Rozdział 13, perspektywa Bobra. Zobaczycie co się stało dosłownie chwilę po zakończeniu ostatniego rozdziału, tylko to wszystko z perspektywy Bobra. Coraz bliżej końca tego tomu, ja osobiście teraz bardzo dużo czasu spędzam wymyślając wszystko co trzeba. Mam nadzieję, że wam się spodoba jeżeli tak to zostawcie łapkę w górę i komentarz ;)
--------------------------------------------
Rozdział 13 (Bobru): Komplikacje
Pablord
dostał. Chcieliśmy zaskoczyć atakujących Złomiarzy od tyłu, ale wtedy zdaliśmy
sobie sprawę, że po pierwsze, nie byli to Złomiarze, a po drugie było to zbyt
niebezpieczne. Próbowałem zjechać na pobocze, żeby zniwelować siłę uderzenia.
Spojrzałem na przyjaciela i zobaczyłem, że trzyma się za brzuch. Musiałem
szybko zaprowadzić go do lecznicy. Ale
teraz wylądowaliśmy w samym środku walki. Barykady nie było. Zostały tylko
ruiny. Na ulicy, kawałek przed nami, znajdowało się mnóstwo ludzi z Torunia,
ale wszędzie dookoła były zombie. Wysiadłem razem z Wiktorią i zaczęliśmy je
zabijać. Robiło się już gorąco, ale całe szczęście pomagali nam strażnicy z
Ostoi oraz mnóstwo losowych ludzi. Widziałem w tłumie Magdę, Łapę oraz Szeryfa
i Karła.
Oczyszczenie
całej ulicy zajęło nam dobre dziesięć minut. Gdy wszystko się uspokoiło, ja
pobiegłem do auta i przy pomocy Ryśka oraz dwóch innych strażników,
wyciągnęliśmy ostrożnie Pablorda. Wyglądał kiepsko. Stracił przytomność i był
blady. Obawiałam się najgorszego, ale pomimo tego ruszyłem z małą grupką osób w
stronę szpitala. Gdy tam doszliśmy Pablord szybko został podpięty pod różne
aparatury podtrzymujące życie. To był plus lecznicy w Toruniu, byliśmy tutaj
całkiem nieźle wyposażeni. Gdy sytuacja w końcu się uspokoiła, usiadłem na
korytarzu w lecznicy i czekałem na to co powiedzą lekarze.
W
międzyczasie przyszła do mnie Łapa. Przytuliłem się do niej i trwaliśmy w takim
stanie przez co najmniej dwie minuty. W końcu rozłączyliśmy się, a ja
westchnąłem cicho.
- Co ci się stało w
ucho? – zapytała.
- Trzeci Posterunek
nie istnieje… trafiliśmy na bandytów, Jonasz prawdopodobnie zginął… - zacząłem
tłumaczyć. Jeszcze dzisiaj z rana znaleźliśmy auto, które jakimś cudem
odpaliliśmy. Udało się nam dojechać do Torunia w jednym kawałku, a Jonasz
został gdzieś tam, albo już nie żył. Powinniśmy i tak być bardziej ostrożni, bo
nasz pośpiech mógł kosztować Pablorda życie.
- Tutaj w sumie nie
lepiej – powiedziała Łapa, machając nogą.
- Co tu się stało? Na
Placu Głównym widziałem jakieś stoły, a w samej Ostoi mnóstwo zombie – spytałem,
wciąż nie mogąc uwierzyć w to co tu zastałem. Pamiętałem, że Dziara wspominał o
jakimś ataku Gangu, ale skąd tu się wzięło tyle zombie i ta rozwalona barykada?
- Karzeł organizował
Święto Ocalałego, jakąś bezsensowną imprezę, gdzie mieliśmy oderwać się od
rzeczywistości. Chciałam się tylko napić i dalej czekać na twój powrót, ale jak
widzisz nagle wszystko się posypało. Nie wiadomo skąd pojawił się Gang, a jedna
z barykad została zniszczona. Prawdopodobnie przez nich – opowiedziała
pociągając nosem co jakiś czas. Była smutna.
- Dlaczego się
smucisz? Przecież wróciłem, a sytuacja została opanowana… - powiedziałem.
