Rozdział 3, pierwszy z perspektywy... Magdy! Postać dołączyła do Apokalipsy niedawno, ale w tym tomie odegra pewną rolę i będzie świadkiem zdarzeń z Torunia (gdy Zbłąkany Ocalały i Czerwone Flary wyruszą w podróż). Mam nadzieję, że rozdział jak i perspektywa wam się spodobają. Po przeczytaniu proszę o komentarz, oraz rozesłanie bloga znajomym.
---------------------------------------------------
Rozdział 3 (Magda): Pełna sekretów
Dzisiejszy
dzień zaczął się tak samo jak pozostałe, ale był odrobinę inny. Gdy zdałam
sobie sprawę z tego, że dziewczyna, którą widziałam jakiś tydzień temu nocą, to
ta sama, o której mówił tyle Bobru to pogrążyłam się w myślach. Widziałam ją
tamtego wieczora, gdy obserwowałam posiadłość osób rządzących tym miejscem.
Była zdziwiona gdy zobaczyła tą osobę wysiadającą z ciężarówki. A parę minut
później zginęła. Próbowała mnie wtedy dogonić, ale uciekłam, bo myślałam, że
jest jedną stąd i że będę miała przez to problemy. Gdybym tylko wiedziała, że
to osoba tak ważna dla Bobra, to na pewno bym została i pomogła. Czy to była
moja wina? Nie sądzę, ale bolało mnie to, że mogłam coś z tym zrobić, a nie
zrobiłam.
Dzisiaj
dużo miało się zmienić. Zbłąkany Ocalały przeprowadzał ostatnie przygotowania
do wyjazdu na wschód, a Czerwone Flary dostawały rozkazy i były przygotowywane
do swoich zadań. Starałam się być na
bieżąco z informacjami, bo nigdy nie wiadomo, kiedy to się przyda. Zdążyłam się
przyzwyczaić do tego życia i miałam nadzieję, że wiedza, którą zbierałam nigdy
mi się na nic nie przyda. Nie dostałam jeszcze tutaj żadnej pracy i właściwie
całymi dniami poświęcałam się chodzeniu po uliczkach miasta i rozmawianiu z
ludźmi.
Z
danych, które udało mi się póki co zebrać, podczas moich wędrówek, ustaliłam,
że w Ostoi jest około trzystu ludzi. Około pięćdziesięciu z nich należało do
Toruńskiej Straży, czyli byli to ludzie z Barykad, oraz patrole, które
poruszały się ulicami miasta. Drugą grupę stanowiły osoby dowodzące oraz
Czerwone Flary. Samych Flar, wraz z nowym członkiem, Bobrem, było dziewięć.
Oprócz tego doliczyłam Szeryfa oraz Karła, ale na upartego dało się dodać do
tej listy jeszcze parę osób, między innymi osoby zasiadające w Radzie. Resztę
stanowili cywile. W sumie wychodziło na to, że ponad dwieście osób to byli
zwykli pracownicy, dzieci oraz osoby przebywające na terenie tego miejsca.
Ciężko
mi było wytrzymać w tym miejscu, gdyż wszyscy wydawali się być już częścią
mechanizmu, a ja wciąż nigdzie nie pasowałam. Dołączyłam do grupy Bobra dosyć
późno, ale jeszcze z ludźmi z jego grupy udawało mi się dogadywać. Niestety
byli oni ciągle zajęci. Bobru całymi dniami przesiadywał w Kwaterze Głównej lub
w mieszkaniu Łapy, Sołtys i Łapa przesiadywali w budynku rady, Cinek
przygotowywał z Ernestem autobus do wyjazdu, a Jakub został uwięziony. Był
jeszcze Łowca, który całe dni spędzał ciężko pracując przy wzmacnianiu barykad.
Całe
szczęście była jedna osoba, z którą się dogadywałam – Krystian. Znał się on z
Bobrem i pewnego wieczora spędziliśmy sporo czasu razem. Był przemiłym
człowiekiem, który potrafił rozweselić i sprawić, że czas leciał o wiele
szybciej. Dzisiaj też miałam się z nim spotkać, ale teraz miałam inne sprawy na
głowie.
Wyszłam
na zewnątrz, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Pomimo wczesnej pory na
ulicach Ostoi było już tłoczno. Ludzie szli bez zawahania w pożądanych
kierunkach, a ja stałam i obserwowałam to zastanawiając się czy, kiedyś w pełni
dołączę do tej społeczności. Kiedyś,
kiedy jeszcze nie było zombie, a ja studiowałam, nie było takich problemów.
