poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 15: Złudzenie

Rozdział 15, kolejny z perspektywy Zuzy. Po ostatnich wydarzeniach nadeszła chwila spokoju. W tym rozdziale będzie sporo przemyśleń, obserwacji, a zakończymy go czymś dosyć niespodziewanym. Zapraszam Was do czytania i po przeczytaniu proszę o zostawienia komentarza z opinią.

POV:
Zuza - Rozdział 15 - Dzień 6
Bobru - Dzień 6 - Jedzie w stronę Płońska
Irek - Dzień 6 - Łapie Erniego i kieruje się w stronę Torunia

-------------------------------------------------

Rozdział 15: Złudzenie (ZUZA)


                Kubek z kawą parował tego zimnego poranka. Siedziałam na stołku i obserwowałam spokojnie panoramę miasta. Znajdowałam się teraz na dachu kościoła, gdzie był nieduży taras, który prowadził bezpośrednio do wieży kościelnej z dzwonem. Było nieco ciasno, ale od razu spodobało mi się to miejsce. Cisza i spokój. Dodatkowo miałam stąd doskonały widok na bramę główną, a przy odwróceniu się w lewo mogłam zobaczyć tylne wejście na wzgórze. O ścianę obok mnie stała oparta wiatrówka. Chociaż wspominałam Józefowi, który mnie tu wysłał, że nie umiem z tego strzelać, powiedział, żebym po prostu spróbowała i przede wszystkim kontrolowała okolicę i dała znać, jak zauważę jakiś ruch. Nie zauważyłam jednak, żeby w mieście działo się coś szczególnego. Co jakiś czas zerkałam lornetką i obserwowałam odległe ulicę, po których szwendały się trupy.
                Wczorajszy dzień był dosyć ciężki. Nie dość, że zostaliśmy w tym obozie w naprawdę niedużej grupie, to dodatkowo zginęła Anna. Jej napastnik był jednym z Zszytych, o których już tyle słyszałam. Józef zdołał go ogłuszyć i po wybiciu całej grupy, która podeszła pod bramę byliśmy pewni, że był jedynym ze swojej grupy, który wszedł na nasz teren. Później sprawdziliśmy jeszcze raz wszystkie zakątki i nie było już żadnych wątpliwości. Z tego co widziałam sam mężczyzna, został zabrany do środka kościoła i zamknięty w jednym z nieużywanych pomieszczeń. Łapa osobiście zajęła się jego przesłuchaniem. Z tego mówił mi Józef, mężczyzna był członkiem grupy Zszytych, ale nie miał zamiaru atakować nas. Chodziło mu jedynie o Annę.
                Nie rozumiałam tego kompletnie. Czym ta kobieta mogła zawinić grupie Zszytych? Chciałam zapytać o to Sarę, ale ciężko się z nią rozmawiało. Gdy wczorajszego wieczora zmieniałam jej opatrunek, ta nie odzywała się do mnie. Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem i średnio reagowała na moje próby rozmowy. Niełatwo było widzieć osobę, która na co dzień promieniała energią, żartowała i uśmiechała się pomimo sytuacji, w której się znalazła, tak rozłamaną i zniszczoną. Obiecała mi jednak, że kiedyś mi opowie o co chodziło. Byłam szczerze zaciekawiona.
                Patrząc przed siebie myślałam też o przyszłości. Mój mąż, który zostawił mnie jakiś czas temu zupełnie samą i przerażoną wciąż nawiedzał moją głowę. Nie słyszałam teraz jednak już typowego dla niego „Musimy iść dalej”. Teraz pojawiał się w moich myślach w formie wspomnień tych najlepszych chwil. Czy to mogło oznaczać, że jest w odpowiednim miejscu i nie powinnam się już niczym martwić? Tak sobie przynajmniej próbowałam wmawiać.
