wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 4: Czarny Dym

Czwarty rozdział, drugi z perspektywy Bobra. W tym rozdziale zobaczycie jak przebiegło przeszukiwanie miejsca katastrofy helikoptera :) Jestem cholernie ciekaw czego spodziewacie się po końcówce tego rozdziału i mam szczerą nadzieję, że was zaskoczyłem :) Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.

------------------------------------------------------

Rozdział 4 (Bobru): Czarny Dym


                Dojechanie na miejsce katastrofy zajęło nam sporo czasu. Potwór miał problemy z przejazdem po leśnych ścieżkach i krzaczastych poboczach. Śnieg wcale nie pomagał. Słup czarnego dymu wisiał jednak ciągle z przodu, znajdując się coraz bliżej nas. Zastanawiałem się czy helikopter mógł wieźć coś ważnego. Może będzie tam szansa na znalezienie jakiegoś wojskowego wyposażenia?  Siedziałem z tyłu razem z resztą osób, oczywiście poza Łowcą, który kierował. Panowała cisza przerywana jedynie przez kierowcę, który raz za razem rzucał przekleństwa po tym jak wjeżdżał w kolejną zakrzaczoną dróżkę.
                Wszyscy szykowaliśmy się do ewentualnego szturmu. Pierwotny plan wyglądał tak, że ja, Łowca oraz Łapa powoli zakradniemy się do wraku i szybko go splądrujemy. Łapa przedstawiła jeszcze pomysł, żebyśmy przyczaili się gdzieś w okolicznych krzakach i tam zaczekali na innych, którzy będą chcieli przeszukać to miejsce, a wtedy ich złupimy. Chociaż niewątpliwie zmieniłem się przez ten czas to nie byłem bezwzględnym mordercą. Przynajmniej nie w taki sposób. Wiedziałem, że jestem zdolny zabić tysiące, żeby zapewnić bezpieczeństwo mojej grupie, ale w żadnym wypadku nie będę bawił się w bandytę, który czyha na inne grupy. Po pierwsze było to niezwykle niebezpieczne, a po drugie nie wiadomo czy ktokolwiek tutaj się pojawi. Liczyłem na spotkanie kogoś znajomego, który mógł przeżyć atak na obóz, ale chociaż powtarzałem to na głos to w głębi serca czułem, że to raczej niemożliwe.  Priorytetem był teraz Toruń, a my wyposażeni tak jak jesteśmy mieliśmy ogromne szanse na  dotarcie tam.
                Czyszcząc swoją broń i ładując ją siedziałem przy Cinku, który narzekał na to, że nie może pójść w teren razem z nami.
- Stary nie jesteś moją matką, żeby mówić mi takie rzeczy. Dam sobie radę, z ręką czy bez ręki – kontynuował Cinek.
- Słuchaj stary zrozum w końcu, że straciłeś tą cholerną rękę i teraz będziesz musiał długo ćwiczyć, żeby stać się ponownie sprawnym strzelcem. To nie będzie od takie hop-siup. Możliwe, że tam przy helikopterze będą inni ocalali. Będziemy musieli uciekać, albo z nimi walczyć. Sorry, ale będziesz tylko kulą u nogi – powiedziałem łagodnie, ale z przekonaniem w głosie.
- Ja kulą u nogi? Świetnie sobie poradzę. Do chuja pana, dlaczego mam zostać tutaj, jeżeli mogę się przydać tam na dole? – zapytał.
- Zakradniemy się tam z Łapą. Im nas będzie mniej tym lepiej bo ciszej. Łowca nas będzie osłaniał ze snajperki. Ty z Nieznajomą oraz Adamem zostaniecie przy wozie. Jakby coś poszło nie tak to odjedziecie. Nie kłóć się ze mną. Jak uciekaliśmy z Supraśla to nie dawałeś rady sam iść. Teraz minęło zaledwie parę dni od tego, a ty dalej się upierasz. Odpoczywaj. – ciągnąłem.
- Ja pierdole…— skończył, odsuwając się gdy zobaczył, że tym skończyłem rozmowę.
                 Cinek szanował mnie jako przywódcę, ale czasami nie odróżniał rzeczywistości od jakiegoś filmu lub gry. Myślał, że jak w tych filmach o zombie straci rękę po czym magicznie stanie się jeszcze groźniejszy, a do tego będzie wyglądał jak typowy amerykański badass. Wiedziałem, że jest on potężnym sojusznikiem, który już nie raz pokazał co potrafi, ale w chwili obecnej był słaby jak dziecko. Stracił rękę, której używał od osiemnastu lat. Nie umiał teraz nawet podpisać się, a co dopiero strzelać do innych ocalałych lub zombie w trudnych warunkach. Nie chciałem go stracić tak jak straciłem już wielu w tym dwóch z moich najlepszych przyjaciół – Goku oraz Kiciusia.
                Jadąc coraz głębiej w las wszyscy wyczekiwali. Nieznajoma nie mogąc usiedzieć na miejscu ugotowała nam skromną kolację. Musieliśmy mieć siły na nadchodzące wydarzenie, a zarazem nie przejeść się, żeby zachować pełną sprawność umysłu i ciała. Sztuka przetrwania nie była łatwa, szczególnie teraz gdy nie mieliśmy stałego miejsca pobytu. Nabieranie wody z potoków i gotowanie jej, szukanie każdego żarcia jakie zostało na tym świecie nie patrząc czy kiedyś się lubiło to jeść czy nie czy chociażby załatwianie potrzeb fizjologicznych. Teraz nie dało się pójść beztrosko do kibelka, gdzie brało się w ręce gazetę i czytało załatwiając co trzeba. Każdy błąd był karany. Nie przeszukanie jakiegoś budynku mogło wiązać się z pójściem spać na głodnego. Zapomnienie ciągłego kolekcjonowania zapasów mogło równać się z różnymi nieprzyjemnościami. Mimo to przyzwyczaiłem się już do takiego życia i ciężko mi było sobie przypomnieć co było kiedyś. Żyłem chwilą bo wiedziałem, że następnego dnia mogą rozpocząć swoją przeklętą wędrówkę po świecie jako jeden z trupów, kompletnie bez świadomości tego co było kiedyś. Poznałem już trochę mechanikę tych stworzeń. Ich niewyobrażalnie dobry słuch, czuły węch oraz sokoli wzrok. Gdyby potrafiły szybciej się poruszać byłby łowcami idealnymi. Całe szczęście nawet w cieplejsze dni były one dosyć wolne, a teraz kiedy zrobiło się zimno, poruszały się naprawdę ślimaczym tempem, chociaż wciąż potrafiły zaskakiwać, tak jak Cinka w barze w Supraślu.
                Jedząc ciepłą fasolkę z kawałkami kiełbasy patrzyłem na osoby, które teraz przy mnie były. Zostały mi tylko one. Wiedziałem, że jestem teraz w stanie zrobić dla nich wszystko. Mogłem poświęcić wiele, żeby zapewnić im ochronę i miałem nadzieję, że nie popełnię żadnego błędu, który mógłby kosztować mnie utratę kolejnej bliskiej mi osoby. Jedyne czego wciąż nie byłem pewien to tego co zrobić z Łapą. Bardzo ją lubiłem chociaż przypominała mi trochę Daliona. Z tym, że ją poznałem od razu w takim dziwnym stanie. Lubiła zabijać i nie znała żadnych skrupułów. Niebezpiecznie było być jej wrogiem, a jeszcze niebezpieczniej sojusznikiem. Wszystkie zbrodnie, które popełniła, gdybym tylko jej nie spotkał to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Możliwe, że wciąż byłbym teraz w obozie w Królowym Moście i żyłoby więcej osób.
                W końcu usłyszeliśmy okrzyk radości Łowcy. Wdrapałem się na wysokość części kierowy i zobaczyłem za oknem, że dym jest bardzo blisko nas. Klepnąłem go w ramię na znak żeby się zatrzymał i sam pospieszyłem Łapę podchodząc do wyjścia z ładowni. Wziąłem pistolet w rękę i schowałem łom za pas po czym poczekałem, aż auto się zatrzyma. Gdy usłyszałem dźwięk wyłączającego się silnika podniosłem drzwi i wyskoczyłem prosto na ubity oponami śnieg. Rozejrzałem się. Byliśmy na jakimś dziwnym wzniesieniu. Helikopter był pod nami. Cała okolica była skąpana w blasku księżyca. Drzewa otaczały nas prawie z każdej strony. Pomogłem zejść Łapie po czym okrążyliśmy Potwora aby podjeść bliżej Łowcy. Mężczyzna miał przewieszoną przez plecy snajperkę i dając znak, że jest gotowy ruszył naprzód.
