niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2: Cela numer 3

Rozdział 2 tomu 3, nowa perspektywa! Ta perspektywa jest niezbędna do paru ważnych motywów, które chcę wdrożyć do Apokalipsy w tym tomie. Zbłąkany Ocalały jest świetnym środkiem do przedstawienia zdarzeń z dala od Ostoi, bo jednak trzeba coś pokazywać, prawda? Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.

------------------------------------------------

Rozdział 2 (Erni): Cela numer 3


                Spotkanie z Dziarą było jak zwykle dziwne. Nigdy nie byłem zdania, że jest złym człowiekiem, wręcz przeciwnie, był kimś, kto pomógł mi znaleźć Bobra i resztę, ale jego zachowanie często było strasznie impulsywne, a czasami nawet niebezpieczne. Odkąd usłyszałem o tym całym planie zabicia Karła, wciąż żyłem pełen nerwów i niekoniecznie zadowolony z tego jak się rzeczy mają. Po dzisiejszym zebraniu postanowiłem z początku zająć się Zbłąkanym Ocalałym. W końcu miałem znowu ruszyć w trasę. Całe szczęście tym razem nie będę sam. Cinek, który jakimś cudem dotrwał aż tutaj, będzie ze mną. Cieszyło mnie to niemiłosiernie i sprawiało, że nie patrzyłem na kolejną wyprawę z rezerwą. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że będę mógł się wyrwać z nieprzyjemnej sytuacji panującej w Ostoi.
                Gdy Pablord spytał mnie ostatnio, co myślę o całej sytuacji nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Dziara był moim przyjacielem, a dodatkowo szefem, dlatego ciężko mi było wskazywać jakie błędy popełnił, lub chciał popełnić. Karzeł z kolei był łatwiejszym celem mojej krytyki, ponieważ niektóre jego decyzje rzeczywiście były dziwne. Mieszkałem w Ostoi od około dwóch tygodni, może więcej i zdołałem już poznać tego człowieka. Nie sprawiał złego wrażenia jeżeli chodzi o zachowanie – zawsze wesoły, skory do pomocy i wyjaśnienia konfliktów. Jednak miał te chwilę, w których widziałem w nim ogromny kontrast. Poznałem podczas apokalipsy mnóstwo ludzi, którzy umieli dowodzić innymi i z pewnością Karła nie zaliczyłbym do tych najlepszych z najlepszych. Bobru, Łapa, Dziara, to byli ludzie, którzy potrafili podejmować dobre decyzje, chociaż zazwyczaj nie były one łatwe.
                Pamiętałem jakby to było dziś, gdy Bobru stanął przed wyborem co zrobić z Dalionem i pomimo sentymentu nie patrzył na to, co kto chcę, a na to jak powinno być. Łapa z kolei stworzyła sieć osób w okolicach Królowego Mostu. Potężną sieć. Coraz to kolejne osoby okazywały się być jej częścią i myślę, że gdyby nie kolejna świetna decyzja Bobra, ta z połączeniem sił, to dzisiaj wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
                Jednak tym, co zaskakiwało mnie najbardziej byłem ja sam. Przemiana, która zaszła w moim zachowaniu i wyglądzie była na tyle ogromna, że nawet mi udało się ją zauważyć. Dalej starałem się być obiektywny i sprawiedliwy, ale coraz częściej musiałem dostosowywać się do świata. To podróże Zbłąkanym Ocalałym nauczyły mnie tego wszystkiego. Nie obdarowywać nikogo zbyt dużym zaufaniem, grać twardego dupka, który będzie budził strach i respekt i groźny wygląd. Te trzy rzeczy sprawiły, że osoby, które spotykałem na drodze nie były na tyle odważne, żeby coś ze mną zrobić. Chociaż po tym co stało się z Mateuszem, przez moją własną głupotę i nieuwagę, dałem się podejść Henrykowi i jego synowi.
                Miałem nadzieję nie powtórzyć tego błędu już nigdy. Idąc przez uliczkę i mijając ludzi, którzy spędzali wolny wieczór kręcąc się po mieście, skierowałem swoje kroki do garażów. Znajdowały się one przy wschodnich wjazdach do Ostoi. Jednak ten, który interesował mnie, był przy środkowym wjeździe i właśnie tam się udałem. Klucze do garażu miałem tylko ja, ale miałem zamiar dać jeden komplet Cinkowi. Przywitałem skinieniem głowy ludzi pilnujących barykady i schyliłem się, żeby zlokalizować wzrokiem zamek, umieszczony gdzieś przy samej ziemi. Gdy udało mi się go namierzyć włożyłem kluczyk i przekręciłem, po czym z zapałem podniosłem blachę i spojrzałem na mój autobus.
                Mój wybawca i moje hobby. Bez niego nie wydostałbym się z Supraśla, nie dotarł tutaj oraz z pewnością nudził o wiele bardziej, dostając jakąś nudną pracę. Ale całe szczęście byłem kierowcą autobusu. Kimś absolutnie niesamowitym. Opuszczałem bezpieczne mury nawet częściej od Czerwonych Flar, chociaż nigdy nie zostałem uhonorowany tym statusem.
                Pewnym krokiem wszedłem do wnętrza garażu i rozejrzałem się. Praktycznie wszystko było gotowe do renowacji autobusu, ale po zrobieniu szybkiego przeglądu uznałem, że mogę zająć się tym jutro. Potrzebowałem teraz towarzystwa i odpoczynku. Zwykłego relaksu. Sprawdzając wszystko ostatni raz opuściłem garaż i zamknąłem go, chowając kluczyk do kieszonki w kamizelce.  Miałem parę opcji do wyboru, ale po krótkim namyśle, postanowiłem ruszyć do baru. Przy odrobinie szczęścia zastanę tam kogoś znajomego i wraz z nim spędzę ten wieczór.
                Przemierzając ulicę Ostoi zastanawiałem się nad wieloma rzeczami, ale nie chciałem pogłębiać swoich myśli. Co prawda byłem osobą, która bardzo dużo myślała i lubiła to, ale czasami człowiek potrzebował po prostu spokoju i wyciszenia. Paradoksalnie nie oznaczało to odcięcia od muzyki, ludzi i wszystkich wydawanych przez nich hałasów. Wręcz przeciwnie. Czasami kochałem usiąść gdzieś w barze, zamówić piwo i obserwować wszystko co dzieje się wokół, słuchając przy tym dobrej muzyki. Teraz ciągle leciało to samo, bo oczywiście nie istniały już stacje radiowe, dlatego byliśmy raczeni tym co Czarek miał na składzie. Bo tak nazywał się właściciel jedynego baru w okolicy wielu kilometrów. Przynajmniej jeżeli chodzi o liczenie tych otwartych barów.
                Gdy dotarłem na miejsce już z daleka słyszałem muzykę i głośną mieszankę głosów i krzyków. Typowa atmosfera. Wszedłem jakby lokal należał do mnie, pewność siebie to podstawa. W środku było jak zwykle wesoło i tłoczno. Za barem stało dużo przeróżnych trunków, oraz znajomy już mi barman Czarek. Po drodze między ladą, a wejściem było około dziesięciu stolików, oraz oczywiście sam bar. Gdy tylko wszedłem, osoby stojące najbliżej mnie podchodziły i witały się. Rozpoznałem Giganta, który siedział i gadał z kimś z barykady południowej. Kawałek dalej zobaczyłem Bobra, Pablorda i Krystka, którzy zauważając mnie machnęli zachęcająco na znak żebym podszedł.
                Przy samym barze siedziała Miczi, przywitałem się z nią, bo bądź co bądź ostatnimi czasy spędziliśmy sporo czasu razem i to zżyło nas jakoś. Zostaliśmy dobrymi kumplami. Przybiłem żółwika z barmanem i rzuciłem tylko „to co zwykle”, po czym wyciągnąłem z kieszeni paczkę gum do żucia i rzuciłem mu. Czarek wyszczerzył się, ukazując lekko niekompletny garnitur zębów po czym pogłaskał swojego kota, który zawsze, całymi dniami, towarzyszył mu niczym nierozłączny kompan. Było to coś pięknego, sam zawsze marzyłem o zwierzaku, ale niestety apokalipsa zniweczyła moje plany.
                Odbierając duży kufel piwa przecisnąłem się pomiędzy ludźmi i usiadłem przy Pablordzie, Bobrze i Krystianie. Tego ostatniego znałem najsłabiej, ale nie był moim wrogiem. Był po prostu znajomym. Zawsze dzieliłem ludzi na dobrych i złych, przyjaciół i wrogów i nie uznawałem czegoś takiego jak neutralność. Zawsze starałem się opowiedzieć po którejś ze stron.
                Usiadłem ciężko na krześle i przywitałem się z całą ekipą. Możliwe, że nie zobaczę ich przez parę następnych dni, od razu po tym jak wyjadę, więc wolałem się nacieszyć ich towarzystwem. Bobru palił z Krystianem papierosy, które uderzały w nozdrza tanim tytoniem. Zauważyłem, że w tych czasach ludzie chwytali się wielu używek, próbując uciec dzięki temu od rzeczywistości. Ja osobiście nie paliłem, ale za to zdarzało mi się wypić. Najczęściej nie dużo, tyle żeby się rozgrzać w zimniejsze wieczory, lub odrobinę poprawić sobie humor.
- Jednak przyszedłeś stary! – ucieszył się Bobru zaciągając się papierosem i puszczając duże kółko z dymu.
- Taa… Nie mam siły dzisiaj czyścić autobusu. Trza się trochę wyluzować, w końcu niedługo ruszam – powiedział.
- W ogóle świetna sprawa z tym barem. To miejsce jest po prostu cudowne, czas leci jak szalony, a ty całkowicie zatracasz się w tym wszystkim – powiedział mądrze Bobru biorąc łyk swojego piwa.
- Wracając do mojej opowieści – wtrącił Krystian – Tak straciłem dwójkę towarzyszy i jak wiele osób stąd zostałem sam, ale dotarłem tutaj. Póki nie spotkałem Pablorda czułem się zagubiony, ale wraz ze spotkaniem kogoś choć trochę znajomego udało mi się zaaklimatyzować w tym miejscu – powiedział wesoło zaciągając się papierosem.
- To całkiem magiczne. Tyle osób pomyślało właśnie o Toruniu – wykrzyczał Bobru, widocznie odrobinę podpity, ale wciąż twardo trzymający się świata – W ogóle zaplanowałeś już kogo weźmiesz ze sobą oprócz Cinka?
- Jeszcze nie… Chociaż zastanawiam się poważnie nad wzięciem Łowcy. Wiem, że teraz załapał się na fuchę konstruktora, ale myślę, że reszta poradzi sobie bez niego, a dobrze wspominam jego pomoc i złote rady – powiedziałem wspominając towarzysza.
- To nie głupi pomysł – powiedział Pablord.
- Oj nie głupi! – dołączył do niego Bobru – Łowca na pewno się ucieszy z faktu wyruszenia znowu w świat. Z tego co zdążyłem zauważyć nie lubi za bardzo być w jednym miejscu zbyt długi czas.
- Zapytam go jeżeli tak jutro – obiecałem sam sobie.
                Czas leciał szybko, a my gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Kolejne osoby wchodziły i wychodziły z baru, a Czarek donosił nam co jakiś czas piwa. Gdy w końcu Krystian powiedział, że musi iść, żeby wstać z rana do roboty pomyślałem, że mogę poruszyć pewien temat.
- Skoro zostaliśmy tutaj sami – ściszyłem nieco głos i nachyliłem się do stołu – To możecie mi powiedzieć co myślicie o planie Dziary i aktualnej sytuacji?
