czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 5: Mogiła [FINAŁ TOMU]

Rozdział 5, tomu 4.5. Ostatni z tego niedużego spin-offa. Koniec grupy z Supraśla, z perspektywy obrońców, a także atak na obóz w Królowym Moście z perspektywy atakujących. Myślę, że ciekawe przeżycie i ostateczne odsłonienie paru kolejnych faktów dotyczących Łapy. Zapraszam do czytania i komentowania i do zobaczenia w tomie 5 :)

Rozdział 5: Mogiła [FINAŁ TOMU]


                Było ciemno. Jedynym świecącym punktem w okolicy był papieros trzymany przez Jacka. Znajdowaliśmy się w okolicach Królowego Mostu, czekając spokojnie i przygotowując ostatnie rzeczy do ataku. Ich obóz był tuż za zakrętem i gdyby zrobić krok, czy dwa do przodu na pewno byśmy  zobaczyli odległe światła. Staliśmy jednak schowani, czekając. Uciekinierzy nie mieli szans dotrzeć tu przed nami i ostrzec pozostałych, tego byłem pewien. Nawet jakby znaleźli działające auto to na pewno wracaliby tą drogą. Główna droga wyjazdowa na Białystok była teraz pełna zombie. Wszystkie zmierzały w tą stronę. To też był czynnik, na który czekaliśmy. Jak zombie zaczną odciągać uwagę ludzi z obozu z jednej strony, my planowaliśmy zaatakować z drugiej. To by zamknęło ich w pułapce.
                W krzakach obok usłyszeliśmy szmer. Nie musiałem nawet nic mówić, bo natychmiastowo parę luf powędrowało w tym kierunku i czekało. Odetchnęliśmy jak zobaczyliśmy w słabym świetle księżyca twarz Michała.
- Jak wygląda sytuacja? – zapytałem.
- Trupy są już w okolicach mostu. Zgaduje, że za godzinę zajmą pola. Idą bardziej po południowo zachodniej części, więc ominą sam obóz. Las powinien być czysty.
- Kiepsko – stwierdził Jacek, puszczając chmurę dymu.
- Ty – wskazałem na kobietę, która miała tak wielką ochotę się przydać – Jak zacznie się atak i ktokolwiek ucieknie w stronę lasu, to pojedziesz za nimi. Kogo złapiesz żywego to przywieziesz do Supraśla.
- Dobra – potwierdziła.
Zawiało chłodnym powietrzem. Czuć w nim było nadchodzący śnieg. Specyficzny mroźny powiew, który wręcz pachniał zimnem.  Wypełniał on moje płuca niczym płynny lód, rozlewając się po całym ciele.
                Akcja rozpoczęła się godzinę później. Gdy na ulicy widać było nadchodzące trupy, a w obozie zapanowało poruszenie wyruszyliśmy. Wiedziałem, że za chwilę mogę stanąć do walki przeciwko moim córkom, ale starałem się o tym nie myśleć. Jechaliśmy obok siebie. Jacek za kółkiem wyglądał na skupionego. Starałem się uspokoić lekko drżącą rękę. Sprawdziłem stan magazynka w karabinie. Był pełny, naboje wydawały się połyskiwać złowieszczo, wiedząc, że niedługo wystrzelone zmienią barwę. Miałem nadzieję, że uda nam się przeprowadzić atak na czysto, pomimo przewagi przeciwników, ale wiedziałem, że podobnie jak w walce z Łowcą, szanse na to były marne.
                Podjechaliśmy praktycznie pod samo ogrodzenie i jak na zawołanie wyskoczyliśmy z auta mierząc w otaczający obóz płot. Pierwszym przeciwnikiem, którego zobaczyliśmy była kobieta. Miała w ręce strzelbę, ale nie zdążyła jej nawet podnieść. Michał trafił ją w głowę, a ona upadła równie szybko, co się pojawiła. Trzymaliśmy się blisko auta, zastanawiając się jak dostać się do jednej z bram. Zombie były jednak coraz bliżej. Obijały się o płot obozu, próbując wedrzeć się do środka. Większość wpadała do fosy, ale to nie mogło zatrzymać aż takiej grupy. Widok był przerażający, bo było ich naprawdę sporo. Już mieliśmy odchodzić od samochodu, kiedy nagle parę postaci wychyliło się zza ogrodzenia i prawie natychmiast zaczęło ostrzał.
