wiem mieszkasz na piętrze trzecim, a to jest drugie – powiedziała z rozbawieniem.
- Cholera – skwitowałem krótko – Która godzina?
- Dochodzi dwunasta. Nie usłyszę żadnego… - zaczęła.
- Cholera jasna! Muszę lecieć. Wielkie dzięki za opiekę i przepraszam – powiedziałem z trudem wstając.
- Aleś ty w gorącej wodzie kąpany – powiedziała, widząc jak szybko nakładam buty i zmierzam do wyjścia.
- Przepraszam… W ogóle to jak masz na imię? – zapytałem z grzeczności. Wiedziałem, że zaraz muszę stawić się na barykadzie, żeby spotkać się z Dziarą.
- Zuzia. Wisisz mi kawę za tą przysługę, więc pamiętaj, że nie zostawię tego od tak – powiedziała uśmiechając się.
- Masz to jak w banku. A teraz lecę wybacz – to mówiąc wybiegłem z mieszkania. Schodziłem szybko, żeby jak najszybciej dotrzeć  do barykady. Zabawna sytuacja, jak mogłem wylądować u tej dziewczyny? Chociaż była ładna. Gdy wybiegłem na dwór zauważyłem, że pada deszcz. Nie była to ulewa, ale zimne krople  natychmiast uderzyły we mnie rozbudzając mnie do końca. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że Maciek nie powiedział mi wczoraj, na którą barykadę mam się stawić. Postanowiłem zaryzykować i pobiegłem w stronę tej, przy której był zaparkowany Zbłąkany Ocalały.
                Całe szczęście okazało się, że strzeliłem prawidłowo. Już z daleka zobaczyłem stojące na barykadzie postaci. Wyglądało to niesamowicie, sześć osób stojących w łunie słońca, które znajdowało się kawałek nad nimi. Strzelali, podejrzewałem, że do zombiaków, ale i tak z ciekawością podszedłem bliżej. Idąc w ich kierunku wypatrywałem tęczy, w końcu deszcz w połączeniu ze słońcem zawsze tworzył tą niesamowitą paletę barw przecinającą niebo.
                Na barykadzie stało trzech strażników, w jednym rozpoznałem Ryszarda. Był dobrym człowiekiem i świetnie się sprawdzał w swoim zadaniu. Kolejnymi trzema osobami były Bobru, Szeryf i Dziara. Przywitałem się z każdym po kolei i spojrzałem zaspanym, zmęczonym po wieczornych wojażach wzrokiem. Obserwowałem chwilę trupy tłoczące się w niedużej grupie przy barykadzie i kolejne kule, które je ostatecznie zabijały.  Gdy padł ostatni trup odwróciłem się do towarzyszy.
- Jakie plany? – zapytałem.
- O stary, wyglądasz jakbyś miał ciężki wieczór – zaczął Dziara głosem, który świdrował mi w głowie.
- Nawet mnie tak nie wzięło po wczorajszej „imprezie” – powiedział Bobru akcentując ostatnie słowo dosyć wyraźnie.
- Zabieram was do celi numer trzy – powiedział Szeryf. Jak zwykle pełen energii, ze swoim kapeluszem i okularami.
- A kto jest w celi numer trzy? – zapytałem.
- Podejrzany o morderstwo jego dziewczyny – powiedział wskazując palcem Bobra.
- I do czego jestem potrzebny? – kontynuowałem wodospad pytań z nadzieją, że zaraz będę mógł przejść się do baru, zjeść coś i napić się herbaty z cytryną.
- Ja poprosiłem o to, żebyś tu był, wybacz stary, ale po prostu potrzebuję kogoś w pełni zaufanego – powiedział Bobru.
- Spoko – odpowiedziałem krótko.
- Więc ruszajmy! – zawołał wesoło Szeryf.
                Więzienie znajdowało się na południu Ostoi. W części, w której większość budynków nie była w stanie używalności, a te zajęte, były najczęściej nieciekawymi miejscami. Mieliśmy tu więzienie, biuro Szeryfa, parę schronów oraz zbrojownię, gdzie trzymaliśmy ogromne zapasy amunicji i broni. Co ciekawe od kiedy przyjechali tutaj żołnierze, wraz z Gigantem i Natalią to zwiększyli znacznie ilość naszej amunicji, co ucieszyło zarówno Dziarę jak i Karła.