                Wiatr zawiał mocniej, kiedy zauważyłam na moście, na którym stałam jeszcze niedawno u boku Anny i Sary, ruch. Zaciekawiona odstawiłam kubek kawy na bok i chwyciłam za lornetkę przewieszoną przez szyję. Przycisnęłam urządzenie do twarzy i ustawiłam odpowiednią ostrość. Chociaż do mostu dzieliło mnie parę kilometrów to widziałam całkiem wyraźnie co się na nim działo. Mężczyzna ubrany w szarą kurtkę, plecak i wełnianą czapkę biegł po moście w stronę naszej części miasta. Miał w ręce coś co wyglądało na dzidę. Wybiegał akurat na takie tereny, które z tej pozycji były widoczne, a że nie widziałam nikogo oprócz niego pomyślałam, że nie ma sensu schodzić i zgłaszać tego reszcie.
                Mężczyzna odwracał się co chwilę jakby się czegoś bał. Nie widziałam jednak żeby ktoś go gonił. Spory kawałek za nim podążało parę trupów, ale nie wydawały się one być dla niego większym zagrożeniem. Te przed nim wydawały się być o wiele większym niebezpieczeństwem. Zauważył je jednak w porę. Podszedł do nich i dźgnął z rozmachem pierwszego z nich. Głowa trupa wydawała się rozpaść na pół, ale z tej odległości ciężko było to określić. Drugi z zombie próbował złapać podróżnika, ale ten popchnął go barkiem, a następnie ciął na odlew. Kolejne szwendacze padały w podobnym stylu, z porozrywanymi głowami.
                Po rozprawieniu się z nimi nieznajomy skręcił w uliczkę obok. Zniknął na chwilę za budynkiem piętrowego sklepu, ale po chwili zobaczyłam go na dalszym fragmencie ulicy. To było na swój sposób przerażające, jak nic nie spodziewający się człowiek nie miał najmniejszego pojęcia, że śledzę każdy jego ruch. To dawało mi dziwne poczucie władzy nad jego życiem, chociaż wiedziałam, że realnie jedyną osobą, która mogła go zabić z tej odległości był dziwaczny, jednooki snajper, który kierował Potworem. To, że osoba, która miała tylko jedno oko strzelała najlepiej ze wszystkich było dla mnie niezrozumiałe.
                Wzięłam łyk kawy i obserwowałam dalej, jak mężczyzna zbliża się do ulicy, na której zebrało się trochę trupów. Musiały one być niedobitkami z ostatniej partii, która zebrała się w okolicy, po tym jak Bobru i cała reszta wyjechali do Płońska i Inowrocławia. Tajemniczy ocalały też ich zauważył. Zatrzymał się i przykucnął przy murku obok budynku poczty. Przez chwilę grzebał w plecaku, ale po chwili zrezygnowany założył go z powrotem na plecy. Zastanawiałam się jak rozegra tą sytuację. Przez dobre dwie minuty czekał rozglądając się i szukając jakiegoś wyjścia. W końcu wstał i zaczął biec w stronę jednego z budynków. Chcesz wejść do środka?, zapytałam sama siebie. Przeżywałam tą akcję, jakbym sama była jej uczestnikiem.
                Mężczyzna ponownie zniknął mi z oczu. Jeżeli wszedł do budynku to nie miałam szansy już go zobaczyć, dopóki go nie opuści. Patrzyłam jeszcze przez chwilę, ale w końcu zawiedziona odłożyłam lornetkę. Całe szczęście dalej śledziłam wzrokiem okolicę i gdy po chwili przybliżyłam urządzenie ponownie do twarzy zobaczyłam, że ocalały wdrapał się na dach. Budynki w Płocku były tak ułożone, że sprawna fizycznie osoba nie mogła mieć większych problemów z poruszaniem się po dachach. On był jedną z tych osób. Z dzidą przewieszoną przez plecy szybkim tempem wyminął całą ulicę. Nabrałam głośno powietrza do ust, kiedy zobaczyłam, jak mężczyzna podchodzi do krawędzi dachu i płynnym ruchem łapie się rynny i zjeżdża po niej na dół. Całe szczęście udało mu się to bez większych problemów.
                Jego droga nie kończyła się jednak na zejściu. Znalazł się ponownie na ziemi i szybkim tempem ruszył dalej. Z racji iż coraz bardziej zbliżał się w naszą stronę musiałam zmienić znowu ostrość, żeby lepiej go widzieć. Dzięki temu też, mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Teraz zdecydowanie zauważyłam, że ma ładnie przystrzyżoną brodę, a sama jego twarz mówiła mi, że musiał być w moim wieku. Zbliżał się jednak niebezpiecznie do obozu, więc chcąc nie chcąc odłożyłam lornetkę na bok i dopijając kawę wrzuciłam kubek do plecaka, który trzymałam przy sobie, odsunęłam stołek i biorąc wiatrówkę skierowałam się do wyjścia. Zbiegłam gładko po schodach, dając nodze trochę ruchu. Wciąż czułam tępy ból związany z poharatanymi mięśniami, ale im więcej się poruszałam walcząc z nim tym lepiej mi się chodziło.
 Zamknęłam za sobą drzwi i wylądowałam na górnym piętrze wnętrza kościoła. W budynku panował teraz spokój. Grupa Emila dyskutowała o czymś żywo przy ławach jedząc paluszki solone. Z grupy Bobra widziałam tylko jednorękiego chłopaka, który czytał coś na uboczu. Reszta musiała być zajęta czymś innym w pozostałych częściach kościoła. Zeszłam z drewnianego piętra i ruszyłam w stronę chłopaków. Gdy mnie zauważyli zamilkli i zaczęli nerwowo się ruszać.
- Hej, wiecie gdzie jest Łapa, albo Józef? – zapytałam.
- Nie wiemy – odpowiedział jeden z nich. Cała szóstka patrzyła na mnie jakbym była ich wrogiem i chciała im coś zrobić. Pomyślałam, że nie ma sensu próbować z nimi rozmawiać bo i tak była mała szansa na to, że czegoś się dowiem. Ruszyłam dalej. Niedaleko miejsca w którym spaliśmy leżała Sara. Spała. Nie chciałam jej budzić. Zrezygnowana postanowiłam, że zapytam się chłopaka bez ręki, chociaż wiedziałam, że rozmowa z nim zazwyczaj kończyła się długim monologiem z jego strony, którego osoba tak mało asertywna jak ja nie będzie umiała uniknąć.
                Chłopak nawet nie podniósł głowy jak do niego podeszłam. Zaskoczyło mnie to biorąc pod uwagę, że to mógł być jeden z tutejszych, którzy chcieliby odzyskać władzę nad tym miejscem. Stanęłam i chrząknęłam znacząco. Niestety to również nie dało skutku.
- Przepraszam? – zagadałam oficjalnie, wiedząc, że nie znam go za dobrze i nie wiedząc na ile mogę sobie pozwolić.
- Nie ma za co – odpowiedział doczytując coś, po czym podniósł na mnie głowę. Przyjrzał mi się uważnie, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech – Ach to ty.
Nie byłam pewna jak to zinterpretować. Postanowiłam tylko zadać pytanie ograniczając rozmowę do minimum.
- Wiesz może gdzie jest Łapa? Albo chociaż ksiądz?
