środa, 8 marca 2017

Rozdział 16: Błędy

Rozdział 16, kolejny z perspektywy Bobra. Rozdział nieco w innych klimatach, na pewno pisało mi się go ciekawie i jest trochę inny od pozostałych. Ale to już pozostawiam Waszej ocenie, mam nadzieję, że się wam spodoba, a po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.

POV:
Bobru - Rozdział 16 - Dzień 6
Irek - Dzień 6 - Kieruje się w stronę Torunia
Zuza - Dzień 6 - Jest w Płocku

------------------------------------------------

Rozdział 16: Błędy (BOBRU)


                Obudziłem się nie otwierając oczu. Myśli przelatywały przez moją obolałą głowę szybciej niż rozpędzony Potwór. Wokół mnie panowała kojąca dla bólu cisza. Opcje były dwie – albo byłem martwy i tak wygląda życie po śmierci, albo Łowca wraz z resztą zdołali przenieść mnie do bezpiecznego miejsca. Odczuwanie bólu skłaniało mnie jednak do tej drugiej opcji. Musieli przenieść mnie do Płońska. Na pewno zajęli się mną ludzie Feline. Stado zombie i to wszystko było już tylko wspomnieniem. Leżałem jeszcze chwilę napawając się tym. Próbowałem bez otwierania oczu odgadnąć co jeszcze mnie bolało. Główny ból czułem w głowie i ręce. No nic, pomyślałem zrzucając zasłonę ciemności.
                Znajdowałem się we wnętrzu jakiegoś mieszkania. Wiedziałem dobrze, że baza Feline znajduje się w szpitalu. Przenieśli się tutaj po ataku stada, zapytałem sam siebie. To zdawało się całkiem możliwe. Tak samo jak to, że był to po prostu pierwszy lepszy budynek w mieście. Rozejrzałem się i nagle przeszło mnie naprawdę dziwne odczucie. Wydawało mi się, jakbym już tu kiedyś był. Zaciekawiony spojrzałem w lewo i w prawo. To pomieszczenie zdecydowanie już gdzieś widziałem. Zdziwiło mnie to nieco, w końcu w Płońsku nigdy nie byłem. Przewieziono mnie z powrotem do Torunia lub Inowrocławia? Chociaż nie kojarzyłem tam tego typu budynków, to było jedyne racjonalne wyjście. Zauważyłem, że nie mam u paska pistoletu, ale mój nóż był na miejscu.
                Wstałem ostrożnie i podszedłem do okna. To co tam zobaczyłem złamało mnie całkowicie. Nie były to jednak trupy, ocalali, czy cokolwiek w tym stylu. Za oknem ujrzałem coś co było znacznie gorsze. Znacznie dziwniejsze i na swój sposób przerażające. Jak, zadałem sobie krótkie pytanie. Zanim zdążyłem pomyśleć o tym co się stało lepiej, usłyszałem głosy. Odruchowo przycisnąłem się do ściany. Chociaż starałem się nie robić hałasów to nieco stuknąłem łokciem o ścianę ze strachu. Tym co mnie przestraszyło nie było nawet to co zobaczyłem za oknem. Było to lustro na ścianie. Sama obecność mojego odbicia nie była niczym dziwnym, jednak to jak ono wyglądało wzbudziło we mnie kolejną falę mdlącej niepewności. O co chodzi, zapytałem się w myślach, chociaż miałem ochotę to wykrzyczeć.
                Wyglądałem inaczej. Nie wiedziałem jak dokładnie ubrać to w słowa, ale po prostu mój wygląd był… mniej zużyty. Zostałem ogolony, a włosy wyglądały jakbym dopiero co wrócił od fryzjera. Czy spałem tak długo, że zdążyli mnie ostrzyc? Czy mogłem leżeć w śpiączce jak Pablord? Ile czasu minęło? Nie mogłem znaleźć odpowiedzi na te pytania, a w głowie ziała pustka. Fakt tego wszystkiego nie poprawiał sytuacji ani trochę.
