Rozdział 23, kolejny z perspektywy Irka. Wraz z resztą Irek stawia ostatnie punkty. Cała grupa coraz bardziej zagłębia się w nieznane terytoria. Są bardzo zmęczeni i chcą jak najszybciej wrócić do domu.
POV:
Rozdział 23 - Irek - Dzień 10 - 11
Bobru - Dzień 10-11 - Jest w Grudziądzu
Olaf - Dzień 10-11 - Jest w okolicach Grudziądza
----------------------------------------
Rozdział 23 (Irek): Przemarsz
Chociaż
przysypiałem, to co jakiś czas się budziłem, żeby zobaczyć, gdzie aktualnie
jesteśmy. Wyjeżdżaliśmy jeszcze bardziej na wschód. Były to tereny znajdujące
się daleko od znanych mi obozów i wiedziałem, że będzie tu coraz ciężej.
Zostało nam jeszcze pięć punktów i każdy był kawałek dalej od następnego. Nie
wiedzieliśmy, czy nie ma tu innego obozu, gdzie ocalali starają się przetrwać,
tak samo jak my w Toruniu czy Inowrocławiu. Chociaż Ben nie wspominał nam o
niczym, to wciąż istniało takie ryzyko.
Wszyscy
byli zmęczeni. Chciałem jednak, żebyśmy
jak najszybciej wykonali tę misję i wrócili na nasze tereny. Byłem coraz
bardziej ciekaw co dzieje się w tym czasie z pozostałymi grupami. Każdy miał
swoje zadanie i chociaż nasze póki co nie sprawiało większych problemów, to
byłem pewien, że grupy uderzające na Złomiarzy mogły mieć tarapaty. Każdy
jednak miał swoje zadanie i od ich powodzenia zależało wiele rzeczy, ale przede
wszystkim pokój i sojusz między okolicznymi obozami.
- Nie powinniśmy się
gdzieś zatrzymać? Ledwo widzę na oczy – zapytał Krystek.
- Jak u ciebie Dymitr?
– zapytał Gigant.
- Też bym się
przekimał. Nie jest jeszcze najgorzej, ale jeszcze z godzina i usnę przed
kółkiem.
- Ja mogę cię zmienić
– zaproponowała kobieta z Inowrocławia.
- No nie wiem
paniusiu. Póki co twój szef wysłał nas na te pustkowia bez żadnego szczególnego
powodu. Dalej mam w głowie to, że może nas wyniszczać żeby zaatakować w
odpowiednim momencie. Przecież teraz taki Toruń jest podatny na każdy atak… - wystrzelił
nagle Dymitr.
Słyszałem
jak nasza towarzyszka wciągnęła głośno powietrze.
- Jak śmiesz… Ben próbuje
pogodzić wszystkie okoliczne obozy. A ty oskarżasz go o coś takiego? – w
jej głosie, pomimo zmęczenia, słychać było złość.
- Jeżeli w tym świecie
przestrzega się jakichś zasad, to najważniejszą jest „nie ufaj nikomu”. Czy to
takie dziwne, że nie ufam tajemniczemu człowiekowi na cholernym wózku
inwalidzkim, który wydaje się wiedzieć wszystko?
- Ej spokój! – krzyknąłem
– Ja usiądę za kółko. Po prostu jedźmy.
Nie chcę przebywać na tych ziemiach dłużej niż trzeba. Załatwmy ostatnie pięć
punktów i wracajmy do naszych.
Dymitr zatrzymał auto i piorunując spojrzeniem kobietę
usiadł na boku przy Rudej. Ja, pomimo zmęczenia ruszyłem dalej. Kolejny punkt
na mapie, był zaledwie kawałek od nas.
Dojechaliśmy
na polanę. Powoli zatrzymałem pojazd.
- Sprawdźmy wszystko
ostrożnie – poprosiłem. Chociaż polana była otwarta i nigdzie w okolicy nie
było widać budynków, to na jej środku szło parę trupów. Wyszliśmy na zewnątrz.
Krystek oraz Ruda zaczęli rozpakowywać materiały, a ja z Gigantem podeszliśmy
do przodu. Zombie szybko odwróciły się w naszą stronę i zaczęły powoli człapać,
wyciągając powykręcane kończyny w naszą stronę. Zawsze zastanawiałem się co
niektóre z nich musiały przeżyć żeby tak wyglądać. Powyłamywane z zawiasów
szczęki, porozrywane policzki, wykręcone, połamane ręce, wygięte nogi, a to
wszystko jedna nie zatrzymywało ich przed dalszą wędrówką i zabijaniem każdej
żywej istoty.
Gigant
ze świstem wyciągnął swój miecz i przeciął głowę pierwszego trupa na pół. Ja
rzuciłem się na drugiego, najpierw kopiąc go, a potem dobijając leżącego. Szło
nam całkiem sprawnie. Po tylu miesiącach życia w tym świecie człowiek w końcu
dostosował się do walki z nimi. Chociaż nie każdy. Byłem pewien, że połowa
mieszkańców Torunia, przy bliższym spotkaniu z zombie panikowałaby i nie
wiedziała co robić. To był błąd dowódców, że nie przeprowadzali pełnego
szkolenia, żeby każdy mieszkaniec mógł się obronić. Czułem jednak, że gdy stado
zbliży się nieco do naszych terenów to ludzie sami będą chcieli nauczyć się
bronić.
Było
wiele podziałów ludzi, ale jednak najważniejszym był ten, który dzielił ich na
ocalałych z drogi oraz tych, którzy od początku trzymali się bezpiecznych murów
obozów. Na drodze trzeba było walczyć o swoje i nigdy nie było bezpiecznie. W
obozie z kolei ludzie byli cały czas chronieni i nie do końca zdawali sobie
sprawę, że to nie jest tak proste jak na filmach i jeden nieuważny ruch mógł
kosztować życie, albo utratę kończyny. To była ciągła walka. Ja miałem łatwiej,
ponieważ ugryzienie nie mogło mnie zabić, ale wciąż byłem podatny na wiele
innych rzeczy.
Gigant
zamachnął się po raz ostatni i kiwnął głową na znak, że to już wszystko. Ja
pomachałem w stronę wozu, dając im do zrozumienia, że jest bezpiecznie i ci
chwilę później rozpakowywali potrzebne rzeczy na polanie. W pocie czoła i przy
wschodzącym powoli słońcu, zajmowaliśmy się standardową procedurą. Było kopanie
dołu, wygładzanie go, nasuwanie zabezpieczenia na słup, stawianie słupa,
przymocowanie zabezpieczenia, zasypanie ziemią fundamentu, a następnie
rozwieszenie flagi. Była to robota na góra godzinę, więc gdy skończyliśmy
słońce już wychyliło się całe zza horyzontu i przywitało nas nowego dnia.
- Myślę, że warto się
tu na chwilę zatrzymać i odpocząć. Zjedzmy coś, bo konam z głodu – zaproponował
Gigant.
- W sumie nie
zaszkodzi zatrzymać się na parę minut – powiedziałem.
- No to postanowione –
ucieszyła się Ruda i wraz z kobietą z Inowrocławia zaczęły przynosić nasze
zapasy. Mu usiedliśmy na pieńkach obok nowo powstałego punktu i czekaliśmy na
nasze porcje.
- Nie podoba mi się ta
baba. Ogólnie cały Inowrocław – zaczął nagle Krystek.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- Wiesz ta cała iluzja
obozu to bujda. Widziałeś co ze mną zrobili gdy ten buc mnie zaatakował. Udają,
że mają zasady, wiedzą wszystko i kontrolują całą okolicę, ale tak naprawdę,
gdyby Toruń chciał to by ich wymordował i przejął. Nawet nie chodzi tutaj o
liczebność. Jakościowo na jednego człowieka z Ostoi przypada pięciu z
Inowrocławia – w jego słowach było sporo prawdy, ale zaskoczył mnie ton
jakim to powiedział. Mogło się wydawać jakby szczerze nienawidził tego miejsca.
- Może i masz racje,
ale Ben wydaje się wiedzieć dużo. A my musimy wiedzieć jak najwięcej – powiedziałem.
- Mam nadzieję, że nie
robimy teraz czegoś, co sprowadzi na nas kłopoty… - powiedział po cichu.
- Myślisz, że te
punkty to znak do kogoś? Do innego obozu? Typu „chodźcie tędy i dojdziecie do
Ostoi”? – zapytałem nieco przerażony taką opcją.
- Ja nic nie mówię
stary. Ale nie zdziwię się jak obudzimy się pewnego dnia otoczeni, a Inowrocław
będzie miał to w dupie. Ci ludzie… - przerwał, gdy zobaczył, że kobieta i
Ruda wracają – Wrócimy później do tej
rozmowy.
Jego słowa dawały mi nieco
do myślenia. Co prawda nie lubiłem myśleć negatywnie i zawsze starałem się
pocieszać innych, ale gdy teraz usłyszałem tę teorię od Krystiana to zacząłem
widzieć to wszystko z innej strony. Jak ciężko było zaufać w tych czasach.
Właściwie mógł on mieć rację, mogliśmy być tak zmanipulowani, że nawet nie
wiedzieliśmy o tym, że zakładamy pułapkę sami na siebie. Byłem ciekaw dalszego
przebiegu rozmowy, ale teraz liczyło się tylko jedzenie i ruszenie dalej, aby
jak najszybciej załatwić niezbędne sprawy i wrócić.
Kolejne
dwa punkty załatwiliśmy w podobny sposób, bo były umiejscowione na otwartym
terenie, gdzie po przeczyszczeniu okolic z zombie praca był prosta i przyjemna.
Słońce w końcu znalazło się wysoko na niebie, chociaż pogoda zapowiadała
nadchodzący deszcz. Zmęczenie dawało się we znaki, ale byłem dosyć wytrzymałym
człowiekiem i wiedziałem, że do mogę sobie pozwolić na poprawne funkcjonowanie
do końca dzisiejszego dnia.
- Zostały dwa, każdy
bardziej wysunięty na wschód od poprzedniego – stwierdził Dymitr siadając
za kółkiem.
- Sam powrót do
Inowrocławia zajmie nam parę godzin – powiedział ze smutkiem Gigant.
- Spokojnie panowie,
to już ostatnie dwa. Jeszcze trochę wysiłku i z rana będziemy już w domu.
Miałem
nadzieję, że moje słowa jakkolwiek pomagają reszcie, chociaż zdawałem sobie
sprawę z tego, że są oni bardzo zmęczeni. Mogło to doprowadzić do głupich
błędów, ale musiałem być pewnym siebie i swoich umiejętności, żeby zapobiec
ewentualnej katastrofie. Kolejny z punktów znajdował się przy rzece niedaleko Nowego
Dworu Mazowieckiego, czyli miejsca całkiem niedaleko Płocka, w którym Bobru
planował się osiedlić według postanowień Wielkiego Spotkania Ocalałych. Być
może miał być to też mój nowy dom, bo póki co czułem się dobrze w tej grupie i
chociaż było tu parę cięższych charakterów to dogadywałem się z większością.
- Stacja paliw? Tu
jest napisane, że będziemy mieli nawet fundament, wystarczy tylko przewiesić
flagę – powiedział ze zdziwieniem Krystek.
- Czyli wychodzi na
to, że ktoś kiedyś już to robił – powiedziałem.
- Tak, Ben wysyłał już
parę razy osoby do tej roboty, ale nigdy na taką skalę – włączyła się do
rozmowy kobieta – W Inowrocławiu dbamy o
stały dostęp do informacji – powiedziała.
- Ech czemu
dowiadujemy się takich rzeczy dopiero pod koniec drogi – powiedział
Krystek. On i Dymitr byli negatywnie nastawieni i podziwiałem kobietę, za to,
że nie wchodziła z nimi w większe kłótnię.
- A co by to zmieniło?
Ja też nie wiem jakie macie schematy działania w Toruniu. Nasze obozy dopiero
się poznają – powiedziała.
- Taa… nie wiecie – szepnął
ironicznie i dosyć głośno Dymitr.
- Przestaniecie w
końcu? – poprosiła Ruda – Mamy
budować cywilizacje, a nie obrażać się na każdym kroku. Skupmy się na zadaniu i
wracajmy do cholernego domu.
To
ostatecznie skończyło dyskusję. Atmosfera była napięta, a zmęczenie tylko
prowokowało do głupich decyzji. Wkrótce dojechaliśmy do niedużego miasteczka
sąsiadującego z Płockiem. Trzymało się ono całkiem nieźle jak na Apokalipsę.
Byłem gotów powiedzieć, że ktoś je oczyszczał, ale poza tym, że ulicę nie były zawalone
wrakami i nie widać było zbyt wiele trupów, to zdecydowanie nie widać też było
oznak żadnego obozu, lub życia.
- Ktoś musiał to
oczyścić, ale ostatecznie zrezygnował z życia tutaj – stwierdził Gigant,
gdy Dymitr powoli skręcał w centrum miasta – Stacja paliw jest na obrzeżach. Załatwmy to szybko i spadajmy, bo mimo
wszystko coś mi tu nie pasuje.