                Już mieliśmy schodzić niżej po dosyć stromym zboczu, gdy usłyszałem strzał. Upadłem odruchowo ściągając na ziemię także moich towarzyszy. Leżeliśmy tak w ciszy przez parę sekund i usłyszeliśmy dziwne odgłosy. Wyjrzałem ostrożnie zza zaspy śniegu na to co się dzieję na dole i zobaczyłem przeróżne rzeczy. Pierwszą, która rzuciła mi się w oczy był helikopter. Był on rozbity o zbocze wzgórza, na którym się aktualnie znajdowaliśmy. Kłęby czarnego dymu przysłaniały mi część krajobrazu, ale po lewej stronie od nas zauważyłem ruchy. Grupa osób wycofywała się do lasu obok. Jedna z postaci była ciągnięta przez dwie inne. Tuż przed nimi szła jeszcze jedna, która miała jakąś broń w rękach. Patrzyłem jak się wycofują do tyłu, ale zastanawiałem się od czego właściwie uciekają. Po prawej nie było widać nikogo. Tylko drzewa. Nagle usłyszałem kobiecy krzyk. Przez wiatr nie zrozumiałem słów, ale po chwili zobaczyłem, że ktoś wyłania się z lasu po prawej. Grupa sześciu osób wybiegła sprintem i zaczęła przeszukiwać miejsce katastrofy. Właściwie jeden z nich powłóczył trochę nogą, ale utrzymywał tempo.
                Nie martwiłem się o to czy nas zobaczą. Miejsce, w którym byliśmy było wręcz idealne do obrony.
- Łowco spróbuj ich postrzelić. Wyceluj tylko dobrze. Przegonili tamtych co oznacza, że są bandytami – powiedziałem po cichu do towarzysza chłodno kalkulując sytuację. Łowca przyjął pozycję do strzału. Widziałem jak celuje aby znaleźć jak najlepszą ofiarę po czym zaczyna mierzyć. Grupa po lewej znikła już w lesie, a dodatkowo jeden z grupy po prawej odbiegł od lądowiska chowając się pod drzewami. Nie wiedziałem co planują ludzie pod nami, ale miałem nadzieję, że nie zauważyli nas jeszcze. Nagle słyszałem jak Łowca wypuszcza powietrze z płuc. Wiedziałem, że zaraz padnie strzał więc zatkałem uszy. Łapa zrobiła to samo.
                Huk przebił się nawet przez wiejący wiatr. Usłyszałem tylko kobiecy krzyk i zobaczyłem jak ktoś podbiega do upadającego mężczyzny. Nawet stąd widziałem, że strzał trafił go w głowę i właściwie rozerwał ją na kawałki. Usłyszałem dźwięk przeładowania. Łowca szykował się na drugi strzał. Teraz cała nasza trójka stała już na kolanach, więc wrogowie mieli większe szanse na zauważenie nas. Całe szczęście zawładnęła nimi panika. Usłyszałem hałas silnika i zobaczyłem, że na polanę wjeżdża auto. Widziałem jak bandyci pakują się na nie szybko i próbują odjechać. Wtedy padł drugi strzał. Tym razem Łowca strzelał na szybko i trafił jedynie w rękę, któregoś z wrogów. Byłem pewien, że po takim strzale bandyta już nigdy nie odzyska sprawności w używaniu tej kończyny. Z zadowoleniem patrzyliśmy jak bandyci opuszczają miejsce katastrofy jadąc za grupą, która pierwsza się wycofała.  Zapadła cisza. Przynajmniej na dole. Strzały były słyszalne na tak dużym obszarze, że musiały zawiadomić wszystkich w okolicy. Kłeby czarnego dymu wcale nie pomagały. Usłyszałem dźwięk przeładowania i zgorzkniały głos tuż za plecami.
- Poddajcie się. Jeden gwałtowny ruch, a będziecie trupami.
                Ktoś zaszedł nas od tyłu. Usłyszałem jak Łowca przeklina i powoli odwraca się rzucając snajperkę pod nogi. To samo zrobiłem ja i Łapa. Odwróciłem się powoli i zamarłem.  Pomiędzy nami a Potworem stały trzy osoby.  Cała trójka miała w rękach strzelby. Podniosłem ręce, chociaż trzęsły się one delikatnie ze strachu. Szybko zacząłem myśleć co moglibyśmy zrobić, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Zastanawiałem się czy bandyci, którzy nas zaszli wiedzieli o tym, że jeszcze trzy osoby znajdują się w środku pojazdu. Odpowiedź otrzymałem natychmiast. Tył ładowni został otwarty i wybiegł z niego Cinek. Zobaczyłem zdziwienie na twarzach ocalałych, ale od razu zobaczyłem, że nic nie osiągniemy tym aktem odwagi. Ocalali byli mocni psychicznie i całkowicie zgrani. Jeden wciąż obserwował nas, a dwaj pozostali zaczęli mierzyć w stronę Cinka. Co ciekawe teraz dopiero zauważyłem, że wszyscy są ubrani w ten sam sposób – szare spodnie, szare kurtki, szaliki na twarzach oraz uszanki. Byli dobrze zakamuflowani.
                Następne zdarzenia działy się bardzo szybko. Cinek biegnący z toporem zamachnął się na pierwszego z wrogów, a ten nawet nie strzelił. Odskoczył w bok po czym szybko się odwrócił i uderzył Marcina kolbą w plecy. Zobaczyłem jak mój przyjaciel upada. Po chwili ten drugi podszedł i wymierzył potężnego kopniaka w żebra leżącego. Nie obchodziło mnie co się ze mną stanie. Postanowiłem ich bronić i zamierzałem się tego trzymać. Z racji, iż ten który do nas się odzywał odwrócił się w stronę Cinka to wykorzystałem go i sprintem zmniejszyłem odległość między nami. Łowca i Łapa widząc to podążyli za mną. Akcja jeszcze bardziej przyspieszyła. Poczułem niewyobrażalny przypływ adrenaliny. Nawet nie wiem kiedy w moich rękach pojawił się łom. Zamachnąłem się i próbowałem wybić broń z rąk wroga. Usłyszałem dwa strzały i zobaczyłem jak jeden z wrogów upada. Łapa miała w rękach pistolet i celowała w drugiego oprawcę. Ja zajmowałem się ostatnim. Zaszarżowałem na niego niczym Gigant i powaliłem. Próbowałem uderzyć go łomem w zęby, ale ten odepchnął mnie obunóż i próbował sięgnąć po strzelbę, która mu przed chwilą wypadła. Doskoczyłem do niego uderzając łomem w rękę. Usłyszałem trzask łamanej kości, który dodał mi mocy. Poczułem siłę. Wyrzuciłem łom i wlewając całą siłę i nienawiść w rękę wymierzyłem mu prawy prosty w twarz. Uderzyłem jeszcze parę razy po czym wyrwałem strzelbę z niemrawej ręki i uderzyłem kolba w głowę. Zabiłem go. Podniosłem się chwiejnie, żeby zobaczyć co z trzecim gdy zobaczyłem, że Łapa i Łowca celują w jedno miejsce.
                Pod Potworem stał ostatni z naszych oprawców. Zobaczyłem, że ma zerwany szalik, a jego twarz jest pokryta krwią. Mimo to stał i przykładał Cinkowi nóż do gardła. Byłem tak wkurzony, że tylko niesamowicie intensywna siła woli powstrzymywała mnie przed bezmyślną szarżą na wroga. Musiałem to dobrze rozegrać.
- Zostaw go, a pozwolę ci żyć – powiedziałem po cichu.
- Co? – zapytał mężczyzna.
- Jeżeli go tkniesz to przysięgam, że będziesz umierał długą i bolesną śmiercią.
Widziałem, że wróg stara się coraz dalej odejść. Był już przy wejściu do Potwora. Możliwe, że rzeczywiście wystraszył się moich słów. Wtedy stało się coś, co sprawiło, że odetchnąłem z ulgą. Mężczyzna z Cinkiem zbliżył się na tyle blisko wejścia do Potwora, że naraził się na atak Sołtysa i Nieznajomej i to właśnie ten pierwszy zadziałał. Gdy bandyta był już na krawędzi prawej ściany pojazdu i wyjścia zatrząsnął się od uderzenia topora wymierzonego przez staruszka. Zobaczyłam jak puszcza Cinka, do którego natychmiastowo pobiegłem, żeby pomóc mu wstać.
                Poczułem ulgę. Łapa i Łowca przeszukali ciała dwóch martwych oprychów, a ja podszedłem do tego, który przetrwał najdłużej. Zobaczyłem, że jeszcze oddycha. Otworzył on delikatnie oczy. Ostatnie co zobaczył to moja twarz i błysk łomu w świetle księżyca. Następnie nie miał już czym patrzeć.

8 komentarzy:

  1. Bobru brawo!! (Do postaci w opowiesci) Zabiles swojrgo kumpla pewnie giganta kuzwa...Migles sie spytac czy kogos widzi...debil!!(w opowiadaniu.) i tak slaby rozdzial troche...bez urazy ale slabe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ołtogłafja to tfoja mocna strona co ? to ta jak moia tesz xd

      Usuń
    3. Też byś tak miał jakbyś jechał autobusem i byś miał kilka sekund bo zasięgu nie będzię ;-p pomyśl może co? Ale zapomniałem... 6-ścio latki nie myślą za dużo...a ty i tak nie masz czym.

      Usuń
  2. Rozdział 10... czekamy... będzie się działo.

    OdpowiedzUsuń
  3. oj chyba tu brakuje fragmentu samego plądrowania helikoptera :P Znowu urwałeś akcję w połowie xD

    Zastanawiałam się, która grupa należała do Miczi, ale nie umiałam rozróżnić. Ktoś tu powiedział, że zabiłeś Giganta. Myślę, że byś go rozróżnił z takiej odległości. Przecież wyróżniał się swoim wzrostem na tle innych. Skoro nikogo nie rozpoznałeś to pewnie też nikogo znajomego tam nie było. Również należałoby uwzględnić zombie. Taki hałas spadającego helikoptera na pewno ich zwabił. Wyobrażałabym sobie to jako tragiczną pułapkę. Zombie ze wszystkich stron xD

    Mądre posunięcie, że ktoś został w Potworze. Swoją drogą nigdy nie zrozumiem facetów, bo po nazwaniu przyjaciela "kulą u nogi" Cinek nic sobie z tego nie zrobił xD Albo taka męska mentalność, albo Cinek jest bardzo silny psychicznie. Myślę, że każda osoba załamałaby się po stracie ręki, a takie słowa jeszcze bardziej mogłyby spotęgować to załamanie.

    No nic. Myślę, że akcja idzie w dobrym kierunku. Szczerze to po ostatniej akcji nie spodziewam się czegoś szczególnego. Zabierzecie im ubrania i pójdziecie zobaczyć co jest w helikopterze. Później wrócicie do Potwora i tyle xD Nie sądzę byście kogoś spotkali. Nie przewiduję również jakiś problemów.
    Choć kiedyś musicie się spotkać.
    Mam nadzieję, że nawet wtedy nie zmienisz zdania i nadal będziesz jechać do Torunia. Jestem mega ciekawa jak przedstawisz obraz innego miasta podczas apokalipsy, która już trwa jakiś czas. I czy być może spotkacie jakąś silniejszą grupę, która się wami zajmie np. wojsko.

    Pozdrawiam,
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Carmen, powiem w sekrecie, że wszystko przed Tobą :D Akcja będzie na tyle rozbudowana, że powinnaś doświadczyć wszystkich z wyżej wymienionych ^^ Ale więcej nie powiem, żeby nie psuć niespodzianki.

      Co do urwania akcji to nie do końca powiem Ci :P Nie dodałem po prostu odpowiedniego zdania, którego sens by nakierował na to, że miejsce jest przeszukane i bardzo niebezpieczne, dlatego też Bobru wycofuje się stąd i jedzie dalej. Myślę, że takie zdanie się nie pojawiło bo chciałem w taki badassowy sposób zakończyć ten rozdział :D

      Co do rozpoznania osób z grupy, to nie byłoby łatwe. Jest ciemno dosyć (chociaż księżyc i śnieg dają sporo światła), wzgórze na, którym są Łowca, Bobru i Łapa jest wysokie no i wszystko działo się szybko :) Kolejne rozdziały na pewno rozwieją wszelkie wątpliwości.

      Co do rozumowania Cinka to raczej było "jesteś kulą u nogi" - "ja kulą u nogi? potrzymaj mi piwo" xD Cinek chciał pokazać, że dalej jest groźny i zrobi wiele dla tego zespołu.

      Akcja o ile spokojna w pierwszy rozdziałach to zacznie przybierać na tempie w kolejnych. Według mnie rozdział napisany jako 9, jest najbardziej mocnym rozdziałem dotychczas. Ale to ocenicie sami :) Dzięki za, jak zwykle, wyczerpujący komentarz ^^
      Pozdrawiam,
      Bobru.

      Usuń
  4. Wiesz fajnie ci to wychodzi.

    OdpowiedzUsuń