                Musiałem jednak sprawdzić, kto tu ze mną jest. To co zobaczyłem za oknem i w lustrze było bardzo dziwne, ale mogłem znaleźć na to jakieś wytłumaczenie. Stało się i tyle, jest apokalipsa, dzieją się różne dziwne rzeczy. Jednak to co zobaczyłem wychylając się delikatnie zza rogu było gwoździem do trumny mojej psychiki. Przy stole siedziały trzy osoby, a czwarta nerwowo zerkała za okno. W pierwszej chwili liczyłem, że to po prostu Łowca, Krystek, Ika oraz ktoś z ludzi Feline. Nie byli to jednak oni. Co gorsza w większości, nie były to nawet osoby… żywe:
- Stary! Aleś nam stracha napędził! Myślałem, że zginiesz od tego upadku! – krzyknął Ernest.
Milczałem. Nie potrafiłem wydobyć z siebie dźwięku. Jeszcze gorsze było usłyszenie drugiej osoby.
- Cholera wyglądasz jak trup. To pewnie od tego upadku. Jak upadłeś szybko z Ernim podnieśliśmy ciebie i przetransportowaliśmy do pobliskiego bloku. Całe szczęście zero zombie. Było całkowicie czysto. Uprzedzając pytanie od twojego upadku minęły z dwie godziny – powiedział Bartek. Gokujin. Ten, którego śmierć oglądałem podczas ataku Łapy na obóz w Królowym Moście.
- Nie martw się – dodał po chwili Kiciuś, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem – Dzwoniłem do Eryczka. Wygląda na to, że zasięg nie padł jeszcze kompletnie. Ma być za jakąś godzinę w parku przy operze. Da sobie rade. Oprócz niego i Natalii idą również dwaj inni. Bartek i Damian. Pamiętasz? Te ziomki z działki.
Nieznajoma i Bochen obserwowali rozmowę w ciszy. Ich cisza była totalnym przeciwieństwem tego co działo się w mojej głowie. Nie wiedziałem jak zareagować. Nie mogłem jednak tyle milczeć. Cokolwiek to było wyszedłbym na dziwaka albo szaleńca.
- Super – odpowiedziałem słabym głosem.
- Wszystko w porządku Bobru? Wyglądasz naprawdę kiepsko. Jeszcze gorzej niż po upadku – powiedział Bochen.
- Tak… tak – odpowiedziałem ucinając temat i podchodząc do Erniego, który zerkał za okno. Wyglądał inaczej od tego Erniego, który był kierowcą Zbłąkanego Ocalałego. Nie miał blizny na policzku, nie był zarośnięty… Miałem ochotę krzyczeć. Zadać grad pytań. Moje serce pękało widząc żyjącego Goku, Nieznajomą i Bochena. Wizje ich śmierci miałem tuż przed oczami. Pamiętałem dobrze jak uciekałem ze sklepu i Nieznajoma została w nim złapana. Słyszałem smutną pieśń graną przez sznur przyczepiony do latarni i obciążony ciałem Bochena. Czy to co się teraz działo było snem? A może wszystko co przeżyłem to był tylko wytwór mojej wyobraźni? Czy takie coś było w ogóle możliwe?
                Póki nie mogłem dokładniej określić co jest prawdą, a co nie, postanowiłem dać się ponieść temu światu.  Szukałem jednak znaków, czegokolwiek co pozwoliłoby mi dowiedzieć się czy to sen, czy rzeczywistość. Jeżeli jednak był to sen, to niezwykle realistyczny. Czułem to co miałem pod ręką. Na dworze słychać było stłumiony dźwięk trupów.  Odetchnąłem głęboko. Podobnie jak ostatnio czekaliśmy dobre czterdzieści minut, aż w końcu postanowiliśmy zbierać się w stronę opery. Podczas wychodzenia z mieszkania, gdy Bochen zbiegł już na dół wraz z Goku i Nieznajomą, zatrzymałem na chwilę Erniego.
- Stary – chwyciłem go za ramię.
- Hmm? – odwrócił się zaskoczony.
- Muszę ci coś powiedzieć. Tylko nie śmiej się cholera – zacząłem.
Kiwnął głową.
- To wszystko. Ten dzień i wszystkie kolejne… Ja już je przeżyłem. Wiem jak to brzmi, ale pamiętam wszystko. Nie wiem co się ze mną dzieje i czy to co widzę jest prawdziwe. Boję się – głos zadrżał, gdy wypowiadałem ostatnie słowa. Erni spojrzał na mnie. Przez chwilę nie odzywał się jakby analizując wszystko co usłyszał. Zupełnie jak prawdziwy Kiciuś.
- Jesteś pewien? Mam na myśli… leżałeś te dwie godziny, może ci się to śniło? – zapytał.
- Nie! – krzyknąłem nieco za głośno i zbyt gwałtownie – Nie. Mówiliście dokładnie to samo co wtedy kiedy się obudziłem. Tylko, że to było pięć miesięcy temu. Stary nie wiem co się ze mną dzieje. To wszystko przez ten stres. Nie daje rady, a nikt nie jest mi w stanie pomóc tak jak bym tego potrzebował. Nie radzę sobie… - powiedziałem spokojnie.
- Stary musisz wziąć się w garść. Dokończ to co zacząłeś, a potem odpoczniemy i pogadamy. W Królowym Moście. Nie możesz teraz odejść – powiedział zmartwionym głosem przytulając mnie. Te przytulenie również było całkowicie realne. Poczułem samotną łzę spływającą po moim policzku. Czy ja oszalałem? Czy to wszystko to był sen? Przez moją głowę wyraźnie przelatywały obrazy. Łowca, Supraśl, Łapa, Toruń, ciało Natalii, Dziara, zabicie Wojtka, Ben na wózku inwalidzkim, Wielkie Spotkanie Ocalałych, Złomiarze, Zszyci. Zadrżałem. Czy wszystko o co walczyłem tak długo okazało się zwykłym snem?
                Erni poklepał mnie po plecach po czym dał znać żebym szedł za nim. Drżałem cały. Może to rzeczywiście był sen? Przypadkowo pokryło się to z pytaniami, które zadali mi po upadku pięć miesięcy temu, ale może teraz potoczy się to inaczej? Kiciuś widział, że wciąż się tym zamęczam. Spojrzał na mnie.
- Co teraz miało się stać według twojego snu? – zapytał.
- Spotkamy Eryczka, Natalie i ich znajomych. Ale nie będą sami. Będzie szła z nimi obstawa na czele z Cinkiem, Alexem i Goliatem – powiedziałem czując złość na samo wspomnienie o Alexie.
- Cinek? Alex? Goliat? Cholera oby to rzeczywiście był sen… - powiedział.
- Jeżeli jednak to okaże się rzeczywistością… Musimy ich uniknąć lub zabić. Jeżeli tego nie zrobimy to się rozdzielimy. Bochena zabiją i powieszą na latarni… Po prostu zajmijmy się Natalią i Twoim bratem – widziałem jakim wzrokiem patrzył na mnie Erni. Urwaliśmy jednak temat, bo dochodziliśmy już do wyjścia z bloku, gdzie czekała na nas reszta. Ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę parku.
                Przechodząc przez jezdnię zabiliśmy parę trupów. Przebiegliśmy na drugą stronę jezdni, po czym zaczęliśmy się skradać. Erni obserwował mnie dokładnie, ale na twarzach reszty widziałem jedynie zaciekawienie i odrobinę strachu pomieszanego z ostrożnością.  Nie wiedziałem, czy będę miał drugą taką okazję, więc podszedłem do Goku. Miałem milion różnych pytań w głowie, ale zdecydowałem się na to najprostsze.
- Jak się trzymasz stary? – zapytałem.
- A dobrze ziomek. Znaczy dobrze jak na te czasy. Niezłe gówno się porobiło – powiedział. Jego głos był dla mnie jak nektar na wyschnięte gardło. Przed oczami wciąż widziałem jego twarz, kiedy czołgał się do mnie jako trup podczas ataku na obóz w Królowym Moście. Teraz jednak uśmiechał się i chociaż na jego twarzy widać było zmęczenie to dało się też poczuć charakterystyczną pozytywną energię – Ale przynajmniej nie wyszedłem na tym źle. Równie dobrze mogli mnie porobić w szkole, albo co gorsza trafiłbym na jakąś dziwną grupę. A tutaj znajdziemy spluwy i jesteśmy gotowi na wszystko. W końcu doświadczenie z gier się przyda.
                Gdy tak o tym mówił w ten sposób, moja grupa nagle przypomniała mi o grupie chłopaków, których znalazłem w Płocku. Nie różnili się tak bardzo od nas, tylko że, oni chowali się przed światem, a my go podbiliśmy. Dlatego to my zaatakowaliśmy ich obóz, a nie na odwrót. Zbliżaliśmy się już do opery. Od razu w oczy rzucił mi się radiowóz, przy którym widziałem śmierć dwóch policjantów. Okolica wydawała się czysta. Reszta też go zauważyła. Bochen już chciał biec w jego kierunku, ale zatrzymałem go. Zobaczmy co się stanie,  pomyślałem, po czym odezwałem się do reszty:
- Ja tam pójdę. Jakby coś się zaczęło dziać to zostańcie przy tych murkach i nie wychylajcie się nieważne co by się działo – powiedziałem.
- Jesteś pewien? – zapytał Erni, wyraźnie patrząc na mnie.
- Tak. Po prostu tu poczekajcie.
Nie czekając na dalszą odpowiedź ruszyłem do przodu. Biegłem szybko, wiedząc, że lada chwila na horyzoncie powinni pojawić się ludzie Alexa. Dopadłem do radiowozu i zauważyłem dwa trupy. Były jednak w takim stanie, że nawet nie wstawały. Zombie musiał zjeść w takim stopniu, że te nie mogły nawet powstać. Przeszukałem najszybciej jak umiałem kieszenie i kabury. Znalazłem dwa pistolety. Podobnie jak ostatnio w jednym były cztery naboje, a w drugim dwa. Zgarnąłem obie bronie i pędem ruszyłem w stronę murków, przy których zostawiłem resztę. Zauważyłem też, że w parku zaczęło się coś dziać.
                Już z daleko było jasne, że to ludzie Alexa. Cała banda patologicznie wyglądających chłopaków, którzy byli wyposażeni w rury, metalowe pręty i kije. Nie przejmując się na razie nimi podszedłem do swoich przyjaciół i podałem Erniemu pistolet. Miałem nadzieję, że pomoże mi w odpowiedniej chwili.
- Zachowujcie się spokojnie. Znamy z Ernim większość tych ludzi, nie będą mieli za dobrych zamiarów, ale po prostu się nie wychylajcie i nadążajcie za tym co mówię, ok? – poprosiłem resztę. Pokiwali głowami. Wstaliśmy. Grupa Alexa szybko nas otoczyła. O ile ostatnim razem byłem przerażony, to teraz kipiałem nienawiścią. Uspokajał mnie widok tylko dwóch osób. Cinek stał i uśmiechał się wesoło widząc mnie i Erniego. A tuż obok Alexa stała Natalia. Wizja jej ciała leżącego w kałuży krwi na ulicach Ostoi też nawiedzała mnie od czasu kiedy ją zobaczyłem. Chociaż miałem lepsze momenty i po paru epizodach starałem się o tym zapomnieć to uczucie wróciło ze zdwojoną siłą, kiedy Łapa przyznała się do zabójstwa. A teraz zobaczenie jej żywej było jeszcze gorsze. Nie zważając na Alexa i Goliata, którzy zaczęli coś mówić, podszedłem do niej i przytuliłem .Nie spodziewała się do końca aż takich uczuć, ale odwzajemniła przytulenie.
- Tęskniłem – wyszeptałem drżącym głosem. Spojrzała na mnie nieco dziwnie. Wiedziałem, że ona nie rozumiała mojego szczęścia. W końcu gdy spotkałem ją rzeczywiście pierwszego dnia apokalipsy to rozstaliśmy się w wcześniejsze wakacje w pokojowych warunkach i wciąż czasami ze sobą pisaliśmy. Teraz kiedy jednak widziałem ją martwą i miałem szansę raz jeszcze zobaczyć ją uśmiechniętą, poczuć jej ciepło to coś we mnie pękło.
                Sprawa z Łapą też nie dawała mi spokoju. Chociaż nie wyładowałem na niej złości i starałem się chować urazę wiedząc, że Płock był ważniejszym celem to nie wiedziałem co z nią zrobić. Czy dać jej kolejną szansę, czy raz na zawsze wyłączyć ją z mojego życia. Pewnie ludzie, którzy mnie otaczali i wiedzieli o tym co ona zrobiła, nie mieliby z tym problemu i kazaliby mi ją wygonić, albo zabić. Ale ja nie potrafiłem tak łatwo zapomnieć o tym wszystkim. Nie wiem nawet czy chciałem.
Się kurwa porobiło! – sapnął – To co lecimy dalej? Musimy znaleźć jakiegoś kałacha albo bazookę bo inaczej ni chuja z tymi martwiakami.
— Ale dużo nas, damy radę – powiedział ktoś z tłumu.
— Się wie –powiedział Alex, wciąż patrząc zdziwiony na to jak pewnie podszedłem do Natalii.
                Normalnie, w tej chwili Erni wychodził z propozycją pozwolenia nam odejść. Ale teraz nie powiedział nic. Przejąłem inicjatywę.
- To jaki jest plan? Cinek? Alex? Macie jakieś bronie oprócz tych kijków i rurek? – zapytałem uderzając na ambicję.
- Właściwie to jeszcze nie. Ledwo z ośki się pozbieraliśmy przy okazji spotykając Eryczka i resztę – powiedział Cinek wskazując na brata Kiciusia, Natalie i Bartka oraz Damiana, dwójkę z działki.
- Widzieliśmy po drodze z naszego liceum sklep. Może zbierzesz paru ludzi i Alex z Goliatem przejdą się tam, a ty zostaniesz tu z nami, popilnujemy tego palcu i powspominamy. Dawno się nie widzieliśmy – powiedziałem.
- Ja też bym został. Goliat poradzi sobie sam. Weźmie paru ziomków – wtrącił się Alex, najwidoczniej nie chcąc zostawić nas z samym Cinkiem i resztą. Jak zwykle pchał się tam gdzie nie trzeba.
- Jasne załatwię to – powiedział Goliat.
                Krótko po tym zaczął zbierać ludzi i ruszył według moich instrukcji do nieistniejącego sklepu z bronią. Na placu w krótce zrobiło się bardzo pusto. Zaczęło się też robić powoli ciemno.  Przy stole w parku zostali Bochen, Goku, Nieznajoma, Erni, Cinek, Alex i trzech jego kumpli. Postanowiłem trzymać się wcześniejszego planu i kiedy upewniłem się, że Goliat oddalił się już z naszego zasięgu wzroku zaproponowałem Alexowi pójście na zwiad.  Pamiętałem jak oszukał mnie ostatnim razem, atakując zdradziecko od tyłu. Pamiętam ile problemów to mi sprawiło. Co prawda dzięki temu wpadłem na Miczi i jej znajomych, ale to wciąż było do osiągnięcia. Odeszliśmy nieco od reszty i w mroku drzew szliśmy powoli. Słyszałem jak mój przeciwnik oddycha. Byłem pewien, że podobnie jak ostatnio zaatakuje mnie nagle.
                Usłyszałem tylko krótki dźwięk. Stary Bobru z pewnością nie zareagowałby na czas. Ale ja walczyłem już z takimi ludźmi. Pokonałem ich całe mnóstwo żeby dotrwać do momentu, w którym byłem teraz. Odwróciłem się, a pistolet pojawił się w mojej dłoni szybciej niż kiedykolwiek. Strzał rozszedł się echem po okolicy. Alex upadł z dziurą w głowie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że spudłowałem. Ruszyłem w stronę stolików. I wtedy odetchnąłem z ulgą. Chociaż to co działo się na moich oczach było straszne, w końcu znalazłem znak, który mi dokładnie pokazał co się ze mną dzieje. Las rozjaśnił się, a ja stałem na podwórzu Królowego Mostu. Odetchnąłem z ulgą. To sen, pomyślałem. Dawno nie poczułem takiej ulgi. Wystarczyło się obudzić. Czy powinienem spróbować się zabić? Czy w ten sposób ucieknę z tego „świata”?
                Chociaż w całym obozie wydawało się nikogo nie być, usłyszałem krok za sobą. Odwróciłem się. Stał za mną Sołtys. Zobaczenie tej pociesznej, starej twarzy było naprawdę radosne. Podszedł do mnie powoli i spojrzał ostrożnie.
- Co ty tu robisz? – zapytał.
- Próbuje stąd wyjść – powiedziałem zgodnie z prawdą.
Jego twarz jakby złagodniała.
 - Czyli zdajesz sobie sprawę z tego, że to sen? – zapytał zaciekawiony.
- Zdaję. I chcę się obudzić. Zobaczyłem dużo osób, których już przy mnie nie ma. Chcę ochronić tych, którzy przy mnie są. Przykro mi, że nie udało mi się uratować ciebie – powiedziałem zasmucony.
- Ludzie giną i nic na to nie poradzisz. Ani ty, ani nikt. Pamiętaj o martwych i uważaj na żywych chłopcze…
- Przydałbyś mi się. Gdyby nie ty nie zajechałbym tak daleko – powiedziałem.
- Na każdego przychodzi czas, niestety. Ja byłem już stary. Nie szkoda odejść w takim wieku…
- Każde życie się liczy. Każde życie. Niektóre po prostu same proszą się o odebranie. Ale zmieniłem się od czasów Królowego Mostu. Sporo przeszliśmy. Straciliśmy, ale też zyskaliśmy – dawno nie mogłem wygadać się tak swobodnie jak do wizji Sołtysa w mojej głowie.
- Wystarczy już tego – odezwał się kolejny głos w mojej głowie. Odwróciłem się i sceneria znowu się zmieniła. Stałem pośrodku drogi, której nie znałem, a przynajmniej nie kojarzyłem. Przede mną stała Magda z łukiem. Celowała w moją stronę – Wiesz co, żeby ktoś narzekał jak baba, co z ciebie za dowódca – powiedziała. Chociaż mówiła to poważnym głosem to wiedziałem, że żartowała.
- Czym właściwie jest to co się dzieje? – zaciekawiłem się, czy odnajdę odpowiedź we własnej głowie.
- Snem – odpowiedziała krótko po czym wypuściła strzałę. Ta leciała dosyć wolno. Nienaturalnie wolno. Cały świat zaczął się trząść. Poczułem ból w plecach. Zanim pocisk doleciał do mnie otworzyłem oczy w prawdziwym świecie. Wystraszony, próbowałem się wyrwać. Trzymano mnie jednak mocno.
- Ej spokój! – krzyknął ktoś tuż przy moim uchu. To był Łowca. Ulżyło mi. Chociaż wróciłem do piekła, to było ono przynajmniej realne. Postawił mnie na ziemi. Krystek patrzył na mnie z ulgą w oczach. Podobnie Ika. Staliśmy na ulicy. Po obu stronach znajdowały się trzypiętrowe bloki mieszkalne.  Gdzie-nie-gdzie walały się trupy. Żywe dopiero szły w naszą stronę, najprawdopodobniej naszym śladem. Same budynki wyglądały kiepsko. Łowca podał mi karabin.
- Jak dasz radę stać to trzymaj – powiedział. Wziąłem broń w ręce. Był to ten sam karabin, którym strzelałem przez okno Potwora. Wspomnienia ze snu powoli zaczynały się rozwijać, chociaż były zdecydowanie ciekawym przeżyciem. Każdy kolejny krzyk zombie, sprawiał jednak, że ta wizja zdawała się coraz bardziej odległa.
- Ale cię wyjebało za okno… myśleliśmy, że po tobie stary – powiedział Krystek.
- Sza! Nie ma czasu na gadanie musimy wleźć do któregoś budynku bo inaczej po nas – wtrącił Łowca idąc na przód. Szliśmy za nim.  Zobaczyłem na jego plecach karabin snajperski.
- Gdzie jest Potwór? – zapytałem.
- Został na polu. Jakimś jebanym cudem strzeliła opona. Osobiście myślę, że ktoś nas zaatakował. Takie opony nie pękają ot tak sobie – powiedział ze złością.
- A jesteśmy w mieścinie przy Płońsku. Resztę drogi musimy pokonać na piechotę – dodała Ika.
                Przeszliśmy przez uliczkę i w końcu znaleźliśmy miejsce, do zrobienia postoju. Wciąż byłem obolały po upadku, ale podobnie jak po spadku w Białymstoku, nic nie złamałem, co było ogromnym szczęściem. Budynek, do którego weszliśmy był czymś w stylu baru połączonego z księgarnią. Bez problemu dobiliśmy trupa, który jęczał i wyciągał powykręcane ręce w naszym kierunku. Musiał tu być już jakiś czas, bo po wbiciu mu noża w głowę upadł i w paru miejscach pękł, wylewając ohydną maź na spory kawałek podłogi. Usiadłem spokojnie przy jednym ze stołów, Krystek zasunął zamek w drzwiach, a Ika i Łowca szybko przeszukali zaplecze przynosząc po chwili parę butelek piwa oraz zapas ciastek.
- Na pewno wszystko w porządku? – zapytał Łowca.
- Jasne. To był mały szok, ale uratowaliście mnie. Nie wiem jak to zrobiliście w tym całym zamieszaniu, ale jak wylatywałem przez tą szybę to myślałem, ze to koniec – powiedziałem.
- Jak ja odzyskam Potwora? – zadał pytanie mężczyzna, bardziej do siebie niż do nas.
- Jak dojdziemy do Płońska to poprosimy Feline o pomoc. Na pewno coś się wykombinuje – pocieszyłem go.
- Tylko czy z Płońska coś zostało. Jak przeszło przez nie stado to nie wróżę nic dobrego – zauważył Krystek.
- Jak nie spróbujemy to nie zobaczymy. Swoją drogą, dojdziemy stąd prosto do Płońska? – zapytałem.
- Zaraz sprawdzę którędy – dała znać Ika wyciągając mapę, którą zapewne wzięła z tira – Tak. Mamy tam na oko jakieś pięć kilometrów, więc bez większego problemu. A stado ruszyło dalej, te niedobitki – wskazały zombie, które po tym jak zgubiły nasz trop wałęsały się w dalszej części ulicy – też zaraz się znudzą. Jak trochę się to uspokoi powinniśmy iść – zaproponowała.
- Zgadzam się – powiedziałem, po czym wziąłem łyk piwa. Było stare i miało dziwny posmak. Nie pozostało nam jednak nic innego jak picie go i czekanie.

8 komentarzy:

  1. Pozytywnie mnie zaskoczyłeś bombu, fajny motyw z "snem" i ukazaniem choć na chwile osób których już niema aż łezka w oku się kręci. Zleciało szybko ale pozytywnie : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za pozytywny komentarz i cieszę się, że motyw ze "snem" się spodobał :D Taki mały powrót do przeszłości :D

      Usuń
  2. Według mnie mógłbyś ten motyw pociągnąć jeszcze dłużej, taka "druga szansa". Bobru by zobaczył alternatywę i inna historie ucieczki która by sam sobie wymyślił w swojej głowie. Fajnie byłoby zobaczyć co by się stało gdyby bobru wybrał inne decyzję, co by się stało i jak potoczyło dalej. Temu aktowi daje dużego plusa za pomysłowość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem nad tym, żeby nawet zakończyć rozdział w tym "drugim" świecie i nawet kolejny napisać znowu z perspektywy Bobra, żeby namieszać Wam jeszcze bardziej w głowach, ale ostatecznie za dużo będzie się działo w tych najbliższych rozdziałach żeby pozwolić sobie na taki zabieg :P

      Usuń
    2. Śmiesznie brzmiałoby gdyby Bobru śnił czasy ucieczki z Białego w śnie gdzie śni że jest apokalipsa zombie xD Może kiedyś jeszcze ten motyw Ci się przyda i go również ciekawie wykorzystasz ;P

      Usuń
  3. Wow. Moze jestem glupia ale przez chwile serio myslalam ze to naprawde xD. To byloby dosc ciekawe przejsc wszystko od poczatku z nowymi decyzjami, ale przewidywalne w wielu momentach. Szkoda ze tak krotko trwal ten sen :c. Uzylam kiedys takiego motywu w moim opowiadaniu na zakonczenie :D. Zawsze po przeczytaniu nowego rozdzialu u ciebie az mam ochote sama znowu zaczac pisac, ale zazwyczaj na tym sie konczy x3.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Myśli przelatywały przez moją obolałą głowę szybciej niż rozpędzony Potwór"... To będzie dobry rozdział xD

    OdpowiedzUsuń