                Więzienie było obskurnym budynkiem, który miał jedno duże pomieszczenie, w którym czas wolny spędzali strażnicy oraz podziemia, gdzie znajdowały się cele. O ile pokój strażników sprawiał całkiem miłe wrażenie to po wejściu do podziemia człowieka łapał dół. Nie było tam prawie żadnego światła, oprócz jednej lampy ze słabą żarówką, oświetlającej długi korytarz z obu stron otoczony celami. Było tutaj raczej pusto, w końcu przestępcy albo ginęli na miejscu, albo popełnili na tyle małe wykroczenia, że byli puszczani wolno. W pierwszej celi siedziała kobieta, która obserwowała nas przez kraty ze smutkiem na twarzy. W sumie tylko Szeryf i jej ofiary, wiedziały co ona właściwie zrobiła. Druga cela była zajmowana przez dwójkę ludzi wyglądających identycznie. Ci zachowywali się nieco bardziej agresywnie, bo krzyczeli coś do nas uderzając w kraty, ale Szeryf szybko ich uspokoił przejeżdżając pałką po palcach.
                W trzeciej celi był Jakub. Gdy usłyszałem o śmierci Natalii to zrobiło mi się naprawdę przykro. Zarówno ona jak i Bobru chcieli się w końcu spotkać i walczyli o to przez całą trasę, która ja już pokonałem nie jeden raz i wiedziałem jaka ciężka jest. Gdy w końcu mieli się spotkać Natalia została zabita dwie ulicę dalej od miejsca, w którym był Bobru. Co prawda nie było pewności, że zrobił to ten staruszek, który z tego co wiem był kanibalem, ale został znaleziony na miejscu zdarzenia jako jedyny. Z tego co słyszałem to chciał coś powiedzieć gdy go aresztowali, ale dostał do Giganta tak mocno, że stracił połowę zębów. Teraz widać było na jego twarzy złość i bezradność, a braki w zębach nadawały mu groźnego wyglądu.
                Stanęliśmy we czwórkę przed celą i patrzyliśmy. On również nas obserwował.
- Z tego co słyszałem to starzec nie chciał nic mówić, myślisz, że ktoś z nas coś z niego wyciągnie? – zapytałem.
- Obiecał, że jeżeli przyjdzie tu Bobru i pojawię się ja to przemówi – powiedział Dziara.
- To prawda? – zapytał Bobru.
- Ta – odpowiedział krótko i nieco sepleniąc Jakub.
- A więc? Zabiłeś Natalię? – zapytał Szeryf.
- Próbowałem ją uratować w przeklęte skurwysyny – zaseplenił Starzec.
- Więc kto ją zabił? – zapytał z gniewem w głosie Bobru.
- A jak myślisz? – zapytał Jakub uśmiechając się.
- Nie wiem, dlatego cię o to pytam! – odpowiedział.
- Znasz tą osobę, bo podczas podróży tutaj umilała ci wolny czas. Potem przyczepiła się mnie i przez to ja tu teraz siedzę, a nie ona – wyszeptał ze złością kanibal.
                Widziałem, że Bobru zamyślił się. Wiedziałem co mu chodzi po głowie. Wiedziałem co każdemu, kto zna Łapę chodzi po głowie. Czy to mogła być ona? Nie wiadomo.
- To ciebie znaleziono przy ciele pieprzony kłamco! – wybuchnął Bobru.
- Wiesz co, żal mi cię. Naprawdę żal. Jesteś tak zaślepiony jej piękną buźką, że nie widzisz, że za twoimi plecami niszczy każdego, kto się jej nie spodoba! – odburknął Jakub.
- Zamknij się przeklęty morderco. Jesteś tylko kanibalem i gdybym tylko wiedział to wcześniej to w życiu bym się nie zgodził na to, żebyś jechał z nami. I Natalia by żyła. Mam nadzieję, że zgnijesz tu – powiedział Bobru po czym zaczął się cofać do wyjścia. Nikt go nie zatrzymywał, każdy wiedział, że to dla niego ciężkie.
- Jesteś wciąż głównym podejrzanym i nie wypuszczę cię stąd Jakubie – powiedział Szeryf.
- W dupie mam ciebie i całe to miejsce. Widzę co tu się dzieje, wszystko się rozpada. I chociaż nie jestem tym pierdolonym mordercą to możecie być pewni, że jeżeli uda mi się stąd wyjść w jakiś sposób, to zabije każdego ślepego idiotę. Zapłacicie mi za wszystko! – wykrzyknął Jakub.
                Dziara spojrzał na niego z zaciekawieniem.  Następnie zerknął na mnie i Szeryfa i po cichu do nas wyszeptał.
- Dajcie mi z nim porozmawiać, mam świetny pomysł. Spotkamy się później.
Spojrzeliśmy na siebie z Szeryfem po czym bez pytań opuściliśmy podziemia. Szeryf został na górze, ale ja wyszedłem. Miałem tego dość. Miałem nadzieję, że Dziara wymyśli coś dobrego. Może to miało związek z jego planem. Nie miałem z kolei pojęcia po co była ta cała szopka. Bobru się tylko zdenerwował, ale może to miało jakiś głębszy sens?
                Nie miałem czasu na dalsze myślenie, czas było działać. Ruszyłem poszukać Cinka i przygotować pojazd do odjazdu na wschód. Spojrzałem na niebo i zauważyłem tęczę. Miałem nadzieję, że to zwiastun czegoś dobrego. Z tą myślą ruszyłem przed siebie.

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 1: Proch

Rozdział pierwszy tomu trzeciego, witam was po długiej przerwie! Od teraz wracamy do starego stylu wstawiania i mam nadzieję, że uda mi się wyrobić terminowo ze wszystkim. W tym rozdziale skupiam się głównie na Toruńskiej Ostoi Ocalałych, jej mieszkańcach oraz ich zadaniach i stanach psychicznych. Akcja w tym tomie będzie się rozwijała dosyć powoli, ale jak już się rozpędzi będzie ciężko nadążyć za wszystkim co się dzieje :) Zapraszam was do czytania i proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym!

------------------------------------------------

Rozdział 1: Proch


                - Amen – tymi słowami Józef zakończył ceremonię. Nie była to jedna z tych dużych ceremonii, które w normalnych czasach sprowadzały całą rodzinę i wszystkich przyjaciół. Nie było długiej mszy i tych wszystkich spraw, które załatwiało się przed apokalipsą zombie. To była prosta ceremonia. Przygotowywałem się do niej psychicznie przez parę dni. Te dni leciały bardzo szybko, ledwo co przybyliśmy tutaj, a już minął ponad tydzień. Każdy z nas zaczynał się powoli aklimatyzować .
                Dzień po śmierci Natalii zostaliśmy wezwani do Karła. Chociaż wydawał się być solidnym człowiekiem to pamiętam jak dziś to co powiedział mi Dziara, po tym jak przyszedłem do niego w wieczór, w który dotarłem na miejsce.
- Jak to przejąć władzę? – zapytałem.
Pamiętałem zdziwienie na twarzy Pablorda i wręcz szok na twarzy Erniego.
- To zły człowiek Bobru. Przeżyłeś i dotarłeś tutaj bo jesteś silny. Słyszałem już o tym, że gdy ktoś groził komuś z twoich ludzi ty nie rozmawiałeś. Ty od razu strzelałeś i sprawiałeś, że ten ktoś żałował, że znalazł się w zasięgu twojego wzroku. Podobna sytuacja jest z Karłem – Tu jego twarz przyjęła dziwny grymas -  To słabeusz. Poświęca naszych ludzi Gangowi, udaje, że wszystko ma pod kontrolą, ale tak naprawdę jest nic nie wartym śmieciem. Pomóżcie mi panowie, a przysięgam, że przetrwamy to gówno. Znacie mnie, ja nie rzucam słów na wiatr – powiedział wtedy.
Zgodziłem się na jego warunki. Prawie na ślepo, bez żadnego wytłumaczenia. Ufałem moim przyjaciołom i byłem gotów pozbyć się kolejnego człowieka, tylko żeby zapewnić bezpieczeństwo moim ludziom.
                Nie wszyscy jednak byli zadowoleni z prac, które zostały im wyznaczone. W sumie było mniej więcej pół na pół. Cinek dostał się, jako pomocnik Kiciusia, na pokład Zbłąkanego Ocalałego. Trochę mnie dziwiło, że Erni chce znowu ruszać w Polskę, jeżeli wszyscy z Królowego Mostu zostali już odnalezieni, ale jak chciał dalej pomagać ludziom na tej trasie to nie mogłem go zatrzymać. Podczas tego tygodnia usłyszałem, coś co mnie całkowicie zszokowało. Okazało się, że parę dni po tym jak wyruszyliśmy z Supraśla, tuż po rozpadzie Królowego Mostu, spotkaliśmy się wszyscy. Było to przy wraku helikoptera. Nikt z nas nie mógł do końca w to uwierzyć, było to po prostu niesamowite. Nie dość, że się tam prawie pozabijaliśmy to jeszcze mieliśmy już wtedy szansę, żeby się spotkać. Niestety zdarzenia potoczyły się inaczej.
                Na pogrzeb Natalii przyszli wszyscy, którzy ją znali oraz Dziara, Karzeł i Pablord. Deszcz padał tego dnia, chociaż cały świat wydawał się ożywać. W końcu powoli nadchodziła wiosna. Na drzewach, które było widać za murami Ostoi, szczególnie od południowej strony, widać było zielone i różowe pączki kwiatów i drzew. Zombie atakowały to miejsce dosyć systematycznie, ale nie miały szans przebić się przez dobrze zorganizowane barykady. Byliśmy tutaj bezpieczni. Nie podobało się to jednak wszystkim.
                Jedną z takich osób była Łapa. Dostała posadę w radzie, czyli instytucji, która pomagała Karłowi w różnych sprawach. Pracowała tam wraz z Sołtysem, którego doświadczenie i mądrość sprawiały, że nadawał się idealnie do tej pracy. Sam nie wiedziałem czemu wzięli tam Łapę. Czy chcieli ją poskromić? A może wykorzystać jej dzikość i gwałtowność do planowania różnych akcji? Tego nie wiedziałem, ale zależało mi na tym, żeby było jej dobrze, więc od razu po ceremonii udałem się do niej. Był wieczór, wiec nie musiałem się martwić, że nie zastanę jej na piętrze bloku mieszkalnego, gdzie mieszkała większość naszych ludzi.
                Gdy zapukałem do jej mieszkania otworzyła prawię natychmiast. Wiedziała, że do niej przyjdę więc machinalnie wciągnęła mnie do środka uśmiechając się i całując. Odwzajemniłem pocałunek. Wiele osób nie rozumiało tego, że dopiero co straciłem Natalie, a już znajduje sobie inną kobietę, ale Łapa trzymała mnie przy sobie już od długiego czasu i ci, którzy podróżowali ze mną do Torunia doskonale o tym wiedzieli. Niestety takie osoby jak na przykład Gigant nie potrafiły się z tym pogodzić. Co gorsza Gigant sprawiał, że zacząłem rozmyślać nad tym czy to przypadkiem nie ona zabiła Natalię. Była taka teoria i w sumie miała parę motywów, które mogły nią kierować. Odpychałem jednak tą myśl. Nie zrobiłaby mi tego. Nie po tym wszystkim co przeszliśmy razem.
                Chociaż miałem specjalne miejsce, gdzie mogłem mieszkać, to i tak spędzałem każdą wolną chwilę z nią. Pocieszałem ją i starałem się, żeby nie myślała o Młodej. Była jeszcze szansa na znalezienie dziewczyny, ale Dziara ciągle powtarzał, że póki nie zrealizujemy jego planu i Karzeł będzie dowódcą tego miejsca, to nie ma co liczyć na większe rezultaty. Co najśmieszniejsze wciąż nie powiedział mi na czym ten plan polega, chociaż już dzisiaj zaprosił mnie do Kwatery Czerwonych Flar.
                Co do samego Gigant to dostał fuchę pilnowania jednej z barykad. Był o tyle szczęśliwy, że pracowało tam również parę innych osób, które już znał – Dymitr oraz Łysy. Ten drugi wciąż był osłabiony po wypadku, który zdarzył mu się w drodze do Ostoi, dlatego też zajmowali się pilnowaniem jednego z mniej istotniejszych wjazdów – północnego.  Siedzieli tam we trójkę, dobrze wyposażeni i tak bez większych problemów mijały im kolejne dni.
                Jakub dalej znajdował się w więzieniu, które było na południu Ostoi. Nie wiedziałem dokładnie gdzie go trzymają, ale byłem pewien, że nie było mu łatwo. Okazało się, że był cholernym kanibalem i cieszyłem się z całego serca, że jest uwięziony. Trochę mi było żal tego, że właściwie bez niego byśmy się tu nie dostali, a skończył jak skończył, ale nie było innego wyboru. Nawet jeżeli to nie on zabił Natalię, co było mało prawdopodobne, to wciąż stanowił poważne zagrożenie. Byłem ciekawy co postanowi zrobić z nim Karzeł.
                Poza Łapą niezbyt zadowolona była również Magda. Nie dostała żadnej konkretnej pracy, chociaż Dziara obiecał, że postara się coś dla niej załatwić. Wałęsała się po ulicach zatopiona w myślach i dużo czasu spędzała w bibliotece i barze. Te dwa miejsca były niesamowite. Biblioteka była świetnie wyposażona. Po przerwie od czytania na parę miesięcy z wielką przyjemnością pochłaniałem kolejne książki, zabijając tym czas wolny. To uczucie, kiedy nie trzeba było ciągle przeszukiwać kolejnych budynków z nadzieją na znalezienie kolacji lub przydatnych przedmiotów było czymś niesamowitym. Cała Ostoja wydawała się pracować niczym dobrze naoliwiona maszyna.  Ludzie sprawiali dobre wrażenie, a w godzinach dziennych było tutaj pełno życia. Zajmowano się swoimi zajęciami, budynki były pootwierane i funkcjonowały tu nawet miejsca takie jak salon fryzjerski. Nie płacono oczywiście pieniędzmi, ponieważ nie miały one teraz żadnej wartości. Czasami trzeba było pomóc komuś w innym zajęciu lub wymienić się za jakieś ubranie bądź też inną wartościową w dzisiejszych czasach rzecz.
                Szklarnia dostarczała do Ostoi najpotrzebniejszych rzeczy takich jak świeże warzywa i owoce. Było tutaj również parę zwierząt, które zaopatrywały ludzi w mięso. Pracowała tam również  jedna z dziewczyn, które podróżowały z Natalią – Ika. Była dosyć skrytą kobietą, starsza ode mnie o jakieś dziesięć lat. Zdążyłem już z nią zamienić parę słów i z tego co wiedziałem cieszyła się z pracy, jaką dostała. W sumie szklarnia była najbardziej żywym i kolorowym miejscem z całego kompleksu.
                Leżałem przy Łapie, która była do mnie przytulona i jeździła palcem po mojej klatce piersiowej. Nie rozmawialiśmy tym razem, po prostu odpoczywaliśmy od tego całego syfu. Miałem teraz jeszcze niecałą godzinkę do spotkania z Dziarą, więc mogłem sobie na to pozwolić. Na spotkaniu miał być również Pablord, Erni i parę innych osób, więc byłem dosyć podekscytowany. Pablord wydawał się być taki, jakiego wizerunek kreował przez Internet. Był dosyć tajemniczy, ale zarazem można go było nazwać dusza towarzystwa. Spędziłem cały wczorajszy wieczór z nim w barze. Opowiedział mi on o Mpd, który był teraz na Czwartym Posterunku. Zapytałem go też o motyw podróży do Zambrowa.
- Motyw jak motyw, szukaliśmy ciebie stary – odpowiedział wtedy.
- Ale dlaczego akurat tam? -  zapytałem.
- Królowy Most był opustoszały więc jedynym wyjściem było podążanie najszybszą droga stamtąd do Torunia. Słyszeliśmy o twoich planach więc wiedzieliśmy, gdzie szukać. W Zambrowie słyszeliśmy jakichś ludzi i chcieliśmy sprawdzić czy to przypadkiem nie ty, ale nic wtedy nie znaleźliśmy – opowiadał Pablord popijając z kubka ciepłą herbatę.
- Gdy obserwowaliśmy to miejsce jakiś czas później widzieliśmy wybuch. Co się wtedy stało? –zapytałem zaciekawiony starym wydarzeniem.
- Całe szczęście nic poważnego. Byliśmy tam we dwóch, ale rozrzuciliśmy flary. Ktoś chyba zastawił jakąś pułapkę na zombie i przez przypadek ją aktywowaliśmy. Był to ładunek wybuchowy, ale zdołaliśmy szybko uciec z miejsca wybuchu. Od tamtej pory uważaliśmy trochę na to co się dzieje – powiedział uśmiechając się -  Swoją drogą gratuluje pracy, dostałeś świetne stanowisko –  dodał.
                Każdy z nas dostał pracę. Józef oczywiście został księdzem ze względu na swoje doświadczenie. Medyk, przyjaciel Łysego, dostał również uprawniony zawód. Zajmował się chorymi i rannymi w lecznicy. Dwójka żołnierzy wydawała się być porządnymi ludźmi. Z tego co słyszałem od jednego z nich stracili jednego z przyjaciół przy Czwartym Posterunku. Rozumiałem jakim bólem musiała być ta strata więc nie pytałem o więcej. Sam sobie wyobrażałem co by się stało gdybym musiał stracić Erniego lub Cinka. Podobny szok zresztą przeżyłem przy stracie Goku i Natalii.
                Dwa dni temu spędziłem trochę czasu z Miczi. Okazało się, że jej droga była najbardziej bolesna. Słyszałem o tym co zrobili jej Dalion oraz jeden z ludzi Łapy. Gdybym tylko mógł ich spotkać to na pewno nie uciekliby, dorwałbym ich i wymierzył sprawiedliwość. Żałowałem, że nie udało się tego zrobić dawno temu, w Królowym Moście.  Gdyby wtedy nie przeszkodziła nam Łapa to wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
                Miczi również pochwaliła się, że dostała pracę w biurze. W miejscu, w którym się z nią spotkałem. Miała tam pomagać w paru formalnych sprawach, więc była zadowolona ze spokojnej fuchy. Wiedziałem, że jest osobą dosyć zorganizowaną i niesamowicie odważną, więc patrzyła z uśmiechem na to co nas czekało. A czekało nas jeszcze sporo do zrobienia. Odbicie siostry Łapy, pokonanie Karła, dowiedzenie się co tak naprawdę stało się z Natalią i wiele innych.
                Łowca, który cieszył się z odzyskanej wolności dostał dosyć dziwną pracę. Pomagał przy wzmacnianiu barykad, budowania kolejnych fortyfikacji oraz różnych pracach. Zdziwiło mnie to, że nie dostał się do Czerwonych Flar lub do jakiejś formacji snajperów. Dlatego też nie nosił swojej broni przy sobie, tylko trzymał ją w półce w domu. Co prawda nikt z nas nie nosił tu broni w środku Ostoi, ale to było uwarunkowane tym, że było tutaj po prostu bezpiecznie.
                Wjechałem ręką leniwie pod kołdrę, żeby spotkać się z tym charakterystycznym dreszczem emocji przy dotknięciu ciała Łapy i jak zawsze się nie zawiodłem. Przejechałem delikatnie palcami po jej brzuchu, skręcając między piersiami do szyi. Następnie obróciłem ją w moją stronę i pocałowałem.
- Muszę iść – szepnąłem po cichu.
- Wrócisz tutaj dzisiaj? – zapytała.
- Postaram się – obiecałem wstając i ubierając się.
                Po chwili opuściłem jej mieszkanie i kiwnąłem głową do Łysego, który akurat wchodził do swojego mieszkanka. Żołnierz był cały spocony, widocznie nie zaprzestawał treningu w wolnej chwili. Chciał być w jak najlepszej formie. Schodziłem szybko pokonując po dwa schodki na raz. Gdy byłem już na parterze, przy wyjściu, wpadłem na kogoś. Chociaż byłem tu już tydzień niektóre osoby widziałem po raz pierwszy i to była jedna z nich. Gdy przyjrzałem się odrobinę niższemu ode mnie blondynowi otworzyłem usta z wrażenia. Poznałem te wesołe rysy twarzy i charakterystyczny uśmiech. To był Krystian. Znałem go również z Internetu, ale w przeciwieństwie do Pablorda, widziałem jego zdjęcia wcześniej. On widział mnie też i gdy tylko mnie zobaczył zareagował z równie wielkim zdziwieniem.
- Bobru? – zapytał szokowany, przyjemnym, dźwięcznym głosem.
- Krystek!? Co ty tu robisz? – zapytałem zdziwiony. Krystek pochodził z południa Polski, mieszkał całkiem niedaleko Pablorda i widocznie również wpadł na pomysł dotarcia tutaj.
- A wiesz, trzeba jakoś żyć – powiedział uśmiechając się.
- Jezu stary, naprawdę myślałem, że poza Pablordem i Dziarą nie spotkam tu nikogo znajomego, a tu takie zaskoczenie – powiedziałem przytulając go po przyjacielsku.
- Ha! Może masz ochotę wyskoczyć na jakieś piwko do baru? – zapytał uśmiechając się. Był ubrany w strój roboczy, więc podejrzewałem, że pracuje tak jak Łowca, jako budowniczy.
- Słuchaj teraz trochę się spieszę, ale co powiesz jakbyśmy spotkali się za jakąś godzinkę? W ogóle mieszkasz w tym budynku? – zapytałem.
- Tak. Na drugim piętrze, mieszkanie numer dwadzieścia – powiedział ocierając pot z czoła – To co za godzinkę w barze?
- Jasne – odpowiedziałem z entuzjazmem wychodząc na zewnątrz. Wciągnąłem głęboko powietrze w płuca. Krystek nie był osobą, której się tu spodziewałem, ale cieszyłem się, że udało mu się dotrwać aż tutaj. Zostawiając jednak na razie przyjaciela z tyłu wyszedłem na świeże, chłodne, wieczorne powietrze.  Zacząłem iść powoli w stronę Kwatery Głównej. Miałem nadzieję spotkać tam Erniego. Opowiedział mi on ostatnio jak przeżył drogę z Supraśla do Torunia, ale wciąż nie mogłem się nacieszyć jego obecnością. Był ze mną od samego początku, więc liczyłem na niego, jak na nikogo innego.
                Z ciekawszych osób w Ostoi poznałem prawie każdego z Czerwonych Flar. Nie miałem jeszcze przyjemności poznać dziewczyny o imieniu Agnieszka, która była teraz gdzieś na południu, przy Pierwszym Posterunku, oraz Mpd. Podobno wracał już do siebie, ale utracił rękę, a wraz z tym możliwe, że zostanie pozbawiony statusu Czerwonej Flary.  Pozostali ludzie z zespołu wydawali się być w porządku. Pablord i Dziara byli oczywiście moimi znajomymi, a resztę poznawałem stopniowo. Jonasz wydawał się być wesołym, ale również twardym ocalałym. Otyły mężczyzna świetnie radził sobie z walką wręcz i strzelał z niesamowitą celnością. Poza tym pił za trzech. Filip, który wpadł tutaj parę dni temu aby przekazać raport z Czwartego Posterunku, był trochę cięższy do polubienia. Wydawał się być cholernie ambitny, ale co za tym idzie chamski i zapatrzony w siebie. Mimo tego słyszałem, że jest jednym z bardziej niebezpiecznych ludzi tutaj i zdecydowanie lepiej mieć go po swojej stronie.
                Wiktoria, druga dziewczyna będąca w zespole Czerwonych Flar wydawała się być żywcem wyciągnięta z jakiegoś filmu akcji. Blond włosy spięte w kok, wysportowana sylwetka, szare oczy i bezwzględny wyraz twarzy. Mimo tego była całkiem przyjacielsko nastawiona do reszty. Był jeszcze Maciek. Wydawał mi się być spokrewniony z Mpd, też nieco niezdarny, bardzo gadatliwy i użyteczny bardziej w planowaniu niż w walce. Miał grzywę koloru ciemnego blond i nienaturalnie białe, jak na te czasy, zęby.
                Oprócz Czerwonych Flar, miałem przyjemność, a może i nieprzyjemność poznania Szeryfa. Był on podobnie jak Dziara i Karzeł jednym z najważniejszych mieszkańców Ostoi i utrzymywał porządek wewnątrz obozu. Nie można było robić wielu rzeczy, a sam mężczyzna wydawał się przestrzegać przepisów, które panowały przed wybuchem apokalipsy. Był wysokim brunetem, zawsze noszącym kapelusz i okulary przeciwsłoneczne, ubranym w typowy mundur policyjny, z naszywkami T.O.O. Sprawiał wrażenie dobrego człowieka, chociaż czasami ciężko było znosić jego dziwactwa. Dwa dni temu wyprowadzał pijanych ludzi z baru, gdy ci nie dali chodzić o własnych siłach. Co jednak było najgorsze zamiast prowadzić ich do domu, zabierał ich do izby wytrzeźwień.
                Ryszard był chyba najmilszy z wszystkich dowódców barykad, no może nie licząc Giganta, który dostał fuchę dowódcy północnej barykady.  Szedłem dalej, wkraczając powoli w ciemną strefę miasta, gdzie z tego co wiedziałem były wieczne problemy z latarniami. Zajmował się nimi elektryk Edek. Starszy facet z siwym wąsem, był bardzo przyjemny i po prostu można go uznać za stereotypowego staruszka. Opowiadał mi ostatnio przez godzinę, co się dzieje z tymi latarniami i gdyby nie wezwanie od Karła w tamten dzień to prawdopodobnie męczyłby mnie przez kolejne parę godzin.
                Karzeł był pod moją stałą obserwacją. Dziara nie wyjawił nam jeszcze szczegółów planu, ale chciałem na własną rękę ocenić czy rzeczywiście Karzeł był takim człowiekiem, za jakiego go uważał dowódca Czerwonych Flar. W sumie poza paroma decyzjami, których ja bym nie podjął nie zauważyłem w jego zachowaniu nic dziwnego. Miałem nadzieję, że Dziara nie będzie nas dłużej trzymał w niepewności i dzisiaj zdradzi nam, co mamy robić dalej.
                Gdy dotarłem pod drzwi kwatery otworzyłem je bez pukania własnym kluczem. Wszedłem do środka i zobaczyłem przy tym samym stole, co ostatnio, cztery osoby. Oprócz Dziary, Erniego i Pablorda był tu jeszcze Jonasz. Przywitałem się z wszystkimi i zaczęliśmy zebranie.