- A wiesz kręcą się gdzieś tutaj – odpowiedział. W tym momencie rozmowa powinna się skończyć, ale nie minęło pół sekundy zanim ponownie usłyszałam jego głos – Wiesz właściwie jak masz coś ważnego możesz mi powiedzieć. Jestem w grupie Bobra jak pozostali. Łapa to straszna osoba, jak jest w złym humorze to jest jeszcze gorzej. A Józef to dziwny człowiek niby ksiądz, ale zabija – zaśmiał się cicho pod nosem jakby właśnie ktoś opowiedział wybitny żart – Ale wiem gdzie się podziewa nasz stary, poczciwy Medyk! Ale w sumie jak go nie szukasz to chyba ci to nie pomoże co? Kurde parda czytam teraz super książkę. Wiesz? Opowiada o historii tego miejsca, znalazłem na zapleczu. Ogólnie dziwnie mieszka się w kościele. Jak mamy poczuć jakąś prywatność? Żyjemy jak w jakiejś ogromnej hali. Ktoś chce sobie coś porobić i figa, nie może. A jak…
- Zamknij się w końcu – krzyknął ktoś zza moich pleców. To była ona. Łapa szła w moim kierunku pewnym krokiem. Krótko ostrzyżone, czarne włosy poruszały się żywo przy każdym jej dostojnym kroku. Była ubrana na czarno. Chyba mimowolnie otworzyłam usta, bo gdy na mnie spojrzała powiedziała:
- A ty zamknij buźkę bo ci coś wleci. Czemu nie jesteś na wieży? – zapytała.
- Właśnie o tym… - zaczęłam.
- Czekaj, powiesz mi po drodze – powiedziała mijając mnie i idąc w stronę wyjścia na zewnątrz – A ty czytaj sobie – rzuciła na odchodne do chłopaka.
                Ruszyłam za nią w stronę wyjścia. Czułam pewien stres, który nie pozwolił mi do końca normalnie funkcjonować. Czułam, że stawiam niepewne kroki. Teraz jak już znałam tę grupę, to wiedziałam, że tamta rozmowa była pomiędzy Pablordem, przyjacielem Bobra, a Łapą, którą też prawdopodobnie łączyła jakaś bliższa relacja z nim. Bobru co prawda nie wyglądał na wrak człowieka, tak jak ujęli to w tamtej rozmowie, ale być może po prostu dobrze to ukrywał. Wyszłyśmy na zewnątrz.
- Dobra co to było? – zapytała.
Pytanie padło tak nagle, że przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi. Szybko jednak się ogarnęłam.
- Widziałam ocalałego w mieście. Szedł w naszą stronę i zgubiłam go z oczu. Wyglądał na całkiem niebezpiecznego – powiedziałam stanowczym tonem, który musiał brzmieć komicznie, biorąc pod uwagę to, że głos mi załamywał.
- Czemu niebezpiecznego?
- Miał jakąś dzidę, którą machał naprawdę sprawnie. No i skakał po dachach i zjeżdżał po rynnach jak jakiś kot.
- Hmm z tymi śmiesznymi murami to rzeczywiście może być problem – powiedziała nie zatrzymując się i wciąż idąc w stronę bramy – Jesteś pewna, że to nie był nikt z naszych? Józef gdzieś polazł, a on też jest całkiem sprawny jak na klechę w średnim wieku.
- Nie… nie to na pewno nie był nikt z tego obozu.
- Dobra, będę miała to na uwadze. Możesz wracać na wieżę – powiedziała i chociaż wiedziałam, że informacje przyjęła to wciąż miałam wrażenie jakby kompletnie mnie nie słuchała.
                Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale zapytałam:
- A ty gdzieś idziesz?
Tym razem widocznie drgnęła. Nie spodziewała się ode mnie takiego pytania.
- Nie. Ani myślę. Sporo czasu spędziłam w dziczy, czas się ustatkować jak na kobietę przystało. Zmienić się – powiedziała obracając sytuację w żart, chociaż wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Bałam się jednak kontynuować rozmowę. Znowu odezwała się ona – A wyszłam bo chcę się przewietrzyć i sprawdzić bramę. No i trochę pomyśleć w samotności – te ostatnie słowo zaakcentowała tak wyraźnie, że gdyby moje następne pytanie mogło uratować świat to bałabym się je zadać. Kiwnęłam głową, chociaż na mnie nie patrzyła i w ciszy zaczęłam wracać do budynku.
                Resztę dnia spędziłam głównie na obserwacji miasta z wieży i odpoczynku. Obserwowałam z góry jak Józef pracuje na dole przenosząc ostatnie ciała i zrzucając je z tarasu widokowego. Tajemniczego ocalałego już nie widziałam. Jedynie przez miasto przejechał raz samochód, ale nie zatrzymywał się nawet na chwilę, więc nie uznałam tego za istotne. Gdy zaczęło się robić ciemno i chłodno zeszłam na dół zabierając swoje rzeczy.
