piątek, 20 marca 2015

Rozdział 25: Dobry człowiek

Rozdział 25, ostatni w tym tomie. Jak zwykle zdecydowałem się na zmieszanie trzech perspektyw. Rozdział nie ma w sobie dużo akcji, można wręcz powiedziec, że jest przegadany, ale zabieg jest celowy. Nie zawsze wszystko musi się kończyć fajerwerkami. Poznacie tutaj dalsze plany grupy Łapy, dowiecie się jaką decyzję podejmie Erni oraz co dalej planuje Bobru. Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym, a moich czytelników zapraszam na dniach na film pogadankowy na temat 4 tomu, oczywiście na kanale YT: youtube.com/user/Mrbobru

---------------------------------------

Rozdział 25: Dobry człowiek [FINAŁ 3 TOMU]


Magda
                Wbiegliśmy do pomieszczenia tuż za Irkiem. Nie mogłam zrozumieć jak to możliwe, że został ugryziony, a stał tutaj i trzymał się naprawdę nieźle. Może miał jakiś ochraniacz? Cała nasza ósemka oddychała ciężko, wiedząc, że tak naprawdę dopiero teraz będziemy mogli odetchnąć z ulgą. Krystek i Marek zablokowali drzwi, Młoda i Marta usiadły w kącie, a ja rozejrzałam się po pokoju. Był to nieco zapuszczony, ale całkiem gustownie umeblowany salon.
 Na lewo od drzwi stała długa kanapa, która spokojnie mogła zmieścić pięć osób obok siebie. Tuż obok, na środku, stały cztery skórzane fotele, a przy każdym znajdował się nieduży stolik z butelką. Na ścianie wisiały ładne obrazy, przedstawiające sceny łowieckie, a po środku nich, niczym trofeum, ogromny ekran telewizora. Oczywiście był rozbity, ale i tak prezentował się nieźle. Tęskniłam trochę za telewizją, ale w sumie moje życie było teraz na tyle ciekawe i zaskakujące, że nie mogłam narzekać. Chociaż tutaj nie mogłam zastopować akcji, żeby pójść po coś do jedzenia, albo odpocząć. Tutaj koszmar się nie kończył.
                Gdy zasłoniliśmy okna i tymczasowo zablokowaliśmy drzwi usiedliśmy odpalając jedną z lamp stojących na stolikach. Były to lampy gazowe i o dziwo były naładowane, ale jeżeli myśliwi przesiadywali w tym domu to nie było aż takie dziwne. Miczi usiadła przy Irku i rwąc kawałek bandaża, który miała przy sobie zabandażowała ranę. Ugryzienie z daleka wyglądało paskudnie.  Skóra na jego karku przybrała nieco ciemnawy kolor, ale poza tym mężczyzna w pełni kontaktował i nie zachowywał się jak ktoś, kto lada chwila miał się zamienić w zombie.
- Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? – zapytała Łapa siadając naprzeciwko niego, na jednym z foteli. Wyglądała teraz niesamowicie dziko, cała ubrana na czarno, w skórzanej kamizelce, która napinała się nieco w okolicach biustu i wysokich butach terenowych, z twardymi, pokrytymi warstwą błota podeszwami.
- Mówiłem, że jestem niesamowity – powiedział uśmiechając się – Mogę wam pokazać znacznie więcej.
- Chwila. Chcesz mi wmówić, że jesteś niepodatny na zarażenie? – zapytała.
                Wszyscy słuchali rozmowy z dużą uwagą. Czekaliśmy chwilę na to aż Irek odpowie. W końcu odchrząknął i wstał. Powoli zaczął rozpinać swój strój aby odsłonić klatkę piersiową. Westchnęłam cicho. Młoda i Marta pisnęły, a Łapa przełknęła głośno ślinę. Całe ciało Irka było pokryte całym szeregiem blizn po ugryzieniach. Nie byłam w stanie tego zliczyć, bo rany nachodziły na siebie i się zlewały. Wyglądało to koszmarnie, ale utwierdziło mnie w jednym. Był niesamowity.
- Kiedyś jak podróżowałem jeszcze z grupą ocalałych, o której wam wcześniej opowiadałem – zaczął przykrywając ciało ubraniem – trafiliśmy na stado zombie. Wtedy odcięły nas totalnie i byłem pewien, że zginę. Widziałem już nie raz umierających od ugryzień czy też zadrapań, więc kiedy jeden z trupów mnie dorwał od tyłu, byłem pewien, że umrę. Nic się jednak nie stało. Poczułem ból i upadłem, ale poza zwykłym, ludzkim bólem nie czułem żadnych zmian zachodzących we mnie. Zacząłem walczyć. Napadło mnie wtedy ich mnóstwo i zostałem ugryziony parę razy, ale udało mi się to przetrwać. Resztę właściwie znacie. No może oprócz tego, że jak pojawiłem się w Toruniu i Dziara zobaczył moje blizny to mnie zamknął. Chciał mnie mieć do jakichś specjalnych zadań, ale zanim jakieś się zdarzyło to właściwie zostałem uwolniony, za co jeszcze raz wam dziękuje – skończył opowieść i spojrzał na nas. Widocznie ulżyło mu po skończeniu opowieści. Każdy potrzebuje czasem się wygadać.
                Łapa nie odezwała się. Kiwała delikatnie głową, jakby przytakiwała, aż w końcu podniosła się ciężko.
