poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 20: Najbliżej

Rozdział 20, kolejny z perspektywy Erniego. Ten rozdział ma miejsce od razu po zakończeniu ostatniego. Zobaczycie jak negocjować będzie Smród z ludźmi z Ostoi, na czele z Bobrem i Karłem i jak rozwinie się sytuacja. Czy negocjacje przebiegną pomyślnie? Zapraszam do czytania i proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.

----------------------------------------------------

Rozdział 20 (Erni): Najbliżej


                Gdy worek zniknął z mojej głowy przez chwilę nic nie widziałem. Deszcz spływał mi po głowie sprawiając, że moja widoczność spadła do zera. Otrzepałem się niczym pies, żeby zobaczyć do kogo krzyczy Smród, ale widziałem tylko zamazane postacie w oddali. Całe szczęście byłem już tak blisko Ostoi, że to nie mogło się nie udać. Zaraz Bobru mnie uratuje, tego byłem pewien.
                To co mnie bolało to śmierć Cinka. Nie powinien rzucać się na Dalion nawet jeżeli teraz ten był w bardzo ciężkim stanie i dzięki temu prawdopodobnie Ostoja nie będzie musiała robić tak wiele żeby uratować mnie i resztę załogi Zbłąkanego Ocalałego. Cinek poświęcił się dla większego dobra.  Dalion był w bardzo ciężkim stanie i potrzebował natychmiast opieki medycznej lekarzy z Torunia. Teraz nie będzie im tak łatwo wymienić nas za amunicje i zapasy. Muszą walczyć o życie swojego przywódcy, o ile nim był. Byłem zniszczonym człowiekiem. Spędziłem bardzo niewygodny dzień jadąc na tylnym siedzeniu Zbłąkanego Ocalałego praktycznie bez jedzenia i picia. Zlizywałem teraz łapczywie krople deszczu zatrzymujące się na mojej brodzie i twarzy. Ci ludzie jeszcze mi za to zapłacą. Za śmierć ludzi Feline, Cinka oraz za te przejęcie. Gdybym tylko mógł się uwolnić…
                Smród wrzeszczał dalej.
- Wyślijcie tutaj delegacje, nie zaatakujemy was, a na spokojnie obgadamy zasady wymiany!
Odpowiedź nadeszła w trybie natychmiastowym.
- To wy tu przyjdźcie! Z co najmniej jednym zakładnikiem! – krzyknął ktoś, prawdopodobnie był tu Karzeł. Smród zamienił parę słów po cichu z jednym z bandytów, po czym kiwnął głową. Nie byłem w stanie nic usłyszeć, bo dalej byłem nieco ogłuszony oraz deszcz znacznie utrudniał sprawę. Podjęli jednak chyba decyzję, żeby pójść do środka, ponieważ poczułem szarpnięcie i zostałem sprowadzony do pionu. Byłem częścią pięcioosobowej delegacji. Oprócz mnie był Smród, oraz dwie osoby, które niosły Daliona. Ten jęczał przez sen, a krople uderzające o jego rozpalone czoło wydawały się wydawać cichy syk.
                Smród trzymał mnie za kołnierz koszulki, było mi zimno, ale czułem, że zaraz wszystko się ułoży. W końcu jak spotkają Dziarę to będą w jeszcze gorszej sytuacji do mojej. Miałem nadzieję, że Dziara to dobrze rozegra, bo na Karła raczej nie mogłem liczyć. Szliśmy i z każdym krokiem barykada stawała się coraz większa. Teraz na górze stało tylko czterech strażników, którzy z twarzą ukrytą za bandankami obserwowali nas bacznie, w każdej chwili gotowi wyciągnąć broń. Dwa kroki przed bramą ta otworzyła się i zobaczyłem, że czeka tu na nas mnóstwo ludzi, zapewne zaciekawionych całą akcją. W tłumie szybko zauważyłem Bobra oraz Karła, a obok nich Szeryfa. Dziary nie widziałem nigdzie. Wojciech wyszedł na przód tłumu i spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Po chwili jednak opanował się i starał się przybrać pozór kogoś absolutnie pewnego siebie.
                Smród jednak wydawał się znacznie bardziej stabilny emocjonalnie, wiedział, że może wiele zdziałać dla swojej grupy.
- Potrzebujemy lekarza… SZYBKO! Dopiero, gdy się nim zajmiecie to będziemy mogli porozmawiać, to jeden z warunków – wycharczał łypiąc złośliwie to na Bobra to na Karła. Ten drugi obejrzał się i wyszeptał coś do Bobra. Tamten kiwnął głową i Karzeł spojrzał na mnie.
- Chodźcie za mną – powiedział, po czym odwrócił się do tłumu mieszkańców Ostoi -  A wy wracać na swoje miejsca! To nie jest żadna atrakcja. Wynocha!
Widać było, że zmienił się nieco. Może to co działo się pod moją nieobecność zrobiło z niego lepszego przywódcę? Może Dziara już nie żył? W końcu pewnie on pierwszy ruszyłby stawić czoła tej bandzie bandytów, a tutaj go nie było. Byłem ciekaw też co z Pablordem, Gigantem, Sołtysem czy Łapą. W końcu byliśmy jakąś drużyną i fakt, że przyszedł tu tylko Bobru dziwił mnie.
                Całą grupką, złożoną z Karła, Bobra, ośmiu strażników, oraz naszej delegacji poszła na południe Ostoi w stronę lecznicy. Weszliśmy do środka, a ja z zaciekawieniem obserwowałem salę, mając na uwadze to, że ktoś mógł zostać ranny i tu leżeć. Bobru szedł obok mnie, ale nic nie mówił, w sumie nie było teraz jak porozmawiać. Gdy jednak minęliśmy salę, w której zobaczyłem Pablorda nie wytrzymałem.
- Co się stało? – zapytałem.
- Śpiączka. Długa historia… - powiedział krótko.
Doszliśmy w końcu do pustej Sali, w której jak na zawołanie zjawiło się dwóch mężczyzn ubranych w fartuchy. Jeden z nich musiał być w moim wieku, może odrobinę starszy, a drugi miał siwą brodę i przypominał trochę Sołtysa. Przełożyli ostrożnie Daliona na stół operacyjny i kazali nam wyjść. Trzech strażników zostało w pomieszczeniu żeby przypilnować operacji, tak samo zresztą zrobił jeden z ludzi Smroda. Reszta podążyła do jednego z gabinetów lekarskich i Karzeł grzecznie wyprosił dwójkę znajdujących się tu ludzi i zamknął za sobą drzwi. Usiadłem na jednym z krzeseł obok Smroda i jednego z bandytów, a po drugiej stronie usiedli Karzeł i Bobru. Cała piątka strażników opuściła pokój.
                Przez chwilę wszyscy siedzieli w ciszy, aż w końcu odezwał się Smród.
- Jeżeli go uratujecie i dacie nam zapasy na przynajmniej tydzień… - zaczął.
- Co to w ogóle ma znaczyć? – odezwał się Bobru -  Pomożemy wam z tym człowiekiem, który zniszczył mi życie, a wy chcecie więcej? Skatowaliście moich przyjaciół i ich uwięziliście. Powinniście cieszyć się, że żyjecie – powiedział tonem tak zimnym, że aż ciarki po plecach przechodziły.
- Nie cwaniakuj chłoptasiu. Mamy waszych ludzi, pod waszą barykadą czeka kolejna piątka i to jest cena za nich. Dodatkowo jeżeli w Ostoi jest Miczi to ją również bierzemy –powiedział.
Bobru przez chwilę wyglądał jakby miał zamiar wyciągnąć pistolet i zastrzelić zarówno bandytę jak i grubasa. Powstrzymał się jednak i podrapał po brodzie. Urosła od czasu gdy ją ostatni raz widziałem. Bobru zawsze chciał zapuścić brodę, a teraz, kiedy świat upadł miał ku temu doskonałą okazję.
- Nie ma mowy.
- W takim razie oddamy wam tylko połowę zakładników za pomoc medyczną – odpowiedział Smród.
- Chyba, że odbierzemy ich wam siłą. Póki co to wy jesteście naszymi zakładnikami – odpowiedział Bobru. Czuł się ważny, bo w końcu w grę wchodziło życie moje, Łowcy oraz pasażerów.
- Mam przy sobie krótkofalówkę. Jeden sygnał, że coś jest nie tak i cała reszta twoich przyjaciół ginie – powiedział Smród ukazując garnitur żółtych zębów.
- Tak jak Cinek, tak? – wtrąciłem. Wiedziałem, że Gruby chciał ukrywać tą śmierć, ale Bobru musiał o niej wiedzieć. Tak jak się spodziewałem zareagował tym, że spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a następnie wstał i odwrócił się plecami do całego zgromadzenia. Przejechał dłonią po twarzy po czym odwrócił się.
- To prawda? – zapytał Smroda.
- Wyobraź sobie, że tak. Twój przyjaciel dźgnął Daliona jego własnym nożem, chociaż ten potraktował tą dwójkę z ulgą. Pozwolił im uciec i powiedział, że jak ich złapie to przegrają. Dorwaliśmy ich, a ten rzucił się na Daliona. Chciał zaatakować kolejne osoby, więc go zastrzeliłem. Nawet mi tu nie pierdol, że nie zrobiłbyś tego samego, nie bądź hipokrytą, nie takiego Łapa cię pokochała.
                Pomiędzy Łapą i Bobrem też musiało się stać, bo twarz Bobra przyjęła kamienne oblicze. Dawno nie widziałem go w takim stanie.  Ku mojemu zdziwieniu jednak nie naskoczył na Smroda, ani nawet go nie obraził. Nie potraktował go nawet swoim grobowym głosem, po prostu westchnął i powiedział.
- Zapasy na dwa tygodnie, uleczenie Daliona i nigdy więcej was nie widzę na oczy. Ciało Cinka i wszyscy zakładnicy wracają do Ostoi.
- Nie wiem czy możemy sobie na to pozwolić Bobru. Zapasy na dwa tygodnie dla takiej grupy to będzie spory cios dla naszych magazynów… - powiedział Karzeł.
- Pomogę wam odrobić tą stratę, w końcu tu wchodzi w grę życie moich przyjaciół – odpowiedział Bobru – Ciesz się grubasie, że nie przyszedł tutaj Dziara. Wtedy w życiu nie zgodziłby się na takie warunki, ale ja się zgadzam. Więc nie nadwyrężaj mojej cierpliwości i zgódź się na to co ci zaproponowałem.
                Smród wyglądał przez chwilę komicznie, jak zaczął kalkulować czy mu się to opłaca. W końcu kiwnął głową i wstał. Wyciągnął rękę w stronę Bobra, a ten ją ucisnął.
- Umowa stoi – powiedział – Mam nadzieję, że jesteś słownym człowiekiem i jak zaraz wyślę moich ludzi po zapasy oraz po to, żeby przyprowadzili waszych przyjaciół to nie złamiesz umowy. Zostanę w tym szpitalu do czasu, aż Dalion będzie mógł stąd wyjść, to chyba też powinno być jasne.
- Oczywiście – odpowiedział niechętnie Bobru.
Smród nieco nieufnie sięgnął po krótkofalówkę i powtórzył to co ustalił swoim ludziom. Po chwili odwrócił się do nas i powiedział.
- Za pół godziny będą pod bramą z zakładnikami. Przygotujcie do tego czasu zapasy.
                Bobru spojrzał na Karła i kiwnęli do siebie głowami. Karzeł wstał i szybko nakazał strażnikom stojącym przed pokojem, żeby przynieśli parę skrzyń zapasów, medykamentów oraz amunicji i zanieśli je pod bramę. Sam byłem zaskoczony tym jak sprawnie i szybko to poszło. Spodziewałem się burzliwych wymian zdań i kłótni, a wyszło to całkiem dobrze. Za dobrze. Karzeł poszedł załatwiać wszystko, a w pokoju zostaliśmy tylko my oraz Smród.
- Mogę zostać tu z Ernim i pogadać na osobności? Mamy parę tematów do obgadania – powiedział Bobru.
- Ależ proszę bardzo wspólniku! – zawołał radośnie Smród wychodząc z pomieszczenia znikając po chwili za drzwiami.
