niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 5: Nowy kierunek

Rozdział 5, drugi z perspektywy Natalii. Zobaczycie teraz akcje, którą już znacie z trochę innej perspektywy :) Mam nadzieję, że to się wam spodoba. Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.

------------------------------------------------------

Rozdział 5 (Natalia): Nowy kierunek


                Helikopter spadł niedaleko, ale i tak mieliśmy problemy ze znalezieniem go. Kluczyliśmy autem po różnych ścieżkach i dwa razy wpadliśmy nawet w zaspy śniegu tak głębokie, że nie mogliśmy ruszyć naszego auta i gdyby nie ogromna siła Giganta, to prawdopodobnie zostalibyśmy w nich, aż do końca zimy. Siedziałam akurat z tyłu auta rozmawiając z Gigantem i Młodą, gdy Przystojny, Najmłodszy i Najstarszy starali się znaleźć miejsce katastrofy. Cieszyłam się, że nawiązaliśmy z tą trójką jakąś więź. Byli ludźmi Łapy, a jednak pozwalali nam siedzieć z Młodą, którą mieli chronić. Zadziwiała mnie ich lojalność wobec najprawdopodobniej nie żyjącej przywódczyni. W końcu minęło już siedem dni odkąd ostatni raz ją widzieliśmy. Wtedy właśnie wszystko się rozpadło.
- Karolu opowiedz nam coś więcej o sobie – poprosiłam przytulając się do Młodej.
- Dziewczyny naprawdę nie jestem specjalnie ciekawym człowiekiem – powiedział uśmiechając się – Po prostu jestem duży i silny, a w mieczu znajduje najlepszego przyjaciela.
- Nazwałeś go jakoś? – zapytała zaciekawiona Młoda.
- W sumie nie… mam smutne wrażenie, że jak nazwę go jakoś to zbyt się do niego przywiąże i pogrążę się w żałobie jak go stracę… A masz jakiś pomysł jak go nazwać? – zapytał Gigant patrząc na siostrę Łapy.
- Pogromca Trupów! Będziesz rycerzem naszych czasów! – zaproponowała z entuzjazmem Młoda.
- Pogromca Trupów… hmm. Niech ci będzie dziewczyno.
                Cieszyłam się, że możemy wprowadzić chociaż trochę humoru w nasze serca.  Po tym jak straciliśmy prawie wszystkich naszych przyjaciół było ciężko. Nocami śniłam o beztroskich czasach, o ile tak można nazwać dni apokalipsy zombie, w Obozie, a rankiem budziłam się obolała po niewygodnej nocy w samochodzie. Gdyby tylko było cieplej. Moglibyśmy wtedy rozbijać obozy na dworze i spać w normalnej pozycji na świeżym powietrzu. Niestety zima jeszcze trochę miała potrwać, więc przez kolejny tydzień, dwa nie było mowy o zbyt dużych zmianach.
                Kolejną niewiadomą jest dla mnie to co znajdziemy na samym lądowisku. Czy jest szansa, że ktoś z Królowego Mostu tam będzie? Jest też szansa, że czyhają tam na nas inni ocalali. Miejsce katastrofy jest widoczne na pewno z wielu kilometrów i wszyscy, którzy widzieli upadający helikopter mogą myśleć tak samo jak ja. Ilu ich może być? Ile osób przetrwało na świecie tą plagę? Czy to możliwe, że na innych kontynentach wygląda to inaczej? Może gdzieś są ludzie, którzy nawet nie wiedzą co dzieje się tutaj. Po chwili jednak uznałam, że to mało możliwe. Apokalipsa zaczęła się ponad miesiąc temu.  Prawie dwa. Zapewne wszędzie wygląda to podobnie.
                Wjechaliśmy na kolejną ścieżkę zbliżając się coraz bliżej dymu. Kontynuowałam rozmowę:
- Myślicie, że nadejdzie jeszcze czas, kiedy usiądziemy przy stole z Bobrem, Łapą i resztą?
Młoda i Gigant wyraźnie się zasmucili. Po chwili Karol odpowiedział:
- Myślę, że tak. Jeżeli nie spotkamy ich na tym lądowisku to na pewno spotkamy ich gdzieś na drodze. Może trafimy na jakiś ślad? Myślę, że jeżeli przeżyli to na pewno nie zostali w okolicach ruin Obozu. Może tez ruszyli na zachód? W końcu mogli pomyśleć o znalezieniu jakiejś innej bezpiecznej strefy. W sumie nie wykluczam opcji, że wybrali się do Warszawy – powiedział Gigant pocierając się po podbródku.