                Chociaż chwila ich zawahania nie mogła trwać dłużej niż parę sekund, to wystarczyło mi żeby zobaczyć to czego tak się obawiałem. Wśród czterech postaci, które wychyliły się na murach, rozpoznałem twarz mojej starszej córki. Ona nie mogła mnie widzieć, bo przy ogrodzeniu było znacznie ciemniej, ale gardło mi się ścisnęło i przez chwilę poczułem się jak sparaliżowany. Gdyby nie to, że pociągnął mnie Jacek, prawdopodobnie byłoby po mnie. Salwa spadła na nas niczym deszcz. Pociski zadzwoniły odbijając się lub przechodząc przez auto. Pierwsza ofiara pojawiła się wyjątkowo szybko. Był to chłopak, który z nami siedział w aucie. Dostał dosyć poważnie, a w jego szyi widniały dwie dziury po pociskach. Nie mogliśmy mu już pomóc.
                Drugie auto, prowadzone przez kobietę z naszego obozu stało parę metrów na lewo od nas. Mieli oni lepszą pozycję, ponieważ do nas zaczęły podchodzić już trupy, dlatego musieliśmy mocno na siebie uważać. Kobieta, wraz ze swoim zespołem ostrzeliwała przeciwników, dając nam chwilę na odcięcie od nas trupów. Wykorzystaliśmy tą sytuację natychmiastowo. Wyciągnąłem nóż i zostawiając broń przy kołach auta, ruszyłem do najbliższych trupów. Zamachnąłem się na pierwszego i bez większych problemów go powaliłem. Moje ręce były mokre od krwi, ale brnąłem dalej, powalając kolejne trupy. Było ich jednak coraz więcej i gdy tylko jeden z nich złapał mnie za rękę i prawie ugryzł, postanowiłem się wycofać i używać pistoletu. Jacek i Michał dzielnie się przy mnie trzymali, ciągle chowając się przed ostrzałem z ogrodzenia.
- Te skurwiele nas zabiją – przekrzyczał ogólny hałas Jacek.
- Musimy się przebić – krzyknąłem.
- Jak? – zapytał Jacek.
- Wjedź tam autem!
- Ale fosa! – krzyknął zdejmując strzałem trupa, który zachodził nas od lewej.
- Nie mamy innej opcji!
                Taka była prawda. Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Chociaż udało się nam zabić dwóch broniących, to robiło się ich coraz więcej, a my byliśmy uwięzieni za autem, otaczanym przez zombie. Jeżeli nie dalibyśmy rady przebić ogrodzenia i wprowadzić trochę chaosu to było już po nas.
- Osłaniajcie mnie! – krzyknął Michał.
Podniosłem karabin i krzyknąłem do drugiej grupy, żeby też skupiła się teraz na osłonie Michała. Ten biegiem doskoczył do drzwi kierowcy i otworzył je przepychając trupa, który przy nich stał. Wskoczył do środka i odpalił silnik. Widziałem, że wrogowie starali się wychylić i go zestrzelić, ale osłanialiśmy go pełną siłą ognia. Gdy samochód ruszył oni zniknęli z ogrodzenia w idealnym momencie, żeby pozwolić nam przeładować.