                Zostaliśmy sami. Myślałem, że teraz Bobru się nieco rozchmurzy, ale jego twarz wciąż pozostawała kamienna. Był zły na całą sytuację oraz coś wyraźnie go gryzło.
- Co się dzieje? – zapytałem.
- Nie jest dobrze. Wszystko się sypie. Nie było cię tydzień, a podczas tego zdarzyło się mnóstwo nieciekawych rzeczy. Chcę żebyś wiedział o wszystkim… - zaczął i opowiedział mi o wszystkim co się ostatnio działo w Ostoi. O ataku Gangu, o śmierci Sołtysa i Łysego, uwiezieniu Giganta oraz ruska, wywiezieniu osób, których Dziara tu nie chciał widzieć, o decyzji Łapy oraz o każdym innym zdarzeniu. Słuchałem z zapartym tchem nie przerywając mu nawet na chwilę. Aż doszedł do konkluzji.
- Nie zostanę tu dłużej. Gdy Gigant zostanie uwolniony za parę dni, a Pablord obudzi się ze śpiączki to idę w ślady Łapy i opuszczam Ostoję. Mam dość tego miejsca, Karła i Dziary – wyznał.
- Rozumiem stary…
- Zostaniesz tu? – zapytałem.
                To było bardzo ciężkie pytanie. Gdyby zapytał mnie o coś takiego zanim opuściliśmy Królowy Most i byliśmy ciągle stałą ekipą to nawet bym się nie zawahał. Ale odkąd znalazłem autobus i zacząłem nim jeździć ustatkowałem się. Nie byłem pewien, czy chcę znowu szukać swojego miejsca na ziemi, jeżeli tutaj było mi dobrze. Co prawda miałem problem z sytuacją jaka tu panuje, ale nie był on aż tak poważny.
- Sam nie wiem. Muszę zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Teraz nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Wybacz…
Bobru westchnął ciężko raz jeszcze po czym wstał.
- Musimy pomóc w wymianie. Zresztą jak tu jeszcze trochę posiedzimy to zaraz będą podejrzewać, że coś kombinujemy.
                Chwilę potem wyszliśmy i na korytarzu zobaczyliśmy Smroda. Podeszliśmy do niego.
- Wymiana się zaczęła? – zapytałem.
- Zaraz się zacznie. Chodźcie ze mną, jak się pospieszymy to dogonimy waszego przywódcę.
Opuściliśmy szpital, zostawiając w nim Daliona i podbiegliśmy kawałek, żeby dogonić Karła i paru strażników. Wspólnie ruszyliśmy pod barykadę, którą się tu dostałem. Na miejscu czekały skrzynki z zapasami. Było tego całkiem sporo i wierzyłem, że przez to grupa bandytów spędzi spokojne dwa tygodnie, jak nie więcej przy odrobinie oszczędności. To wszystko była moja wina. Zamiast ominąć Królowy Most musiałem dać się złapać. Dlaczego popełniłem tak głupi błąd?
                Wspięliśmy się na barykadę, aby zobaczyć jak ludzie Daliona prowadzą zakładników. Było ich w sumie siedmiu, tylko, że jednego nieśli i było to nic innego jak ciało Cinka. Serce mi się ścisnęło na ten widok. Cinek był wspaniałą osobą, która nie poddała się i wciąż była groźna nawet pomimo utraty ręki. Poświęcił się żeby zabić Daliona, ale nie zdołał zadać śmiertelnego ciosu, bo został zastrzelony.  Gdy bandyci byli już blisko bramy otworzyły się i zaczęła się wymiana. Karzeł wskazał rękoma skrzynie, a Smród kiwnął głową i wszyscy zakładnicy wylądowali bezpiecznie przy nas. Ja również zostałem uwolniony. Rozmasowałem obolałe nadgarstki, w niektórych miejscach przetarte aż do krwi. Przywitałem się z Łowcą, Rekinem, Karoliną, Olą, Patrykiem oraz dziadkiem, który nas wiózł do obozu Feline. Wszyscy wyglądali na poważnie wykończonych całą sytuacją, ale całych i zdrowych.
                Bandyci brali skrzynię dwójkami, ponieważ były on ciężkie nawet dla tak dobrze umięśnionych i silnych ludzi. Smród podszedł i z nimi jeszcze chwilę porozmawiał przekazując im jakieś informacje, a po chwili podszedł z powrotem do nas. Jego ludzie, poza dwójką, którą zostawił do ochrony, wrócili do pojazdów. Ku mojej uciesze po chwili przez bramę wjechał Zbłąkany Ocalały. Smród oddał go. Był oczywiście w kiepskim stanie, ale trochę lakieru, nowa blacha i będzie jak nowy. Zastanawiało mnie zachowanie Smroda. Czy był aż tak bardzo zdesperowany żeby normalnie negocjować? Myślałem, że to przebiegnie znacznie gorzej, dojdzie do strzelaniny, będę musiał uciekać, a tutaj wszystko układało się… jak w normalnym świecie.
                Zadowoleni z efektów wymiany wszyscy wrócili do szpitala. Tym razem nie miałem czasu na rozmowę z nikim, ponieważ wolni sanitariusze zaczęli nas opatrywać. Byłem strasznie obolały po uderzeniu Daliona, oraz późniejszym wyżyciu się na mnie Smroda, ale w porównaniu z tym co mogli mi zrobić to i tak było nic. Jedna z sanitariuszek opatrzyła mnie dokładnie, po czym usiadłem z boku i patrzyłem jak składa do kupy resztę.  Usiadłem na jednej z ławeczek i po chwili przy mnie usiedli Rekin, Łowca oraz Karolina. Ta ostatnia wydawała się bacznie mnie obserwować od samego przybycia do Ostoi, więc chciałem ją za chwilę spytać o powód, ale wtedy zagadał do mnie Łowca.
- Wiesz co stary? Chyba jednak się nie pokuszę na kolejną podróż. To zbyt traumatyczne jak dla mnie. Wolę ciężarówki od autobusów – próbował zażartować. Uśmiechnąłem się mimowolnie po czym wpadło mi do głowy pytanie.
- Właściwie to odzyskałeś swój karabin snajperski? – zapytałem.
- Całe szczęście tak. Nie wiem ogólnie o co chodzi, ci ludzie byli takimi skurwysynami, a odkąd trafili tutaj, z jednym delikwentem, któremu troszkę pocięli flaki, to zachowują się inaczej. Ale wszyscy są już bezpieczni, więc to nie może być podstęp – stwierdził jednooki.
- Też się nad tym zastanawiałem.
- Jak się wam udało uciec? – wtrącił nagle Rekin. Cała sytuacja musiała dla niego być stresująca, bo wyglądał bardziej mizernie niż wtedy, kiedy spotkaliśmy go na przystanku, a dodatkowo na jego czarnej brodzie, było jeszcze więcej pasków siwizny.
- Dalion zagrał z nami w chorą grę, nawet nie chcę mi się o tym przypominać… Wypuścił nas i potem gonił. A właściwie dogonił.
                Łowca i Rekin po chwili zostali zawołani do Sali lekarskiej, a ja zostałem sam z Karoliną. Była strasznie nieśmiała i dla wielu mogłaby być uważana za po prostu brzydką, ale dla mnie miała to coś. Postanowiłem do niej zagadać.
- Przepraszam za trudności w podróży… - zacząłem.
- Nie szkodzi. Teraz jest już bezpiecznie i mam nadzieję, że będę mogła tutaj spędzić długi okres czasu wraz z przyjaciółką i podopiecznym – powiedziała.
- Nic poważnego ci się nie stało? – zapytałem z troską.
- Nie… dziękuje, że pytasz.
- Hmm… może dałabyś się wyciągnąć na herbatę jutro? Poczuje się lepiej jak chociaż trochę odpłacę ci za to co zrobiłem. Mogę też oprowadzić cię trochę po Ostoi – zaproponowałem.
- Grzechem byłoby odmówić – powiedziała uśmiechając się.
                Na korytarzu byli teraz właściwie wszyscy, którzy uczestniczyli w wymianie. Smród siedział ze swoimi ludźmi, zaraz obok siedzieli Karzeł i Bobru oraz paru strażników z Ostoi, przy mnie byli wszyscy, którzy trafili na pokład Zbłąkanego Ocalałego, ale wciąż brakowało mi tu między innymi Dziary. Podszedłem do Bobra i Karła i zapytałem.
- Gdzie jest Dziara?
- To bardzo dobre pytanie – powiedział Wojciech.
- Może poślijmy kogoś po niego? – zaproponował Bobru.
- Nie ma sensu, jeżeli nie przyszedł zobaczyć co się dzieje, to najprawdopodobniej jest czymś zajęty, a ktoś z jego bliższego otoczenia składa mu raporty – powiedział Karzeł.
- Może i macie racje – powiedziałem siadając ciężko na ławce.
                Wtedy otworzyły się drzwi Sali operacyjnej, a lekarze wyszli z niej powoli, widocznie zmęczeni. Smród poderwał się jak poparzony, ale lekarz uspokoił go ręką.
- Stan pacjenta jest stabilny. Obrażenia były niewielkie, nóż nie nadwyrężył żadnych ważnych organów, ale utrata krwi była prawie śmiertelna w skutkach. Przetłoczyliśmy mu krew i myślę, że z rana możecie go zabierać z powrotem do siebie. Będzie mocno osłabiony, ale przeżyje i myślę, że trochę odpoczynku i dobrego jedzenia i za maksymalnie dwa tygodnie wróci do pełni formy.
Smród uśmiechnął się.
- Dziękuje. Czy mogę do niego wejść? – zapytał.
- Wolałbym nie. Pacjent teraz zasnął, niech odpocznie.
                Smród usiadł z powrotem na swoje miejsce. Był zadowolony. Z godziny na godzinę szpital robił się coraz bardziej pusty. Ja jednak czekałem razem z Bobrem i Karłem. Wszyscy jednak przenieśliśmy się do dużej poczekalni korytarz obok, żeby nie przeszkadzać pacjentom rozmowami i innymi hałasami. W międzyczasie odwiedziłem Pablorda i ze smutkiem słuchałem relacji Bobra, który mówił, że nikt nie wie, kiedy ten się obudzi. Uścisnąłem rękę kompana jakby mając nadzieję, że otworzy oczy i normalnie wstanie, ale nic się nie stało. Wróciłem do poczekalni i pomimo zmęczenia czekałem. Nie będzie tutaj bezpiecznie, póki na terenie jest Smród i ludzie Daliona, więc warto było jeszcze trochę się przemęczyć na rzecz dłuższego odpoczynku.
                Wszyscy już przysypiali, kiedy nagle gdzieś w głębi kompleksu słychać było krzyk. Momentalnie senna atmosfera została przerwana i wszyscy wybiegli z poczekalni, żeby zobaczyć co się dzieje. Miałem przez chwilę nadzieję, że to Pablord się obudził, ale przebiegając obok jego Sali nie zauważyliśmy zmian. To musiało dochodzić z pomieszczenia, w którym był Dalion. Smród biegł pierwszy i nie tracąc czasu na otwieranie drzwi w normalny sposób, natarł na nie całym swoim ciężarem. Te oczywiście nie wytrzymały i z hukiem upadły na ziemię. To co zobaczyliśmy w środku było tak dziwne, że przez chwilę nie mogłem tego zrozumieć. Łożko Daliona było postawione do pionu, a on sam był do niego przywiązany całkowicie nagi. Z miejsca, gdzie był jego sutek ciekła strużka krwi, a sama brodawka leżała na podłodze w niedużej kałuży krwi. Przy Dalionie stała dziewczyna, którą od razu rozpoznałem. Była to Miczi. Trzymała oburącz nożycę, a pomiędzy ostrzami znajdowało się przyrodzenie Daliona. Ona uśmiechnęła się tylko złowieszczo, a ja już wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Bobru i Karzeł też nie wiedzieli co o tym myśleć. Smród patrzył przez chwilę z niedowierzaniem, po czym przeszedł do szarży. 

2 komentarze:

  1. Jak zawsze mocna końcówka :P Nieźle. Dziwi mnie jedno, że jeszcze nikt nie zaatakował tej grupy bandytów :D Jakby Ostoja ich zaatakowała to też zdobyła by spory zapas broni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcieli to załatwić pokojowo, no ale cóż różnie to bywa ;D Końcówka chyba tłumaczy :P

      Usuń