środa, 9 września 2015

Rozdział 14: Czynnik

Rozdział 14, kolejny z perspektywy Irka. Wieczór i ranek przed Wielkim Spotkaniem Ocalałych to nie tylko emocje, ale także niezręczne momenty pomiędzy grupami. Jak to się zakończy? Czy Inowrocław to pułapka, czy zwykłe miejsce? Zapraszam do czytania, a następnie proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.

POV:
Rozdział 14 - Irek - Dzień 7-8
Bobru - Dzień 7-8 - Przebywa na terenie Inowrocławia
Olaf - Dzień 7-8 - Przebywa na terenie Inowrocławia

---------------------------------------------

Rozdział 14 (Irek): Czynnik


                Od razu w chwili, w której zdałem sobie sprawę, kto wszedł do pomieszczenia spojrzałem na Łapę. Nie pożałowałem. Emocje, jakie pojawiły się na jej twarzy były absolutnie bezcenne. Widziałem tam mieszankę złości, radości i czegoś czego nie potrafiłem zidentyfikować. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziała co. Ja z kolei też nie wiedziałem jak zareagować. Ben powiedział, że przyjedzie tutaj Dziara, ale nie wiedziałem, że wraz z nim pojawi się aż tyle osób. Osób, o których trochę słyszałem z opowieści Łapy i innych członków naszej grupy. Miałem wrażenie jakby w pomieszczeniu pojawiła się sama dzikość.
Mężczyźni byli w większości zarośnięci i ogromni, szczególnie jeden, który przewyższał wszystkich o głowę i miał przewieszony ogromny miecz na plecach. Była tam też jedna kobieta, bardzo ładna, z rudymi włosami związanymi w warkocz podobny do tego, który miała Łapa. Czułem, że napięcie rośnie, a także bałem się trochę tego co stanie się gdy Dziara zauważy mnie. W końcu więził mnie tak długi czas i na pewno nie ucieszył się z faktu, że Łapa i reszta pomogli mi uciec.
Ben westchnął cicho, a Dominika i Roman wymienili się spojrzeniami. Cała grupa, w której naliczyłem w sumie dziesięć osób, stanęła po drugiej stronie stołu wyraźnie rozglądając się i analizując. W końcu odezwał się przywódca Inowrocławia.
- Cieszę się, że skorzystaliście z mojego zaproszenia, chociaż przyznam, że nie spodziewałem się aż tak dużej grupy, nawet biorąc pod uwagę wielkość twojego obozu Dziara – zaczął miłym, lecz stanowczym głosem – Jestem Ben i to ja dowodzę obozem, w którym się znajdujecie. Osoby, które tu ze mną siedzą mają pomóc w nadchodzącym spotkaniu i w pełni im ufam.
Nawet stąd widziałem, że Dziara ze zdziwieniem patrzy na Bena, podobnie jak my nie mogąc uwierzyć, że człowiek, który miał taki szacunek w okolicy jeździ na wózku. Nie dał jednak tego po sobie poznać, gdy się odezwał.
- To ciekawe, że dwójka z tych osób to dawni członkowie mojej społeczności, w tym jeden z nich jest groźnym przestępcą nawet jak na te parszywe czasy – stwierdził Dziara.
- To już mój problem. Nie twój. Mam nadzieję, że będziecie potrafić się zachować, bo sprawa jest naprawdę ważna i szkoda marnować takiej okazji na prywatne zatargi – w tym momencie spojrzał dosyć wymownie na Bobra. Chociaż widziałem go pierwszy raz na oczy od razu dało się zgadnąć, że to jest właśnie on. Był znacznie młodszy ode mnie, chociaż jego zarośnięta i zmęczona twarz dodawała mu trochę wieku. Ubrany był jakby właśnie wracał z zwiadu, z nożem i pistoletem przytroczonymi do pasa. Spoglądał na całą sytuację nieobecnym, zimnym wzrokiem nie wyrażającym prawie żadnych emocji.
- Po prostu chciałem cię ostrzec. Jeżeli ona była zdolna – tu wskazał Łapę – żeby uciąć mi kciuki w ramach swojej chorej zemsty, to kto wie czy nie zrobi tego samego tutaj – widziałem jak Łapa już chciała coś powiedzieć, ale Ben przerwał jej unosząc rękę.
