niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 17: Bliżej

Rozdział 17, kolejny z perspektywy Erniego. Bardzo intensywny rozdział. Czy ekipa Daliona dogoni Erniego, Cinka i tajemniczego staruszka? Czy Staruszek okaże się sojusznikiem czy wręcz przeciwnie? Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym!

-----------------------------------------------

Rozdział 17 (Erni): Bliżej


                Staruszek spadł nam z nieba. Wsiedliśmy do jego auta jak najszybciej się dało. Był to stary polonez, a jego środek wskazywał, że staruszek często w nim spał. Usiedliśmy obaj z tyłu, bo z przodu przy siedzeniu kierowcy leżał stary karabin, najwyraźniej jednak wciąż sprawny. Gdy tylko ruszyliśmy na zachód opuszczając Białystok starzec odwrócił się jakby chciał się upewnić, że nie wyskoczyliśmy z auta.
- Jestem Tomasz – zaczął.
- Ja jestem Ernest – odpowiedziałem.
- A ja Marcin.
- Mogę zapytać przed czym tak uciekaliście? W środku nocy, przez obrzeża takiego miasta? Ktoś was goni? – zapytał.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Bałem się, że jeżeli powiem prawdę to starzec każe nam wysiadać, a wtedy musielibyśmy go obezwładnić i okraść. Z drugiej strony jak go okłamiemy, a za parę godzin dogoni nas Dalion to będzie jeszcze gorzej.
- Uciekamy do Torunia. Z rana zaczną nas gonić bandyci z Królowego Mostu, mają naszych przyjaciół, a my staramy się zdobyć wsparcie i ich odbić – wytłumaczyłem, najprościej jak umiałem.
Tomasz zakaszlał.
- Czyli jedziecie do Torunia?
- Tak – odpowiedzieliśmy wspólnie z Cinkiem.
- Mogę wam pomóc, ale najpierw opowiedzcie mi trochę o tym miejscu – poprosił.
                Zaczęliśmy opowieść. Usłyszał trochę o barykadach, o ludziach tam mieszkających, o grupie Czerwonych Flar i ogólnej, ogromnej sile tego miejsca. Gwizdnął z podziwem.
- Brzmi solidnie. Szukam w sumie dobrego miejsca na osiedlenie się. Podróże są bezpieczne, ale męczą, a w tym wieku to czuć i to mocno – stwierdził, skręcając za rozstaju dróg w lewo w stronę Zambrowa.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- Moim zdaniem ciągłe bycie w ruchu jest dużo lepsze. Przyzwyczajanie się do jednego miejsca, osób w nim, strach przed utraceniem go… to za dużo jak na człowieka.
- Racja – stwierdziłem. Przecież sam próbowałem ciągle uciekać z Torunia. Może to wyjdzie mi na dobre w dniu, kiedy będę chciał na zawsze opuścić to miejsce? Kto wie?
                Jechaliśmy przez pół godziny. Od zrobienia się jasno dzieliło nas teraz jeszcze parę godzin. Byłem tak zmęczony, że oczy mi się same zamykały. Cinek nawet nie próbował udawać. Po prostu oparł głowę o siedzenie i przykrywając się jednym z futer, które leżały przy nas, zasnął. Tomasz musiał zauważyć, że ledwo się trzymam na nogach.
- Jeżeli chcesz to się prześpij chłopcze. Ja niedawno wstałem, więc jestem wypoczęty, ale ty wyglądasz jak jeden z trupów – zażartował.
Nie odpowiedziałem nawet. Zgarnąłem sobie jedno z futer i położyłem się, opierając się o siedzenie. Zasnąłem momentalnie. Śniły mi się straszne rzeczy. Pierwsza część snu rozgrywała się w Królowym Moście. Widziałem grubego i Daliona stojących w piwnicy i szukających nas. Wtedy do piwnicy zaczęli po kolei wpadać ludzie z autobusu, a na koniec Rekin oraz Łowca. Gruby wyciągnął gruby kij i zaczął ich okładać, wrzeszcząc, że zapłacą za naszą ucieczkę. Dalion siedział na krześle i śmiał się oglądając to. Popijał alkohol i co jakiś czas dawał grubemu kolejne pomysły na to jak można skatować bardziej więźniów. Widziałem całą masę tortur, gwałt na dziewczynach z autobusu, aż w końcu gdy doszli do wydłubywania oka Łowcy to wszystko się rozmazało.