- Sołtys i ten łysy
żołnierz zginęli… Żołnierz zabił przywódcę Gangu, ale sam zginął, a Sołtys
próbował go ratować i ugryzł go zombie. Strzeliłam mu w głowę, żeby się nie
przemienił… - powiedziała, a z kącika jej oka spłynęła łza.
Ta
informacja była jak uderzenie pioruna. Poczułem się tak samo jak widziałem
umierającego Goku, umierającą Nieznajomą oraz ciało Natalii. Sołtys był jak
dziadek każdego z nas, zawsze służył radą i był niesamowicie pomocny. Był ze
mną praktycznie od początku tego całego syfu. Czemu musiał tak ryzykować?
- Dlaczego to zrobił?
– zapytałem, chociaż nie wiedziałem na jaką odpowiedź liczę.
Łapa nie odpowiedziała. To była naprawdę spora strata. Jakim
cudem atak wyszedł tak dobrze? Czy było możliwe, że ktoś wpuścił Gang do
środka?
- Był za dobrym
człowiekiem na te czasy. Pieprzony Karzeł uciekł gdy walczyliśmy z Gangiem…
Żałuje, że nie złapał go jakiś trup – powiedziała w końcu. Zachowania Karła
rzeczywiście było szokujące. Spotkałem Dziarę w drodze do szpitala i rzuciłem
mu tylko, że wpadnę jak zobaczę co z Pablordem. Miałem mu do zdania raport,
oraz chciałem go zapytać o parę rzeczy.
Nagle z
jednego z gabinetów lekarskich wyszła Wiktoria. Miała zabandażowaną nogę i
dostała kulę do podpórki.
- Wszystko gra? – zapytałem.
- Zdarzały mi się
gorsze wypadki, lepiej powiedz co z Pablordem – poprosiła siadając obok
mnie i Łapy.
- Czekamy, aż go
podłączą pod aparaturę i zbadają. Dostał mocno i zanim go podnieśliśmy to mogło
być już za późno. Mam przez to spore obawy… - zacząłem.
- Myślę, że da sobie
radę. To twardy człowiek, jak wszyscy z Czerwonych Flar… no może poza
Mateuszem, ale on jest tak głupi, że nie ma szans zginąć. Po prostu tak już
jest – powiedziała wstając – Wybaczcie,
ale muszę iść. Kazali mi leżeć, żebym szybko wróciła do pełnej sprawności.
Zniknęła
powoli na schodach w korytarzu, a ja ziewnąłem przeciągle. Oczy mi się same
zamykały, ale miałem jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Zastanawiałem się czy
nie mogłem zdać raportu Dziarze jutro, a wieczoru spędzić przy Łapie, ale
podejrzewałem, że nie ma takiej opcji. Po około dziesięciu minutach z sali
wyszedł lekarz. Był to Medyk, ostatni żyjący żołnierz z konwoju, który pomagał
Natalii dostać się do Torunia. Widać, że był w ponurym nastroju, usłyszał już o
śmierci przyjaciela. Po wyjściu z gabinetu spojrzał na nas i sięgnął do
kieszeni. Wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego zapalniczką, po czym
zaciągnął się potężnie.
- Jego stan jest
ciężki – powiedział – sama rana
brzucha nie jest tak poważna, chociaż stracił sporo krwi. Gorzej jest z jego
głową. Podczas tego waszego poślizgu musiał uderzyć dosyć mocno, co wprowadziło
go w stan śpiączki. Na razie będziemy go obserwować, ale naprawdę nie wygląda
to dobrze… Przykro mi – dokończył, a kolejny głaz, podobny jak ten po śmierci
Sołtysa, spadł na mnie. Czy wszyscy ważni dla mnie ludzie, moi przyjaciele oraz
kompani muszą odchodzić? Śpiączka to nie była jeszcze śmierć, ale czasami
człowiek wybudzał się z niej po paru godzinach, czasami po paru tygodniach, a
czasami po paru latach. Mogłem kazać mu wjechać innym wjazdem, ale hałasy i
strzały, które słyszeliśmy wystraszyły mnie. Musiałem podjąć taką decyzję i to
mogło mnie kosztować kolejnego przyjaciela.
Wstałem
ciężko i wyciągnąłem rękę do Medyka.
- Dziękuje za pomoc.
Udzieloną mu i Wiktorii. Przykro mi z powodu twojego przyjaciela – powiedziałem.
- Słyszałem, że twój
oddał życie próbując ratować mojego, więc to ja powinienem dziękować –odpowiedział.
- Jesteśmy jedną silną
grupą. Toruń to tylko miejsce, w którym żyjemy. Cieszę się, że możesz się
poczuć częścią moich ludzi – powiedziałem – Wybacz, ale jestem wykończony, a muszę jeszcze zdać raport. Bywaj.
Odwróciłem się i razem z Łapą opuściliśmy szpital. Wyszliśmy
na chłodne, wieczorne powietrze. Nad nami nie było widać gwiazd, wszystko
zasłaniały czarne, gęste chmury. Zbierało się na deszcz, a może nawet na burzę.
Szliśmy kawałek w milczeniu, mijając co jakiś czas grupki strażników, którzy
zbierali ciała zombie na wozy i taczki, a następnie wywozili je za północną
barykadę. Nie wiedziałem w sumie co teraz stanie się z barykadą, jak szybko ją
odbudują i czy w ogóle będą w stanie.
Nagle
przyszło mi do głowy pewne pytanie.
- Właściwie to gdzie
jest Ernest i cały Zbłąkany Ocalały? – zapytałem.
- Nie wrócili jeszcze
ze wschodu – odpowiedziała Łapa.
- W sumie nam krótsza
trasa zajęła pięć dni, ale jeżeli ich jeszcze nie ma, to może oznaczać, że
wpadli w tarapaty… - zgadywałem.
- Nie myśl o tym.
Musisz się zrelaksować, ostatnio wszyscy przeżyliśmy piekło. Wpadnij do mnie na
noc kochasiu. Zrelaksujemy się wspólnie i pozwolę ci zapomnieć o dzisiejszych
przykrościach – zaproponowała.
- Postaram się, po
prostu… nie wiem jakie plany ma Dziara – wyznałem, mówiąc zgodnie z prawdą.
- Wiesz gdzie mnie
szukać – rzuciła na pożegnanie i odeszła w stronę budynków mieszkalnych.
Pozostałą
część drogi pokonałem sam. Stanąłem
przed drzwiami Kwatery Głównej, chociaż wyjątkowo nie było tu cicho, ciemno i
tajemniczo. Tym razem krzątało się tu mnóstwo ludzi, pomagających sprzątać i
odbudowywać. Wszedłem używając zestawów kluczy i zobaczyłem przy stole cztery
osoby. Jedna z nich wychodziła właśnie i była to Agnieszka, jedna z Czerwonych
Flar, która wróciła niedawno z Pierwszego Posterunku. Miała obojętny wyraz
twarzy co było widać gdy mnie mijała. Zamknęła za sobą drzwi, a ja podszedłem
do reszty stojącej przy stole – Karła, Dziary oraz Magdy.
- Bobru! Jesteś w
końcu, mów co z Pabim! – powiedział, a reszta odwróciła się w moją stronę.
W oczach Magdy zobaczyłem gniew, a w oczach Karła obojętność.
- Jest pogrążony w
śpiączce. Jego stan jest ciężki – powiedziałem.
- Nie będę cię długo
męczył, ale muszę się dowiedzieć jak przebiegła misja, dlaczego nie ma z wami
Jonasza i jak wygląda to co dzieje się na Trzecim Posterunku.
- Co się stało z
barykadą? Dlaczego moi ludzie zginęli, chociaż mam tak wielką siłę ognia, a
zaatakowało nas zaledwie paru przeciwników? – zapytałem z gniewem.
- Uspokój się Bobru,
jesteś zmęczony. Gang zaatakował nas, rozbili barykadę materiałami wybuchowymi,
a następnie zakradli się podczas tego jak świętowaliśmy i wybili. Ale to już
koniec. Ich przywódca nie żyje – zapewnił Dziara.
- Szkoda, że nasz żyje
– dodała nagle Magda. Pierwszy raz słyszałem aż tak odważne słowa z jej
strony. Zawsze lubiła się wymądrzać, ale te słowa były przepełnione czystą
nienawiścią. Karzeł spojrzał na nią, ale ona nie opuściła wzroku.
- Uspokój się
dziewczyno, to nie moja wina, co więcej gdyby nie moje wsparcie nie żyłabyś,
tak samo cała reszta w tym sektorze. Tam było najciężej – odgryzł się
Karzeł.
- Uciekłeś i zostawiłeś
nas. Jako przywódca powinieneś być w pierwszym szeregu, dając przykład swoim
ludziom! – krzyknęła.
