piątek, 9 maja 2014

Rozdział 23: Śnieżyca

Rozdział 23, coraz bliżej końca ;) Przeczytajcie, skomentujcie i wyślijcie znajomym.

-----------------------------------------------------------------

Rozdział 23: Śnieżyca


                Obserwowałem ją w ciszy. Za oknem było i ciemno i biało naraz. Ciemno przez otaczającą nas noc, a biało od śniegu, który sypał jak szalony. Bałem się, że będziemy mieli problemy z wyjściem stąd, gdy się obudzimy. Całe szczęście dom był szczelny i miał nawet piecyk z zapasem drewna, dzięki czemu wszystkim było ciepło. Obserwowałem moich przyjaciół patrząc głównie na Łapę. Nie mogłem jej obwiniać o to, że pojechaliśmy do Supraśla, ale to była poniekąd jej wina. Gdyby nie pojawiła się w moim życiu, prawdopodobnie nie uciekałbym z obozu, żeby się od niej uwolnić. Siedziałbym sobie teraz w domu Kiciusia i rozmawiał o czymś beztrosko z Natalią lub Miczi. Westchnąłem. Obie prawdopodobnie były daleko stąd, w najgorszym wypadku nie żyły. Nie miałem sił na płacz, chciałem się tylko wyspać i trochę odpocząć, jednak nie mogłem. Wszyscy byli zmęczeni zarówno psychicznie i fizycznie.
                 Zamykając oczy przenosiłem się do pomieszczenia w Supraślu i widziałem Grubego, który przychodził mnie bić. Potem przypominałem sobie, że on już nie żyje. Każdy z nas stracił kogoś podczas ataku osób z Supraśla na obóz. Łapa była cały wieczór smutna, z powodu utraty siostry, chociaż starała się to sprawnie ukrywać. Chciałem ją pocieszyć, chociaż wiedziałem, że nie mogę. Dalej czułem coś do Natalii i moim priorytetem było ją znaleźć. Bałem się o Sołtysa, który stracił oficjalnie ostatniego mieszkańca Królowego Mostu, nie licząc Kiciusia. Jest takim starym człowiekiem, a przeżył wszystkich młodszych i zdrowszych. To musiało być smutne.
                 Kiciuś dalej ubolewał wewnętrznie nad stratą Eryka i wiedziałem, że wciąż nie wybaczył Łapie. Chociaż ją zaakceptował. Spojrzałem znowu na śpiącą dziewczynę. Była piękna i groźna zarazem. Leżała przytulona do Nieznajomej żeby zachować więcej ciepła. Obie zaprzyjaźniły się, co było całkiem ciekawe. Musiałem dowiedzieć się więcej o obu paniach. Nie znałem imienia żadnej z nich. Były to dla mnie po prostu „Nieznajoma” i „Łapa”. Nagle zdałem sobie sprawę, że Łapa otworzyła oczy i patrzyła na mnie. Speszony odwróciłem wzrok, ale usłyszałem, że czarnowłosa wstaje i idzie w moją stronę. Nie mając innego wyjścia uśmiechnąłem się słabo i podsunąłem aby usiadła obok mnie. Nadal do końca jej nie ufałem, pamiętałem co zrobiła z Erykiem i o skutkach jej ataku na obóz. Mimo to apokalipsa zmusiła mnie do zaufania jej i miałem nadzieję, że jakoś na tym wyjdę. Gdy poczułem jej ciepło obok mnie, przez ciało przeszły mi dreszcze. Czułem dziwną mieszankę ekscytacji i zaciekawienia. Nie dałem jednak tego poznać po sobie. Spoglądałem do przodu, na śpiących Cinka, Ernesta oraz Nieznajomą. Spodziewałem się usłyszenia jak zwykle pewnego siebie głosu Łapy, lecz to co zrobiła zaskoczyło mnie.