Umiałam się znaleźć w towarzystwie. Tęskniłam za tymi czasami. Tęskniłam za
moimi rodzicami i kimś, dzięki komu przetrwałam. Mój brat Marek. Rozdzieliliśmy
się około tydzień przed spotkaniem Bobra, kiedy szwendacze odcięły nas od
siebie w jednym z budynków w niedużym miasteczku na północny wschód stąd.
Mieliśmy się spotkać właśnie w Ostoi, ale nikt tutaj o nim nie słyszał, chociaż
pytałam. Nikomu z grupy Bobra nie mówiłam o tym, że podążam do Ostoi w tym
celu, bo w czym by to pomogło? Obserwowaliby by tylko moje rozczarowanie i
próbowali mnie pocieszyć.
Postanowiłam
wrócić się do mieszkania i wziąć ze sobą łuk, a następnie potrenować gdzieś
strzelanie. Nie mogłam sobie pozwolić na przerwę w treningach. Gdy tylko
wzięłam co trzeba ruszyłam na południe. W tamtej części Ostoi znajdowała się
strzelnica, więc było to idealne miejsce do potrenowania. Gdy dotarłam na
miejsce poprosiłam o wpuszczenie przez jednego ze strażników. Strzelnica
znajdowała się naprzeciw ich budynku i była właściwie na otwartym powietrzu.
Osłonięta jedynie dachem i jakimiś blachami, żeby choć trochę wytłumić dźwięk.
Akurat mi się poszczęściło bo byłam tutaj sama.
Naprężyłam
cięciwę i wypuściłam pierwszą strzałę, które niestety nie trafiła w środek.
Zaklęłam cicho i szybko wypuściłam drugą, która również ominęła środek tarczy o
milimetry. Wypuściłam cicho powietrze z płuc i wypuściłam trzecią strzałę. Ta
tym razem trafiła prosto w środek. Mój
trening trwał jeszcze około trzydziestu minut. Zobaczyłam kątem oka, że z
budynku więzienia wychodzi Bobru, a po chwili zauważyłam tam również Szeryfa i
Erniego. Widziałam, że cała trójka była w kiepskim nastroju, więc nawet nie
wychyliłam się, żeby się z nimi przywitać. Nagle za moimi plecami usłyszałam
głos.
- Nieźle ci idzie – powiedziała
Łapa.
- Och nie zauważyłam
cię. Długo tu jesteś? – zapytałam.
- Dopiero co
przyszłam. Pomyślałam, że się wtrącę odkąd patrzyłaś na mojego faceta z takim
pożądaniem – powiedziała nieco gniewnie.
- To nie tak jak… - zaczęłam
nieco wybita.
- Spokojnie – powiedziała
uśmiechając się i podchodząc bliżej – tylko
żartowałam. Nie przeszkodzę ci specjalnie jeżeli dołączę i postrzelam w tarczę
obok? – zapytała.
- Jasne – odpowiedziałam.
Łapa
stanęła obok mnie i wyciągnęła pistolet. Włożyła do niego magazynek i
przeładowała. Trzy pociski zostały wystrzelone w sekundowych odstępach od
siebie. Wszystkie trzy trafiły w tarczę, ale tylko dwa uderzyły w sam środek.
- Byłaś na pogrzebie?
– zapytała Łapa.
- Tak… Myślisz, że to
naprawdę Jakub za tym stoi? – spytałam.
- Został znaleziony
przy ciele, zresztą to kanibal. Wszystko na to wskazuje – powiedział z pewnością
w głosie.
- Ale to wszystko jest
jakieś dziwne. Przecież ten staruszek dołączył do nas, ale nie miał kompletnie
żadnego motywu… - stwierdziłam.
- Morderców nie da się
oduczyć mordowania. Póki mógł to robić pomagając nam było dobrze, ale teraz gdy
dotarliśmy na miejsce musiał kontynuować swoje żniwo. To chory człowiek – mówiła
oddając kolejne, celne strzały.
- Wszyscy jesteśmy
mordercami – powiedziałam – A
przynajmniej duża część z nas.
Łapa uśmiechnęła się pod
nosem. Wiedziała, że ja nie zabiłam jeszcze nikogo, nigdy. W sumie nie chciałam
tego zmieniać, nie wiem czy dałabym radę. Ludzie jednak różnili się od zombie.
Przynajmniej dla mnie. Łapa dalej trenowała, a ja zrobiłam sobie małą przerwę i
na przemian obserwowałam ją i ulicę. Nagle zauważyłam wychodzącego z więzienia
Dziarę. W przeciwieństwie do wcześniej wychodzących mężczyzn, ten spojrzał w
naszą stronę. Nasze oczy spotkały się na chwilę. Przeszedł mnie dreszcz
przerażenia. Te oczy miały w sobie coś strasznego.
- Dostałaś już jakąś
pracę? – zapytała Łapa.
- Jeszcze nie. Nie
wiem dlaczego – powiedziałam lekko zamyślona.
- Z chęcią bym się z
tobą zamieniła. Masz wolną rękę, możesz robić całymi dniami co chcesz w obrębie
Ostoi, a ja praktycznie całe dni spędzam w budynku Rady – powiedziała po
czym odetchnęła głęboko i odwróciła się w moją stronę – A wiesz co jest najgorsze z tego wszystkiego? Tam gdzieś – zrobiła
gest ręką – jest moja siostra. Ja wiem,
że ona jeszcze żyje, po prostu to czuje. A te patałachy nie potrafią jej
znaleźć. Walczą z Gangiem, a wciąż nie umieją go pokonać chociaż jest dużo
mniejszy. To jest dziwnie, nie uważasz?
- Tak… wybacz muszę
iść. Do później – powiedziałem i zebrałem swoje strzały po czym
wyszłam. Dziara ukrywał coś i
zdecydowanie wiedział coś o mnie. To spojrzenie, oraz ciągłe trzymanie mnie z
dala od pracy były bardzo dziwne. Wybiegłam ze strzelnicy odprowadzona przez
zdziwione spojrzenie Łapy. Nie miałem jednak czasu. Musiałam stawić temu czoła.
Rozejrzałam się szybko i wypatrzyłem oddalającą się sylwetkę Dziary, który
skręcał w stronę Placu Głównego. Pobiegłam szybko za nim. Łuk podskakiwał
ciężko na moich plecach, gdy rozpędzałam się coraz szybciej, tylko aby dogonić
przywódcę Czerwonych Flar.
Gdy
byłam parę kroków za nim on nawet się nie odwrócił. Dalej szedł przed siebie. Wtedy
wyprzedziłam go i zatrzymałam.
- Przepraszam, czy
możemy porozmawiać? – zapytałam.
- Jestem odrobinę
zajęty… Jesteś Magda prawda? – zapytał zatrzymując się.
- Tak. Chciałam spytać
dlaczego wciąż nie została mi przydzielona żadna praca, czuję się z tym trochę
dziwnie – wyrzuciłam z siebie.
- Tak się składa, że
mam dla ciebie zadanie. Bardzo ważne zadanie. Przyjdź do mnie dzisiaj
wieczorem, do Kwatery Głównej, a zapewniam, że wszystko się zmieni – powiedział
uśmiechając się tajemniczo.
Zmieszało mnie to trochę, ale mimo to odwzajemniłam uśmiech
i pożegnałam go. Co takiego dla mnie szykował? Może chcę mnie też włączyć do
Rady? Byłoby ciekawie, lubiłam decydować i pomagać podejmować decyzje.
Po
rozmowie z Dziarą wróciłam do domu wziąć prysznic i zostawić łuk oraz strzały.
Dostęp do ciepłej wody był po prostu cudem. Cieszyłam się z tego jak dziecko.
Możliwość zmycia całego tego brudu z siebie była czymś wyjątkowym. Po przebraniu się wyruszyłam na barykadę, na
której był żołnierz, Gigant oraz Dymitr. Lubiłam tam czasami przychodzić,
szczególnie jak kolejne zombie podchodziły pod worki z piaskiem i siatki, żeby
spróbować się tu dostać. Wtedy łysy
żołnierz, który z tego co wiem nazywał się Kamil, wraz z Dymitrem zaczęli
strzelać, a Gigant zeskakiwał do bramy, otwierał ją i rozpoczynał taniec ze
swoim mieczem. Dalej zaskakiwała mnie ta osoba. Chociaż sama wolałam łuki od
broni palnej to zobaczenie kogoś z mieczem i to takich kalibrów, było dosyć
niecodzienne.