- Dosyć. Nie jestem pocieszony tym, że tak zaczęliśmy tę rozmowę, ale rozumiem, że emocje zabuzowały i tak się po prostu stało. Nieważne. Konrad i Garbus pokażą wam wasze noclegi i potem spotkamy się jeszcze, żeby ustalić co nie co. Szczególnie z tobą Dziara. Mam informacje, które z pewnością cię zainteresują jeszcze przed spotkaniem – zaproponował.
                Spotkanie zakończyło się, a grupa z Torunia powoli zaczęła opuszczać budynek. Zobaczyłem, że Łapa także wstaje, więc zacząłem iść wzdłuż stołu za nią, kiedy poczułem dosyć silny ucisk na moim ramieniu.
- Przypilnuj, żeby nie zrobiła nic głupiego. Proszę – poprosił Ben, a ja kiwnąłem tylko głową, na znak, że zrozumiałem.
Wybiegłem tuż za nią i zrównaliśmy krok. Szła w zupełnie inną stronę niż grupa z Torunia, co mnie ucieszyło.
- Nie prowokuj ich, wiesz jacy są – zacząłem.
- Proszę cię odpieprz się Irek – syknęła cicho, jakby nie do końca miała siły, żeby mówić.
- Obiecaj mi, że do obrad nie zrobisz nic głupiego – poprosiłem.
Nie odezwała się i w sumie nie wiedziałem, co to może oznaczać, ale byłem pewien, że jak Łapa będzie chciała coś zrobić, to to zrobi. Bez względu na konsekwencje.
                Po słońcu nie było już śladu i po chwili obóz zaczęły oświetlać lampy uliczne. Ludzie zdawali się być poruszeni, a niektórzy wręcz spoglądali na nas z czystą wrogością. Rozumiałem ich. Na pewno byli tacy, którzy nie do końca ufali Benowi z jego planem polegającym na zjednoczeniu okolic, szczególnie, że nie byliśmy normalnymi ludźmi i każdy w głębi obawiał się rozlewu krwi. Ja postanowiłem, że będę trzymał się Łapy, a zarazem chciałem trzymać się z dala od problemów, chociaż przy niej to nie było do końca możliwe.
- Witaj Łapo – usłyszeliśmy głęboki głos za plecami.
Odwróciliśmy się wspólnie. Na ławce przed nami, siedział rosły mężczyzna. Był nieco otyły, ale widać też było wyrzeźbione w jego ciele mięśnie, które sprawiały, że wyglądał jakby się nie mieścił do końca w swoich ubraniach. Na oku miał opaskę, która przypominała mi tą, którą nosił Dominik, jeden z radców Bena.
                Spojrzałem na Łapę. Tym razem jej twarz nie przedstawiała zbyt wielu emocji. Raczej ulgę.
- Hej mięśniaku – przywitała się.
- Kto by pomyślał, że ten świat taki mały –zaczął rozmyślać mężczyzna robiąc nam miejsce na ławce –Przyjechaliśmy tutaj przed wyjazdem z Torunia, aby ruszyć waszym śladem, a znaleźliśmy was właśnie tutaj. Niesamowite…
Łapa usiadła obok mężczyzna, a ja poszedłem w jej ślad.
- To prawda. Chociaż nie jestem pewna, czy cieszę się, że was widzę – powiedziała, po czym spojrzała na mnie – Swoją drogą to jest Irek. Były więzień Dziary. Irku to jest Łowca.
Podaliśmy sobie ręce, a człowiek nazwany Łowcą roześmiał się.
- Dziara zmienił się. Jeżeli jakkolwiek obawiasz się tego, co mógłby zrobić to przestań. Po tym jak przejął władzę stał się innym człowiekiem. Chociaż podejrzewam, że twoja terapia szokowa na pewno też miała w tym swój udział – powiedział pokazując kciuki.
Łapa roześmiała się.
- Na was mężczyzn, tylko takie bodźce działają skutecznie – stwierdziła – Ale dla twojej wiadomości nie obawiam się Dziary, ja po prostu…
- Obawiasz się Bobra – dokończył.
- Och pieprz się – uderzyła go żartobliwie w prawe ramię.
- Wiesz, tak między nami to był całkiem wierny – zażartował mężczyzna.
- Nawet nie zaczynaj. Nie chcę go widzieć, skończymy co mamy do zrobienia tu i ruszamy dalej – odpowiedziała.
                Zastanawiała mnie historia tej całej sprawy z Bobrem. O co poszło i dlaczego teraz jest jak jest. Łowca jakby czytał mi w myślach.
- Właściwie o co w tym wszystkim chodzi? O ile mogę wiedzieć – dodał po chwili.
- Nie możesz – odpowiedziała stanowczo.
- Jak chcesz. Po prostu nie chcę niepotrzebnych kłótni – powiedział obojętnym tonem.
- Bobru ma szczęście, że jest otoczony takimi ludźmi – włączyłem się do rozmowy.
- On szanuje nas, my szanujemy jego. Pomógł nam wiele razy, tak samo jak my uratowaliśmy wiele razy jego. Taka mała wymianka przysług – wytłumaczył Łowca – Dobra skoro pogadaliśmy to ja lecę. Musze sobie zaklepać wygodne wyrko przed resztą – powiedział uśmiechając się i odszedł w stronę budynków mieszkalnych.
- Nie rozumiem… - zacząłem.
- Nie musisz – odpowiedziała – Chodź.
                Wróciliśmy do naszych przyczep. Przy jednej z nich skinieniem głowy przywitaliśmy kobietę, która mieszkała w sąsiednim aucie. Łapa ucieszyła się gdy zobaczyła całą naszą grupę, rozmawiającą o czymś. Stuknęła dwa razy w drzwi, żeby wszyscy zwrócili na nią uwagę i przemówiła.
- Ej gromada, słuchajcie!
W przyczepie zapadała cisza. Całkowita cisza.
- Jak wiecie, albo nie do Inowrocławia przyjechała delegacja z Torunia na czele z Bobrem i Dziarą. Wiem, że nie ma między nami otwartej wrogości, jednak wiedźcie, że chcę uniknąć wszelkich sprzeczek, co za tym idzie daje wam wybór. Albo zostajecie ze mną i unikacie kontaktów z nimi, albo po prostu dołączcie do grupy Bobra. Nie będę zła. Zrozumiem.
Wszyscy wciąż milczeli. Miczi oraz Krystian patrzyli na siebie, a Marta i Młoda patrzyły nieco zaniepokojonym wzrokiem gdzieś przed siebie.
                Łapa poczekała jeszcze trochę aż westchnęła.
- Czyli mam rozumieć, że posłuchacie mnie i nie będziecie się mieszać?
- Uciekliśmy, więc teraz nie ma o czym gadać. Mamy swoje plany – powiedziała Miczi, jakby w imieniu całej grupy.
- Dobrze więc. Najlepiej jak zaraz pójdziemy spać i po prostu wstaniemy jutro na spotkanie, a następnie po ustaleniu wszystkiego ruszymy w swoją drogę. Albo zostaniemy tutaj. Zobaczymy – mówiła Łapa, jakby zastanawiając się sama co byłoby najlepszym wyjściem.
                Ludzie posłuchali jej i po chwili w przyczepie zgasło światło, a wszyscy zaczęli układać się do snu. Ja, chociaż szanowałem zdanie Łapy, nie potrafiłem zasnąć tak szybko, więc postanowiłem wyjść i przejść się jeszcze, żeby poobserwować sytuacje w obozie. Trafiłem idealnie, bo gdy opuszczałem pole kempingowe zobaczyłem, że przez bramę wpuszczany jest kolejny samochód. Zastanawiałem się czy to może być ktoś z kolejnych gości i chyba zgadłem bo zobaczyłem Bena, który wita łysiejącego mężczyznę oraz paru innych ludzi, którzy z nim przyjechali. Z tego co zdążyłem się zorientować oprócz delegacji z Torunia mieliśmy zobaczyć także ludzi z Drugiego Posterunku oraz obozu w Płońsku.
                Zaciekawiony podszedłem bliżej i zobaczyłem Garbusa, który obserwuje całą sytuację z boku oparty o mur.
- Kto to jest? – zapytałem.
- Ludzie z Drugiego Posterunku. Widzisz tego łysego kolesia? To Kapitan. Ciekawa sprawa, ogarnij, że posterunek zamienił się z czasem w obóz większego kalibru i właściwie stał się odrębnym miejscem, do którego przychodzą nowi ludzie. Nieźle, co? – wytłumaczył.
- Całkiem imponujące ­– przyznałem – Ktoś jeszcze ma przyjechać?
- Nie, to już wszyscy.
- A grupa z Płońska? – zapytałem.
- Oni już tu są – odpowiedział krótko.
- Tak? Kiedy przyjechali? Jakoś ich nie widziałem – zauważyłem zdziwiony.
- Znaleźliśmy ich z Kondziem na wypadzie. Jak odwoziliśmy Damiana. Cztery osoby, to niedużo, ale coś czuje, że sporo namieszają na tych obradach – założył.
- Dlaczego tak uważasz? – zapytałem.
- Sam zobaczysz jutro. A teraz radziłbym ci iść spać. Jutro naprawdę będzie nas czekał bardzo ciężki dzień.
                Odszedłem od niego bez słowa, ale nie wróciłem jeszcze do przyczepy. Chciałem jeszcze poobserwować to, co będzie się działo, oraz po prostu odpocząć. Dosiadłem się na ławce do młodszego ode mnie mężczyzny z kozią bródką. Rozpoznałem w nim człowieka Dziary i dobrze pamiętałem z sali, w której się witaliśmy z grupą z Torunia. Kiwnąłem do niego głową na znak przywitania. On zdawał się mnie kompletnie nie poznawać.
- Ciężki dzień, co? – zagadał.
 - Dosyć. Masz może papierosa? – zapytałem z nadzieją, ze zapalę.
- Jasne – powiedział i podał mi pogięte opakowanie fajek z rozmytą etykietą. Wyciągnąłem jednego dziękując i odpalając o zapalniczkę, którą mi podał. Zaciągnąłem się. Poczułem jak dym spływa mi do płuc. Dawno nie paliłem, chociaż kiedyś lubiłem zajarać okazjonalnego papierosa.
- Dymitr – powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Irek – zasepleniłem z papierosem w buzi.
- Jesteś stąd? – zapytał puszczając obłok dymu.
- Nie. Właściwie to ostatni większy obóz w jakim byłem to Toruń – powiedziałem nie chcąc go oszukiwać.
                Rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- Ja też jestem z Torunia, ale jakoś cię nie kojarzę – powiedział.
- To dłuższa historia – odpowiedziałem uśmiechając się smutno.
- Jak uważasz. Mi tam w sumie w Toruniu się podoba, chociaż nie zabawię tam długo. Podążam za marzeniami… rozumiesz? – zapytał.
- W pełni – powiedziałem myśląc o Łapie.
- A tak poza tym to umieram z nudów. Te spotkanie pewnie będzie najnudniejszym wydarzeniem w ostatnich tygodniach, ale cholera wie – powiedział.
- Mam nadzieję, że będzie ciekawie. Zawsze czegoś można się dowiedzieć – stwierdziłem.
- Też bierzesz w nim udział? – zapytał zaciągając się – To będzie otwarte spotkanie czy jesteś kimś ważnym?
- W sumie ani to, ani to. Po prostu udało mi się wkręcić. A ty? – zapytałem.
- To samo. Zawsze pozostaje w cieniu, ale to chyba mi nawet odpowiada. Ja jestem od pomagania, a nie od rządzenia jak Dziara lub Bobru.
- Wiesz, nie bycie kimś ważnym nie zmienia faktu, że można robić coś ważnego – powiedziałem mądrze.
- Dobrze gadasz. To co, jutro na Spotkaniu? – zapytał wstając.
- Jutro na spotkaniu – powiedziałem gasząc niedopałek o ławkę i rzucając go za siebie.
                Gdy odchodziłem w stronę przyczep coraz bardziej zastanawiała mnie postawa Łapy wobec tych ludzi. Co prawda poznałem dopiero dwójkę, ale sprawiali naprawdę dobre wrażenie.  Byłem coraz bardziej ciekaw jutrzejszego dnia, więc gdy doszedłem do przyczepy położyłem się spać w wolnym miejscu.
                Rano, gdy się obudziłem, praktycznie wszyscy też się zaczęli przebudzać. Spotkanie miało się odbyć dzisiaj w południe, a wydarzenie było na tyle ważne, że nikt nie mógł spać spokojnie. Wstałem, napiłem się wody i nieco ogarnąłem po czym opuściłem przyczepę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ludzie z sąsiednich przyczep rozmawiali ze sobą na wiadomy temat. W całym obozie panowało poruszenie. Wyszedłem na uliczkę przed polem kempingowym, gdzie postanowiłem poczekać na resztę. Zanim, po dziesięciu minutach, do mnie doszli zdążyłem zauważyć grupę z Torunia, która przechodziła niedaleko rozmawiając ze sobą, oraz przynajmniej trzy patrole straży, które dzisiaj miały wyjątkowo trudne zadanie bronić granic obozu oraz dodatkowo pilnować porządku na samych obradach.
                Łapa wyglądała dzisiaj wyjątkowo bojowo. Jak zwykle ubrana na czarno, tak samo wystroiła swoją siostrę. Szły ramię w ramię wyglądając jak lustrzane odbicia, z tą różnicą, że jedna była wyższa i bardziej kobieca, a druga niższa z wyjątkowo delikatną, dziewczęca urodą. Miczi i Krystek też nieco ładniej się ubrali i szli tuż za siostrami. Ja wraz z mała Martą zamykałem pochód.
- Co będziemy tam robić? – dopytywała się.
- Zmieniać mała – odpowiedziałem tajemniczo.
- Ale co?
- Nasze życia. A być może też cały świat – powiedziałem zamyślając się.
- Nie wiem czy chcę coś zmieniać – odpowiedziała niepewnym głosikiem.
- Ze zmianami tak już jest, że człowiek nie jest ich pewien, ale gdy w końcu nadchodzą przyjmuje je z podniesioną głową – wytłumaczył jej.
- Od kiedy mój tata zginął wiele się zmieniło – stwierdziła.
- I jak oceniasz te zmiany? – zapytałem zaciekawiony jej zdania.
- Sama nie wiem. Jest teraz inaczej…
- Po tym jak wyjdziemy z tego budynku też będzie inaczej – powiedziałem.
                Przed budynkiem zauważyłem wszystkie pozostałe grupy, oraz ludzi z Inowrocławia. Łysy mężczyzna, nazywany Kapitanem rozmawiał zacięcie z Dziarą, a mała grupa z Płońska trzymała się na uboczu. Jeden z mężczyzn tłumaczył coś pozostałej trójce wymachując żywiołowo rękami. Nagle rozległ się dźwięk pochodzący z głośnika zawieszonego przed drzwiami. Dźwięk grał tak długo, aż na placu zrobiła się całkowita cisza. Wydawało się, ze nawet ludzie z sąsiednich budynków wstrzymali oddech. Głośnik umilkł na chwilę, a potem usłyszeliśmy głos Bena.

- Witam was wszystkich. Na początku, zanim wejdziecie do środka chciałbym wam podziękować za zaufanie mi i przybycie tutaj. Dodatkowo mam na uwadze, że nie wszystkie grupy za sobą przepadają i chcę wam tylko przypomnieć, że jeżeli z mojego planu ma coś wyjść to musimy połączyć siły i zapomnieć o dawnych sporach. Wiem, że jesteście do tego zdolni i mam nadzieję, że gdy wejdziecie do środka to będziecie przestrzegać zasad. A teraz wchodźcie! Tylko bez przepychanek – zażartował na koniec. Łapa spojrzała na mnie, a ja tylko kiwnąłem głową. Obserwowaliśmy jak po kolei do środka wlewają się kolejne grupy – najpierw Toruńska, potem ludzie z Drugiego Posterunku, następnie z Płońska, a na koniec my. Spotkanie w końcu się zaczęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz