sobota, 24 października 2015

Rozdział 23: Przemarsz

Rozdział 23, kolejny z perspektywy Irka. Wraz z resztą Irek stawia ostatnie punkty. Cała grupa coraz bardziej zagłębia się w nieznane terytoria. Są bardzo zmęczeni i chcą jak najszybciej wrócić do domu.

POV:
Rozdział 23 - Irek - Dzień 10 - 11
Bobru - Dzień 10-11 - Jest w Grudziądzu
Olaf  - Dzień 10-11 - Jest w okolicach Grudziądza

----------------------------------------

Rozdział 23 (Irek): Przemarsz


                Chociaż przysypiałem, to co jakiś czas się budziłem, żeby zobaczyć, gdzie aktualnie jesteśmy. Wyjeżdżaliśmy jeszcze bardziej na wschód. Były to tereny znajdujące się daleko od znanych mi obozów i wiedziałem, że będzie tu coraz ciężej. Zostało nam jeszcze pięć punktów i każdy był kawałek dalej od następnego. Nie wiedzieliśmy, czy nie ma tu innego obozu, gdzie ocalali starają się przetrwać, tak samo jak my w Toruniu czy Inowrocławiu. Chociaż Ben nie wspominał nam o niczym, to wciąż istniało takie ryzyko.
                Wszyscy byli zmęczeni.  Chciałem jednak, żebyśmy jak najszybciej wykonali tę misję i wrócili na nasze tereny. Byłem coraz bardziej ciekaw co dzieje się w tym czasie z pozostałymi grupami. Każdy miał swoje zadanie i chociaż nasze póki co nie sprawiało większych problemów, to byłem pewien, że grupy uderzające na Złomiarzy mogły mieć tarapaty. Każdy jednak miał swoje zadanie i od ich powodzenia zależało wiele rzeczy, ale przede wszystkim pokój i sojusz między okolicznymi obozami.
- Nie powinniśmy się gdzieś zatrzymać? Ledwo widzę na oczy – zapytał Krystek.
- Jak u ciebie Dymitr? – zapytał Gigant.
- Też bym się przekimał. Nie jest jeszcze najgorzej, ale jeszcze z godzina i usnę przed kółkiem.
- Ja mogę cię zmienić – zaproponowała kobieta z Inowrocławia.
- No nie wiem paniusiu. Póki co twój szef wysłał nas na te pustkowia bez żadnego szczególnego powodu. Dalej mam w głowie to, że może nas wyniszczać żeby zaatakować w odpowiednim momencie. Przecież teraz taki Toruń jest podatny na każdy atak… - wystrzelił nagle Dymitr.
                Słyszałem jak nasza towarzyszka wciągnęła głośno powietrze.
- Jak śmiesz… Ben próbuje pogodzić wszystkie okoliczne obozy. A ty oskarżasz go o coś takiego? – w jej głosie, pomimo zmęczenia, słychać było złość.
- Jeżeli w tym świecie przestrzega się jakichś zasad, to najważniejszą jest „nie ufaj nikomu”. Czy to takie dziwne, że nie ufam tajemniczemu człowiekowi na cholernym wózku inwalidzkim, który wydaje się wiedzieć wszystko?
- Ej spokój! – krzyknąłem – Ja usiądę za kółko. Po prostu jedźmy. Nie chcę przebywać na tych ziemiach dłużej niż trzeba. Załatwmy ostatnie pięć punktów i wracajmy do naszych.
Dymitr zatrzymał auto i piorunując spojrzeniem kobietę usiadł na boku przy Rudej. Ja, pomimo zmęczenia ruszyłem dalej. Kolejny punkt na mapie, był zaledwie kawałek od nas.
                Dojechaliśmy na polanę. Powoli zatrzymałem pojazd.
- Sprawdźmy wszystko ostrożnie – poprosiłem. Chociaż polana była otwarta i nigdzie w okolicy nie było widać budynków, to na jej środku szło parę trupów. Wyszliśmy na zewnątrz. Krystek oraz Ruda zaczęli rozpakowywać materiały, a ja z Gigantem podeszliśmy do przodu. Zombie szybko odwróciły się w naszą stronę i zaczęły powoli człapać, wyciągając powykręcane kończyny w naszą stronę. Zawsze zastanawiałem się co niektóre z nich musiały przeżyć żeby tak wyglądać. Powyłamywane z zawiasów szczęki, porozrywane policzki, wykręcone, połamane ręce, wygięte nogi, a to wszystko jedna nie zatrzymywało ich przed dalszą wędrówką i zabijaniem każdej żywej istoty.
                Gigant ze świstem wyciągnął swój miecz i przeciął głowę pierwszego trupa na pół. Ja rzuciłem się na drugiego, najpierw kopiąc go, a potem dobijając leżącego. Szło nam całkiem sprawnie. Po tylu miesiącach życia w tym świecie człowiek w końcu dostosował się do walki z nimi. Chociaż nie każdy. Byłem pewien, że połowa mieszkańców Torunia, przy bliższym spotkaniu z zombie panikowałaby i nie wiedziała co robić. To był błąd dowódców, że nie przeprowadzali pełnego szkolenia, żeby każdy mieszkaniec mógł się obronić. Czułem jednak, że gdy stado zbliży się nieco do naszych terenów to ludzie sami będą chcieli nauczyć się bronić.
                Było wiele podziałów ludzi, ale jednak najważniejszym był ten, który dzielił ich na ocalałych z drogi oraz tych, którzy od początku trzymali się bezpiecznych murów obozów. Na drodze trzeba było walczyć o swoje i nigdy nie było bezpiecznie. W obozie z kolei ludzie byli cały czas chronieni i nie do końca zdawali sobie sprawę, że to nie jest tak proste jak na filmach i jeden nieuważny ruch mógł kosztować życie, albo utratę kończyny. To była ciągła walka. Ja miałem łatwiej, ponieważ ugryzienie nie mogło mnie zabić, ale wciąż byłem podatny na wiele innych rzeczy.
                Gigant zamachnął się po raz ostatni i kiwnął głową na znak, że to już wszystko. Ja pomachałem w stronę wozu, dając im do zrozumienia, że jest bezpiecznie i ci chwilę później rozpakowywali potrzebne rzeczy na polanie. W pocie czoła i przy wschodzącym powoli słońcu, zajmowaliśmy się standardową procedurą. Było kopanie dołu, wygładzanie go, nasuwanie zabezpieczenia na słup, stawianie słupa, przymocowanie zabezpieczenia, zasypanie ziemią fundamentu, a następnie rozwieszenie flagi. Była to robota na góra godzinę, więc gdy skończyliśmy słońce już wychyliło się całe zza horyzontu i przywitało nas nowego dnia.
- Myślę, że warto się tu na chwilę zatrzymać i odpocząć. Zjedzmy coś, bo konam z głodu – zaproponował Gigant.
- W sumie nie zaszkodzi zatrzymać się na parę minut – powiedziałem.
- No to postanowione – ucieszyła się Ruda i wraz z kobietą z Inowrocławia zaczęły przynosić nasze zapasy. Mu usiedliśmy na pieńkach obok nowo powstałego punktu i czekaliśmy na nasze porcje.
- Nie podoba mi się ta baba. Ogólnie cały Inowrocław – zaczął nagle Krystek.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- Wiesz ta cała iluzja obozu to bujda. Widziałeś co ze mną zrobili gdy ten buc mnie zaatakował. Udają, że mają zasady, wiedzą wszystko i kontrolują całą okolicę, ale tak naprawdę, gdyby Toruń chciał to by ich wymordował i przejął. Nawet nie chodzi tutaj o liczebność. Jakościowo na jednego człowieka z Ostoi przypada pięciu z Inowrocławia – w jego słowach było sporo prawdy, ale zaskoczył mnie ton jakim to powiedział. Mogło się wydawać jakby szczerze nienawidził tego miejsca.
- Może i masz racje, ale Ben wydaje się wiedzieć dużo. A my musimy wiedzieć jak najwięcej – powiedziałem.
- Mam nadzieję, że nie robimy teraz czegoś, co sprowadzi na nas kłopoty… - powiedział po cichu.
- Myślisz, że te punkty to znak do kogoś? Do innego obozu? Typu „chodźcie tędy i dojdziecie do Ostoi”? – zapytałem nieco przerażony taką opcją.
- Ja nic nie mówię stary. Ale nie zdziwię się jak obudzimy się pewnego dnia otoczeni, a Inowrocław będzie miał to w dupie. Ci ludzie… - przerwał, gdy zobaczył, że kobieta i Ruda wracają – Wrócimy później do tej rozmowy.
                Jego słowa dawały mi nieco do myślenia. Co prawda nie lubiłem myśleć negatywnie i zawsze starałem się pocieszać innych, ale gdy teraz usłyszałem tę teorię od Krystiana to zacząłem widzieć to wszystko z innej strony. Jak ciężko było zaufać w tych czasach. Właściwie mógł on mieć rację, mogliśmy być tak zmanipulowani, że nawet nie wiedzieliśmy o tym, że zakładamy pułapkę sami na siebie. Byłem ciekaw dalszego przebiegu rozmowy, ale teraz liczyło się tylko jedzenie i ruszenie dalej, aby jak najszybciej załatwić niezbędne sprawy i wrócić.
                Kolejne dwa punkty załatwiliśmy w podobny sposób, bo były umiejscowione na otwartym terenie, gdzie po przeczyszczeniu okolic z zombie praca był prosta i przyjemna. Słońce w końcu znalazło się wysoko na niebie, chociaż pogoda zapowiadała nadchodzący deszcz. Zmęczenie dawało się we znaki, ale byłem dosyć wytrzymałym człowiekiem i wiedziałem, że do mogę sobie pozwolić na poprawne funkcjonowanie do końca dzisiejszego dnia.
- Zostały dwa, każdy bardziej wysunięty na wschód od poprzedniego – stwierdził Dymitr siadając za kółkiem.
- Sam powrót do Inowrocławia zajmie nam parę godzin – powiedział ze smutkiem Gigant.
- Spokojnie panowie, to już ostatnie dwa. Jeszcze trochę wysiłku i z rana będziemy już w domu.
                Miałem nadzieję, że moje słowa jakkolwiek pomagają reszcie, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że są oni bardzo zmęczeni. Mogło to doprowadzić do głupich błędów, ale musiałem być pewnym siebie i swoich umiejętności, żeby zapobiec ewentualnej katastrofie. Kolejny z punktów znajdował się przy rzece niedaleko Nowego Dworu Mazowieckiego, czyli miejsca całkiem niedaleko Płocka, w którym Bobru planował się osiedlić według postanowień Wielkiego Spotkania Ocalałych. Być może miał być to też mój nowy dom, bo póki co czułem się dobrze w tej grupie i chociaż było tu parę cięższych charakterów to dogadywałem się z większością.
- Stacja paliw? Tu jest napisane, że będziemy mieli nawet fundament, wystarczy tylko przewiesić flagę – powiedział ze zdziwieniem Krystek.
- Czyli wychodzi na to, że ktoś kiedyś już to robił – powiedziałem.
- Tak, Ben wysyłał już parę razy osoby do tej roboty, ale nigdy na taką skalę – włączyła się do rozmowy kobieta – W Inowrocławiu dbamy o stały dostęp do informacji – powiedziała.
- Ech czemu dowiadujemy się takich rzeczy dopiero pod koniec drogi – powiedział Krystek. On i Dymitr byli negatywnie nastawieni i podziwiałem kobietę, za to, że nie wchodziła z nimi w większe kłótnię.
- A co by to zmieniło? Ja też nie wiem jakie macie schematy działania w Toruniu. Nasze obozy dopiero się poznają – powiedziała.
- Taa… nie wiecie – szepnął ironicznie i dosyć głośno Dymitr.
- Przestaniecie w końcu? – poprosiła Ruda – Mamy budować cywilizacje, a nie obrażać się na każdym kroku. Skupmy się na zadaniu i wracajmy do cholernego domu.
                To ostatecznie skończyło dyskusję. Atmosfera była napięta, a zmęczenie tylko prowokowało do głupich decyzji. Wkrótce dojechaliśmy do niedużego miasteczka sąsiadującego z Płockiem. Trzymało się ono całkiem nieźle jak na Apokalipsę. Byłem gotów powiedzieć, że ktoś je oczyszczał, ale poza tym, że ulicę nie były zawalone wrakami i nie widać było zbyt wiele trupów, to zdecydowanie nie widać też było oznak żadnego obozu, lub życia.
- Ktoś musiał to oczyścić, ale ostatecznie zrezygnował z życia tutaj – stwierdził Gigant, gdy Dymitr powoli skręcał w centrum miasta – Stacja paliw jest na obrzeżach. Załatwmy to szybko i spadajmy, bo mimo wszystko coś mi tu nie pasuje.
Też czułem jakby coś wisiało w powietrzu. Był środek dnia, a mimo to puste ulice wyglądały upiornie. Przejeżdżałem przez wiele zniszczonych wiosek, miast i miasteczek, ale nigdy nie widziałem takiego, które było oczyszczone, ale też opustoszałe. Coś tu było nie tak i w głowie układały mi  się nieciekawe wizje. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko Warszawy, z której, z tego co mówił Ben, grozić nam może spotkanie z sporym obozem Ocalałych oraz największym stadem zombie jakie mogliśmy sobie wyobrazić.
                Znaleźliśmy w końcu stację, o której mówiła mapa. Była ona położona na obrzeżu, niedaleko sporego sklepu meblowego oraz kilku dużych magazynów przemysłowych.  Zrobiło się wyjątkowo ponuro, kiedy zobaczyliśmy dwa wiszące na sznurach trupy, które machały bezsilnie rękoma w naszą stronę. Ponury los musiał spotkać tę dwójkę. Wysiedliśmy i ponownie rozdzieliliśmy. Ja z Gigantem poszliśmy sprawdzać teren stacji, a reszta zajęła się wypakowaniem materiałów. Flaga, o której mówiła kobieta z Inowrocławia rzeczywiście powiewała spokojnie na wietrze, ale w przeciwieństwie do naszej, była zniszczona i miała kolor niebieski.
                Na całej stacji nie było zbyt dużo trupów. Znaleźliśmy dwa przygniecione kontenerem na śmieci na tyłach, oraz jednego w środku. Zajęliśmy się nimi bez żadnych problemów, po czym wróciliśmy do naszych żeby im pomóc z ustawianiem punktu. Dymitr podszedł do słupa i zaczął kręcić korbą, żeby zdjąć aktualną flagę, a my spokojnie czekaliśmy, rozglądając się na około. Wydawało się jednak, że jest czysto. Nie mieliśmy żadnych problemów. To była miła odmiana w porównaniu z innymi punktami. Założyliśmy sprawnie naszą flagę po czym wciągnęliśmy ją na szczyt.
- Załatwione – powiedział Dymitr – Został ostatni punkt i możemy wracać.
                Nagle na horyzoncie zauważyliśmy dym. Odległy, ale dobrze widoczny.
- To jest wschód? – zapytał Krystek.
- Bardziej południe. Nie na naszej drodze. Ale cholera i tak nie wygląda to obiecująco – powiedziałem.
- Myślicie, że to z Warszawy?  - zapytał Dymitr.
- Raczej tak. Coś tam musi się dziać, a nasz ostatni punkt jest na jej obrzeżach. Dlatego uważajcie ludzie. Zróbmy to jak najszybciej i spieprzajmy jak najdalej stąd – stwierdziłem. Nie lubiłem takich sytuacji. Z jednej strony wiedziałem na co się piszę, ale nie dopuszczałem do myśli tego, że możemy kogoś spotkać. Teraz jednak byłem pewien, że ktoś tam jest i może wpaść akurat na nas. Stawianie punktu zazwyczaj zajmuje około godziny. To mnóstwo czasu na wpadnięcie w zasadzkę.
                Wsiedliśmy z powrotem do pojazdu i ruszyliśmy. Miasteczko szybko zniknęło za naszymi plecami, a my w coraz to bardziej niepewnych nastrojach ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy i jechaliśmy, mijając wioski, miasta, oraz most, aż w końcu znaleźliśmy się po drugiej stronie Wisły. Ostatni punkt zbliżał się do nas z każdą kolejną chwilą. Ja z kolei każdą chwilę przeznaczałem na odpoczynek. Wieczór nadchodził, a słońce powoli kierowało się ku horyzontowi. Siedziałem na tyłach przy ostatnim słupie i ostatnim zwoju materiału wraz z Gigantem, który czyścił swój miecz.
- Zastanawiam się, czy nie zawrócić. Moglibyśmy wrócić i powiedzieć, że ostatni punkt był zbyt niebezpieczny do obsadzenia. Mam bardzo złe przeczucia co do pojechania tam – wskazałem ręką kierunek, w którym się przemieszczaliśmy.
- To jest opcja. Też mam pewne obawy. Jeszcze ten dym. Nie wiadomo co się tam dzieje. Chociaż jesteśmy już bardzo blisko. Może spytajmy reszty? – zaproponował wielkolud.
- Hej ludzie – podniosłem głos – Może zawróćmy? To na co się teraz piszemy jest bardzo niebezpieczne. Nie uważacie, że bezpieczniej byłoby zawrócić? I tak zrobiliśmy prawie wszystkie punkty. Myślę, że bez tego jednego jakoś damy sobie radę.
                Przez dobrą chwilę wszyscy milczeli jakby zastanawiając się nad moją kusząco propozycją.
- Ja też bym wracał. Cholera nie ukrywam, że obawiam się tego co może się stać podczas stawiania ostatniego punktu – powiedział Dymitr.
- Chcecie naprawdę poddać się tuż przed końcem? Jesteśmy już prawie na miejscu. Za dziesięć minut zaczniemy pracę i jak się zepniemy, za godzinę będziemy już wracać do domu – wtrąciła kobieta z Inowrocławia.
- Nie zamierzam narażać życia przyjaciół i kobiety, którą kocham dla pieprzonego punktu – słowa kobiety zadziałały na Dymitra jak płachta na byka.
- Hej spokojnie, to była luźna propozycja – powiedział Gigant.
- Może zatrzymajmy się i to przegłosujmy? – zaproponowała Ruda.
                Dymitr zjechał powoli na pobocze drogi i zatrzymał pojazd.
- Dobra, wyjdźmy na zewnątrz i przedyskutujmy to na świeżym powietrzu.
Wysiedliśmy ostrożnie i zeszliśmy kawałek na pobocze. Dymitr poszedł dalej żeby się wysikać, a my czekaliśmy dyskutując.
- Nie wierzę, że Ben dał wam jedno proste zadanie, a wy wykruszacie się gdy jest ono praktycznie zakończone – kontynuowała kobieta.
- Co to za różnica? Ben na pewno nie chciałby, żebyśmy ryzykowali stawiając punkt,  narażając się na niebezpieczeństwo podczas tego – powiedział Krystek zdenerwowany całą sytuacją.
- Co ty możesz o tym wiedzieć. Ledwo przyjechałeś i złamałeś już jedną z zasad! – wykrzyknęła kobieta.
- Bo te zasady są chuja warte. I doprowadzą was jedynie do zguby. Gdyby nie pomoc Torunia to lada moment sami byście się pozabijali swoimi ideami i przekonaniami – zripostował.
- Dobra miało być głosowanie. Kto jest za tym, żeby zawrócić? – zapytała Ruda, widząc, że Dymitr wraca z lasu.
                Podniosłem rękę. To samo zrobił Gigant, Krystek oraz Dymitr.
- Kochanie chcesz zostać? – zapytał nasz kierowca.
- Czy to ma jakieś znaczenie? I tak zostałyśmy przegłosowane. Może i macie racje. Nie powinniśmy ryzykować. Zrobiliśmy dziewięć punktów, w tym ten, który był najważniejszy. Możemy nawet skłamać o zrobieniu tego – stwierdziła.
- Powiem Benowi. Więc lepiej zacznijcie od prawdy, bo on i tak się dowie – zagroziła mieszkanka Inowrocławia.
Zobaczyłem, że Krystek zagryza zęby, ale zaraz wybuchnie.
- Przestań w końcu tak ślepo służyć temu człowiekowi! Decyzja jest podjęta i jeżeli masz chociaż trochę oleju w głowie, to się do niej dostosujesz! – wykrzyczał.
- Nie. Jesteście bandą dzikusów. Wy z Torunia. Chcecie odbudować cywilizacje, a sami zachowujecie się jak potwory. Nie złamiecie mnie swoimi poglądami – odpowiedziała.
Zobaczyłem, że Krystek sięga do kabury z bronią, więc momentalnie podbiegłem do niego i złapałem go za rękę.
- Przestań – powiedziałem stanowczo.
- Irek, ona nas zabije! Zaraz zrobi coś głupiego, żeby tylko kazać nam dokończyć punkt, nie widzisz, że to jest fanatyczka? – zapytał
- Wszyscy się uspokójcie! – krzyknęła Ruda.
- Po prostu wsiadajmy do ciężarówki i zawracajmy. Jeżeli ktoś jest w okolicy to mamy przesrane – stwierdził Gigant, rozglądając się naokoło.
                Nagle z oddali usłyszeliśmy przeszywający, kobiecy krzyk wołający o pomoc. Poczułem jak przechodzi mnie dreszcz taki, że aż zadrżałem. Krzyk narastał, a ja szybko doszedłem do wniosku, że dochodzi on zaledwie kawałek od nas.
- Przygotowujcie wóz, ja szybko to sprawdzę – powiedziałem.
- Oszalałeś!? – zapytał Gigant, zatrzymując mnie ręką.
- O kurwa… - zaklął pod nosem Dymitr  wskazując na coś palcem. Wszyscy spojrzeliśmy w tę stronę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Na tle słońca, na drodze widać było postacie, chwiejnym krokiem idące w naszą stronę.  Z początku było ich paręnaście, ale gdy tylko te pierwsze podchodziły bliżej, to kolejne pojawiały się tuż za nimi. Trupy. Przypomniał mi się dzień, w którym odkryłem, że jestem odporny na działanie ich ugryzienia. Wtedy dorwały mnie i prawie rozszarpały. Przeżyłem jednak i teraz wizje tego koszmaru powracały.
- Uciekajmy! – krzyknął Dymitr biegnąc w stronę wozu razem z Rudą.
- Hej! – krzyknąłem, kiedy zobaczyłem, że kobieta z Inowrocławia ucieka w las.
- Zostaw ją! – wrzeszczał za mną Krystian, ale ja go nie słuchałem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ktoś po prostu zginął. Sama nie miała szans, a jakbym złapał ją odpowiednio szybko, to może dogonilibyśmy na zakręcie naszą ciężarówkę.
- Poczekajcie na zakręcie! – wrzasnąłem, nie odwracając się żeby nie zgubić jej z oczu. Po mojej lewej zaczęły pojawiać się trupy, ale ja biegłem, krzycząc co chwilę do kobiety, żeby się zatrzymała. Ta jednak była tak wystraszona, że nie słuchała mnie kompletnie. To był właśnie minus osób, które całą apokalipsę spędziły za bezpiecznymi murami, a ich jedyny kontakt z zombie ograniczał się do słuchania ich odległych jęków.
                Przede mną widziałem blask czegoś, co wyglądało jak ognisko. Było to wciąż dosyć odległe, ale już widoczne. Zombie przecinały nas z lewej i były już zaledwie parę kroków od nas. Kobieta zaczęła skręcać w prawo, ale nagle potknęła się i z hukiem poleciała przed siebie. Byłem coraz bliżej, ale zombie było pierwsze. Skoczyło na nią, a ta zaczęła wrzeszczeć i starała się je odepchnąć. Trup był jednak silniejszy i po chwili usłyszałem krzyk, rozdzierający krzyk, gdy umarlak zatopił w niej zęby. Dobiegłem w końcu, ale wiedziałem, że jest już za późno. Dobiłem trupa przy pomocy noża i po chwili zabiłem kolejnego.
- Trzymaj się, wszystko będzie dobrze – sam nie wiem dlaczego to powiedziałem. Może chciałem ją uspokoić przed tym jak zatopiłem nóż w jej czaszce, a może chciałem sam się uspokoić. Kobieta jęknęła cicho i zamknęła oczy. Przynajmniej miała już spokój. Poczułem jak coś łapie mnie za plecy i będąc pewny, że to zombie chciałem to odepchnąć. Poczułem jednak uderzenie i świat zawirował. Słyszałem jakieś głosy i poczułem, że jestem ciągnięty, ale nie miałem siły się przeciwstawić.
- Co z nim? – zapytała jakaś kobieta.
- Załóżcie mu maskę. Znam go – usłyszałem znajomy głos.

- Szefie… Cezary. Myślałem, że nie robisz wyjątków… - powiedziała, a ja zbyt zszokowany i ogłuszony żeby coś powiedzieć poczułem jak na mojej twarzy pojawia się coś lepkiego i śmierdzącego. Zombie przechodziły obok, a ja niedowierzając spojrzałem w twarz syna Włodka. Przywódcy Zszytych.

2 komentarze:

  1. No no no xD teraz to już się trzyma kupy cała historia! :D Włodek jako przywódca Zszytych ^^ Coś czuję, że walka z hordą będzie z wielką pompą robiona :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie Włodek może nic nie wiedzieć o tym :D Jego syn z pewnością jest szychą, ale żadnego powiązania Włodka z Zszytymi (oprócz tego, że jego syn jest ważną postacią) nie ma :P Horda zombie to będzie zdecydowanie ważny moment.

      Usuń