Rozdział 16, kolejny z perspketywy Bobra. Wszystkie grupy ruszają wykonać swoje zadanie. Bobru musi zaplanować kogo gdzie wysłać, bo to głównie jego ludzie będą się narażać, żeby ocalić Feline. Zapraszam do czytania, a po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.
POV:
Rozdział 16 - Bobru - Dzień 8-9
Irek - Dzień 8-9 - Znajduje się w Inowrocławie
Olaf - Dzień 8-9 - Znajduje się w Inowrocławie
-------------------------------------------------
Rozdział 16 (Bobru): Plan
Chociaż
byłem zmęczony po spotkaniu to cieszyłem się z tego co udało mi się ustalić.
Odkąd Dziara się zmienił musiałem przyznać, że sprawy miały się dobrze, dlatego
zastanawiałem się nawet nad pozostaniem w Ostoi. Teraz, kiedy pojawiła się
szansa bycia częścią czegoś większego, ale na własną rękę od razu ją przyjąłem.
Ten dzień mogłem uznać za prawie idealny, gdyby nie jeden fakt. Jedna osoba.
Łapa była teraz częścią Inowrocławia. Wraz z nią przebywali moi ludzie. Sam nie
wiedziałem jak zareagować na fakt, że ona żyje. Z jednej strony cieszyłem się,
bo mieliśmy sporo wspólnych chwil, których nie potrafiłem po prostu zapomnieć,
jednak z drugiej strony oszukała mnie i uciekła bez powodu. Co gorsza coraz
więcej rozmyślałem o plotkach, które kiedyś chodziły po Ostoi, jakoby to
właśnie Łapa stała za morderstwem Natalii, a nie Jakub.
Nie
wiedziałem sam czy w to wierzyć, czy nie, ale było tyle negatywnych emocji
pomiędzy nami, że nie potrafiłem nawet na nią spojrzeć. Musiałem się skupić na
zadaniu. Feline była osobą, która uratowała Cinka i Erniego swego czasu i
chociaż nie znałem jej osobiście musiałem spłacić dług. Poza tym nigdy nie
mogłem pozwolić na to, żeby Złomiarze trzymali kogoś ważnego. Jeżeli byśmy na
to pozwalali to w życiu byśmy się ich nie pozbyli. Ben był dla mnie sporym
zaskoczeniem. Zdawał się wiedzieć naprawdę dużo i rządził twardą ręką, chociaż
nie mógł chodzić. Jego ludzie byli mu posłuszni. Dlaczego w każdym obozie nie
mogło tak być?
Usiadłem
z resztą grupy z Torunia przed schodami domku jednorodzinnego, który został nam
przeznaczony, na czas spotkania. Widziałem na twarzach moich ludzi głęboki
zamysł. Sam do końca nie byłem pewien tego, co się działo.
- Czy ktoś… ma
jakiekolwiek pytania? – zapytałem.
- Wyjeżdżamy jutro,
tak? – zapytał Pablord.
- Tak, z rana – potwierdziłem.
- Wszyscy? – zapytał
Łowca.
- Nie – odpowiedziałem
od razu – Grupy są jeszcze do ustalenia,
ale wiadome jest to, że mamy teraz cztery cele i rozdzielimy ludzi pomiędzy
nie.
- Cztery? Drogi,
punkty strategiczne, Złomiarze i co jeszcze? – zapytała Ruda.
- Dwie grupy uderzą na
Złomiarzy. Jedna będzie oficjalna, druga nie – odpowiedziałem.
- Co przez to
rozumiesz? – zaciekawił się Erni.
- Wydaje mi się, że
jedna grupa powinna wjechać tam główną drogą, prosto na złomowisko. Ja będę nią
dowodził bo znam to miejsce i wykorzystam wszelkie plusy tego faktu. Druga z
kolei uderzy na jeden z obozów Złomiarzy. Najlepiej ten najbliżej Płońska. Kto wie,
może właśnie tam znajdą Feline – wytłumaczyłem drapiąc się po brodzie.
- Nie podoba mi się to
wszystko. Mieliśmy uciekać. Teraz ratujemy nieznaną nam osobę – wtrącił Pablord.
- Pabi, ona nas
uratowała. Gdyby nie pech, możliwe, że stalibyśmy tu teraz z Cinkiem. Zrozum
to… - powiedział Erni.
- Nie spotkałeś
Złomiarzy. To są bandyci. Zwykli bandyci – powiedział.
- Dlatego powinieneś
zrozumieć, że ona jest tam zdana na ich łaskę. Czy chciałbyś, żebyśmy cię
zostawili wiedząc, że żyjesz i jesteś tam przetrzymywany? – Erni powoli
tracił cierpliwość.
- Jeżeli ryzykowałbym
życiem paru osób to na pewno – odpowiedział stanowczo Paweł.
- Dobra wystarczy – przerwałem
– Mam już nawet plan jak to wszystko
rozegrać. Erni oraz Rekin, wy załatwicie drogi z ludźmi z Inowrocławia – powiedziałem.
- My? – zapytał
Erni patrząc na Rekina.
- Znasz te drogi
najlepiej z nas. Poza tym to odpowiednie zadanie dla ciebie. Jak ty to zrobisz,
to będzie solidnie. Poza tym wiem, że zadbasz o oczyszczenie tras do Torunia i
Płocka – powiedziałem.
Skinął
tylko głową, a ja mówiłem dalej.
- Punktami zajmiecie
się wy – wskazałem Rudą i Dymitra – oraz
ty, Karol – powiedziałem w stronę Giganta. Oni nawet nie dyskutowali.
Widocznie odpowiadała im ta rola, chociaż przez chwilę wydawało mi się, że widziałem
zaniepokojenie na twarzy najwyższego z nas.
- Wszystko w porządku?
– zapytałem go.
- Tak… - powiedział
spokojnym głosem. Nie przekonał mnie, mimo to kontynuowałem.
- Do pobocznej grupy
uderzeniowej chciałbym włączyć ciebie Łowco. Podejrzewam, że Ben oraz ludzie z
Płońska będą też tam się wybierali, więc chciałbym, żebyś miał na nich oko – powiedziałem
mrugając. Twarz Łowcy na początku nie wyrażała nic, ale kiedy załapał żart
zaśmiał się i poklepał po opasce na oko.
- No tak – powiedział.
- Cała reszta oprócz
Dziary jedzie ze mną – powiedziałem, mając na myśli Józefa oraz Pablorda – Ty Dziara musisz kontrolować sytuacje. Poza
tym, mam nadzieję, że rozumiesz i nie masz nic przeciwko? – zapytałem.
- Twoi ludzie Bobru.
Wierzę i ufam twoim osądom i zrobię jak powiesz – powiedział.
Nagle
podeszła do nas grupa ludzi. Byli to moi ludzie oraz ekipa z Płońska.
Zamilkliśmy. Widziałem jak wszyscy obserwują mnie i Łapę. Nie wiedziałem
kompletnie co powiedzieć, ale ona wykonała pierwszy krok.
- To co kochaniutki? Masz
jakiś plan? – zapytała.
Czułem jak przechodzi mnie dreszcz. Starałem się zignorować
to uczucie.
- Cieszę się, że
pytasz. Tak się składa, że mam. Dobrze was widzieć po takim czasie – powiedziałem,
nie dając po sobie poznać jak wiele znaczyły dla mnie jej słowa.
- Jak się okazało,
miałeś rację. Jak zwykle – powiedziała – Ale o tym później. Mam nadzieję, że poświęcisz mi trochę swojego czasu.
Póki co mamy robotę do zrobienia. A więc, co wykombinowałeś? – zapytała.
Dopiero
teraz mogłem się przyjrzeć ludziom, których nie widziałem od miesiąca. Na
spotkaniu siedzieli kawałek ode mnie, a teraz stali krok dalej. Szybko jednak
wyłapałem coś, co mnie poważnie zaniepokoiło.
- Gdzie jest Magda? – zapytałem.
Widocznie to był błąd, bo usłyszałem jak Krystek głośno wciąga powietrze, a na
jego twarzy pojawia się smutek.
- Nie żyje. Choroba ją
zniszczyła – powiedział mężczyzna, którego, jako jedynego z grupy, nie
kojarzyłem. Wiedziałem, że ma na imię Irek i z tego co zdążyłem usłyszeć był
kiedyś więźniem Dziary, ale ani nie znałem powodu, ani go nie chciałem poznać.
Słowa te jednak zasmuciły mnie. Pamiętałem jak dzisiaj, gdy spotkałem ją po raz
pierwszy. Zawsze była rozgadana i ciekawska. Chciała nawet ukraść nam Potwora i
gdyby nie Sołtys, to by to zrobiła. Jego jednak też już nie było z nami. Nie
lubiłem wspominać zmarłych. Chociaż miałem z nimi pozytywne wspomnienia, to
przerażał mnie fakt, że ich po prostu nie ma już na tym świecie.
Postanowiłem
jednak pozostawić negatywne emocje za mną i przejść do sedna. Miałem parę
dodatkowych osób do rozdzielenia i zadziwiał mnie fakt, jak pewnie za mną
podążali.
- Dobrze. Połowy z was
nie znam, ale wiem jak ważne dla was jest odbicie Feline. Żałuje, że jej nie
poznałem i mam nadzieję to nadrobić jak najszybciej. Wiem jak to boli.
Złomiarze porwali też jednego z naszych ludzi, kiedy byliśmy tam ostatnio. Do
dzisiaj nie wiemy czy zginął, czy jest tam przetrzymywany – zacząłem – Słyszałem jak zgłaszałeś się na ochotnika do
stworzenia punktów strategicznych – powiedziałem do Irka – Jeżeli chciałbyś z nim pojechać Krystek to
mielibyście już pięcioosobowy skład, który powinien wam wystarczyć. Z moich
ludzi wysyłam tam Giganta, Dymitra oraz Natalię – powiedziałem
przedstawiając ich szczególnie ludziom z Płońska, ale też Irkowi.
- Mi pasuje – stwierdził
po chwili namysłu Krystek.
- Cieszę się. Ogólnie
musze was uświadomić, że dwie ekspedycje ruszą w stronę obozu Złomiarzy. Jedna
oficjalna, a druga, która będzie ubezpieczała tyły. Do tej drugiej chciałbym
dodać waszą czwórkę – powiedziałem wskazując ludzi z Płońska.
- Wybacz Bobru – powiedział
zmęczonym głosem Olaf – Ale cholera jasna
chciałbym być w głównej ekspedycji. Chcę ją uratować, a nie pilnować tyłów. To
moje własne pieprzone porachunki – wtrącił.
Westchnąłem
cicho. Podszedłem do niego tak, że nasze nosy prawie stykały się ze sobą.
- Nie obraź się, ale
mam plan. Rozumiem potrzebę bycia w centrum akcji, ale uwierz mi, że chcę
dobrze dla twojej szefowej. Ryzykuje życiem moich ludzi! Rozumiesz to? – podniosłem
głos – Uwierz mi, że nie robi tego na
złość tobie, czy twoim ludziom. Po prostu wy lepiej znacie tereny przy Płońsku.
Właśnie w takim obozie, który jest niedaleko waszego obozu może być Feline.
Musisz tam być, bo jestem pewien, ze znasz go najlepiej z nas wszystkich –powiedziałem.
Widziałem na jego twarzy złość, ale w końcu wkradło się też
miejsce na zrozumienie.
- Lepiej żeby to
zadziałało – wysyczał przez zęby – Bo
jak nie to najpierw wybije ich pieprzony obóz, a następnie wrócę żeby ci o tym
powiedzieć. A wtedy nie będę miły – zagroził.
Nie miałem zamiaru się z nim kłócić. Rozumiałem emocje,
które się w nim gotowały.
- I to jest duch walki
– powiedziałem tylko wesołym tonem – Oprócz
waszej czwórki chcę żeby pojechała tam Łapa i jej siostra, o ile Młoda nie chce
zostać tutaj – dodałem.
- Bo? – zapytała
Łapa – Myślałam, że lubisz ze mną
podróżować – powiedziała uśmiechając się wrednie.
- Bo taki jest plan – odpowiedziałem
spokojnie, bez emocji.
- Jeżeli uważasz, że
tak będzie lepiej… Możemy pogadać? Bo podejrzewam, że to wszystko – powiedziała.
- Właściwie tak. Jutro
z rana przy wyjeździe. Erni i Irek musicie poprosić Bena o jakichś dodatkowych
ludzi jeżeli oczywiście chcecie, ale myślę, że to się przyda – powiedziałem
– A teraz muszę was przeprosić – powiedziałem
niepewnym głosem patrząc na Łapę. Ludzie rozeszli się. Wydawali się całkiem
podekscytowani, jeżeli można było się cieszyć w jakikolwiek sposób z podobnej
wyprawy.
Odszedłem
na bok wraz z Łapą. Czułem się niezwykle niezręcznie, właściwie było to tak
zaskakujące uczucie, że ciężko było mi je określić. W końcu kiedy zaczęło się
to wszystko i na ulicach pojawiły się trupy to wszelkie granice zdawały się
zanikać. Tutaj jednak wyraźnie czułem zawstydzenie. Zupełnie jak rozmawianie z
kimś, z kim miało się sprzeczkę i teraz próbowało się odbudować sytuacje. Gdyby
to był kto inny prawdopodobnie skończyłoby się na bójce, bądź nawet gorzej. Ale
to była ona. Musiałem jej wysłuchać.
- Co się z tobą stało?
– zapytałem – Wczoraj unikałaś mnie i
spoglądałaś jakbyś miała ochotę mnie zabić, a dzisiaj… zachowujesz się jakby
nic się nie stało – powiedziałem.
- Kobieta zmienną
jest, prawda? – zapytała – Mam
dzisiaj dobry humor i chcę wyjaśnić sprawę z tobą. Raz na zawsze, bo kto wie
jak zakończy się nasza misja? Co prawda mordowanie tych skurwysynów sprawi mi
nieziemską przyjemność, ale kto wie czy jeden z tych skurwysynów nie dopadnie
mnie. Przechodząc do rzeczy, uciekłam od Torunia i od Dziary. Nie od ciebie.
Wiem, że to wyglądało inaczej, ale muszę przyznać, że chociaż poznałam mnóstwo
osób, odkąd to wszystko się zaczęło, a mimo to nikt nie zna mnie lepiej niż ty.
Nawet moja siostra – wyznała, a w jej oczach pojawiło się coś co przez
chwilę wyglądało jak łzy. Udałem jednak, że nie widzę tego. Nie chciałem
widzieć czegoś takiego u osoby, która była taka jak Łapa.
- I czego obawiałaś
się z mojej strony? – zapytałem zaskoczony – Że nie pozwolę ci jechać? Że zrobię scenę i będę cię błagał o zostanie?
Dobrze wiesz, że nie zrobiłbym czegoś takiego. Pamiętasz naszą umowę z młyna w
Królowym Moście? Była prosta, nie ograniczała w granicach zdrowego rozsądku
oczywiście. Nie mogłem cię trzymać jakbyś była moją zabawką, bo jesteś osobą i
w pełni cię szanuję. Przyznam, że twój odjazd połączony z odjazdem paru osób z
mojego obozu mnie zabolał, ale nie byłem zły, raczej smutny – mówiłem,
zauważając nagle, że Łapa zatrzymała się. Ledwo zdążyłem się odwrócić, a
poczułem jej usta. Natarła na mnie i poczułem jak przyciska mnie do ceglanej
ściany budynku obok.
- Między nami spoko? –
zapytała przerywając na chwilę pocałunek. Odpowiedziałem jej tym samym
oddając pocałunek. Jakim słabym
człowiekiem jesteś, powiedziałem sam do siebie w myślach.
Gdy
wróciliśmy z naszej przechadzki było dokładnie tak samo jak w Toruniu.
Tworzyliśmy dziwną parę, która znacznie się różniła od takiego Dymitra i Rudej,
czy Erniego i Karoliny, ale to podobało mi się. Wieczór spędziłem w dobrym
towarzystwie. Wraz z moimi przyjaciółmi słuchaliśmy opowieści Łapy o podróży na
południe z Irkiem i ich dalszych przygodach, aż do dotarcia do Inowrocławia. Co
ciekawiło mnie najbardziej, był z nami nawet Dziara.
- Mam nadzieję, że nie
jesteś na mnie zły, co szefie? – zapytała Łapa.
- Powiedzmy, że twoje
nietypowe metody resocjalizacji pomogły mi i jesteśmy kwita – powiedział
uśmiechając się lekko – Ale następnym
razem nie ujdzie ci to płazem, więc uważaj – dodał po chwili.
- Jaasne – powiedziała
przeciągle.
- Przepraszam, że
spytam, ale jestem niesamowicie ciekawy-
zaczął Łowca – Dlaczego
trzymałeś Irka w niewoli?
Wolałem uniknąć tego typu pytań, bo ledwo co zakończony spór
mógł rozgrzać się na nowo. Całe szczęście Irek okazał się być zdystansowanym
mężczyzną, który nie rozpamiętywał sytuacji. Takie same podejście miał Dziara.
Wciąż zaskakiwała mnie jego przemiana.
- Uwierzcie mi lub
nie, ale więziłem Irka dla jego dobra. Wiem, że to kiepskie okazywanie tej
dobroci, ale gdyby trafił w ręce Złomiarzy, a ci dowiedzieliby się o jego
„mocach” to miałby przejebane – powiedział – A, że do pewnego momentu nie wiedziałem komu ufać wolałem nie pokazywać
go nikomu. I przyznaję, że głupio mi z tego powodu, ale mam nadzieję, że
wybaczy mi kiedyś – powiedział.
- Zobaczymy. Chociaż
rzeczywiście musze przyznać, że pomimo zniewolenia nie byłem traktowany źle. Co
nie zmienia faktu, że nie chciałbym przeżyć tego jeszcze raz – stwierdził
Irek uśmiechając się smutno.
Wszystko
wydawało się układać po mojej myśli. Miałem nadzieję, że tak samo będzie
jutrzejszego ranka. Z tymi pozytywnymi
myślami położyłem się spać. Obudziłem się wyjątkowo późno, gdy wszyscy byli już
na nogach. Potrzebowałem odpoczynku i spełnienia. Wstałem i przeciągnąłem się
witając z resztą.
- Jak nastroje przed
drogą? – zapytałem.
- Pozytywnie… raczej –
przyznał Pablord.
- Jak się czujesz
kumpel? Na pewno dasz radę? – zapytałem.
- Tak. Nie chcę już
dłużej gnić – stwierdził.
Pół
godziny później, po obfitym śniadaniu, poszliśmy w stronę bramy wyjazdowej.
Zamieniliśmy ostatnie słowa z Benem, który życzył nam powodzenia i wsiedliśmy
do Zbłąkanego Ocalałego. Naszym kolejnym przystankiem był Toruń, w którym
miałem zamiar zabrać dwie dodatkowe osoby do naszego składu. Dziara został w
Inowrocławiu wraz z Martą, która postanowiła poczekać tu na powrót Krystka.
Dziewczynka zachowywała się dzielnie, pomimo tego, że zostawialiśmy ją w takim
miejscu. Grupa, w której była Łapa wyjechała przed nami skręcając na wschód.
Erni i reszta zajmująca się oczyszczaniem dróg miała nas podwieźć do Torunia,
gdzie zamienimy transport na coś mniej widocznego i stamtąd planowali
pojechanie dalej. Irek właśnie pakował się z resztą do ciężarówki wraz z
materiałami budowlanymi do budowy punktów strategicznych. Widziałem długie
słupy i zwoje płótna, które miały stworzyć flagi. Nie miały one żadnego wymyślonego
wzoru, były po prostu czerwone.
Gdy
pożegnaliśmy się z nimi wszystkimi weszliśmy na pokład autobusu i rozsiedliśmy
się. Ruszyliśmy po chwili. Miczi rozmawiała o czymś z Pablordem, a Rekin
przedstawiał plan oczyszczania grup trzem ludziom z Inowrocławia, którzy się z
nami zabrali. Erni oczywiście kierował, więc nie zwracał uwagi na nas tylko na
drogę. Ja usiadłem z tyłu wraz z Józefem i rozmawialiśmy.
- Bobru… mogę cię o
coś zapytać? – zaczął ksiądz.
- Tak?
- Wiesz, zastanawiałem
się nad tym jak działamy. Rozumiem, że świat schodzi na psy, ale teraz jesteśmy
na dobrym początku odbudowywania cywilizacji. Nie uważasz, że warto by było się
też… ucywilizować? – zapytał.
Nie do końca zrozumiałem jego pytanie.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, to że
będziemy mieli czyste drogi, wsparcie innych i inne pierdoły nie zmienia faktu,
że będziemy ludźmi, którzy zrobią wszystko żeby przetrwać. Może wystarczy… - tu
przerwał na chwilę, bo całym autobusem wstrząsnęło gdy Erni staranował
maszerującego po drodze trupa – jeżeli
będziemy bardziej… ludzcy? – dokończył myśl.
- Nie wiem czy osoby,
które opisujesz nie są już od dawna martwe. Właśnie ci, którzy zaufali
zazwyczaj się na tym mocno przejeżdżają. Ja też zaufałem paru osobom, które
mnie zawiodły. Co prawda były też takie, które mnie pozytywnie zaskoczyły, nie
zmienia to jednak faktu, że nie można ufać ludziom. Każdy teraz myśli o
przetrwaniu. To taki plan. Plan życia – skończyłem myśl filozoficznie.
- Masz racje, trzeba
uważać, ale czy nie uważasz, że każdy powinien mieć szansę? Chociaż tą jedną,
malutką? Karma bracie. Chociaż wierzę w Boga to wierzę też w to, że dobre
uczynki wracają do nas w takiej samej formie – wytłumaczył egzorcysta.