Pablord i Bobru wymienili się spojrzeniami.
- Właściwie to… - zaczął Pablord.
- Obaj jesteśmy niepewni jego działań – dokończył Bobru.
- Ja w sumie trochę się obawiam tego wszystkiego. W sumie poza nami i resztą Czerwonych Flar nie zostanie tu nikt, kto może jakoś pilnować sytuacji. Wiecie co mam na myśli… - zdradziłem swoje obawy reszcie.
- Nie do końca – wtrącił Pablord – W końcu zawsze zostają tu takie osoby jak Szeryf, czy osoby, które dotarły tu z wami i objęły jakieś ważniejsze stanowiska. Na przykład Sołtys. Według mnie wydaję się być człowiekiem bardzo mądrym i zdecydowanie dużo osób się z nim będzie liczyło.
- Sołtys nie będzie się raczej mieszał w konflikty, będzie stał w cieniu i starał załagodzić to co się dzieje – powiedział Bobru – A co powiecie mi o Szeryfie? Bo poznałem go, ale wciąż nie wiem jaki to naprawdę jest człowiek.
- Hmm właściwie to jest całkiem w porządku – powiedział Pablord – Jest trochę dziwny, ale poza tym myślę, że ma tu na tyle silne względy i jego słowa liczą się na tyle, że będzie umiał utrzymać tu porządek. Zresztą nie wszystkie Czerwone Flary opuszczają bazę. Wręcz będzie ich tu więcej niż zazwyczaj – pociągnął łyk piwa z kufla – Mateusz przecież będzie tutaj niedługo, a wszyscy pozostali też mają się tu zebrać. Filip i Maciek. Poza tym Agnieszka też ma wrócić na dniach.
                Te słowa pocieszały i sprawiały, że była jeszcze nadzieja na spokojny wyjazd i nie myślenie o tym co dzieje się w domu.
- Właściwie to co takiego nie pasuje Dziarze z Karłem? Bo jednak budowali tą społeczność razem, a taka nagła zmiana zachowania jest dziwna… - powiedział Bobru.
- Myślę, że Dziara troszkę przesadza, ale mogę cię zapewnić – zacząłem – że Dziara zrobi wszystko dla ludzi z tego obozu. Nawet jeżeli będzie się to wiązało z kiepskimi decyzjami. Ostatecznie wszystko powinno wyjść na lepsze.
- Mam nadzieję Erni… - odpowiedział.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, ale w końcu zmęczenie zaczęło dawać o sobie znać i pożegnałem się z Bobrem i Pablordem po czym opuściłem bar. Lekko chwiejnym krokiem zmierzałem do domów, a konkretnie tego, gdzie mieszkali właściwie wszyscy, których znałem. Przy wejściu spotkałem Miczi, która popijała ciepłą herbatę patrząc na niebo. Burknąłem do niej, na tyle na ile pozwalał mi aparat mowy, dobranoc, na co ona odpowiedziała mi kiwnięciem głowy.
                Gdy zacząłem się wspinać po schodach, okazało się, że nie jest to takie łatwe. Alkohol w połączeniu ze zmęczeniem był mieszanką wybuchową. Mało nie spadłem ze schodów, a gdy w końcu zacząłem się pijacko na nie wtaczać to o mało nie potknąłem się o jeden i nie poleciałem do przodu. Całe szczęście pierwsza para schodów była za mną ,kiedy nagle usłyszałem, że ktoś mnie woła. Po pijaku często różne rzeczy potrafiły ze mną rozmawiać, więc nie zwróciłem na to żadnej uwagi, ale gdy w końcu wołanie było za głośne i zlokalizowałem je zza moich pleców to odwróciłem się i zobaczyłem Maćka. Zaświecił swoimi nienaturalnie białymi zębami i zawołał wesoło.
- Ernest trzymasz się?
                Zasapałem z gniewem.
- Po to przerywasz mi tą czynność? – zapytałem.
- Spokojnie kowboju – powiedział wybuchając śmiechem – Mam dla ciebie wiadomość.
- Od kogo? – spytałem.
- Zgaduj – powiedział szybko i wyszczerzył zęby.
- Przysięgam, że zaraz Czerwone Flary stracą jednego członka… - zaczałem.
- Jezusicku, spokojnie – zaćwierkał jak zwykle pełen energii do życia Maciek – Od Dziary.
- Jaka jest jej treść? I przysięgam jeżeli odpowiesz „zgaduj” to cię zabiję – wysapałem.
- Jejku po alkoholu robisz się naprawdę nieprzyjemnym człowiekiem. Kto by pomyślał, będzie kierował autobusem, a upijasz się jak szalony. Dodatkowo… - zaczął Maciek.
- DO RZECZY! – krzyknąłem.
- Jutro w południe na barykadzie. Nie wiem po co, nie wiem jakie plany ma Dziara. Po prostu masz tam być – powiedział trochę poddenerwowanym tonem, chociaż z jego twarzy wciąż nie zniknął uśmiech.
- Suppper. Świetnie. Dobranoc – powiedziałem ucinając rozmowę i kontynuując wspinaczkę. Maciek nie odpowiedział, a przynajmniej ja tego nie słyszałem.
                Gdy w końcu wspiąłem się na trzecie piętro, czułem, że zaraz opadnę i zasnę. Wszystko rozmazywało mi się, a kolana same uginały się pod moim ciężarem. Potem miałem dziurę w pamięci i w sumie nie pamiętam jak znalazłem się w łóżku. O dziwo nie było to łóżko w moim pokoju. Jedyne co pamiętałem to burza czerwonych włosów, a potem obudzenie się rano.
                Zdecydowanie nie był to mój pokój, a dodatkowo męczył mnie okropny kac. Głowa bolała mnie tak, jakby rozgrywała się tam osobna apokalipsa zombie.  Wstałem i zauważyłem, że na łóżku siedziała dziewczyna, nie widziałem jej tu wcześniej. Miała długie, rude włosy i piegi na twarzy. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami i zacisnęła drobne usta. Najwyraźniej nie była jednak na mnie zła. Śmiała się.
- Jak ja się tu znalazłem? – zapytałem zachrypniętym głosem.
- Przyszedłeś nawalony jak cholera i chyba pomyliłeś drzwi oraz piętro. Z tego co wiem mieszkasz na piętrze trzecim, a to jest drugie – powiedziała z rozbawieniem.
- Cholera – skwitowałem krótko – Która godzina?
- Dochodzi dwunasta. Nie usłyszę żadnego… - zaczęła.
- Cholera jasna! Muszę lecieć. Wielkie dzięki za opiekę i przepraszam – powiedziałem z trudem wstając.
- Aleś ty w gorącej wodzie kąpany – powiedziała, widząc jak szybko nakładam buty i zmierzam do wyjścia.
- Przepraszam… W ogóle to jak masz na imię? – zapytałem z grzeczności. Wiedziałem, że zaraz muszę stawić się na barykadzie, żeby spotkać się z Dziarą.
- Zuzia. Wisisz mi kawę za tą przysługę, więc pamiętaj, że nie zostawię tego od tak – powiedziała uśmiechając się.
- Masz to jak w banku. A teraz lecę wybacz – to mówiąc wybiegłem z mieszkania. Schodziłem szybko, żeby jak najszybciej dotrzeć  do barykady. Zabawna sytuacja, jak mogłem wylądować u tej dziewczyny? Chociaż była ładna. Gdy wybiegłem na dwór zauważyłem, że pada deszcz. Nie była to ulewa, ale zimne krople  natychmiast uderzyły we mnie rozbudzając mnie do końca. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że Maciek nie powiedział mi wczoraj, na którą barykadę mam się stawić. Postanowiłem zaryzykować i pobiegłem w stronę tej, przy której był zaparkowany Zbłąkany Ocalały.
                Całe szczęście okazało się, że strzeliłem prawidłowo. Już z daleka zobaczyłem stojące na barykadzie postaci. Wyglądało to niesamowicie, sześć osób stojących w łunie słońca, które znajdowało się kawałek nad nimi. Strzelali, podejrzewałem, że do zombiaków, ale i tak z ciekawością podszedłem bliżej. Idąc w ich kierunku wypatrywałem tęczy, w końcu deszcz w połączeniu ze słońcem zawsze tworzył tą niesamowitą paletę barw przecinającą niebo.
                Na barykadzie stało trzech strażników, w jednym rozpoznałem Ryszarda. Był dobrym człowiekiem i świetnie się sprawdzał w swoim zadaniu. Kolejnymi trzema osobami były Bobru, Szeryf i Dziara. Przywitałem się z każdym po kolei i spojrzałem zaspanym, zmęczonym po wieczornych wojażach wzrokiem. Obserwowałem chwilę trupy tłoczące się w niedużej grupie przy barykadzie i kolejne kule, które je ostatecznie zabijały.  Gdy padł ostatni trup odwróciłem się do towarzyszy.
- Jakie plany? – zapytałem.
- O stary, wyglądasz jakbyś miał ciężki wieczór – zaczął Dziara głosem, który świdrował mi w głowie.
- Nawet mnie tak nie wzięło po wczorajszej „imprezie” – powiedział Bobru akcentując ostatnie słowo dosyć wyraźnie.
- Zabieram was do celi numer trzy – powiedział Szeryf. Jak zwykle pełen energii, ze swoim kapeluszem i okularami.
- A kto jest w celi numer trzy? – zapytałem.
- Podejrzany o morderstwo jego dziewczyny – powiedział wskazując palcem Bobra.
- I do czego jestem potrzebny? – kontynuowałem wodospad pytań z nadzieją, że zaraz będę mógł przejść się do baru, zjeść coś i napić się herbaty z cytryną.
- Ja poprosiłem o to, żebyś tu był, wybacz stary, ale po prostu potrzebuję kogoś w pełni zaufanego – powiedział Bobru.
- Spoko – odpowiedziałem krótko.
- Więc ruszajmy! – zawołał wesoło Szeryf.
                Więzienie znajdowało się na południu Ostoi. W części, w której większość budynków nie była w stanie używalności, a te zajęte, były najczęściej nieciekawymi miejscami. Mieliśmy tu więzienie, biuro Szeryfa, parę schronów oraz zbrojownię, gdzie trzymaliśmy ogromne zapasy amunicji i broni. Co ciekawe od kiedy przyjechali tutaj żołnierze, wraz z Gigantem i Natalią to zwiększyli znacznie ilość naszej amunicji, co ucieszyło zarówno Dziarę jak i Karła.
                Więzienie było obskurnym budynkiem, który miał jedno duże pomieszczenie, w którym czas wolny spędzali strażnicy oraz podziemia, gdzie znajdowały się cele. O ile pokój strażników sprawiał całkiem miłe wrażenie to po wejściu do podziemia człowieka łapał dół. Nie było tam prawie żadnego światła, oprócz jednej lampy ze słabą żarówką, oświetlającej długi korytarz z obu stron otoczony celami. Było tutaj raczej pusto, w końcu przestępcy albo ginęli na miejscu, albo popełnili na tyle małe wykroczenia, że byli puszczani wolno. W pierwszej celi siedziała kobieta, która obserwowała nas przez kraty ze smutkiem na twarzy. W sumie tylko Szeryf i jej ofiary, wiedziały co ona właściwie zrobiła. Druga cela była zajmowana przez dwójkę ludzi wyglądających identycznie. Ci zachowywali się nieco bardziej agresywnie, bo krzyczeli coś do nas uderzając w kraty, ale Szeryf szybko ich uspokoił przejeżdżając pałką po palcach.
                W trzeciej celi był Jakub. Gdy usłyszałem o śmierci Natalii to zrobiło mi się naprawdę przykro. Zarówno ona jak i Bobru chcieli się w końcu spotkać i walczyli o to przez całą trasę, która ja już pokonałem nie jeden raz i wiedziałem jaka ciężka jest. Gdy w końcu mieli się spotkać Natalia została zabita dwie ulicę dalej od miejsca, w którym był Bobru. Co prawda nie było pewności, że zrobił to ten staruszek, który z tego co wiem był kanibalem, ale został znaleziony na miejscu zdarzenia jako jedyny. Z tego co słyszałem to chciał coś powiedzieć gdy go aresztowali, ale dostał do Giganta tak mocno, że stracił połowę zębów. Teraz widać było na jego twarzy złość i bezradność, a braki w zębach nadawały mu groźnego wyglądu.
                Stanęliśmy we czwórkę przed celą i patrzyliśmy. On również nas obserwował.
- Z tego co słyszałem to starzec nie chciał nic mówić, myślisz, że ktoś z nas coś z niego wyciągnie? – zapytałem.
- Obiecał, że jeżeli przyjdzie tu Bobru i pojawię się ja to przemówi – powiedział Dziara.
- To prawda? – zapytał Bobru.
- Ta – odpowiedział krótko i nieco sepleniąc Jakub.
- A więc? Zabiłeś Natalię? – zapytał Szeryf.
- Próbowałem ją uratować w przeklęte skurwysyny – zaseplenił Starzec.
- Więc kto ją zabił? – zapytał z gniewem w głosie Bobru.
- A jak myślisz? – zapytał Jakub uśmiechając się.
- Nie wiem, dlatego cię o to pytam! – odpowiedział.
- Znasz tą osobę, bo podczas podróży tutaj umilała ci wolny czas. Potem przyczepiła się mnie i przez to ja tu teraz siedzę, a nie ona – wyszeptał ze złością kanibal.
                Widziałem, że Bobru zamyślił się. Wiedziałem co mu chodzi po głowie. Wiedziałem co każdemu, kto zna Łapę chodzi po głowie. Czy to mogła być ona? Nie wiadomo.
- To ciebie znaleziono przy ciele pieprzony kłamco! – wybuchnął Bobru.
- Wiesz co, żal mi cię. Naprawdę żal. Jesteś tak zaślepiony jej piękną buźką, że nie widzisz, że za twoimi plecami niszczy każdego, kto się jej nie spodoba! – odburknął Jakub.
- Zamknij się przeklęty morderco. Jesteś tylko kanibalem i gdybym tylko wiedział to wcześniej to w życiu bym się nie zgodził na to, żebyś jechał z nami. I Natalia by żyła. Mam nadzieję, że zgnijesz tu – powiedział Bobru po czym zaczął się cofać do wyjścia. Nikt go nie zatrzymywał, każdy wiedział, że to dla niego ciężkie.
- Jesteś wciąż głównym podejrzanym i nie wypuszczę cię stąd Jakubie – powiedział Szeryf.
- W dupie mam ciebie i całe to miejsce. Widzę co tu się dzieje, wszystko się rozpada. I chociaż nie jestem tym pierdolonym mordercą to możecie być pewni, że jeżeli uda mi się stąd wyjść w jakiś sposób, to zabije każdego ślepego idiotę. Zapłacicie mi za wszystko! – wykrzyknął Jakub.
                Dziara spojrzał na niego z zaciekawieniem.  Następnie zerknął na mnie i Szeryfa i po cichu do nas wyszeptał.
- Dajcie mi z nim porozmawiać, mam świetny pomysł. Spotkamy się później.
Spojrzeliśmy na siebie z Szeryfem po czym bez pytań opuściliśmy podziemia. Szeryf został na górze, ale ja wyszedłem. Miałem tego dość. Miałem nadzieję, że Dziara wymyśli coś dobrego. Może to miało związek z jego planem. Nie miałem z kolei pojęcia po co była ta cała szopka. Bobru się tylko zdenerwował, ale może to miało jakiś głębszy sens?
                Nie miałem czasu na dalsze myślenie, czas było działać. Ruszyłem poszukać Cinka i przygotować pojazd do odjazdu na wschód. Spojrzałem na niebo i zauważyłem tęczę. Miałem nadzieję, że to zwiastun czegoś dobrego. Z tą myślą ruszyłem przed siebie.

6 komentarzy:

  1. "Nie była to ulewa, ale ZIMNA krople natychmiast uderzyły we mnie rozbudzając mnie do końca." :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się zastanawiam kto będzie narratorem w 3 perspektywie. Mówiąc szczerze, strasznie podobają mi się rozdziały w Ostoi, takie spokojne miejsca to fajna odskocznia od ciągłej akcji. A pomysł z perspektywą Erniego był super, czasami trzeba coś zobaczyć(przeczytać) co jest poza Ostoją, choć boję się, że Erni odbędzie spotkanie z Gangiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. *klask* *klask* *klask* Niesamowita historia, wkręciłem sie niesamowicie. W 3 dni wszystko przeczytałem i praktycznie nie rozstając sie z bohaterami czekam na dalsze ich losy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wut? Jak to Erni? Ale żeś dowalił xD A gdzie moja Łapa i Dziara albo Karzeł? Jak Ty żeś to zrobił Oo
    Choć muszę przyznać, że dialog pijanego Erniego z Maćkiem był uroczy. Bardzo mnie rozbawił :D Choć nie jestem pewna czy picie przed podróżą jest dobrym pomysłem. W końcu "nie jeżdżę po alkoholu"!

    Z tym Jakubem to nie wiem jak zrobić, żeby ktoś mu uwierzył. Coby nie powiedział, to każdy okrzyknie go kłamcą. Z drugiej strony jak rozpoznać prawilnego człowieka? Tak czy siak łapa powinna zostać "przesłuchana", nie ma alibi, ludzie powinni dojść do wniosku, że mogła to zrobić. Tylko pytanie brzmi, co wtedy jak już się wyda, że to łapa? Wszystko się zmieni. Relacje ulegną zmianie. Uczucie miedzy Łapą a Bobrem pęknie, a nie jestem pewna czy tego bym chciała. Bobru nie będzie umiał znowu zaufać Łapie po tym jak się dowie prawdy. Będą trzymać się od siebie z daleka ;( Szkoda. Wygląda na to, że ta relacja dąży do zagłady xD

    Same wątpliwości do co planu Dziary. Nie znam do końca sytuacji, nie potrafię wyrobić sobie zdania i mam mieszane uczucia, ale ufam, że Karzeł spisuje się jako tako na stanowisku przywódcy i nie potrzeba go zabijać dla dobra ogółu, bo wcale nie wiadomo czy Dziara taki kozak, poradzi sobie z przywództwem, kiedy to na nim będzie ciążyć odpowiedzialność. Bo to przypomina oglądanie Millionerów w domu. "o wiem wiem, C, bałwanie, Zaznacz C" *uczestnik zaznacza B i przegrywa* Ooo, mówiłem Ci C.... ale gdy okazuje sie, że uczestnik wygrał to siedzimy cicho. "gramy dalej". Tak samo tu mi to trochę przypomina taką właśnie sytuację. Że dziara krytykuje, ma inny pomysł, ale nie jest powiedziane, że to dobra droga. Narazie to moja wstępna opinia. Może ją zmienię jak poznam wiecej szczegółów :P

    Tak więc czekam na kolejny rodział.

    Pozdrawiam i weny życzę :D

    C.

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Erniego pasuje mi ta piosenka:
    http://www.tekstowo.pl/piosenka,metallica,wherever_i_may_roam.html

    OdpowiedzUsuń