Warszawa. Wątpiłam w to, że właśnie tam się udali. Chociaż miasto jest bez wątpienia największe w Polsce to wcale nie znaczy, że jest tam najbezpieczniej.  Wręcz przeciwnie. Zapewne to właśnie tam jest najwięcej zombie i ludzi szukających kłopotów. Jeżeli Bobru żyje to na pewno się tam nie udał.
- Właściwie czemu nie pomyśleliśmy nigdy o ustaleniu jakiegoś punktu zboru? Na wypadek takiej sytuacji jaka jest teraz…— powiedziałam po cichu.
- Myślę, że Bobru może nawet miał jakieś miejsce na myśli, ale nie powiedział tego nam tylko osobom pokroju Kiciusia. W końcu dla takiego kogoś jak ja nie zaufał do końca…— stwierdził Gigant.
                Miał w tym trochę racji. Gigant był człowiekiem Łapy. Za czasów, kiedy Łapa mordowała naszych ludzi i atakowała nasz Obóz on ciągle był lojalny wobec nas, ale ukrywał fakt, że kiedyś z nią współpracował. To musiał być spory cios dla Bobra, który zaufał mu i uczynił z niego swoistą „prawą rękę”. Mówił mu o wszystkim i powierzał mu najcięższe zadania. Mimo tego wszystkiego wydawało mi się, że Bobru i tak widział w Gigancie przyjaciela. Na myśl o zaginionym bolało mnie serce. Ciągle żałowałam, że nasza więź nie zdążyła się naprawdę rozwinąć . Był dla mnie kimś wyjątkowym, a teraz zapowiadało się, że już nigdy go nie spotkam.
                Po parunastu minutach cichej rozmowy usłyszeliśmy, że nasz kierowca zawiadamia nas o przybyciu na miejsce. Rzeczywiście znaleźliśmy się na niedużym polu, które z trzech stron było otoczone lasem. Od północy było z kolei obrośnięte wzgórzem. Całość była oczywiście obsypana śniegiem. Zostawiliśmy auto paręset metrów od helikoptera, który widzieliśmy z daleka i wysiedliśmy. Poprosiłam o uwagę i zaczęłam mówić:
- Słuchajcie to co tam się znajduje wydaje się być spokojne, ale tego nie wiemy. Możliwe, że gdzieś w okolicy są inni ocalali, a to może skończyć się fatalnie. Dlatego też chciałabym, żeby ktoś z was – tu słowa skierowałam do trójki ludzi Łapy – został z Młodą, kiedy ja, Gigant i dwoje z was pójdzie sprawdzić okolicę. Co wy na to? – zapytałam.
Przystojny wyszedł przed szereg.
- Ja z chęcią zostanę z Młoda w aucie. W końcu i ja i ona mamy bronie, więc jeżeli ktoś zaszedłby nas od tyłu to będziemy przynajmniej gotowi do obrony.
- Zgoda – powiedziałam – Ustalmy też coś czego nie ustaliliśmy w Królowym Moście, co nas ostatecznie zgubiło. Gdzie się spotkamy, gdyby coś nas rozdzieliło?
Tu z pomysłem wyszedł Gigant:
- Może tam gdzie mieliśmy się zatrzymać na noc wczoraj? Mam na myśli ten magazyn, w którym było ciało matki i dziecka. Wiem, że jest teraz ciemno, ale chyba każdy bez problemu tam dotrze?
Wszyscy przytaknęli. Zostawiając Przystojnego i Młodą przy aucie ruszyliśmy. Ja uzbrojona w pistolet, Gigant w swoim pancerzu z mieczem na plecach, Najstarszy ze strzelbą poprzedniego właściciela auta oraz Najmłodszy uzbrojony tylko w nóż.
                Szliśmy powoli, nie spieszyliśmy się wiedząc, że musimy najpierw powoli zbadać okolicę. W każdym momencie mogli tu pojawić się inni. Możliwe też, że ukrywają się gdzieś w lesie, więc chcieliśmy to wiedzieć wcześniej. Zwracałam uwagę na śnieg, patrząc czy gdzieś nie widzę śladów, ale ciągle padało, więc nie mogłam określić czy ktoś tu był parę godzin temu. Widać było, że nikogo nie było tutaj w ciągu ostatniej godziny. Teraz mogłam w końcu z bliska spojrzeć na helikopter. Wyglądał strasznie. W środku coś jeszcze płonęło, mimo tego, że spadł dobre parę godzin temu. Lewa część była czarna od sadzy, a śmigło było całkowicie połamane. Widziałam jakiś napis z tyłu na „ogonie”, ale ciężko mi było stwierdzić z tak daleka co dokładnie jest tam napisane. Zauważyłam tylko dużą literę „T”.
                Pokręciliśmy się jeszcze chwilę po lesie, do tego czasu zrobiło się już kompletnie ciemno, a na niebie pojawił się księżyc, który był prawie w pełni. Dzięki temu było stosunkowo jasno i można było bez problemu zauważyć co się dzieje w okolicy. Było pusto. Czy naprawdę nikt nie pokusił się na to co można tu znaleźć? Nie był chociaż trochę ciekawy o to co może tu być? A może nikt inny w tym rejonie nie żyje? Albo ktoś tu już był. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.  Wyszliśmy z linii lasu i wyszliśmy na pole. Czułam chłód pomimo ciepłych ubrań. Po plecach przeszedł mnie dreszcz.
                Gdy tylko podeszliśmy bliżej poczułam dziwny smród. Coś jakby połączenie pieczonego mięsa i różnych metalicznych rzeczy. Najstarszy z Najmłodszym podeszli do wraku i ostrożnie sprawdzili czy niczego nie ma w środku. Ja podeszłam do napisu, który mnie zaintrygował. Teraz, pomimo tego, że był trochę osmolony, mogła rozczytać. Toruńska Ostoja Ocalałych. Serce na chwilę mi się zatrzymało. Czy Bobru nie mówił kiedyś o Toruniu? Czy to możliwe, że właśnie tam się udał jeżeli przeżył? Praktycznie natychmiast w moim sercu pojawiła się nowa nadzieja, a w głowie zaczął kreślić nowy plan. Jeżeli ludzie z Torunia mają helikoptery to bardzo możliwe, że jest tam naprawdę dobre miejsce do przetrwania apokalipsy. Już miałam się odwrócić, żeby podzielić się przepuszczeniami z reszta, kiedy padł strzał.
                Moja radość obróciła się w proch w moich ustach. Zobaczyłam jak Gigant upada ciężko na ziemię i łapię się za nogę. Spojrzałam na las z przeciwnej strony niż przyjechaliśmy i zobaczyłam światła. Zawołałam Najstarszego i Najmłodszego i ten drugi pomógł mi podnieść mężczyznę ,kiedy ten pierwszy mierzył ze strzelby w stronę drzew. Ktoś tam był. Gigant był strasznie ciężki i ledwo go podnieśliśmy. Gdyby nie to, że jest przytomny prawdopodobnie musielibyśmy się bronić. Zaczęliśmy szybko się wycofywać. Najstarszy oddał strzał w stronę lasu. Byliśmy już coraz bliżej linii drzew. Jeszcze tylko chwilka i schowamy się. Kto do nas strzelał? Jakim cudem nie zauważyliśmy tych świateł wcześniej? Czyżby pojawiły się dopiero teraz? Wycofując się tyłem z Karolem na barku potknęłam się i z trudem utrzymałam równowagę. Usłyszałam kolejny strzał tym razem z tyłu.
                Kazałam biec Najstarszemu do auta i zobaczyć co się stało. Tamci, którzy do nas strzelali chyba stracili zainteresowania po tym jak nas przegonili. Przynajmniej na chwilę. Wycofywaliśmy się do tyłu i już byliśmy blisko auta, kiedy zobaczyliśmy grupę zombie idącą ze strony, z której przyjechaliśmy. Z okolicy polanki usłyszałam potwornie głośny strzał. Nie wiedziałam co mogło go spowodować, ale po chwili do echa po wystrzale dołączył krzyk dziewczyny. Co tam się działo? Znaleźliśmy się miedzy młotem i kowadłem, ale zdecydowanie mniej niebezpieczne były zombie, które były bardzo wolne. Pełzły powoli do auta. Widziałem jak Przystojny stoi i strzela do nich. Najstarszy upewniając się, że Młoda jest bezpieczna pomógł nam zapakować Giganta do środka auta. Nim minęło parę sekund byliśmy już wszyscy w samochodzie. Poprosiłam Najstarszego, żeby odjechał jak najdalej stąd mówiąc od razu, że teraz jedziemy w stronę Torunia. Zrobił to o co prosiłam bez słowa sprzeciwu. Teraz mieliśmy większy problem. Rozerwałam nogawkę spodni Giganta i zobaczyłam plamę krwi z uda. Całe szczęście pocisk przeszedł na wylot. Ból musiał być ogromny bo nawet tak silny facet jak on krzyknął z bólu jak polałam ranę alkoholem, który znaleźliśmy wcześniej. Zrobiłam z starych ubrań prowizoryczny bandaż i zawiązałam go mocno, żeby zatrzymać krwawienie.
                Po chwili Gigant zasnął. Sama poczułam ogromne zmęczenie, ale nie mogłam spać. Ciągle myślałam o szyldzie, który zobaczyłam na helikopterze. Gdy odjechaliśmy już kawałek na zachód od miejsca katastrofy to przedstawiłam swój plan reszcie. Młoda tez już spała, więc nie dowiedziała się o tym, ale trójka ludzi Łapy wymieniła spojrzenia. Widziałam, że nie są pewni skuteczności mojego planu, ale ostatecznie zgodzili się. Wiedząc, że podążamy w dobrym kierunku jechaliśmy dalej.  Po około godzince Gigant przebudził się. Wytłumaczyłam mu pokrótce co się stało. Widziałam, że potrzebuje on odpoczynku i przydałoby się, żebyśmy zatrzymali się na chociaż dzień, żeby wypocząć. Właściwie każdemu z nas przydałoby się miejsce do normalnego przespania. W ten sposób podróżujemy już za długo i jak nie wykończą nas zombie lub ocalali to zrobi to zmęczenie.
                Gdy księżyc był wysoko nad nami wjechaliśmy na teren płaski jak stół. Widzieliśmy stąd wszystko naokoło. Ominęlibyśmy to miejsce gdyby nie to co zauważyliśmy. Na prawo od nas był zakręt na jedną z wioseczek. Nie widziałam żadnej tabliczki, więc nie wiedziałam jak ona się nazywa. Gdy jednak przejeżdżaliśmy obok kazałam się zatrzymać. Kierowca zaparkował na poboczu i odwrócił się do mnie z pytającym wyrazem twarzy. Wskazałam palcem jeden z domków umiejscowiony przy lesie. Przypominał on miejsce jak z horroru. Jednak to co przedstawiały te filmy to nic w porównaniu z tym co przeżywałam od wielu tygodni. Gdy pozostali zobaczyli co tam jest wymienili nerwowe spojrzenia. Młoda, która się przebudziła zadrżała. W jednym z okien widać było światło. Ktoś tam był. Musieliśmy to sprawdzić, może znajdziemy tam nocleg. Miejsce wyglądało bardzo strasznie, ale mimo tego to mogło być to czego szukaliśmy. Pomagając iść Gigantowi zbliżaliśmy się coraz bardziej do gospodarstw i tego, które nas interesowało. O ile te pozostałe wyglądały na opuszczone i zapadłe to te przy lesie wyglądało całkiem porządnie z daleka. Obserwowałam zasypane śniegiem ruiny wioski i szłam do przodu. Za mną podążała reszta. Wszyscy mieli nerwy napięte jak struny. Hałas jaki robiliśmy idąc po śniegu musiał zawiadomić każdego w promieniu paru metrów o tym, że jesteśmy w pobliżu.
Wtedy rzuciła mi się w oczy kolejna rzecz. Droga do gospodarstwa była odśnieżona. Na pewno mniej zasypana od okolicznych pół czy drogi między ruinami.
                 Nagle, gdy byliśmy już blisko zobaczyliśmy tabliczkę. Było na niej nabazgrolone niewyraźnie „Nora”. Napis wyglądał na dosyć świeży. Przeszedł mnie dreszcz po plecach.  Podeszliśmy bliżej i zauważyliśmy coś co sprawiło, że zwymiotowałam. Przy płocie gospodarstwa stało pięć krzyży. Na każdym ukrzyżowany był zombie. Gdy wstałam zauważyłam z obrzydzeniem, że każdemu z trupów brakuje jakiejś części ciała. Jeden nie miał nogi, drugi obu dłoni, trzeci ręki, czwarty całej dolnej części ciała, a piąty głowy. Wszyscy wyciągnęli bronie i powoli podchodzili bliżej gospodarstwa. Za płotem wznosił się ładny dom, zbudowany z cegły. Gdyby nie otoczenie można by było tu spędzić całe życie.  Po prawej znajdowała się mała szopa. Każdy kolejny krok stawiałam z coraz większymi obawami. Zastanawiałam się czy jest tu bezpiecznie.  Czy mieszka tutaj ktoś kto nienawidzi zombie, czy ktoś kto zabija ludzi?
                Podeszliśmy pod same drzwi. Z okna widzieliśmy blask światła, a gdzieś wewnątrz grała cicho jakaś muzyka. To co jednak zdziwiło mnie najbardziej to napis na drzwiach.
„Zombie to skurwysyny”

Był napisany krwią. 

9 komentarzy:

  1. Każdy rozdział coraz lepszy, z niecierpliwością czekam na perspektywę Miczi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta jak przeczytałem ten napis ,,Nora'' to od rażu przypomniał mi się dom Rona Weasley z Harrego Pottera który właśnie miał dom o nazwie ,,nora''. Czekam na perspektywe Miczi.

    OdpowiedzUsuń
  3. No kurde mistrzowska ręka...nie mogę się doczekać reszty...ale że Miczi nie rozpoznała z tak bliska Giganta czy Natalii to dziwne, a ta 3 grupa to Miczi napewno...no cóż Bobru jak zawsze super robota, ale daj raz 2 rozdziały n raz na rozpoczęcie wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie rozpoznanie Giganta to dość dziwna sprawa. Jest zbyt charakterystyczny by przejść obok jego wyglądu obojętnie. Zauważyłam również, że ludzie w tej historii najpierw strzelają a dopiero później pytają kto tam. A gdzie myślenie o cichym zabijaniu? O zwabianiu zombie? Widzą człowieka to bach, strzał. To już lekka paranoja.
    Bardzo się cieszę, że nie opisywałeś jakoś tych zdarzeń przy helikopterze szczegółowo, bo byłoby nudno. Trochę się relacja różniła i to było pozytywne. Bardzo zainteresowała mnie nora. Mam nadzieję, że rozwiniesz ten wątek :) Swoją drogą nie mam zielonego pojęcia czemu idą tam gdzie wiedzą, że na 100% będą jacyś ludzie. Wygląda to tak jakby sami szukali kłopotów. Oczekuję w Norze jakiegoś starego, brodatego dziadka, który dla rozrywki zabija zombie. Albo z zemsty. Taki lekko stuknięty gość, któremu nie do końca należy ufać xD
    Co do perspektywy Miczi, oj nie wiem czy do dobry pomysł czytać trzeci raz tą samą scenę :P Tym bardziej, że Twoje rozdziały składają się głównie z pojedynczych scen. Taki zabieg bardzo zwalnia akcję i w sumie nie potrzebnie.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie rozpoznanie Giganta to jest pewne zdziwienie, ale zauważ, że podczas całej akcji wszystko działo się bardzo szybko i właściwie chcę tym pokazać jak działają trzy konkretne osoby. Bobru, Natalia i Miczi. Bobru siedzi cicho i czeka na okazje do ataku, obserwuje wszystko z wysoka, więc kompletnie nie widzi z kim walczy, ale widząc, że jedna grupa strzela do drugiej wnioskuje, że to bandyci. Natalia ostrożnie podchodzi do tej akcji i jak tylko widzi zagrożenie natychmiastowo się wycofuje, nie widząc kto ją atakuje, bo oprawcy nadchodzą z lasu i ukrywają się w cieniu drzew. Grupa Miczi, popełnia największy błąd, bo oni widzą to co się dzieje, ale z racji iż są porywczy to po prostu atakują zamiast pomyśleć co jest fatale w skutkach.
      Wiem, że to jest duże spowolnienie akcji, ale mogę zapewnić, że trzy kolejne rozdziały z trzech perspektyw (po tym 6 Miczi) będą naprawdę mocne i jestem pewien, że wynagrodzą to spowolnienie akcji :D

      Usuń
    2. No to czekam z niecierpliwością :P

      Usuń
    3. Wszyscy czekają...Ale może Miczi i jej kumple wiedzieli co to za grupa ale tych co tam byli nie lubią?? Kto wie?? (Oprócz Bobra XD)

      Usuń
    4. Miczi zrobiła to z zazdrości! :O

      Usuń
    5. Kto wie? :-)

      Usuń