sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 16: Egzekucja

Dosyć mocny rozdział i całkiem długi. Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze czytało. Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.

------------------------------------------------------

Rozdział 16: Egzekucja


                Egzekucja Daliona miała odbyć się następnego dnia wieczorem. Do tego czasu wszyscy rozeszli się, żeby przeżywać to na swój sposób. Zastanawiałem się czy podjęta decyzja jest dobra. Było ciężko. Najbardziej dotknęło to Miczi, bałem się, że dziewczyna nigdy mi tego nie wybaczy. W końcu, jak się odwdzięczyłem za to, jak mi pomogła.
                 Wróciłem do domu i praktycznie cały dzień spędziłem na przemyśleniach. Czasami dosiadała się do mnie Natalia lub przychodził Kiciuś. Nie miałem humoru ani sił na rozmowę z nimi. Bałem się. To co budowałem przez ostatnie tygodnie, mogło rozsypać się tak szybko. Musiałem coś zrobić, bo inaczej myśli zjedzą mnie. Wiedziałem, że wychodzenie poza granicę obozu było głupotą, ale musiałem coś z sobą zrobić i przy okazji spróbować porozmawiać z Miczi.
                 Pod wieczór postanowiłem zejść do piwnicy i porozmawiać z Dalionem. Siedział on w ciemnościach, przy jednej świeczce. Był przywiązany łańcuchem w okolicach nogi i wyglądał naprawdę żałośnie. Usiadłem na podłodze naprzeciwko więźnia i zacząłem dialog :
— Dalionie co się z tobą stało? Dlaczego to zrobiłeś? – Wiedziałem, że poinformowali go już o egzekucji, więc nie było sensu przypominać mu o tym. Byłem ciekaw czy powie mi coś o tym co zrobił. Czekałem bardzo długo w ciszy, kiedy usłyszałem, zachrypnięty od nieużywania, głos młodego:
— Ludzie z Grabówki. Pamiętasz tych, których spotkaliśmy? Teraz pamiętam, jak spotkałem jednego z nich w uliczce. Odciął mi dłoń, a ja go zabiłem. Potem krwawiłem i błąkałem się, aż w końcu oni mnie uratowali…
                Zdziwiło mnie to wyznanie. Przez cały czas Dalion mówił, że nic nie pamięta, a teraz albo zebrało mu się na wyznania przed śmiercią albo rzeczywiście nic nie pamiętał i mu się przypomniało. Zaciekawiony spytałem :
— Jacy oni? O kim mówisz?
— Biegłem przez las w waszym kierunku. Widziałem jak odjeżdżaliście, ale nie miałem siły krzyczeć. Zostawiliście mnie, a wtedy oni mnie znaleźli. To wszystko zostało zaplanowane – wymamrotał.
— Co zostało zaplanowane? Możesz odpowiedzieć?
— Znalezienie mnie. To oni kazali mi na was czekać pod wieżą. To oni byli na moście i okaleczyli Eryka.
Zamarłem. Spytałem ostrożnie :
— Chodzi ci o Łapę?
— O tak piękna Łapa. Pomogła mi, więc ja pomogłem jej.
— Więc to jednak ty zabiłeś Eryka. Wszystko w ramach  pieprzonej gry jakiegoś chorego śmiecia? –    Byłem coraz bardziej wkurzony. Po tym jak go uratowaliśmy od śmierci w lesie, odpłacał nam się takim czymś. Gdzieś głęboko miałem nadzieję, że okaże się, iż to nie on jest zabójcą, a jakiś niestworzony szpieg, który zakradł się na ten teren.
— Łapa jest kobietą. Odbije ten obóz. Jest tu więcej niż jeden zdrajca, Bobru.
Powstrzymywałem się od uderzenia go. Nagle dotarł do mnie sens słów, które do mnie powiedział:
— Zdrajca? Ty jesteś jedynym zdrajcą Dalionie i jutrzejszego wieczora będziesz martwy.
                To mówiąc opuściłem piwnicę. Byłem tak zdenerwowany, że poszedłem do lodówki po jeden z browarów Alexa i usiadłem przy stole. Co miałem teraz zrobić? Ktoś jest zdrajcą, ale kto? Czy jego słowa były prawdziwe? Musiałem obserwować każdego uważnie, jak najuważniej umiałem. Szykował się ciężki dzień. Zastanawiałem się czy Łapa mogła być kimś kto pomaga Alexowi. Nie wiedziałem gdzie on się znajduje aktualnie. Pogrążony w obawach poszedłem spać, uwcześnię sprawdzając czy wszystkie bramy mają strażników.
                 Przystanąłem też przy Kiciusiu, który, pod jednym z drzew na podwórzu, kopał grób Eryka. Poczułem smutek i żal. Mój przyjaciel stracił bliskiego, tylko przez moją głupotę. Powinienem pozwolić zabić Daliona już pod wieżą. Nikt z osób, które tam ze mną były go nie znał i przy odpowiednim zagraniu, Miczi nie dowiedziałaby się o tym. Sam zdziwiłem się z tego, jakie myśli pojawiają się w mojej głowie.  Próbując nie myśleć o niczym zasnąłem.
                Następnego dnia obudziłem się sam. Musiało dochodzić południe bo słońce na niebie było już wysoko. Dzień był piękny, kompletnie nie pasujący do wydarzeń, które miały się dzisiaj zdarzyć. Gdybym mógł, leżałbym pod kołdrą cały dzień. Wstałem jednak i ubrałem się. Poddasze było puste, nikt już nie spał. Wszyscy byli na nogach. Zszedłem na dół i spotkałem przy stole Natalie. Przywitałem ją pocałunkiem i spędziliśmy kolejne trzydzieści minut na rozmowie i jedzeniu. Jeżeli bała się dzisiejszego dnia, to zręcznie to ukrywała.
                 Po spożyciu posiłku wyszedłem z domu. Na ganku siedział Erni z Nieznajomą. Rozmawiali o czymś, więc tylko skinąłem głową, na znak przywitania. Dzisiejszy dzień był dosyć ciepły. Mimo to chodziłem ubrany w grubą bluzę i porządne spodnie. Na placu pomiędzy domami, stał Sołtys, który rozmawiał o czymś z Jolą. Przy bramach siedzieli Gigant, Szpieg, Goku, Robert oraz Piotr. Czy naprawdę, któryś z nich mógł być zdrajcą? Miczi i Damiana nigdzie nie widziałem, prawdopodobnie siedzieli w domach. Kiedy Gigant mnie zobaczył zawołał mnie. Podszedłem do niego i  przywitałem się. Widziałem,  że ma do mnie jakaś sprawę więc poczekałem grzecznie na to, aż zacznie mówić :
— Słuchaj, wiem, że sytuacja w obozie jest napięta i w sumie nawet siedząc tu, przy ogrodzeniu, ryzykujemy nasze  życia, ale musisz o czymś wiedzieć. Kiedy spałeś, słyszeliśmy strzały dochodzące z głównej ulicy. Nawet z tak daleka mogliśmy rozpoznać samochód, którym uciekł Alex. Był tam jakieś dwie godziny temu. Nie uważasz, że oprócz Daliona, moglibyśmy też pozbyć się drugiego zagrożenia za jednym razem? Wyruszylibyśmy tam zaraz, wzięli parę pistoletów, wiatrówek i zobaczyli czy kogoś znajdziemy. Może nawet byśmy znaleźli jakieś zapasy.
                Alex, Łapa, Dalion i jeszcze inny zdrajca z obozu. Czy mógł to być Gigant? Pomógł nam w wielu przypadkach, czy naprawdę próbowałby zaprowadzić mnie w środek pułapki? Niemożliwe. „Nie ufaj nikomu”, przypomniałem sobie, własne słowa, którymi dodawałem sobie otuchy, biegnąc po Kiciusia. Komuś jednak musiałem zaufać, nie wierzyłem, że w całym Obozie nie ma osoby, której mógłbym ufać. Gigant na pewno był moim przyjacielem, więc wtajemniczyłem go szybko w to o czym rozmawiałem z Dalionem, wczoraj wieczorem. Wysłuchał mnie uważnie po czym dodał, że będzie obserwował wszystkich i jeżeli zauważy coś niepokojącego, zawiadomi mnie. Podziękowałem mu i powiedziałem :
— Co do Alexa, warto sprawdzić czy jest w pobliżu tej drogi. Kiedy mnie nie będzie, chcę żebyś przypilnował wszystkiego i w razie przedłużenia się sprawy na drodze, wykonał egzekucję Daliona. Wezmę ze sobą Cinka, Kiciusia i Natalie. Wrócimy jak najszybciej to będzie możliwe.
                Następnie pożegnałem się z nim i zawołałem moich przyjaciół. Zorganizowaliśmy się szybko, w końcu dni były coraz krótsze, a musieliśmy być na wieczór w obozie. Wychodząc przez jedną z bram zobaczyłem Miczi. Opuszczała akurat swój dom. Widać było, że dużo ostatnio płakała. Spojrzała na mnie ze złością. Wiedziałem, że jest na mnie zła z powodu mojej decyzji. Musiałem się pogodzić z tym, że prawdopodobnie, długo mi nie wybaczy. Opuściłem obóz, rozglądając się. Ulica wydawała się czysta. Słońce wisiało jeszcze dosyć wysoko na niebie, więc byłem pewien, że mamy dobre trzy godziny do zmroku. Obserwowałem jak Robert zamyka za nami bramę i miałem to dziwne wrażenie, że coś złego się stanie. Otrząsnąłem się z tego szybko i ruszyłem szybkim krokiem z resztą w stronę drogi krajowej, którą całkiem niedawno szedłem wraz z Goku oraz Cinkiem. Cała nasza czwórka była uzbrojona. Kiciuś jako jedyny niósł karabin, nie było ich dużo, lecz warto było mieć pod ręką coś takiego. Ja z Cinkiem mieliśmy po pistolecie, a Natalia przewieszoną przez plecy wiatrówkę. Zdałem sobie sprawę, że nie mam swojego noża. Musiałem go zostawić przed wejściem do piwnicy w której wczoraj, przesłuchiwałem Daliona. Całe szczęście, moi towarzysze pomyśleli o tym i byli wyposażeni w bronie białe.
                 Po około dziesięciu minutach doszliśmy do zakrętu na drogę. Już stąd widziałem dym oraz słyszałem jęki zombie. Ruszyliśmy w rządku wzdłuż ulicy i zobaczyliśmy coś strasznego. Leżał tu wrak auta, z którego unosiła się strużka dymu. Widziałem też grupkę szwendaczy, która jadła dwa trupy. Z bijącym sercem, dałem znak reszcie, żeby je powoli i skutecznie wykluczyć. Zaczął Cinek, który biorąc w rękę nóż skoczył do jednego ciała i dźgał posilające się trupy. Celował całkiem nieźle, a zajęte konsumowaniem ciała zombie nie zdawały sobie sprawy, że jesteśmy tuż za nimi. Drugą grupką zajął się Kiciuś wraz z Natalią. Mój przyjaciel i druga bliska mi osoba, cięły równo, ramię w ramię, oczyszczając powoli ulicę z zagrożenia. Widziałem, że z strony wylotowej na Białystok czołgają się kolejne. Zobaczyłem też plamy krwi ciągnące się od wraka samochodu, aż do lasu. Nie mogły należeć do zombie. Krew była znacznie jaśniejsza i mniej zanieczyszczona. Kiedy Cinek zatłukł dziesięciu martwiaków, ruszył w moją stronę podchodząc do kolejnych. Wiedziałem, że dobrze mieć takiego sojusznika jak on. Był dobrze zbudowany, silny i szybki. Jego jedyną wadą był rozum. Wiedziałem, że często robił głupie rzeczy, ale umie wyciągnąć dobre wnioski. Popędził w stronę pierwszego zimnego i pewnym cięciem, wbił mu nóż w oko. Kolejny poleciał do tyłu, gdy został kopnięty. Marcin doskoczył do niego i zadał mu śmierć, poprzez trzy szybkie pchnięcia w twarz. Następnego wykończył potężnym zamachem, który zakończył się tym, że ostrze przecięło gardło i utknęło w środku. Wyjął je i powalił kolejną ofiarę na ulicę. Ja z wyciągniętą bronią obserwowałem linię lasu i pilnowałem pleców moich przyjaciół. Musiałem się liczyć z tym, że jeden z nich w końcu nie trafi. Trafili jednak.
                 Ulica po parunastu minutach walki i dobijania, była czysta. Podszedłem do pierwszego z ciał i rozpoznałem natychmiast jednego z przydupasów Alexa. Auto również należało do niego, był to jeden z furgonów, które ukradł, uciekając z polany. Drugiego człowieka nie poznałem. Był to jakiś starszy mężczyzna. Miał rozszarpany brzuch i wyjedzone połowę wnętrzności. Śniadanie podeszło mi do gardła. Wyglądało to naprawdę nieciekawie. Pomimo tak wielu widoków podczas tej całej apokalipsy, nigdy nie widziałem niczego brutalniejszego. Kolejną godzinę spędziliśmy na przeszukiwaniu miejsca. W wraku auta, znaleźliśmy trochę zapasów, całe szczęście Cinek miał ze sobą plecak więc zapakowaliśmy je do środka. Zbadaliśmy również ślad krwi, który musiał należeć do Alexa. Krwawił dosyć obficie, więc nie mógł być daleko. Ruszyliśmy w las.
                 Krew było ciężko zauważyć, szczególnie, że powoli robiło się ciemno. Byliśmy tak blisko wykończenia go, a zarazem nie mogliśmy go znaleźć. Byłem ciekaw co spowodowało wypadek i czy tak naprawdę Alex nie padł ofiarą innych ocalałych. Może Łapa go dorwała? Nie było dane mi tego wiedzieć. Musieliśmy wrócić do drogi i zostawić trop Alexa. Prawdopodobnie konał on teraz gdzieś pod jakimś drzewem w środku lasu. Wołając resztę wróciliśmy do drogi głównej, której się trzymaliśmy, żeby nie zgubić się. Robiło się ciemno a oddaliliśmy się od obozu.
                 Przez chwilę poczułem ponownie niepokój. Wiedziałem, że teraz jesteśmy mocno wystawieni na ataki. Jeżeli Łapa by nas teraz otoczyła wraz ze swoimi ludźmi to bylibyśmy martwi. Jak na zawołanie usłyszałem dźwięk pędzącego samochodu. Przerażenie odebrało mi na chwilę władzę w nogach i umiejętność racjonalnego myślenia. Cinek krzyknął, żebyśmy chowali się do krzaków bo nie wiadomo czy jadąca osoba jest pokojowo nastawiona. Ukryliśmy się szybko przy drzewach, z racji iż krzaki były już w większości łyse i pozbawione liści. Obserwowaliśmy.
                 Nagle zobaczyliśmy daleko na drodze samochód. Natychmiast zauważyłem, że osoby, które w nim są nie mają dobrych zamiarów. Auto pędziło z zawrotną prędkością, lecz mimo tego dostrzegłem, że osoby siedzące z tyłu, na czymś w rodzaju otwartego bagażnika, mają w rękach broń. Kiedy nas minęli wstałem i natychmiastowo zerwałem się do biegu. Wiedziałem dokąd jadą. Moi przyjaciele też to wiedzieli, ponieważ również zerwali się do sprintu. Chyba w życiu nie biegłem tak szybko. Z każdym kolejnym metrem czułem narastające obawy. W końcu po paru minutach sprintu, nie dawaliśmy rady dalej biec, więc zwolniliśmy trochę. Byliśmy jednak już w okolicach mostu. Widzieliśmy z daleka światła Obozu. Ostatnie chwile wysiłku i będziemy na miejscu. Wszyscy byliśmy wykończeni biegiem, ale nikt nie próbował nawet się zatrzymywać. Wiedzieli, że auto pojechało w stronę obozu.  Już stąd słyszałem odległe strzały. Zaczęło się, pomyślałem, skręcając w ostatnią uliczkę, prowadzącą prosto do domu.
                 Widziałem już z daleka samochód i coraz głośniejsze dźwięki strzałów. Kiedy dobiegliśmy na miejsce zamarłem. Północna brama była rozbita, a w niej stało auto. My dostaliśmy się na nasz teren od południa,  widzieliśmy, że przy każdym z domów stoją nasi przyjaciele. Strzelali, broniąc pozycji. Wrogowie byli po drugiej stronie, przy domku Kiciusia, Miczi oraz tym zajmowanym przez Damiana. Już na samym wejściu zauważyłem pierwsze ciało. Należało ono do Piotra. Musiał zauważyć wrogów pierwszy i dostać kulkę, stojąc przy ogrodzeniu. Strzał dosięgnął go prosto w głowę. Widziałem dziurę w miejscu gdzie kiedyś było jedno z jego oczu. Ogarnął mnie gniew. Widziałem jak Kiciuś staje na środku, pomiędzy domami i pakuje serią w tamtych. Przy jeden z ścian stał Sołtys wraz z Nieznajomą. Ucieszyłem się na ich widok. Zamarłem, gdy zobaczyłem ilość osób, które do nas strzelały. Przy jednym z domów stała dziewczyna, bardzo ładna, niewiele starsza ode mnie. Miała na sobie czarny strój i sporą spluwę w rękach. To musiała być Łapa. Próbowałem ją trafić, ale ostrzał był zbyt gwałtowany, żebym mógł się wychylić i przycelować. Musiałem bronić moich ludzi. Widziałem Giganta, który stał przy zachodniej bramie i tłukł pięściami jednego z wrogów. Korzystając z zamieszania ruszyłem na prawo, żeby spróbować okrążyć ludzi Łapy.
                 Gdy tylko przekroczyłem róg zobaczyłem jednego z wrogów. Był to mężczyzna, dosyć wysoki, przypominający z wyglądu Giganta, tylko bez zbroi i miecza, a z karabinem. Kiedy mnie zobaczył od razu zaczął strzelać. Jak najszybciej wróciłem za róg, ale poczułem, jak jeden z strzałów trafia mnie w okolicach piszczela. Ból był potworny, a ja leżałem unieruchomiony czekając na to aż wróg po mnie przybiegnie. Czemu to musiało się kończyć w ten sposób? Moi przyjaciele ginęli, a ja jak zwykle chciałem zostać bohaterem i za chwilę miałem przypłacić to życiem.

                Kroki nadal się zbliżały i usłyszałem wystrzał. Zamknąłem oczy, lecz nie poczułem bólu.  Zza rogu wypadł nagle mężczyzna, który mnie postrzelił i upadł ciężko na ziemię. Widziałem jak próbuje coś mówić, ale rana postrzałowa, która przebiła mu płuco, uniemożliwiała mu to. Próbował jeszcze coś zrobić i mnie dosięgnąć, kiedy nie czekając na lepszą okazję wystrzeliłem mu prosto w twarz. Nagle usłyszałem dźwięk odpalanego silnika. Odjeżdżali. Łapa nas zostawiła. Rzeczywiście, chwilę później zobaczyłem auto, jadące w tą stronę, z której niedawno przyszliśmy z Kiciusiem, Natalią oraz Cinkiem. Nie wiedziałem dlaczego odjeżdżają, nie rozumiałem również tego, kto mnie uratował. Wiedziałem, że pewnie połowa moich przyjaciół nie żyje. Nagle usłyszałem szelest i zobaczyłem czołgający się w moim kierunku zwłoki. Widać było, że człowiek, którym kiedyś był sunący się trup, został ugryziony w bark. Celując w zombie obolałą ręką, wstrzymałem się. Nastała cisza, a ja obserwowałem jak szwendacz zbliża się do mnie. Spojrzałem w dobrze mi znaną twarz i zacząłem krzyczeć. Wrzeszczałem jak opętany i wystrzeliłem po czym zacząłem płakać jak dziecko. Tak właśnie skończyłem cierpienia Gokujina, który opadł na trawę obok mnie i już się nie ruszał.

2 komentarze:

  1. No nie. Dalion nie mógł być taki xD No weź... cały mój światopogląd runął xD

    Rozdział nabrał tempa. Znając życie to Alex i tak przeżyje bo tacy jak on zawsze wyplączą się z kłopotów. Co do najazdu na obóz. Zastanawia mnie dlaczego Łapa chce przejąć obóz? Dlaczego ludzie nie potrafią się dogadać? Im więcej ludzi tym większe szanse na przetrwanie. Oczywiście, mogli sobie myśleć, że jak wybiją obozowiczów to więcej jedzenia dla nich... ale to jedzenie kiedyś się skończy i co wtedy? Chyba, że nie chodzi o obóz, a Łapa zwyczajnie się mści.

    Musi być charyzmatyczna, bo udało jej się zmienić Daliona. Nie wiem co mu takiego nagadała, ale chłopak zapomniał o jakimś hmm... współczuciu? Logicznym myśleniu? Nie wiem jak to nazwać. Eryk mu tak naprawdę nic nie zrobił. To Ty go zostawiłeś i ewentualna zemsta powinna być na Tobie xD Chyba, że to jakiś element gry...
    No nic. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Statystyki zabitych i plany na przyszłość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mogę uchylić rąbek tajemnicy i powiedzieć, że Dalionowi zwyczajnie odbiło. Jest młodszy od Bobra i jednego wieczora stracił przyjaciół, rękę i błąkał się po tym piekle. Wtedy znalazła go Łapa. Zaufał jej, bo sam nie potrafi racjonalnie myśleć. Jeżeli chodzi o logiczne myślenie to on jest stracony.
      Kolejne wydarzenia będą zaskakujące i mam nadzieję, że nie przesadzę z pewnymi kwestiami logicznymi :P

      Usuń