Rozdział 5, drugi z perspektywy Erniego. W tym rozdziale już od pierwszego zdania, akcja dzieje się poza murami Ostoi. Staram się wprowadzić przyjemny klimat postapokaliptycznego świata, który ciągle jest za bezpiecznymi granicami Torunia. Przekonają się o tym dobrze nasi bohaterowie, już w tym rozdziale :) Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)
--------------------------------------------------
Rozdział 5 (Erni): Podróż w nieznane
Wyjeżdżając
za linię barykady poczułem charakterystyczne uczucie przypływu adrenaliny.
Jechałem w tą trasę już trzeci raz, ale tym razem nie byłem sam. Z tyłu na
siedzeniach pasażerów rozmawiali Łowca oraz Cinek. Jednooki i jednoręki. Co
prawda znałem Łowcę, bo uratował mi życie w Supraślu, ale nie miałem go okazji
poznać na tyle dobrze, na ile poznał go Cinek. W końcu to właśnie ta dwójka,
wraz z Bobrem i paroma innymi osobami dotarła do Torunia jako jedna grupa.
Wiedziałem jednak, że starszy ode mnie mężczyzna to dobry wybór.
Prezentował
się niezwykle groźnie. Kasztanowe włosy, ostrzyżone krótko oraz broda, otaczająca
jego usta i pokrywająca dolną część twarzy, przypominała skórę gryzonia, który
był na tyle pechowy, żeby wpaść na Łowcę. Oczywiście obraz dopełniała opaska
zakrywająca oko oraz ogromny karabin snajperski spoczywający siedzenie dalej.
Była to ogromna, śmiercionośna broń, z której umiał posługiwać się naprawdę
dobrze. Cinek nie odstawał daleko od Łowcy jeżeli chodziło o groźny wygląd.
Przy spodniach miał przewiązany bandaż z nożem, prowizoryczna pochwa, która
sprawiała, że nóż był zawsze gotowy do wyciągnięcia. Co prawda Cinek stracił
rękę, ale wykorzystał jej brak do doczepienia do kikuta pewnego rodzaju
pokrowca, który służył mu jako całkiem stabilny stojak na broń. Motyw
przypominał mi pewien serial o zombie, który oglądałem jeszcze za czasów, kiedy
to wszystko istniało tylko w telewizji.
Jechaliśmy
dobre trzy godziny, a słońce wspinało się coraz wyżej na niebie. Minęliśmy
Sierpc, gdzie znajdował się Czwarty Posterunek i sprawdziliśmy przystanek,
który był pusty. Postanowiłem zostawiać jeszcze więcej ulotek o tym, że kursuje
na tej trasie, żeby więcej ludzi dowiadywało się o Toruniu i zbierało się tam.
Stworzyliśmy niesamowitą ostoję, dla wszystkich strudzonych ocalałych i póki co
mogłem spokojnie powiedzieć, że cywilizacja w tym miejscu została odbudowana.
Co prawda nikt wciąż nie miał pojęcia jak zwalczyć wirus i szczerze wątpiłem,
żeby ktokolwiek w Polsce posiadał taką wiedzę.
Zatrzymaliśmy
się na poboczu kawałek dalej, żeby zjeść coś i napić się ciepłej herbaty z
termosu, którą zapakowałem na właśnie taką okazję. Otworzyłem bagażnik
ostrożnie, teraz wolałem być pewien tego, że nie powtórzy się akcja taka jak z
Henrykiem. Tym razem było pusto i bezpiecznie. Usiedliśmy na stołeczkach, które
również trzymałem na takie okazje i zaczęliśmy jeść kanapki. W Toruniu mieliśmy
spore zapasy zboża, które świetnie nadawało się do robienia chleba. Warzyw i
mięsa również nie brakowało, więc z zadowoleniem wziąłem kolejnego kęsa.
Dzisiejszy
dzień można było zaliczyć do cieplejszych, według moich rachunków zbliżał się
marzec. Nie wiedziałem dokładnie, za ile dni jest, ale podejrzewałem, że coś
około tygodnia. Niestety poza zegarkiem, który nosiłem i starałem się go
nakręcać systematycznie, nie prowadziłem kalendarza.
- Stary mogę ci zadać
pytanie? – zapytał Cinek Łowcę.
- Jasne, wal śmiało.
- Jak straciłeś oko? –
wyrzucił z siebie.
- Hoho, nie
opowiadałem wam tego? – zapytał i widząc nasze przeczące kiwanie głowami – Naprawdę? Och to nie jest wielka tajemnica.
Jak jeszcze nie znałem was i podróżowałem z moimi znajomymi to dotarliśmy w
okolicę Białegostoku. Przeszukiwaliśmy tamtejsze budynki, sklepy i takie tam – zaczął
i zrobił przerwę, żeby popić parującą ciecz z kubka – Z trzy tygodnie przed spotkaniem was trafiliśmy na tych skurwysynów z
Supraśla. Tych samych co zaczepiali was i wybili moich ludzi. Wtedy chcieliśmy
im zaufać i po prostu spróbować nawiązać jakiś kontakt. To chyba było
najgłupsze co mogłem zrobić. Podszedłem do nich i zostałem natychmiastowo
zaatakowany – kontynuował. Na chwilę zatrzymał się jakby się zamyślił po
czym ciągnął opowieść dalej – Szybki cios
łomem w twarz. Na moje nieszczęście trafili mnie w oko. Z drugiej strony miałem
zajebistego farta, bo moi kompani zabili tych z Supraśla i był wśród nich
doświadczony lekarz, który szybko mnie poskładał i uratował mi życie. Od tamtej
pory nie ufam byle komu.
Milczeliśmy
chwilę po tej opowieści i skupiliśmy się na jedzeniu. Gdy chciałem jakoś
skomentować sytuację usłyszałem trzask i szelest za moimi plecami. W pobliskich
krzakach coś siedziało i już po chwili byliśmy w to wycelowani. Całe szczęście
był to tylko zombie, a nie człowiek. Opuściłem broń i podszedłem do przodu
wyciągając nóż. Zombie przyspieszył wyciągając ręce w moim kierunku. Machnąłem
szybko i sprawnie zatopiłem nóż w jego oczodole przybijając go do ziemi.
Wytarłem nóż o trawę i schowałem z powrotem za pas.
- Nie zazdroszczę,
życie z jednym okiem musi być chujowe – skomentowałem.
- Trochę jest, ale da
się przyzwyczaić. Ważne, że nie jestem całkowicie ślepy – powiedział
uśmiechając się.
Posiedzieliśmy
jeszcze parę minut i powoli się pakując, ruszyliśmy dalej. Czekał na nas
jeszcze Drobin, a następnie Płońsk. Nie miałem pojęcia jacy ludzie tam na nas
czekają, ale najwyraźniej byli to przyjaciele Dziary, więc trzeba było mu ufać.
Miałem taką nadzieję. Pogoda nieco się zepsuła, a co gorsza wraz z tym jak
zbliżaliśmy się do Drobina przybywało zombie. Pola naokoło nas były wręcz nimi
przepełnione.
- Co tu się dzieje? – zastanowił
się Cinek?
- Nie wiem, ale musimy
uważać, dajcie mi się skupić – poprosiłem.
Pierwsze
zabudowania Drobina przywitały nas nieprzyjemnym widokiem trupów, chodzących po
ulicach. Już miałem skręcać i zawracać, kiedy usłyszeliśmy strzały. Nie były
skierowane w stronę Zbłąkanego Ocalałego, ale zdecydowanie dźwięk dochodził z
niedalekiej odległości.
- Spróbujmy tam
wjechać! – krzyknąłem.
- Oszalałeś? Nie słyszałeś strzałów? – zapytał Łowca.
- Właśnie tak wygląda
ta praca. Każdy człowiek musi dostać szansę – powiedziałem powtarzając
słowa, które słyszałem nieraz od Dziary. Łowca nie komentował już. Słyszałem
tylko uderzenie kolby jego karabinu o podłogę autobusu i głuchy dźwięk
odbezpieczenia broni.
Autobus
trafił na pierwszego zombie, którego nie byłem w stanie ominąć. Ciało odbiło
się od fortyfikowanego przodu pojazdu. Następnie poczułem turbulencje, jak
przejechaliśmy po nim. Zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie. Zombie było
jednak coraz więcej, a widząc autobus zaczęły iść w naszym kierunku. Całe
szczęście znałem miasto dosyć dobrze, więc skręciłem w jedną z bocznych uliczek
i ze zgrzytem zjechałem z trasy kierując się w stronę przystanku. Jeżeli ktoś
tam był, a na to wskazywały dźwięki, musieliśmy spróbować mu pomóc.
Gdy
tylko wyjechałem na ulicę przy przystanku zauważyłem człowieka stojącego na
przystanku. Otaczały go z każdej strony zombie, a on sam widocznie radził sobie
coraz gorzej. Strzelał krótkimi seriami, zabijając kolejne trupy. Z daleka
oceniłem, że miał na oko jakieś czterdzieści lat. Był dosyć rosły i szeroki w
barach. Jego twarz pokrywała broda złożona z siwo-czarnych włosów. Byliśmy
coraz bliżej niego i zdecydowanie zauważył nas, ale nie przerywał ostrzału.
Nagle wyrzucił jednak ze złością swoją broń i zaczął machać kijem baseballowym,
który miał jeszcze przed chwilą przytroczony do pasa.
Pociągnąłem
odpowiednią wajchę i przednie drzwi do autobusu się otworzyły. Przed nami, na
ulicy było paręnaście zombie. Otaczały nieznajomego z każdą chwilą coraz
bardziej. Byliśmy tu jednak na czas. Cinek wychylił się i wyładował parę
pocisków próbując utorować drogę mężczyźnie. Ten próbował się do nas dostać i
był na dobrej drodze do sukcesu. Wyciągnąłem pistolet i zacząłem też strzelać w
stronę wejścia. Zombie w tym czasie coraz mocniej nacierały na okna i ściany
Zbłąkanego Ocalałego. Miałem nadzieję, że się nie przebiją.
Nieznajomy
z każdym krokiem coraz bliżej celu machał kijem jak szalony, aż w końcu udało
mu się wejść do środka. Przełożyłem natychmiast wajchę zamykającą drzwi i
ruszyłem szybko do przodu taranując kolejne trzy trupy. W pół minuty udało mi
się wymanewrować pojazd na tyle, że wyjechaliśmy spokojnie na spokojniejsze
rejony, aż w końcu opuściliśmy miasto. Zerknąłem kątem oka na ocalałego, który
leżał na podłodze i ciężko łapał oddech. Na razie nikt nie skomentował
sytuacji, aż mężczyzna odezwał się. Jego głos był ciepły i dźwięczny, dało się
w nim wyczuć delikatny brytyjski akcent.
- Dziękuje… - wyszeptał
wciąż z trudem łapiąc powietrze i trzymając się za serce.
- Jeszcze nie dziękuj.
Zaraz się zatrzymam to pogadamy – powiedziałem groźnie.
Jak
powiedziałem tak zrobiłem i gdy budynki ustąpiły miejsca polom oraz lasom
zatrzymałem autobus na poboczu i odwróciłem się w stronę nieznajomego. Cinek i
Łowca łypali na niego spode łbów i mieli ręce na broniach. Teraz mogłem mu się
przyjrzeć dokładniej. Miał na głowie czapkę, podobną do tych noszonych przez
młodych ludzi, luźną i tworzącą na głowie swoiste gniazdo z materiału. Oprócz
tego nosił podarte spodnie moro oraz grubszą, czarną kurtkę.
- Czy masz przy sobie
jeszcze jakąś broń? – zapytałem.
- Tak. Jak rozumiem
mam ją gdzieś odłożyć? – zapytał.
- Dobrze rozumiesz – odpowiedziałem
krótko.
Mężczyzna
rozpiął kurtkę i wyjął z wewnętrznej kieszeni rewolwer. Położył go obok mnie.
Następnie podał mi swój kij.
- Wiesz co to za
autobus? – zapytałem.
- Najwyraźniej mój
szczęśliwy – odgryzł się przywołując na twarz szeroki uśmiech.
- Jesteśmy z Torunia.
Z Toruńskiej Ostoi Ocalałych, a to jest Zbłąkany Ocalały. Jeździmy po Polsce i
zbieramy ludzi. Potrzebujesz podwózki?
- Na pewno by mi się
przydała. Ostatnio podróżuje sam i powoli nie daję sobie z tym rady – wyznał
mężczyzna.
- Jeszcze jedno – mam
nadzieję, że nie jesteś ugryziony? – zapytałem.
- Nie jestem. Miejmy
nadzieję, że jak najdłużej uda mi się przeżyć w takim stanie – odpowiedział.
- Dobrze. Powiedzmy,
że ci wierzę. Jestem Erni, ten bez ręki to Cinek, a ten bez oka to Łowca – przedstawiłem
swoją załogę - A ty jak masz na imię?
- Nazywają mnie Rekin.
Imiona nie mają już żadnej wagi, więc prosiłbym, żebyście mnie o takowe mnie
nie pytali. Dzięki raz jeszcze za pomoc – powiedział Rekin.
- Teraz nie zmierzamy
ogólnie do Torunia – zapowiedziałem odpalając silnik.
Rekin
wydawał się nie przejmować to, bo zrzucił plecak, który nosił i zachował się
jakby mnie zignorował, ale po chwili odwrócił się i odpowiedział.
- Pasuje mi to.
W taki
sposób załoga powiększyła się o jedną osobę i w takim składzie opuściliśmy
Drobin i ruszyliśmy w stronę Płońska. Starałem się przeprowadzić jakąś
integrację, więc skupiając się na drodze zadawałem co jakiś czas jakieś
pytanie.
- Więc jaka jest twoja
historia?
- Chyba taka jak
każdego, kogo spotykasz. Miałem ludzi, ale wszystko zabrali mi ludzie i zombie.
Teraz jestem sam i właściwie nie miałem określonego celu. Sypiałem barykadując
się w opuszczonych budynkach, jadłem, szedłem spać, wstawałem, szukałem zapasów
i tak w kółko. Czemu by nie dołączyć do was? – opowiedział Rekin.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a ja z
zaciekawieniem patrzyłem na list, który dał mi Dziara. Niestety nie mogłem
tutaj pogadać z kimś o planach Dziary, bo jednak byłem osobą honorową i nie
zdradzałem czyichś planów, ale było to trochę ciężkie. W końcu nie mogłem na
pokład wziąć ani Bobra, ani Pablorda, którzy wyruszyli na północ odwiedzić
Trzeci Posterunek. Kusiło mnie, żeby otworzyć kopertę i sprawdzić, co Dziara
planuje, ale bałem się konsekwencji, albo tego czego mogłem się dowiedzieć.
Łowca
zadał kolejne pytanie.
- Wydajesz się być
dobrym człowiekiem. Zabiłeś kiedyś kogoś?
Mężczyzna widocznie się zmieszał. Nie odpowiadał przez tak
długi czas, że aż odwróciłem się, żeby upewnić się czy żyje. Ale on prostu
patrzył odlegle w dal, gdzieś daleko w pola i nic nie mówił. W końcu
odchrząknął i odezwał się.
- Niestety tak. Chyba
każdy z tych, którzy przetrwali, musiał.
- Właściwie to znam
osoby, które nie zabiły nikogo, ale tak, masz rację – powiedział Łowca.
Starałem
się prowadzić w pełnym skupieniu, ale obawiałem się. Musiałem się zapytać moich
towarzyszy o zdanie.
- Wiecie co
zastanawiam się czy nie powinniśmy zatrzymać się i z rana dotrzeć do Płońska – powiedziałem.
- Ja tam myślę, że
dobrze by było już tam dojechać, szczególnie, że jesteśmy niedaleko, ale jak
chcesz – stwierdził Cinek.
- A po mojemu możemy
przespać się na drodze. Nie wiemy czy ci ludzie tam są, cholera wie co nas tam
może czekać, w dzień będziemy mieli lepszy wgląd na tą sprawę – dodał
Łowca.
- Podejrzewam, że nie
mam prawa głosu – zaczął Rekin.
- Masz. Zdecydowanie
chcę usłyszeć zdanie każdego z was – odpowiedziałem.
- No to myślę, że
powinniśmy poczekać. Wieczór to paskudna pora, coraz ciemniej, trudniej
dostrzec trupy, jeżeli zapalimy światła to będziemy widoczni z bardzo daleka,
ogólnie mało ciekawa opcja – wydedukował.
- Niech i tak będzie.
Znam w okolicy dobre miejsce na przespanie się – powiedziałem po czym
skręciłem w lewo wjeżdżając na pola. Autobus może nie był najszybszym środkiem
transportu, ale jeździło mi się nim wyśmienicie. Radził sobie równie dobrze na drogach
jak i na polach. Spojrzałem na moich towarzyszy, którzy dosyć niepewnie
rozglądali się szukając wzrokiem miejsca do, którego ich miałem zabrać.
W końcu
wjechaliśmy polami i zobaczyliśmy przy lesie chatkę. Była nieduża i drewniana,
ale miałem z nią dobre wspomnienia. Gdy jeszcze podróżowałem sam autobusem, w
stronę Torunia, zanim dołączyłem do tej społeczności, przenocowałem raz tutaj.
Było mi ciężko, byłem zagubiony, nie wiedziałem co robić po odseparowaniu się
od grupy, ale tutaj udało mi się przetrwać. To miejsce było niesamowite.
Podjechałem
i zaparkowałem przy linii lasu po czym otworzyłem drzwi autobusu, żeby wypuścić
wszystkich. Zegarek pokazywał godzinę osiemnastą. Zamknąłem drzwi i otworzyłem
bagażnik podając Rekinowi, Łowcy oraz Cinkowi trochę zapasów, koców oraz lampę.
Następnie zamknąłem bagażnik i rozejrzałem się. Pola wydawały się czyste. Nie
widać było ani zombie, ani świateł. Coś jednak stukało. Dźwięk dochodził ze
środka domu. Moi towarzysze patrzyli nieco przerażeni, ale ja wiedziałem, że
jest tam zombie. Były właściciel tego domu. Nie potrafiłem go zabić, więc
używałem go jako mechanizmu obronnego. Chowałem go zawsze do środka domu, po
czym mogłem poznać, że nikt tu nie wchodził pod moją nieobecność, a gdy tu
przyjeżdżałem to po prostu wypuszczałem go i przywiązywałem do łańcucha na
zewnątrz.
Tak
zrobiłem i tym razem. Otworzyłem drzwi, które chodziły dosyć ciężko i potrzeba
było odrobinę siły, żeby je pokonać, po czym zaświeciłem lampą. Trup staruszka
wyciągnął w moją stronę ręce, a ja usłyszałem jak Cinek przeładowuje.
Odwróciłem się i zrobiłem gest ręką, każący mu zaczekać.
- Spokojnie, wiem co
robię – powiedziałem.
Wszedłem do środka i od szybko dotarłem do łańcucha. Zombie
starał się mnie złapać, ale odepchnąłem go po czym doskoczyłem do niego i
obwiązałem go łańcuchem. Następnie wyprowadziłem go i powiedziałem, że jest
czysto. Cała trójka weszła do środka, a ja na zewnątrz przymocowałem łańcuch do
słupa, który stał pomiędzy domem, a autobusem i odwiązałem trupa. Odsunąłem się
parę kroków w tył i obserwowałem. Zombie wstał i gdy jego ręce były parę
centymetrów od mojej twarzy łańcuch pociągnął go do tyłu i zombie plasnął na
tyłek. Wszystko było wyliczone.
Wróciłem
do domu i zamknąłem drzwi. Następnie zasłoniłem przegniłe, porośnięte pleśnią i
kurzem zasłony po czym usiadłem i odetchnąłem z ulgą. Nikt nie był w nastroju,
żeby rozmawiać, wszyscy rozsiedli się i odpoczywali.
- Kto stanie pierwszy
na warcie? – zapytał Łowca.
- Ja mogę – powiedziałem,
po czym spojrzałem na Rekina – Mam nadzieję,
że nie weźmiesz tego do siebie, ale nie pozwolę ci stanąć na warcie. Nie znamy
się jeszcze.
Rekin kiwnął głową na znak zrozumienia i wrócił do leżenia i
patrzenia na sufit. Zjedliśmy coś jeszcze i rozmawialiśmy o mniej ważnych
sprawach. Wszyscy zastanawiali się jak będzie wyglądała dalsza trasa i ile osób
zdołamy jeszcze zwerbować.
W końcu
obserwowałem jak kolejne osoby odwracały się na bok w plątaninie koców i
zasypiały. Zostałem sam. Ja oraz cisza i ciemność mnie otaczające. Co prawda ciągle słyszałem wiatr uderzający w
ściany domu, oraz raz na jakiś czas brzęk łańcucha, oznaczający, że zombie
przemieszcza się i nikt go nie zabił. Słup, do którego był przypięty, nie był
mocno widoczny. Dzięki temu wiedziałem, że jeżeli ktoś będzie chciał przejąć
autobus to najpierw usłyszę to poprzez śmierć zombie.
Miejsce
było bezpieczne. Po około trzech godzinach, kiedy naprawdę ledwo trzymałem się
na nogach zacząłem budzić Łowcę. Mężczyzna miał wyjątkowo niespokojny sen, bo
ledwo go szturchnąłem, a już zerwał się gotowy do akcji. Widząc, że Łowca
zajmuje moje miejsce położyłem się w stercie koców i natychmiastowo zasnąłem.
Gdy obudziłem się było dalej ciemno. Zegarek jednak pokazywał dziewiątą rano.
Po prostu niebo było zasnute chmurami. Całe szczęście nie padało, ale było
znacznie zimniej niż wczoraj. Zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy rzeczy.
Otworzyłem
autobus i wpuściłem tam Rekina, Łowcę i Cinka. Następnie odwróciłem się z
ponownym zamiarem uderzenia zombie i związania go, kiedy zauważyłem coś, co
sprawiło, że na chwilę serce zabiło mi szybciej. W ciele zombie tkwił nóż. Był
wbity w bark, ale byłem wręcz pewien tego, że wczoraj go tu nie było. Szybko w
oczy rzuciły mi się też ślady na ziemi. Zdecydowanie ktoś musiał tu być
dzisiejszej nocy i nas obserwować. Rozejrzałem się na około szukając wzrokiem
kogoś lub czegoś.
Nie
zauważyłem nic, ale musiałem być teraz ostrożny. Bardzo możliwe, że ktoś nas
śledził już od bram Torunia. Wywróciłem zombie, wyjąłem nóż i schowałem go za
pasek, a następnie związałem je łańcuchem po czym ponownie zaprowadziłem je do
domu. Po przypięciu łańcucha i uwolnieniu trupa zamknąłem drzwi z trzaskiem po
czym ruszyłem prędko do autobusu. Po zamknięciu drzwi poczułem się odrobine
bezpieczniej ale i tak miałem obawy. Co robić? Na pewno musiałem powiedzieć o
moich przypuszczeniach reszcie.
- Słuchajcie możemy
mieć problem… - zacząłem.
- No nie pierdol, że
cię ugryzł ten stary zombiak? –zapytał Cinek z przerażeniem.
- Nie. Spokojnie nie
jestem ugryziony. Zauważyłem jednak, że ktoś tu był w nocy. Cinek nie widziałeś
czegoś podejrzanego? Albo ty Łowco? – zapytałem.
- Ja nic nie widziałem
– zapewnił Łowca.
- Ja coś słyszałem – przypomniał
sobie nagle Cinek – Nad ranem, jak powoli
zaczęło się przejaśniać to usłyszałem dźwięk łańcucha, dosyć gwałtowny.
Wyjrzałem za okno, ale nic nie zauważyłem. Zgniły dziadek troszkę się ruszał,
ale nic poza tym.
- Możliwe, że to
właśnie wtedy ktoś nas obserwował. Ba, możliwe, że nawet teraz ktoś na nas
patrzy.
Łowca
zerknął ukradkiem za okno jakby miał nadzieję zobaczyć tam osobę, która nas
nęka.
Nagle do rozmowy włączył się Rekin.
- A co jeżeli nóż był
tam już wcześniej, a ślady są po prostu nasze?
- Szczerze? Wątpię.
Myślę, że pomimo braku dobrego oświetlenia i zmęczenia zauważyłbym nóż wbity w
bark tego trupa. Ślady też wyglądały o wiele świeżej niż nasze z poprzedniego
wieczora – Zastanowiłem się chwilę po czym doszedłem do wniosku – Powinniśmy jechać dalej. Czeka nas jeszcze
sporo do zrobienia.
Wyruszyliśmy.
Płońsk był coraz bliżej i bliżej. Po godzinie zobaczyliśmy już z daleka
panoramę tego miasteczka. Mieliśmy szukać budynku w środku miasta, gdzie
prawdopodobnie będą ludzie, o których mówił Dziara. Nie miałem pojęcia skąd
miał informację, że ktoś tu będzie, ale musiałem chociaż sprawdzić. Poza tym,
kto wie może na jednym z tutejszych przystanków też ktoś będzie czekał?
Wjechaliśmy do miasta i zobaczyliśmy pierwszą oznakę tego, że ktoś tu jest –
brak zombie. Uliczki miasta były praktycznie całkowicie wyczyszczone. Szwendały
się tu pojedyncze trupy, oraz kilka z nich leżało już zniszczonych
gdzieniegdzie.
Spojrzałem
szybko na mapę, którą miałem na lewo od kierownicy i z tego co zauważyłem,
byliśmy dwie ulicę od centrum Płońska. Skręciłem w lewo, żeby przejechać
ostatni fragment drogi. Zauważyłem spory budynek, więc ogłosiłem, że
prawdopodobnie dojechaliśmy do celu. Zacząłem zatrzymywać autobus. Wszyscy
wyszliśmy ostrożnie na ulicę, żeby się rozejrzeć. Ulica wydawała się być pusta.
Budynki po obu stronach nie wskazywały na to, że ktoś tu jest, aczkolwiek
czułem, że zaraz coś się stanie.
- Myślę, że powinniśmy
stąd spadać – powiedział Cinek.
Nagle zobaczyłem, że Łowca podnosi swój karabin i mierzy w
coś za moimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę. Była mniej więcej
w moim wieku, miała blond włosy luźno rozpuszczone i wydawała się zakradać w
naszą stronę. Wyciągnąłem pistolet i również w nią wymierzyłem. Była całkiem
ładna, ale było w niej coś podejrzanego. Na pewno miała gdzieś w pobliżu bazę,
ponieważ nie nosiła ze sobą żadnego plecaka. Była też ubrana jakby po prostu
wyszła na zwiad, więc czekaliśmy na jej reakcję.
Ona jednak nie zaatakowała. Podniosła ręce.
- Kim jesteś? – zapytałem
– To tobie miałem coś przekazać? Jesteśmy
grupą z Torunia i szukamy tutejszych.
Dziewczyna milczała, aż w końcu odezwała się. Miała zimny,
dźwięczny głos.
- Nie jestem tutejsza.
Opuściłem broń i to samo pokazałem reszcie. Nie wyglądała
jakby pod bluzą chowała jakąś broń, ale wciąż mogła mieć coś schowane więc
byłem gotowy do natychmiastowej obrony.
- Więc czekałaś na
nas? Szukałaś Zbłąkanego Ocalałego? – zapytałem.
- Tak – powiedziała
uśmiechając się i podchodząc.
- Podnieś ręce.
Przeszukam cię i będziesz mogła wejść na pokład – powiedziałem.
Zacząłem sprawdzać czy nie ma gdzieś schowanej broni
od nóg. Postukałem dłońmi po jej kieszeniach oraz przy kostce, ale nic nie
wyczułem. Następnie wszystko zaczęło się dziać szybko. Właściwie w jednej
chwili usłyszałem ostrzegając krzyk Rekina, poczułem coś twardego podczas
sprawdzania jej rękawa i poczułem cięcie. Piekielny ból w okolicach lewego
policzka. Upadłem i usłyszałem strzały. Nie
widziałem co się działo. Ból całkowicie mnie oślepił. Strzał i kolejny i
następny i jeszcze jeden. Czułem jak ktoś mnie ciągnie za ręce. Wróg? A może
przyjaciel? Nie wiedziałem. Nagle wszystko zgasło. Zemdlałem.
Oh, dzieje się, dzieje. Mam nadzieję, że w końcu otworzą tą kopertę i dowiemy się co w niej jest. Chłopcy znowu wpakowali się w niebezpieczeństwo. Oby Łowcy nic się nie stało. Jego lubię chyba najbardziej :D
OdpowiedzUsuńBłędów nie znalazłam, ale prawdę mówiąc, nie jestem w tym zbyt dobra. Pod koniec coś ci się tam rozjechało.
Życzę weny i pozdrawiam
Weronika aka RubyOve =^.^=
Mam podejrzenie, że to był plan Dziary ; / Emocje są, czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuń"Całe szczęście był to tylko zombie, a nie człowiek" To jest kwintesencja apokalipsy. Pamietam, że jak rozwijał się serial TWD to wszyscy mieli pretensje, że jest za mało zombie, że odcinki przegadane i ect. No ja wiem, też lubię jak ich atakują hordy, ale tak naprawdę to nie truposze są największym zmartwieniem w takim czasie tylko ludzie, a wydawać by się mogło, że jest odwrotnie. Smutne, ale prawdziwe :(
OdpowiedzUsuńNo akcja z odbiciem nieznajomego imponująca :D To już druga sytuacja z której zabierają ludzi z dachu przystanku, może warto pomyśleć o jakiejś drabince i wejściu od góry? Opuszczałoby się takie coś na dach przystanku i ocalały mógłby wejść do środka bez udziału zombie. Poza tym rozwaliło mnie to: Jestem Erni, ten bez ręki to Cinek, a ten bez oka to Łowca. Noooo jakiś wybrakowany ten zespół :P
Rekin, śmieszna postać :D Tak jakby chciał pokazać że o wszystkim decyduje, choć naprawdę decydują inni, ale jego jest zawsze na wierzchu. "Pasuje mi to" haha
"zadawałem co jakiś czas jakieś pytanie.
- Więc jaka jest twoja historia?" No wiesz? to się pyta jaki jest Twój ulubiony kolor, albo czy hihi masz sympatię hihi :D
"- Niestety tak. Chyba każdy z tych, którzy przetrwali, musiał.
- Właściwie to znam osoby, które nie zabiły nikogo" hahahahaa xD
"Wszystko było wyliczone" Erni matematyk :D
Sprawa z nożem jest mocno niejasna. Ok, ktoś ich obserwował, ale chyba nie jest taki głupi, żeby siebie samego zdradzać i zostawiać nóż w zombie? Teraz opcje są dwie: albo był to przypadek, albo ktoś się z nimi bawi w kotka i myszkę, a to nie to samo co śledzenie, bo z reguły ludzie nie zdradzają swojego położenia do ostatniej chwili. Hm, nie wiem jaki ktoś może mieć w tym interes aby ich tak straszyć. Apokalipsa to chyba kiepski czas aby się bawić w nękanie ;) Przekornie powiem, że ten nóż nic złego nie oznacza. Na pewno jest istnieje logiczne pozytywne wyjaśnienie całej tej historii. Przewiduję, że ktoś po ten nóż się zgłosi :D
Co do zakończenia, no dużo to nie wiadomo, a rozwiązań jest kosmicznie dużo. Swoją drogą uważam, że jedni powinni celować w dziewczynę, a drudzy rozglądać się za snajperami z budynków. Plan dziary? W sensie, żeby pozbyć sie silnych ludzi z ostoi? No niby głupimi ludźmi łatwiej się kieruje...
I idę komentować dalej. Może czytam z opóźnieniem, ale nie zrobię zbiorowego komentarza, żebyś miał więcej frajdy :P
Dokładnie kwintesencja apokalipsy zombie :D Co z tego, że setki miliony trupów przejęły świat, po co się zjednoczyć i walczyć wspólnie, lepiej wybijać się nawzajem :D
UsuńPomysł z drabinką na dach Ocalałego świetny xDD Że też nie pomyślałem o dodaniu czegoś takiego ^^ Załoga wybrakowana, ale jakże twarda!
Z nożem niby sprawia głupia, ale są dwa bardzo prawdopodobne rozwiązania - po 1, ktoś mógł zakradać się do autobusu, zombie go złapało, ten spanikował, dźgnął go nożem i usłyszał, że ktoś w domku (jeden z trzymających wartę) sprawdza co się dzieje, więc uciekł, a o nożu zapomniał. Druga opcja, również prawdopodobna, to taka, że ci, którzy śledzą ekipę z autobusu, chcą, żeby ich "ofiary" żyły w ciągłym lęku :)
Komentarze zawsze mile widziane, w dowolnej wielkości ^^