- Zostańmy tu na noc. A może nawet na dwa dni. Musimy odpocząć przed dalszą drogą, a to miejsce może być idealne na tymczasową bazę. Sprawdźmy teren – powiedziała, po czym podeszła do drzwi i się odwróciła w naszą stronę – Krystek pójdź z moją siostrą na zewnątrz i zamknijcie bramę oraz przenieście tu nasze rzeczy do spania i trochę jedzenia. Magda i Miczi pójdźcie sprawdzić piętro, Irek ty zostań tu z Martą, a ty Marek chodź ze mną. Zrobimy rajd po pokojach na parterze. Jeżeli znajdziecie jakiekolwiek jedzenie, amunicję, broń lub medykamenty, przynieście to tutaj – rozkazała, dosyć stanowczym tonem.
                Wszyscy rozeszli się w niecałą minutę. Ja i Miczi poszłyśmy na górę, żeby spróbować rozeznać się w terenie. Miałam złamaną rękę, więc trzymałam w pogotowiu pistolet, a Miczi szła ze swoją maczetą przodem. Starałam się również świecić latarką, którą trzymałam w połamanej ręce, ale nie wychodziło to specjalnie dobrze, bo nie mogłam odpowiednio manewrować wiązką światła. Wspięłyśmy się po schodach i rozejrzałyśmy. Korytarz biegł prosto i rozchodził się w trzy strony, do trzech, połączonych ze sobą, pomieszczeń. Miczi stuknęła parę razy w ścianę, żeby zwabić ewentualne trupy do nas. Nie usłyszałyśmy nic.
                Weszłyśmy ostrożnie do pierwszego pomieszczenia, w którym na samym środku stała duża, oszklona gablota wypełniona pucharami i medalami. Poza tym w pomieszczeniu nie było nic ciekawego. Przyjrzałam się uważnie lśniącym zdobyczom i szybko zauważyłam, że wszystkie trofea pochodziły z przeróżnych zawodów związanych z tematyką łowów: tropienie, strzelanie do celu, ilość upolowanych zwierząt. Mieszkający tu myśliwi musieli być dumni ze swoich osiągnięć przed apokalipsą, ale teraz były one nic nie warte.
                Przeszłyśmy do drugiego pokoju i tutaj znalazłyśmy to co nas zdecydowanie interesowało. Stały tutaj gabloty z przeróżną bronią – od zaostrzonych noży, po strzelby. To co jednak ucieszyło mnie najmocniej to dwa łuki wiszące na ścianie. Jeden z nich zaparł mi dech w piersiach. Był dużo większy od tego, którego używałam jeszcze w Toruniu, a w gablocie znajdował się dodatkowo kołczan pełen strzał. Podniosłam ostrożnie gablotę i wydobyłam zdobycz, zawieszając sobie na plecach. Miczi pomogła mi przypiąć kołczan, a ja zadowolona jak małe dziecko pomogłam jej zapakować tyle broni ile się dało do torby, którą miała ze sobą. Zapakowałyśmy w sumie około ośmiu opakowań różnorakiej amunicji, oraz trzy strzelby, pięć noży, a także dwa podręczne rewolwery. Te były szczególną gratką, bo broń była zdecydowanie rzadko spotykana, a prezentowała się niesamowicie – smukłe lufy, bębenki zapełnione pociskami i ładna, przyozdobiona wzorami kolba.
                Miczi targała torbę  i razem ostrożnie zajrzałyśmy do ostatniego pomieszczenia. To co tutaj zobaczyłyśmy nie było już takie miłe. Pokój był sypialnią, gdzie stały cztery, piętrowe prycze. Nad jedną z nich, przyczepiony do kryształowego żyrandola wisiał mężczyzna. Nie żył, ale nie był też zombie, bo widać było sporą dziurę po wystrzale na środku jego czaszki. Ktoś mu pomógł po czym stąd uciekł. Trup makabrycznie bezwładnie zwisał, kręcąc się delikatnie, jakby jakaś niewidzialna siła kołysała go delikatnie.  Nie chciałyśmy tu przebywać ani chwili dłużej, więc wyszłyśmy z pomieszczenia i skierowałyśmy nasze kroki na dół.
- Nie mów Łapie o tych łóżkach, błagam – poprosiłam.
- Dlaczego? – spytała zaciekawiona Miczi.
- Jej ten wisielec nie będzie przeszkadzał , a ja nie chcę spać tam spać, nawet jak go zdejmiemy. Wystarczy już trupów. Prześpijmy się na kanapach w salonie – wytłumaczyłam.
- Jak chcesz – powiedziała Miczi.
                Zeszłyśmy razem i dotarłyśmy po chwili do salonu. Byli tam już wszyscy oprócz Krystka i rozkładali koce, oraz łączyli sprytnie fotele z kanapą, przez co powstało pięć potencjalnych miejsc do spania. Pozostałe trzy znajdowały się na ziemi i chociaż mogłyby się wydawać niewygodne, to wyglądała całkiem przytulnie. Dwie warstwy koców, oraz poduszki leżące na kanapie stworzyły dogodne miejsce do spania.
                Miczi rzuciła torbę z bronią i odetchnęła z ulga. Łapa widząc co przyniosłyśmy uśmiechnęła się szeroko.
- Myśliwi uzupełnili nasze zapasy, które w tej chwili powinny starczyć na przynajmniej dwa tygodnie. Krystek znalazł spore auto terenowe na zewnątrz, a w jednym z pokoi było sporo bandaży i innych medykamentów – pochwaliła się Łapa.
- No i jest cała spiżarnia żarcia. Ciągle się zastanawiam czy nie powinniśmy tutaj zostać… - dodał Marek.
- Wiem jak to wygląda, ale nie możemy zostawać w okolicy, szczególnie tak niedaleko Pierwszego Posterunku. Dlatego odjedziemy stąd, góra pojutrze – powiedziała Łapa, tonem kończącym dyskusję.
                Wszyscy dosyć szybko ułożyli się w posłaniach, tylko Krystek jeszcze nie wracał z kuchni. Po jakimś czasie przyniósł tacę pełną misek parującego gulaszu. Zadziwiało mnie skąd miał jeszcze siłę gotować, ale gdy tylko zaczęłam jeść nie pożałowałam. Było pyszne, krzepiące i zapychające. Krystek usiadł obok mnie i pocałowałam go namiętnie. Paradoksalnie ostoją nie musiało być miejsce. On był moją ostoją. Sto razy lepszą od tej Toruńskiej.
                Marek nie wiedział jeszcze o naszym związku, ale kiedy zobaczył nasz pocałunek kiwnął tylko głową. Zawsze starał się mną opiekować, ale wiedział, że Krystek jest dobrym człowiekiem i na pewno będę przy nim bezpieczna. Po zjedzeniu wszyscy położyli się. Łapa zaryglowała drzwi i usiadła jeszcze na chwilę w ciemności, przyciągając naszą uwagę.
- Wybaczcie, ale jeszcze chwilę pogadam, wiem, że wszyscy są wyczerpani, ale musimy coś ustalić – zaczęła – Dzisiaj wyjątkowo nie stawiamy nikogo na warcie, bo wątpię, żeby ktokolwiek wysiedział dłużej niż pięć minut, ale od jutra pracujemy już pełną gęba. Czeka nas bardzo długa podróż, a teraz kiedy mamy przy sobie osoby, na których nas zależy musimy ich pilnować i dawać z siebie wszystko. Nie ma tu Bobra, ale zachowujmy się jak kiedyś, a damy radę. A teraz życzę wam dobrej nocy, bo padam na pysk – przyznała, po czym ułożyła się na swoim posłaniu. Nie dałam rady już z nikim rozmawiać, więc tylko przytuliłam się do Krystka i złapałam go za rękę. Zasnęłam momentalnie.
Erni
                Tuż po tym jak ciało księdza upadło ciężko na drewniany podest zaczęło się piekło. Niektórzy zaczęli uciekać do tyłu, inni przepychali się bliżej sceny, a ci, którzy nie chcieli się ruszać z miejsca blokowali i jednych i drugich. Gigant z wielkim trudem utrzymywał nas w jednym miejscu, nawet ktoś tak wysoki i silny jak on, miał problemy z wściekłym tłumem.
                Nagle usłyszeliśmy jednak ogłuszający dźwięk megafonu i wszyscy odruchowo złapali się za uszy, ale ten ustąpił i odezwał się Bobru.
- Nie panikujcie ludzie. Wiem, że mogło to wyglądać drastycznie, ale ten ksiądz jest odpowiedzialny za śmierć naszego przywódcy Wojtka i musiał za to zapłacić. Dodatkowo jeżeli podszedłby tu ktoś, kto widział kiedykolwiek twarzy przywódcy Gangu to by wiedział, że ten człowiek to właśnie on. Nie zginął na ulicach naszego obozu parę dni temu. Przetrwał i wtopił się w otoczenie, jako sługa boży – mówił stanowczo i starał się uspokoić tłum. Póki co udało mu się chociaż zdobyć uwagę wszystkich ludzi, co już było sporym osiągnięciem – Gdyby nie Dziara, który po ostatnim zamachu jest teraz w szpitalu, w życiu bym się nie dowiedział o tym, że wróg cały czas jest w naszych murach. Teraz jednak sprawa jest rozwiązana, szkoda, że musiał za to zapłacić Wojciech. Proszę was teraz o spokojny powrót do domu i zostawienie Placu Głównego do posprzątania dla strażników.
                Ludzie rzeczywiście się uspokoili i tym razem bez przepychania się zaczęli się rozchodzić. My poczekaliśmy, aż plac praktycznie całkowicie się opróżni. W końcu obserwując jeszcze chwilę ludzi zgarniających trzy ciała odwróciliśmy się, żeby wrócić do swoich obowiązków i przede wszystkim odpoczywania. Wtedy jednak usłyszałem kroki i zobaczyłem, że Bobru idzie w naszą stronę.
- Poczekajcie chwilę – poprosił. Dogonił nas po chwili.
- Mam do was prośbę. Teraz sytuacja w Ostoi powinna powoli się uspokajać, więc chciałbym, żebyśmy dzisiaj solidnie odpoczęli i to wspólnie. Co powiecie na spotkanie się w barze? Porozmawianie, upodlenie się i tyle? – zaproponował. Wszyscy kiwnęli zgodnie głowami. Co jak co, ale było nas teraz mało. Nie tyle ile przy przyjeździe do Ostoi.  Musieliśmy trzymać się razem. Chociaż ja miałem coraz więcej wątpliwości. Nie wiedziałem, czy będę chciał kiedykolwiek opuszczać to miejsce. Było tutaj źle, ale wydawało mi się, że najgorsze czasy już minęły. Teraz władze zapewne obejmie Dziara, a on potrafił dowodzić, chociaż czasami zachowywał się jak szaleniec.
- Dobra to ogarnę się, załatwię parę formalności i za jakąś godzinkę będę w barze – obiecał i wrócił w stronę sceny.
                My rozdzieliliśmy się nieco, bo każdy chciał wrócić do swoich mieszkań i przebrać się oraz odpocząć chwilę w ciszy. Ja postanowiłem, że zaproszę jeszcze na spotkanie Rekina oraz Łowcę, którzy pomogli mi podczas ostatniego wypadu Zbłąkanym Ocalałym. Jeżeli nawet nie odejdę z tego miejsca z Bobrem, tak jak on to planował od wieczora, w którym wróciłem do Ostoi z Dalionem i rozmawialiśmy, to pomogę mu, żeby nie ruszał sam. Wiedziałem jak musiała go boleć strata paru osób, które uciekły z Ostoi razem z Łapą. Jak musiała go boleć strata samej Łapy.
                Wróciłem na chwilę do mieszkania, wciąż rozerwany pomiędzy dwoma rzeczami – spokojnym życiem w Ostoi i dalszą podróżą z przyjaciółmi, kiedy przed drzwiami zauważyłem Karolinę. Widocznie na mnie czekała. Podszedłem i się przywitałem.
- Hej, co jest? – zapytałem.
- Hej… Chciałam się z tobą spotkać na osobności i jeszcze raz podziękować. Za wszystko co zrobiłeś – powiedziała. Otworzyłem drzwi do mieszkania i wszedłem tam, wpuszczając ją do środka.
- Wiesz nie ma sprawy. Niby uratowałem ciebie i twoich przyjaciół, ale w potrzebie zostawiłem was w Królowym Moście i uciekłem. To nie jest coś czym bym chciał się szczycić – kontynuowałem zdejmując brudną koszulę i rzucając ją na bok. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją, żeby znaleźć coś innego.
- Zamierzasz stąd odejść? Ze swoimi przyjaciółmi? – zapytała.
- Skąd pomysł, że ktokolwiek chce stąd odejść? – zapytałem wciąż szukając odpowiedniego, czystego ubrania, co wcale nie było takie łatwe.
- Słyszałam rozmowę tego całego Bobra. Mówił komuś, że planuje stąd wyjechać, a słyszałam, że jesteście przyjaciółmi, więc wydawało mi się, że ty też będziesz chciał stąd uciec – powiedziała.
- Wiesz Bobru to mój kumpel. To właśnie z nim przeżyłem pierwsze, trudne dni po wybuchu tej zarazy… - zacząłem, ale nagle aż podskoczyłem, kiedy poczułem ręce na plecach. Odwróciłem się i zobaczyłem, że dziewczyna podeszła do mnie i nagle pocałowała.  Nie odepchnąłem jej, a nawet odwzajemniłem pocałunek. Potrzebowałem tego.
                Trwaliśmy tak jeszcze parę minut, aż w końcu odeszła dwa kroki do tyłu i spojrzała na mnie. Jej policzki były czerwone.
- Nie chcę, żebyś odjeżdżał.
Co ja biedny, mogłem począć. Nie dość, że się wahałem, to teraz do miejsca na wadze z tabliczką „Ostoja” dołączyła kolejna, ogromna szalka. Czy naprawdę za parę dni lub tygodni mogłem na zawsze opuścić grupę Bobra i już do końca moich dni jeździć Zbłąkanym Ocalałym po dobrze mi znanej trasie? Wydawało mi się, że nie wiedziałem, ale tak naprawdę w głębi ducha byłem już w stu procentach pewien. Przez chwilę patrzyłem na Karolinę w milczeniu, aż w końcu podszedłem do niej i prosząc żeby usiadła, złapałem za rękę.
                Oddychała ciężko. Nie wiem dlaczego, ale ja też nie mogłem z siebie wykrztusić ani słowa. Kto by pomyślał. Zapuściłem brodę i umiałem wyzbyć się emocji, żeby wyglądać jak prawdziwy twardziel, kiedy ruszałem w trasę moim autobusem. Wtedy na drodze każdy się mnie bał, a ja teraz byłem prawdziwie przerażony zwyczajną dziewczyną siedzącą przede mną.
- Naprawdę mi na tym zależy… - dodała – Wybacz, jeżeli cię przestraszyłam. Po prostu czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. To naprawdę nie jest łatwe… - tłumaczyła dalej, ale wiedziałem, że mówi z sensem. Czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Zrezygnować z czegoś w życiu, aby zacząć nowy rozdział. Każdy człowiek zrezygnował z czegoś, gdy zaczęła się apokalipsa. Z normalnego życia. Wtedy nie czuliśmy tak tego wyboru, ale teraz to rozumiałem.
                Uśmiechnąłem się.
- Zostanę tutaj. Nigdzie nie pojadę. Obiecuję – powiedziałem. Karolina przytuliła się do mnie.
Bobru
                Czekałem w barze spokojnie, aż reszta zaproszonych ludzi się pojawi. Poprosiłem nawet Czarka, właściciela baru, aby udostępnił nam kawałek lokalu i pozwolił połączyć stoły, bo spodziewałem się przynajmniej sześciu osób. Zamówiłem dwie metalowe beczułki z piwem, chociaż nie wiedziałem jak mogę się odwdzięczyć barmanowi za to, że po prostu mi je dał. Obiecałem sobie, że jak znajdę coś dobrego to od razu spłacę u niego dług.
                Pierwszy pojawił się Gigant i Ruda. Dopiero teraz po chwili od ostatnich wydarzeń, zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę w mojej grupie została tylko Ika, jeżeli chodziło o dziewczyny. Praktycznie cała damska część moich towarzyszy uciekła z Łapą, co było dosyć straszne. Przywitałem się z przyjacielem i córką Kapitana, po czym usiedli obok mnie.
- Wow, szykuje się niezła impreza – skomentował Karol.
- Masz rację przyjacielu – odpowiedziałem biorąc łyk z kufla.
- Jakaś specjalna okazja? – zapytał.
- W sumie chcę z wami porozmawiać. W takiej grupie.
- Czuję się wyróżniona – odpowiedziała Ruda.
                Po chwili dołączył do nas Dymitr. Usiadł obok Rudej i nalał sobie od razu piwa.
- Co za dzień… - westchnął, pijąc i stawiając z impetem naczynie na stół.
- Bobru… sorry, ale muszę zapytać. Skąd wiedziałeś? – zapytał.
- Skąd wiedziałem co? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, chociaż dobrze wiedziałem o co mu chodzi.
- Jan. Rozpoznaliśmy go z Dymitrem. Nie byliśmy pewni, ale kiedy go zastrzeliłeś to wiedzieliśmy, że zrobiłeś dobrze – wyraził uznanie Gigant.
- Dziara mi powiedział. On chyba wiedział, że ten skurczybyk się tu zaszył, ale chciał żeby poczuł się pewnie. Niestety Karzeł zapłacił za to życiem – odpowiedziałem, nieco kłamiąc. Dziara dokładnie wiedział, że Jan będzie chciał zabić Karła. Wykorzystał go do tego – Mnie bardzo ciekawi fakt skąd ty znałeś tego Jana? – pytanie skierowałem do Dymitra.
- Nie opowiedziałem ci nigdy? W sumie pewnie nie, nie zdążyliśmy się jeszcze poznać. Opowiem wam, jeśli nie macie nic przeciwko – zaproponował.
                Nikt nie miał nic przeciwko.
- A więc tak, jak Erni spotkał mnie na drodze do Torunia, tuż przed twoim przyjazdem to uciekałem wtedy właśnie od Gangu. Od początku apokalipsy kręciłem się tu i tam i jeździłem na swoim motorze. Wciągnąłem się w narkotyki i w sumie zażywałem je nawet gdy to gówno się już zaczęło. Z niedużą paczką ocalałych trafiliśmy raz na oddział Gangu –zrobił przerwę na wzięcie łyka piwa -  Był tam Jan. Rozpieprzył nas konkretnie i zabrał mi motor. Udało mi się uratować tylko towar, ale przyjaciół już nie. Byłem na siebie za to zły i wtedy będąc na drodze prawie przejechał mnie Erni. Całe szczęście zatrzymał się i pozwolił mi wejść. Resztę już znacie – zakończył opowieść odgarniając włosy z czoła i zaczesując je do tyłu ręką.
                Wtedy do baru wszedł Erni, Łowca oraz Rekin. O ile dwóch pierwszych znałem bardzo dobrze, to tego ostatniego jeszcze nie zdążyłem poznać. Był mężczyzną na oko w wieku Łowcy, albo podobnym. Na czarnej brodzie widać było nawet już pierwsze oznaki siwizny.  Brązowe włosy Łowcy wciąż połyskiwały, więc prezentował się żywiej. Wstałem i przywitałem się z nim. Uścisk miał mocny, a spojrzenie szczere i łagodne. Gdy wszyscy zajęli miejsca, jedno wciąż było puste. Zauważył to Erni, który wskazując je zapytał.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś?
- Tak – odpowiedziałem krótko. Zaprosiłem jeszcze jedną osobę, która mogła być zainteresowana moją ofertą. Oczywiście nie liczyłem biednego Pablorda, który wciąż leżał w szpitalu.
                Rozmowa trwała i było dosyć przyjemnie. Wszyscy rozluźnili się i opowiadali innym różne historie. Ludzie kochali historie, szczególnie te z lepszych czasów, kiedy niektóre osoby jeszcze żyły.
- Pamiętam jak wbiegłem do tego młyna i zobaczyłem ciebie, Miczi i tamtych chłopaczków. Myślałem, że trafiłem z deszczu pod rynnę – mówił Gigant wspominając nasze pierwsze spotkanie.
- Ja się zastanawiałem, czy nie śnię, w końcu nie na co dzień i to jeszcze podczas apokalipsy widzi się mężczyznę z mieczem na plecach i drugiego w płaszczu z kapturem jak u jakiegoś rzezimieszka – odpowiedziałem uśmiechając się szeroko.
- A pamiętasz jak odbijaliśmy brata Erniego na moście? Byliśmy w przesranej sytuacji – skomentował.
- Sytuacja była naprawdę przejebana – skwitował Erni.
                Siedzieliśmy tu już około godziny, więc niecierpliwiłem się, bo miałem do przekazania ważne informacje, a ostatniego gościa wciąż nie było. Wtedy pojawił się, a wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. Był to Mpd. Od kiedy stracił posadę Czerwonej Flary to zachowywał się inaczej. Stracił całkowicie dawną wolę życia. Teraz podszedł i przywitał się z wszystkimi po czym usiadł na wolnym miejscu.
- To jest Mateusz, mój przyjaciel i do niedawna Czerwona Flara. Teraz możemy przejść do meritum sprawy – zapowiedziałem i przedstawiłem go osobom, które jeszcze go nie znały.
- Czyli jednak nie sprowadziłeś nas tu w celach towarzyskich? – zapytała Ruda.
- Nie do końca – powiedziałem.
                Rozejrzałem się po wnętrzu. Teraz oprócz naszej grupki było tu tylko pięć osób, które kompletnie nie zawracały sobie nami głowy. Wziąłem potężnego łyka, odetchnąłem głęboko i zacząłem mówić.
- Nie wiem czy wiecie, ale planuje niedługo opuścić to miejsce – zacząłem i od razu zauważyłem, że na niektórych twarzach pojawiło się zaskoczenie, a na innych smutek – To miejsce wiele mnie nauczyło, ale za ogromną cenę. Teraz sam już nie wiem czy bezpieczniej jest siedzieć tutaj w Ostoi z ludźmi, którzy zabierają mi garściami osoby, które kocham, czy krążyć wraz z trupami po drogach szukając nowego miejsca. Lepszego miejsca – zrobiłem efektowną pauzę, żeby wszyscy przeanalizowali moje słowa – Dlatego zaprosiłem was tutaj dziś. Ludzi, których lubię i z którymi jestem gotów wyruszyć dalej. Co prawda nie wszystkich jeszcze znam dobrze – tutaj spojrzałem na Rekina i Rudą – ale jestem gotów zaufać. Chciałbym was zapytać, kto byłby w stanie już niedługo opuścić to miejsce razem ze mną.
                Tego momentu obawiałem się najbardziej. Nie miałem pojęcia jak zareaguje reszta. Mogłem być praktycznie pewny tylko reakcji Giganta, który, jak miałem nadzieję, pójdzie za mną wszędzie, ale reszta pozostawała pod sporym znakiem zapytania. Nie każdy mógł chcieć uciec z miejsca otoczonego murami i pełnego ludzi. Ale to właśnie ci ludzie sprawili, że sporo straciłem. To oni doprowadzili mnie do takiego stanu.
- Ja za tobą pójdę Bobru – odpowiedział Gigant jako pierwszy – Jesteśmy w tym gównie od dawna i nie wyobrażam sobie dalszego mieszkania tutaj ze świadomością, że walczysz gdzieś w drodze z bandą trupów.
- Ja też chcę iść z tobą – odpowiedziała Ruda. Zaskoczyła mnie tym.
- Twój ojciec na to pozwoli? – zapytałem ostrożnie.
- Jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać. Zresztą jak usłyszy, ze pojechałam z tobą to na pewno będzie wiedział, że jestem w dobrych rękach – stwierdziła uśmiechając się. Miała piękny uśmiech.
- Ja też się z tobą zabiorę młody. Dobrze wspominam podróż do Torunia. Jeżeli ruszymy Potworem to będę wniebowzięty – powiedział Łowca, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Miło wspominałem podróż Potworem, czyli ogromnym tirem towarowym Łowcy. Jakie szczęście mnie spotkało, że akurat on wtedy był na dachu w Supraślu i mi pomógł.
- Ja też chcę jechać – wysapał nieco podpity już Dymitr – Przygoda… przygoda…
- Co prawda nie znamy się jeszcze dobrze, ale skoro zostałem uratowany przez was, to mogę z wami ruszyć dalej. Musze spłacić ten dług – powiedział Rekin.
                Póki co wszystko szło idealnie. Jedna z kelnerek podeszła do nas, żeby zabrać jedną z opuszczonych beczek. Wydawało mi się przez chwilę, że spojrzała na Erniego, ale nie byłem tego pewien.
- Kurde parda, Bobru… W sumie sam nie wiem, czy ja się przydam? Nie mam ręki i ogólnie jest jakoś beznadziejnie, co z Pablordem? Zostawimy go tu tak? Bo jak tak to chyba nie jadę, ale jakbyśmy go wzięli jakoś ze sobą to… - rozpędził się jak zwykle Mpd.
- Spokojnie Mateusz. Poczekamy aż się wybudzi, nawet jak to potrwa jeszcze długi czas.
Mpd uśmiechnął się słysząc tą informację.
- Ja nie jadę – wyrzucił z siebie Erni.
                Chociaż rozmawialiśmy już na ten temat w szpitalu, podczas wymiany z Dalionem, to zabolało mnie to. Nie licząc Giganta, nie będę miał przy sobie już nikogo, kto był ze mną w Królowym Moście, a nawet wcześniej.
- Dlaczego? – spytałem machinalnie, chociaż nie chciałem. Po prostu samo ze mnie to wyleciało.
- Jest mi tu dobrze. Ustatkowałem się. Kiedy tylko wyruszam Zbłąkanym za mury Ostoi czuję się wiecznie niepewnie i marze tylko o powrocie za mury. Wybacz… - powiedział, chociaż w jego głosie nie słychać było, żeby żałował.
- Nie będę naciskał. Rozumiem – skłamałem.
                Sytuacja się nieco zagęściła, ale uśmiechnąłem się szeroko, żeby pokazać, że nie mam nikomu za złe.
- Skoro większość z was się zgadza, muszę was poprosić o jedną bardzo ważną rzecz. Nie narażajcie się. Starajcie się trzymać z dala od kłopotów, a jak wszystko się ułoży to wyruszymy. Oprócz Pablorda czekamy jeszcze na trójkę ludzi, która pojechała na Drugi Posterunek. Powinni wrócić na dniach, a nie mogę ich zostawić w taki sposób. A teraz wróćmy do picia! – ostatnie słowa wręcz wykrzyczałem.
Bolał mnie fakt, że Erni postanowił zostać. To on był pierwszą osobą, o której pomyślałem gdy wybuchła apokalipsa. Mieliśmy trzymać się razem do końca. Co mogło go przekonać do pozostania tutaj? Wątpiłem, żeby chciał tu zostać tylko ze względu na Dziarę.
                Impreza trwała. Po kolejnych dwóch godzinach Rekin i Dymitr poszli, bo Dymitr już nie dawał rady, a Rekin obiecał go odprowadzić do domu i położyć. Wtedy do baru wbiegł Maciek, jeden z Czerwonych Flar. Podbiegł do mnie. Nie do końca wiedziałem czego może ode mnie chcieć, poza tym byłem już po paru piwach, ale gdy poprosił mnie na bok to chwiejnie wstałem i poszedłem za nim.
- Dziara cię wzywa – powiedział.
- Dalej jest w szpitalu? – spytałem.
- Tak.
- Zaraz tam pójdę – obiecałem.
                Wróciłem na chwilę do stołu i powiedziałem reszcie, że znikam na chwilkę, żeby odwiedzić Dziarę po czym powoli ruszyłem. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod drzwiami szpitala. Zamyśliłem się kompletnie i instynktownie dotarłem na miejsce. Przeszedłem przez próg i po schodach trafiłem na piętro, na którym leżał Dziara i Pablord. Przechodząc obok sali Pablorda zerknąłem i uśmiechnąłem się widząc mojego towarzysza. Dalej spał, ale miałem nadzieję, że jego stan w końcu się ustabilizuje i się wybudzi.
                Gdy dotarłem do miejsca gdzie leżał Dziara odetchnąłem głęboko i wszedłem. Dziara siedział wsparty poduszkami i czytał. Oderwał wzrok natychmiast po tym jak mnie zauważył i przywitał mnie.
- Bobru! Słyszałem, że ci się udało! – powiedział radośnie.
- To prawda. Nie jest to coś, czym się specjalnie szczycę, ale tak. Udało mi się.
- Dzisiaj jest dzień, kiedy zaczyna się nowy epizod w naszym życiu. Ty i ja. Władcy Ostoi, najlepszego miejsca na Ziemi!
- Przykro mi Krzysiu – zwróciłem się do niego po raz pierwszy po imieniu – Ale mam inne plany.
                Uśmiech zniknął z jego twarzy, ale nie pojawił się na jego miejscu gniew.
- Jak to?
- Wybacz. Tym razem ja mam plan i musisz się zgodzić na jego warunki. Proszę cię jak przyjaciel przyjaciela – powiedziałem poważnie.
- Bobru co ty gadasz? Teraz wszystko będzie dobrze. Ostoja stanie się dobrym miejscem.
- Wierzę w to Dziara. Ale musze odejść. To miejsce nauczyło mnie wielu rzeczy, ale najważniejszą jest ta, że ludzie są znacznie gorsi od zombie – wytłumaczyłem.
- Łamiesz mi serce kolego – powiedział rozżalonym głosem.
- Dziara, po prostu proszę cię o pozwolenie o odejście. Ja plus osoby, które będą miały ochotę. Nie martw się nie zabiorę wszystkich, ale proszę cię o zwolnienie z służby Pablorda i pozwolenie na odejście Mateusza. Weźmiemy tir Łowcy i znikniemy. Możliwe, że jeszcze kiedyś tu wrócimy, ale to nie jest nic pewnego. To miejsce zabrało mi mnóstwo osób, które kochałem. Nie pozwolę zginąć nikomu więcej.
                Przez chwilę w pomieszczeniu panowała taka cisza, że słyszeliśmy pracujące maszyny parę pomieszczeń dalej. W końcu Dziara westchnął i zapytał.
- Kiedy chcesz odejść?
- Jak tylko moi ludzie wrócą z Drugiego Posterunku i Pablord się obudzi – powiedziałem.
- Nie wiem czy poradzę sobie z dowodzeniem bez ciebie. Jesteś świetnym ocalałym. Powinieneś kierować ludzkością, tyle ci powiem – wyznał Dziara. Poczułem dumę, ale wiedziałem, że nie mogę tu zostać.
- Nie nadaje się do tego. Jestem… nie jestem dobrym człowiekiem – wytłumaczyłem.
- Jesteś dobrym człowiekiem Bobru. Zawsze nim będziesz. Ludzie to w tobie widzą i dlatego za tobą podążają.
- Mam nadzieję, że Ostoja się utrzyma długo Dziara, bo możliwe, że pewnego dnia tu wrócę. Póki co mogę ci powiedzieć, że Erni zostanie. Tak zadecydował.
- Cieszy mnie to. Współpraca z wami to była czysta przyjemność – powiedział.
                Milczałem. Nie wiedziałem jak odpowiedzieć.
- Czy to wszystko? – spytałem w końcu.
- Tak – odpowiedział.
- Bywaj – rzuciłem krótko.
Nie odpowiedział. Wyszedłem z budynku i spojrzałem w niebo. Było już ciemno. Gdzieś na niebie coś mignęło. Dobry człowiek… pomyślałem, nie zasługuje na to miano. Ruszyłem przed siebie, a w głowie rysował mi się plan. Plan na dalszą podróż.

Koniec tomu 3

7 komentarzy:

  1. Zakończenie tym razem postawiłeś na zapowiedzenie tego co będzie się działo w 4 tomie troszkę inaczej niż w poprzednich (akcja). Ciekawe czy Bobru będzie z tą Rudą ;) Powodzenia w pisaniu i czekamy z niecierpliwością na początek tomu. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwinę parę motywów miłosnych, ale czy to będzie RudaxBobru? Zobaczycie :D
      Tak tym razem postawiłem na mocne dialogi + zapowiedź akcji. Próbowałem wymyślić coś innego, ale w sumie nie przychodziło mi do głowy nic, co byłoby w stanie przebić akcję z rozdziałów 21-22. Ale myślę, że rozwiązanie dobre ;)
      Dziękuje za miłe słowa :)

      Usuń
  2. Wpadłem dzisiaj na twojego bloga i jej,nie wiedziałem że tak świetnie piszesz :D Ja od paru lat tylko w fantasy się bawię,ale uważam ze masz świetny styl pisania i niesamowicie mnie zaciekawiłeś :D Spoko rozwiązanie i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) Takie komentarze tylko dają pozytywnego "kopa" zachęcającego do dalszego pisania :)

      Usuń
  3. Fiu fiu. Muszę pogratulować Bombu. Piszesz coraz lepiej, a śledzę Cię od początku.
    I w końcu nie robisz tych błędów, które Ci kiedyś wytykałem :D
    BobruXRuda? Ciekawe... kto wie, co się wydarzy na trasie.
    Dobra, koniec mojego przynudzania. Oby wena Cię nie opuściła kolego.
    Pozdrawiam Datenshi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie muszę się pochwalić, że dawno nie byłem tak do przodu z planowaniem. Od zakończenia tego rozdziału i właściwie tomu moją głowę zalała prawdziwa fala nowych pomysłów. Dlatego od razu uprzedzam, że wątki miłosne będą rozwinięte, ale dalej nie puszczę pary z ust na temat czy to będzie BobruXRuda :)
      Dzięki za miły komentarz i zapraszam ponownie ;)

      Usuń
  4. Znowu napiszę komentarz. Taki podsumuwujący. Ten tom, tom rzeci był dobrze, a nawet bardzo dobrze napisany. Wszelkie wątki, które tak naprawdę dotyczyły różnych rzeczy, ale wszystko i tak doprowadziło do Dziary i Ostoi. To on i Toruń byli głównym powodem wszystkich wydarzeń.

    Intryga Dziary musiała być czymś, nad czym pewnie dość długo pracowałeś. Dopracowane, bez błędów bądź dziur fabluranych. A przynajmniej takowych nie znalazłem. ^^ Ale prawdą jest też to, że same intencje Dziary nie są znane do samego końca. Owszem, tak naprawdę osiągnął co chciał, Karzeł zginął, Jan też. Ostoja jest teraz jego. Całą prawdę zna tylko grupa Magdy. Nawet Bobru nie jest świadom wszystkiego. Może kiedyś się dowie?

    Pozostaje mi mieć nadzieję, że zauważysz komentarz, albo przypomnę Ci o nim, kiedy dotrę do aktualnego. :3 W końcu zauważyłem, że cenisz wszystkie komentarze, to kolejny komentujący się przyda, co nie?

    Pozdrawiam, Kylar!

    OdpowiedzUsuń