                 Usłyszałem płacz. Zobaczyłem jak po jej pięknej twarzy spływają łzy, które skapywały po chwili na koc którym się okryła. To mnie całkowicie zdziwiło. Była chyba najtwardszą osobą jaką znałem, a teraz siedziała przy mnie i łkała jak dziecko. Nie wiedziałem co zrobić, więc zadziałałem impulsywnie i przytuliłem ją. Wtuliła się we mnie gwałtownie i łkała cicho. Mi też chciało się płakać, ale nie mogłem pokazywać po sobie słabości. Jeżeli ludzie zobaczyliby, że nawet ja się poddaje to oznaczałoby koniec. Wydawało mi się, że jestem ostatnim filarem tej drużyny. Nagle Łapa odezwała się:
— Przysięgałam ją chronić Bobru. Obiecywałam, że nic jej się nie stanie. Miała być bezpieczna, a mimo to jest teraz nie wiadomo gdzie, możliwe, że już nie żyje.
Było mi jej żal. Straszliwie żal. Nie chciałem jej pocieszać pustymi słowami, więc tylko mocniej ją przytuliłem. Siedziała przy mnie jeszcze parę minut, kiedy zauważyłem, że zasnęła. Delikatnie zdjąłem ją z siebie i położyłem pod ścianą. Przykryłem ją starannie po czym sam położyłem się obok i natychmiast zasnąłem.
                 Obudziłem się z rana, kiedy reszta zbierała się powoli do zjedzenia czegoś. Cinek grzebał w plecaku i podawał puszki z żywnością Kiciusiowi. Wyjrzałem za zasłonę i zobaczyłem, że śnieg ciągle pada. Nie zwiastowało to niczego dobrego. Przeciągając się spojrzałem na Łapę, która ciągle leżała przy mnie. Podniosłem się i ubrałem aby dołączyć do moich przyjaciół. Nikt nie zadawał pytań związanych z tym, że Łapa spała przy mnie co mnie w sumie cieszyło. Na śniadanie była podgrzewana przy piecyku fasola. Zawsze lubiłem to warzywo i zjadłem z apetytem całą puszkę popijając wodą. Następnie sprawdziłem stan mojego uzbrojenia. Nóż, który zabrałem z domu w Białymstoku wydawał się brudny i odrobinę tępy, więc pożyczając nóż Nieznajomej przejechałem parę razy ostrzem po ostrzu, aby chociaż trochę zwiększyć ostrość broni. Do pistoletu miałem jeszcze dziesięć naboi. Niestety amunicja kończyła nam się i w sumie każdy z nas miał ostatnie magazynki. Wiedziałem, że teraz musimy oszczędzać każdy nabój.
                 Nieznajoma zaczęła budzić Łapę. Kiedy czarnowłosa wstała spojrzała na mnie ale szybko odwróciła wzrok. Rozumiałem, że była odrobinę zawstydzona chwilą słabości, ale nie miałem zamiaru jej tego wypominać. W końcu każdemu może się coś takiego zdarzyć.  Cinek wyszedł z toporem na ganek, aby zobaczyć, czy śnieg pozwoli nam swobodnie się poruszać. Miał zamiar sprawdzić również okolicę pod kątem obecności umarlaków. Usiadłem na jednym z krzeseł stojących w chatce i odezwałem się:
— Słuchajcie musimy ustalić co dalej. Moim zdaniem powinniśmy wyruszyć do Kołodna i Supraśla i poszukać śladów grupy Miczi. Nie zaszkodziłoby znaleźć samochodu, nie wiem czy wytrzymamy długo na tym cholernym mrozie.
Moglibyśmy też wrócić do obozu i sprawdzić czy nikt tam nie wrócił. Ostatecznie wydaję mi się, że wszyscy będą szukać się właśnie w tym miejscu – stwierdził Sołtys.
— Ja mimo wszystko wróciłbym do Supraśla. Jak pomyślę, że te gnojki zaatakowały ludzi, którzy po nas pojechali to krew się we mnie gotuje – powiedział Kiciuś.
— Mówisz o zemście na nich? Jest nas co prawda teraz sześcioro, ale to wciąż może być za mało. Nie wiem co prawda ile osób zginęło w ataku na nasz obóz, ale wydaję mi się, że ich wciąż będzie więcej. A nie zapominajmy, że amunicja nam się kończy. Nie możemy pozwolić sobie na strzelaninę, chyba, że przejęlibyśmy ich skład broni o ile takowy mają – odpowiedziałem.
— Sam grubas, który nas trzymał miał spory zapas amunicji i broni, można by spróbować. Wątpię, żeby spodziewali się naszego powrotu. W końcu zaledwie dwa dni temu stamtąd uciekliśmy – rzekł Kiciuś.
— Mają broń. Pojazdy też. Wiem, bo moi ludzie, zanim zlokalizowali wasz obóz w Królowym chcieli zaatakować ich. Niestety po obserwacji i nawet jednej próbie ataku odpuściliśmy sobie. Było ich po prostu za dużo – włączyła się do rozmowy Łapa
                 W tym momencie do chaty wrócił Cinek. Ostatecznie ustaliliśmy, że wyruszymy do Supraśla i tam poszukamy grupy Miczi. Zebraliśmy się i już piętnaście minut później byliśmy w drodze. Śnieg napadał do kolan, przez co poruszało się naprawdę ciężko. Było jednak cieplej niż wczoraj, co znacznie ułatwiło nam podróż. Szliśmy w kupie, trzymając się blisko siebie i mając bronie gotowe w każdej chwili do wystrzelenia. Z przodu szedłem ja i Kiciuś, w środku Łapa i Nieznajoma, a pochód zamykał Sołtys i Cinek. Czułem się zdenerwowany, te uczucie trzymało się mnie kurczowo od paru dni, od czasu wyruszenia po zapasy. Najpierw więzienie, potem rozpad obozu. Wszystko to stało się tak szybko, że mogłem to porównać z kolejnym wybuchem apokalipsy. Cały świat przewrócił się do góry nogami po raz drugi.
                 Dróżka doprowadziła nas do zakrętu za którym było Kołodno. W oddali było słychać wciąż charakterystyczny dźwięk przemarszu hordy. Nie wiedziałem gdzie teraz jest dokładnie, ale byłem pewien, że nie jest tak groźna jak przed opadem śniegu. Na własne oczy przekonałem się, że zombie są teraz wolniejsze niż zwykle, a te uszkodzone przymarzają do różnych słupów, albo całkowicie zatrzymują się przez to, że wnętrzności miały tak zamrożone, że uniemożliwiały one zginanie kolan czy też po prostu ruszanie nogami. Wolałem jednak ominąć Kołodno, żeby na nie wpaść. Przy samym Kołodnie skręciłem na północne pola i trzymając się linii lasu zacząłem przeprowadzać moich przyjaciół przez obsypane śnieżną pierzyną tereny.
                 Zadziwiało mnie to jak Sołtys utrzymywał tempo pięciu młodszych ludzi. Byłem pewien, że zdrowy tryb życia i odpowiednia dieta złożona z naturalnych i świeżych produktów przyczyniła się do kondycji starca. Spoglądając daleko na północ, wśród drzew widać było szczyt wieży obserwacyjnej. Pamiętam jak dziś jak byłem tam z Gigantem, Szpiegiem oraz Natalią. Teraz nie wiedziałem nawet czy żyją. Moje życie zamieniło się w jedną wielką niewiadomą. Byłem ponownie na drodze, tylko z jedną różnicą – tym razem nie byłem sam. Mijając Kołodno na około trafiliśmy na ambonę. Dwa lata temu na wakacjach wspinaliśmy się na nią z Kiciusiem i Cinkiem. Teraz stał przy niej trup. Był przysypany do pasa śniegiem i machał żałośnie łapskami. Zaczął wydawać charakterystyczny dźwięk, który sprawiał, że włos na głowie się jeżył, kiedy nas zauważył.
                 Cinek podszedł do niego i od niechcenia zamachnął się toporem farbując okoliczny śnieg na czerwono.  Cała nasza szóstka była już przyzwyczajona do zabijania zombie. Człowiek żyjący około miesiąca w tym świecie po prostu miał to już w nawyku. Zrobiliśmy przy nim mały postój, żeby się napić. Z początku planowałem wspiąć się na ambonę i rozejrzeć, ale kiedy zobaczyłem w jakim jest stanie uznałem to za zbyt niebezpieczne. Rozejrzałem się po polach otaczających Kołodno widząc odległe sylwetki hordy zombie będące przy wschodnim wyjeździe z miasta. Widać, że zmierzały w stronę Królowego Mostu. Posmutniałem na myśl o straconym obozie i przyjaciołach. Chociaż możliwa była opcja, że zginęli, wierzyłem w to coraz mniej. Starałem się jednak odrzucać tak negatywne wizje z mojej głowy i starać się być przykładem dla reszty. Ludzie mnie słuchali i szanowali, nie mogłem zniszczyć swojej reputacji, która utrzymywała grupę w jedności. Żałowałem teraz, że nie wziąłem ze sobą lornetki z Królowego Mostu. Byłem pewien, że widziałem jakieś w miarę sprawne auto, ale było ono za daleko, żeby stwierdzić czy to prawda czy fałsz. Pokazałem go Kicusiowi, ale ten stwierdził, że nie ma co ryzykować i znajdziemy coś na drodze za Kołodnem. Miałem taką nadzieję.
                 Wiatr zaczął wiać mocniej o przeradzając śnieżycę w drobną zamieć. Najgorsze jednak było to, że wiatr wywiewał nasz zapach w stronę odległych teraz o około półtora kilometra trupów. Jak znajdą nasz trop to będziemy mieli ogromne problemy. Zadrżałem na samą myśl. Przyspieszaliśmy tempa, a słońce wisiało wysoko nad nami. Dwadzieścia minut zajęło nam przebrnięcie przez zaspy do drogi głównej kawałek za Kołodnem. Widzieliśmy coś co wyglądało jak auto na końcu polnej drogi więc ostrożnie ruszyliśmy w tym kierunku. W miarę zbliżania się do celu nie mogłem uwierzyć w nasze szczęście, bo to rzeczywiście było auto. Przypominało trochę te, którym dostałem się do Królowego Mostu z tą różnicą, że było w dużo gorszym stanie. Maska była wgięta jakby auto wjechało na zombie i to z niemałą prędkością. Jedne drzwi wisiały dziwnie, a na drugich widać było plamy krwi. Z wyciągniętym pistoletem sprawdziłem okolice. Pomagał mi w tym Kiciuś i Cinek. Sprawdziliśmy dokładnie czy to nie pułapka i z radością wsiedliśmy do środka. Kluczki były na miejscu. Wyglądało to trochę strasznie, nie chciałem nawet myśleć co takiego stało się z poprzednim właścicielem.
                 Kiciuś usiadł jako kierowca. W tym czasie ja z Cinkiem pakowaliśmy nasze zapasy do bagażnika. Cieszyłem się z tego, że odzyskałem przyjaciela. Nie zapomniałem co prawda tego, że był po stronie Alexa, ale teraz kiedy on nie żył, Cinek stał się zaufanym człowiekiem. Zapakowałem się do auta na jedno z tylnych miejsc. Usiadła przy mnie Łapa. Z przodu przy Kiciusiu siedział Sołtys, a pomiędzy nim a mną, na środku, siedzieli Cinek z Nieznajomą. Nie czułem się zbyt komfortowo będąc tak blisko tej dziewczyny. Wiedziałem, że potrzebuje mnie teraz bardziej niż zawsze, ale nie podobały mi się myśli, jakie pokazywały mi się w głowie, kiedy przebywała blisko. Te przytulenie wczoraj wieczorem… to był błąd. Nie po to walczyłem tyle o Natalie, żeby teraz tracić głowę dla pierwszej lepszej ocalałej. Tej myśli się starałem trzymać. Nie było to jednak łatwe.
                 Droga do Supraśla zapowiadała się na co najmniej pół godziny jazdy, jak nie więcej. W końcu drogi były zasypane, a nie było odśnieżarek, żeby zepchnąć śnieg na pobocze. Jechaliśmy więc po nierównym terenie, wpadając co jakiś czas w góry śniegu i zatrzymując. Łapa oparła się o mnie i zamknęła oczy. Kolejna rzecz, która mnie dziwiła w jej zachowaniu to ufność. Jeszcze niedawno była to roztropna osoba, która widziała we mnie tylko dowódcę Królowego Mostu, ale wciąż wroga. Teraz ufała mi całkowicie, w końcu mogłem ją zabić w każdej chwili. Nie mogłem pojąć tego co się dzieje. Nie narzekałem jednak. Zamknąłem oczy i sam próbowałem się odprężyć przed powrotem do piekła, z którego parę dni temu uciekaliśmy.
                 Wydawało mi się, że myślałem ostatnimi czasy za dużo. Powinienem uspokoić myśli i starać się nie zagłębiać w tematy, które dla mnie samego były niewygodne.  Wyciszając się odpłynąłem po cichu. Obudziła mnie Łapa. Potrząsnęła mnie delikatnie i kazała wstawać. Poznałem okolicę, chociaż była teraz przysypana śniegiem. Staliśmy niedaleko miejsca, w którym straciliśmy samochód z zapasami. Przed nami rozciągała się rzeka, przy której leżał Supraśl. Słońce oświetlało swoimi promieniami śnieg sprawiając, że całe miasto wyglądało jakby było zaklęte w kryształ i zachowane w nim na wieki. Nie mieliśmy dużo czasu. Jeżeli grupa Miczi gdzieś tutaj była, to musiała zostać na noc, gdyż nie było widać żadnych ślad opon oprócz naszych. Nasi przyjaciele albo byli gdzieś blisko, albo odjechali w inną stronę. Byłem pełen obaw. Kiedy Kiciuś miał już zamykać auto zatrzymałem go. Wpadłem na pewien ryzykowny pomysł i wiedziałem, że już nic nie zmieni mojej decyzji. Zabawne było jak ciekawe pomysły nawiedzały człowieka w różnych momentach.
                 Ten był wyjątkowo ryzykowny biorąc pod uwagę, że w okolicznych budynkach chowało się sporo osób.  Poprosiłem Kiciusia i resztę, żeby wrócili do wozu. Pokazałem Kiciusiowi gdzie ma podjechać, wskazując budynki przy głównej ulicy, na której znajdował się bar. Towarzysze spojrzeli na mnie dziwnie, ale ja wyjątkowo nie czekałem na ich propozycje. Czas z defensywy przejść do ofensywy. Ta taktyka, choć ryzykowna, zadziałała jak odzyskiwałem Królowy Most z rąk Alexa. Teraz głowa tego śmiecia została gdzieś w Królowym Moście, a ja nadal żyłem. Można było wręcz powiedzieć, że oddałem mu „jego” obóz.