Gdy
dotarłam na miejsce udało mi się trafić idealnie na atak zombie. Wspięłam się
drabinką na deski, gdzie było stanowisko obronne. Przywitałam się z chłopakami
i zobaczyłam jak działają. Kamil radził sobie zdecydowanie najlepiej z bronią
palną. Doświadczenie robiło swoje. Po ostatniej ranie postrzałowej miał jednak
kłopoty z używaniem ręki, więc zamiast trzymać karabin oburącz, opierał lufę o
kawałek barykady i w ten sposób strzelał. Nie osłabiło to jego skuteczności. Był
ogólnie ciekawą osobą, zarówno z wyglądu jak i z charakteru. Te jego
różnokolorowe oczy.
Dymitr
radził sobie trochę słabiej. Widać, że na co dzień wolał szwendać się z
kumplami niż uprawiać sport, czy cokolwiek w tym stylu. Mimo tego był sympatyczny. Gigant z kolei nawet nie czekał na specjalne
pozwolenie czy znak. Zeskoczył z drabinki na ziemię ciężko, a następnie
otworzył bramę i uwalniając ostrze zaszarżował. Patrzyłam na to z podziwem. Był
takim rycerzem naszych czasów. Miał nawet zbroję, która była pancerzem
policyjnym.
Gigant
ciął pewnie i wydawało się, że każde kolejne uderzenie jest jeszcze bardziej
precyzyjne i zabójcze o ile to w ogóle było możliwe. Gdy rozprawili się z zombie posiedziałam tam
chwilę rozmawiając z Dymitrem i Gigantem. Ta dwójka była całkiem przyjaźnie
nastawiona i mogłam ich zaliczyć do osób, które lubiłam. Pomimo przeróżnych
tematów, ciągle myślałam tylko o tym, że wieczorem mam się stawić w Kwaterze
Głównej na rozmowę z Dziarą. Nie mówiłam o tym nikomu, przynajmniej na razie.
Niecałą
godzinę później ,gdy zaczęło się powoli ściemniać zauważyłam ruch na drodze za
barykadą. Gigant, Łysy oraz Dymitr naciągnęli na głowy bandany i wymierzyli
broniami. Szybko jednak opuścili je, gdy zobaczyli, że nadjeżdża furgon z
Czwartego Posterunku. Brama została otwarta, a Kamil z Karolem zeskoczyli na
dół, żeby przywitać gości. Okazało się, że w furgonie były cztery osoby. Dwie z
nich to byli cywile, którzy podobno jechali tutaj Zbłąkanym Ocalałym ,ale
zdecydowali się wysiąść na Czwartym Posterunku, w obawie przed ostatnim
odcinkiem drogi. Stary mężczyzna oraz młoda kobieta. Rozglądali się
zdecydowanie podekscytowani tym co widzą.
Kolejna
dwójka to dwie osoby z Czerwonych Flar – Filip oraz Mateusz. O tym drugim
słyszałam już trochę. Podobno w drodze tutaj został ugryziony i miał amputację
ręki. Rzeczywiście zamiast jednej ręki miał kikut. Zrobiło mi się go szkoda, bo
prawdopodobnie szybko wyleci z Czerwonych Flar przez to, że jest nie do końca
sprawny. Filip przywitał się z Gigantem i Łysym po czym zapytał.
- Dostaliście pracę na
barykadzie?
- Owszem – odpowiedział
Łysy.
- Niesamowite – powiedział
z przekąsem Filip – No ale nic. Wiecie
gdzie aktualnie znajduje się Dziara lub Karzeł?
-Jestem tutaj –usłyszałam
głos Dziary. Pojawił się na ulicy tak nagle, że dopiero teraz go zauważyłam.
Towarzyszył mu Pablord oraz Bobru. Obaj
od razu podeszli do Mateusza aby się z nim przywitać. Pablord po prostu go
przytulił i poklepał po plecach. Bobru podał mu dłoń po czym zaczął krótki
dialog. Nie wsłuchiwałam się w niego, bo obserwowałam Dziarę i Filipa.
Po
chwili rozmów Bobru, Pablord oraz Mpd ruszyli wraz z dwoma cywilami w głąb
Ostoi, a Dziara i Filip wciąż rozmawiali i po chwili też odeszli. Gigant i Łysy
wrócili na swoje stanowisko, a ja z nimi się pożegnałam i zeskoczyłam. Do
wieczora nie zostało dużo czasu, ale jednak musiałam jeszcze czymś się zająć
póki ciemność nadejdzie. Zajęcie znalazło się samo. Gdy podchodziłam na Plac
Główny usłyszałam podniesione głosy i krzyki. Przez chwilę myślałam, że ktoś
nas atakuje, ale po chwili zauważyłam krąg ludzi. Podbiegłam tam, żeby zobaczyć
co się dzieje.
Ludzie
ustawili się w kręgu i obserwowali dwóch młodych bijących się mężczyzn. Jeden z
nich, wyższy i masywniejszy zaszarżował na drugiego, o wiele mniejszego, ale
nie trafił i stracił równowagę. Mały wykorzystał to i wskoczył mu na plecy
uderzając wściekle po tyle głowy. Duży wyciągnął rękę i złapał oprawcę za szyję
po czym przerzucił go i zamachnął się, żeby uderzyć w twarz. Mały zasłonił się
przed trzema silnymi ciosami, po czym wyprowadził kontrę, trafiając prosto w
zęby przeciwnika. Sytuacja prawdopodobnie by trwała dłużej gdyby nie strzał,
który sprawił, że wszyscy podskoczyli.
Nagle
usłyszałam głos z megafonu.
- Proszę się rozejść!
Obaj sprawcy zostaną za chwilę pojmani! – krzyknął Szeryf, a jego głos
odbił się echem z paru głośników naraz.
Odsunęłam się obserwując jak dwójka mężczyzn nie przerywa
walki. Nagle z uliczki wybiegło czterech strażników. Natychmiastowo rozdzielili
walczących i obezwładnili ich. Szeryf z megafonem wszedł pomiędzy jeszcze
niedawno walczących i spojrzał na obu.
- Zostajecie
aresztowani. Przetransportować ich do więzienia, tam sobie porozmawiamy.
Zastanawiające było to jak Szeryf starał się trzymać starych
przepisów. Zawsze mnie to zadziwiało.
Na
Placu wszystko szybko wróciło do normy. Ludzie rozeszli się po domach dosyć
szybko, a ja sama podążyłam do swojego mieszkanka, żeby przeczekać jeszcze
trochę czasu przed spotkaniem z Dziarą. Byłam naprawdę ciekawa o co może
chodzić. W domu zrobiłam sobie herbatę i obserwowałam przez okno Główny Plac.
Przez chwilę widziałam tam Sołtysa i Łapę, którzy szli gdzieś powoli. Jakiś
czas później widziałam też Krystiana. Z chęcią spędziłabym z nim trochę czasu,
ale nie było teraz na to czasu. Przeczesałam włosy, które zaczęły mi powoli
rosnąć i dosięgały już barków po czym wyszłam.
Szłam
powoli, bo słońce chowało się jeszcze na horyzoncie, a nie chciałam dotrzeć tam
zbyt szybko. Niestety czas jak zwykle nie grał na moją korzyść, bo wyjątkowo
szybko dotarłam do budynku. Kwatera Główna górowała nade mną. Lekko
zdenerwowana zapukałam. Usłyszałam tylko stłumione „wejść” i weszłam. Dom był
oświetlony jedynie lampką stojącą na dużym, drewnianym stole. Siedział za nim
Dziara. Wskazał mi ręką krzesło po czym poczekał aż usiądę. Wnętrze było bardzo
ładnie wystrojone. Mnóstwo drewnianych mebli, dywanów oraz obrazów. Widać było,
że mieszkali tu ważni ludzie.
- Dobry wieczór Magdo
– odezwał się pierwszy.
- Dobry wieczór – powiedziałam
nieco zdenerwowana. Dziara patrzył na mnie tak przenikliwie, że bałam się tego
co może zobaczyć. Przez chwilę patrzyliśmy tylko na siebie, po czym coś na
piętrze wydało dźwięk. Podskoczyłam ze strachu, sama nie wiedząc tak właściwie,
dlaczego aż tak bardzo się boję.
Dziara
uśmiechnął się i zastukał palcami o blat stołu.
- Wybacz musimy
poczekać, Bobru zbiera parę rzeczy z Kwatery, bo oczywiście nie spędzi
ostatniej nocy przed wyjazdem ze starym, dobrym przyjacielem, tylko z
dziewczyną. Ale w sumie może to i dobrze?
Odwzajemniłam delikatnie uśmiech i czekałam. Cisza była
jednak tak nieznośna, że musiałam ją przerwać.
- Czy Mateusz będzie
dalej Czerwoną Flarą? – zapytałam. Nie wiem dlaczego akurat to pytanie
przyszło mi na myśl, ale po prostu słowa same wyleciały z moich ust.
- Hah, ciekawe, że
pytasz akurat o to. Zastanowię się jeszcze, otaczają mnie naprawdę potężni
ocalali, a po stracie ręki nie wiem czy mogę do tej grupy zaliczyć Mateusza.