                Gdy samochód z trzaskiem przebił się przez ogrodzenie zaczęła się prawdziwa walka. Pobiegliśmy szybko za nim. Samo auto utknęło w połowie w wybudowanej wokół obozu w Królowym Moście fosie, ale dziura była spora i zombie, które zaczęły się wyczołgiwać z fosy po swoich ciałach, wchodziły już na teren obozu. Chciałem jak najszybciej pomóc Michałowi, ale z przerażeniem zauważyłem, że przednia szyba auta jest rozbita, a on w tej chwili jest zjadany żywcem, uwięziony w środku auta. Byłem zły, że akcja przebiegała tak jak przebiegała, ale byliśmy w środku. Szybko zauważyliśmy przeciwników, którzy skupili się przy jednym z domków. Zobaczyłem moje córki. Obie stały na tyłach i starsza zdecydowanie kazała się teraz młodszej schować.  Wokół było parę innych osób. Bardzo wysoki mężczyzna, używający równie długiego miecza, walczył na pierwszej linii, przecinając trupy jakby były zrobione z papieru. Paru mężczyzn ostrzeliwało co jakiś czas to zombie, to nas, ale teraz to oni byli w nieciekawej sytuacji, bo zombie robiło się coraz więcej. My staliśmy kawałek od auta, w którym konał teraz Michał i strzelaliśmy co chwilę w tych bardziej wychylonych, ale nie szło nam to dobrze. Pomimo wtargnięcia na teren obozu, nie było nam łatwo przebić się do zbitej w jednym miejscu grupy.
                Nagle okolicą wstrząsnął wybuch. Pochodził on z auta, w którym był Michał. Nie wiem co dokładnie zrobił, ale auto zsunęło się jeszcze bardziej do rowu, a kawałki ciał szwendaczy odleciały w różnych kierunkach, tworząc chorą mozaikę.
- Musimy zaatakować! – krzyknąłem i kazałem reszcie iść za mną. Póki nasi przeciwnicy byli zajęci trupami i Jackiem, który został tam gdzie staliśmy, żeby robić za wabik, przekradliśmy się na drugą stronę domku, za którym się chowaliśmy. Ta część obozu wydawała się być pusta, wszystko działo się na jego południowym krańcu. Tak jak usłyszałem z raportu, obóz nie był duży, stanowił połączenie paru okolicznych działek, ale wydawał się całkiem dobrym miejscem do obrony. Pokazałem ręką domek po przeciwnej stronie obozu.
- Jak odetniemy ich stamtąd to wygramy tą walkę – powiedziałem.
- Musimy uważać na tego mutanta z mieczem – stwierdził ktoś za moimi plecami.
- Ruchy! – krzyknąłem i zaczęliśmy biec. Pojedyncze trupy po drodze były zdejmowane natychmiastowo i bezproblemowo. Gdy jednak dobiegaliśmy do celu przed nami wybiegły kolejne osoby. Od razu w oczy rzuciła się młodsza z moich córek – Monika. Pomimo zarostu musiała mnie poznać bo pisnęła. Stała tuż obok trójki młodych mężczyzn, których wcześniej nie widziałem, mężczyzny z mieczem oraz dziewczyny. Nie była to jednak moja starsza córka, tylko jakaś inna dziewczyna.
Chciałem wystrzelić, ale tamci byli szybsi. Kolejny chłopak, który przyjechał tu z nami, upadł po paru strzałach, ale my zdołaliśmy się schować. Byliśmy teraz po dwóch stronach tego samego, drewnianego domku. Zobaczyłem, że moja starsza córka wciąż walczy przy ogrodzeniu, ale zdecydowanie zauważyła, że coś się dzieje, bo spojrzała w naszą stronę i zaczęła do nas iść. Nagle usłyszałem fragment rozmowy z tyłów. Właściwie nie można było tego nazwać rozmową, a raczej krzykiem.
- Puszczaj mnie, co ty wyprawiasz!? – usłyszałem kobiecy krzyk.
- Bobru kazał cię chronić, a tu nie jesteś bezpieczna! – krzyknął ktoś inny, niskim głosem.
- Zabierzcie ją stąd – usłyszałem kogoś jeszcze. Chciałem się wyjrzeć, żeby tam spojrzeć, ale ledwo wychyliłem głowę, a usłyszałem strzały, które trafiły w ścianę, tuż przy mojej głowie. Udało mi się jednak zauważyć jak cała grupa, złożona z sześciu osób biegnie w stronę lasu.
