Rozdział 14, kolejny z perspektywy Irka. Wieczór i ranek przed Wielkim Spotkaniem Ocalałych to nie tylko emocje, ale także niezręczne momenty pomiędzy grupami. Jak to się zakończy? Czy Inowrocław to pułapka, czy zwykłe miejsce? Zapraszam do czytania, a następnie proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.
POV:
Rozdział 14 - Irek - Dzień 7-8
Bobru - Dzień 7-8 - Przebywa na terenie Inowrocławia
Olaf - Dzień 7-8 - Przebywa na terenie Inowrocławia
---------------------------------------------
Rozdział 14 (Irek): Czynnik
Od razu
w chwili, w której zdałem sobie sprawę, kto wszedł do pomieszczenia spojrzałem
na Łapę. Nie pożałowałem. Emocje, jakie pojawiły się na jej twarzy były
absolutnie bezcenne. Widziałem tam mieszankę złości, radości i czegoś czego nie
potrafiłem zidentyfikować. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie
do końca wiedziała co. Ja z kolei też nie wiedziałem jak zareagować. Ben
powiedział, że przyjedzie tutaj Dziara, ale nie wiedziałem, że wraz z nim
pojawi się aż tyle osób. Osób, o których trochę słyszałem z opowieści Łapy i
innych członków naszej grupy. Miałem wrażenie jakby w pomieszczeniu pojawiła
się sama dzikość.
Mężczyźni byli w większości
zarośnięci i ogromni, szczególnie jeden, który przewyższał wszystkich o głowę i
miał przewieszony ogromny miecz na plecach. Była tam też jedna kobieta, bardzo
ładna, z rudymi włosami związanymi w warkocz podobny do tego, który miała Łapa.
Czułem, że napięcie rośnie, a także bałem się trochę tego co stanie się gdy
Dziara zauważy mnie. W końcu więził mnie tak długi czas i na pewno nie ucieszył
się z faktu, że Łapa i reszta pomogli mi uciec.
Ben westchnął cicho, a Dominika i
Roman wymienili się spojrzeniami. Cała grupa, w której naliczyłem w sumie
dziesięć osób, stanęła po drugiej stronie stołu wyraźnie rozglądając się i
analizując. W końcu odezwał się przywódca Inowrocławia.
- Cieszę się, że
skorzystaliście z mojego zaproszenia, chociaż przyznam, że nie spodziewałem się
aż tak dużej grupy, nawet biorąc pod uwagę wielkość twojego obozu Dziara – zaczął
miłym, lecz stanowczym głosem – Jestem
Ben i to ja dowodzę obozem, w którym się znajdujecie. Osoby, które tu ze mną
siedzą mają pomóc w nadchodzącym spotkaniu i w pełni im ufam.
Nawet stąd widziałem, że Dziara ze zdziwieniem patrzy na
Bena, podobnie jak my nie mogąc uwierzyć, że człowiek, który miał taki szacunek
w okolicy jeździ na wózku. Nie dał jednak tego po sobie poznać, gdy się
odezwał.
- To ciekawe, że
dwójka z tych osób to dawni członkowie mojej społeczności, w tym jeden z nich
jest groźnym przestępcą nawet jak na te parszywe czasy – stwierdził Dziara.
- To już mój problem.
Nie twój. Mam nadzieję, że będziecie potrafić się zachować, bo sprawa jest
naprawdę ważna i szkoda marnować takiej okazji na prywatne zatargi – w tym
momencie spojrzał dosyć wymownie na Bobra. Chociaż widziałem go pierwszy raz na
oczy od razu dało się zgadnąć, że to jest właśnie on. Był znacznie młodszy ode
mnie, chociaż jego zarośnięta i zmęczona twarz dodawała mu trochę wieku. Ubrany
był jakby właśnie wracał z zwiadu, z nożem i pistoletem przytroczonymi do pasa.
Spoglądał na całą sytuację nieobecnym, zimnym wzrokiem nie wyrażającym prawie
żadnych emocji.
- Po prostu chciałem
cię ostrzec. Jeżeli ona była zdolna – tu wskazał Łapę – żeby uciąć mi kciuki w ramach swojej chorej
zemsty, to kto wie czy nie zrobi tego samego tutaj – widziałem jak Łapa już
chciała coś powiedzieć, ale Ben przerwał jej unosząc rękę.
- Dosyć. Nie jestem
pocieszony tym, że tak zaczęliśmy tę rozmowę, ale rozumiem, że emocje
zabuzowały i tak się po prostu stało. Nieważne. Konrad i Garbus pokażą wam
wasze noclegi i potem spotkamy się jeszcze, żeby ustalić co nie co. Szczególnie
z tobą Dziara. Mam informacje, które z pewnością cię zainteresują jeszcze przed
spotkaniem – zaproponował.
Spotkanie
zakończyło się, a grupa z Torunia powoli zaczęła opuszczać budynek. Zobaczyłem,
że Łapa także wstaje, więc zacząłem iść wzdłuż stołu za nią, kiedy poczułem
dosyć silny ucisk na moim ramieniu.
- Przypilnuj, żeby nie
zrobiła nic głupiego. Proszę – poprosił Ben, a ja kiwnąłem tylko głową, na
znak, że zrozumiałem.
Wybiegłem tuż za nią i zrównaliśmy krok. Szła w zupełnie
inną stronę niż grupa z Torunia, co mnie ucieszyło.
- Nie prowokuj ich,
wiesz jacy są – zacząłem.
- Proszę cię odpieprz
się Irek – syknęła cicho, jakby nie do końca miała siły, żeby mówić.
- Obiecaj mi, że do
obrad nie zrobisz nic głupiego – poprosiłem.
Nie odezwała się i w sumie nie wiedziałem, co to może
oznaczać, ale byłem pewien, że jak Łapa będzie chciała coś zrobić, to to zrobi.
Bez względu na konsekwencje.
Po
słońcu nie było już śladu i po chwili obóz zaczęły oświetlać lampy uliczne.
Ludzie zdawali się być poruszeni, a niektórzy wręcz spoglądali na nas z czystą
wrogością. Rozumiałem ich. Na pewno byli tacy, którzy nie do końca ufali Benowi
z jego planem polegającym na zjednoczeniu okolic, szczególnie, że nie byliśmy
normalnymi ludźmi i każdy w głębi obawiał się rozlewu krwi. Ja postanowiłem, że
będę trzymał się Łapy, a zarazem chciałem trzymać się z dala od problemów,
chociaż przy niej to nie było do końca możliwe.
- Witaj Łapo – usłyszeliśmy
głęboki głos za plecami.
Odwróciliśmy się wspólnie. Na ławce przed nami, siedział
rosły mężczyzna. Był nieco otyły, ale widać też było wyrzeźbione w jego ciele
mięśnie, które sprawiały, że wyglądał jakby się nie mieścił do końca w swoich
ubraniach. Na oku miał opaskę, która przypominała mi tą, którą nosił Dominik,
jeden z radców Bena.
Spojrzałem
na Łapę. Tym razem jej twarz nie przedstawiała zbyt wielu emocji. Raczej ulgę.
- Hej mięśniaku – przywitała
się.
- Kto by pomyślał, że
ten świat taki mały –zaczął rozmyślać mężczyzna robiąc nam miejsce na ławce
–Przyjechaliśmy tutaj przed wyjazdem z
Torunia, aby ruszyć waszym śladem, a znaleźliśmy was właśnie tutaj.
Niesamowite…
Łapa usiadła obok mężczyzna, a ja poszedłem w jej ślad.
- To prawda. Chociaż
nie jestem pewna, czy cieszę się, że was widzę – powiedziała, po czym
spojrzała na mnie – Swoją drogą to jest
Irek. Były więzień Dziary. Irku to jest Łowca.
Podaliśmy sobie ręce, a człowiek nazwany Łowcą roześmiał
się.
- Dziara zmienił się.
Jeżeli jakkolwiek obawiasz się tego, co mógłby zrobić to przestań. Po tym jak
przejął władzę stał się innym człowiekiem. Chociaż podejrzewam, że twoja
terapia szokowa na pewno też miała w tym swój udział – powiedział pokazując
kciuki.
Łapa roześmiała się.
- Na was mężczyzn,
tylko takie bodźce działają skutecznie – stwierdziła – Ale dla twojej wiadomości nie obawiam się Dziary, ja po prostu…
- Obawiasz się Bobra –
dokończył.
- Och pieprz się – uderzyła
go żartobliwie w prawe ramię.
- Wiesz, tak między
nami to był całkiem wierny – zażartował mężczyzna.
- Nawet nie zaczynaj.
Nie chcę go widzieć, skończymy co mamy do zrobienia tu i ruszamy dalej – odpowiedziała.
Zastanawiała
mnie historia tej całej sprawy z Bobrem. O co poszło i dlaczego teraz jest jak
jest. Łowca jakby czytał mi w myślach.
- Właściwie o co w tym
wszystkim chodzi? O ile mogę wiedzieć – dodał po chwili.
- Nie możesz – odpowiedziała
stanowczo.
- Jak chcesz. Po
prostu nie chcę niepotrzebnych kłótni – powiedział obojętnym tonem.
- Bobru ma szczęście,
że jest otoczony takimi ludźmi – włączyłem się do rozmowy.
- On szanuje nas, my
szanujemy jego. Pomógł nam wiele razy, tak samo jak my uratowaliśmy wiele razy
jego. Taka mała wymianka przysług – wytłumaczył Łowca – Dobra skoro pogadaliśmy to ja lecę. Musze
sobie zaklepać wygodne wyrko przed resztą – powiedział uśmiechając się i
odszedł w stronę budynków mieszkalnych.
- Nie rozumiem… - zacząłem.
- Nie musisz – odpowiedziała
– Chodź.
Wróciliśmy
do naszych przyczep. Przy jednej z nich skinieniem głowy przywitaliśmy kobietę,
która mieszkała w sąsiednim aucie. Łapa ucieszyła się gdy zobaczyła całą naszą
grupę, rozmawiającą o czymś. Stuknęła dwa razy w drzwi, żeby wszyscy zwrócili
na nią uwagę i przemówiła.
- Ej gromada, słuchajcie!
W przyczepie zapadała cisza. Całkowita cisza.
- Jak wiecie, albo nie
do Inowrocławia przyjechała delegacja z Torunia na czele z Bobrem i Dziarą.
Wiem, że nie ma między nami otwartej wrogości, jednak wiedźcie, że chcę uniknąć
wszelkich sprzeczek, co za tym idzie daje wam wybór. Albo zostajecie ze mną i
unikacie kontaktów z nimi, albo po prostu dołączcie do grupy Bobra. Nie będę
zła. Zrozumiem.
Wszyscy wciąż milczeli. Miczi oraz Krystian patrzyli na
siebie, a Marta i Młoda patrzyły nieco zaniepokojonym wzrokiem gdzieś przed
siebie.
Łapa
poczekała jeszcze trochę aż westchnęła.
- Czyli mam rozumieć,
że posłuchacie mnie i nie będziecie się mieszać?
- Uciekliśmy, więc
teraz nie ma o czym gadać. Mamy swoje plany – powiedziała Miczi, jakby w
imieniu całej grupy.
- Dobrze więc.
Najlepiej jak zaraz pójdziemy spać i po prostu wstaniemy jutro na spotkanie, a
następnie po ustaleniu wszystkiego ruszymy w swoją drogę. Albo zostaniemy
tutaj. Zobaczymy – mówiła Łapa, jakby zastanawiając się sama co byłoby
najlepszym wyjściem.
Ludzie
posłuchali jej i po chwili w przyczepie zgasło światło, a wszyscy zaczęli
układać się do snu. Ja, chociaż szanowałem zdanie Łapy, nie potrafiłem zasnąć
tak szybko, więc postanowiłem wyjść i przejść się jeszcze, żeby poobserwować
sytuacje w obozie. Trafiłem idealnie, bo gdy opuszczałem pole kempingowe
zobaczyłem, że przez bramę wpuszczany jest kolejny samochód. Zastanawiałem się
czy to może być ktoś z kolejnych gości i chyba zgadłem bo zobaczyłem Bena,
który wita łysiejącego mężczyznę oraz paru innych ludzi, którzy z nim
przyjechali. Z tego co zdążyłem się zorientować oprócz delegacji z Torunia
mieliśmy zobaczyć także ludzi z Drugiego Posterunku oraz obozu w Płońsku.
Zaciekawiony
podszedłem bliżej i zobaczyłem Garbusa, który obserwuje całą sytuację z boku
oparty o mur.