- Wszyscy gotowi? – zapytał Dziara – Nie zajmę wam dzisiaj dużo czasu. Po prostu mam do przekazania parę informacji. W ogóle jak ci się podoba praca Czerwonych Flar Bobru? – zapytał mnie.
- Jestem dumny z tego, że dołączyłem do tej grupy – odpowiedziałem klepiąc się ochoczo po flarze, która ciążyła mi w kieszeni spodni.
- Teraz w końcu zobaczysz jak wygląda nasza praca na zewnątrz – wtrącił się Pablord uśmiechając się od ucha do ucha.
- Na zewnątrz? – spytałem.
- Tak. Wysyłam was do Trzeciego Posterunku. Ciebie, Pablorda, Jonasza i Wiktorię. Musicie mi zdać raport, bo tamci ostatnio nie odzywają się do nas i obawiam się, że Gang mógł ich zaatakować i przejąć – wyrzucił z siebie Dziara bawiąc się nożem motylkowym w rękach.
- To daleko stąd? – zapytałem z zainteresowaniem.
- Niecałe sto kilometrów. Posterunek znajduje się pod Grudziądzem. Zobaczycie czy wszystko jest ok i wracajcie – rozkazał Dziara.
                Cała nasza trójka przytaknęła.
- Co do ciebie Erni, to kiedy zamierzasz wyjechać? – zapytał Dziara.
- Za dwa dni z rana. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, muszę przepakować autobus i zebrać osoby. Oprócz Cinka wezmę jeszcze kogoś, bo ostatnim razem było zbyt niebezpiecznie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – powiedział Erni.
- Spoko. Jeżeli potrzebujesz dwóch osób do pomocy to nie ma problemu, tylko nie bierz nikogo z Flar. Potrzebuje ich na miejscu – stwierdził tajemniczo czarnowłosy.
- Jasne, może wezmę kogoś z Królowego Mostu, jeszcze zobaczę – odpowiedział Kiciuś.
- Świetnie, najważniejsze ustalone teraz tylko jeszcze parę ogłoszeń – zrobił pauzę, żeby popić whisky ze szklanki – Karzeł prosił was żebyście wpadli do niego jutro w południe. To coś związanego z tym kanibalem, który jest w uwięzi od jakiegoś czasu.
Czyżby miał coś do powiedzenia? Jakub odkąd został zamknięty nie chciał nic mówić. Powtarzał tylko, że to nie on zabił Natalię. Byłem ciekaw co powie teraz.
- Dobrze – odpowiedziałem razem z Kiciusiem.
- Dodatkowo jutro prawdopodobnie odzyskamy Mateusza. Filip go tutaj podrzuci, razem z ludźmi, którzy zostali tam przy ostatniej wyciecze Zbłąkanego Ocalałego. Chyba wiesz o kim mowa, co Erni? – zapytał Dziara.
- Tak. Został tam taki staruszek i dziewczyna, bodajże Klaudia.
- Świetnie. To tak na odchodne powiem tylko, że to o czym rozmawialiśmy podczas twojej pierwszej wizyty tutaj Bobru zaczyna się rozwijać – powiedział tajemniczo, żeby nie zdradzać planu w obecności Jonasza.
- Szefie mam jeszcze pytanko – zapytał właśnie on – Co z Agnieszką? Nie powinna już wrócić?
- Spokojnie, to duża dziewczyna poradzi sobie – odpowiedział – Jak nie odezwie się przez parę dni to wyśle kogoś na Pierwszy Posterunek. A teraz idźcie już. Przed wami sporo pracy! – powiedział po czym odwrócił się plecami i poszedł sobie nalać więcej alkoholu. Odwróciliśmy się i opuściliśmy Kwaterę Główną. Kiciuś powiedział coś o tym, że musi przygotowywać swoje sprawy i ruszył na południowy wschód, do garaży. Jonasz wrócił na strefę mieszkalną, a ja zacząłem powoli iść na zachodnią stronę Ostoi, gdzie miałem spotkać się z Krystkiem. Zaproponowałem Pablordowi, żeby poszedł ze mną.
                Gdy szliśmy i z ciemnych uliczek dostaliśmy się na te oświetlone zapytałem go o coś, co nurtowało mnie od jakiegoś czasu, gdzieś w głębi umysłu.
- Czy myślisz, że to co robi Dziara jest dobre?
Mój towarzysz przez chwilę szedł w milczeniu jakby nie usłyszał pytania. Nagle jednak odwrócił się twarzą w moją stronę i powiedział.

- Nie.