Sama rozumiesz, wypadek przy pracy – odpowiedział. Nagle wstał i podszedł
do komody, gdzie stała butelka. Wyciągnął jeden kieliszek, po czym nagle
odwrócił się w moją stronę.
- Masz ochotę na coś
mocniejszego?
Po dzisiejszym dniu? Oczywiście, że miałam ochotę.
- Czemu nie – powiedziałam.
Obserwowałam
jak Dziara nalewa do dwóch szklanek po czym jedną podaje mi, a drugą bierze sam
i bierze łyka. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie schodów i zobaczyłam Bobra. Gdy zobaczył mnie otworzył szeroko oczy,
widocznie nie spodziewał się mnie w tym miejscu.
- O hej Magdo. Co ty
tu robisz? – zapytał schodząc.
- Widzisz Bobru, ty
idziesz do swojej dziewczyny, a ja swoją zapraszam do siebie – powiedział
Dziara. Oboje spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem – Spokojnie tylko żartowałem, ale widok waszych min był bezcenny – powiedział
wybuchając śmiechem – Tylko sobie gadamy,
w końcu Magda wciąż nie została nigdzie przydzielona.
- Rozumiem. Więc
powodzenia – powiedział Bobru po czym wyszedł. Zostałam sam na sam z
Dziarą. Moja noga zaczęła sama nerwowo chodzić pod stołem, ale wciąż starałam
się uspokoić. Gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi Dziara wziął łyka, odetchnął
głęboko po czym spojrzał mi w oczy.
- Właściwie mam już od
dawna zaplanowane co z tobą zrobić, ale czekałem na właściwy moment – powiedział.
Przeszły
mnie dreszcze. O co mu mogło chodzić?
- Mam nadzieję, że
Bobru ci jeszcze nic o tym nie mówił, bo jak tak to znaczy, że nie jest kimś,
komu mogę zaufać. Mam pewien plan, który pomożesz mi zrealizować – powiedział
z pewnością w głosie.
- Skąd ta pewność? Nie
nadaję się do ciężkich prac, ja nigdy nikogo nie zabiłam – zaczęłam będąc
pewna, że chodzi o wyprawy takie jak te, w których uczestniczą Czerwone Flary.
- Mam pewność, bo mam
coś co należy do ciebie. Przechodząc do rzeczy, pomożesz mi zabić Karła. Nie
powiesz nikomu o tym, że masz taką pracę, wszyscy będą myśleli, że jesteś moją
asystentką, dlatego będziesz tu przychodzić na każde moje zawołanie, rozumiesz?
– jego głos nie był ostry, ale pozostawiał coś takiego wyjątkowego. Nutkę
grozy i ton, który nie przyjmował sprzeciwu.
- Zabić Karła? – zapytałam.
- Dokładnie. Wszystko
już mam rozplanowane, a ty jesteś najważniejszym elementem układanki. Bobru i
reszta Czerwonych Flar to tylko pionki. Są dla mnie zbyt ważni, żeby wykonywać
tą najbrudniejszą robotę. Tą, która czeka ciebie.
Do
moich oczu napłynęły łzy. Chciałam uciekać, ale nie wiedziałam co bym tym
osiągnęła. Nie mogłam sobie pozwolić na takie traktowanie. Wstałam odsuwając
nogami krzesło, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Nie zgadzam się.
Udało mi się zmazać uśmiech z twarzy Dziary tylko na chwilę.
Moment później wrócił na jego twarz, jeszcze wyraźniejszy. Dziara odwrócił się
i zawołał.
- Wprowadź go.
Nie byliśmy jednak sami? Czy to był tylko test? Gdy tylko
zobaczyłam dwie postacie wiedziałam, że to nie jest test. To była
rzeczywistość. Pierwszą postacią, która weszła był mężczyzna, ten sam, którego
widziałam około tydzień temu, wysiadającego z tyłów ciężarówki. A drugim był…
- Poznaj Jana. To
przywódca Gangu. Tego słynnego Gangu. A drugą postać myślę, że znasz aż za
dobrze, co?
Drugą osobą był ktoś, kto jakimś cudem przeżył. Myślałam, że
nie żyje, bo nie znalazłam go w Ostoi, a on tu dotarł. To był mój brat Marek.
-
Widzę, że cię przekonałem. Teraz przedstawię ci mój plan, moja droga
wspólniczko!