Też czułem jakby coś wisiało w powietrzu. Był środek dnia, a
mimo to puste ulice wyglądały upiornie. Przejeżdżałem przez wiele zniszczonych
wiosek, miast i miasteczek, ale nigdy nie widziałem takiego, które było
oczyszczone, ale też opustoszałe. Coś tu było nie tak i w głowie układały
mi się nieciekawe wizje. Znajdowaliśmy
się niebezpiecznie blisko Warszawy, z której, z tego co mówił Ben, grozić nam
może spotkanie z sporym obozem Ocalałych oraz największym stadem zombie jakie
mogliśmy sobie wyobrazić.
Znaleźliśmy
w końcu stację, o której mówiła mapa. Była ona położona na obrzeżu, niedaleko
sporego sklepu meblowego oraz kilku dużych magazynów przemysłowych. Zrobiło się wyjątkowo ponuro, kiedy
zobaczyliśmy dwa wiszące na sznurach trupy, które machały bezsilnie rękoma w
naszą stronę. Ponury los musiał spotkać tę dwójkę. Wysiedliśmy i ponownie
rozdzieliliśmy. Ja z Gigantem poszliśmy sprawdzać teren stacji, a reszta zajęła
się wypakowaniem materiałów. Flaga, o której mówiła kobieta z Inowrocławia
rzeczywiście powiewała spokojnie na wietrze, ale w przeciwieństwie do naszej,
była zniszczona i miała kolor niebieski.
Na
całej stacji nie było zbyt dużo trupów. Znaleźliśmy dwa przygniecione
kontenerem na śmieci na tyłach, oraz jednego w środku. Zajęliśmy się nimi bez
żadnych problemów, po czym wróciliśmy do naszych żeby im pomóc z ustawianiem
punktu. Dymitr podszedł do słupa i zaczął kręcić korbą, żeby zdjąć aktualną flagę,
a my spokojnie czekaliśmy, rozglądając się na około. Wydawało się jednak, że
jest czysto. Nie mieliśmy żadnych problemów. To była miła odmiana w porównaniu
z innymi punktami. Założyliśmy sprawnie naszą flagę po czym wciągnęliśmy ją na
szczyt.
- Załatwione – powiedział
Dymitr – Został ostatni punkt i możemy
wracać.
Nagle na horyzoncie
zauważyliśmy dym. Odległy, ale dobrze widoczny.
- To jest wschód? – zapytał
Krystek.
- Bardziej południe.
Nie na naszej drodze. Ale cholera i tak nie wygląda to obiecująco – powiedziałem.
- Myślicie, że to z
Warszawy? - zapytał Dymitr.
- Raczej tak. Coś tam
musi się dziać, a nasz ostatni punkt jest na jej obrzeżach. Dlatego uważajcie
ludzie. Zróbmy to jak najszybciej i spieprzajmy jak najdalej stąd –
stwierdziłem. Nie lubiłem takich sytuacji. Z jednej strony wiedziałem na co się
piszę, ale nie dopuszczałem do myśli tego, że możemy kogoś spotkać. Teraz
jednak byłem pewien, że ktoś tam jest i może wpaść akurat na nas. Stawianie
punktu zazwyczaj zajmuje około godziny. To mnóstwo czasu na wpadnięcie w
zasadzkę.
Wsiedliśmy
z powrotem do pojazdu i ruszyliśmy. Miasteczko szybko zniknęło za naszymi
plecami, a my w coraz to bardziej niepewnych nastrojach ruszyliśmy dalej.
Jechaliśmy i jechaliśmy, mijając wioski, miasta, oraz most, aż w końcu
znaleźliśmy się po drugiej stronie Wisły. Ostatni punkt zbliżał się do nas z
każdą kolejną chwilą. Ja z kolei każdą chwilę przeznaczałem na odpoczynek.
Wieczór nadchodził, a słońce powoli kierowało się ku horyzontowi. Siedziałem na
tyłach przy ostatnim słupie i ostatnim zwoju materiału wraz z Gigantem, który
czyścił swój miecz.
- Zastanawiam się, czy
nie zawrócić. Moglibyśmy wrócić i powiedzieć, że ostatni punkt był zbyt
niebezpieczny do obsadzenia. Mam bardzo złe przeczucia co do pojechania tam – wskazałem
ręką kierunek, w którym się przemieszczaliśmy.
- To jest opcja. Też
mam pewne obawy. Jeszcze ten dym. Nie wiadomo co się tam dzieje. Chociaż
jesteśmy już bardzo blisko. Może spytajmy reszty? – zaproponował wielkolud.
- Hej ludzie – podniosłem
głos – Może zawróćmy? To na co się teraz
piszemy jest bardzo niebezpieczne. Nie uważacie, że bezpieczniej byłoby
zawrócić? I tak zrobiliśmy prawie wszystkie punkty. Myślę, że bez tego jednego
jakoś damy sobie radę.
Przez
dobrą chwilę wszyscy milczeli jakby zastanawiając się nad moją kusząco
propozycją.
- Ja też bym wracał.
Cholera nie ukrywam, że obawiam się tego co może się stać podczas stawiania
ostatniego punktu – powiedział Dymitr.
- Chcecie naprawdę
poddać się tuż przed końcem? Jesteśmy już prawie na miejscu. Za dziesięć minut
zaczniemy pracę i jak się zepniemy, za godzinę będziemy już wracać do domu – wtrąciła
kobieta z Inowrocławia.
- Nie zamierzam
narażać życia przyjaciół i kobiety, którą kocham dla pieprzonego punktu – słowa
kobiety zadziałały na Dymitra jak płachta na byka.
- Hej spokojnie, to
była luźna propozycja – powiedział Gigant.
- Może zatrzymajmy się
i to przegłosujmy? – zaproponowała Ruda.
Dymitr
zjechał powoli na pobocze drogi i zatrzymał pojazd.
- Dobra, wyjdźmy na
zewnątrz i przedyskutujmy to na świeżym powietrzu.
Wysiedliśmy ostrożnie i zeszliśmy kawałek na pobocze. Dymitr
poszedł dalej żeby się wysikać, a my czekaliśmy dyskutując.
- Nie wierzę, że Ben
dał wam jedno proste zadanie, a wy wykruszacie się gdy jest ono praktycznie
zakończone – kontynuowała kobieta.
- Co to za różnica?
Ben na pewno nie chciałby, żebyśmy ryzykowali stawiając punkt, narażając się na niebezpieczeństwo podczas
tego – powiedział Krystek zdenerwowany całą sytuacją.
- Co ty możesz o tym
wiedzieć. Ledwo przyjechałeś i złamałeś już jedną z zasad! – wykrzyknęła
kobieta.
- Bo te zasady są
chuja warte. I doprowadzą was jedynie do zguby. Gdyby nie pomoc Torunia to lada
moment sami byście się pozabijali swoimi ideami i przekonaniami – zripostował.
- Dobra miało być
głosowanie. Kto jest za tym, żeby zawrócić? – zapytała Ruda, widząc, że
Dymitr wraca z lasu.
Podniosłem
rękę. To samo zrobił Gigant, Krystek oraz Dymitr.
- Kochanie chcesz
zostać? – zapytał nasz kierowca.
- Czy to ma jakieś
znaczenie? I tak zostałyśmy przegłosowane. Może i macie racje. Nie powinniśmy
ryzykować. Zrobiliśmy dziewięć punktów, w tym ten, który był najważniejszy.
Możemy nawet skłamać o zrobieniu tego – stwierdziła.
- Powiem Benowi. Więc
lepiej zacznijcie od prawdy, bo on i tak się dowie – zagroziła mieszkanka
Inowrocławia.
Zobaczyłem, że Krystek zagryza zęby, ale zaraz wybuchnie.
- Przestań w końcu tak
ślepo służyć temu człowiekowi! Decyzja jest podjęta i jeżeli masz chociaż
trochę oleju w głowie, to się do niej dostosujesz! – wykrzyczał.
- Nie. Jesteście bandą
dzikusów. Wy z Torunia. Chcecie odbudować cywilizacje, a sami zachowujecie się
jak potwory. Nie złamiecie mnie swoimi poglądami – odpowiedziała.
Zobaczyłem, że Krystek sięga do kabury z bronią, więc
momentalnie podbiegłem do niego i złapałem go za rękę.
- Przestań – powiedziałem
stanowczo.
- Irek, ona nas
zabije! Zaraz zrobi coś głupiego, żeby tylko kazać nam dokończyć punkt, nie
widzisz, że to jest fanatyczka? – zapytał
- Wszyscy się
uspokójcie! – krzyknęła Ruda.
- Po prostu wsiadajmy
do ciężarówki i zawracajmy. Jeżeli ktoś jest w okolicy to mamy przesrane – stwierdził
Gigant, rozglądając się naokoło.
Nagle z
oddali usłyszeliśmy przeszywający, kobiecy krzyk wołający o pomoc. Poczułem jak
przechodzi mnie dreszcz taki, że aż zadrżałem. Krzyk narastał, a ja szybko
doszedłem do wniosku, że dochodzi on zaledwie kawałek od nas.
- Przygotowujcie wóz,
ja szybko to sprawdzę – powiedziałem.
- Oszalałeś!? – zapytał
Gigant, zatrzymując mnie ręką.
- O kurwa… - zaklął
pod nosem Dymitr wskazując na coś
palcem. Wszyscy spojrzeliśmy w tę stronę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Na tle słońca, na drodze widać było postacie, chwiejnym krokiem idące w naszą
stronę. Z początku było ich paręnaście,
ale gdy tylko te pierwsze podchodziły bliżej, to kolejne pojawiały się tuż za
nimi. Trupy. Przypomniał mi się dzień, w którym odkryłem, że jestem odporny na
działanie ich ugryzienia. Wtedy dorwały mnie i prawie rozszarpały. Przeżyłem
jednak i teraz wizje tego koszmaru powracały.
- Uciekajmy! – krzyknął
Dymitr biegnąc w stronę wozu razem z Rudą.
- Hej! – krzyknąłem,
kiedy zobaczyłem, że kobieta z Inowrocławia ucieka w las.
- Zostaw ją! – wrzeszczał
za mną Krystian, ale ja go nie słuchałem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ktoś
po prostu zginął. Sama nie miała szans, a jakbym złapał ją odpowiednio szybko,
to może dogonilibyśmy na zakręcie naszą ciężarówkę.
- Poczekajcie na
zakręcie! – wrzasnąłem, nie odwracając się żeby nie zgubić jej z oczu. Po
mojej lewej zaczęły pojawiać się trupy, ale ja biegłem, krzycząc co chwilę do
kobiety, żeby się zatrzymała. Ta jednak była tak wystraszona, że nie słuchała
mnie kompletnie. To był właśnie minus osób, które całą apokalipsę spędziły za
bezpiecznymi murami, a ich jedyny kontakt z zombie ograniczał się do słuchania
ich odległych jęków.
Przede
mną widziałem blask czegoś, co wyglądało jak ognisko. Było to wciąż dosyć
odległe, ale już widoczne. Zombie przecinały nas z lewej i były już zaledwie
parę kroków od nas. Kobieta zaczęła skręcać w prawo, ale nagle potknęła się i z
hukiem poleciała przed siebie. Byłem coraz bliżej, ale zombie było pierwsze.
Skoczyło na nią, a ta zaczęła wrzeszczeć i starała się je odepchnąć. Trup był
jednak silniejszy i po chwili usłyszałem krzyk, rozdzierający krzyk, gdy
umarlak zatopił w niej zęby. Dobiegłem w końcu, ale wiedziałem, że jest już za
późno. Dobiłem trupa przy pomocy noża i po chwili zabiłem kolejnego.
- Trzymaj się,
wszystko będzie dobrze – sam nie wiem dlaczego to powiedziałem. Może
chciałem ją uspokoić przed tym jak zatopiłem nóż w jej czaszce, a może chciałem
sam się uspokoić. Kobieta jęknęła cicho i zamknęła oczy. Przynajmniej miała już
spokój. Poczułem jak coś łapie mnie za plecy i będąc pewny, że to zombie
chciałem to odepchnąć. Poczułem jednak uderzenie i świat zawirował. Słyszałem
jakieś głosy i poczułem, że jestem ciągnięty, ale nie miałem siły się
przeciwstawić.
- Co z nim? – zapytała
jakaś kobieta.
- Załóżcie mu maskę.
Znam go – usłyszałem znajomy głos.
- Szefie… Cezary.
Myślałem, że nie robisz wyjątków… - powiedziała, a ja zbyt zszokowany i
ogłuszony żeby coś powiedzieć poczułem jak na mojej twarzy pojawia się coś
lepkiego i śmierdzącego. Zombie przechodziły obok, a ja
niedowierzając spojrzałem w twarz syna Włodka. Przywódcy Zszytych.
No no no xD teraz to już się trzyma kupy cała historia! :D Włodek jako przywódca Zszytych ^^ Coś czuję, że walka z hordą będzie z wielką pompą robiona :D
OdpowiedzUsuńWłaściwie Włodek może nic nie wiedzieć o tym :D Jego syn z pewnością jest szychą, ale żadnego powiązania Włodka z Zszytymi (oprócz tego, że jego syn jest ważną postacią) nie ma :P Horda zombie to będzie zdecydowanie ważny moment.
Usuń