Rozdział 10, kolejny z perspektywy Bobra. Dosyć mocny psychologicznie. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.
POV:
Rozdział 10 - Bobru - Dzień 6
Irek - Dzień 6 - Irek w tym czasie przebywa w Inowrocławie z grupą Łapy
Olaf - Dzień 6 - w tym czasie Olaf wraca do Płońska
------------------------------------------
Rozdział 10 (Bobru): Chwile słabości
Następnego
dnia, po całym incydencie, obudziłem się w swoim pokoju. Pamiętałem wydarzenia
z wczoraj jak przez mgłę. Powrót z Drugiego Posterunku, walka z buntownikami,
rozmowa z Dziarą i resztą i zdanie raportu, a potem picie w barze. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, ale kac był
zdecydowanie najmniejszym problemem. We mnie trwała dziwna, moralna walka.
Chociaż zabijałem, dostawałem, obserwowałem śmierć lub ucieczkę bliskich mi
osób to nic nie zdziwiło mnie tak, jak incydent przed Kwaterą Główną.
Wiedziałem, żeby nie ufać nikomu, ale uratowałem to miejsce przed zagładą.
Straciłem tylu dobrych ludzi, żeby Toruńska Ostoja funkcjonowała, a ludzie nie
byli w stanie tego pojąć i chcieli mnie zabić.
Nie
wiedziałem, czy jestem gotów zostać tutaj na tyle, żeby pomóc Dziarze w
Inowrocławie, chociaż okazja była świetna. Jeżeli rzeczywiście ma zostać
zbudowana tu społeczność to mógłbym od razu dołączyć do niej nasz obóz. Nie
byłem tylko pewien, czy na pewno chcę zakładać nowy obóz. Coraz bardziej
utwierdzałem się w przekonaniu, że nie pasuje do tego miejsca, nie nadaje się
na dowódcę i powinienem ruszyć sam. Co by się wtedy stało z resztą? Tego nie
wiedziałem, ale byłem pewien, że byłoby im lepiej niż ze mną. Nie rozumiałem
dlaczego problemy i kłopoty tak bardzo się mnie trzymają. Naprawdę
potrzebowałem z kimś poważnie porozmawiać na ten temat, szczególnie, że wyjazd
do Inowrocławia miał się odbyć jutro późnym wieczorem, żebyśmy dojechali tam na
ranek.
Wstałem,
wypiłem trochę zimnej wody i ubrałem się. Uzbroiłem się w pistolet oraz
ulubiony nóż, po czym ruszyłem. Miałem do przygotowania ostatnie rzeczy, przed
podróżą do Inowrocławia i sam nie wiedziałem za co się wziąć. Musiałem obgadać
parę rzeczy, z różnymi ludźmi, a dzisiaj miałem wyjątkowo paskudny humor.
Pierwsza na mojej liście była Dorota – staruszka, która uratowała mi wczoraj
życie. Do niej podszedłem z wyjątkowo pozytywnym nastawieniem, a znalazłem ją w
miejscu, w którym często przebywała – niedużym placu niedaleko strzelnicy,
gdzie było parę ławek i niedziałająca fontanna. Miejsce było ładne, ale ja
zawsze omijałem je, jakby go nie zauważając.
Podszedłem
do niej. Karmiła akurat dwa psy, które na mój widok zaczęły merdać ogonami.
- Lubią cię – powiedziała.
Usiadłem obok. Pogłaskałem większego z nich i przez chwilę
obserwowałem jak zajada kawałek mięsa rzucony przez starszą kobietę.
- Chciałem ci
podziękować. Uratowałaś mnie wczoraj, chociaż mogłaś stać obojętnie, albo pomóc
buntownikom – powiedziałem szczerze.
- Przynajmniej tak
mogłam się odwdzięczyć – powiedziała cicho, dalej karmiąc psy i nie patrząc
na mnie.
- Odwdzięczyć? – zapytałem,
nie będąc pewnym co ma na myśli.
- Pomogłeś naszej
grupie. Zaakceptowałeś nas w tym obozie przez co teraz możemy tu żyć wiedząc,
ze nie grozi nam żadne większe niebezpieczeństwo – wytłumaczyła.
- To była decyzja
Dziary, ja nie jestem tu nikim specjalnie ważnym. Po prostu pomagam i staram
się żeby moi ludzie przetrwali każdy następny dzień – stwierdziłem.
- I to cię różni i
sprawia, że wszyscy się tobą interesują – rzekła.
- Co takiego? – zapytałem
coraz bardziej czując się nieswojo.
- Człowieczeństwo – powiedziała
nieco ciszej, jakby te słowo miało przywołać złe moce.
Ledwo
powstrzymałem się od śmiechu.
- Ja nie jestem już
człowiekiem – powiedziałem.
- Ależ oczywiście, że
jesteś. Co więcej, otacza cię mnóstwo dobrych ludzi, chociaż są też ci źli – mówiła
dalej zagadkowo.
- Zabijałem. Kradłem.
Poświęcałem własnych ludzi, dla dobra innych. Straciłem aż za dużo. Jestem
wrakiem kobieto – powiedziałem nieco rozzłoszczony.
Dorota spojrzała w końcu na mnie.
- Nie. Jesteś kimś
interesującym. Mogłeś już dawno przejąć to miejsce. Nie zrobiłeś tego. Mogłeś
też uciec. Tego również nie zrobiłeś. Interesują cię inni ludzie i te wszystkie
małe grzeszki się kompletnie nie liczą, bo w przeciwieństwie do innych ludzi ty
robisz to dla kogoś, a inni dla siebie.
Dawno nie usłyszałem tak miłych słów, więc aż się
zarumieniłem, ale nie rozumiałem skąd kobieta tyle o mnie wie. Podejrzewałem,
że usłyszała opowieści od kogoś z mojej grupy.
- Dziękuje – powiedziałem
wstając i dodałem szybko – za rozmowę.
Naprawdę mi pani pomogła.
Staruszka
nie odpowiedziała mi tylko kiwnęła głową. Odszedłem od niej zalany nową falą
myśli. Musiałem się zmobilizować, bo inaczej mogłem skończyć jako wrak. Słowa
tej kobiety zadziałały na mnie jak wiatr działa na żagle. Teraz wiedziałem, że
odwiedzenie jej było doskonałym pomysłem. Następnego czego potrzebowałem to
znalezienie Giganta lub Łowcy. Była to dwójka, z którą mogłem zawsze
porozmawiać w dosyć normalny sposób. Przez głowę przeszedł mi też Erni, ale
ostatecznie postanowiłem znaleźć któregoś z tej dwójki.
Szczęście
dopisało mi, bo po zaledwie dwudziestu minutach spacerowania dostrzegłem duży
miecz połyskujący w promieniach słońca i zobaczyłem Michaela oraz Giganta. Szli
oni w kierunku północnej barykady i Kwatery Głównej. Podszedłem do nich i
przywitałem się.
- Gdzie idziecie? – zapytałem.
- Mam wyzywanie,
podobno za północną barykadą pojawiła się grupa ocalałych. Nie wiem jakim cudem
nie zauważyli naszego obozu, ale puszczają race prawdopodobnie prosząc o pomoc.
Muszę to sprawdzić – powiedział.
- A ja dołączyłem się
do niego jak usłyszałem co się dzieje – powiedział. Nie spodobało mi się to
nieco, bo prosiłem swoich ludzi o to, żeby nie mieszali się w tego typu rzeczy,
bo mogę nabawić się kłopotów, albo ucierpieć przed wyjazdem z Ostoi, a tego nie
chciałem. Z drugiej strony trzymanie ich cały czas w jednym miejscu musiało być
całkiem denerwujące i nie chciałem żeby zapomnieli jak radzić sobie w dziczy,
jaka działa się za murami Ostoi.
- Pomogę wam – zaproponowałem.
- W sumie każda para
rąk się przyda – powiedział Michael bawiąc się przy okazji swoim kijem.
- Ktoś jeszcze tam
został wysłany? – zapytałem.
- Erni i Wiktoria – odpowiedział
czarnoskóry.
Ruszyliśmy
w stronę północnej barykady. Czekały już na nas tam osoby wymienione przez
Michaela. W piątkę poczekaliśmy, aż brama się otworzy i wyszliśmy na zewnątrz.
- Wiadomo gdzie
dokładnie jest to miejsce? – zapytałem.
- Parę ulic stąd – odpowiedział
Erni.
- To wszystko wydaje
mi się być podejrzane – stwierdziła Wiktoria. Szliśmy ostrożnie, trzymając
się pobocza ulicy i mijając coraz to kolejne, opuszczone budynki. Dzięki akcji
Czerowny Flar okolice obozu były w miarę czyste, chociaż oczywiście zdarzały
się pojedyncze przypadki, gdzie musieliśmy wyeliminować zombie. Jednak w
otoczeniu takich ludzi czułem się bezpieczny.
Trzy Czerwone Flary oraz Gigant – to było wystarczające zabezpieczenie.
Oczywiście wszyscy szliśmy z pistoletami i karabinami w rękach, bo nie
wiedzieliśmy co tak naprawdę oznaczają te znaki puszczane z budynku, poza tym,
ze ktoś tam musiał być i chciał zwrócić swoją uwagę.
Do
Torunia praktycznie codziennie dołączały nowe osoby, przez co rośliśmy w siłę.
Oczywiście traciliśmy też ludzi, to przy barykadzie, to na wypadzie, to na
ulicach miasta, jak Filipa. Ostatnim, który dołączył za moim pośrednictwem był
Andrzej. Mężczyzna od razu odnalazł się w hierarchii obozu i zaczął pracować.
Byłem ciekaw czy i tym razem wzmocnię ten obóz. Skręciliśmy w kolejną uliczkę i
zobaczyliśmy, jak z trzypiętrowego budynku wylatuje przez okno raca.
Zauważyliśmy też od razu, że pod drzwiami do budynku było parę trupów, które
próbowały dostać się do środka.
- Jaki jest plan
działania? – zapytała Wiktoria.
- Ja mogę zając się
tymi trupami przy wejściu – zaproponował Karol.
- Jak Gigant oczyści
przejście możemy wejść i przeszukać budynek, tylko ostrożnie. To zwykły
rzemieślnik z lokalami do wynajęcia, oni są na drugim piętrze, więc tam trzeba
będzie zachować wyjątkową ostrożność – wytłumaczył Ernest.
- Dobra, to lećmy – powiedział
Michael ruszając do przodu.
Poszliśmy
za nim. Grupę prowadził Gigant, który wyciągnął z sykiem ostrze z pokrowca na
plecach i poprawił elementy pancerza, które nosił. Noszenie kamizelki oraz
ochraniaczy nie było głupim pomysłem, szczególnie jak walczył w zwarciu.
Podszedł i robiąc ogromny zamach ściął dwie głowy jednym ciosem. Cała reszta
rozglądała się po okolicy, w poszukiwaniu ewentualnych znaków pułapki. Nie zauważyliśmy jednak nic podejrzanego.
Gigant dokończył dzieło zniszczenia i oczyścił całe przejście. Weszliśmy razem
do mrocznego budynku.
- Czy ktoś wziął
latarkę? – zapytała Wiktoria.
- Nie – odpowiedział
Erni i wyciągnął z kieszeni flarę. Nagle cały budynek utonął w czerwonym
blasku. Kolejne flary zabłysły i powoli ruszyliśmy do przodu. Staraliśmy się
nie robić zbyt dużo hałasu, ale wiedzieliśmy, że flary będą widoczne z bardzo
daleka. Mimo to wchodziliśmy powoli schodami na pierwsze piętro, a następnie na
drugie.
- Tutaj powinniśmy się
nieco rozdzielić i dać znak, jak ktoś coś znajdzie – wyszeptał Michael.
- Nie wiem czy to
mądre, rozdzielać się w budynku, w którym są nieznajomi ludzie – powiedziałem.
- Musimy założyć, że
są to dobrzy ludzie, którzy szukają pomocy, a nie kłopotów – odpowiedział.
Wszyscy
przytaknęli i rozdzieliliśmy się. Drugie piętro prowadziło korytarzami w lewo i
w prawo. Rozciągnęliśmy się tak, żeby każdy widział przynajmniej jedną, inną
osobę i w razie czego jej pomógł. Dziwił mnie fakt, że nie słyszeliśmy niczego
w tym budynku. Albo ocalali, którzy tu byli już o nas wiedzieli i się bali,
albo szykowali zasadzkę. Chociaż nie bałem się, to czułem pewien niepokój. Nie
wiedziałem czego się tu spodziewać. Mogli to przecież być nawet Złomiarze.
Miałem cichą nadzieję, że to Łapa i reszta moich przyjaciół, którzy po prostu
chcą dać mi znać, gdzie są, a przy okazji unikają bezpośredniego kontaktu z
Dziarą.
Skręciłem
w korytarz i zniknąłem z oczu Wiktorii, która przeszukiwała pomieszczenia
niedaleko mnie. Nagle usłyszałem dziwny hałas z pokoju obok i już byłem pewien,
że ktoś tam jest. Momentalnie nakierowałem pistoletem w to miejsce i powoli podszedłem do drzwi. Pociągnąłem
delikatnie za klamkę i usłyszałem nagle hałas wypuszczanej racy. Znalazłem się
w niedużym pokoju, obstawionym półkami z niedużymi paczuszkami. Zobaczyłem też
siedzącego na krześle mężczyznę, który poderwał się jak mnie zauważył. Szybko
przejechałem wzrokiem po pokoju, ale nie zobaczyłem innego wyjścia, ani żadnej
innej osoby.
Zamknąłem
za sobą drzwi i nie przestając celować do mężczyzny podszedłem do niego. Był
nieco starszy ode mnie, miał czuprynę koloru słomy i był ubrany w obdarte
spodnie, oraz nieco przydużą na niego bluzę. Na krześle obok leżał plecak i
nóż.
- Kim jesteś? – zapytałem.
Czułem się bardzo dziwnie, nagle zaczęła mnie boleć głowa, a
oczy odmawiały posłuszeństwa. Mimo to, starałem się po sobie nic nie pokazać i
dalej stałem prosto i celowałem do ocalałego. Zastanawiałem się czy przypadkiem
nie zawołać kogoś do pomocy, w razie gdyby zemdlał, ale póki co nie podjąłem
takiej decyzji.
- Ja… szukam
schronienia. Miejsca, gdzie mogę odpocząć. Utknąłem jednak w tym budynku, a
przed jedynym wejściem jakie znalazłem było mnóstwo zombie. Jak mnie znalazłeś?
– jego głos na początku wydawał się normalny, ale z każdym kolejnym słowem
brzmiał bardziej odlegle i dziwnie.
- Race… - wytłumaczyłem
krótko i ruszyłem się nie wiedząc do końca co się ze mną dzieje.
- Macie gdzieś obóz? –
zapytał, ale przerwałem mu zaczynając ciężko oddychać. Oparłem się o
ścianę, upuszczając pistolet. Co się ze
mną dzieje, zapytałem sam siebie w myślach i zobaczyłem, że pomieszczenie
robi się coraz bardziej rozmazane. Zobaczyłem, że mężczyzna wstaje i podchodzi
do mnie.
