środa, 22 lutego 2017

Rozdział 14: Decyzja podjęta

Rozdział 14, pierwszy z perspektywy Irka. Po tym jak Erni spotkał go na drodze uznałem, że kontynuowanie przygody z jego oczu będzie znacznie ciekawsze, biorąc pod uwagę jaką rolę odegra w przyszłych wydarzeniach i kim się właściwie stał. Rozdział opowie nieco o tym, co działo się z Irkiem podczas jego nieobecności, jak przetrwał i kto mu w tym pomógł. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba, zapraszam do czytania i komentowania.

POV:
Irek - Rozdział 14 - Dzień 5-6
Bobru - Dzień 5-6 - W drodze do Płońska
Zuza - Dzień 5-6 - Została w obozie w Płocku

--------------------------------------------------------

Rozdział 14: Decyzja podjęta (IREK)


                Gdy wybiegłem na drogę i zobaczyłem postać z nożem w ręku to zamarłem. Było już ciemno, ale mimo wszystko poznałem ją. Był to Ernest. Mężczyzna, który jeździł Zbłąkanym Ocalałym, a od niedawna zajmował się oczyszczaniem dróg. Nie mogłem uwierzyć w szczęście jakie poczułem gdy go zobaczyłem. Nie było to jednak szczęście związane z spotkaniem kogoś znajomego po ponad tygodniu nieobecności. Jedyne osoby jakie widziałem przez ten cały czas, odkąd zostałem uratowany przed ogromnym stadem nadchodzącym ze wschodu, byli Zszyci. To ich przywódca, syn Włodka z farmy na której stawialiśmy punkt strategiczny, Czarek uratował mnie przed stadem, a następnie zabrał ze sobą z powrotem na farmę. Początkowo próbowałem uciekać, ale właściwie tak głęboko w terytorium wroga nie miałem żadnych szans. Poza tym byłem bardzo ciekaw dlaczego nie zostałem zabity, albo zostawiony na pastwę stada.
                Dokładnie siedem dni temu stanąłem ponownie przed tymi samymi drzwiami i znowu otworzył mi Włodek. Teraz jednak zachowywał się nieco inaczej, prawdopodobnie przez obecność syna. W domu oczywiście były jeszcze żona Włodka, oraz dziewczyna Czarka. Nie byłem pewien co się ze mną stanie, ale wiedziałem, że jeżeli chcę przeżyć i wrócić do Torunia czy Inowrocławia, to muszę po prostu to przetrwać. Nie mogłem niczego próbować bo byłem absolutnie bez szans. Czarek nakarmił mnie, przygotował kąpiel, a następnie czystego i najedzonego zabrał do swojego pokoju. Tego samego pokoju, w którym spałem jak byłem tu jeszcze z całą grupą. Czarek wskazał mi krzesło stojące przy jednej z szaf, a sam usiadł na łóżku.
- Ci dwaj to moi idole – wskazał obrazy dwóch postaci historycznych, które wisiały na ścianie – Ta dwójka wymyśliła maszynę do szycia, oraz zapoczątkowała rewolucje w tej dziedzinie. Kiedyś nie obchodziliby mnie całkowicie. Ale gdy odkryłem jak doskonałym kamuflażem są fragmenty skóry trupów to całkowicie się w to wciągnąłem. No i teraz mam całą, ogromną grupę pozszywanych ludzi, którzy nie muszą się już bać, że zostaną ugryzieni. Przynajmniej tak długo jak trzyma szew.
                Słuchałem go w milczeniu. Nie patrzył na mnie, wciąż wpatrywał się w obrazy wiszące na ścianie.
- Pewnie zastanawiasz się co tu robisz. Cóż, nie ukrywam, że nie jestem specjalnie tolerancyjny, jeżeli chodzi o ludzi, którzy nie dość, że przejeżdżają przez te tereny, to jeszcze dodatkowo zatrzymują się na farmie moich rodziców i to akurat wtedy, kiedy wszyscy moi ludzie, razem ze mną, wyruszają na północ, żeby pomóc grupie ocalałych do której należysz. To nie jest ciekawe uczucie, zobaczyć, że ktoś jest przy twoich rodzicach i właściwie może ich zabić w każdej chwili. Ale oszczędziłem cię, ponieważ zaimponowałeś mi w dwóch sprawach. Wiesz jakich? – zapytał.
Pokiwałem przecząco głową. Zainteresowały mnie słowa o pomocy moim przyjaciołom, ale bałem się mu przerwać.
- Po pierwsze nie dość, że nie zaatakowałeś moich rodziców, a wręcz im pomogłeś w sprawach gospodarczych to jeszcze dodatkowo uszanowałeś ich prośbę i poczekałeś z postawieniem tego swojego śmiesznego punktu. Po drugie wtedy, kiedy przyjechałem z akcji w Grudziądzu i zobaczyłem ciebie, od razu zauważyłem, ze nie jesteś zwykłym człowiekiem. Te rany i blizny… To ugryzienia?
- Tak – odpowiedziałem cicho.
- Powiesz mi, jakim cudem jeszcze żyjesz? – zapytał z nieukrywanym podekscytowaniem.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem szczerze.
- Nikt cię nie badał? Myślałem, że ciekawość Bena weźmie górę. W końcu ten pomyleniec myśli, że odkryje tajemnice trupów, zrozumie wirus i znajdzie antidotum. Naprawdę ominął taką sytuację? Niesłychane.
- Co się ze mną stanie? – zapytałem, gdy Czarek przez dobre paręnaście sekund nic nie mówił.
- Dam ci wybór. Wiesz teraz bardzo dużo o mojej grupie. Niebezpiecznie dużo. Dlatego jeżeli chcesz żyć, musisz pracować dla mnie. I nie uwierzę w zwykłe „obiecuje”. Musisz dowieść swojej lojalności. Ale żeby lepiej zrozumieć to wszystko, muszę ci opowiedzieć nieco o mojej wizji. Wysłuchaj mnie, a potem sam ocenisz, czy warto dać mi szansę, czy lepiej dołączyć do grona osób, których już nie ma na tym świecie.
- Mogę przedtem o coś zapytać? – zapytałem ostrożnie. Czarek spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Oczywiście – powiedział.
- Co to za akcja w Grudziądzu? Mówiłeś, że pomogłeś moim przyjaciołom – powiedział.
- Bo pomogłem. Uratowałem ich życia. Ale to wszystko wyjaśni się, jak nieco ci opowiem o tym jak widzę świat, który nas otacza. Słuchasz? Dobrze. Moim zadaniem na tym świecie jest pilnowanie porządku. Wraz z moimi ludźmi, używając kamuflażu doskonałego, potrafimy zrobić wiele. Zmienić wyniki wydarzeń atakując z zaskoczenia. Zbierać informacje jak nikt inny. Kontrolować trupy i prowadzić je w odpowiednie miejsca spuszczając zagładę. Kontroluje te tereny i dostosowałem się do tego świata tak, jak nikt inny dotychczas – zaczął wywód, nie ukrywając dumy w swoich słowach – Nie zależy mi jednak na wybiciu pozostałych obozów. Bądź co bądź, ale uważam was za ciekawych i silnych ludzi. Radzicie sobie doskonale z tym co macie i zakładacie kolejne obozy, przejmując coraz większą kontrolę nad tym obszarem. Ja jednak chcę mieć asa w rękawie. Chcę kontrolować was w sposób, który nie będzie oznaczał wojny, a jedynie zdrową i uzasadnioną obawę, o bunt. Dlatego, chcę mieć w każdym obozie osobę, która będzie mogła jakoś wpływać na przebieg wydarzeń, a dodatkowo zrobi co trzeba, jakby zaczęło się robić za gorąco. Swego rodzaju szpiega, agenta, nazywaj to jak chcesz.
- I ja mam być tym szpiegiem?
- Nie zrozum mnie źle. Nie mam wcale jakichś wygórowanych wymagań. Chcę po prostu, żebyś pokazał mi swoją lojalność, a dodatkowo, gdy już wrócisz, żebyś był gotów od czasu do czasu trochę namieszać, szczególnie jak wasze obozy będą chciały mi zagrozić. Nie jestem waszym wrogiem. Chcę po prostu zachować kontrolę. Tak jak mówiłem pomogłem wam. Wróciłem dwa dni temu z Grudziądza, gdzie straciłem dziesiątki ludzi. Co prawda nie chciałem tylko pomóc wam, ale cieszę się, że udało mi się to przy okazji. Moim głównym celem było zaatakowanie Złomiarzy, kiedy ci nie wiedzieli za bardzo co się dzieje. Chociaż ja straciłem sporo ludzi to oni stracili ich znacznie więcej. Nie jestem pewien, czy pozbierają się po tym ciosie.
- Co miałbym zrobić, żeby dowieść tej lojalności? – zapytałem.
- Czyli jednak cię to interesuje? Doskonale. Nic trudnego właściwie. Musisz mi przyprowadzić kogoś, kto jest ważny dla Torunia i Inowrocławia. Właściwie gdyby nie fakt, że przydasz mi się tam, to byłbyś idealnym kandydatem. Dlatego wiesz jakie osoby mnie interesują.
- Mam zabić tą osobę? – zapytałem.
- Nie – odpowiedział szybko – Po prostu przyprowadzić ją w jedno z miejsc, gdzie przejmą ją moi ludzie. Wtedy zabiorę ją do siebie i zamknę. Jeżeli, któryś obóz będzie próbował mi zagrozić, załóżmy, że Toruński, to wtedy ty namieszasz od środka, a ja dodatkowo będę miał zakładnika. Oczywiście osoba ta będzie traktowana dobrze. Nie jestem sadystą. Zostanie zabrana do specjalnego miejsca, w którym będzie pilnowana, ale wciąż będzie żyła, będą ją karmił i zapewnię najpotrzebniejsze wygody.
- Zrobię to – powiedziałem po chwili zastanowienia.
- Wiedziałem, że jesteś mądrym człowiekiem – powiedział – Zostań tutaj przez parę dni, żeby odpocząć. Potem podrzucę cię, gdzieś w okolicę Inowrocławia, odpowiednio przygotuje, żeby wszyscy myśleli, że spędziłeś ten cały czas w dziczy.
                Pokiwałem głową.
- Ach i jeszcze jedno. Widziałeś te stado na wschodzie. Wiedz, że będę zmuszony nieco pomieszać w szykach okolicznych obozów i nakieruje je wraz z moimi ludźmi tak, żeby przeszło przez wszystkie te obozy. To będzie swojego rodzaju sprawdzian adaptacji. Oczywiście moi ludzie będą to kontrolowali, więc nie dopuszczę do całkowitej katastrofy. Ale ofiary mogą być.
- Jeżeli uważasz to za słuszne… - powiedziałem cicho.
- Uważam. Dobra, nie zatrzymuje cię już, na pewno jesteś zmęczony. Ja też jestem wyczerpany, a muszę jeszcze spędzić trochę czasu z moją kobietą i rodzicami. Zobaczymy się jutro na śniadaniu – to mówiąc wyszedł, zostawiając mnie i moje myśli same.
                Dlatego, gdy zobaczyłem samotnego Kiciusia, który był wykończony i miał w ręce tylko nóż, uśmiechnąłem się sam do siebie. Dodatkowo byłem niedaleko jednego z punktów, w którym miałem zostawić złapaną przez siebie osobę. Wszystko układało się po mojej myśli. Wciąż byłem nieco rozbity pomiędzy tym co się działo, ale jaki tak naprawdę miałem wybór? Gdybym tylko spróbował mu się sprzeciwić i nie znalazłby w najbliższych dniach nikogo z grupy Bobra w jednej z chatek przygotowanych specjalnie na takie okazje, to z pewnością skierowałby stado w stronę reszty. O ile wierzyłem w siłę Torunia czy Inowrocławia to wiedziałem, że życie jednej osoby, która i tak miała zostać tylko uwięziona, zostałoby przypłacone życiem dziesiątek, a może nawet setek okolicznych ocalałych. Kto wie czy obozy by w ogóle przetrwały taki atak.
                Z drugiej strony mogłem nie wierzyć w to co mówił, w końcu kto mógł tak naprawdę kontrolować trupy. Ale sam fakt jak uratował mnie przed stadem sprawiał, że nie wiedziałem w co wierzyć. Czarek siedział wtedy w samym jego środku wraz ze swoimi ludźmi przy ognisku jakby nigdy nic. Poza tym według tego co słyszałem stado miało iść przy rzece, a jednak odbiło od koryta i podążyło na północ zahaczając po drodze o część Płońska. Nie wierzyłem, że to mógł być zwykły przypadek.
- Irek? – zapytał ochrypniętym, długo nie używanym głosem.
- Tak – odpowiedziałem – Nawet nie wiesz jak dobrze zobaczyć znajomą twarz po tym całym piekle jakie przeżyłem…
                Erni zatrzymał się i ostrożnie spojrzał na mnie. Wciąż w ręce miał nóż i na pewno nie spodziewał się, że ja za paskiem miałem pistolet. Mimo tego wszystkiego wolałem go podejść podstępem. Nie wiedziałem czy by mnie nie zaskoczył, a nie chciałem ryzykować. Poza tym podczas walki mogłem go skrzywdzić, a tego też wolałem uniknąć. Stałem spokojnie i pozwoliłem mu do siebie podejść.
- To jakieś nieprawdopodobne, że się tak spotkaliśmy… - powiedział dziwnym tonem głosu, którego nie mogłem do końca rozszyfrować – Co się z tobą działo? – zapytał jednak po chwili nieco cieplejszym i bardziej przyjaznym głosem – W Inowrocławiu mówili, że wszedłeś w stado trupów i przepadłeś.
- Bo to prawda. Było ciężko. Ale opowiem ci wszystko po drodze. Idziesz do Inowrocławia? Masz tu gdzieś samochód? – zapytałem.
- Nie. To w sumie tez dłuższa historia. Ale idę do Inowrocławia. Właściwie jesteśmy już całkiem niedaleko, ale marszu w nocy nie unikniemy – odpowiedział.
- Właściwie możemy – powiedziałem, starając się nie brzmieć zbyt pewnie siebie – Wiesz zanim jeszcze trafiłem do celi Dziary to byłem członkiem takiego obozu kawałek stąd. No i jak on się rozpadł i trafiłem w te okolice to pomieszkiwałem w takiej chatce. O ile dobrze pamiętam jesteśmy teraz bardzo blisko.
- Wiesz, szczerze wole iść godzinę czy dwie w ciemności niż spać w nieznanym miejscu. Poza tym jesteśmy naprawdę blisko – powiedział nie patrząc nawet na mnie. Mogłem go teraz bez problemu zaatakować w plecy, ale wciąż wolałem poczekać na lepszą okazję.
- To może nie być takie proste. Nie wiem ile nie było cię w obozach, ale głównymi drogami przechodzi początek stada. Cholera wie gdzie pójdzie, ale jak ruszymy tędy to możemy wpaść po kolana w gówno – powiedziałem, prawie szczerze. Wiedziałem, że Stado owszem szło w tą stronę, ale było dopiero gdzieś w okolicach obozu Feline.
                Te słowa zadziałały na Erniego nieco lepiej.
- Już? Cholera jasna… - powiedział zatrzymując się.
- Niestety – odpowiedziałem krótko.
- A ta chatka? Myślisz, że bezpiecznie będzie się tam zatrzymać?  - zapytał.
- No zapewnić nic nie mogę, ale myślę, że jak byśmy zmieniali się na wartach, albo po prostu zamknęli dobrze i nie zwracali na siebie uwagi to powinno być spoko – wytłumaczyłem.
- Racja. Dobra niech będzie, prowadź – powiedział.
Ruszyliśmy przez pola. Chociaż było ciemno to blask księżyca dawał nam trochę potrzebnego światła. Idąc zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedział mi historię o tym jak wraz z grupą konserwacyjną oczyszczał okoliczne drogi i wpadł w ręce kogoś w stylu łowców niewolników, ale udało mu się uciec tylko odłączył się od reszty.
- Myślisz, że… - zacząłem, gdy nagle usłyszeliśmy dźwięk. Momentalnie zeszliśmy na ziemię i zamilkliśmy.
- Masz broń? – zapytał mnie szeptem ledwo przebijającym się przez szum dochodzący z krzaków i delikatnie wiejący wiatr. Pokręciłem głową. Erni chwycił nóż i przyczaił się przy jednym z drzew. Byliśmy teraz na skraju lasu i pola, ale pamiętałem te okolice. Czarek, a raczej Krawiec, jak kazał się nazywać, pokazał mi mapę, którą zapamiętałem bardzo dobrze. Co prawda nie znałem okolic tak jak mógłbym, ale wiedziałem, w którą stronę iść, a chatka była położona właśnie na granicy drzew.
                Poczekaliśmy chwilę nasłuchując dokładnie. Nie ukrywam, że nieco się denerwowałem, ale wątpiłem, że wpadniemy na kogoś jeszcze. To musiał być trup. Moje podejrzenia sprawdziły się. Zza krzaków wypełzł zombie, który miał przekrzywioną nogę z paskudnie wystającą kością. Wydawał dziwny dźwięk przy każdym ruchu. Szedł jednak w naszą stronę. Ernest po chwili rzucił się na niego i bez problemu zabił. Ciało upadło na trawę, a on otarł nóż o ubrania trupa po czym sprawdził zawartość jego kieszeni. Nie znalazł jednak nic przydatnego.
                Ruszyliśmy dalej do przodu.
- To jak było z tobą? – zapytał tak cicho, że przez chwilę nie zdałem sobie sprawy, że jakieś pytanie w ogóle padło.
- Och. Właściwie można powiedzieć, że miałem farta. No i doszło parę nowych blizn – powiedziałem.
- A ta kobieta?
- Pobiegłem za nią, nie wiem co w nią wtedy wstąpiło. Wybiegła prosto w stado. Goniłem ją, ale nie miała szczęścia. Złapały ją. No a ja zacząłem uciekać. Wiedziałem, że nasi nie będą na mnie za długo czekać, więc nie wracałem tam skąd przyszedłem tylko pobiegłem taką trasą, żeby nie dać się okrążyć – zacząłem opowiadać przygotowaną wcześniej historyjkę – Pobiegałem, pozabijałem ich trochę i po jakimś czasie udało mi się uciec. No ale nie wiedziałem za cholerę gdzie byłem.
- I jak znalazłeś drogę?
- Punkty mi pomogły. Znalazłem jeden z nich, a że mapę rozstawienia znałem na pamięć to powoli zbliżałem się na coraz bliższe tereny, aż w końcu wylądowałem tutaj – powiedziałem – O! To ta chatka – powiedziałem widząc, że przed nami maluje się kształt niewielkiego drewnianego budynku. To musiało być miejsce, o którym wspominał Krawiec.
                Podeszliśmy wspólnie. Erni obserwował uważnie całą okolicę i oglądał po raz pierwszy to miejsce. Nie wiedział, że ja też nigdy wcześniej tu nie byłem. Chatka nie była nawet piętrowa. Pod niedużą wiatą były poukładane drewienka na opał. Dwa okna wychodziły na pola. Ganek był wyraźnie podniszczony, deski zostały przez kogoś powyłamywane. Drzwi wyglądały jakby czasy swojej świetności miały za sobą, ale mimo tego solidnie siedziały we framudze. Wiatr zaczął wiać intensywniej, sprawiając, że stojąc przy chatce słyszeliśmy coś podobnego do upiornego zawodzenia. Zadrżałem lekko.
- To jak wejdziemy? Masz tu gdzieś schowany klucz czy coś? – zapytał Erni upewniając się po raz ostatni, że wokół nie ma żadnych trupów ani ludzi.
- Tak – odpowiedziałem. Krawiec powiedział mi, że klucz schowany jest w skrytce pod parapetem jednego z okien. Po chwili grzebania ręka w ciemności namacałem coś metalowego. Wyciągnąłem nieduży kluczyk i dopasowałem go do dolnego zamka w drzwiach. Ten strzyknął metalicznie po czym naszym oczom ukazało się pomieszczenie. Było one duże, gdy tylko weszliśmy do środka przez moment widzieliśmy tylko je. W pomieszczeniu panowała totalna ciemność. Namacałem ręką stolik stojący po lewej i moja dłoń trafiła na trochę większy obiekt. Okazało się, że to lampa. O niej również wspominał mi Krawiec. Przekręciłem kurek i pokój w którym się znajdowaliśmy oświetliło nieco mętne światło.
                Pomieszczenie składało się z dwóch platform. Jedna, ta na której się znajdowaliśmy, była niedużym holem. Stały tutaj zapleśniałe buty, a na podłodze leżał mały, zakurzony dywanik. Oprócz szafki, z której wziąłem lampę, nie było tu już niczego więcej. Drewniane schodki prowadziły jednak na znacznie większe podwyższenie, ogrodzone drewnianą barierką, gdzie od razu w oczy rzucały się dwa miejsca – kuchnia oraz parę leżących na ziemi śpiworów. Wszystko wyglądało na nieużywane od jakiegoś czasu, ale jednak gotowe do przyjęcia potencjalnych gości.
                W oczy rzucały się też drzwi. Wiedziałem co za nimi się znajduje i jak je otworzyć, ale na razie nie wykorzystałem tej wiedzy. Weszliśmy na górną platformę. Postawiłem lampę na jednym ze stołków stojących prawie na środku pomieszczenia. Ernest opadł od razu na jeden z śpiworów.
- Całkiem przytulne miejsce – powiedział.
- Mieszkałem tu przez jakiś czas, musiałem żyć w jakichś warunkach – odpowiedziałem z uśmiechem.
- Masz tu jakieś żarełko? Właściwie od wczoraj nic nie jadłem. No nie licząc odpadków z podobnego domku – pożalił się – I jest nawet kominek. Tylko pewnie palenie w nim nie skończy się zbyt dobrze.
- Właściwie to napalimy w nim zaraz. Opracowałem taki mały system odprowadzania dymu, który sprawia, że ten wylatuje kawałek dalej, a nie przez komin. Nie mogłem już wytrzymać zimnych nocy, więc musiałem coś takiego zrobić – pochwaliłem się.
- Serio? No powiem, że teraz to mi zaimponowałeś – widziałem, że Kiciuś z każdym momentem w bezpiecznym miejscu rozluźnia się coraz bardziej.
- A co do jedzenia, to powinieneś znaleźć puszkowane żarcie w tamtej szafce – powiedziałem wskazując jedną z szafek przy ogromnym palenisku – Albo w tej drugiej. Szczerze nie pamiętam. Tylko najpierw musimy pójść po trochę drewna. Zajmiesz się tym? – zapytałem.
- Jasne – odpowiedział.
                Z entuzjazmem zabraliśmy się do pracy. Kiedy tylko Ernest wyszedł na zewnątrz rzuciłem się pośpiesznie w stronę jednej z szafek. Poza całą stertą konserw i puszek znalazłem to co mnie interesowało. Kolejny klucz. Wiedziałem, że otworzy mi tajemnicze drzwi, za którymi znajdę specjalny stół, do którego będę mógł przywiązać ofiarę i zostawić do czasu, aż przyjdą tutaj Zszyci. Wszystko szło po mojej myśli. Zamyślony schowałem klucz do kieszeni i zacząłem szukać lepszych konserw do zjedzenia. Musiałem się naprawdę mocno zamyślić, bo krok za swoimi plecami usłyszałem pół sekundy przed atakiem.
                Chociaż taka przewaga pozwoliła mi uniknąć śmiertelnego ciosu nożem, ale mimo tego straciłem równowagę i poleciałem na plecy, przy okazji dostając w rękę. Kiciuś nie przestawał. Widać było jednak w jego ruchach zmęczenie. Nie był tak szybki jakby mógł być. Uniknąłem kolejnego ataku i z całej siły kopnąłem go podeszwą w piszczel. Musiałem trafić idealnie, bo złapał się za nogę i poleciał do tyłu. Wstałem szybko próbując wyciągnąć pistolet, ale Kiciuś podniósł się najszybciej jak mógł i zaszarżował na mnie. Obaj polecieliśmy do przodu, a ja lądując ponownie na plecach straciłem dech pod ciężarem napastnika. Usiadł na mnie i uderzył mnie dwa razy w twarz.
- Tak… coś… czułem… – mówił bijąc mnie co słowo – Że… jesteś… podejrzanym… - i tego kim podejrzanym jestem już nie usłyszałem. Postać, która pojawiła się za jego plecami uderzyła go potężnie kolbą karabinu w tył głowy. Ernest zatoczył się i upadł głucho na deski. Zszokowany całkowicie tym co się działo, z początku nie byłem pewien czy to przyjaciel, wróg czy nieznajomy. Zobaczyłem jednak twarz, która od policzka do brody była złożona z czarnawej, przegniłej skóry. Zobaczyłem też szwy trzymające tą dziwną twarz w takim stanie, w jakim ją widziałem. Za chwilę udało mi się dojrzeć kolejnych dwóch Zszytych, którzy stali obok.
- Masz szczęście – powiedział jeden z nich wyciągając do mnie rękę.
Wziąłem ją.

6 komentarzy:

  1. Smutny rozwój spraw że osoba która wydawała się być fajna trafiła w takie bagno i szkoda kiciusia że znowu trafił z topora pod sikiere.
    Też zawiodłem się nad dowódca zszytych, myśli że jest "wybawicielem" a staje się podobny do tyrana z taką różnica że nie chce podbić Torunia i reszty a chce sobie ich podporządkować tak by nawet o tym nie wiedzieli. Sprytne

    OdpowiedzUsuń
  2. Intryga rozsiana, każde działanie jest celowe i przemyślane, mocny przeciwnik na horyzoncie się szykuje ;D Ale powiem, że do końca tego tomu wiele się wyjaśni i sytuacja znacznie bardziej klarowana się stanie :D Bardzo się cieszę, że takie wczucie w wątek Kiciusia i Irka się pojawiło, pochlebia mi to :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części "sam sobie dobrze zrobiłeś" ( noł homo maj friend xd )mnie tylko zastanawia dlaczego zawsze kiciuś, on to jest największym przegranym w tej apokalipsie xd.
      - Strata znajomych/przyjaciół w Białymstoku ( szkoła )
      - Strata Bochena przez Alexa
      - Strata brata z rąk Łapy
      - Więzienie, pobicie, torturowanie w Supraślu
      - Długie rozstanie i samotność po ucieczce Supraślu
      - Obwinanie siebie za ugryzienie Mpd
      - Atak w Płońsku przez ludzi Daliona gdzie zostaje zraniony i pozostawiono mu bliznę
      - Złapanie i torturowanie fizyczne i psychiczne przez ludzi Daliona
      - Śmierć na jego oczach Cinka przez ludzi Daliona
      - Mus zabicia 2 zagrażających osób grupie naprawiającej ulice
      - Atak na jego grupę przez łowców niewolników
      - Po raz kolejna samotna walka by dostać się do znajomych miejsc
      - Zdrada przez znaną mu osobę oraz pokiereszowanie

      Nic dodać, nic ująć. Trzeba przyznać że ma jaja ze stali xd

      Usuń
    2. W sumie trochę takim męczennikiem jest :D Prawda. Ale to pokazuje, że pomimo wszystkiego, ciągle walczy :D Jejku w sumie nie zdawałem sobie sprawy, że ta lista jest już taka długa xD Ale tak naprawdę każdemu dałoby się zrobić podobną, może nie aż tak "przesraną", ale jednak :D

      Usuń
    3. Nie zdziwiłbym się gdyby ta lista za jakiś czas dwukrotnie urosła :D, ale liczę że będziesz łaskawszy dla tej postaci i zaczniesz "znęcać sie" nad osobami które są bardziej irytujące :D

      Usuń