wtorek, 14 listopada 2023

ZAKOŃCZENIE PROJEKTU

 Po latach oczekiwań i obietnic, postanowiłem zakończyć Apokalipsę. Niestety nie udało mi się ostatecznie wrócić do projektu, ale przedstawiam Wam filmik, który wszystko Wam wytłumaczy. Dziękuję za te wspólne, prawie 10 lat!


LINK DO FILMIKU


APOKALIPSA - LIST POŻEGNALNY - YouTube


Jakby komuś nie działało to proszę wejść na kanał MrBobru na YT - niestety bloger czasami ma problemy z linkami, przynajmniej u mnie

niedziela, 17 maja 2020

Informacje V2 - TOM 6 APOKALIPSY (2020)

Serduszko podskoczyło, co? :D

Witam wszystkich w kolejnej nitce informacyjnej dotyczącej projektu Apokalipsa. Dawno się nie widzieliśmy i na pewno wielu z Was straciło już wszelką nadzieję. Mimo to, przychodzę i daję znać, że projekt jest aktualnie w fazie czytania starych tomów w przygotowaniu na nowe. Od ostatnich "krótkich informacji" z 2018 roku sporo się zmieniło i na pewno coś tu się w końcu, niedługo urodzi! Wszystkie informacje znajdziecie w filmiku informacyjnym, który macie TUTAJ (KLIK). Obejrzyjcie go i wysłuchajcie, a powinniście znaleźć to, co Was interesuje, a nadchodzi sporo zmian!

Dla tych, którzy nie mają ochoty odsłuchać, daję tylko znać, że skończyłem drugi projekt i siadam teraz do Apokalipsy. Zaczynam od przeczytania wszystkiego od nowa, zebrania notatek i stworzenia dwóch spisów (treści oraz postaci, które pojawią się na blogu w odpowiednim czasie). W międzyczasie zmieniłem Tom 4.5 (opowiadający o ludziach z Supraśla) na tom 1.5 (w planach tomy 2.5, 3.5, 4.5 i 5.5), więcej niż 8 tomów fabuły głównej, poboczna seria (KLIKNIJCIE TUTAJ) oraz wiele innych! Czytanie na pewno trochę mi zajmie, ale możecie być pewni, że nie wezmę się za nic innego w tak zwanym międzyczasie :)

Podaję oficjalne media związane z projektem:
- FANPAGE
- KANAŁ YOUTUBE (tutaj będą filmiki z zapowiedziami i informacyjne trafiać)

Nie chcę niczego nikomu udowadniać, ale zapraszam do śledzenia i mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli przeżywać kolejne emocje.

Miłego dnia i w razie pytań, śmiało piszcie w komentarzu!

czwartek, 25 października 2018

Krótkie informacje - Tom 6

Kochani!

Zdaję sobie sprawę, że nie każdy śledzi mnie na Youtube i niektórzy myślą, że blog jest porzucony. Nic bardziej mylnego! Fabuła na cały szósty tom jest zaplanowana, po prostu przez drugi projekt pisarski (Peccatorum), nie mam czasu na pisanie Apo. Nie wiem kiedy się to zmieni, ale postaram się Wam dostarczyć kolejne rozdziały przygód Bobra i całej grupy. Macie 5 tomów, które możecie sobie czytać na boku i wracać do tych przygód. Jak pojawi się kolejny rozdział na pewno o tym się dowiecie, a także jak ruszy samo pisanie to będę o tym informował na wszystkich mediach społecznościowych.

Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o starej, dobrej Apokalipsie i mimo wszystko będzie czekać!

Tutaj podrzucam różne przydatne linki, które warto śledzić, w oczekiwaniu na dalsze informacje (a także jak ktoś po prostu lubi mój styl pisania):
Youtube - http://youtube.com/mrbobru
Facebook - https://www.facebook.com/MrBobru
Peccatorum (Drugi blog) - https://projectpeccatorum.blogspot.com/

https://www.youtube.com/watch?v=7qN8-84xOs8 - TUTAJ INFORMACJE O 6 TOMIE!!!

Dziękuje za cierpliwość i liczę, że jak najszybciej spotkamy się ponownie w klimatach zombie

środa, 3 stycznia 2018

Rozdział 25: Nowy dzień

Rozdział 25, ostatni w tomie 5. No cóż, dotrwaliśmy do tej wiekopomnej chwili, która powinna nastąpić już dawno temu. Ale się doczekaliśmy także możecie poznać zakończenie tego tomu, a właściwie wstęp do wydarzenie z kolejnego, który oczywiście również powstanie w swoim czasie. Mam nadzieję, że macie jeszcze jakieś zaufanie do tej serii i mimo wszystko gdy nadejdzie ten moment, to ruszycie do czytania 6 tomu. Nie mam pojęcia, kiedy się go spodziewać, osobiście stawiałbym ten rok, ale nie chcę nic obiecywać. Także po raz ostatni w tym tomie zapraszam do czytania, a po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.

POV:
Irek - Rozdział 25 - Dzień 8 - Przeprowadza nocne działania z Dziarą
Zuza - Dzień 8 - Jest w obozie w Płocku
Bobru - Dzień 8 - Jest w obozie w Płocku

----------------------------------------------------

Rozdział 25: Nowy dzień (IREK, ZUZA, BOBRU)

Irek
                Auto zatrzymało się na poboczu. Droga wyglądała na czystą, chociaż to wcale nie dawało mi poczucia bezpieczeństwa. Tylko ja wiedziałem jak wielkie zagrożenie na nas czyha. Nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę się tutaj działo, a ja miałem związane ręce i chociaż chciałem pomóc to musiałem słuchać Krawca. Trzymał mnie w szachu nie będąc nawet przy mnie. Co najgorsze, jego manipulacja była na tyle skuteczna, że zdołał przesunąć większość sił Torunia i Inowrocławia tylko przy mojej pomocy. Zabawiał się nami wysyłając nas w tą i z powrotem, a ja wiedziałem, że cierpliwość Dziary się kończy. Siedział teraz obok mnie, na tylnym siedzeniu auta i widać było, że intensywnie myśli nad rozwojem wydarzeń. Samochodem kierowała Ewelina, a obok niej siedział Michael. Czekaliśmy.
                Był środek nocy. Wszyscy byliśmy zmęczeni i marzyłem tylko o tym żeby się położyć spać, ale wiedziałem, że nikt teraz nie śpi. Wszędzie coś się działo, a ja byłem tylko w jednym z wielu miejsc, gdzie ważyły się losy okolicznych grup. Drugim takim na pewno był Płock, gdzie według słów Krawca, nowy obóz Bobra był otoczony przez stado. Pozostała jego część zmierzała na zachód, prosto w naszą stronę.  Jedyną nadzieją dla Toruńskiej Ostoi Ocalałych była solidarność żywych przeciwko martwym. Rozkazy zostały wydane i wszystkie jednostki formowały stanowiska do obrony. Wiedzieliśmy, że nie wybijemy tak ogromnego stada, ale chcieliśmy je jak najbardziej pomniejszyć i zatrzymać, żeby mury Ostoi wytrzymały oblężenie. Wszystkie okoliczne posterunki, wliczając w to największy – Drugi Posterunek, były zebrane w Toruniu. Całe zapasy, okoliczna broń i reszta zostały przetransportowane do największego obozu i czekały. Ostoja nigdy nie miała problemów z wyżywieniem czy uzbrojeniem jej mieszkańców, ale teraz, kiedy wisiała nad nami wizja dni, a może nawet tygodni obrony w miejscu, bez możliwości wyjścia to przestało to już wyglądać tak kolorowo.
                Na drodze przed nami zobaczyliśmy światła. Chociaż wszystko wydawało się być już ustalone to czułem pewien stres. Nie ufałem tym ludziom. Poruszali się jednym pojazdem tak jak my, nikt nie chciał, żeby doszło do rozlewu krwi. Ich samochód terenowy stanął parę metrów przed naszym. Obserwowałem, jak drzwi się otwierają i ze środka wychodzi piątka ludzi. Dziara dał znak i my również opuściliśmy nasze auto. Nocne powietrze pobudziło mnie nieco, ale nie zmieniło planów i marzeń, o tym, żeby się przespać. W okolicy panował mrok, a jedynym źródłem światła były światła wytwarzane przez samochody. Rozciągały się po całej ulicy, rzucając dosyć upiorne cienie na całość.
                Po stronie Złomiarzy pierwsza w oczy rzuciła się ich przywódczyni – Wanda. Miała rude włosy i była kobietą w moim wieku. Towarzyszyło jej czterech mężczyzn, którzy nie mieli broni w rękach, ale widać było karabiny przewieszone przez plecy. Wyglądali groźnie. Podejrzewałem jednak, że my również nie wyglądaliśmy zbyt przyjaźnie. Obie grupy stanęły naprzeciw siebie. Wanda, która najbardziej wyróżniała się ze swoich ludzi miała długi, czarny, skórzany płaszcz i zakryła większość swoich bujnych włosów kapturem. Kiwnęła głową na przywitanie.
- Słyszałam od swoich ludzi, że chcecie porozmawiać o pewnej, wyjątkowo zachodzącej za skórę, grupie – zaczęła dialog bez przywitania, przechodząc prosto do rzeczy.
- Dobrze słyszałaś – odpowiedział Dziara – Wiem, że stosunki między naszymi obozami, w najlepszym wypadku, bywały co najwyżej znośne, ale mamy większy problem niż walka o szlaki i wchodzenie na swoje terytorium.
- Co się stało z moim patrolem na wschód stąd? – zapytała.
- Zostali zabici przez Zszytych – odpowiedziałem, wcinając się w rozmowę. Jeden z mężczyzn otworzył szeroko usta. Na jego twarzy pojawił się grymas. Widziałem jak sięga po pistolet i wyciąga go, celując w nas. Wszystko stało się dosyć szybko i w ułamku sekundy staliśmy celując do siebie. My w nich, a oni w nas.
- Spokojnie – starał się uspokoić sytuacje Dziara – Wanda powstrzymaj go, zanim przegramy tą całą wojnę zanim na dobre się zacznie.
                Wanda spojrzała na swoich ludzi i powoli dała znak do uspokojenia się. My poszliśmy ich przykładem i puściliśmy incydent w niepamięć, chowając pistolety i karabiny na swoje miejsce.
- Tam był… - zaczął mężczyzna, który spowodował zamieszanie.
- Wiem. Idź do auta, uspokój się i daj nam porozmawiać – odpowiedziała krótko. Posłuchał się jej i po chwili zostaliśmy na drodze w równej ilości – Przepraszam za jego zachowanie. W patrolu był ktoś bliski jego osobie. Wracając jednak do tematu, ufam, że nie wybiliście moich ludzi i nie bylibyście tak bezczelni, żeby kłamać mi w żywe oczy przychodząc do mnie z wyciągniętą ręką.
- Wierz w co chcesz, nie to jest tematem rozmowy – odpowiedział ostro Dziara – Zszyci nadchodzą i Toruń będzie się bronił. Każda pomoc się przyda, dlatego wychodzę z propozycją żebyśmy połączyli siły.
                Na drodze przez chwilę było słychać tylko wiatr. Wanda myślała nad słowami przywódcy Czerwonych Flar i Toruńskiej Ostoi Ocalałych. Trzymała nas jednak w niepewności przez dobre dwie minuty. W końcu zapytała:
- Jak to widzisz?
- Normalnie. Nie musimy nawet łączyć sił, stado jest na tyle szerokie, że nie ma mowy o trzymaniu jednej drogi. Ważne żeby Twoi ludzie jakkolwiek dołączyli do walki i pilnowali głównej drogi z nami, nawet na innym odcinku. Wiesz, że Krawiec nienawidzi was bardziej niż kogokolwiek w tym rejonie?
- Wiem. Ale co dalej? Jak wygląda cały plan?
- Nie ma konkretnego planu – znowu w głosie Dziary dało się usłyszeć zniecierpliwienie – Chodzi po prostu o wybicie tyle ile się da, zanim te potwory nas zasypią. Zorganizujemy schrony i będziemy musieli to przeczekać, ale jak damy się uderzyć tak ogromną falą to nie uratuje nas nic. Dlatego musimy zniszczyć tyle ile się da, a potem wycofać i schować się jak myszy pod miotłą i po prostu zaczekać aż to wszystko minie.
- Skąd mam mieć pewność, że w kluczowym momencie nie zaatakujesz moich ludzi z zaskoczenia?
- Nie masz takiej pewności, ale cholera jasna – tutaj gniew w głowie był już zdecydowanie słyszalny – czy ja ci wyglądam na człowieka, który poświęci swoich ludzi, dając im zginąć od fali żywych trupów, tylko dlatego żeby wyrównać jakieś śmieszne, osobiste porachunki?
- Nie – odpowiedziała, a w jej głosie można było usłyszeć, coś przypominającego zawstydzenie – Dobra. Rozumiem jak to ma wyglądać, gdzie mamy się stawić?
- To zgoda? – upewnił się Dziara.
- Zobaczymy.
                Podeszliśmy do maski naszego auta i przyświecając latarkami rozłożyliśmy mapę okolic, którą Ewelina wyciągnęła z schowka w samochodzie. Dziara przez chwilę przypatrywał się trasie, po czym wskazał palcem odcinek drogi pomiędzy Grudziądzem, a Toruniem i stuknął w wybrany punkt.
- Tutaj – przesunął się żeby dopuścić do mapy Wandę. Kobieta zerknęła i przejechała wzrokiem po całości.
- Na kiedy mam przygotować ludzi? – zapytała.
- Jak najszybciej. Stado najpierw uderzy w naszą część drogi, ale w waszej pojawi się maksymalnie parę godzin później. Przy pierwszym uderzeniu mamy szansę na zabicie największej ilości, podczas wycofywania się to już  nie to samo. Posiadacie materiały wybuchowe? – zapytał Dziara.
- Coś tam mamy, damy sobie radę. Nie myśl, że jak nie jesteśmy z Twojego obozu to nie mamy nic do powiedzenia – powiedziała kąśliwie Wanda.
- Nawet tak nie założyłem. Tak czy siak, po powrocie do obozów zacznie się długie i żmudne wyczekiwanie, aż to wszystko się skończy. Stado może zostać w okolicy nawet parę tygodni, a oczyszczanie resztek po nim to będzie prawdziwy koszmar. Dlatego chcę żeby zawieszanie broni trwało dłużej niż te cholerne parę godzin obrony drogi – tą informacją zaskoczył nas równie mocno jak Wandę, która odwróciła do niego głowę, a jej wyraz twarzy przedstawiał szczere zdumienie.
- Nie zgodziłam się jeszcze na pierwsze, a już mówisz o drugim i to znacznie dłuższym? – zapytała zaskoczona.
- Oczywiście, że zgodziłaś się na pierwsze. Wysłuchałaś wszystkiego i nadal tu jesteś, więc widzę jak poważnie podeszłaś do tematu. Co do drugiego, to tylko dla dobra moich ludzi. Jak stado zniknie, albo rozwiążemy raz na zawsze problem z Krawcem to będziemy mogli wrócić do wrogości lub neutralności, jak wolisz. Z biegiem czasu człowiek zaczyna rozumieć więcej i widzieć, co naprawdę może zaszkodzić, a co jest tylko utrudniaczem – Dziara mówił na tyle szybko, że wydawał się mieć to wszystko gotowe do powiedzenia od dawna. Przywódca Czerwonych Flar przebył naprawdę długą drogę do stania się tym, kim jest teraz. To było inspirujące – Dlatego przygotuj swoich ludzi, brońmy naszych ziemi i spotkajmy się po tym wszystkim, żeby ustalić warunki naszej relacji. Powodzenia.
                Skończył rozmowę nawet nie czekając specjalnie na odpowiedź Wandy. Bez wątpienia zrobił na niej wrażenie. Chociaż relacja między nami wyglądała tak, że on więził mnie kiedyś jak zwierzę w klatce bez większego powodu i chciał sprzedać, a teraz był kimś w rodzaju mojego tymczasowego szefa, to nabrałem do niego prawdziwego szacunku. Po człowieku, który kombinował jak mógł żeby osiągnąć swój cel nie było śladu. Teraz istniał tylko dowódca bez kciuków, który walczył o wspólną sprawę i wychodziło mu to.
                Wsiedliśmy do auta szykując się do odjazdu. Ewelina zdążyła jeszcze oddać mapę z zaznaczonym miejscem zbiórki ludziom Wandy. Teraz musieliśmy wrócić do rozkładanej barykady i przygotować się na coś niesamowitego. Oglądałem się ostrożnie w każdym momencie, bojąc się zobaczyć znajome kształty. Byłem zmęczony, ale wiedziałem jedno – tej nocy nikt sobie nie pośpi.
ZUZA
                Wybuch był potężny.  Pomimo tego, że został przysłonięty to odleciałam do tyłu i z impetem uderzyłam w ścianę sąsiedniego budynku. Zadzwoniło mi w uszach, miałam wrażenie, że świat zamienił się w jeden wielki wir, a ból pleców wydawał się zwiastować trwałe kalectwo. Słyszałam krzyki, szczególnie jeden dziewczęcy, jęki trupów, strzały oraz całą masę innych dźwięków, które wydawały mi się tak obce, jakby były grane przez nieznane mi instrumenty. Przebijał się przez to też męski głos. Głos, który poznałam pomimo chaosu i zamieszania, ten, który prowadził mnie przez mrok i ciemność, nieważne jak bardzo nierealny i zmyślony był. A może nie był?
- Musisz iść dalej – odezwał się.
- Nie mam dokąd. Tu jest moje miejsce. Ci ludzie ochronią mnie, a ja zadbam o nich w zamian – mówiłam powoli, ale podobnie jak mojej świadomości, nie śpieszyło mi się specjalnie. Chciałem po prostu odpocząć. Przecież uderzyłam tak mocno, że mogłam równie dobrze zginąć. Tak jak Pablord. Nie znałam go. Czy on poświęcił się dla mnie, a może zrobił to dla siostry Łapy? Zapewne to drugie, może jednak pomyślał i o mnie i o niej. Czy nie było innego wyjścia z tej sytuacji?
- Było – odpowiedział głos – Nie powinnaś była się zatrzymywać, skąd wiesz, że to Ci ludzie?
- Po prostu wiem, okej? – odpowiedziałam nieco zdenerwowana – Co ci w tym przeszkadza? Nie żyjesz, nie możesz mnie bronić, ja chcę żyć, nie chcę dołączać jeszcze do martwych. Jestem przydatna i mogę się przydać. Dlaczego przestałeś być moim wsparciem? Może ja Ciebie wcale nie potrzebuje. Potrzebowałam, ale teraz nie żyjesz i powinieneś odpocząć. Przestać siedzieć w mojej głowie. Zajmij się sobą…
Nie wiedziałam co mnie tak bardzo denerwuje w tym, co on mówił. Zawsze uznawałam to za plus, że mogę słyszeć swojego męża i chociaż widziałam jak ginie, to był przy mnie. Teraz mogłam sobie jednak zadać jedno pytanie, „Jak możesz być tak żałosna?”. Mój mąż istniał tylko w mojej głowie. Nie mógł mi pomóc, a ja nie byłam przez niego do końca obecna. Ciągle żyłam przeszłością. Nie chciałam, żeby to trwało. Chciałam coś zmienić i nie wiedziałam jak to zrobić. Jedyne, co mi przychodziło do głowy to wzięcie się w garść.
- Kochanie…
- Nie męcz dłużej mnie i siebie. Odejdź i daj mi spokój. Kocham cię i to nigdy się nie zmieni, ale chcę żyć. Dla siebie i dla Ciebie. Nie bądź samolubny. Nie obciążaj mnie i daj mi wstać – moje słowa doprowadzały mnie do płaczu. Cieszyłam się, że mąż jest tylko wytworem mojej wyobraźni, bo nie chciałabym go tak skrzywdzić w prawdziwym świecie. Chociaż wiedziałam o tym, że on nie jest realny to wciąż coś mnie trzymało. Nie dawało spokoju…
                Świadomość wróciła po chwili. Nie słyszałam już głosów w głowie, a te wszystkie niezidentyfikowane stały się bardziej znajome. Spojrzałam na miejsce, gdzie wybuchł granat i z przerażeniem zobaczyłam, że leżą tam zwłoki Pablorda, z oderwaną dużą częścią korpusu i ręką. Nie było mowy żeby przeżył taki wybuch, nie miałam właściwie pojęcia jak jego ciało zachowała taką stałość pomimo tego jak blisko eksplozji było. Młoda leżała kawałek dalej, najwyraźniej nieprzytomna, ale cała. Trupy się wycofywały, najprawdopodobniej dlatego, że główna brama została zamknięta, a Zszyci przy tej tylnej nie chcieli marnować jednostek, tylko po to żeby wysłać je na pewną śmierć. Mnie jednak ciekawiło co innego. Kto wybiegł z kościoła?
                Odpowiedź nadeszła sama, kiedy ze środka wyszła grupa Medyka. Zatrzymali się przy zwłokach Pablorda, a sam Medyk podszedł do leżącej Młodej i przyłożył jej palce do szyi.
- Żyje – odpowiedział, a jego wzrok przeniósł się na mnie – Dasz radę wstać? – zapytał mnie.
- Potrzebuję chwili, już jest mi lepiej – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i powoli starałam się ruszyć. Plecy zdawały się być mocno potłuczone, ale nie było najgorzej. Zachwiałam się delikatnie, ale wszystko się wyrównało i mogłam stanąć na własnych nogach. Zauważyłam, że Bobru z grupą powoli kończą oczyszczanie placu, gdy nagle przypomniałam sobie o prośbie Bobra.
- Zająłem się pacjentami. Musicie wziąć jeszcze tego – wskazał rozerwane ciało – i siostrę Łapy. Jemu nie pomogę, ale ją opatrzę i zobaczę co da się zrobić. Nie masz wstrząśnienia mózgu Zuza?
- Ciężko powiedzieć, czuję się oszołomiona, więc bardzo możliwe.
- Dobra, ale udało się, to jest najważniejsze. Teraz tylko pytanie, dlaczego mieliśmy zdrajczynię w obozie.
- Zdrajczynię? – zapytałam – Widziałeś kto wybiegł z kościoła?
- Pewnie. To ta twoja koleżanka. Sara? – gdy to usłyszałam to przeżyłam szok. Sara? Dlaczego niby pobiegła za nimi i uciekła, rzucając granat? Czy ona chciała wymierzyć karę tym, którzy zabili jej matkę Annę dosłownie dwa dni wcześniej? Ale dlaczego wypuściła granat? Może chciała rzucić w przeciwników, ale w emocjach jej wypadł? Nie miałem pojęcia jak sobie to ułożyć w głowie, ale wiedziałem jedno – wszyscy w obozie byli bezpieczni. Oprócz Sary. Miałam jeszcze szansę ją dogonić.
                Podbiegłam chwiejnym krokiem do jednego z ciał trupów, których nie brakowało w uliczce. Smród i ogólny widok sprawiał, że żołądek podjeżdżał mi do gardła. Walczyłam z tym chwilę, po czym upadłam na kolana i zwymiotowałam solidnie, zalewając sobie rękawy i spory odcinek uliczki. Aż mną trzęsło, gdy wypadały ze mnie resztki jedzenia. Złapałam gwałtowany oddech. Trup, który leżał przede mną wyglądał równie paskudnie jak ja teraz. Miał jednak idealną ranę, która odsłaniała jego wnętrzności i dawała mi możliwość wysmarowania się tym wszystkim.
- Co ty wyrabiasz? Dziewczyno, ledwo trzymasz się na nogach, gdzie idziesz? – zapytał Medyk – Choć opatrzę cię i tyle. Tamta pobiegła dobre parę minut temu i jest otoczona trupami. Życie ci do cholery nie miłe? – w jego głosie oprócz troski pojawiło się coś przypominające mieszankę rozczarowania i zdenerwowania.
- Dam sobie radę. Obiecałam ją chronić, jeżeli nie znajdę jej na zboczu to wrócę. Nic mi nie będzie, nie leźcie za mną – powiedziałam równie zmęczona co zła na całą sytuacje.
                Wiedziałam, że ryzykuje wiele. Chciałam jednak dowiedzieć się co się stało z Sarą. Nie zamierzałam specjalnie ryzykować, zejść jedynie o kawałek. Może akurat ją gdzieś znajdę. Włożyłam rękę do wnętrza jednego z trupów i zaczęłam wygrzebywać resztki flaków i brudną krew. Rozsmarowanie tego nie było łatwe, ale w końcu byłam pokryta od stóp do szyi, z niedużymi fragmentami na policzkach, czole oraz włosach. Cuchnęło potężnie. Wstałam, nieco pewniej niż dwie minuty temu i spojrzałam na Medyka, który przyglądał się całej sytuacji.
- Nie wiem po co tam idziesz dziecko – zastanowił się na głos – Dziewczyna jest stracona. Nieważne czy poszła się zemścić, czy była z nimi od początku. Obie opcje oznaczają śmierć dla niej, a prawdopodobnie też dla Ciebie. Odpuść sobie, raz w życiu…
- Zaraz wrócę – obiecałam, po czym ruszyłam w kierunku furtki. Droga na dół była stroma i małe schodki nie poprawiały mojej sytuacji. Starałam się jednak zbiegać najszybciej jak potrafiłam. Trupy były tuż obok mnie, ale kamuflaż zadziałał tak jak wtedy, gdy podróżowałam sama i wpadłam na Sarę oraz jej matkę na drodze. Zombie co prawda odwracały się w moją stronę, chociaż i to niektóre, ale na tym kończyła się ich aktywność. Nie reagowały też specjalnie na to, że się przez nie przepychałam. Chciałam tylko dotrzeć do zbocza i zobaczyć, czy po drodze znajdę gdzieś Sarę. Zniknęła z góry zaledwie pięć czy dziesięć minut temu, a stado sunęło powoli, więc była jeszcze nadzieja. Wiedziałam, że to co robię jest niebezpieczne i głupie, ale nie dawało mi to spokoju. Jeżeli to przeze mnie mieli tyle informacji o tym obozie, przez to, że pomogłam Sarze i trzymałam ją przy życiu, to było bardzo źle. Na razie jednak skupiłam się na tym, co przede mną.
                Trupy rozlewały się coraz bardziej, przez co, chociaż było dosyć ciasno, to dało się przejść. Starałam się ograniczać kontakt, ale martwe ciała uderzały we mnie co chwilę, szczególnie w większych zbiorowiskach. Szukałam pomiędzy morzem zombie tej jednej twarzy, a właściwie sylwetki, byłam pewna, że nie ma mowy o znalezieniu Sary, kiedy miała ubraną maskę Zszytych. Dlatego przepychając się, oprócz starań o niewykonanie zbyt gwałtownego ruchu, patrzyłam. Mój wzrok przebiegał po brudnych, wyniszczonych i zakrwawionych twarzach mężczyzn oraz kobiet w przeróżnym wieku, stanie rozkładu, ozdobionych krwią, resztkami flaków, sadzą, śladami po broniach białych i wieloma innymi, ciężkimi do zidentyfikowania pozostałościami.
                Zrezygnowana brnęłam w dół, schodząc powoli na zboczę wzgórza, gdzie górka spotykała się z ulicami miasta. Właśnie nimi szliśmy ostatnio po sprzęt medyczny dla Łapy. Trasa wydawała się być zupełnie inna, gdy było tu tak tłoczno. Powoli zaczęliśmy zagłębiać się w labirynt uliczek i domków oraz bloków, wychodząc na typowe przedmieścia. Nie sądziłam, żeby warto było zagłębiać się dalej. Nie mogłam jej znaleźć, było ciemno, trupów było jeszcze więcej. Najgorsze było jednak to, co stało się po chwili. W mój policzek uderzyło coś mokrego. Byłam przekonana, że mi się wydawało, do czasu, aż poczuła to znowu i jeszcze raz. Deszcz. Musiałam się gdzieś schować, bo wiedziałam, że jak zacznie porządnie padać to cały zapach, który maskował moją obecność przed trupami zniknie. Zdenerwowana, zaczęłam się przepychać, a na moich oczach rozpętała się prawdziwa ulewa. Czułam jak krew spływa mi po twarzy i cały potworny makijaż powoli rozmywa się, ukazując moją przerażoną twarz.
                Wpadłam w niemałą panikę i jedyne czego chciała to wpaść do pierwszego lepszego domu i przeczekać to wszystko. W końcu nie miałam teraz jak zawrócić. To co rzuciło mi się w oczy to jeden z bloków, do którego drzwi od klatki były otwarte. Nie widząc lepszej opcji i nie widząc w tym nic nadzwyczajnie dziwnego, przepchałam się przez zombie i dotarłam do wejścia. Gdy znalazłam się wewnątrz, cieszyłam się ciszą i spokojem, jakie mnie otoczyły. Na wszelki wypadek przymknęłam drzwi i powoli wspięłam się po schodkach. Dźwięk stada, chociaż słyszalny, wydawał się być mocno wytłumiony. Solidnie zagłuszał go też deszcz, który padał jak szalony. Nie było szans żebym się stąd ruszyła przez najbliższe godziny. Chciałam tylko znaleźć jakieś mieszkanie, może coś do jedzenia i przebrania się i przeczekać. Wiedziałam, że jak dobrze zabarykaduje się wewnątrz, to będę mogła nawet zasnąć, przecież nikt nie zakradnie się do mnie podczas snu, nie miałby jak przejść tego stada.
                Zaczęłam poszukiwania kryjówki. Na parterze wszystkie trzy mieszkania były niestety zamknięte. Nie mogłam nic z tym zrobić, a nie chciałam bawić się w wyłamywanie zamka, albo wyważanie drzwi, szczególnie, że plecy dalej mnie bolały po wybuchu, a nie czułam się też najlepiej przez delikatne zawroty głowy. Wspięłam się na pierwsze piętro i tutaj od razu los się do mnie uśmiechnął. Jedno z dwóch mieszkań było otwarte. Zadowolona powolutku otworzyłam drzwi i trzymając w ręce pistolet, który jakimś cudem nie wypadł mi podczas wybuchu w obozie, weszłam do środka. Mieszkanie na pierwszy rzut oka wydawało się być puste. Gdy weszłam do pomieszczenia odpowiedzialnego za salon, przechodząc przez korytarz, w którym unosiła się masa kurzu, wiedziałam, że coś jest nie tak. W środku, z dwóch różnych stron, zobaczyłam ruch. To tak bardzo wybiło mnie z rytmu, że nie wiedziałam, w który wycelować. Ostatecznie nie podniosłam nawet dobrze broni, kiedy ktoś uderzył mnie w rękę i wybił pistolet z dłoni. Próbowałam się zamachnąć i uderzyć napastnika w twarz, ale byłam zbyt wolna. Zostałam przyciśnięta do ściany. Poczułam ostrze noża drażniące skórę na mojej szyi.
                Nagle podbiegł ktoś z lampą. Światło początkowo mnie oślepiło, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że znalazłam to, czego szukałam. Byłam w salonie z piątką Zszytych, a osobą, która trzymała nóż przy mojej szyi była Sara.
BOBRU
                Mogłoby się wydawać, że dotarliśmy do obozu najszybciej jak się dało. Ale czy pośpiech był warty ceny? Uratowaliśmy Giganta i całą resztę, która była uwięziona przy bramie, ale czy to wszystko nie rozwinęło się okropnie źle? Łowca został ugryziony. Tak bardzo żałowałem, że ślady zębów nie pojawiły się na ręce lub na nodze. Wtedy byłaby jeszcze nadzieja. Teraz pozostawał tylko żal. Kolejna bliska mi osoba umierała. Obóz ledwo ocalał, ale gdy zaczął padać deszcz zauważyłem, że bezpieczeństwo również nie było darmowe. Zwłoki Pablorda, a właściwie ich pozostałości, prezentowały się dosyć nędznie na bruku przed tylnym wejściem do kościoła. Krystek i dwójka ludzie z Płońska wciąż byli uwięzieni na budynkach. Oni byli bohaterami tego wieczora, dali nam szansę na przetrwanie. Miałem nadzieję, że nic złego się im nie stało. Minie tyle czasu, zanim wszystko stanie tu na nogi.
                Olaf i jego ludzie zajęli się powolnym zbieraniem ciał na stos. Grupa z kościoła również przyłączyła się do pomocy, chcieliśmy oczyścić wszystko za jednym razem. Wszedłem do kościoła. Wiedziałem, że nikt nie będzie mi miał za złe, że nie pomagam. W końcu straciłem dzisiaj więcej niż ktokolwiek inny. To nie były żadne zawody, ale wiedziałem, że nikt nie odczuł tak tego ciosu, jak ja. Zobaczyłem na jednej z ławek siedzącego z zasłoniętą dłonią twarzą Mateusza. Nie podchodziłem jednak do niego. Teraz ktoś inny miał priorytet jeżeli chodziło o rozmowę. Ruszyłem powoli na zaplecze, mijając pokój, w którym leżała Łapa. Usłyszałem co się stało, ale zaskakująco nie przejąłem się aż tak bardzo. Może to dlatego, że jej stan był już stabilny, a działo się tak wiele, może dlatego, że w głębi czułem, że zasłużyła na karę? Nie chciałem żeby nic jej się stało, mimo tego nie potrafiłem aż tak wczuć się w to wszystko.
                Głównym powodem takiego, a nie innego zachowania było to, że byłem wewnątrz pusty. Potrzebowałem energii i chociaż odczuwałem jej brak wciąż parłem na przód. Teraz, po tym co stało się tego wieczora marzyłem tylko o jednym – dorwać Krawca i zabić go. Do czasu był niegroźny, a czasami nawet przydatny. Teraz jednak wypowiedział nam otwarcie wojnę. Nie mieliśmy pojęcia jak wielu ma ludzi, jak bardzo kontroluje okolicę i na jak wiele go stać. Czy Stado to był szczyt jego możliwości? Miał zakładnika i to bardzo cennego dla mnie, ale czy jakbym nie odkrył jego planów to nie miałbym na niego haka? Wiedziałem, że to najniebezpieczniejszy człowiek, jakiego spotkałem na swojej drodze i muszę być po prostu ostrożny. Czekałem tylko na moment, aż wszystko się ustabilizuje i będę mógł się zemścić. Musiałem być jednak cierpliwy i zbierać informacje. Na pewno ma swoje słabe strony, tak jak każdy inny.
                Wszedłem do jednego z mniejszych pomieszczeń, które zostało przemienione w coś w stylu niedużej lecznicy. Łowca leżał na plecach i oddychał ciężko. Jego oddech był równie ciężki jak to, jak czułem się widząc go w tym stanie. Podszedłem jednak i usiadłem obok. Siedzieli przy nim Dymitr  oraz Ruda. Brodaty mężczyzna strasznie zżył się z Łowcą, szczególnie ostatnimi czasy i wiedziałem, że on również przeżywa ogromną żałobę. Ruda trzymała go za rękę i dawała znak, że jest przy nim, chociaż sam Dymitr wydawał się być całkowicie nieobecny. Nie zauważył nawet jak wszedłem do pomieszczenia. Ruda przywitała mnie skinieniem głowy. Cieszyłem się, że przetrwali, Gigantowi też się udało, więc jedyną ofiarą wycieczki do Inowrocławia był Pablord. Jego ciało, a właściwie tyle ile udało się zebrać zostało już przeniesione do wnętrza kościoła.
                Usiadłem po drugiej stronie prowizorycznego łóżka. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Przejebane – skwitował krótko Łowca. Jak zwykle jego słowa wyrażały więcej niż tysiąc słów.
- Nie rozumiem kiedy to się stało…
- Było chaotycznie, czułem, że coś się do mnie przyczepiło, ale co miałem zrobić? Wierzgać i zabić was wszystkich. Stało się, trudno. Pogodziłem się ze śmiercią już w Supraślu, każdy kolejny dzień zawdzięczam tobie i twoim ludziom – słowa Łowcy bolały bardziej niż się mogłem tego spodziewać. To był filar. Osoba, z którą przeżyłem niesamowitą przygodę w drodze do Torunia, ktoś kto uratował mnie i Łapę podczas misji w Supraślu. Zawdzięczałem mu wiele, był moim przyjacielem i nie potrafiłem się pogodzić z tym, że jest już właściwie trupem – Musicie mnie dobić. Nie chce zamienić się w jednego z nich – dodał słabym głosem, zupełnie nie pasującym do jego osoby. Trudno było powstrzymać emocje, gdy taki człowiek jak on szedł na dno.
- Ja to zrobię – odezwał się nagle Dymitr – Udzielę ci łaski przyjacielu.
                Ruda rozpłakała się. Po jej twarzy pociekły łzy, które bombardowały pościel na posłaniu Łowcy. Dymitr przytulił ją, a Łowca tylko kiwnął głową. Obserwowałem tą sytuację z bólem. Wiedziałem, że po takim ugryzieniu każda minuta będzie coraz większą męką. Chciałem jednak żeby pozostali mieli okazję się z nim pożegnać, a szczególnie osoby, które jechały Potworem do Torunia i chociaż większość już nie żyła to wciąż była Łapa… Właściwie tylko ona. Z całe grupy, która uciekła ze mną wtedy z Supraśla została tylko ona i Łowca. Ludzie, którzy mnie otaczali nie żyli długo, tylko ja musiałem obserwować każdą kolejną śmierć i wypełniać swoje serce coraz to większym żalem.
- Będą ludzie, którzy chcą się jeszcze z tobą pożegnać. Poczekasz na nich? Sytuacja tutaj powoli się uspokaja – zaproponowałem. Propozycja brzmiała niesamowicie dziwnie i miałem problem z spojrzeniem Łowcy w oko, ale ostatecznie jego głos znowu stał się żywszy i odpowiedział donośnie:
- Daj mi coś do picia, a przeżyje jeszcze z tydzień.
                Już teraz wiedziałem jak bardzo mi tego będzie brakowało. Wyszedłem jednak z pokoju i udałem się do głównej części kościoła w poszukiwaniu zapasów. Nie byłem pewien czy ludzie, którzy się tu bronili cokolwiek zostawili, ale z racji, iż każdy był zajęty sobą to wolałem nie przeszkadzać. Było sporo do ogarnięcia i zanim będziemy wszyscy mogli zakończyć tą długą i męczącą noc, to pewne rzeczy należało dopiąć na ostatni guzik. Gdy nie mogłem znaleźć kompletnie żadnego alkoholu postanowiłem przejrzeć pobieżnie rzeczy prywatne, leżące w niektórych miejscach kościoła. Nie planowałem szperać szczegółowo, przecież butelkę mogłem zauważyć nawet z daleka. W oczy rzucił mi się plecak leżący przy jednym z zbiorowisk śpiworów i koców. Nie byłem pewien do kogo należy, ale otworzyłem go. W środku znajdowały się jedynie jakieś nieduże zapasy żywnościowe, latarka oraz podręczna apteczka. To musiało należeć do Zuzy. Już chciałem odłożyć go na miejsce, kiedy w oczy rzuciła mi się książka, a raczej notes. Zaciekawiony wziąłem go do rąk i otworzyłem. W środku był napis „Pamiętnik ocalałego”. Przekartkowałem go widząc rzędy równych i eleganckich literek, podział na daty i masę rysunków oraz schematów. Przedstawiały one przeważnie postaci ludzkie, rozrysowanie różnych części ciała oraz strzałki, adnotacje i informacje. Nie wiedziałem dokładnie o co chodzi, ale przypomniałem sobie, że Zuza chciała mi coś pokazać. Czy to mogło być to?
                Odłożyłem jednak pamiętnik na bok, licząc, że Zuza sama mi go da, jeżeli będzie chciała i kontynuowałem poszukiwania. Chodząc po kościele i patrząc na ludzi z Inowrocławia, którzy rozłożyli już swój obóz, podszedłem do dwóch połączonych ław, przy których stał teraz Gigant, Medyk oraz mężczyzna, którego nie znałem. Zacząłem od przedstawienia się temu ostatniemu.
- Marcin – odpowiedział podając mi dłoń – To ty jesteś tym słynnym Bobrem, o którym tyle tutaj mówią. Nie masz pojęcia jaki masz respekt wśród swoich ludzi – powiedział.
- Mogę wiedzieć jak się tu znalazłeś? – zapytałem.
- Przypadkiem. Uciekałem przed hordą i zobaczyłem światła na wzgórzu. Wcześniej wydawało się opustoszałe, więc teraz mnie zaciekawiło. No i trafiłem idealnie w moment, w który mogłem coś zmienić i zrobiłem to. Potem poszedłem do szpitala po rzeczy do wykonania operacji i jakoś postanowiłem, że chciałbym zostać, o ile jest taka możliwość – wypowiedział to wszystko z dużą pewnością. Mógł się nam przydać, chociaż chciałem go jeszcze obserwować.
- Zostań, każda para rąk się w tym momencie przyda – odpowiedziałem ciepło – Mamy jeszcze kogoś nowego? – zapytałem zaciekawiony Medyka.
- Jest jeszcze jedna dziewczyna. Nie wiem, gdzie, ale szła z całą grupą na zewnątrz, więc pewnie rzuciła ci się w oczy – odpowiedział mężczyzna.
- Okej, poszukam jej zaraz. Nie macie nic mocniejszego do picia? Z Łowcą coraz gorzej… - zapytałem.
- Za dużo ofiar jak na jedną noc – powiedział cicho Gigant. Przygasł i nie było w nim nic z energii, którą zazwyczaj tryskał.
- Tak czy siak, ja coś znajdę. Chodźcie panowie, odwiedzimy starego cyklopa i nieco pobudzimy zanim trafi do lepszego miejsca – zaproponował Medyk i ruszył powoli w stronę sali Łowcy.
- Zaraz do was dołączę – rzuciłem za nimi, patrząc jak w trójkę odchodzą. Spojrzałem na to, z czym zostałem sam na sam. Ciało. Zniszczone przez eksplozję, w sumie widać jak bardzo to co widzimy jest powłoką na mięso i flaki, które mamy w środku. Po Pablordzie nie zostało zbyt wiele. Poświęcił się. Łapa z pewnością doceniłaby to poświęcenie, bo uratowało to jej siostrę. Ale ona sama leżała teraz w ciężkim stanie. Musiałem z nią pogadać. Chciałem jednak jeszcze chwilę posiedzieć z Łowcą, a ją ściągnąć, gdy Łowca będzie chciał już ostatecznie opuścić ten świat. Spojrzałem ostatni raz na ciało i ruszyłem za resztą. Dziara będzie musiał się o tym dowiedzieć, w końcu stracił kolejną osobę z Czerwonych Flar.
                Gdy dotarłem do pomieszczenia było tam znacznie bardziej tłoczno niż ostatnio. Zdziwił mnie jednak fakt jak donośne śmiechy dobiegały ze środka. Zaciekawiony wszedłem i zobaczyłem Łowcę, który opowiada jakąś historię, a Medyk  dopowiada swoje części. Efekt końcowy był przezabawny i chociaż sytuacja była ciężka nawet na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszę się, że to był moment, dzięki któremu mogłem zapamiętać Łowcę w tak pozytywnym aspekcie.
- Słuchajcie, nie ma co marnować dobrego kawałka mojej duszy. Chcę chociaż częściowo z wami zostać. Dlatego… - tutaj sięgnął do kieszeni w spodniach i wyciągnął coś – Oddaje ci go. Zaopiekuj się nim, jak mnie już nie będzie. Broń oddajcie komuś, kto będzie umiał z niej strzelać, przynajmniej tak jak ja jednym okiem.
Dymitr nie mógł uwierzyć, w to co leżało na jego dłoniach. Kluczyki do Potwora. Pojazd, którego nie dawał prowadzić nikomu, nigdy. Teraz przekazywał go w ręce Dymitra. Widziałem na twarzy brodatego, jak bardzo się stresuje i sam zapewne nie może uwierzyć. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że teraz może to wyglądać inaczej, ale rzeczywiście, szkoda było żeby taka jeżdżąca forteca odeszła po prostu w zapomnienie.
- Dz… dziękuje. Zaopiekuje się nim – powiedział Dymitr ochrypłym głosem.
- Pozostała jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym oddać. Tylko… - w tym momencie słowa Łowcy przerwało wejście do pomieszczenia kolejnej osoby. Od razu zauważyłem, że jej nie znam i to musi być dziewczyna, o której mówił Medyk. Wszyscy spojrzeli w jej stronę.
- Łapa prosiła, żebym zawołała Bobra – powiedziała krótko. Bez słowa ruszyłem w jej stronę, kiedy rozbrzmiał głos Łowcy.
- Hej, poczekaj – poprosił. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Odruchowo się wzdrygnąłem jak zobaczyłem, że sięga po opaskę na oko. Zdjął ją odsłaniając zrośnięty oczodół. Widok, na który mimo wszystko przechodziły człowieka ciarki – Daj ją Łapie. Nie musi tego nosić, ale jej przyda się teraz bardziej niż mi.
                Milcząco podziękowałem, klepiąc go po dłoni i odbierając skórzaną opaskę, której również nigdy nie zdejmował.
- Tylko nie zapomnij tu wrócić. Impreza jest przednia, ale nie czuję się zbyt dobrze. Nie chcę zrobić tutaj afery – poprosił żartobliwie, chociaż wiedziałem dokładnie o co mu chodzi. Opuściłem pomieszczenie i ruszyłem w ciemność za dziewczyną.
- Jestem Bobru – pomyślałem, że warto się przedstawić.
- Neri – odpowiedziała krótko. Neri była ładna. Miała na sobie strój zarówno elegancki jak i dający dużą swobodę ruchów i ochronę przed zimnem. Nie byłem pewien, bo było ciemno, ale zdawało mi się, że ma pomalowane oczy. Zaciekawiła mnie.
- Łapa powiedziała czego chce? – zapytałem.
- Niezbyt. Jest też jednak coś, czego ja chcę – powiedziała tajemniczo. Spojrzałem na nią i ta chwila chyba wybiła mnie z równowagi, bo nie zauważyłem nawet, kiedy popchnęła mnie i przybiła dłonią do ściany. Byłem zaskoczony, ale nie sięgnąłem po broń – Zuza zniknęła. To dzięki niej tu trafiłam i chcę wiedzieć czy coś z tym zrobisz – bardziej stwierdziła niż zadała pytanie. Jej stanowczość i pewność była wręcz onieśmielająca. W środku budynku wypełnionego moimi ludźmi wyprowadziła mnie na ubocze i trzymała teraz w szachu. Chociaż nie byłem pewien jak radzi sobie z bronią to wiedziałem, że i tak sięgnę po swoją znacznie wolniej niż ona.
- Zniknęła? Przecież miała być tutaj. To nie ona dostała prawie granatem? – poczułem się niepewnie, ale coś nie pozwalało mi wykonać poważniejszego ruchu. Obserwowałem, na chwilę zapominając o całym świecie. Ta dziewczyna miała w sobie coś więcej.
- Ruszyła na dół. Chcę jej pomóc, ale teraz to samobójstwo. Pójdziesz tam ze mną, za chwilę? – zapytała.
- We dwoje? – zapytałem zdziwiony – Możemy ruszyć większym oddziałem, przecież to nasza przyjaciółka, słyszałem, że bardzo pomogła i uratowała życie mojej kobiety – na te słowa zobaczyłem grymas na twarzy, który był widoczny pomimo ciemności.
- Nie obchodzi mnie to – przerwała – Chcę jej po prostu pomóc i jestem pewien, że damy sobie rade, a przy odrobinie szczęścia nikt nie zauważy naszego zniknięcia.
- Nie sądzę, żeby… - próbowałem zacząć, gdy nagle położyła mi palec na ustach. Zamknąłem się. Jej twarz przybliżyła się do mnie. Po plecach przeszedł mi dreszcz, którego nie czułem od dawna. Poczułem jej oddech na policzku.
- Jeżeli mi pomożesz przedstawię ci trochę przydatnych informacji o Krawcu oraz grupie ze wschodu – powiedziała cichym, stanowczym i tajemniczym głosem. Przymknąłem oczy. Emanowała z niej dziwna aura. Aura, której byłem niesamowicie ciekaw. Zanim zdążyłem odpowiedzieć poczułem coś. Pociągnąłem delikatnie nosem. Zapach był ładny. Perfumy? – pojawiła się myśl w mojej głowie – Kto do cholery używa perfum w czasie apokalipsy?


KONIEC TOMU 5