poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 5: Podróż w nieznane

Rozdział 5, drugi z perspektywy Erniego. W tym rozdziale już od pierwszego zdania, akcja dzieje się poza murami Ostoi. Staram się wprowadzić przyjemny klimat postapokaliptycznego świata, który ciągle jest za bezpiecznymi granicami Torunia. Przekonają się o tym dobrze nasi bohaterowie, już w tym rozdziale :) Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)

--------------------------------------------------

Rozdział 5 (Erni): Podróż w nieznane


                Wyjeżdżając za linię barykady poczułem charakterystyczne uczucie przypływu adrenaliny. Jechałem w tą trasę już trzeci raz, ale tym razem nie byłem sam. Z tyłu na siedzeniach pasażerów rozmawiali Łowca oraz Cinek. Jednooki i jednoręki. Co prawda znałem Łowcę, bo uratował mi życie w Supraślu, ale nie miałem go okazji poznać na tyle dobrze, na ile poznał go Cinek. W końcu to właśnie ta dwójka, wraz z Bobrem i paroma innymi osobami dotarła do Torunia jako jedna grupa. Wiedziałem jednak, że starszy ode mnie mężczyzna to dobry wybór.
                Prezentował się niezwykle groźnie. Kasztanowe włosy, ostrzyżone krótko oraz broda, otaczająca jego usta i pokrywająca dolną część twarzy, przypominała skórę gryzonia, który był na tyle pechowy, żeby wpaść na Łowcę. Oczywiście obraz dopełniała opaska zakrywająca oko oraz ogromny karabin snajperski spoczywający siedzenie dalej. Była to ogromna, śmiercionośna broń, z której umiał posługiwać się naprawdę dobrze. Cinek nie odstawał daleko od Łowcy jeżeli chodziło o groźny wygląd. Przy spodniach miał przewiązany bandaż z nożem, prowizoryczna pochwa, która sprawiała, że nóż był zawsze gotowy do wyciągnięcia. Co prawda Cinek stracił rękę, ale wykorzystał jej brak do doczepienia do kikuta pewnego rodzaju pokrowca, który służył mu jako całkiem stabilny stojak na broń. Motyw przypominał mi pewien serial o zombie, który oglądałem jeszcze za czasów, kiedy to wszystko istniało tylko w telewizji.
                Jechaliśmy dobre trzy godziny, a słońce wspinało się coraz wyżej na niebie. Minęliśmy Sierpc, gdzie znajdował się Czwarty Posterunek i sprawdziliśmy przystanek, który był pusty. Postanowiłem zostawiać jeszcze więcej ulotek o tym, że kursuje na tej trasie, żeby więcej ludzi dowiadywało się o Toruniu i zbierało się tam. Stworzyliśmy niesamowitą ostoję, dla wszystkich strudzonych ocalałych i póki co mogłem spokojnie powiedzieć, że cywilizacja w tym miejscu została odbudowana. Co prawda nikt wciąż nie miał pojęcia jak zwalczyć wirus i szczerze wątpiłem, żeby ktokolwiek w Polsce posiadał taką wiedzę.
                Zatrzymaliśmy się na poboczu kawałek dalej, żeby zjeść coś i napić się ciepłej herbaty z termosu, którą zapakowałem na właśnie taką okazję. Otworzyłem bagażnik ostrożnie, teraz wolałem być pewien tego, że nie powtórzy się akcja taka jak z Henrykiem. Tym razem było pusto i bezpiecznie. Usiedliśmy na stołeczkach, które również trzymałem na takie okazje i zaczęliśmy jeść kanapki. W Toruniu mieliśmy spore zapasy zboża, które świetnie nadawało się do robienia chleba. Warzyw i mięsa również nie brakowało, więc z zadowoleniem wziąłem kolejnego kęsa.
                Dzisiejszy dzień można było zaliczyć do cieplejszych, według moich rachunków zbliżał się marzec. Nie wiedziałem dokładnie, za ile dni jest, ale podejrzewałem, że coś około tygodnia. Niestety poza zegarkiem, który nosiłem i starałem się go nakręcać systematycznie, nie prowadziłem kalendarza.
- Stary mogę ci zadać pytanie? – zapytał Cinek Łowcę.
- Jasne, wal śmiało.
- Jak straciłeś oko? – wyrzucił z siebie.