                Na dole było znacznie żywiej niż ostatnio. Byli tu chyba wszyscy, którzy pozostali w obozie. Łapa rozmawiała o czymś z Józefem, a Medyk oraz Mpd siedzieli osobno w różnych częściach kościoła. Sara wciąż leżała na posłaniu, a chłopacy grali w karty robiąc przy tym sporo hałasu, który odbijał się echem od ścian. Nie chcąc dołączać się do ogólnego hałasu usiadłam na boku i sięgnęłam do plecaka. Szukałam oczywiście pamiętnika, którego nie czytałam jeszcze w tym miejscu. Teraz kiedy wiedziałam jak jest połączony z otaczającymi mnie ludźmi wierzyłam, że znajdę coś co pomoże grupie w walce z Zszytymi albo unikaniem ich.
26 styczeń 2015 – dzień 74
Zbliżyliśmy się do jednej z grup jadących na wschód. Moi ludzie kontrolowali mniej więcej dwie pozostałe, ale to właśnie ta ciekawiła mnie najbardziej. Jadący nią ludzie poruszali się przy pomocy ogromnego samochodu ciężarowego.
                Oczy rozszerzyły mi się szeroko. Musiało chodzić o Potwora. Byłam coraz bardziej ciekaw jak ta sytuacja wyglądała z oczu Bobra, ale wiedziałam, że znajdę jeszcze chwilę, żeby się dowiedzieć od niego samego, albo kogoś w obozie.
Nie jesteśmy pewni ile osób jest wewnątrz pojazdu, ale ładownia jest na tyle duża, że spodziewamy się nawet dziesięciu. Pozostałe grupy są nieznacznie mniejsze. Podejrzewamy, że przybyli z któregoś wschodniego miasta, nie jestem jednak pewny z którego. Strzelaliśmy pomiędzy Białymstokiem i okolicami, a Augustowem. Nie znam jednak też przyczyny ich migracji do centrum kraju. Jesteśmy jeszcze całkowicie niewykryci w okolicach. Wiemy też o każdym ważniejszym ruchu tutejszych obozów. Ani Toruń, ani jego posterunki, ani Inowrocław nie wysyłały nikogo na wschód. To nie mogła być rekrutacja. Muszę przyjrzeć się temu nieco lepiej. Najlepiej gdybym mógł złapać kogoś z Torunia, albo samej grupy i go dobrze przesłuchać. O ile oczywiście już tam dotrą. Autobus z Torunia, nazywany potocznie Zbłąkanym Ocalałym zabrał dziewczynę i wszystko wyglądało na to, że to ona jako pierwsza dotrze na miejsce. Na pokładzie moi ludzie widzieli też dwójkę Czerwonych Flar. Coś musi być na rzeczy.
27 styczeń 2015 – dzień 76
Po dwóch dniach obserwacji wracam do domu. Moi ludzie będą dalej śledzili ciężarówkę. Pozostałe dwa odłamy grupy dostały się już do terenów zajmowanych przez Toruńską Ostoję. Autobus z ocalałą ze wschodu dotarł do samego miasta, a druga grupa, wraz z małą grupką żołnierzy, dostała się do Czwartego Posterunku. Pozostał tylko tir. Jeden z moich ludzi powiedział mi, że podsłuchał rozmowę tych ludzi, gdy zrobili sobie postój na drodze. Nie dowiedział się niczego konkretnego, ale to co było pewne, to to, że przewijała się ksywka „Bobru”.
Natłok informacji sprawił, że aż mnie zatkało.  Czytałam z ogromną ciekawością każde kolejne zdanie.
Będę próbował dowiedzieć się więcej o tej grupie. Wyglądali na takich, którzy radzą sobie z nowym porządkiem świata. Nie będzie to dobre jeżeli zasilą siły Torunia. Czas jednak wracać do badań.
                Po przeczytaniu ostatniego zdania w tym wpisie odłożyłam dziennik z powrotem do plecaka. Naprawdę dziwnie było poznawać historię grupy, w której byłam z jakiejś książki. Czułam się niepewnie. Rozejrzałam się raz jeszcze po kościele i widząc, że każdy dalej jest zajęty sobą położyłam się niedaleko Sary i krótko po tym zasnęłam.
                Następny dzień nie zapowiadał niczego przełomowego. Po zjedzeniu śniadania i krótkiej rozmowie z Sarą przy zmianie opatrunku, ruszyłam znowu na swój posterunek. Zastanawiałam się, czy zauważę gdzieś tajemniczego mężczyznę, ale pomimo tego, że siedziałam tam pół dnia to nie widziałam żadnego szczególnego ruchu w mieście. Raz poruszało się coś na obrzeżach, ale ktokolwiek to był nie zbliżał się nawet w zasięg mojej lornetki. Miałam sporo szczęścia, że było ciepło, bo siedzenie parę godzin na wieży mogło być dosyć nieprzyjemne w chłodzie.
                Gdy wieczorem schodziłam już na dobre z mojego posterunku, zauważyłam od razu, ze coś jest nie tak. Po kościele niosły się podniesione głosy i krzyki. Chwytając za wiatrówkę ruszyłam powoli schodkami w dół.
- Idźcie do zbrojowni! Przynieście broń. My popilnujemy ich tutaj – powiedział głos, który musiał należeć do jednego z okolicznych chłopaków.
- Pożałujesz tego dnia dzieciaku – usłyszałam głos Łapy. Byłam na drewnianym podwyższeniu kościoła. Panował tu mrok, więc bez większych obaw wychyliłam lekko głowę i zobaczyłam, że na środku sali kościelnej stał Mpd, Józef, Medyk, Młoda i Łapa. Otoczeni oni byli trójką byłych właścicieli tego miejsca. Kolejna dwójka szła w stronę zaplecza, do wcześniej wspomnianej zbrojowni. Bunt, pomyślałam przełykając ślinę. Serce zabiło mi nieco szybciej. Zauważyłam, że na podłodze, pomiędzy ludźmi Bobra, leżała jakaś osoba. Po chwili poznałam ją. To był Emil, dowódca tutejszej grupy. Czy on nie żyje? Dlaczego tak leży, takie pytania przeleciały moje myśli.
- Zamknij mordę. Bo pieprzysz. To miejsce jest nasze, dziwi mnie, że ten frajer – tutaj wyraźnie wskazał na leżącego kolegę – chciał was bronić. Jesteście zwykłymi bandytami. I spróbujcie coś zrobić, a strzelę – Teraz w jego ręce zauważyłam pistolet. Trzymał go w dziwny sposób, ale nie było wątpliwości, że potrafił z niego strzelać. Jego dwaj przyjaciele trzymali w rękach strzelby.
- Rzuć tą broń, a może zapomnę o tym śmiesznym incydencie – nie dawała za wygraną Łapa. Chociaż widać było, że nie jest uzbrojona, to zachowywała się jakby miała gotowy arsenał, który w każdej chwili mógł zniszczyć napastników. Była bardzo pewna siebie.
- Zamknij się! Chyba, że mam poprosić twoją małą siostrzyczkę – wyszczerzył zęby w stronę Młodej.
- Tylko spróbuj skurwielu – ostrzegła go.
                W tym momencie jeden z kolegów rozmówcy podszedł do niego i szepnął coś na ucho.
- To prawda. Nie mamy co z wami zrobić, będziemy musieli was zabić, tak będzie najbezpieczniej – powiedział po chwili – Reszta waszych ludzi nie będzie miała do czego wracać. O ile w ogóle wróci – zaśmiał się.
- Od kogo zaczniemy? – zapytał jego kolega.
- Od niego. On i tak już długo nie pociągnie na tym świecie – wskazał Medyka.
- Powiedziałbym coś o pociąganiu, ale nie zrozumiesz chłopcze – odgryzł się mężczyzna.
Gdy jeden z chłopaków wziął Medyka za kołnierz i dosyć brutalnie sprowadził na kolana sięgnęłam po wiatrówkę. Opierając ją o drewnianą balustradę wycelowałam. Mój cel ledwo się ruszał. Nie wiedziałam jednak co się stanie jak strzelę. Czy pozostali spanikują i uciekną? Może zaczną wszystkich zabijać? A może Łapa i reszta przejmie inicjatywę? Spojrzałam w lunetę i czas jakby się zatrzymał. Chłopak po poprawieniu pistoletu w dłoni wycelował w głowę klęczącego Medyka i przymierzał się do strzału. Łapa patrzyła na wszystko z niemą nienawiścią, będąc na muszce strzelby trzymanej przez drugiego chłopaka. Mpd stał najbardziej przerażony ze wszystkich, sparaliżowany strachem. Józef i Młoda po prostu patrzyli. Teraz zdałam sobie sprawę, że wśród wszystkich nie ma Sary. Nie było teraz jednak czasu na szukanie jej wzrokiem.
                Palec, który trzymałam na spuście był tak spięty, że nie byłam pewna, czy mogę go w jakikolwiek sposób zgiąć. Jednak musiałam. Musiałam zabijać aby przetrwać. Musiałam zabijać dla tych ludzi. Musiałam zabijać dla… przyjaciół? Mój palec zaczął delikatnie naciskać na spust. Celownik był prosto na głowie chłopaka. Czas nagle przyspieszył. Nie zdążyłam zareagować. Padł strzał, który odbił się echem od ścian. Nie wiem dlaczego, ale zamknęłam w tym momencie oczy. Otworzyłam je chwilę później i zobaczyłam, że chłopak trzymający pistolet leży na ziemi kawałek dalej. Co prawda trafił Medyka, ale jedynie w ramię. Na środku stał mężczyzna z bronią przypominającą włócznię. Po przewróceniu chłopaka rzucił nią prosto w klatkę piersiową mężczyzny stojącego za Łapą. Trafił z niezwykłą precyzją. Łapa wykorzystując to złapała strzelbę, która wypadała mu z rąk i zabiła trzeciego chłopaka. Ten odleciał kawałek do tyłu i upadł martwy pod jedną z ław.
                Zaczęła się odwracać do trzeciego, ale nie zdążyła. Chłopak, który miał zabić Medyka wystrzelił. Kula śmignęła gdzieś. Tajemniczy ocalały wykopał broń chłopakowi, po czym przyciskając mu kolano do klatki piersiowej uderzył w twarz, ogłuszając go. Cała drżałam, ale ta trójka była już unieszkodliwiona. Dwóch leżało martwych w narastających kałużach krwi, a ostatni znokautowany nie ruszał się. Uradowana zaczęłam biec na dół, kiedy usłyszałam krzyk. Przerażający krzyk Młodej. Zatrzymałam się w połowie drewnianego górnego piętra i spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam tylko jak Łapa upada na kolana. Z jej twarzy kapała krew. Medyk podbiegł do niej natychmiast. Ruszyłam tam pędem.
                Gdy tylko dopadłam do grupy odrzuciłam wiatrówkę na bok i nie patrząc na nic odepchnęłam Młodą od siostry. Powietrze ze mnie uleciało, kiedy zobaczyłam rozwalony prawy oczodół i całą masę krwi wypływającej zarówno z niego jak i z dziury po prawej stronie czaszki. Młoda krzyczała jak opętana. Mężczyzna, który nas uratował patrzą na tą scenę w ciszy, wycierając krew z broni o szmatkę. Mpd usiadł z tyłu, a Józef odezwał się:
- Osłaniajcie ich. Pozostała dwójka zaraz tu pewnie będzie.
Medyk spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach śmiertelną powagę.
- Znasz się na tym? – zapytał.
- Jestem chirurgiem. Mogę zadać to samo pytania – odpowiedziałam sięgając do plecaka po podręczną apteczkę. Musiałam ją uratować.

4 komentarze:

  1. Nienawidzę Cie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jak tak mogłeś, jesteś masochista!!! Co ci ta biedna dziewczyna zrobiła? CO!?. A na serio. Znowu chujowe zakończenie, znowu aż chce się na ciebie nakrzyczec i wykrzykujac "dlaczego teraz, dlaczego trzeba znowu czekać z 3 tygodnie". Trochę smutne jest to że jedni mają takiego pecha że by nawet wpierdol w kościele dostali a niektórzy mają farta że szok. Po dalszą część opierniczu zapraszam na fb.

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boze nareszcie! Nienawidze Lapy odkad zabila Natalie, a dziala mi na nerwy niemalze od samego poczatku. Czuje ze nie zginie, no ale przynajmniej bedzie powaznie okaleczona. Jestem okropna, wiem xD. Wedlug mnie zakonczenie super :D. Jak zwykle zbyt szybko mi sie czytalo :c. Masz naprawde swietne pomysly. Nie pamietam czy pisalam juz tutaj jakies komentarze, ale sledze twoj blog od bardzo bardzo dawna i powiem szczerze ze jeszcze nigdy nie natknelam sie na lepszy jesli chodzi o apokalipse zombie^^. Naprawde sie ciesze, ze po tak dlugim czasie odkad juz piszesz, nie zawiesiles bloga :D. Naprawde wielki szacunek ze jestes w tym tak wytrwaly i zainspirowany :). Moim jedynym zmartwieniem jest to, ze niedlugo skonczy sie kolejny tom :c. Wiesz ile jeszcze ich planujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za pozytywny komentarz :D
      Uwielbiam komentarze o Łapie, bo widząc jak ludzie nie lubią tej postaci widzę jaką dobrą robotę odwaliłem :D Wiesz jest ciężko ranna, na pewno będzie wymagała czegoś więcej niż polania wodą utlenioną i zabandażowania. Szczerze Twojego nicku nie kojarzę, ale w sumie sam też nie pamiętam aż tak dobrze wszystkich czytelników, więc nie przeczę, że może po prostu gdzieś wypadłaś mi z pamięci. Bloga nie zawiesiłem, ale przyznaje, że ostatnio z czasem nieco kiepsko mam i ciężko tworzy mi się kolejne rozdziały. Jednak pomysłów ciągle masa i tak w 100 % powstanie na pewno jeszcze jeden tom. Kiedy już zacznę mieć problemy z wymyślaniem dalszej fabuły, albo poczuje, że już nie ma sensu dłużej drążyć w tą historię to przestanę. Ale na to przyjdzie jeszcze czas ;P

      Usuń
  3. Jestem raczej cichym czytelnikem, wiec mozliwe ze po prostu sie nie udzielalam :/. Nigdy nie wiem jak ubrac swoje mysli w slowa by napisac jakis porzadny komentarz, lub po prostu ktos u gory juz napisze to co ja chcialam.Ale ten rozdzial wywolal we mnie skrajne emocje ze musialam skomentowac xD.
    Brak czasu chyba jest najgorszy :/. Chce sie napisac a nawet nie ma kiedy. Mnie to zawsze irytowalo bo czasami wpadlam na swietny pomysl, zapisalam go gdzies a potem nawet jak go przeczytalam to juz nie to samo.
    Az nie moge sie doczekac tych twoich pomyslow :D. Poki co jest genialnie^^.
    Mam nadzieje ze nie uznasz ze nie ma sensu bo nwm co zrobie. Znajde cie, uwiezie i karze pisac XD. A tak serio, mimo ze ciezko myslec o zakonczeniu Apokalipsy to mam nadzieje ze to nie bedzie twoje ostatnie opowiadanie :). Naprawde swietnie piszesz i szkoda byloby zmarnowac taki talent :3

    OdpowiedzUsuń