- Leć po auto i goń ich! – krzyknąłem do kobiety dowodzącej drugim autem. Nie musiałem powtarzać. Czteroosobowa grupa ruszyła z powrotem do auta, a ja zostałem sam przy domku. Miałem nadzieję, że moi ludzie zdołają złapać uciekającą grupę z moją młodszą córką. Ja musiałem zająć się starszą.
                Zacząłem iść w stronę ogrodzenia, przy którym ją ostatnio widziałem. Szybkimi dwoma strzałami pozbyłem się trupów na mojej drodze. Usłyszałem jak ktoś do mnie biegnie od tyłu i już miałem odruchowo strzelać, kiedy zauważyłem, że to Jacek.
- Obóz jest pusty, uciekajmy stąd – powiedział.
- Wszyscy uciekli? – zapytałem.
- Ostatnia trójka właśnie wybiegła na drogę – stwierdził strzelając do trupa, który podchodził niebezpiecznie blisko – Trupów jest coraz więcej. Musimy stąd spieprzać.
- Biegniemy za nimi – powiedziałem.
- Daj spokój! Zniszczyliśmy ich obóz i sprawiliśmy, że rozdzielili się. I tak dłużej nie pociągną. Gdzie jest Beata i reszta? – zapytał.
- Kazałem im ścigać grupę, która uciekła do lasu. Jest wśród nich moja młodsza córka – powiedziałem.
Zaczęliśmy szybkim krokiem iść w stronę jednej z bram, która stała teraz otworem.
- Była tu twoja córka? – zapytał zaskoczony.
- Córki. Druga właśnie ucieka drogą.
- Chodźmy! – krzyknął, przepychając się przez trupy zagradzające przejście. Wybiegliśmy na drogę i zobaczyliśmy oddalone o jakieś pięćdziesiąt metrów postacie. Trójka biegła ulicą, a za nimi szło parę trupów. Obejrzałem się szybko na obóz za nami. Wyglądał jak ruina. Przynajmniej to z całego ataku się udało. Jeżeli Beata dogoni grupę z lasu, a Jacek wraz ze mną tą uciekającą drogą, to atak można będzie uznać za udany. Pomimo ofiar.
                Chociaż staraliśmy się zachowywać szybkie tempo, to pojedyncze trupy, które odrywały się od głównej grupy były problemem. Zatrzymywały nas, a moja córka ominąwszy największe niebezpieczeństwo oddalała się coraz bardziej. Musiałem ją dogonić. Zaczynając przepychać się przez trupy, wyrywałem się im i biegłem najszybciej jak potrafiłem. Nagle spora grupa oderwała się od drogi i skręciła w lewo w stronę umieszczonego na poboczu kościoła. Ktoś musiał tam je odciągnąć. Moja córka jednak wciąż biegła spory kawałek przede mną, a tuż obok niej była jakaś inna dziewczyna, więc szybko domyśliłem się, że poświęcił się starszy mężczyzna. Jacek znajdował się kawałek za mną, ale wyraźnie zwalniał. Nie chciał ryzykować tak jak ja.
                Uliczka wlewała się teraz niczym odnoga rzeki, do głównego nurtu, w drogę, która prowadziła do Białegostoku. Dziewczyny skręciły w prawo i mi jakimś cudem udało się naprawdę porządnie skrócić cały dystans. Byłem teraz naprawdę blisko.
- Stój! – krzyknąłem.
Nie spodziewałem się, że moja starsza córka w ogóle się zatrzyma, a to co zrobiła, zaskoczyło mnie całkowicie. Odwróciła się jakby dobrze wiedziała, że ją gonię i strzeliła z pistoletu.  Tylko cud uratował mnie przed prostym trafieniem w głowę. Pocisk przeleciał tuż przy mojej twarzy. W filmach często mówiono po strzelaninach, że bohater poczuł ciepło przelatującego pocisku. Nigdy w to nie wierzyłem, ale teraz to było dokładnie to, co poczułem.
- Wiedziałem, że to twoja sprawka – krzyknęła starając się dalej strzelać. Zdążyłem się jednak schować za barierką, która całkiem nieźle działała jako ochrona.
- Nie powinnaś uciekać. Jak zwykle byłaś nieposłuszna – powiedziałem nieco ciszej, ale z racji iż byliśmy na prawie czystej drodze sprawił, że na pewno mnie usłyszała.
- Odpierdol się w końcu od mojego życia – krzyknęła. Wychyliłem się delikatnie. Wraz z drugą dziewczyną stały teraz przy przystanku. Gdy tylko zobaczyłem blask pistoletu w świetle księżyca, natychmiast się schowałem – Dam ci jednak szansę. Uciekaj starcze, bo jak spotkam cię jeszcze raz to zabije.
- Aleksandro! – krzyknąłem – Jeżeli teraz uciekniesz, zaprzepaścisz swoją szansę.
- Nazywam się Łapa.
                To były ostatnie słowa jakie usłyszałem. Następne co zobaczyłem to jak odbiega na zachód. Mogłem ją gonić, ale gdy tylko  zacząłem się podnosić poczułem rękę na moim kołnierzu. Natychmiastowo się wyrwałem i machnąłem kolbą żeby ogłuszyć przeciwnika. Zombie odrzucony potknął się i upadł. Czułem w sobie taką złość, że nawet nie strzelałem. Wziąłem karabin i zaciskając na nim dłonie tak mocno, że aż zbielały mi kostki zacząłem uderzać. Musiałem wyładować emocje. Zapanować nad nimi. Gdy podszedł do mnie Jacek, z głowy trupa nie zostało już nic – tylko plama. Jacek położył mi dłoń na ramieniu.
- To koniec – wyszeptał – Wracajmy.
I wtedy straciłem przytomność.
                Nie mam pojęcia co przyczyniło się do tego, że zemdlałem. Może były to emocje, a może po prostu zmęczenie i ogromny stres. Obudziłem się jednak w jakimś pomieszczeniu. Chciałem się szybko podnieść, ale poczułem rękę na ramieniu. To był Jacek, a ja leżałem na swoim łóżku.
- Aleś mnie wystraszył – powiedział.
- Jak?- zapytałem zdezorientowany. Nie czułem się źle, chociaż nieco bolała mnie głowa.
- Wyciąłem parę zombie i zaciągnąłem cię do jednego z pobliskich domów. Upewniłem się, że nic ni nie grozi i przeszukałem okolicę. Na jednym z gospodarstw stało auto, działało więc zapakowałem cię i okrężną drogą przywiozłem. Bałem się, że na głównej wpadniemy na tych dupków z Królowego – opowiedział szybko.
- Co z Beatą? Wróciła? – zapytałem po chwili.
- Jeszcze nie.
                Zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiem, ile tak leżałem nieprzytomny. Podniosłem się i wyjrzałem za okno, gdy zostałem wręcz oślepiony blaskiem… bieli. Cała okolica była pokryta warstwą śniegu.
- Ja pierdole – sapnąłem osuwając się z powrotem na łóżko.
- Musisz wstawać. Nie wiadomo kiedy mogą nas zaatakować ci z Królowego. Musimy coś przygotować. Poza tym naszym udało się przejąć parę dodatkowych broni. Przejeżdżał tędy taki koleś, który musiał je gdzieś wieźć. Capneliśmy go i…
- Ile spałem? – przerwałem.
- Przywiozłem cię wczoraj, więc od samego ataku, minęły prawie dwa dni.
- A teraz jest…?
- Rano. Dokładnej godziny ci nie podam.
                Zerwałem się z łóżka na tą wiadomość.
- Dwa dni… Jeżeli jeszcze nas nie zaatakowali to zrobią to dzisiaj. Musimy się zbierać, ustawić ludzi, przygotować się do obrony.
- Mało zostało osób, które umieją walczyć. Poza tym mamy problem z żarciem. Kończy się nam.
- Jak pokonamy tych z Królowego, będziemy mogli wrócić do ich obozu i poszukać. Na pewno mieli tego sporo – powiedziałem, nakładając bluzę – Ile zostało osób, które umieją się bronić?
- Nie licząc naszej dwójki, może znalazłoby się z sześciu, góra ośmiu. Możemy też rozdać bronie tym, które nie umieją. Żeby mogli się bronić – podsunął pomysł Jacek.
- Zrób to. A tych którzy coś już strzelali przyślij na górę. Najlepiej już uzbrojonych. Jak skończysz z resztą ludzi, to też tu przyjdź.
                Nim minęło dziesięć minut, wspomniani przez Jacka ludzie zameldowali się w moim pokoju. Ze smutkiem zauważyłem, że tak właściwie to same wyrostki, nie licząc jednego nieco starszego faceta i młodej kobiety. Dzielnie jednak trzymali bronie i nie widać było w ich oczu strachu. Nie miałem zamiaru ich straszyć.
- Słuchajcie wasze zadanie jest proste. Na dworze jest zimno, dlatego będziecie obserwować okolicę z budynku. Jak zobaczycie cokolwiek, człowieka, grupę ludzi, jadące auto, wychodźcie na dach i zabijajcie. Prawdopodobnie zaatakują nas jeszcze dzisiaj. Pamiętajcie jednak, że nie mamy zbyt dużo amunicji, więc póki nie będą dosyć blisko nas, nie strzelajcie… Jakieś pytania? – starałem się wyrazić jasno i tak też zrobiłem, bo nikt nie miał pytań. Wyszli z mojego pokoju i stanęli przy oknach wychodzących w stronę Kołodna. Byłem pewien, że właśnie stamtąd nas zaatakują. Byłem ciekaw, czy trójka, która uciekła z Supraśla dotarła już na miejsce, do Królowego Mostu. Rozbiłem ich obóz całkiem porządnie, sprawiając, że duża grupa ludzi rozdzieliła się w różnych kierunkach. Jedni uciekli do lasu, starszy mężczyzna prawdopodobnie konał w kościele, a Aleksandra wraz z drugą dziewczyną uciekły w stronę Białegostoku. Jeżeli żadna z tych grup się nie spotkała, nie mieli szans nas pokonać.
                Po chwili dołączył do mnie Jacek.
- Starczyło broni? – zapytałem.
- Powiedzmy. Na każdą dwójkę ludzi, dałem jedną broń. W sumie wyszło na styk, bo oddałem ostatnie sześć spluw. Powiedziałem im też, żeby chowali się i starali unikać konfliktu. My ich obronimy.
- Oby tak było.
                Oczekiwanie było najgorsze. Liczyłem na to, że Beata zdąży wrócić z moją młodszą córką, co dałoby nam dużą przewagę podczas ataku. Nie dość, że kolejne osoby, które umieją się bronić, to jeszcze cenny zakładnik, który by sprawił, że prawie automatycznie byśmy wygrali. Niestety jednak atak nadszedł pierwszy. Siedziałem akurat z Jackiem w biurze, kiedy nagle do pokoju wpadł jeden z wyznaczonych obrońców.
- Jedzie samochód! Nie nasz. Jest teraz jeszcze daleko, chyba się zatrzymali – zameldował chłopak, mający może szesnaście lat.
Podbiegłem szybko do okna i po chwili obserwacji, rzeczywiście zauważyłem auto.  Natychmiast zdałem sobie sprawę, że nie jest to jedno z naszych.
- Idźcie na dach – rzuciłem tylko i sam chwyciłem broń – A ty chodź ze mną – powiedziałem do Jacka.
                Opuściliśmy pokój i obserwowaliśmy jak cała grupa wchodzi na dach. Sami zbiegliśmy na dół i zaczęliśmy pomagać ludziom chować się do pokoi. Na dworze rozpoczęła się strzelanina.
- Atakują nas, schowajcie się i nie wychylajcie – krzyczałem.
- Przyjdziemy do was jak wszystko ucichnie – dopowiadał Jacek.
Nagle usłyszeliśmy strzał. Nie był to jednak strzał naszych ludzi, tego byliśmy pewni.
- On wrócił – wyszeptał z przerażeniem Jacek.
Chodziło mu o Łowcę. Ten dźwięk mógł oznaczać tylko to, że też nas atakuje. Być może nawet pomagał ludziom z Królowego Mostu. To nie oznaczało dla nas nic dobrego.
- Musimy wracać na górę i dowiedzieć się, gdzie on jest – powiedziałem i równie szybko jak zbiegliśmy, pobiegliśmy na górę. Chciałem wejść na dach, ale jak zauważyłem, jak jeden z obrońców spada, prawdopodobnie po strzale z karabinu snajperskiego, pociągnąłem Jacka ze sobą i doskoczyliśmy do jednego z okien.
- Ten skurwiel musi strzelać, z tamtego dachu – zauważyłem.
- Widzę go! – krzyknął Jacek pokazując palcem. Chociaż słońce było jeszcze całkiem wysoko na niebie i musiałem sobie zrobić daszek z ręki, żeby cokolwiek zobaczyć, to zauważyłem go. Mężczyzna kucał na dachu obok, celując gdzieś ponad nami. Ci na dachu mogli mieć problemy z trafieniem go, ale my mieliśmy czysty strzał. Szalejący na dworze śnieg nie przeszkadzał z tej pozycji, aż tak mocno, ponieważ padał pod takim kątem, że po tej stronie budynku, prawie całkowicie go ominęliśmy.
                Jacek zdjął z pleców wiatrówkę i przymierzył. Ja w tym czasie przygotowałem okno, otwierając je do wewnątrz z trudem, bo mechanizm się mocno zacinał. Snajper jednak był zbyt zajęty celowaniem, żeby nas zauważyć. Strzał był znacznie cichszy od tych, oddawanych przez Łowcę. Ale dosięgnął celu. Mężczyzna z dachu złapał się za bark i upadł, znikając nam z oczu.
- Szkoda, że skurwiel nie spadł z dachu – podsumował krótko.
- Może spróbujesz stąd strzelić tych z dołu? Chyba nasi na dachu nie dają sobie rady z tamtej pozycji – zaproponowałem.
- Powinniśmy iść na dach w tej chwili. Nie wiadomo, kiedy tamci przeprowadzą szturm.
- Spróbuj chociaż, to może ich zaskoczyć tak samo jak Łowcę.
- Wiktor. Nie trafię z takiego kąta nikogo.
- To podejdźmy do tamtego okna – zaproponowałem.
                Skręciliśmy korytarzem na lewo. Okno stąd wychodziło idealnie na ulicę. Sam byłem ciekaw jak wygląda sytuacja, po tylu strzałach. Nie zauważyłem żadnych trupów, ale samochód grupy z Królowego Mostu był rozbity o jeden z murów, a oni najprawdopodobniej chowali się za nim.
- Cholera rzeczywiście nic nie zrobimy. Ale te skurwiele są w pułapce.
- Chodźmy już – poprosił Jacek.
- O co ci chodzi stary? Mamy przewagę. Oni nawet nie strzelają, albo nie mają broni, albo jakieś strzelby i pistolety. Będą musieli w końcu wyjść zza tego auta, a jak nie to ich stamtąd wykurzymy.
- Sam nie wiem – odpowiedział – Przyspieszmy. Musimy pomóc reszcie.
                Ostatnią prostą korytarza podbiegliśmy. Byliśmy już prawie przy klapie, wciąż rozważając co dalej, kiedy nagle, jakby znikąd, wyskoczył na mnie przeciwnik. Wbiegł na mnie, jakby chciał mnie staranować i chociaż był znacznie chudszy i drobniejszy ode mnie, to straciłem równowagę i wraz z nim runąłem ciężko na ziemię. Broń wyleciała mi z ręki i upadła kawałek dalej. Coś się we mnie zagotowało, kiedy zobaczyłem, że siedzący na mnie chłopak, to jeden z więźniów, którzy uciekli wcześniej. Jak mógł się tutaj przedostać? Nie był jednak wystarczająco silny. Po tym jak uderzył mnie raz pięścią w twarz zacząłem się majtać i po chwili zrzuciłem go z siebie. Oddychając ciężko wyciągnąłem rękę po broń, kiedy nagle, poczułem piekielny ból w dłoni. Ktoś z impetem nadepnął na nią, łamiąc mi palce. Uczucie było tak straszne, że wszystko na chwilę zrobiło się ciemniejsze z bólu. Poczułem czyjąś dłoń na moim podbródku. Zdążyłem tylko zobaczyć leżącego obok Jacka, z poderżniętym gardłem, kiedy cały pierwszy plan zajęła twarz Aleksandry. Łapy.
                Chociaż spodziewałem się emocji, to nigdy nie myślałem, że z tak wielu możliwych, mnie dotknie akurat strach. Otworzyłem usta, próbując coś powiedzieć, ale nie mogłem wydusić słowa. To koniec, pomyślałem. Łapa sięgnęła po pistolet, podany przez jej towarzysza. Zalała mnie fala smutku i przerażenia. Nogi drżały, a do oczu napłynęły pojedyncze łzy. Przyłożyła mi broń do głowy i spojrzała mi w oczy po raz ostatni.

- Żegnaj ojcze.

15 komentarzy:

  1. No propsy :D Fajne fajne ^^ Tylko się zastanawiam czy nie ma za dużo tych broni w tym świecie? Każdy jakąś ma :D a może w nowym tomie znajdzie się jakaś grupa, która walczyła by na wzór wojsk starożytnych i wyżynała by zombie xd taka bitwa fajna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie liczbę broni i tak staram się ograniczać. Prawdopodobnie jakby akcja miała miejsce w Ameryce, to wszyscy by biegali z karabinami, ale tutaj, jak na polskie klimaty mamy jakieś pistolety, wiatrówki, strzelby, pojedyncze karabiny. Co do nowych grup to zobaczymy jak to będzie. Póki co na horyzoncie mocno osłabiona po finale tomu 4 grupa Złomiarzy oraz tajemnicza, licząca sporo członków grupa Zszytych :) Ale nikt nie powiedział, że to ostatnia grupa, która będzie chciała walczyć z resztą :)

      Usuń
  2. Czekam aż ta Suka (łapa) zginie.Tom fajny

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy można spodziewać się nowych rozdziałów?
    (bo tu 18:10 i nic... :/ )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracuje aktualnie nad nowym tomem. Jak będę miał kilka rozdziałów w zapasie to zacznę wrzucać. 5 tom będzie przełomowy więc chcę nad nim solidnie popracować. Od razu jak będzie gotowy wrzucę film informacyjny itd. 😊

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dupa... znowu... długa przerwa

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Jest napisane "Apokalipsa 5 - Postęp prac Ukończone rozdziały: 9/25" więc pozostaje czekać.

      Usuń
    2. Tak tylko dam znać, że projekt nie jest w żadnym wypadku porzucony, wręcz przeciwnie pracuje nad nim w tym momencie. Dałem małego update'a - 11 rozdziałów jest już ukończonych. Maksymalnie przy 15 startuje z wrzucaniem. Mam nadzieję, że to będzie naprawdę niedługo :)

      Usuń
  8. Czekam z niecierpliwością. A przy okazji zaprezentuję mój blog, również opowiadanie apokalipisie zombie.
    http://apokalipsapatryk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę się doczekać na kolejny tom! :) Uwielbiam to opowiadanie, ale trzeci raz chyba już nie dam rady przeczytać ;)
    Przy okazji mógłbyś wejrzeć na mojego bloga? Jest też o apokalipsie zombie i twoje opowiadanie było dla mnie wielką inspiracją :) Byłabym wdzięczna za wskazówki i porady
    http://thelastdays-zombieapocalypse.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ziom... szacun za to. Kawal cholernie dobrej roboty :). Jesli jeszcze tu zagladasz to prosze Cie - kontynuuj : D

    OdpowiedzUsuń