- Hoho, nie opowiadałem wam tego? – zapytał i widząc nasze przeczące kiwanie głowami – Naprawdę? Och to nie jest wielka tajemnica. Jak jeszcze nie znałem was i podróżowałem z moimi znajomymi to dotarliśmy w okolicę Białegostoku. Przeszukiwaliśmy tamtejsze budynki, sklepy i takie tam – zaczął i zrobił przerwę, żeby popić parującą ciecz z kubka – Z trzy tygodnie przed spotkaniem was trafiliśmy na tych skurwysynów z Supraśla. Tych samych co zaczepiali was i wybili moich ludzi. Wtedy chcieliśmy im zaufać i po prostu spróbować nawiązać jakiś kontakt. To chyba było najgłupsze co mogłem zrobić. Podszedłem do nich i zostałem natychmiastowo zaatakowany – kontynuował. Na chwilę zatrzymał się jakby się zamyślił po czym ciągnął opowieść dalej – Szybki cios łomem w twarz. Na moje nieszczęście trafili mnie w oko. Z drugiej strony miałem zajebistego farta, bo moi kompani zabili tych z Supraśla i był wśród nich doświadczony lekarz, który szybko mnie poskładał i uratował mi życie. Od tamtej pory nie ufam byle komu.
                Milczeliśmy chwilę po tej opowieści i skupiliśmy się na jedzeniu. Gdy chciałem jakoś skomentować sytuację usłyszałem trzask i szelest za moimi plecami. W pobliskich krzakach coś siedziało i już po chwili byliśmy w to wycelowani. Całe szczęście był to tylko zombie, a nie człowiek.  Opuściłem broń i podszedłem do przodu wyciągając nóż. Zombie przyspieszył wyciągając ręce w moim kierunku. Machnąłem szybko i sprawnie zatopiłem nóż w jego oczodole przybijając go do ziemi. Wytarłem nóż o trawę i schowałem z powrotem za pas.
- Nie zazdroszczę, życie z jednym okiem musi być chujowe – skomentowałem.
- Trochę jest, ale da się przyzwyczaić. Ważne, że nie jestem całkowicie ślepy – powiedział uśmiechając się.
                Posiedzieliśmy jeszcze parę minut i powoli się pakując, ruszyliśmy dalej. Czekał na nas jeszcze Drobin, a następnie Płońsk. Nie miałem pojęcia jacy ludzie tam na nas czekają, ale najwyraźniej byli to przyjaciele Dziary, więc trzeba było mu ufać. Miałem taką nadzieję. Pogoda nieco się zepsuła, a co gorsza wraz z tym jak zbliżaliśmy się do Drobina przybywało zombie. Pola naokoło nas były wręcz nimi przepełnione.
- Co tu się dzieje? – zastanowił się Cinek?
- Nie wiem, ale musimy uważać, dajcie mi się skupić – poprosiłem.
                Pierwsze zabudowania Drobina przywitały nas nieprzyjemnym widokiem trupów, chodzących po ulicach. Już miałem skręcać i zawracać, kiedy usłyszeliśmy strzały. Nie były skierowane w stronę Zbłąkanego Ocalałego, ale zdecydowanie dźwięk dochodził z niedalekiej odległości.
- Spróbujmy tam wjechać! – krzyknąłem.
- Oszalałeś?  Nie słyszałeś strzałów? – zapytał Łowca.
- Właśnie tak wygląda ta praca. Każdy człowiek musi dostać szansę – powiedziałem powtarzając słowa, które słyszałem nieraz od Dziary. Łowca nie komentował już. Słyszałem tylko uderzenie kolby jego karabinu o podłogę autobusu i głuchy dźwięk odbezpieczenia broni.
                Autobus trafił na pierwszego zombie, którego nie byłem w stanie ominąć. Ciało odbiło się od fortyfikowanego przodu pojazdu. Następnie poczułem turbulencje, jak przejechaliśmy po nim. Zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie. Zombie było jednak coraz więcej, a widząc autobus zaczęły iść w naszym kierunku. Całe szczęście znałem miasto dosyć dobrze, więc skręciłem w jedną z bocznych uliczek i ze zgrzytem zjechałem z trasy kierując się w stronę przystanku. Jeżeli ktoś tam był, a na to wskazywały dźwięki, musieliśmy spróbować mu pomóc.
                Gdy tylko wyjechałem na ulicę przy przystanku zauważyłem człowieka stojącego na przystanku. Otaczały go z każdej strony zombie, a on sam widocznie radził sobie coraz gorzej. Strzelał krótkimi seriami, zabijając kolejne trupy. Z daleka oceniłem, że miał na oko jakieś czterdzieści lat. Był dosyć rosły i szeroki w barach. Jego twarz pokrywała broda złożona z siwo-czarnych włosów. Byliśmy coraz bliżej niego i zdecydowanie zauważył nas, ale nie przerywał ostrzału. Nagle wyrzucił jednak ze złością swoją broń i zaczął machać kijem baseballowym, który miał jeszcze przed chwilą przytroczony do pasa.
                Pociągnąłem odpowiednią wajchę i przednie drzwi do autobusu się otworzyły. Przed nami, na ulicy było paręnaście zombie. Otaczały nieznajomego z każdą chwilą coraz bardziej. Byliśmy tu jednak na czas. Cinek wychylił się i wyładował parę pocisków próbując utorować drogę mężczyźnie. Ten próbował się do nas dostać i był na dobrej drodze do sukcesu. Wyciągnąłem pistolet i zacząłem też strzelać w stronę wejścia. Zombie w tym czasie coraz mocniej nacierały na okna i ściany Zbłąkanego Ocalałego. Miałem nadzieję, że się nie przebiją.
                Nieznajomy z każdym krokiem coraz bliżej celu machał kijem jak szalony, aż w końcu udało mu się wejść do środka. Przełożyłem natychmiast wajchę zamykającą drzwi i ruszyłem szybko do przodu taranując kolejne trzy trupy. W pół minuty udało mi się wymanewrować pojazd na tyle, że wyjechaliśmy spokojnie na spokojniejsze rejony, aż w końcu opuściliśmy miasto. Zerknąłem kątem oka na ocalałego, który leżał na podłodze i ciężko łapał oddech. Na razie nikt nie skomentował sytuacji, aż mężczyzna odezwał się. Jego głos był ciepły i dźwięczny, dało się w nim wyczuć delikatny brytyjski akcent.
- Dziękuje… - wyszeptał wciąż z trudem łapiąc powietrze i trzymając się za serce.
- Jeszcze nie dziękuj. Zaraz się zatrzymam to pogadamy – powiedziałem groźnie.
                Jak powiedziałem tak zrobiłem i gdy budynki ustąpiły miejsca polom oraz lasom zatrzymałem autobus na poboczu i odwróciłem się w stronę nieznajomego. Cinek i Łowca łypali na niego spode łbów i mieli ręce na broniach. Teraz mogłem mu się przyjrzeć dokładniej. Miał na głowie czapkę, podobną do tych noszonych przez młodych ludzi, luźną i tworzącą na głowie swoiste gniazdo z materiału. Oprócz tego nosił podarte spodnie moro oraz grubszą, czarną kurtkę.
- Czy masz przy sobie jeszcze jakąś broń? – zapytałem.
- Tak. Jak rozumiem mam ją gdzieś odłożyć? – zapytał.
- Dobrze rozumiesz – odpowiedziałem krótko.
                Mężczyzna rozpiął kurtkę i wyjął z wewnętrznej kieszeni rewolwer. Położył go obok mnie. Następnie podał mi swój kij.
- Wiesz co to za autobus? – zapytałem.
- Najwyraźniej mój szczęśliwy – odgryzł się przywołując na twarz szeroki uśmiech.
- Jesteśmy z Torunia. Z Toruńskiej Ostoi Ocalałych, a to jest Zbłąkany Ocalały. Jeździmy po Polsce i zbieramy ludzi. Potrzebujesz podwózki?
- Na pewno by mi się przydała. Ostatnio podróżuje sam i powoli nie daję sobie z tym rady – wyznał mężczyzna.
- Jeszcze jedno – mam nadzieję, że nie jesteś ugryziony? – zapytałem.
- Nie jestem. Miejmy nadzieję, że jak najdłużej uda mi się przeżyć w takim stanie – odpowiedział.
- Dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Jestem Erni, ten bez ręki to Cinek, a ten bez oka to Łowca – przedstawiłem swoją załogę -  A ty jak masz na imię?
- Nazywają mnie Rekin. Imiona nie mają już żadnej wagi, więc prosiłbym, żebyście mnie o takowe mnie nie pytali. Dzięki raz jeszcze za pomoc – powiedział Rekin.
- Teraz nie zmierzamy ogólnie do Torunia – zapowiedziałem odpalając silnik.
                Rekin wydawał się nie przejmować to, bo zrzucił plecak, który nosił i zachował się jakby mnie zignorował, ale po chwili odwrócił się i odpowiedział.
- Pasuje mi to.
                W taki sposób załoga powiększyła się o jedną osobę i w takim składzie opuściliśmy Drobin i ruszyliśmy w stronę Płońska. Starałem się przeprowadzić jakąś integrację, więc skupiając się na drodze zadawałem co jakiś czas jakieś pytanie.
- Więc jaka jest twoja historia?
- Chyba taka jak każdego, kogo spotykasz. Miałem ludzi, ale wszystko zabrali mi ludzie i zombie. Teraz jestem sam i właściwie nie miałem określonego celu. Sypiałem barykadując się w opuszczonych budynkach, jadłem, szedłem spać, wstawałem, szukałem zapasów i tak w kółko. Czemu by nie dołączyć do was? – opowiedział Rekin.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a ja z zaciekawieniem patrzyłem na list, który dał mi Dziara. Niestety nie mogłem tutaj pogadać z kimś o planach Dziary, bo jednak byłem osobą honorową i nie zdradzałem czyichś planów, ale było to trochę ciężkie. W końcu nie mogłem na pokład wziąć ani Bobra, ani Pablorda, którzy wyruszyli na północ odwiedzić Trzeci Posterunek. Kusiło mnie, żeby otworzyć kopertę i sprawdzić, co Dziara planuje, ale bałem się konsekwencji, albo tego czego mogłem się dowiedzieć.
                Łowca zadał kolejne pytanie.
- Wydajesz się być dobrym człowiekiem. Zabiłeś kiedyś kogoś?
Mężczyzna widocznie się zmieszał. Nie odpowiadał przez tak długi czas, że aż odwróciłem się, żeby upewnić się czy żyje. Ale on prostu patrzył odlegle w dal, gdzieś daleko w pola i nic nie mówił. W końcu odchrząknął i odezwał się.
- Niestety tak. Chyba każdy z tych, którzy przetrwali, musiał.
- Właściwie to znam osoby, które nie zabiły nikogo, ale tak, masz rację – powiedział Łowca.
                Starałem się prowadzić w pełnym skupieniu, ale obawiałem się. Musiałem się zapytać moich towarzyszy o zdanie.
- Wiecie co zastanawiam się czy nie powinniśmy zatrzymać się i z rana dotrzeć do Płońska – powiedziałem.
- Ja tam myślę, że dobrze by było już tam dojechać, szczególnie, że jesteśmy niedaleko, ale jak chcesz – stwierdził Cinek.
- A po mojemu możemy przespać się na drodze. Nie wiemy czy ci ludzie tam są, cholera wie co nas tam może czekać, w dzień będziemy mieli lepszy wgląd na tą sprawę – dodał Łowca.
- Podejrzewam, że nie mam prawa głosu – zaczął Rekin.
- Masz. Zdecydowanie chcę usłyszeć zdanie każdego z was – odpowiedziałem.
- No to myślę, że powinniśmy poczekać. Wieczór to paskudna pora, coraz ciemniej, trudniej dostrzec trupy, jeżeli zapalimy światła to będziemy widoczni z bardzo daleka, ogólnie mało ciekawa opcja – wydedukował.
- Niech i tak będzie. Znam w okolicy dobre miejsce na przespanie się – powiedziałem po czym skręciłem w lewo wjeżdżając na pola. Autobus może nie był najszybszym środkiem transportu, ale jeździło mi się nim wyśmienicie. Radził sobie równie dobrze na drogach jak i na polach. Spojrzałem na moich towarzyszy, którzy dosyć niepewnie rozglądali się szukając wzrokiem miejsca do, którego ich miałem zabrać.
                W końcu wjechaliśmy polami i zobaczyliśmy przy lesie chatkę. Była nieduża i drewniana, ale miałem z nią dobre wspomnienia. Gdy jeszcze podróżowałem sam autobusem, w stronę Torunia, zanim dołączyłem do tej społeczności, przenocowałem raz tutaj. Było mi ciężko, byłem zagubiony, nie wiedziałem co robić po odseparowaniu się od grupy, ale tutaj udało mi się przetrwać. To miejsce było niesamowite.
                Podjechałem i zaparkowałem przy linii lasu po czym otworzyłem drzwi autobusu, żeby wypuścić wszystkich. Zegarek pokazywał godzinę osiemnastą. Zamknąłem drzwi i otworzyłem bagażnik podając Rekinowi, Łowcy oraz Cinkowi trochę zapasów, koców oraz lampę. Następnie zamknąłem bagażnik i rozejrzałem się. Pola wydawały się czyste. Nie widać było ani zombie, ani świateł. Coś jednak stukało. Dźwięk dochodził ze środka domu. Moi towarzysze patrzyli nieco przerażeni, ale ja wiedziałem, że jest tam zombie. Były właściciel tego domu. Nie potrafiłem go zabić, więc używałem go jako mechanizmu obronnego. Chowałem go zawsze do środka domu, po czym mogłem poznać, że nikt tu nie wchodził pod moją nieobecność, a gdy tu przyjeżdżałem to po prostu wypuszczałem go i przywiązywałem do łańcucha na zewnątrz.
                Tak zrobiłem i tym razem. Otworzyłem drzwi, które chodziły dosyć ciężko i potrzeba było odrobinę siły, żeby je pokonać, po czym zaświeciłem lampą. Trup staruszka wyciągnął w moją stronę ręce, a ja usłyszałem jak Cinek przeładowuje. Odwróciłem się i zrobiłem gest ręką, każący mu zaczekać.
- Spokojnie, wiem co robię – powiedziałem.
Wszedłem do środka i od szybko dotarłem do łańcucha. Zombie starał się mnie złapać, ale odepchnąłem go po czym doskoczyłem do niego i obwiązałem go łańcuchem. Następnie wyprowadziłem go i powiedziałem, że jest czysto. Cała trójka weszła do środka, a ja na zewnątrz przymocowałem łańcuch do słupa, który stał pomiędzy domem, a autobusem i odwiązałem trupa. Odsunąłem się parę kroków w tył i obserwowałem. Zombie wstał i gdy jego ręce były parę centymetrów od mojej twarzy łańcuch pociągnął go do tyłu i zombie plasnął na tyłek. Wszystko było wyliczone.
                Wróciłem do domu i zamknąłem drzwi. Następnie zasłoniłem przegniłe, porośnięte pleśnią i kurzem zasłony po czym usiadłem i odetchnąłem z ulgą. Nikt nie był w nastroju, żeby rozmawiać, wszyscy rozsiedli się i odpoczywali.
- Kto stanie pierwszy na warcie? – zapytał Łowca.
- Ja mogę – powiedziałem, po czym spojrzałem na Rekina – Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie, ale nie pozwolę ci stanąć na warcie. Nie znamy się jeszcze.
Rekin kiwnął głową na znak zrozumienia i wrócił do leżenia i patrzenia na sufit. Zjedliśmy coś jeszcze i rozmawialiśmy o mniej ważnych sprawach. Wszyscy zastanawiali się jak będzie wyglądała dalsza trasa i ile osób zdołamy jeszcze zwerbować.
                W końcu obserwowałem jak kolejne osoby odwracały się na bok w plątaninie koców i zasypiały. Zostałem sam. Ja oraz cisza i ciemność mnie otaczające.  Co prawda ciągle słyszałem wiatr uderzający w ściany domu, oraz raz na jakiś czas brzęk łańcucha, oznaczający, że zombie przemieszcza się i nikt go nie zabił. Słup, do którego był przypięty, nie był mocno widoczny. Dzięki temu wiedziałem, że jeżeli ktoś będzie chciał przejąć autobus to najpierw usłyszę to poprzez śmierć zombie.
                Miejsce było bezpieczne. Po około trzech godzinach, kiedy naprawdę ledwo trzymałem się na nogach zacząłem budzić Łowcę. Mężczyzna miał wyjątkowo niespokojny sen, bo ledwo go szturchnąłem, a już zerwał się gotowy do akcji. Widząc, że Łowca zajmuje moje miejsce położyłem się w stercie koców i natychmiastowo zasnąłem. Gdy obudziłem się było dalej ciemno. Zegarek jednak pokazywał dziewiątą rano. Po prostu niebo było zasnute chmurami. Całe szczęście nie padało, ale było znacznie zimniej niż wczoraj. Zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy rzeczy.
                Otworzyłem autobus i wpuściłem tam Rekina, Łowcę i Cinka. Następnie odwróciłem się z ponownym zamiarem uderzenia zombie i związania go, kiedy zauważyłem coś, co sprawiło, że na chwilę serce zabiło mi szybciej. W ciele zombie tkwił nóż. Był wbity w bark, ale byłem wręcz pewien tego, że wczoraj go tu nie było. Szybko w oczy rzuciły mi się też ślady na ziemi. Zdecydowanie ktoś musiał tu być dzisiejszej nocy i nas obserwować. Rozejrzałem się na około szukając wzrokiem kogoś lub czegoś.
                Nie zauważyłem nic, ale musiałem być teraz ostrożny. Bardzo możliwe, że ktoś nas śledził już od bram Torunia. Wywróciłem zombie, wyjąłem nóż i schowałem go za pasek, a następnie związałem je łańcuchem po czym ponownie zaprowadziłem je do domu. Po przypięciu łańcucha i uwolnieniu trupa zamknąłem drzwi z trzaskiem po czym ruszyłem prędko do autobusu. Po zamknięciu drzwi poczułem się odrobine bezpieczniej ale i tak miałem obawy. Co robić? Na pewno musiałem powiedzieć o moich przypuszczeniach reszcie.
- Słuchajcie możemy mieć problem… - zacząłem.
- No nie pierdol, że cię ugryzł ten stary zombiak? –zapytał Cinek z przerażeniem.
- Nie. Spokojnie nie jestem ugryziony. Zauważyłem jednak, że ktoś tu był w nocy. Cinek nie widziałeś czegoś podejrzanego? Albo ty Łowco? – zapytałem.
- Ja nic nie widziałem – zapewnił Łowca.
- Ja coś słyszałem – przypomniał sobie nagle Cinek – Nad ranem, jak powoli zaczęło się przejaśniać to usłyszałem dźwięk łańcucha, dosyć gwałtowny. Wyjrzałem za okno, ale nic nie zauważyłem. Zgniły dziadek troszkę się ruszał, ale nic poza tym.
- Możliwe, że to właśnie wtedy ktoś nas obserwował. Ba, możliwe, że nawet teraz ktoś na nas patrzy.
                Łowca zerknął ukradkiem za okno jakby miał nadzieję zobaczyć tam osobę, która nas nęka.
Nagle do rozmowy włączył się Rekin.
- A co jeżeli nóż był tam już wcześniej, a ślady są po prostu nasze?
- Szczerze? Wątpię. Myślę, że pomimo braku dobrego oświetlenia i zmęczenia zauważyłbym nóż wbity w bark tego trupa. Ślady też wyglądały o wiele świeżej niż nasze z poprzedniego wieczora – Zastanowiłem się chwilę po czym doszedłem do wniosku – Powinniśmy jechać dalej. Czeka nas jeszcze sporo do zrobienia.
                Wyruszyliśmy. Płońsk był coraz bliżej i bliżej. Po godzinie zobaczyliśmy już z daleka panoramę tego miasteczka. Mieliśmy szukać budynku w środku miasta, gdzie prawdopodobnie będą ludzie, o których mówił Dziara. Nie miałem pojęcia skąd miał informację, że ktoś tu będzie, ale musiałem chociaż sprawdzić. Poza tym, kto wie może na jednym z tutejszych przystanków też ktoś będzie czekał? Wjechaliśmy do miasta i zobaczyliśmy pierwszą oznakę tego, że ktoś tu jest – brak zombie. Uliczki miasta były praktycznie całkowicie wyczyszczone. Szwendały się tu pojedyncze trupy, oraz kilka z nich leżało już zniszczonych gdzieniegdzie.
                Spojrzałem szybko na mapę, którą miałem na lewo od kierownicy i z tego co zauważyłem, byliśmy dwie ulicę od centrum Płońska. Skręciłem w lewo, żeby przejechać ostatni fragment drogi. Zauważyłem spory budynek, więc ogłosiłem, że prawdopodobnie dojechaliśmy do celu. Zacząłem zatrzymywać autobus. Wszyscy wyszliśmy ostrożnie na ulicę, żeby się rozejrzeć. Ulica wydawała się być pusta. Budynki po obu stronach nie wskazywały na to, że ktoś tu jest, aczkolwiek czułem, że zaraz coś się stanie.
- Myślę, że powinniśmy stąd spadać – powiedział Cinek.
Nagle zobaczyłem, że Łowca podnosi swój karabin i mierzy w coś za moimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę. Była mniej więcej w moim wieku, miała blond włosy luźno rozpuszczone i wydawała się zakradać w naszą stronę. Wyciągnąłem pistolet i również w nią wymierzyłem. Była całkiem ładna, ale było w niej coś podejrzanego. Na pewno miała gdzieś w pobliżu bazę, ponieważ nie nosiła ze sobą żadnego plecaka. Była też ubrana jakby po prostu wyszła na zwiad, więc czekaliśmy na jej reakcję.
                 Ona jednak nie zaatakowała. Podniosła ręce.
- Kim jesteś? – zapytałem – To tobie miałem coś przekazać? Jesteśmy grupą z Torunia i szukamy tutejszych.
Dziewczyna milczała, aż w końcu odezwała się. Miała zimny, dźwięczny głos.
- Nie jestem tutejsza.
Opuściłem broń i to samo pokazałem reszcie. Nie wyglądała jakby pod bluzą chowała jakąś broń, ale wciąż mogła mieć coś schowane więc byłem gotowy do natychmiastowej obrony.
- Więc czekałaś na nas? Szukałaś Zbłąkanego Ocalałego? – zapytałem.
- Tak – powiedziała uśmiechając się i podchodząc.
- Podnieś ręce. Przeszukam cię i będziesz mogła wejść na pokład – powiedziałem.
Zacząłem sprawdzać czy nie ma gdzieś schowanej broni od nóg. Postukałem dłońmi po jej kieszeniach oraz przy kostce, ale nic nie wyczułem. Następnie wszystko zaczęło się dziać szybko. Właściwie w jednej chwili usłyszałem ostrzegając krzyk Rekina, poczułem coś twardego podczas sprawdzania jej rękawa i poczułem cięcie. Piekielny ból w okolicach lewego policzka. Upadłem i usłyszałem strzały.               Nie widziałem co się działo. Ból całkowicie mnie oślepił. Strzał i kolejny i następny i jeszcze jeden. Czułem jak ktoś mnie ciągnie za ręce. Wróg? A może przyjaciel? Nie wiedziałem. Nagle wszystko zgasło. Zemdlałem.

4 komentarze:

  1. Oh, dzieje się, dzieje. Mam nadzieję, że w końcu otworzą tą kopertę i dowiemy się co w niej jest. Chłopcy znowu wpakowali się w niebezpieczeństwo. Oby Łowcy nic się nie stało. Jego lubię chyba najbardziej :D
    Błędów nie znalazłam, ale prawdę mówiąc, nie jestem w tym zbyt dobra. Pod koniec coś ci się tam rozjechało.
    Życzę weny i pozdrawiam
    Weronika aka RubyOve =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podejrzenie, że to był plan Dziary ; / Emocje są, czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Całe szczęście był to tylko zombie, a nie człowiek" To jest kwintesencja apokalipsy. Pamietam, że jak rozwijał się serial TWD to wszyscy mieli pretensje, że jest za mało zombie, że odcinki przegadane i ect. No ja wiem, też lubię jak ich atakują hordy, ale tak naprawdę to nie truposze są największym zmartwieniem w takim czasie tylko ludzie, a wydawać by się mogło, że jest odwrotnie. Smutne, ale prawdziwe :(

    No akcja z odbiciem nieznajomego imponująca :D To już druga sytuacja z której zabierają ludzi z dachu przystanku, może warto pomyśleć o jakiejś drabince i wejściu od góry? Opuszczałoby się takie coś na dach przystanku i ocalały mógłby wejść do środka bez udziału zombie. Poza tym rozwaliło mnie to: Jestem Erni, ten bez ręki to Cinek, a ten bez oka to Łowca. Noooo jakiś wybrakowany ten zespół :P

    Rekin, śmieszna postać :D Tak jakby chciał pokazać że o wszystkim decyduje, choć naprawdę decydują inni, ale jego jest zawsze na wierzchu. "Pasuje mi to" haha

    "zadawałem co jakiś czas jakieś pytanie.
    - Więc jaka jest twoja historia?" No wiesz? to się pyta jaki jest Twój ulubiony kolor, albo czy hihi masz sympatię hihi :D

    "- Niestety tak. Chyba każdy z tych, którzy przetrwali, musiał.
    - Właściwie to znam osoby, które nie zabiły nikogo" hahahahaa xD

    "Wszystko było wyliczone" Erni matematyk :D

    Sprawa z nożem jest mocno niejasna. Ok, ktoś ich obserwował, ale chyba nie jest taki głupi, żeby siebie samego zdradzać i zostawiać nóż w zombie? Teraz opcje są dwie: albo był to przypadek, albo ktoś się z nimi bawi w kotka i myszkę, a to nie to samo co śledzenie, bo z reguły ludzie nie zdradzają swojego położenia do ostatniej chwili. Hm, nie wiem jaki ktoś może mieć w tym interes aby ich tak straszyć. Apokalipsa to chyba kiepski czas aby się bawić w nękanie ;) Przekornie powiem, że ten nóż nic złego nie oznacza. Na pewno jest istnieje logiczne pozytywne wyjaśnienie całej tej historii. Przewiduję, że ktoś po ten nóż się zgłosi :D

    Co do zakończenia, no dużo to nie wiadomo, a rozwiązań jest kosmicznie dużo. Swoją drogą uważam, że jedni powinni celować w dziewczynę, a drudzy rozglądać się za snajperami z budynków. Plan dziary? W sensie, żeby pozbyć sie silnych ludzi z ostoi? No niby głupimi ludźmi łatwiej się kieruje...

    I idę komentować dalej. Może czytam z opóźnieniem, ale nie zrobię zbiorowego komentarza, żebyś miał więcej frajdy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie kwintesencja apokalipsy zombie :D Co z tego, że setki miliony trupów przejęły świat, po co się zjednoczyć i walczyć wspólnie, lepiej wybijać się nawzajem :D
      Pomysł z drabinką na dach Ocalałego świetny xDD Że też nie pomyślałem o dodaniu czegoś takiego ^^ Załoga wybrakowana, ale jakże twarda!
      Z nożem niby sprawia głupia, ale są dwa bardzo prawdopodobne rozwiązania - po 1, ktoś mógł zakradać się do autobusu, zombie go złapało, ten spanikował, dźgnął go nożem i usłyszał, że ktoś w domku (jeden z trzymających wartę) sprawdza co się dzieje, więc uciekł, a o nożu zapomniał. Druga opcja, również prawdopodobna, to taka, że ci, którzy śledzą ekipę z autobusu, chcą, żeby ich "ofiary" żyły w ciągłym lęku :)

      Komentarze zawsze mile widziane, w dowolnej wielkości ^^

      Usuń