- Uważaj, bo
pożałujesz swoich słów – ostrzegł ją.
- Co zrobisz? Jesteś
zwykły tchórzem.
Przez
chwilę wydawało mi się, że Karzeł ją uderzy, ale nie zrobił tego. Patrzył
jeszcze przez chwilę w jej oczy, a następnie spojrzał na Dziarę i na mnie.
Potem wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.
- Nie narażaj się na
to, że zostaniesz stąd wyrzucona – rzucił Dziara, żeby przerwać ciszę.
Magda milczała. Usiadła na krześle obok i nie odzywała się.
- Eee… co do raportu,
to misja nieudana. Trzeci Posterunek upadł, przejęła go okoliczna grupa, która
każe nazywać się Złomiarzami, od tego dużego złomowiska przy Grudziądzu. Z tego
co słyszałem od paru ludzi, którzy też okazali się być Złomiarzami, wszyscy,
którzy tam byli, albo przeszli na stronę Złomiarzy, albo zginęli. Jonasz
zaginął w akcji, zgubił się i nie mogliśmy już na niego czekać. Prawdopodobnie
nie żyje – streściłem.
Dziara milczał przez chwilę.
- To nie dobrze- powiedział w końcu – Cała nasza północna siła mocno ucierpiała w ostatnich dniach. Barykada
upadła, a posterunek został zniszczony. Będę musiał przeznaczyć wiele ludzi na
odbudowę tego wszystkiego. Ale plan postępuje do przodu. Co do twojego następnego
zadania Bobru… - zaczął.
- Nie mogę odpocząć
przynajmniej parę dni? Poza tym gdzie jest Erni? – zapytałem.
- Nie mam pojęcia, ale
pojechał przecież z dwoma ludźmi ,wcześniej jeździł sam i wracał, więc teraz
tym bardziej wszystko powinno pójść ok – zapewnił przywódca Czerwonych
Flar.
- Nie powinniśmy tam
kogoś wysłać? – zapytałem.
- Na razie nie. Co do
wysłania to pojedziesz jutro po południu wraz z paroma wyznaczonymi osobami na
Drugi Posterunek, który jest na zachód stąd. Muszę koniecznie się dowiedzieć
czy wszystko jest tam ok, bo tamtejsi ludzie naprawiają nasz helikopter.
Wyobrażasz sobie jaka to mogłaby być przewaga? – zapytał.
Helikopter.
Dopiero teraz do mnie doszło, że jeden helikopter z Torunia znaleźliśmy
niedaleko Białegostoku, tam gdzie przypadkowo wszystkie grupy uciekające z
Królowego Mostu spotkały się, chociaż same o tym nie wiedziały.
- Jutro po południu? –
zapytałem.
- Tak. Co
najważniejsze, musisz ze sobą wziąć tą dziewczynę ze szklarni, medyka z
lecznicy oraz księdza. Oraz dwie osoby z Czerownych Flar, możesz wybrać kogoś
chcesz – powiedział.
- Czemu trzech moich
ludzi ma jechać na Drugi Posterunek? – zapytałem.
- Tamci ludzie
rozwijają się całkiem szybko. Jest to drugie z największych ośrodków Ostoi,
poza samą Ostoją. Będą tam bezpieczni, a tamtejsi potrzebują księdza, dobrego
lekarza oraz kogoś, kto zacznie budowę szklarni w tamtym miejscu. To będzie dla
nas świetne miejsce do ucieczki, gdyby zaatakowała nas większa grupa – wytłumaczył
– Twoi ludzie będą tam góra tydzień, może
dwa. Gdy tamci podłapią jak zajmować się uprawą, znajdzie się jakiś kolejny
ksiądz, oraz ludzie leczący i wszystko powinno być ok.
- Nie podoba mi się to
za bardzo, ale zgadzam się. Czy to wszystko? – zapytałem.
- Gigant oraz Dymitr
trafią do tymczasowego aresztu – powiedział bez emocji. Widziałem, że Magda
chciała już coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. Ja za to nie pozostawałem milczący.
- Nie rozumiem.
Dlaczego? – zapytałem – To ich wina?
Podejrzewasz moich ludzi? – ciągnąłem z coraz to większym gniewem.
- Niestety tak.
Opuścili stanowisko na moje polecenie, ale to bardzo dziwne, że akurat tam
uderzył Gang. Jak nie znajdziemy solidnego dowodu to nic im się nie stanie, ale
i tak muszą spędzić trochę czasu w areszcie. W imię zasad – powiedział.
- Wybacz, ale mam
wrażenie, że zamieniasz się powoli w Karła – powiedziałem – Mam wrażenie jakbyś bał się mnie i starał
zabrać mi wszystkich ludzi, żebym został tu sam…
- Nigdy nie porównuj
mnie do tej osoby Bobru. NIGDY! – krzyknął – A teraz idź już. Zaczynam się robić bardziej zmęczony rozmową z tobą,
niż ty tą całą wyprawą.
Odwróciłem
się i ruszyłem w stronę drzwi. Zorientowałem się, że Magda kuśtyka za mną, więc
przepuściłem ją i wyszliśmy na zewnątrz. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale
w końcu zaciekawiony zapytałem.
- Co ci się stało w
nogę?
- Wiesz jaka jestem
niezdarna, miałam mały wypadek i stało się – powiedziała uśmiechając się.
- Ostatnio dziwnie się
zachowujesz, wszystko jest w porządku? – zapytałem.
Magda zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią.
- Nie… ale będzie. Mam
nadzieję – powiedziała ze smutkiem.
- Mogę ci jakoś pomóc?
– zapytałem.
- Po prostu bądź w
okolicy. Postaraj się wrócić szybciej niż podczas ostatniego wyjazdu. Wiem, że
czujesz na sobie odpowiedzialność za wszystkich swoich przyjaciół, ale wiedz,
że przy tobie czujemy się znacznie lepiej. Po prostu tak już jest.
- Obiecuje, że wrócę
jak najszybciej – powiedziałem uśmiechając się – Działo się jeszcze coś ciekawego podczas mojej nieobecności?
- Jakub uciekł…
- Co? – zapytałem.
Morderca na wolności. Odruchowo obejrzałem się do tyłu, a po plecach przeszły
mi ciarki niepokoju.
- Dwa dni temu
wieczorem, podczas apelu. Znaleziono tylko cztery ciała i pustą celę. Zabił
strażnika i trzech pozostałych więźniów. Prawdopodobnie wykorzystał sytuację i
podczas dzisiejszego ataku uciekł stąd i już go więcej nie zobaczymy – powiedziała.
Zatrzymałem
się i złapałem rękoma za jej ramiona. Spojrzałem jej w oczy.
- Jeżeli coś cię męczy
pamiętaj, że możesz powiedzieć mi, albo Łapie. Nikomu więcej nie ufaj, szczególnie,
że Gigant został zamknięty, a Sołtys nie żyje. Erniego i Cinka oraz Łowcy też
nie ma w pobliżu. Po prostu uważaj, ok? – powiedziałem.
- Będę uważała… - obiecała
– Przepraszam, ale muszę już iść, może
się gdzieś przydam… - i odeszła w przeciwną stronę, idąc w kierunku
barykady. Widziałem, że coś ją męczy. Niektórzy ludzie byli łatwi do przewidzenia.
Ona była jedną z tych, którzy byli naprawdę łatwi do rozpracowania. Musiałem ją
bacznie obserwować. Podczas rozmowy z nią zwróciłem jednak uwagę na inny
poważny problem. Jak jutro wywiozę stąd trzy kolejne osoby to z mojej grupy,
zostanie tu właściwie tylko Łapa, Magda oraz Miczi. Jak to możliwe, że z tak
sporej grupy osób, zostało już tylko tak mało ludzi? Oczywiście był jeszcze
Gigant oraz Dymitr, ale obaj trafią do aresztu i nie będą mieli żadnego wpływu
na zdarzenia w Ostoi.
Byłem
zmęczony. Pozostawiłem dalsze rozmyślanie na jutro i ruszyłem w stronę
apartamentów, gdzie miałem zamiar spędzić wieczór z Łapą. Nasza relacja była
czymś dziwnym. Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, ale w żadnym wypadku nie mogłem
nazwać Łapy swoją dziewczyną. Nie wiem czy bym za nią tęsknił jakby odeszła,
ale na pewno pozostawiłaby charakterystyczną pustkę w moim życiu. Być może
większą niż ktokolwiek inny, a może tak małą, że szybko bym o niej zapomniał.
Zapukałem do jej mieszkania i nie czekałem długo. Otworzyła mi ubrana w spodnie
od pidżamy oraz koszulkę ze sporym dekoltem.
Usiadłem na kanapie w niedużym salonie i poczułem duże zmęczenie. Łapa
jednak uśmiechnęła się tylko i podała mi lampkę wina. Wypiłem pierwszy
kieliszek szybkim, zachłannym łykiem.
Usiadła obok i pocałowała mnie. Zabawne,
pomyślałem, jak z wroga, który zabijał moich ludzi, stała się kimś ważnym w
moim życiu. Potężnym sojusznikiem i bratnią duszą. Wtuliła się we mnie, tak, że
mogłem poczuć zapach jej włosów, mieszankę potu, dymu i ziół. Siedzieliśmy tak
i wspominaliśmy wiele rzeczy, chcąc unikać jak ognia, ciężkich tematów.
Zasnąłem
w końcu za jakiś czas, a gdy się obudziłem, było już wczesne popołudnie. Niebo
było zakryte chmurami i padał deszcz. Zjadłem śniadanie z Łapą, po czym
pożegnałem się z nią. Opuszczała mnie z niechęcią, ale wiedziała, że muszę
wykonać swoje zadanie. Z rana Plac Główny wyglądał już o wiele lepiej niż
wieczorem. Widocznie strażnicy mieli ciężką noc, z usuwaniem ciał zabitych,
zombie oraz sprzątaniem po całym Święcie Ocalałego, które pokazało tylko jedno.
Nie ma bezpiecznych miejsc i największą nagrodą jest otwarcie oczu dnia
następnego, a nie muzyka, alkohol i dobra zabawa.
Dotarłem
do Kwatery Głównej pięć minut później, zahaczając po drodze o ruiny północnej
barykady, gdzie znajdowały się teraz auta, które stanowiły prymitywną ochronę
przed zombie i atakami innych ocalałych. Zastanawiałem się chwilę nad tym z kim
mógłbym pojechać na Drugi Posterunek, ale nie wpadł mi nikt konkretny do głowy.
Nie chciałem męczyć Wiktorii, Jonasza nie było, Pablord był w bardzo ciężkim
stanie, a Mpd stracił status Czerwonej Flary. Prawdopodobnie na miejsce
Mateusza i Jonasza zostaną wyznaczone dwie kolejne osoby, ale póki co Flar było
mniej.
Wszedłem
do Kwatery Głównej i przy stole zastałem pięciu ludzi. Był tam oczywiście
Dziara, który obgadywał coś z wysokim mężczyzną po pięćdziesiątce, który
pokazywał coś na planie Ostoi. Obok stały trzy osoby z Czerwonych Flar –
Agnieszka, która wróciła niedawno z Pierwszego Posterunku, Filip, który
większość czasu spędzał na Czwartym Posterunku, oraz Maciek. Dziara widząc mnie
skinął głową, a ja przywitałem się ze wszystkimi.
- Jesteś gotowy do
odjazdu? – zapytał Dziara.
- Raczej tak, ale nie
zdecydowałem kto ze mną pojedzie. W sumie dostosuje się – stwierdziłem.
- Dobrze, więc
pojedziesz z Agnieszką oraz Filipem. Co ty na to? A wam to pasuje? – skierował
pytanie do całej trójki.
Wszyscy
kiwnęli głową na znak, że tak.
- Idealnie. Auto już
na was czeka, cała trójka ludzi, których macie tam zawieźć też, jakieś pytania?
– skierował ostatnią część do mnie.
- Ile osób wczoraj
zginęło? – zapytałem.
- Około piętnastu.
Paru cywili, paru strażników oraz oczywiście osoby bliższe tobie – stwierdził.
- Mogę cię prosić na
słowo? – zapytałem.
- Jasne – odpowiedział.
Odeszliśmy na bok, z dala od zasięgu słuchu reszty obecnej
tu na miejscu.
- Mówiłeś mi o tym
ataku, ale i tak były ofiary. Oszukałeś mnie, a poza tym czuję, że nie jesteś
ze mną całkowicie szczery. Nie ufasz mi przyjacielu? - zapytałem.
- Nie ufaj nikomu – powiedział
Dziara uśmiechając się smutno – Znasz tą
zasadę Bobru. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, ale ofiary, które
ponieśliśmy zostaną odkupione. Dużo ludzi odwraca się od Karła. Obiecuje, że
nie zmarnuje tej ogromnej straty i odkupię swoje winy. Potrzebuję jeszcze tylko
trochę zaufania. Mogę na ciebie liczyć? – zapytał.
- Oczywiście – skłamałem
bez zastanowienia.
- To dobrze. Zawieź
tych ludzi i wracaj. Powodzenia Bobru – powiedział.
Opuściłem
budynek wraz z Filipem i Agnieszką. I jedno i drugie nie wyglądało na tak zacną
kampanię jak Pablord, Jonasz oraz Wiktoria, ale nie mogłem narzekać. I
Agnieszka i Filip byli mocni i z pewnością pomogą mi w mojej misji. Ruszyliśmy
prosto do garaży, gdzie czekali na nas Józef, Ika oraz Medyk. Wsiedliśmy do
sporego auta i poczekaliśmy, aż bramy się przed nami otworzą. Będąc w garażach
spojrzałem tęsknie na Potwora, ciężarówkę Łowcy, którą tu przyjechaliśmy. Wtedy
bałem się tego, co dzieje się z moimi ludźmi i marzyłem, żeby dostać się do
Torunia. Teraz nie wiedziałem już, czy czuje się tu szczęśliwy i bezpieczny.
Czułem coś nieokreślonego. Pozostawiłem jednak swoje rozterki samemu sobie i
westchnąłem głęboko gdy opuściliśmy granicę Ostoi. Ja z przodu razem z
kierującym Filipem, a z tyłu Medyk, Ika, Józef oraz Agnieszka. Wyjechaliśmy
szybko z miasta, mijając po lewej krajobraz Wisły i pojechaliśmy w stronę
Drugiego Posterunku. W stronę nieznanego.
I jesteśmy w kolejnym rozdziale :D
OdpowiedzUsuńCo, jak to Pablord?! ZABIŁEŚ PABLORDA? Boże, jak mogłeś! Ach, to tylko brzuch. Ponoć rany w brzuch okropnie bolą i to straszna śmierć.
Nie przekonała mnie rozmowa Bobra z Karłem. On kazał mu się uspokoić choć z jego słów wnioskowałam, że jest spokojny. Może przydałoby się tam więcej wykrzykników, a nawet solidnych epitetów :D Magda wypadła lepiej. Bardziej żywiołowo.
Zgubiłam się też kto co mówi. Był tam jednocześnie Karzeł i Dziara. Później padają słowa w stylu "Nigdy mnie nie porównuj do niego [karła]". Dziara to powiedział przy karle? Odważne :P
Dobrze, że Bobru ma własny rozum i nie ufa Dziarze. Wydaje mi się, że najbardziej sensownym sposobem byłoby zebranie całej grupy i ucieczka z tego chorego miejsca. Dziara zachowuje się jakby był obłąkany. Wcześniej sprawiał wrażenie osoby trzeźwej na umyśle. Teraz takiej, która sobie coś sama wmówiła. Jestem ciekawa jak to teraz się potoczy i który zginie Karzeł czy Dziara? A może obaj. To chyba byłoby rozsądne. Ani jeden, ani drugi nie nadaje się na przywódcę, bo nie ma chłodnego umysłu.
O. Filip. Lubię go :D
Idę dalej
Pablord został chwilowo uśpiony... właściwie może nie tak chwilowo, bo to jednak poważna rana, ale póki co trzyma się przy życiu i nie puszcza!
UsuńBobru chciał zdecydowanie zabrzmieć groźniej, ale był zwyczajnie zmęczony po misji w Grudziądzu. Myślał, że wróci sobie spokojnie do obozu i odpocznie, a tu proszę, prosto w wir chaosu i walki. Magda z kolei przechodzi pewną przemianę, którą będzie widać coraz wyraźniej w kolejnych rozdziałach :)
Dziara nie powiedział tego przy Karle, bo jakiś czas wcześniej jest sytuacja, kiedy Magda wjeżdża na Karła, a ten nie odzywając się wychodzi i trzaska drzwiami :)
W kolejnych rozdziałach na pewno zauważysz, że Bobru powoli planuje ucieczkę, ale pewne sprawy nie pozwolą mu jeszcze odejść :D To dosyć ciekawy motyw, nad którym dumałem sporo, oj sporo.