                  Ludzie nie ukrywali zdenerwowania. Nieznajoma wierciła się niespokojnie, a Cinek stukał palcami o lufę swojego pistoletu. Zastanawiałem się teraz nad tym gdzie w tym mieście może znajdować się sklep z bronią i czy został już znaleziony i splądrowany przez kogoś. Nawet jeżeli te osoby mogły zostawić coś, co według nich się nie przydało, a nam mogło pomóc.  Kiciuś podjeżdżał coraz bliżej i bliżej, aż w końcu znaleźliśmy się w miejscu skąd widać było główną ulicę. Ernest próbował zatrzymać auto, kiedy usłyszeliśmy wystrzał. Był to jeden z tych momentów, kiedy czas spowolnił aby przyspieszyć z potrójną mocą. W pół uderzenia serca zobaczyłem jak jedna z szyb pęka, a po chwili usłyszałem trzask przebitej opony. Widziałem jak auto nagle wpadło w poślizg i uderzyło w murek przy drodze. Zarzuciło mną do przodu i cudem uniknąłem uderzenia głową w szybę.
                Wygramoliłem się i z kopniaka otworzyłem tylne drzwi naszego auta. Widziałem, że reszta też próbuje się ukryć przed strzelcem, ale Kiciuś i Sołtys siedzący z przodu mieli większy problem. Zalała mnie fala strachu, starałem się wyjrzeć za auto i zlokalizować strzelca. Zauważyłem jak na jednym z dachów coś się rusza. Po chwili byłem już pewien, że ktoś tam leży, widziałem jak kuca, mierząc do nas z wiatrówki. Prawdopodobnie gdyby nie to, że pada śnieg już byśmy nie żyli. Nie mieliśmy szans stawić temu czoła. Wszyscy byliśmy znacznie niżej, a dodatkowo mieliśmy tylko pistolety. Pomogłem wydostać się z wraku Łapie, Cinkowi oraz Nieznajomej po czym wspólnie staraliśmy się otworzyć drzwi kierowcy, żeby uratować Ernesta i Adama. Przy każdym wystrzale bałem się, że usłyszę krzyk któregoś z moich znajomych. Nagle Cinek wskazał coś ręką i zobaczyłem, że nie ostrzeliwuje nas jedna osoba, ale co najmniej dwie. Pociski uderzały o auto tworząc upiorny rytm, który w każdym momencie mógł być przerwany krzykiem. Wydawało mi się, że z każdą minutą coraz więcej osób do nas strzela i rzeczywiście zauważyłem kolejne postacie siedzące na dachu i mierzące do nas.
                 Nie strzelali już tak często, widocznie nie mieli tyle amunicji, ale mimo to byliśmy w pułapce. Wycofanie się nie wchodziło w grę, a droga do przodu to było nawet większe samobójstwo. W końcu z trudem otworzyliśmy drzwi i uwolniliśmy Kiciusia i Sołtysa, którzy położyli się i z trudem łapali oddech. Wiedziałem, że są przerażeni, sam bałem się jak cholera. Spojrzałem na drogę, którą przybyliśmy i zobaczyłem nieduży murek dziesięć metrów od nas. Mogłem spróbować do niego pobiec i okrążyć wrogów, ale wątpiłem w to, że uda mi się to samotnie zrobić. Spodnie już całkowicie mi przemokły, chociaż nie czułem zimna. Nie wiedziałem dokładnie czy to ze strachu czy z napływu adrenaliny.
                Nagle usłyszałem krzyk. Spojrzałem szybko na moich przyjaciół, ale żaden z nich nie był ranny. Wyjrzałem delikatnie za maskę auta i zobaczyłem, że przy dachu, na ulicy, leży jeden z moich oprawców. Po chwili zauważyłem jak kolejny z nich spada.  Starałem się znaleźć wzrokiem osobę, która nam pomaga, ale było to ciężkie. Płatki śniegu wpadały mi w oczy, a wstanie równało się trafieniu. Kiciuś zawołał i pokazał nam jeden z dachów. Przez chwilę nie widziałem tam nic, ale w końcu dostrzegłem ruch. Na sąsiednim do naszych oprawców dachu stała jedna postać. Miała w ręce największą broń palną jaką w życiu widziałem. Nawet z daleka wydawała się mieć dobre półtora metra długości. Tajemniczy strzelec przy każdym strzale ze swojej ogromnej broni zabijał kolejnego z naszych oprawców.
                 Wstałem i bez wahania puściłem się biegiem w stronę budynku na którym stali wrogowie. Widziałem jak przyjaciele próbują mnie zatrzymać, a oprawcy wymieniają serie z broni z tajemniczym strzelcem. Nie słyszałem jednak nic. Wszystko zagłuszała wichura. Biegłem i zobaczyłem, że strzelec dostaje i upada. Całe szczęście nie spadł, czułbym się źle z tym, że osoba, która nas uratowała po prostu ginie. Nie liczyło się dla mnie teraz nic. Byłem wściekły i czułem, że adrenalina robi swoje. Albo tam wbiegnę i zabije, albo to mnie zabiją. Dotarłem do drzwi baru, tych samych, które otworzyliśmy parę dni temu z Cinkiem i Ernim. Otworzyłem je i uspokoiłem trochę. Wiedziałem, że może tutaj być mnóstwo ludzi z Supraśla
                . Przeładowałem pistolet i zwolniłem blokadę. Byłem gotowy do strzału. Korytarze były ciemne, gdzie nie gdzie wpadały pojedyncze promienie słońca. Ruszyłem korytarzami szukając wejścia na górę, gdy usłyszałem trzask tuż za mną. Serce prawie mi stanęło ze strachu. Obróciłem się i wymierzyłem bronią. Zza rogu wyszła Łapa. Podążała za mną. Bez słowa poczekałem na nią i wspólnie ruszyliśmy korytarzem. Gdy byłem tutaj poprzednio widziałem gdzieś schody prowadzące na dach, ale teraz nie miałem pojęcia gdzie one były. Dopiero po dwóch minutach wspięliśmy się wraz z Łapą klatką schodową i zobaczyliśmy drabinę prowadzącą na dach. Wciąż było słychać strzały. Zastanawiałem się czy reszta moich przyjaciół biegła aby mi pomóc tak jak Łapa i czy przez przypadek nie przypłacili tego życiem. Nie wiedziałem czy bardziej się boję czy mam ochotę dobić resztę.
                 Tuż pod klapą na dach usłyszeliśmy krzyki. Dwie postaci prowadziły ożywioną dyskusję gdzieś na tym poziomie baru. Skryliśmy się w ciemniejszym kącie i czekaliśmy. Po chwili zobaczyliśmy dwie biegnące postaci, które zmierzały w stronę drabiny. Złapałem Łapę za rękę i kiedy wrogowie byli blisko uścisnąłem na znak, że teraz atakujemy. Zaszarżowałem niczym Gigant próbując  zepchnąć pierwszego z mężczyzn za barierkę, ale udało mi się go tylko wywalić.  Drugi w tym czasie próbował ustawić się do strzału. Widziałem jak celuje do mnie wiatrówką. Wtem do akcji weszła Łapa, która zaszła go od tyłu i poderżnęła gardło. Ja starałem się przytrzymać starszego i silniejszego ode mnie mężczyznę, ale poczułem, że ten mi się wyrywa. Po chwili zepchnął mnie z siebie i próbował rzucić się po broń, która mu wypadła podczas upadku. Na jego nieszczęście była już tam moja towarzyszka. Z trzaskiem złamała palce wroga, który sięgał po pistolet po czym uniosła dłonią jego twarz, żeby spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna krzyknął gdy łamano mu palce, ale gdy spojrzał w piękne oczy Łapy zobaczyłem na jego twarzy przerażenie. Łapa uśmiechnęła się paskudnie i kazała mi podać pistolet. Mężczyzna widocznie ją znał, bo siedział z otwartą szeroko gębą. Po jego oczach spływały łzy. Łapa przeładowała i wymierzyła w głowę starszego od niej człowieka po czym powiedziała:
— Żegnaj ojcze.

I strzeliła.

3 komentarze:

  1. Ktoś tu się nauczył budować napięcie :P Bardzo fajnie wyszedł opis wychodzenia z samochodu.

    Co do pocieszania, ciężka sprawa. Mówienie komuś pustych słów "wszystko będzie dobrze" czasami bardziej denerwuje niż ma pomóc. Może faktycznie lepiej nic nie mówić, przytulić i wysłuchać. Nikt też przecież nie lubi jak ktoś prawi mu kazania na temat tego jak postąpił.

    Jestem bardzo ciekawa jak rozwiążesz kwestię Łapy i Natalii. Jeśli ja mam być szczera to odnoszę wrażenie, że skłaniasz bardziej się ku Łapie. W momentach z Natalią nie było aż takiej hmm... chemii. Zachowywaliście się jak stare dobre małżeństwo. Było Ci dobrze i tyle. Pojawiła się Łapa i cały porządek zburzyła. Zainteresowała, zaintrygowała i ect. Mimo wszystko uważam, że jesteś gotów zostawić Natalię dla Łapy. Nie mówię, że to jakaś relacja na dłużej, bo Łapy nie znasz, ale na pewno bardziej Ci się podoba :P Podświadomie, gdzieś tam z tyłu głowy masz Natalię, że nie powinieneś tak się przymilać do Łapy, ale ja nie wiem czy tego posłuchasz :P

    Scena z zabiciem ojca była lekkim zaskoczeniem, ale pojawił się tak szybko, że nawet nie miałam czasu wyrobić sobie jakiegoś zdania o nim. Ciekawe tylko czemu córka go nienawidziła. Bił matkę? A może sprzedał córkę?

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach Łapa i Natalia :D Dwie "zguby" Bobra ^^ Cieszę się, że widzisz poprawę w moim stylu pisania ,mam nadzieję, że będziesz wynosiła coraz to przyjemniejsze doświadczenia z śledzenia tego bloga ;)
    Motyw pojawił się szybko, ale wszystko ułoży się w całość. Właściwie już można wyciągnąć pewne wnioski i połączyć fakty :D
    Pozdrawiam, zarówno ja jak i Twój największy fan Pablord ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można? Hmm... jak można to można. Pomyślmy...

      O Łapie niewiele wiadomo. Jest bystra, sprytna, silna, opanowana i bezwzględna. Na pewno musiała mieć jakiś przykład do naśladowania? Może właśnie ojciec? Jej ojciec mógł być wojskowym, albo komandosem, który nauczył córkę niektórych umiejętności. Dlaczego zatem ich relacje się pogorszyły? Ojciec był zaskoczony widokiem dziewczyny. Nie spodziewał jej się, bo... może uznał ją za martwą? Może pierwotnie trzymała się z siostrą i ojcem, ale zombie zaatakowały i ojciec uciekł. One jednak przeżyły, znalazły drugą grupę i postanowiły się zemścić. Albo uciekły. Uciekły z obozu ojca. Bały się, że będzie ich szukał, więc zmieniały miejsce pobytu. Łapa obiecała, że będzie chronić siostrę. Komu? No bo chyba nie ojcu... Obstawiam Matkę i to, że Matka umożliwiła ucieczkę dzieciom i zapłaciła za to życiem, dlatego Łapa postanowiła zabić.
      Na 100% ojciec pojechał po siostrę wtedy do obozu. Nie wiem tylko czemu ta siostra jest taka ważna. Ma jakąś specjalną grupę krwi czy jak? xD

      Jestem może troszeczkę bliżej rozwiązania zagadki? Najgorzej jeśli np. w 7 rozdziale padło jakieś jedno kluczowe zdanie, którego ja teraz nie pamiętam xD

      No nic, pozdrawiam Ciebie i mojego Fana xD

      Usuń