wtorek, 29 września 2015

Rozdział 18: Odpowiednie podejście

Rozdział 18, kolejny z perspektywy Olafa. Wraz z paroma innymi osobami Olaf jedzie w okolicę Płońska, żeby zdobyć informacje o tym gdzie dokładnie jest Feline. Chociaż grupa jest mała ma na pokładzie Łapę, która wyjątkowo chętnie chcę pomóc w odbudowaniu Płońskiego obozu. Zapraszam do czytania, komentowania oraz rozesłania bloga znajomym.

POV:
Rozdział 18 - Olaf - Dzień 9 - 10
Bobru - Dzień 9 - 10 - Znajduje się na terenie Grudziądza.
Irek - Dzień 9 - 10 - Jest na terenie gospodarstwa Włodka.

--------------------------------------------

Rozdział 18 (Olaf) : Odpowiednie podejście


                Nasza grupa wyjechała jako pierwsza i cieszyłem się. Chciałem jak najszybciej dostać się na miejsce i znaleźć Feline. Z początku byłem nieco zawiedziony tym, że mnie, jako osobę, której najbardziej zależy na odbiciu dowódczyni Płońska, przydzieli do grupy bocznej, ale ostatecznie nie było to takie złe. Nawet jeżeli nie znajdziemy jej w obozie Złomiarzy, który jest niedaleko Płońska to zawsze będzie oznaczało tylko to, że szuka jej Bobru oraz jego ludzie. W tych czasach to był ktoś, kogo należało się naprawdę bać. Właściwie cała jego grupa wydawała się być twarda, ale należało sobie zadać pytanie, czy istnieli teraz „słabi” ludzie?
                Wyjechaliśmy, średniej wielkości, samochodem terenowym, który był zatankowany do pełna i miał trochę podstawowych zapasów. W składzie ze mną było sześć osób. Kuba wraz z kumplami siedzieli na środkowym siedzeniu i milczeli, widocznie niespokojni. Nie mogłem ich oskarżyć o tchórzostwo, bo sam się bałem, jednak u nich to było aż nazbyt widoczne. Kierował masywny mężczyzna, którego wołali Łowca. Radził sobie za kółkiem wspaniale, więc przynajmniej nie musiałem się martwić o to, że zginiemy w drodze. Najbardziej intrygowała mnie jednak Łapa i jej siostra siedzące z tyłu. Kobieta wydawała się być po prostu dzika, nie mogłem sobie wyobrazić jej przed apokalipsą, chodzącej w dżinsach i bluzce po ulicach. To wykraczało poza moją wyobraźnię.
                Chociaż byłem wyznaczony do prowadzenia reszty do obozu to Łowca zdawał się doskonale wiedzieć gdzie jedzie.
- Znasz te okolice? – zapytałem.
- O chłopie. Pół życia jeździłem moim Potworem po okolicznych drogach – pochwalił się. Parsknąłem śmiechem, a on spojrzał na mnie zdziwiony – Co w tym takiego śmiesznego?
- Zabawne stwierdzenie – odpowiedziałem. W moim wnętrzu obok wiecznego marudy siedział wieczny student, którego czasami po prostu bawiły takie stwierdzenia.
- Och… już rozumiem. Rzeczywiście zabawna gra słowna. Potwór to nazwa mojego tira. Byłem dostawcą – dodał.
- Ach, teraz rozumiem – odpowiedziałem śmiejąc się pod nosem.
- A ty? – zapytał.
- A wiesz… dorabiałem tu i tam. Moje życie było równie chujowe jak teraz – powiedziałem.
- Dobrze prawisz. Myślę, że dobrze byśmy się dogadali przy jakiejś wódeczce, no ale mamy robotę do zrobienia – podrapał się po plecach.
- To prawda – uciąłem i umilkłem.
                Przez następną godzinę jechaliśmy na wschód. Byliśmy w połowie drogi do Płońska, a obóz Złomiarzy, który mieliśmy zaatakować, był jedynie parę minut drogi dalej. Chociaż Złomiarze często zapuszczali się w nasze tereny, to nigdy nie zrobiliśmy z nimi nic, przez co ich obóz wciąż stał. Był tam też Kamil, którego widziałem na własne oczy, gdy porywał Feline. To on rządził tym obozem, chociaż samymi Złomiarzami rządziła kobieta, która nazywała się Wanda.
                Postój zrobiliśmy na opuszczonej stacji benzynowej usytuowanej w lesie. Oprócz niedużego sklepiku i paru dystrybutorów było tutaj całkowicie pusto. Nie stały nawet wraki aut, ani nie było słychać żadnych trupów. Parę z nich leżało jednak z roztrzaskanymi czaszkami, nieopodal  sklepowych drzwi. Ktoś musiał tutaj być jakiś czas temu i bronić się w środku. Znudzony wyjąłem zmiętą paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego ustami. Odpaliłem go  i puściłem chmurę dymu, zaciągając się potężnie.
- Fajki uspakajają – powiedział ktoś podchodząc do mnie od tyłu. Obejrzałem się i zobaczyłem Łapę.
- Chcesz? – zapytałem, nie wyjmując papierosa z ust.
- Skuszę się – powiedziała. Podałem jej paczkę i pomogłem odpalić - Straszny chłam – stwierdziła wypuszczając dym nosem.
- W tych czasach cieszę się, że mogę palić chociaż to – zaciągnąłem się czując przyjemne drapanie w gardle.
- Racja – odpowiedziała po cichu, jakby zastanawiała się nad czymś – Opowiesz mi coś o tej Feline? To twoja dziewczyna? – zapytała.
                Nie wiem dlaczego, ale to pytanie mnie zdenerwowało. Przez chwilę nie chciałem w ogóle odpowiadać, ale w końcu przełamałem się.
- Nie. Przyjaciółka.
- Wiesz… wszystko idzie w pizdu. Warto znaleźć sobie drugą połówkę, jakby tandetnie to nie brzmiało – stwierdziła spoglądając na mnie.
- To moja szefowa. Tak jak twoim szefem jest Ben – powiedziałem, chociaż wiedziałem, że to nie prawda. Chciałem ją rozdrażnić i dowiedzieć się czegoś.
Łapa była jednak w zbyt dobrym humorze, bo roześmiała się tylko.
- Nie mam szefa. Właściwie to trzymam się z siostrą, a reszta mało mnie interesuje – powiedziała obojętnym tonem.
- Pomagasz mi, więc aż tak obojętna nie jesteś – zauważyłem.
- Powiedzmy, że chcę odpokutować zły uczynek.
                Tym razem to ja się zaśmiałem. Spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem niebezpieczny błysk.
- Co, nie wyglądam na taką, co ma duszę lub sumienie? – zapytała.
- Nic takiego nie powiedziałem. Chociaż tak.
- Przynajmniej jestem szczera.
- I to mi się podoba. Skoro jesteśmy przy szczerości – ty zapytałaś mnie o Feline. Jesteś wolna? – sam nie wiem czemu zapytałem.
- To skomplikowane. Jeszcze bardziej niż to dlaczego otaczają nas pieprzone trupy, których jest już dużo więcej od żyjących ludzi – powiedziała nieco wojowniczym tonem – Miałeś mi opowiedzieć o Feline – przypomniała.
- Nie ma co gadać. To moja szefowa, lubię ją i na pewno nie pozwolę tym skurwielom jej zrobić krzywdy. Całe szczęście znalazłem pomoc w Inowrocławiu i  mam nadzieję, że w góra parę dni ją odbijemy – wytłumaczyłem.
- Hej wy! Odjazd, musimy przed zmrokiem być na miejscu! – zawołał nagle Łowca.
- Jeszcze sobie pogadamy – powiedziała na pożegnanie odchodząc w stronę siostry i auta.
- Mi też było miło – powiedziałem zgodnie z prawdą.
                Wziąłem ostatniego bucha po czym cisnąłem papierosem za siebie. Splunąłem i zapakowałem się do auta wraz z resztą.  Wyjechaliśmy ze stacji. Przez następne paręnaście minut rozmawialiśmy o tym co właściwie planujemy zrobić, gdy dojedziemy na miejsce, ale nie ustaliliśmy niczego konkretnego. Przedstawiłem im historię walkę Płońska z Złomiarzami i opowiedziałem jeszcze raz dokładnie, jak przebiegało zdarzenie. Nagle Łowca się zatrzymał. Dotychczas byłem odwrócony do tyłu, ale gdy spojrzałem za przednią szybę skamieniałem.
                Znajdowaliśmy się na drodze, która wjeżdżała do wsi. Domki były ułożone po obu stronach ulicy. Przed nami jednak znajdowało się około dwudziestu trupów. Nim Łowca zdążył odwrócić się żeby wycofać, zauważyliśmy kolejne wychodzące zza domów z tyłu i z przodu, zwabione dźwiękiem naszego silnika.
- Co robimy? – zapytał cicho Łowca.
- Gaś silnik! – syknęła Łapa. Miarowy terkot silnika ucichł i na jego miejsce usłyszeliśmy prawdziwą kakofonię jęków.
- Oszaleliście? – zapytałem po cichu.
- Zaufajcie mi. Po prostu nie ruszajcie się, ani nie wydawajcie żadnych odgłosów – szepnęła i umilkła wstrzymując oddech.
                Chociaż trupy początkowo szarżowały na auto, teraz się uspokoiły, tak jakby zgubiły nas ze swoich radarów. Wiedziałem jak one działają i że głównym atrybutem pomagającym im polować był węch oraz słuch. Widziały jednak równie dobrze jak ludzie, a jednak zatrzymały się. Poczuć nas nie mogły, usłyszeć też, ale dopiero po chwili domyśliłem się czemu nas nie atakują. Ben dał nam auto z przyciemnianymi szybami. Wcześniej kompletnie nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz wszystko ułożyło się w całość. Odwróciłem się powoli żeby zobaczyć jak radzi sobie reszta. Moi towarzysze z Płońska siedzieli spokojnie z zamkniętymi oczami, jakby to miało im w jakikolwiek sposób pomóc. Łapa przytulała siostrę, która oddychała szybko i chaotycznie, jakby bała się, że zabraknie nam powietrza.
                Aż podskoczyłem, gdy jeden z trupów obił się o bok samochodu parokrotnie, idąc ciężkim, chwiejnym krokiem. Słyszałem miarowe oddechy reszty i modliłem się po cichu, żeby zombie minęły nas. Żaden nie wykazał jeszcze większego zainteresowania naszym pojazdem. Niestety szły one powoli i jeżeli nie chcieliśmy ryzykować, musieliśmy to przeczekać.
- Jak myślicie, to część stada? – zapytał szeptem Kuba.
- Oby kurwa nie – wyszeptałem.
Rozmowa znowu umilkła, gdy kolejny trup mimowolnie obił się o nasze auto. Oczekiwanie było nieznośne. Mijały kolejne minuty, a trupy zdawały się nie kończyć. Co gorsza musieliśmy być absolutnie cicho, a czas przecież uciekał. Chciałem jak najszybciej dostać się do obozu Złomiarzy.
                Nie wiem ile dokładnie czasu minęło, ale siedzieliśmy tak w bezruchu przez przynajmniej półtorej godziny, gdy w końcu przed nami zrobiło się czysto. Łowca nie czekając na kolejną falę uruchomił silnik, przełożył biegi i dodał gazu. Samochód ruszył. Szybko opuściliśmy wioskę, a wszyscy z ulgą odetchnęli.
- Jeżeli to jest część tego stada, o którym mówili na spotkaniu to mamy przesrane – powiedziałem.
- Ben wydawał się być pewny, że to główne stado jest daleko na wschód, w okolicach Warszawy. Według mnie to była po prostu grupa trupów – powiedziała Łapa.
- Grupa? Ich tam było grubo ponad sto! – wykrzyczałem.
- Grupa, która na nas idzie liczy parę tysięcy. Tak naprawdę pewnie mniej, ale Ben chciał dać nam do zrozumienia, że jest to prawdziwe stado.
- Mam nadzieję, że w Płońsku wszystko gra – zmieniłem temat.
- Wysunęliśmy taką linię obronną, że nie powinniśmy się nawet tym martwić – zauważył Kuba.
- Też prawda.
                Nie zatrzymywaliśmy się już. Półtoragodzinny postój i tak kosztował nas zbyt dużo czasu. Jechaliśmy prosto do obozu Złomiarzy. Byłem tam dwa razy i obie wizyty wspominałem raczej boleśnie. Znajdował on się w starym magazynie na peryferiach Ciechanowa. Teren był ogrodzony, ale był idealnym miejscem, żeby przetrzymać okoliczne łupy, parę aut oraz kilku broniących go ludzi. Stanęliśmy przy niedużej, opuszczonej stodole niedaleko i tam schowaliśmy auto. Gdy wspięliśmy się na piętro stodoły widać było południową ścianę siatki, oraz kawałek obozu.
- Możesz nam powiedzieć coś ciekawego o tym miejscu? – zapytał Łowca, obserwując miejsce.
- W sumie to nigdy nie byłem w środku, ale jest tam zazwyczaj około dziesięciu osób. Nie mają specjalnie mocnych zabezpieczeń, ale ciągle ktoś pilnuje bramy głównej i często dwójkami spacerują za murami. Mimo wszystko wolałbym nie szturmować otwarcie, jeżeli mają Feline to nic im nie zrobimy – opowiedziałem.
- Możemy zawsze porwać jednego z nich i wypytać, o co tylko chcemy – zaproponowała Łapa.
- Musielibyśmy poczekać, aż któryś z nich oddali się od reszty, a nie wiem czy to możliwe – powiedziałem.
- Moglibyśmy ich wywabić jakimś hałasem – dodał Łowca.
- To kiepski pomysł. Dowiedzą się, że ktoś ich atakuje, gdy ich człowiek zniknie i zaczną go szukać – Łapa zamyśliła się – Poczekajmy trochę. Jeżeli do jutra nikt się nie wystawi to wykorzystamy pomysł pirata – powiedziała wskazując na Łowcę – Ale może szczęście się do nas uśmiechnie i któryś z nich pójdzie siku, na zwiad, cokolwiek.
- To ustalone. Obserwujmy więc – powiedziałem ciągnąc nieco starego siana i siadając na nim.
- To dziwne, że nie pilnują tak ważnego miejsca, skąd można ich obserwować – zauważył Łowca.
- Kiedyś trzymali tutaj trupy. Myślę, że nawet nie rozważają tego jako miejsca obserwacyjnego – dodał Kuba.
- Dobrze, rozpakujcie jakieś żarcie i czekajmy. Jestem głodna jak wilk – stwierdziła Łapa.          
                Zaczęliśmy obserwacje. Co prawda nie było stąd widać aż tak dużo, ale było to bardzo bezpieczne miejsce i gdyby ktoś z obozu wyszedł na główną drogę, na pewno byśmy go zauważyli. Co jakiś czas widać było dwójkę mężczyzn patrolujących ulicę i dobijających pojedyncze trupy, które się do nich zakradały. Siedzieliśmy w ciemności, upewniając się, że stodoła ma tylko jedno wejście, które jest zamknięte, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Świtała w obozie paliły się już od jakiegoś czasu.
- Wydaje mi się, że będziemy musieli przespać się. W ciemności wpadniemy tylko w kłopoty. Z rana jak nikogo nie uda nam się złapać to po prostu ich zaatakujemy. Łowca ma swoją snajperkę, więc nie będzie z tym większego problemu – uznała Łapa.
- Ktoś będzie pilnował? – zapytałem.
- My. W końcu się na coś przydamy – zaproponował Kuba wskazując na swoich kumpli.
- Dobre z was chłopaki – pochwaliłem ich i ułożyłem się na boku starając się nie myśleć o Feline. Obawiałem się, że mogli ją tam męczyć. Możliwe, że nawet w tym konkretnym obozie. Mogłem spróbować być bohaterem, ale tacy kończyli w tylko jeden sposób – jako trupy. Zasnąłem w końcu. Obudziłem się w środku nocy nie wiedząc co się dzieje. Widziałem tylko światło i odgłosy szarpaniny.
                Wyciągnąłem odruchowo pistolet będąc pewnym, że Złomiarze zaatakowali nas, ale poczułem dłonie na moim ramieniu.
- Spoko stary – powiedział Łowca. W końcu zaczynałem coś widzieć. Przez szpary w stodole zobaczyłem pierwsze oznaki nadchodzącego dnia. Świtało. Mimo to siostra Łapy trzymała w ręce latarkę i oświetlała mężczyznę, przywiązanego prowizorycznie do jednego z słupów podtrzymujących dach stodoły. Od razu zdałem sobie sprawę, że to jeden z Złomiarzy.
- Jak? – zapytałem tylko, zachrypniętym głosem.
- Skradał się tutaj, więc go złapałam – wytłumaczyła Łapa.
                Chłopak miał najwyżej osiemnaście lat. Miał podbite oko, a z jego nosa kapała krew. Wyglądał na wystraszonego, ale nie mógł krzyczeć bo w jego ustach znajdowała się szmata.
- Dobra robota – zdołałem powiedzieć, podchodząc do niego – Jak dawno go złapaliście?
- Mamy chwilę na dowiedzenie się gdzie jest nasza zguba, ale ogólnie musimy się powoli zbierać – powiedziała patrząc na Łowcę.
- Jasne, przygotuje auto i spakuje wszystko – stwierdził.
- My pomożemy- zaproponował Kuba.
Zaczęli zbierać rzeczy, a Łapa podeszła do mnie.
- Mogę czynić honory? – zapytała.
- Chcesz go przesłuchać? – upewniłem się, czy rozumiem o co jej chodzi.
- Jeżeli chcemy się czegoś dowiedzieć…
- Jasne – odpowiedziałem.
                Łapa uśmiechnęła się. Podeszła do młodzieńca i kucnęła obok.
- Zasada jest prosta – jesteś grzeczny, nie krzyczysz jak wyjmę knebel z twojej mordy, odpowiadasz na pytania – żyjesz. Nie chcesz współpracować cierpisz. Zrozumiałeś? – zapytała, a więzień skinął głową. Przeszedł mnie dreszcz po plecach. Nie chciałbym być na jego miejscu. Łapa powoli zdjęła knebel i wtedy usłyszeliśmy przeciągłe, ochrypnięte „Pomocy!” . Prawie mi było go żal. Łapa zareagowała natychmiastowo. Uderzyła szybko w twarz chłopaka rękojeścią broni. Połamane zęby posypały się po podłodze.
- Nie posłuchałeś – stwierdziła spokojnie – Powtórzę. Ani słowa, póki cię o coś nie spytam. Wtedy odpowiadasz na pytanie, a może nie będziesz cierpiał. Teraz już nie wiem. Zdenerwowałeś mnie.
Wyjęła zakrwawiony knebel z jego twarzy, a ten zapłakał żałośnie.
- Ile osób jest w obozie? – zapytała.
- Dwanaście…
- Czy wiedzą, że poszedłeś na zwiad?
- Nie.
                Łapa wyjęła nóż i przejechała ostrzem po szyi chłopaka. Ten prosił ją żałośnie, żeby przestała, ale ta miała swój plan.
- Na pewno mówisz prawdę? – zapytała.
- Przysięgam na swoje życie – zaskomlał.
- To naprawdę mała cena –zaśmiała się – Powiedz mi gdzie jest Feline, dowódczyni obozu w Płońsku?
Chłopaka zamurowało. Chciał odpowiedzieć coś szybko, ale ugryzł się w język i zaczął się zastanawiać. Łapie to wystarczyło.
- Chcesz coś zmyślić? Kłamczuszku… - powiedziała prawie czule, łamiąc mu lewy palec wskazujący. Krzyknął – Pytam jeszcze raz. Feline. Jest w tym obozie, czy w innym?
- W innym… - powiedział cicho jakby miał zaraz zemdleć.  Nie uszło to uwadze Łapy. Zdzieliła go otwartą dłonią po twarzy, aż plasnęło – Jest w głównym obozie. Niedaleko Grudziądza… błagam wypuść mnie. Nie powiem moim ludziom. Nie chcę umierać… - jęczał żałośnie. Gdyby nie to, że mówił można by go pomylić z trupem.
- Ile tam jest osób? Gdzie ją trzymają? – pytała dalej.
- Dużo osób. Parędziesiąt. Ale nie wiem gdzie ją trzymają. Nie byłem tam od dawna – tłumaczył.
- Dziękuje – powiedziała, po czym wbiła mu nóż w gardło. Gdy to zobaczyłem wydałem z siebie dziwny dźwięk. Był to wyraz szoku i niedowierzania. Chociaż sam bywałem brutalny, to nigdy nie robiłem tego… tak naturalnie.
- Zmywajmy się stąd – powiedziała.

2 komentarze:

  1. I cała natura Łapy wyszła na jaw! Bezwzględna kobieta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda to prawda, ale do świata aktualnego pasuje :)

      Usuń