- Wszystko w porządku…
kochasiu? – zapytał. Spojrzałem na
niego i zobaczyłem twarz Łapy. Krzyknąłem. Obraz zaczął się wyostrzać, ale ja
wciąż widziałem Łapę. Czy zostałem ugryziony i powoli się zamieniam? Jeżeli tak
to kiedy? Co się ze mną działo?
- Co się dzieje… - wyjęczałem.
- To miłe, że się o
mnie martwisz – odpowiedziała.
- Co ty tu robisz?
Dlaczego cię widzę? – zapytałem. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że to jest
niemożliwe, to jednak jakaś cząsteczka mnie chciała odrzucić tę myśl i wierzyć,
że Łapa naprawdę się tu pojawiła.
Wyglądała
tak samo jak widziałem ją ostatnio – średniej długości czarne warkocze, smukła
talia, długie nogi i czarny uniform przysłaniający wszystko oprócz twarzy z
charakterystycznymi kościami policzkowymi.
- Widzisz, bo myślisz
– odpowiedziała tajemniczo.
- Dlaczego uciekłaś? –
zapytałem.
- Dobrze wiesz, że nie
ułoży się pomiędzy nami. Za bardzo się skrzywdziliśmy – powiedziała patrząc
na mnie.
Nie wiedziałem co się dzieje. Czy mężczyzna, z którym tutaj
się spotkałem w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co robię? A może byłem
nieprzytomny, a to wszystko, to była zwykła wizja?
- Gdzie teraz jesteś?
– zapytałem.
Łapa
roześmiała się.
- Nie widzisz? Siedzę
tuż przed tobą! – powiedziała dalej się śmiejąc.
- Czy jest jeszcze
szansa, żebym odzyskał swoich ludzi i was spotkał? – zadałem kolejne
pytanie siedząc i opierając się o ścianę.
- Tak. A teraz
przestań już do siebie gadać. Nie wypada, żeby dowódca obozu w Królowym Moście
był takim wariatem. Otrząśnij się kochasiu – wstała i pocałowała mnie w
czoło.
Podniosłem
się. Głowa bolała mnie bardzo mocno. Kręciło się mnie, ale nie widziałem już
Łapy siedzącej na krześle. Podskoczyłem jednak, gdy zobaczyłem mężczyznę, który
leżał w kałuży krwi tuż przy mnie. W jego brzuch był wbity mój nóż. Usłyszałem
kroki na korytarzu i chciałem szybko podejść do ciała i wyjąć swoją broń, ale
nie zdążyłem. Przez drzwi wpadł Gigant z mieczem, widocznie martwiąc się o
mnie. Kiedy jednak zobaczył ciało zatrzymał się i zamknął drzwi. Podszedł do
mnie.
- Bobru? Co się stało?
Wszystko w porządku? – zapytał.
- Ja… - nie
wiedziałem co powiedzieć. Opowiedzieć mu o mojej wizji? Czy może skłamać?
Gigant był kimś komu ufałem, ale czy słusznie? Nasza przyjaźń była zbudowana na
kłamstwie. Był człowiekiem Łapy.
- Dlaczego zabiłeś
tego mężczyznę? – ponownie zapytał mnie Gigant.
- Jest ze mną źle,
potrzebuje świeżego powietrza przyjacielu – poprosiłem.
- Nie. Nie teraz.
Jesteś cały we krwi, jak zobaczy cię reszta to będę zadawać niewygodne pytania.
Musisz się ogarnąć, a ja przypilnuje, żeby nikt ci nie przeszkodził – powiedział.
- Dzięki – wyszeptałem
i zacząłem wycierać umazane krwią ręce. Gigant wyszedł z pokoju znaleźć resztę,
a ja spojrzałem na ciało. To był niewinny
człowiek, a ja go zabiłem? Co się ze mną dzieje? Czy oszalałem, zadawałem
sobie pytania wyjmując nóż z ofiary i wycierając go o jego ubrania.
Podniosłem
się i spojrzałem na swoje ręce. Drżały, ale były czystsze, z niewielkimi śladami
po krwi. Wyszedłem powoli stawiając kroki i zobaczyłem na korytarzu moich
towarzyszy.
- Budynek jest czysty,
znaleźliśmy dwa zombie, które zdjęliśmy – powiedział Michael.
- Wszystko w porządku
stary? Jesteś blady jak ściana – stwierdził Ernest patrząc na mnie. Wszyscy
spojrzeli w moją stronę.
- W pomieszczeniu był
facet. Bandyta. Zaatakował mnie więc go zabiłem. To on puszczał flary. Chodźmy
stąd – powiedziałem, nieco nieobecnym głosem.
Michael i Wiktoria wymienili zdziwione spojrzenia, ale nie skomentowali.
Ruszyliśmy do wyjścia, a ja wciąż cały drżałem. Marzyłem już tylko o tym, żeby
wrócić do łóżka i odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem. Wiedziałem jednak, że
muszę się spotkać z Dziarą, a poza tym szansa na to, żebym dzisiejszej nocy
normalnie się wyspał były minimalne.
Nie
wiem dlaczego, ale nagle naszła mnie ochota na rozmowy.
- Właściwie to co
robiłeś przed tym całym gównem? – zapytałem Michaela.
- Studiowałem prawo w
Warszawie… wydaje się to być tak odległe, że w sumie sam nie jestem pewien – powiedział.
- Ja też już nie mogę
nawet myśleć o tym jak byłam dziennikarką – wtrąciła się Wiktoria.
- Byłaś dziennikarką?
– zapytał zaciekawiony Erni.
- A co, nie wyglądam?
– zaśmiała się.
- Wyglądasz jakbyś
zamiast mikrofonu i blasku kamer, częściej miała karabin i huk granatów – powiedział
szczerze Gigant. Rzeczywiście wyglądała jakby była z wojska.
- No cóż, pozory mylą
– odpowiedziała.
My również opowiedzieliśmy nieco o sobie i tak na rozmowie
zeszła nam cała trasa i nawet nie zauważyliśmy, kiedy znaleźliśmy się pod
bramą. Czułem się już lepiej, ale dalej byłem zszokowany tym, co przeżyłem. Co
jeżeli znowu spotka mnie coś takiego i zranię kogoś, kogo lubię? Kogoś z grupy?
Musiałem koniecznie to załatwić.
Gdy
weszliśmy na teren Ostoi rozdzieliliśmy się i ja poszedłem w stronę Kwatery
Głównej obiecując, że zdam raport Dziarze, a reszta poszła w swoje strony. Po
pięciu minutach byłem już pod drzwiami siedziby Czerwonych Flar, gdzie zastałem
Dziarę, który wyjątkowo nie siedział przy swoim biurku, tylko na fotelu
wychodzącym na tyły posiadłości. Widocznie odpoczywał. Podszedłem do niego i
przywitałem się, a ten pokazał mi drugi fotel i podał szklankę z żółtawym
napojem, który lekko musował.
- Lemoniada.
Postanowiłem nie chlać tak od południa, bo ostatnio coraz gorzej się czuję i
ciężej mi się pracuje. Rozumiesz, trzeba zachować jakiś tryb życia przyjacielu
– powiedział spoglądając na mnie.
- Sprawdziliśmy te
race na północ stąd. To był jakiś bandyta, który chciał nas wciągnąć w pułapkę.
Zabiłem go – powiedziałem bez ogródek.
- Wierzę, że
postąpiłeś słusznie. Szczególnie, że ostatnio w Toruniu robi się pełno. Co
prawda pomieścimy jeszcze mnóstwo osób, ale myślę, że na chwilę obecną jest tu
około trzystu pięćdziesięciu ludzi nie licząc Posterunków – powiedział z
nieukrywaną dumą w głosie.
- Rozrasta się – powiedziałem
– swoją drogą wczoraj zapomniałem ci
wspomnieć, że Kapitan ma działający helikopter. Myślę, że to dosyć ważna
informacja – dodałem.
Dziara
zamyślił się. W końcu odwrócił się w moją stronę.
- Tak. Może nawet
będziemy go mogli całkiem niedługo wykorzystać. Ale to zobaczymy już po
Inowrocławiu. Jesteś gotowy na jutrzejszy wyjazd? – zapytał.
- Tak. Chociaż kiepsko
się czuję to pomogę ci, ale pamiętaj, że po tym opuszczam Ostoję – przypomniałem.
- Mam nadzieję, że
będziesz w okolicy. Po pierwsze to bezpieczniejsze, a po drugie opłacalne i dla
ciebie i dla mnie – powiedział.
Nie byłem pewien, co do tej opłacalności, ale na pewno nie
chciałem zakładać nowego obozu daleka stąd. Po prostu chciałem założyć
bezpieczne miejsce dla moich ludzi.
- Właściwie wiadomo,
kto zastąpi Filipa na miejscu Czerwonej Flary? – zapytałem.
- Mam parę typów,
opowiem ci jutro w drodze – zapewnił.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż w końcu postanowiłem,
że przejdę się, bo dzisiaj wyjątkowo potrzebowałem świeżego powietrza.
- Pójdę już – powiedziałem
– Musze odpocząć.
Dziara nie zatrzymywał mnie. Wyszedłem z Kwatery Głównej i
chociaż pora była jeszcze w miarę wczesna, bo słońce było wysoko na niebie, to
wybrałem się do baru. O tej porze było praktycznie pusto, ale ku mojemu
zdziwieniu zauważyłem przy jednym stoliku Natalię, która czytała książkę i
popijała kubek herbaty.
Podszedłem
do niej, a ta uśmiechnęła się.
- Hej Bobru, jak leci?
– zapytała Ruda.
- Całkiem nieźle – zacząłem
siadając naprzeciwko niej – właściwie to
mam pytanie, dosyć poważne.
- Wal śmiało – powiedziała
widocznie zainteresowana.
- Czy znałaś kiedyś
osobę, której nienawidziłaś, a zarazem czułaś do niej coś niezwykłego? – zapytałem.
- Myślę, że tak. Nawet
aktualnie darzę pewną osobę takim uczuciem, chociaż może go nie nienawidzę, ale
często i gęsto mnie denerwuje – powiedziała.
- A miałaś kiedyś tak,
że widziałaś twarz tej osoby, tak jakby w kimś innym? – chociaż zapytałem
szczerze i poważnie to wiedziałem, że brzmię jak wariat.
- Nie… a ty tak
miałeś? – zapytała.
- Tak. Tylko proszę
cię, nie mów nikomu. Po prostu chciałem się upewnić, czy jest ze mną źle, czy
to klasyczny przypadek… Ehh wybacz muszę odpocząć – powiedziałem wstając
powoli.
Nagle
Ruda złapała mnie za rękę. Chyba sama się zaskoczyła tym, co zrobiła bo
natychmiast ją puściła.
- Wiesz, jak chcesz
możesz zostać ze mną. Z chęcią cię wysłucham i może zrobi ci się lepiej? Chyba
nie jesteś teraz zajęty? – zaproponowała. Poczułem się nieco dziwnie, ale
wróciłem na miejsce i chociaż w barze było coraz więcej osób my siedzieliśmy i
rozmawialiśmy. Byłem pewien, że to pomogło mi, bo gdy wracałem wieczorem do
domu ledwo zamknąłem za sobą drzwi i zasnąłem. Bez snów i zwidów.
Bobra albo ktoś otruł albo oszalał
OdpowiedzUsuńCzyżby nowy romans? :D :D
OdpowiedzUsuń