                Sceneria się zmieniła. Szedłem przez pustą ulicę, a na około leżało mnóstwo ciał. Było niby ciemno, ale wciąż widziałem wszystko dobrze, niczym nocne stworzenie, które wyszło na polowanie. Obserwowałem wszystko na około i szedłem ciągle do przodu. Nagle zdałem sobie sprawę, co to za miejsce. To był Toruń. Ale nie taki jakim go widziałem pięć dni temu jak odjeżdżałem. Ten był całkiem zniszczony. Wszędzie leżały ciała i ruiny. Nagle ktoś mnie zawołał. Odwróciłem się i zobaczyłem Dziarę. Siedział przy stole na wygodnym fotelu z lampką wina i trzymał coś w ręce. Podszedłem do niego, a ten uśmiechnął się i wypuścił to co trzymał. Były to kości do gry. Trzy czarne kości z zielonymi oczkami. Suma oczek wynosiła siedemnaście. Chciałem zapytać Dziarę co to oznacza, ale nagle zauważyłem, że na jego miejscu siedzi Dalion i krzyczy „BLISKO! BLISKO! BLISKO!”.
                Obudziłem się. Było jasno, a my jechaliśmy. Oddychałem ciężko. Tomasz bacznie obserwował drogę, a Cinek dalej spał. Już chciałem się odezwać i zapytać o drogę, kiedy zobaczyłem, że minęliśmy tabliczkę z napisem „Maków Mazowiecka”. Samochód brnął naprzód. Nie było żadnych szans, żeby Dalion nas dogonił. Byliśmy zwyczajnie za daleko, a zarazem coraz bliżej celu. Jak utrzymamy takie tempo to może jutro z rana będziemy już w Ostoi. Na ta myśl uśmiechnąłem się do samego siebie. Ciekawiło mnie co się tam działo pod moją nieobecność. Czy Bobru już wrócił, czy dalej jest na Trzecim Posterunku. Mogłem się dowiedzieć już niedługo.
                Auto nagle zaczął się zatrzymywać. Zaskoczony tym spojrzałem na drogę. Zobaczyłem na niej spory samochód poł-ciężarowy. Blokował przejazd i o ile nie chcieliśmy jechać na około to musieliśmy go teraz jakoś przesunąć. Szturchnąłem Cinka, żeby nam pomógł po czym wysiedliśmy we trójkę. Zdziwiło mnie jak niektóre przeszkody pojawiają się na drodze kompletnie losowo. Oznaczało to nie mniej nie więcej to, że po drogach wciąż wędrują ludzie i jest ich jeszcze całkiem sporo. Kto wie, może tą osobę, która zostawiła tu ten van też kiedyś spotkam, a nawet nie będę o tym wiedział. Mam nadzieję, że dożyje takiej szansy, bo jeżeli dzisiaj dogoni nas Dalion to nie zobaczymy już nikogo.
                Staruszek z swoją pepeszą podszedł ostrożnie, a my byliśmy tuż obok niego. Cinek nosił pistolet, więc ja trzymałem się stosunkowo na dystans, nie miałem za bardzo czym się bronić.  Podeszliśmy najpierw na tyły i ostrożnie otworzyliśmy tylne drzwi. To był błąd. Z środka wypadły dwa trupy.  Odsunęliśmy się w ostatniej chwili o mało nie wpadając na siebie, ale dzięki temu zombie upadły ciężko na drogę i mieliśmy czas żeby się nimi zająć. Cinek podszedł do jednego i uderzył go kolbą w tył głowy, dwa razy. Wystarczyło. Tomasz też nie strzelał. Przycisnął trupa do podłoża po czym wkładając w to całą siłę uderzył kolbą. Mózg i kawałki przegniłych kości rozprysły się na wszystkie strony.
- Rozejrzyjcie się czy nie ma tu nic do jedzenia. Inne przydatne rzeczy też możecie wziąć – powiedział Tomasz.
                Cinek i starzec wspięli się i zaczęli przeszukiwać, a ja poszedłem do przodu, żeby zobaczyć, czy auto w ogóle odpali. Przypominało trochę mniejsza wersję Potwora, czyli auta, którym Łowca przywiózł do Torunia ludzi z Królowego Mostu. Poszukałem najpierw kluczyków, ale po chwili doszedłem do wniosku, że przecież takie pojazdy najczęściej włączało się przyciskiem. Było tak też i tym razem. Silnik zaryczał, a ja obejrzałem się do tyłu, gdzie zobaczyłem Tomasza i Cinka.
- Trzymajcie się! – powiedziałem, po czym przycisnąłem delikatnie pedał gazu i ruszyłem. Było bardzo mało paliwo, ale całe szczęście wystarczająco, żeby zjechać na pobocze i bezpiecznie zaparkować. W samym środku nie było nic co mogło pomóc w przetrwaniu. Znajdowała się tu dostawa dziwnych części, prawdopodobnie potrzebnych do produkcji telewizorów. Zgadywałem, że poprzednia osoba, która trafiła na ten pojazd, nawet nie sprawdziła ładowani, używała go tylko jako zwykłego środka transportu. Wysiadłem i poczekałem, aż moi towarzysze się wygramolą ze środka. W tym czasie rozejrzałem się. Okolica wydawała się dosyć spokojna, chociaż na polu, około siedemdziesięciu metrów od nas znajdowało się parę zombie, ale zdecydowanie nie były nami zainteresowane, człapały w przeciwnym kierunku i z każdą sekundą były dalej. Co najważniejsze nie było oznak, żeby ktoś żywy był w okolicy, a tego bałem się najbardziej.
                Nie mogłem pojąć jak gra Daliona mogła zniszczyć człowieka. Chociaż przeżyłem wiele ciężkich i strasznych chwil to w porównaniu z tym uczuciem, ciągłej ucieczki, było to nic. Wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy dalej. Tomasz rozmawiał z nami i pytał o mniej ważne rzeczy dotyczące Torunia. Naprawdę chciał się tam dostać, co cieszyło mnie bo oznaczało, że dojedziemy tam jeszcze szybciej.
- Czy możemy sobie pozwolić na postój i zjedzenie czegoś? – zapytał około pół godziny później, gdy przejeżdżaliśmy przez małą wioskę, której nazwy nie mogliśmy odszyfrować, bo tabliczka była w połowie złamana, a samo „ka”, które zostało dużo nam nie mówiło.
- Powinniśmy coś zjeść – powiedziałem – ale nie zatrzymujmy się na długo. Jest już jasno, więc prawdopodobnie możemy wpaść na kogoś, na kogo nie chcielibyśmy. Musimy koniecznie dostać się do Torunia. Tam nie będzie już takich problemów.
Starzec zatrzymał wóz od razu, gdy znalazł dogodne do tego miejsce. Wypakowaliśmy szybko po jednej puszce i zaczęliśmy jeść drewnianymi łyżkami fasolę. Była zimna, ale zapełniała żołądek. Przypominało to pierwsze chwile po wybuchu, kiedy jadło się tylko takie specjały. Potem w Królowym Moście i teraz w Toruniu dało się zjeść nawet coś na ciepło, co było naprawdę ogromnym luksusem.  Jadłem szybko i łapczywie, bo chciałem jak najszybciej ruszyć w drogę, a poza tym byłem naprawdę głodny. Po skończonej uczcie ruszyliśmy dalej.
- Słyszeliście o akcjach przeprowadzanych w okolicach Poznania? – zapytał nagle Tomasz.
                Nie miałem pojęcia o czym mówił.
- Nie. Jakich akcjach? – zapytałem.
- Podobno podczas zimy gdy trupy nie były aż tak szybkie w Poznaniu parę grup ocalałych oczyściło dwa miasteczka. Może nie jest to duży wyczyn, ale co najważniejsze uruchomili działającą sieć pomiędzy nimi i mogą poruszać się pomiędzy punktem a i b bardzo szybko.
- To aż takie duże osiągnięcie? – zapytał skołowany Cinek.
- Mają pociąg. Działające oczyszczone tory i pociąg! Sto kilometrów różnicy pomiędzy miastami przebywają w godzinę i to niecałą, bo teraz nikt nie będzie patrzył na to czy pociąg przestrzega norm prędkościowych – wytłumaczył Starzec.
- Och – westchnąłem. To rzeczywiście było spore osiągnięcie.
- Dlatego zanim was spotkałem to myślałem nad podróżą pod Poznań. Podobno naprawdę nieźle sobie radzą, mają dużo zapasów i brakuje im tylko ludzi – dodał Tomek.
- W Toruniu w sumie też działa to dobrze – zacząłem – Jeden duży punkt, gdzie mieszka większość ludzi, mamy wszystkie zapasy i tak dalej, oraz cztery okoliczne posterunki, nie oddalone o dalej niż sto kilometrów i nadzorujące okolicę. W sumie między nimi dobrze by było odnowić linie kolejowe, ale chyba obędzie się też bez tego.
- A władza? – zapytał nagle starzec – Czy osoba rządząca to dobry człowiek?
                To było trudne pytanie. Nie wiedziałem jak szczerze odpowiedzieć, żeby nie skłamać, a zarazem nie wystraszyć Tomasza.
- Rządzi zwykły człowiek – odpowiedziałem – Popełnia błędy jak każdy, ale trzyma to wszystko w jednej, składnej postaci.
- To spora odpowiedzialność. W końcu mówicie, że macie tam parę setek ludzi.
- Tak to dosyć spore brzemię, ale myślę, że sobie radzi. W końcu Ostoja istnieje praktycznie od początku tego całego syfu – odpowiedziałem.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę o Ostoi i innych społecznościach aż temat się urwał. Przejechaliśmy przez Ciechanów, a ja znów zagłębiłem się w myślach. Robiło się powoli ciemno, a my przebyliśmy trochę ponad połowę drogi. To nie było dobre, ale była pewna opcja, o której pomyślałem dopiero teraz. Mogliśmy przeczekać jedną noc u Feline w jej obozie w Płońsku i ruszyć stamtąd z rana, aby pokonać ostatni odcinek drogi. Tylko czy nie spowodujemy tego, że grupa Daliona zaatakuje Feline. Co prawda Płońsk wyglądał solidnie i myślałem, że nie będzie problemu w odbiciu ataków bandytów, ale wciąż to było spore zagrożenie. Do płońska stąd mieliśmy zaledwie pięćdziesiąt kilometrów. Czy warto było zaryzykować?
- Tomaszu? – zapytałem nagle.
­- Tak?
- Możesz odbić na południe do Płońska? – zapytałem.
- Do Płońska? Nie jedziemy do Torunia?
- Nie dojedziemy tam dzisiaj, a możliwe, że pościg jest coraz bliżej. Oni wiedzą, że my jedziemy do Torunia najszybszą drogą i na pewno nas dogonią, a to może sprawić, że ich ominiemy. W Płońsku jest obóz, a tamtejsza przywódczyni nas zna i być może wyśle z nami ludzi, którzy pomogą nam dojechać do Torunia. To jest spora szansa – wytłumaczyłem.
- Hmm… skoro tak mówisz to możemy tam pojechać. Nie wiem dlaczego, ale polubiłem was, więc pozwolę sobie na zaufanie wam – odpowiedział.
                Zaufanie dwóm obcym ludziom to najgłupsze, co można zrobić, ale nie chciałem mu o tym mówić i tak wystarczająco zdenerwowany całą sytuacją musiał być ten starzec, jeżeli wciąż trzymał na tylnych siedzeniach dwóch uzbrojonych i silnych ludzi. Skręciliśmy na najbliższym zjeździe na południe i gdy tylko zniknęliśmy z głównej drogi do Torunia zrobiło mi się lepiej. Teraz szansa na to, że jeszcze dzisiaj spotkamy Daliona spadła. Oczywiście zawsze mógł pomyśleć o pojechaniu do Płońska, w końcu tam po raz pierwszy nas zaatakował, przy pomocy swoich ludzi, ale wątpiłem, żeby wpadł na to teraz. Wydawało mi się, że dojedziemy bez problemy do Płońska, a  tam, przy odrobinie szczęścia, uda nam się poprosić Feline o pomoc i eskortę pod Toruń.
                Dwie godziny później byliśmy w Płońsku. Gdy podjechaliśmy pod znajomy budynek to odetchnąłem z ulgą. Wysiedliśmy i opuszczając broń zamachałem w stronę ciemnego ogrodzenia, na którym z pewnością byli ukryci strażnicy obozu. Nagle zapłonął reflektor i oślepił nas blaskiem.
- Tu Erni z Zbłąkanego Ocalałego i jego dwóch przyjaciół! Chcę widzieć się z Feline! – zawołałem.
Usłyszałem szamotanie się i po chwili ktoś otworzył nam bramę. Był to uzbrojony mężczyzna, który wymierzył do nas.
- Czego tu szukasz? – zapytałem.
- Mówiłem, chcę porozmawiać z Feline.
- Gdzie twój autobus? – zapytał strażnik.
- Straciłem go… możesz mnie do niej zaprowadzić? – zapytałem.
- Sami musicie trafić. Właźcie bo ciemno już, a reflektory przyciągną martwych.
                Weszliśmy za ogrodzenie, zostawiając auto starego na drodze. Gdy tylko weszliśmy do budynku odetchnęliśmy z ulgą. Od razu zrobiło się cieplej. Na dworze nie było tak zimno jak parę tygodni temu, ale wciąż wieczorne wiatry kąsały zimnem. Przeszliśmy przez labirynt korytarzy i dotarliśmy do gabinetu dowódczyni. Zapukałem i poprosiłem, żeby Cinek i Tomasz zostali na zewnątrz. Gdy usłyszałem „wejść” wszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Niebieskooka siedziała na fotelu, opierając nogi o biurko i paląc tytoniowego skręta. Gdy mnie zobaczyła otworzyła szeroko usta.
- Kierowca autobusu… co ty tu robisz?
- Potrzebuje twojej pomocy… - zacząłem.
- Czy wszyscy w Toruniu nagle potrzebują mojej pomocy? – zapytała złośliwie.
- To naprawdę ważna sprawa – powiedziałem.
- Dobra, mów.
- Wpadliśmy w zasadzkę w Królowym Moście. Jakieś dwa dni po odjeździe stąd. Zabrali mi autobus i piątkę osób i nas gonią. Potrzebuje noclegu dla trzech osób dzisiaj i eskorty z rana do Torunia. Będziesz w stanie to dla mnie zrobić?
                Feline przez chwilę nie odpowiadała. Zaciągnęła się i wypuściła ogromną chmurę dymu, która zasłoniła na chwilę jej twarz.
- Prosisz o dużo, chyba wykorzystujesz fakt, że cię polubiłam kierowco, a do mojego obozu dołączyć nie chciałeś – powiedziała.
- Naprawdę potrzebuję pomocy. Dzisiaj nocleg, a jutro dwójka twoich ludzi i szybki pojazd, błagam.
- Niech ci będzie. Mam nadzieję, że oddasz mi kiedyś tą przysługę. Idź teraz spać, widać, że ledwo trzymasz się na nogach, na lewo od mojego gabinetu znajdziesz kogoś ze straży, powiedz, że prosiłam o nocleg dla ciebie i twoich kolegów. Rano spotkamy się przy wyjściu.
- Dziękuje, ratujesz mnie – powiedziałem – I proszę cię, uważaj. Ktoś z ścigających nas może tu być lada chwila.
- Jestem gotowa nawet na tak ludzi z Torunia, grupka bandytów nie stanowi dla mnie problemu – odgryzła się – A teraz idź już spać kierowco.
                Wyszedłem z gabinetu Fel i razem z Cinkiem i Tomaszem ruszyliśmy na lewo, dosyć ciemnym korytarzem. Wszędzie były pomieszczenia, porozrzucane równomiernie na lewo i na prawo, ale szybko znaleźliśmy jednego ze strażników. Po drodze wytłumaczyłem moim towarzyszom, co ustaliłem z Fel. Starzec nie do końca rozumiał powagę sytuacji, ale Cinek naprawdę się ucieszył.
Bez przedłużania i tak ciężkiego i długiego dnia, poszliśmy spać. Przydzielono nam nieduży pokój, ale były tam trzy wygodne łóżka. Ledwo dotknąłem głową poduszki, a zasnąłem.
                Gdy wstaliśmy rano szybko zjedliśmy po misce ciepłego gulaszu w obozowej stołówce po czym ruszyliśmy do bramy gdzie czekała na nas Feline oraz dwóch młodych chłopaków, wydawało mi się, że byli nawet młodsi ode mnie, ale mogłem się mylić.
- To moich dwóch zaufanych ludzi, Mikołaj oraz Dominik. Są młodzi, ale uwierz mi, że przeżyli nie dlatego, że szybko znaleźli silniejszych od siebie, którzy będą ich chronić. Jak dojedziesz do Torunia to oni z moim pojazdem wrócą do mnie. Powodzenia – powiedziała.
- Dziękuje ci za wszystko Feline – odpowiedziałem i uścisnąłem jej rękę.
W piątkę ruszyliśmy do sporej toyoty terenowej, która wygląda naprawdę solidnie. To było auto, które bez problemu powinno prześcignąć wszystko. Ruszyliśmy. Tym razem kierowałem ja, po mojej lewej siedział Mikołaj, a z tyłu cała reszta.
                Auto było w świetnym stanie. Trzymało się drogi, reagowało na każdy ruch kierownicy i przyciśnięcie pedała gazu. Wyjechaliśmy z Płońska i pojechaliśmy do przodu, na zachód. Znaleźliśmy się szybko na drodze. Ostatnim sporym i niebezpiecznym przystankiem był Drobin. Od niego blisko już było do Czwartego Posterunku w Sierpcu, a tam mogliśmy poprosić o pomoc kogoś z Czerwonych Flar lub samego Szymona, który na pewno dałby nam spory oddział. Kto wie, może wyznaczyłby nawet na tyle dużą grupę, że moglibyśmy przeprowadzić kontrę stąd.
                Dojechaliśmy do Drobina po godzinie i zrobiliśmy małą przerwę na siku oraz na rozprostowanie kości. Samochód pomimo tego, że był bardzo szybki to był stosunkowo niewygodny. Jeden z ludzi Feline oraz Tomasz poszli w krzaki, a reszta pilnowała auta. Stanąłem przy Cinku opierającym się o auto i zacząłem rozmowę.
- Stary jak myślisz, powinniśmy pojechać do Torunia czy spróbujemy zebrać ludzi z Czwartego Posterunku? – zapytałem.
- Hmm… myślę, że powinniśmy wrócić do Ostoi. Tam zbierzemy lepszą pakę, żeby spuścić temu skurwielowi wpierdol – odpowiedział jak zwykle prosto z mostu.
- Za taką szczerość cię lubię stary – powiedziałem uśmiechając się.
- Myślisz, że Dalion goni nas z naszymi pasażerami i Łowcą, czy zostawił ich w Królowym? – zapytał Cinek.
- Myślę, że bałby się zostawiać z tą bandą pijaków osoby pokroju Łowcy. To byłoby zbyt ryzykowne. Mam tylko nadzieję, że ich nie zabił.
- Myślę, że ten mały wypierdek nie ma jaj, żeby to zrobić i narazić się Bobrowi i Toruniowi. Przecież chce wymiany – powiedział Marcin.
- Cholera wie co siedzi w jego chorej głowie – odpowiedziałem.
                Nagle Dominik, ten który został z nami podniósł broń.
- Patrzcie! – krzyknął.
Drogą przed nami nadjeżdżał koszmar. Trzy auta i autobus. O ile auta mogły dać mi jeszcze nadzieję, że to po prostu ktoś losowy, to autobus nie pozostawiał żadnych nadziei. To był Zbłąkany Ocalały. Strach sparaliżował mnie całkowicie, sprawiając, że nie wiedziałem czy nawet oddycham. Nie zdążyłem krzyknąć do Dominika, żeby nie strzelał bo zginie. Młody przeładował i pociągnął serią po szybie jednego z aut sprawiając, że to straciło równowagę i zjechało na prawo. Pozostałe jednak były już przy nas. Nie zdążyłem nawet prosić o łaskę, gdy jeden z bandytów z auta wysiadł i strzelił młodemu w klatkę parę razy. Jego ciało drgnęło, a potem kompletnie zamarło w kałuży krwi, pod moimi stopami.
                Wtedy z krzaków wyszedł Mikołaj oraz Tomasz.
- Nie róbcie nic głupiego! – tym razem wykrztusiłem z siebie. Z podniesionymi rękoma podeszli do mnie i Cinka, a bandyci z wozów zaczęli coraz gęściej nas otaczać. Było ich co najmniej trzydziestu. Zobaczyłem na ich czele Daliona oraz jego przyjaciela. Bezręki podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Starałem się nie zrywać kontaktu wzrokowego, ale bałem się. Usłyszałem jak Tomasz, na lewo ode mnie, oddycha ciężko. W co my wplątaliśmy tego biednego człowieka.
- BLISKO! – krzyknął Dalion po czym uderzył mnie z dużą siła w twarz. Poleciałem do tyłu i uderzyłem jeszcze mocniej w lusterko od samochodu, po czym lekko zamroczony osunąłem się i usiadłem.
                To co stało się później było jednak dużo straszniejsze, a stało się w przeciągu kilku sekund. Cinek skoczył na Daliona i wyjmując jego własny nóż dźgnął go w brzuch. Zobaczyłem tylko przerażenie na jego twarzy, ale po chwili usłyszałem wystrzał. Zalała mnie fala krwi i fragmentów mózgu i czaszki. Gruby, którego nazywano Smrodem trafił Cinka prosto w głowę. Nie miał prawa tego przeżyć, a jednak kiedy upadł na mnie, to jego oko jeszcze przez chwilę się ruszało. Potem zamarło całkowicie.
                Krzyczałem głośno i płakałem, ale to się stało. Cinek nie żył.

2 komentarze:

  1. Myślę, że dobrze zrobili mówiąc prawdę temu staruszkowi. Gdy człowiek kłamie to później zaczyna się plątać i gubić. Ogółem zawsze się każdy o wszystkim dowie i wychodzą głupie sytuacje.

    Sny prawie jak moje :D

    A czemu ludzie muszą się zatrzymywać żeby jeść? Można jeść w drodze. Ewentualnie zmienić kierowcę i tak wszyscy będą ciągle w ruchu.

    Kolejne miasto, a to ciekawe :D a Jak horda przechodzi przez tory to jak? Taranem i nic się nie dzieje?

    No nie wiem czy ten Płońsk to dobry pomysł. Obecnie niby Erni ma przewagę nad Dalionem. Jeśli odbije do Feline, to Dalion pojedzie prosto. Później jak chcą sie dostać do Torunia nie natykając się an Daliona, który może będzie właśnie wracał?

    Wydaje mi sie, że ten staruszek jest człowiekiem, który był zmęczony podejmowaniem decyzji i z wielką ulgą przyjął do siebie kogoś, kto mówił mu co ma robić, a tym samym o niego dbać.

    No tak, końcówka mocna. Jakim cudem ich dogonili. To przez tą noc u Fel? Niepotrzebnie stracili czas. Mogli jechać zmieniajac się za kierownicą :/ Kurde, nie ogarniam tego, A tamci nie mogli zostać w krzakach i się nadal ukrywać? Nikt nie myśli? :D Szkoda mi Cinka :( Wychodzi na to, że Bobru wszystkich traci po kolei. Swoją drogą jedni umierają, a inne postacie się rodzą.

    No dobra, to lecimy dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie mówienie prawdy, dla kogoś kto może wyciągnąć z tarapatów to raczej dobra opcja ;D

      Niby można by jeść w drodze, ale jednak przysiąść i odpocząć chwilę to jest coś wymaganego przy takich nerwach, jeszcze spowoduje się jakiś wypadek, który może być gorszy w skutkach od złapania przez szajkę bandytów.

      Płońsk w sumie podobnie jak Drugi Posterunek będzie takim miejscem do "rozwinięcia akcji na potem". Na razie trochę zapoznaje was z uroczą i tajemnicza Feline, która ma swój nieduży obóz, który mimo swej wielkości funkcjonuje dobrze i Feline na pewno jest postacią, która jakoś liczy się w okolicy (list od Dziary).
      Staruszek z pewnością pożałował jak cholera, że ledwo co wziął na pokład dwóch ludzi i już wpadł w kłopoty.

      Uśmiercenie Cinka to był dla mnie wielki problem. Ciężko się rozstawać z dobrze wykreowanymi postaciami, które właściwie były ze mną przy procesie twórczym od samego początku, ale jednak dla dobra fabuły i jasności zdarzeń, ktoś ginąć musi. Nie ma tak dobrze ;/ Ale prawda to jest miejsce dla kolejnych postaci, które będą się pojawiały przy Bobrze :D
      Do dogonienia można by się nieco przyczepić, no bo w końcu to jednak sporego "szczęścia" wymaga, żeby wpaść akurat na tą grupę Daliona, która jedzie jedną drogą, co prawda do tego samego miejsca, ale wciąż. Pamiętaj jednak, że jak Erni jechał na pokładzie Zbłąkanego Ocalałego do Królowego Mostu parę dni wcześniej to był śledzony właściwie od samych bram Torunia. To oznacza, że Dalion i jego szajka ma dobre kontakty z ludźmi mieszkającymi w różnych miejscach na trasie, którzy mogli zauważyć Erniego i Cinka wracających do Torunia, bądź też sami ludzie Daliona zostali na tej drodze, gdzie jeździ ten słynny Zbłąkany Ocalały.

      Usuń