- Sam nie wiem Józefie
– powiedziałem, chociaż w mojej głowie myśli szalały. Miał trochę racji.
Zastanawiałem się ile zabitych przeze mnie osób mogło okazać się cennymi
sojusznikami, a nawet przyjaciółmi. Obawiałem się jednak, że moment zawahania
może mnie wiele kosztować. Chociaż
spałem długo w drodze do Torunia przysnąłem na trochę i obudziłem się jak
przejeżdżaliśmy południowym wjazdem.
Wysiedliśmy
wraz z Miczi, Józefem i Pablordem i pożegnaliśmy się z załogą autobusu. Nie
czekając długo ruszyłem w celu znalezienia Wiktorii oraz Michaela. Wiktoria
była już kiedyś ze mną Pablordem i Jonaszem na terenach Złomiarzy i chociaż
wiedziałem, że nie wspominała tej wyprawy dobrze to warto mieć kogoś, kto znał
teren. Michael z kolei był świetnym strzelcem i dobrze posługiwał się kijem. Na
moje szczęście gdy otworzyłem drzwi do Kwatery Głównej, to zobaczyłem dwójkę
spisującą jakieś raporty.
- Cieszę się, że was
widzę – powiedziałem na przywitanie.
- Bobru! Coś się
stało? Gdzie jest Dziara? – zapytała Wiktoria.
- Długo by opowiadać.
Chodźcie ze mną i wytłumaczę wam wszystko po drodze. Weźcie ekwipunek
Czerwonych Flar – poprosiłem.
Po pięciu minutach byłem już w drodze na miejsce, gdzie
zostawiłem resztę ekipy. Wiktoria i Michael wiedzieli mniej więcej jak
przebiegł wyjazd i co planowaliśmy.
- To mówisz, że
spiknąłeś się znowu z Łapą? – powiedziała uśmiechając się Wiktoria.
- Naprawdę tylko to
wyłapałaś z całej opowieści? – zapytałem nieco rozdrażniony.
- No nie, ale cieszę
się. Widać, że za nią tęskniłeś – stwierdziła klepiąc mnie po plecach.
Miała racje.
Wsiedliśmy
do sporego auta terenowego. Pablord kierował, tak samo jak to było ponad
miesiąc temu, gdy wracaliśmy z Trzeciego Posterunku. Wyjechaliśmy z miasta i
ruszyliśmy na północ.
- To gdzie dokładnie
jedziemy? – zapytał Pablord.
- Na złomowisko – powiedziałem.
- Tak po prostu? – zdziwił
się.
- Tam jest największa
szansa na to, że spotkamy tą rudą kobietę, która nimi dowodzi. Ona będzie
musiała wiedzieć gdzie jest Feline – stwierdziłem.
- I co myślisz, że o
tak o nam powie? – zapytała Wiktoria.
- Jeżeli ją
odpowiednio przekonamy. To jest centrum ich działania. Jeżeli Feline nie będzie
w obozie, który sprawdza Łapa z resztą to będzie właśnie niedaleko Grudziądza.
Mimo to proszę was o zachowanie całkowitej ostrożności. To bardzo niebezpieczna
misja, a ja bardzo nie chcę was narażać. Po prostu zróbmy swoje i wracajmy. Bez
zbędnego ryzyka – wygłosiłem, a reszta przytaknęła.
Około
pół godziny później byliśmy już daleko od jakiegokolwiek naszego terenu.
Znajdowaliśmy się w dziczy, a już niedługo mieliśmy być na terenie wroga. Lasy
i pola walczyły między sobą za naszymi oknami, przewijając się na przemian.
Widziałem też odległy dym, ale nie chciałem wiedzieć, co tam jest. Nie mieliśmy zresztą czasu aby to
sprawdzić. Wraz z zbliżaniem się do
miejsca, gdzie po raz pierwszy trafiliśmy na Złomiarzy nastroje zaczynały się
stopniowo zmieniać. Rozmowy ucichły, a wszyscy patrzyli ostrożnie wokół.
Słychać było tylko dźwięk naszego silnika. Dwa trupy poruszały się wolno lewą
stroną drogi, ale minęliśmy je bez zatrzymywania się. Wtedy zobaczyłem spory
wrak stojący po prawej stronie drogi. Wiedziałem co to oznacza. Wstrząsnął mną
dreszcz. Nerwowo przejechałem dłonią po karabinie, który wziął dla mnie
Michael.
Znajdowaliśmy
się na terenach Złomiarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz