Rozdział 14, kolejny z perspektywy Erniego. Tutaj dowiecie się co stało się z Ernim i załoga Zbłąkanego Ocalałego po tym jak zostali oni pojmani przez Daliona i Smroda. Co myślicie o tej decyzji podjętej przez Daliona? Mam nadzieję, że rozdział pomimo, że jest nieco krótszy i przegadany to wam się spodoba. Wszelkie pytania oraz opinie zostawcie w komentarzu i roześlijcie blog znajomym ;)
--------------------------------------------------
Rozdział 14 (Erni): Blisko
Wyprowadzili
nas z Zbłąkanego Ocalałego dosyć brutalnie. Stanęliśmy w rzędzie, ramię w
ramię. Najbliżej autobusu stałem ja, a po moich bokach stał Łowca oraz Cinek.
Kawałek na prawo od Cinka stał Rekin oraz Ola, Karolina i mały Patryk. Bandyci
skrzętnie przeszukiwali wnętrze pojazdu i zarekwirowali wszystkie nasze bronie.
Dalion obgadywał coś z grubym mężczyzną, a następnie odwrócił się do nas.
- Wracacie z nami do
Królowego Mostu, muszę się dowiedzieć paru rzeczy, zanim zadecydujemy co z wami
zrobić – powiedział.
- Zostałeś szefem tej
bandy Dalion? – zapytał Cinek.
- Jak dla ciebie pan
Dalion, teraz rolę się odwróciły, czy to nie jest zabawne? – zapytał,
drapiąc się po kikucie.
- Możemy się jakoś
dogadać – zaproponowałem.
- Dogadamy się – odpowiedział
uśmiechając się – Karol zgarnij autobus i
wróć nim do naszej bazy tymczasowej, reszta wsiadać do aut! – krzyknął.
O dziwo
ludzie słuchali się go, chociaż był młodszy ode mnie i wyglądał na zwykłego
wyrostka. Jak ktoś taki mógł przewodzić taką kompanią? Ruszyliśmy powoli do
auta wraz z Dalionem i jego grubym przyjacielem, który śmierdział straszliwie i
pojechaliśmy wraz z innymi autami w stronę ruin obozu w Królowym Moście.
Zjechaliśmy w zjazd przy kościele, a następnie krętą drogą dotarliśmy do
zabudowań, przy których jeszcze paręnaście minut temu byliśmy z Marcinem.
Wysiedliśmy i rozejrzeliśmy się po ruinach, które dla mnie i Marcina miały
sporą wartość. Właściwie większość domków była jeszcze w używalnym stanie, po
prostu jeden stracił dużą część ściany i barykada była roztrzaskana.
Zostaliśmy
zaprowadzeni do mojego starego domu, gdzie automatycznie uruchomiła się lawina
wspomnień. Zarówno tych dobrych jak i złych. Początek apokalipsy przeżyliśmy
tutaj. Gdyby nie pewne zdarzenia, to z pewnością bylibyśmy dalej za tymi murami
i możliwe, że nawet nie usłyszelibyśmy o Toruniu, chyba, że Pablord i Mpd by
nas znaleźli. Wszystko mogło się potoczyć o wiele lepiej. W salonie, gdzie
leżałem kiedyś po tym jak zostałem postrzelony, siedziało teraz pięciu rosłych
mężczyzn i chłopców. Jedni byli młodsi ode mnie, a drudzy dużo starsi. Dalion
kazał poczekać Łowcy, Patrykowi i dziewczynom na dole, a sam zaprowadził nas do
piwnicy. Tam gdzie był kiedyś więziony.
Teraz
stał tutaj stół, fotel oraz trzy krzesła. Dalion usiadł na tym
najwygodniejszym, a nam wskazał krzesła. Usiedliśmy nie wiedząc co nas teraz
będzie czekać. Było tu dosyć ciemno, ale on zapalił lampę gazową i jej światło
nieco rozjaśniło mroczne pomieszczenie. Spojrzał na nas, w jednej ręce ciągle
trzymając broń. Było nas tu dwóch i moglibyśmy spróbować go zaatakować. Jeżeli
nie byłby wystarczająco szybki, co było możliwe, patrząc na jego zapijaczoną
twarz, mieliśmy szansę wygrać ten pojedynek i zdobyć broń. Nie byliśmy skuci,
więc jeden celny cios pięścią i Dalion nie zdążyłby nawet zawołać o pomoc.
Jednak nie wiedzieliśmy ilu ludzi w sumie tu jest, a musiało ich być co
najmniej dziesięciu. Nie mieliśmy szans, nawet jeżeli byśmy wzięli tą broń, to
ci na górze z pewnością zabiliby Łowcę i resztę pasażerów, a następnie dorwali
nas. Musieliśmy wysłuchać Daliona.
- Pamiętam jak mnie tu
trzymaliście. Głosowaliście nad moim życiem i mieliście mnie zabić. A teraz ja
decyduje o was, przejebane, co? – zaczął.
- Znaleźliśmy cię w lesie,
paliła cię gorączka, śmiałeś się jak szaleniec, chcieliśmy ci pomóc, potem
zabiłeś mojego brata, nie uważasz, że to była sprawiedliwość? – zapytałem.
- Bobru zostawił mnie
w tej wiosce po drodze do Królowego. Nawet nie starał się mnie szukać. Potem jeszcze
ten epizod z tą suką Miczi. Należało się jej – powiedział.
- Czego od nas chcesz?
– zapytał Cinek.
- Chcę, żebyście mi
powiedzieli kto z ludzi z Królowego Mostu jest w Toruniu? – zażądał.
- To ci nic nie da.
Toruń jest świetnie broniony, nawet gdybyś dotarł do samej Ostoi to jest tam
tyle straży, że nie będziesz miał żadnych szans – powiedziałem.
- Odpowiedzcie na
moje, pierdolone, pytanie.
Spojrzałem
się na Cinka i kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- Praktycznie wszyscy
ze starej ekipy. Nieznajoma, Bobru, Sołtys, Gigant, Łapa i jej ludzie, siostra
Łapy, Natalia, Miczi – powiedziałem.
- No i świetnie.
Zrobimy wymianę, wy za Miczi oraz spore ilości broni i amunicji. Nikt nie
będzie musiał ucierpieć, wszystko jakoś się ułoży – stwierdził uśmiechając
się.
- Czemu musisz być
takim dupkiem? W Ostoi znajdzie się miejsce dla wszystkich. Jak nie w samym
obozie to na którymś z posterunków. Mielibyście zapewniony dach, ochronę,
towarzystwo i wszystko czego dusza zapragnie. Czy to nie jest lepsze wyjście,
niż tułaczka od jednego miejsca do drugiego? – zapytałem.
- Nie mów mi jak mam
żyć. Ciesz się, że nie zabije każdego z was, bo wymiana wciąż jest dosyć
ryzykowna – powiedział po czym zamyślił się na chwilę. Pistolet luźno
chodził w jego ręce, w każdej chwili gotowy do wystrzału – Wiecie co, ja lubię ryzyko. Dlatego zagramy w małą grę.
Czekaliśmy chwilę, aż wytłumaczy nam zasady tej gry, kiedy
ten wstał i wrzasnął do nas.
- BLISKO!
Serce zabiło mi szybciej, bo to było dosyć zaskakujące, ale
nie mogłem zapomnieć o tym, że to nieprzewidywalny człowiek.
- Tak się nazywa gra.
Zasady są proste. Zostawię wam tutaj klucz oraz pistolet z ośmioma nabojami w
magazynku. Jak zapadnie zmrok i wszyscy pójdą spać to wyjdziecie klapą i stąd
uciekniecie. Rano pojedziemy za wami samochodami. Jeżeli uda wam się uciec to
wrócicie do swojej Ostoi, jak nie to złapiemy was i będziecie ponownie w tej
samej sytuacji. Nie macie nic do stracenia, co wy na to? – zapytał.
Czy ten
człowiek był, aż tak szalony? Żyliśmy w bardzo ciężkich czasach, gdzie trzeba
było zachować powagę, bo to po prostu było wskazane. Nie można było ot tak
urządzać sobie gier. Z innej strony, to była spora szansa. Gdybyśmy mogli
uciec, nawet zostawiając tutaj Łowcę i pasażerów, to mogliśmy znaleźć drugi
pojazd i po prostu pojechać do Ostoi po wsparcie. Musieliśmy się zgodzić.
- Zgadzam się – odpowiedziałem.
- Świetnie! To będzie
ciekawa gra, spodoba się wam jak nic! – powiedział uradowany.
- Musisz obiecać, że
żaden pasażer nie zostanie skrzywdzony – powiedziałem śmiertelnie poważnie.
- Obiecuje na mojego
kikuta – odpowiedział wybuchając szaleńczym śmiechem.
Następnie
wstał i ruszył w stronę włazu, wspominając przy okazji, że dadzą nam coś do
żarcia za jakiś czas. I zamknął właz na klucz. Drugi egzemplarz leżał na stole
obok pistoletu i lampy. Zostaliśmy uwięzieni na parę godzin, musieliśmy szybko
wymyśleć jak to rozegramy. W piwnicy było zimno, a nie wiedzieliśmy jak długo
będzie świeciła lampa, więc sytuacja była mocno nieciekawa. Usiedliśmy
niedaleko siebie i przez chwilę w piwnicy panowała absolutna cisza. Słychać
było tylko stłumione głosy z góry. Małe okienko, przez które moglibyśmy coś
zobaczyć, było tak brudne, że nie dało się go wytrzeć rękawem bluzy.
- Zostawimy
wszystkich? – zapytał Cinek.
- Wiem, jak to wygląda
i widzę, że ci się to nie podoba, ale nie uważasz, że to spora szansa? – odpowiedziałem
pytaniem na pytanie.
- Co jeżeli Dalion
sprawdza nas i gdy zauważy naszą nieobecność to zabije wszystkich? Ostatnia
podróż do Torunia zajęła mi, Bobrowi oraz reszcie grubo ponad tydzień. Teraz
drogi są przejezdne, ale zanim znajdziemy pojazd, to ludzie Daliona mogą nas
wyprzedzić, albo stracić cierpliwość. To duże ryzyko stary – powiedział
Marcin.
- Jeździłem tą trasą
parę razy, wiem gdzie możemy znaleźć auto. Dojdziemy tam stąd w góra dwa dni,
przy szybkim tempie marszu. Potem kolejny dzień na dojechanie do Torunia i
przygotowanie ekipy do odbicia naszych ludzi. Wystarczy, że będziemy jechać
główną drogą, na pewno ktoś z grupy Daliona też wybierze taką opcję.
- Sam nie wiem… ja to
bym spróbował wybić ich wszystkich, albo zaatakować Daliona przez sen i lufą
przy jego pojebanej głowie wynegocjować inne warunki. Już raz się
rozdzielaliśmy i przez długi czas nie wiedzieliśmy czy pozostali żyją. Nie wiem
czy chcę żyć w takim stanie nawet chwilę dłużej…
- Cinek jest jeszcze
opcja, żebyśmy ruszyli na wschód, północ lub południe. Moglibyśmy uciec od tego
całego syfu… Nie patrz tak na mnie. Toruń się rozpada, a każdy kolejny dzień
tam to wielkie niebezpieczeństwo…
- Chyba nie mówisz poważnie…
- stwierdził i popatrzył na mnie zszokowany.
- Wybacz, może i masz
rację… to strach i niepewność, to mnie zabija – powiedziałem, lekko
zawstydzony.
- Spróbujmy tej
cholernej ucieczki. Damy z siebie wszystko i za parę dni będziemy wracać w te
tereny większą grupą. Rozpierdolimy tego cwela Daliona i odbijemy zakładników –
powiedział wyniośle Cinek.
- To ustalone – powiedziałem
uśmiechając się – Prześpij się teraz
trochę, ja posiedzę i jak zacznie się noc i zrobi się cicho to zwiejemy.
Będziemy mieli jakieś sześć godzin w całkowitej ciemności na ucieczkę jak
najdalej stąd.
Cinek
położył się w kącie skulony, a ja siedziałem. Chciałem odpocząć, ale starałem
się nie zasnąć. Jakbyśmy przespali taką szansę to byłoby fatalne. Czas mijał
niesamowicie wolno, ale mi udało się nie zasnąć. Nasłuchiwałem uważnie i ilość
hałasu na górze powoli się zmniejszała, aż zrobiło się całkowicie cicho.
Czekałem jednak, żeby być w stu procentach pewnym, że na nikogo nie wpadniemy.
Dziesięć minut później szturchnąłem Cinka, który obudził się natychmiast. Nie
spał głęboko, ale na pewno wypoczął. To było ważne, żeby chociaż jeden z nas
był silny.
- Co jest? – zapytał.
- Chyba zasnęli.
Możemy się stąd zrywać – powiedziałem.
Po cichu wstaliśmy i podeszliśmy do stołu. Byłem konkretnie
przemarznięty, więc gdy tylko się podniosłem poczułem bolesne skurcze.
Rozgrzałem się szybko i zdecydowałem, że wezmę klucz, a Cinkowi podałem
pistolet. Byłem pewien, że zrobi z niego lepszy użytek niż ja. Wspiąłem się
najciszej jak potrafiłem do klapy i wsadziłem ostrożnie klucz. Wciąż się
obawiałem, że gdy tylko wyjdziemy, będzie czekał tam na nas Dalion, który
krzyknie „BLISKO” i pobije lub zabije nas za próbę ucieczki, pomimo, że sam nam
ją zaproponował.
Chwila
otwierania starego zamka od klapy nie trwała długo, ale mi się wydawało, że
była to cała wieczność. Dodatkowo zamek chodził całkiem sprawnie, ale ja
słyszałem go tak głośno, że zagłuszał nawet bicie mojego serca, które wydawało
się chcieć uciec z klatki piersiowej. Przekręciłem klucz i usłyszałem
kliknięcie oznaczające, że zamek puścił. Delikatnie uchyliłem klapę i
rozejrzałem się po ciemnym pomieszczeniu. Mój wzrok był przyzwyczajony do
ciemności, więc widziałem całkiem nieźle. Pomieszczenie było prawie puste, nie
licząc mężczyzny śpiącego na kanapie. Chrapał on co jakiś czas po cichu, ale
widać było, że spał głęboko. Wyszedłem
pierwszy i przytrzymałem klapę dla Cinka, który wspinał się z pistoletem i
lampą. Brzuch mi zaburczał tak głośno, że obawiałem się obudzenia całego obozu.
Dalion zapomniał nam przynieść jedzenia.
Zastanawiałem
się gdzie może być Łowca i cała reszta, ale byłem pewien, że są pilnowani, w
którejś piwnicy, a może nawet kawałek stąd. Musieliśmy jak najszybciej wrócić do Torunia i
przyjechać tutaj większą grupą. Przekradliśmy się po cichu do kuchni i drzwiami
stamtąd wyszliśmy w chłodną noc. Rozejrzałem się i zauważyłem, że dwójka ludzi
Daliona została ustawiona przy barykadach, ale całe szczęście nie pilnowali
tylnego wyjścia do lasu. To była nasza szansa. Przekradliśmy się tam i już pięć
minut później byliśmy wolni. Biegliśmy przez dziesięć minut bez zatrzymywania
się, aż znaleźliśmy się mniej więcej w miejscu, w którym złapał nas Dalion. Tam
usiedliśmy i odetchnęliśmy z ulgą. Czułem się zarazem wspaniale i
beznadziejnie. Miałem okropne wyrzuty sumienia, że Łowca został tutaj razem z
pasażerami, za których byłem odpowiedzialny. Dołożę wszelkich starań, żeby ich
uratować.
- Dobra stary, lepiej
powiedz gdzie jest ten pojazd, o którym mówiłeś – zaczął Cinek.
- Na zachód od Białegostoku
w niedużej szopie w pewnej wiosce. Znalazłem go jak jeździłem tędy, ale było
wtedy tam dużo zombie i nie miałem czasu go stamtąd zabrać. Sprawdziłem tylko
czy działa i uciekłem autobusem. Oczywiście jest szansa, że znajdziemy coś
wcześniej, więc możliwe, że nie będziemy musieli iść tylu kilometrów. Bo droga
do tej szopy to co najmniej trzydzieści kilometrów.
- Kurwa zamarzniemy… -
stwierdził Cinek smarkając zamaszyście na asfalt.
- Damy sobie radę,
pamiętasz jak uciekaliśmy z Bobrem z Supraśla? Teraz będziemy pierwsi – zapewniłem
– Chodź nie ma czasu na odpoczynek, za
parę godzin zaczną nas szukać…
I ruszyliśmy. Droga całe szczęście była już
czysta. Nie widzieliśmy za dużo trupów, po drodze minęliśmy zaledwie dwa czy
trzy, które były oddalone od nas o paręnaście metrów i nawet nas nie wyczuły.
Byłem głodny, zmęczony i zmarznięty, ale nie zwolniłem nawet na chwilę,
utrzymywaliśmy świetne tempo i po niecałej godzinie dotarliśmy do Grabówki.
Tutaj było więcej zombie, ale my musieliśmy się rozejrzeć za jakimiś ubraniami
lub bronią do walki wręcz. Ja świeciłem lampą, a Cinek atakował zombie kolbą
pistoletu i jakoś sobie z nimi radził. Najpierw odpychał je kikutem, a potem po
prostu dobijał. Widać było jak doświadczonym człowiekiem się stał. W jednym z
domków znaleźliśmy kij baseballowy oraz sporo ciuchów. Nie pasowały na nas za
bardzo i śmierdziały straszliwie, ale bez narzekania nałożyliśmy je i
poczuliśmy falę przyjemnego ciepła. Wziąłem kij w ręce i podałem lampę Cinkowi.
Na pewno będzie lepiej zabijać zombie z większego dystansu jaki oferuje kij,
niż kolba pistoletu. Rzeczywiście szło nam to całkiem sprawnie. Przeszukaliśmy
jeszcze mały sklepik monopolowy i znaleźliśmy tam dwie paczki krakersów tak
twardych, że bez zmiękczenia w wodzie na zapleczu nie dało się ich ugryźć bez
połamania sobie zębów.
Nasza
uczta nie trwała długo. Zebraliśmy się po chwili i ruszyliśmy dalej. Musieliśmy
teraz iść bez przerwy, aż znajdziemy jakiś działający pojazd, który
przynajmniej pozwoli trochę oddalić się nam od zagrożenia. Pierwsze auto
znaleźliśmy piętnaście minut później na poboczu. Z początku wyglądało
obiecująco i silnik nawet zaskoczył parę razy, ale ostatecznie nie dało się go
włączyć. Próbowałem parę razy na różne sposoby, a Cinek w tym czasie odpierał
ataki szwendaczy, które zwabione światłem i hałasem człapały do nas z
okolicznych zarośli. Szło mu to całkiem sprawnie, ale nie zostaliśmy tu dłużej,
bo auto było niezdatne do użytku.
Niecałą
godzinę później zobaczyliśmy w oddali panoramę wymarłego miasta. Wygląd był
przygnębiający. Przysiedliśmy akurat na chwilę żeby odpocząć i zaplanować,
którą stroną ominiemy miasto i gdzie ewentualnie moglibyśmy rozejrzeć się za
autem na miejscu.
- Przy zachodnim
wyjeździe z Białego jest spora giełda, moglibyśmy to sprawdzić – zaproponował
Cinek.
- Myślę, że to kiepski
pomysł. Pewnie wielu, którzy wpadli na niego, krąży teraz pomiędzy autami jako
zombie. Idźmy przed siebie i nie trzymajmy się głównej drogi. Jeżeli Dalion
będzie jechał za nami to dobrze by było iść leśnymi ścieżkami. Wtedy mamy
mniejszą szansę na znalezienie auta, ale za to większą na to, że nie wpadniemy
na tych bandytów – stwierdziłem.
Nagle usłyszeliśmy wybuch i ogromny rozbłysk światła.
Odruchowo sięgnąłem po kij, a Cinek przejechał pistoletem po całym otoczeniu.
Dźwięki dobiegały z Białegostoku. Ze środka miasta wylatywały petardy, jedna za
drugą. Ktoś właśnie sprowadził wszystkie okoliczne zombie w to miejsce.
- To Czerwone Flary? –
zapytał Cinek.
- Wątpię, to
zdecydowanie nie pasuje do kogokolwiek z Czerwonych Flar… - powiedziałem
podziwiając. Ogłuszające wybuchy rozchodziły się po okolicy niczym szalone.
- Musimy stąd spadać –
stwierdziłem.
Wyszliśmy
z lasu na drogę i wzdłuż niej ruszyliśmy w stronę obrzeży miasta. Znaleźliśmy
dwa samochody, ale oba były rozbite, więc nie było mowy o tym, żeby nimi gdzieś
pojechać. Przy małym osiedlu, złożonym z
domów jednorodzinnych usłyszeliśmy strzały i musieliśmy poczekać paręnaście
minut, aż nie byliśmy absolutnie pewni tego, że nic nam nie zagraża. Ciężko
było leżeć w bezruchu, w ciemną noc, otoczony wrogimi ludźmi i dużą grupą
bandytów, która niebawem miała zacząć pościg. Dodatkowo było tak zimno, że
byłem w stanie oddać dosłownie wszystko, za kubek ciepłej herbaty, albo koc.
Gdy światła latarek bliżej niezidentyfikowanej grupy poświeciły po drodze spory
kawałek od nas byliśmy pewni, że możemy iść dalej.
- Ciekawe czy w
Białymstoku też jest jakiś obóz – wyraził przepuszczenia Cinek, idąc po
cichu obok mnie.
- Nie wiem, ale jak
sytuacja wygląda tak jak teraz przez cały czas to zaczynam doceniać Ostoję – powiedziałem
szczerze.
Droga
na której się znajdowaliśmy prowadziła na zachód. Pamiętałem jakby to było
dziś, jak przejeżdżałem tędy, po raz pierwszy kierując Zbłąkanym Ocalałym. Była to jedna z głównych dróg na zachód, gdybyśmy
się jej trzymali to mogliśmy pokonać taką samą drogę jak z Torunia. Po drodze
mogliśmy znaleźć auto. Wszystko się mogło ułożyć potrzebowaliśmy tylko trochę
szczęścia.
- Stary cieszę się, że
udało się nam przetrwać – wypalił nagle Cinek – Naszej konkretnej dwójce. Nawet strata ręki nie jest aż tak straszna w
porównaniu z byciem jednym z tych chodzących śmierdzieli.
- Przetrwamy do końca
– powiedziałem z uśmiechem.
Przeszliśmy jeszcze kawałek, wchodząc już na bardziej
zalesione tereny. Do wioski mieliśmy jeszcze drugie tyle, ale oddaliliśmy się
już trochę i była szansa na przetrwanie tego wszystkiego. Wchodząc do lasu
zagłębiliśmy się w całunie ciszy. Serce biło mi dosyć mocno z emocji, ale
dzięki temu pracowałem ze zdwojoną siłą i mogłem jakoś funkcjonować.
Nagle
idąc ciemną drogą usłyszeliśmy dźwięk silnika. Odwróciliśmy się, a ja
całkowicie zamarłem. Wiedziałem, że skurwiel da nam żmudne nadzieję i ruszy za
nami w pościg o wiele szybciej, jeszcze w środku nocy. Auto jednak nie
nadjeżdżało ze wschodu tylko z północy. Byliśmy akurat na takim skrzyżowaniu,
które odbiegało na zachód, północ oraz wschód. Obejrzeliśmy się i oślepiły nas
światła samochodu. Zbiegłem na pobocze, ale auto zaczęło się zatrzymywać. Cinek
dołączył do mnie i wymierzył w stronę pojazdu. To była nasza szansa. Mogliśmy
przejąć ten wóz i odjechać.
Auto
zatrzymało się całkowicie i zobaczyłem, że wysiada z niego starszy mężczyzna,
koło sześćdziesiątki, z bujną siwą czupryną i wąsem. Zaświecił na nas latarką i
zawołał. Jego głos był niski, nieco dźwięczny, ale przyjemny.
- Potrzebujecie
podwózki chłopcy? – zapytał.
Szczęście się do nas uśmiechnęło.
Ło jeju. Zajebisty Rozdział. Wcale nie taki przegadany :). Coś czuję ,że Erniemu i Cinkowi nie przysłuży się przejażdżka z panem koło sześćdziesiątki.
OdpowiedzUsuńA no tak. Bo oni zostali pojmani. Kurcze, całkowicie o tym zapomniałam!
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie wiem czego oczekiwałam jak sprowadził ich do piwnicy. Chyba tortur. A on zachował się nawet przyzwoicie. Swoją drogą Erni wymienił dużo za dużo ludzi ze starej ekipy. Przecież wiedział o śmierci Nieznajomej, Natalii a także, że siostra Łapy została porwana. Sama nie wiem czy w takich sytuacjach jest lepiej sprawiać wrażenie, że odsiecz może przyjść wielka, czy wręcz przeciwnie - mała. Oni mogą się przygotować. Jeśli będą sądzić, że w Ostoi prawie nikogo nie ma, to też nastawią się, że im to wszystko przyjdzie łatwo, rozkojarzą się i wtedy łatwiej będzie ich pokonać.
Jest jeszcze jedna opcja. Ukryć się w Królowym Moście tak aby Dalion myślał, że uciekli. Pojadą w pościg, a wtedy będą mieć szansę odbić przyjaciół i uciec w innym kierunku. Podwózka z dziadkiem spoko, ale ciekawe czy nie trafili na jakiegoś kolejnego psychola. Ludzie wariują w takich warunkach. Ja bym mu kazała od razu się przesiąść. Na wszelki wypadek trzymać jeszcze na muszce.
Ale i tak myślę, że ukrycie się w KM, byłoby najbardziej zaskakującym posunięciem i Dalion nie miałby cienia szans wpaść na to. Myślę, że jak tylko się obudził to od razu pojechał w pościg. Przecież nie szukał ich w obozie czy np. nie są w kuchni pod zlewem? :D
Idziemy dalej
Hmm to prawda, tutaj zupełnie inaczej mogłoby wszystko zostać rozegrane. W sumie sam nie pomyślałem o takim rozwinięciu, ale te było już zaplanowane i cała dalsza fabuła została wokół tego "owinięta" :P Erni zdecydowanie chciał pokazać Dalionowi, że zadarł z sporą społecznością :D Wracając do motywu wyboru ucieczki, to jednak z perspektywy to gra toczyła się m.in. o życie Łowcy, więc jednak pojechanie do Torunia to była ciekawa opcja, bo jakby zdążyli na czas to mogliby złapać bandytów w polu, a jakby Dalion dojechał do Torunia i zobaczył, że nie ma tam Erniego to życie tych osób mogłoby być w nieciekawej pozycji :P
Usuń