- Kto to jest? – zapytałem.
- Ludzie z Drugiego
Posterunku. Widzisz tego łysego kolesia? To Kapitan. Ciekawa sprawa, ogarnij,
że posterunek zamienił się z czasem w obóz większego kalibru i właściwie stał
się odrębnym miejscem, do którego przychodzą nowi ludzie. Nieźle, co? – wytłumaczył.
- Całkiem imponujące –
przyznałem – Ktoś jeszcze ma przyjechać?
- Nie, to już wszyscy.
- A grupa z Płońska? –
zapytałem.
- Oni już tu są – odpowiedział
krótko.
- Tak? Kiedy
przyjechali? Jakoś ich nie widziałem – zauważyłem zdziwiony.
- Znaleźliśmy ich z
Kondziem na wypadzie. Jak odwoziliśmy Damiana. Cztery osoby, to niedużo, ale
coś czuje, że sporo namieszają na tych obradach – założył.
- Dlaczego tak
uważasz? – zapytałem.
- Sam zobaczysz jutro.
A teraz radziłbym ci iść spać. Jutro naprawdę będzie nas czekał bardzo ciężki
dzień.
Odszedłem
od niego bez słowa, ale nie wróciłem jeszcze do przyczepy. Chciałem jeszcze
poobserwować to, co będzie się działo, oraz po prostu odpocząć. Dosiadłem się
na ławce do młodszego ode mnie mężczyzny z kozią bródką. Rozpoznałem w nim
człowieka Dziary i dobrze pamiętałem z sali, w której się witaliśmy z grupą z
Torunia. Kiwnąłem do niego głową na znak przywitania. On zdawał się mnie kompletnie
nie poznawać.
- Ciężki dzień, co? – zagadał.
- Dosyć. Masz może papierosa? – zapytałem
z nadzieją, ze zapalę.
- Jasne – powiedział
i podał mi pogięte opakowanie fajek z rozmytą etykietą. Wyciągnąłem jednego
dziękując i odpalając o zapalniczkę, którą mi podał. Zaciągnąłem się. Poczułem
jak dym spływa mi do płuc. Dawno nie paliłem, chociaż kiedyś lubiłem zajarać
okazjonalnego papierosa.
- Dymitr – powiedział
wyciągając do mnie rękę.
- Irek – zasepleniłem
z papierosem w buzi.
- Jesteś stąd? – zapytał
puszczając obłok dymu.
- Nie. Właściwie to
ostatni większy obóz w jakim byłem to Toruń – powiedziałem nie chcąc go
oszukiwać.
Rozszerzył
oczy ze zdziwienia.
- Ja też jestem z
Torunia, ale jakoś cię nie kojarzę – powiedział.
- To dłuższa historia
– odpowiedziałem uśmiechając się smutno.
- Jak uważasz. Mi tam
w sumie w Toruniu się podoba, chociaż nie zabawię tam długo. Podążam za
marzeniami… rozumiesz? – zapytał.
- W pełni – powiedziałem
myśląc o Łapie.
- A tak poza tym to
umieram z nudów. Te spotkanie pewnie będzie najnudniejszym wydarzeniem w
ostatnich tygodniach, ale cholera wie – powiedział.
- Mam nadzieję, że
będzie ciekawie. Zawsze czegoś można się dowiedzieć – stwierdziłem.
- Też bierzesz w nim
udział? – zapytał zaciągając się – To
będzie otwarte spotkanie czy jesteś kimś ważnym?
- W sumie ani to, ani
to. Po prostu udało mi się wkręcić. A ty? – zapytałem.
- To samo. Zawsze
pozostaje w cieniu, ale to chyba mi nawet odpowiada. Ja jestem od pomagania, a
nie od rządzenia jak Dziara lub Bobru.
- Wiesz, nie bycie
kimś ważnym nie zmienia faktu, że można robić coś ważnego – powiedziałem
mądrze.
- Dobrze gadasz. To
co, jutro na Spotkaniu? – zapytał wstając.
- Jutro na spotkaniu –
powiedziałem gasząc niedopałek o ławkę i rzucając go za siebie.
Gdy
odchodziłem w stronę przyczep coraz bardziej zastanawiała mnie postawa Łapy
wobec tych ludzi. Co prawda poznałem dopiero dwójkę, ale sprawiali naprawdę
dobre wrażenie. Byłem coraz bardziej
ciekaw jutrzejszego dnia, więc gdy doszedłem do przyczepy położyłem się spać w
wolnym miejscu.
Rano,
gdy się obudziłem, praktycznie wszyscy też się zaczęli przebudzać. Spotkanie
miało się odbyć dzisiaj w południe, a wydarzenie było na tyle ważne, że nikt
nie mógł spać spokojnie. Wstałem, napiłem się wody i nieco ogarnąłem po czym
opuściłem przyczepę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ludzie z sąsiednich
przyczep rozmawiali ze sobą na wiadomy temat. W całym obozie panowało
poruszenie. Wyszedłem na uliczkę przed polem kempingowym, gdzie postanowiłem
poczekać na resztę. Zanim, po dziesięciu minutach, do mnie doszli zdążyłem
zauważyć grupę z Torunia, która przechodziła niedaleko rozmawiając ze sobą,
oraz przynajmniej trzy patrole straży, które dzisiaj miały wyjątkowo trudne
zadanie bronić granic obozu oraz dodatkowo pilnować porządku na samych
obradach.
Łapa
wyglądała dzisiaj wyjątkowo bojowo. Jak zwykle ubrana na czarno, tak samo
wystroiła swoją siostrę. Szły ramię w ramię wyglądając jak lustrzane odbicia, z
tą różnicą, że jedna była wyższa i bardziej kobieca, a druga niższa z wyjątkowo
delikatną, dziewczęca urodą. Miczi i Krystek też nieco ładniej się ubrali i
szli tuż za siostrami. Ja wraz z mała Martą zamykałem pochód.
- Co będziemy tam
robić? – dopytywała się.
- Zmieniać mała – odpowiedziałem
tajemniczo.
- Ale co?
- Nasze życia. A być
może też cały świat – powiedziałem zamyślając się.
- Nie wiem czy chcę
coś zmieniać – odpowiedziała niepewnym głosikiem.
- Ze zmianami tak już
jest, że człowiek nie jest ich pewien, ale gdy w końcu nadchodzą przyjmuje je z
podniesioną głową – wytłumaczył jej.
- Od kiedy mój tata
zginął wiele się zmieniło – stwierdziła.
- I jak oceniasz te
zmiany? – zapytałem zaciekawiony jej zdania.
- Sama nie wiem. Jest
teraz inaczej…
- Po tym jak wyjdziemy
z tego budynku też będzie inaczej – powiedziałem.
Przed
budynkiem zauważyłem wszystkie pozostałe grupy, oraz ludzi z Inowrocławia. Łysy
mężczyzna, nazywany Kapitanem rozmawiał zacięcie z Dziarą, a mała grupa z
Płońska trzymała się na uboczu. Jeden z mężczyzn tłumaczył coś pozostałej
trójce wymachując żywiołowo rękami. Nagle rozległ się dźwięk pochodzący z
głośnika zawieszonego przed drzwiami. Dźwięk grał tak długo, aż na placu
zrobiła się całkowita cisza. Wydawało się, ze nawet ludzie z sąsiednich
budynków wstrzymali oddech. Głośnik umilkł na chwilę, a potem usłyszeliśmy głos
Bena.
- Witam was
wszystkich. Na początku, zanim wejdziecie do środka chciałbym wam podziękować
za zaufanie mi i przybycie tutaj. Dodatkowo mam na uwadze, że nie wszystkie
grupy za sobą przepadają i chcę wam tylko przypomnieć, że jeżeli z mojego planu
ma coś wyjść to musimy połączyć siły i zapomnieć o dawnych sporach. Wiem, że
jesteście do tego zdolni i mam nadzieję, że gdy wejdziecie do środka to
będziecie przestrzegać zasad. A teraz wchodźcie! Tylko bez przepychanek – zażartował
na koniec. Łapa spojrzała na mnie, a ja tylko kiwnąłem głową. Obserwowaliśmy
jak po kolei do środka wlewają się kolejne grupy – najpierw Toruńska, potem
ludzie z Drugiego Posterunku, następnie z Płońska, a na koniec my. Spotkanie w
końcu się zaczęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz