Rozdział 20, kolejny z perspektywy Irka. Irek i Ruda zostają na farmie Włodka, żeby pomóc mu nieco i poczekać na jego syna, który ma ostatecznie zadecydować o budowie punktu. Zapraszam was do czytania, a po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.
POV:
Rozdział 20 - Irek - Dzień 9-10
Bobru - Dzień 9-10 - Jest w okolicach Grudziądza
Olaf - Dzień 9-10 - Jest w okolicach Płońska
-----------------------------------------
Rozdział 20 (Irek): Pełen życia
Ruda
obudziła mnie z rana przynosząc kubek świeżej, pachnącej owocami leśnymi
herbaty i talerzem z kanapkami. Przetarłem oczy i zobaczyłem, że moich
towarzyszy już nie ma. Ruda musiała zauważyć moje zdziwenie.
- Pojechali godzinę
temu zakładać kolejne punkty. Obiecali, że wrócą przed wieczorem – wytłumaczyła.
- Dziękuje – powiedziałem
chwytając za kubek i wlewając rozgrzewający i rozbudzający napój do żołądka – Włodek nie robi kłopotów z tym, że tu
zostaniemy?
- Nie, właściwie to
wydaje mi się, że się cieszy. Powiedział, że możemy zostać, przynajmniej do
czasu aż jego syn się pojawi. A ten ma być tutaj dzisiaj – opowiedziała.
- Świetnie – stwierdziłem
i zabrałem się za jedzenie. Po skończeniu śniadania nałożyłem buty i posłałem
łóżko. Wyszedłem na korytarz i zszedłem na dół. Marzyłem teraz o kąpieli, ale
nie byłem pewien, czy w tym domu mają jakiś zbiornik umożliwiający takie
przyjemności. W kuchni zastałem Włodka, który akurat ostrzył noże.
- O widzę, że wstałeś,
jak się spało? – zapytał przyjaźnie. Gdy przypomniałem sobie jaki był
wczoraj od razu po spotkaniu to nie mogłem uwierzyć, jak szybko człowiek może
się zmienić.
- Dobrze, jeszcze raz
chciałem podziękować za gościnę – powiedziałem grzecznie.
- Nie często są tu
ludzie. A już na pewno nie tak przyjaźnie nastawieni jak wy. Chociaż początkowo
chciałem was przegonić to tera nie żałuje. Mam nadzieję, że uda się wam
postawić te punkty, przynajmniej w pozostałych miejscach.
Uśmiechnąłem
się tylko. Ruda dołączyła do nas z kubkiem herbaty i oparła się o blat
kuchenny.
- Czy macie dostęp do
wody? O ile to możliwe wykąpałbym się – zapytałem.
- No jasne! To, że
świat zszedł na psy nie oznacza, że nie zadbałem z synem o normalne życie. Mamy
swój generator, mamy specjalny system wodny, który po zużyciu friltuje czy co
tam robi i ciągle czysta jest dzięki temu. Cwane bajery chłopie – pochwalił
się starzec – Łazienkę znajdziesz przy
wejściu, tylko żona teraz coś tam robi, więc zaczekaj chwilę – poprosił – Ręczniki jakieś znajdziesz na górze w pokoju
syna.
Zgodnie z słowami Włodka ruszyłem na górę w poszukiwaniu
ręczników. Był naprawdę gościnnym człowiekiem i postanowiłem, że gdy tylko
nieco się ogarnę to zaproponuję mu pomoc, na pewno było coś do zrobienia w
takim gospodarstwie.
Wszedłem
do pokoju, w którym spędziłem noc i podszedłem do szafy. Szybko zauważyłem stos
ładnie poukładanych ręczników i wziąłem jeden z nich. Z wnętrza mebla czuć było
dziwny zapach, który przywodził na myśl szpitalną salę. Uznałem jednak, że to
pewnie jakiś środek przeciwko molom lub coś takiego i wyszedłem z pokoju.
Zszedłem na dół i minąłem kuchnię udając się do drzwi, w których podobno była
łazienka. Rzeczywiście w środku było słychać odgłosy, które wskazywały, że
musiała tam teraz być Jagoda, żona Włodka. Poczekałem grzecznie myśląc o tym w
jakiej sytuacji się znajduje. Byłem ciekawy jak się ma teraz reszta grupy i czy
pozostałym udało się już odbić Feline. Miałem nadzieję, że nic im się nie
stanie, ale wiedziałem, że pojechali na naprawdę niebezpieczną misję, znacznie
bardziej od tej naszej i przygotowywałem się psychicznie na straty.
Z
rozmyślań wybił mnie dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. Jagoda wyszła i skinęła
mi głową na przywitanie. Była naprawdę cichą kobietą i zastanawiałem się czy w
ogóle odezwała się odkąd tu jesteśmy. Minąłem
ją i zamknąłem za sobą drzwi. Wanna, która tutaj stała była czysta, widać było,
ze gospodarze dbają o takie rzeczy. Zdjąłem ubrania i położyłem ręcznik obok.
Lubiłem się kąpać, w wodzie można było zapomnieć o wszystkim. Odkręciłem mocno
kurek z ciepłą wodą, dodając odrobinę zimnej i oparłem się wygodnie plecami.
Przez chwilę zapomniałem o całym świecie.
Po
parunastu minutowej kąpieli wytarłem się, ubrałem i wyszedłem. Ruszyłem do
kuchni, gdzie zauważyłem starsze małżeństwo.
- Chciałem się
zapytać, czy mogę jakoś pomóc, skoro już i tak nadużywam gościny – wyleciałem
prosto z mostu.
- Właściwie jak już o
tym wspominasz, to lekko cię mogę wykorzystać – zamlaskał – Ogrodzenie na tyłach posiadłości jest w
fatalnym stanie i przydałoby się co byś przeszedł się nieco i spróbował znaleźć
słabsze punkty i je załatać. Deski i narzędzia znajdziesz w szopie na tyłach – wytłumaczył.
- Zajmę się tym.
Widzieli państwo moją koleżankę? – zapytałem.
- Jest na górze. Też
chciała pomóc to poprosiłem ją o poukładanie rzeczy w schowku.
Bez
zadawania kolejnych pytań ruszyłam na tyły domu. Chciałem jakoś odpłacić się za
to, że mężczyzna nas ugościł, pozwolił tutaj być i być może nie robił problemów
z postawieniem tu jakże ważnego punktu, na którym zależało Benowi. Szybko
zlokalizowałem szopę i przewalając się przez całe mnóstwo gratów dotarłem do
wcześniej wspomnianych desek, siatki oraz młotka i gwoździ. Wszystko wyniosłem
na zewnątrz i ułożyłem w jednym miejscu. Chociaż teren całego gospodarstwa nie
był ogromny, to jednak zajmował trochę miejsca i sprawdzanie wszystkiego na
pewno zabierze mi sporo czasu.
Zacząłem
badać każdy segment płotu, sprawdzając dokładnie siatkę, słupki oraz deski. Już
na pierwszym kawałku zauważyłem, że jedna z desek wisi luzem, więc wyłamałem ją
i solidnie wbiłem nową. Powtórzyłem podobną proceduję na kolejnych kilku
segmentach, w których brakowało to kawałka siatki, to paru desek, to czegoś
zupełnie innego. Po przeleceniu połowy ogrodzenia usiadłem oddychając ciężko i
spojrzałem na owoce swojej pracy. W międzyczasie podeszła do mnie Ruda.
- Jaka jest twoja
historia? – zapytała od razu po przywitaniu się.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- No wiesz… jesteś
niewrażliwy na ugryzienia. Jak to się właściwie stało? Było tak od początku?
- Tak. Odkąd pamiętam.
Pierwsze zombie, które mnie ugryzło już kompletnie na mnie nie zadziałało.
Przeżyłem i oprócz zwykłego bólu nie czułem nic – powiedziałem.
- Może to jest klucz
do pokonania tego? Nie zażywałeś jakichś leków? Może coś innego? Pomyśl ile
osób udałoby się ocalić gdyby zombie nie były już problemem – rozmarzyła
się.
- Nic nadzwyczajnego.
Jak byłem chory brałem leki, ale takie jak każdy. Nie miałem jakiegoś zdrowego
trybu życia. To po prostu musiało być zapisane gdzieś we mnie – stwierdziłem.
- Musisz się zgłosić
do Bena. Jak ktoś miałby to rozgryźć, to właśnie on – stwierdziła – Nie będę ci przeszkadzać, masz jeszcze sporo
roboty, a nie wiemy, kiedy pojawi się syn Włodka. Wracam do środka.
Gdy
Ruda znikała w czeluściach domu, ja napiłem się wody i ruszyłem do kolejnego
ubytku w ogrodzeniu. Nie dziwiłem się, że staruch mnie o to poprosił. Gdyby nie
uzupełnić tych luk to byle grupa zombie, mogłaby bez problemu wejść na teren
posiadłości. Moje słowa musiały zadziałać magicznie, bo ledwie zacząłem
przybijać młotkiem kolejną deskę, usłyszałem trzask i kawałek ogrodzenia za
moimi plecami rozleciał się, kiedy trzy trupy wysypały się na podwórze.
Nie
czekając ani chwili dłużej poprawiłem młotek w ręce i ruszyłem na pierwszego
trupa. Machnąłem młotkiem, a ten przyjemnie rozłupał czaszkę pierwszego
trupa. Drugi złapał mnie za rękę, ale
odepchnąłem go drugą i po chwili dobiłem. Trzeci poległ chwilę później, a ja
nie czekając aż kolejne przedrą się na teren gospodarstwa chwyciłem parę desek
i zacząłem składać otwarte przejście. Wychyliłem się jednak na chwilę, żeby
spojrzeć na pole i zobaczyłem, że parę kolejnych trupów, które póki co były w
bezpiecznej odległości, zmierzało w tą stronę. Spojrzałem na uszkodzenie
ogrodzenia i z ulgą uznałem, że pękły jedynie deski, więc szybko poprawiłem
nowymi i sięgnąłem po siatkę.
Dziura
była załatana, a ja zmobilizowany przyspieszyłem nieco. Chciałem jak
najszybciej znaleźć się z powrotem w środku. Niebo się nieco zachmurzyło, a po
chwili zaczęło wiać przeraźliwie kąsającym wiatrem. Pracowało się coraz ciężej, ale po godzinie
całe ogrodzenie było załatane i gotowe do kolejnych lat wiernej służby. Zadowolony
wróciłem do środka, odkładając wcześniej deski i narzędzia. Ucieszyłem się
widząc obiad czekając na mnie w kuchni razem z Rudą.
- Nasi jeszcze nie
wrócili? – zapytałem siadając do talerza.
- Jeszcze nie, ale
myślę, że niedługo będą – powiedziała.
- A gdzie gospodarze?
- Na górze,
odpoczywają. Dziwnie się tu czuję. Jakbym była u babci i dziadka na wakacjach…
- stwierdziła robiąc dziwną minę.
- Trochę tak.
Naprawiłem im płot, był już stary i przegniły. W sumie mam nadzieję, ze nie
będą potrzebowali już pomocy. Z pola weszły tu zombie, ale zabiłem je i
wyrzuciłem na drugą stronę płotu – opowiedziałem jej.
- Zauważyłeś, że ta
Jagoda nie odzywa się w ogóle? Może jest niemową? – zmieniła temat.
- Może jest wstydliwa?
Miczi opowiadała mi, że kiedyś w grupie Bobra była taka nieśmiała dziewczyna.
Chociaż podróżowali razem przez prawie dwa miesiące, ta nawet się nie
przedstawiła. To może być coś w tym stylu – zaproponowałem, pochłaniając
kolejną łyżkę gulaszu.
- Może i tak…
Rozmowę
przerwało nam pukanie do drzwi. Dreszcze przeszły mnie po plecach i spojrzałem
na Rudą, która też nie wiedziała, za bardzo co zrobić.
- Wyjrzyj przez okno –
zaproponowałem.
Ruda podeszła do okna ostrożnie, jakby bała się, że coś ją
przez nie wciągnie i delikatnie przechyliła zasłonę. Odetchnęła jednak z ulgą,
więc uznałem, ze to musieli być nasi ludzie. Rzeczywiście po chwili do kuchni
weszła cała czwórka. Zauważyłem, że na Dymitr był niesamowicie blady, co nie
umknęło również Rudej. Podeszła do niego i przytuliła go.
- Kochanie? Co się stało?
– zapytała.
- Trupy dały się nam
we znaki. Gdyby nie szczęście prawdopodobnie byśmy nie wrócili… - wytłumaczył
Gigant siadając ciężko na jednym ze stołków.
- Jak to? – zapytałem.
- Załatwiliśmy cztery
punkty. Przy pierwszych trzech wszystko poszło jak z płatka, ale przy ostatnim
trafiliśmy na jakieś piekło. Najpierw widzieliśmy w oddali grupkę ludzi – opowiadał
dalej – ale uciekli nam z pola widzenia,
widzieliśmy jak się wycofują. Olaliśmy ich. Zaczęliśmy kopać dół, umieściliśmy
fundament i już mieliśmy stawiać słup, gdy nagle usłyszeliśmy wybuchy petard – Tutaj
zrobił przerwę i odcharknął – Tamci
ocalali chcieli nas udupić, zombie otoczyły nas kompletnie, w sumie sam nie
wiem jakim cudem udało nam się przetrwać. Wsiedliśmy do wozu i odjechaliśmy. Całe
szczęście zdążyliśmy postawić punkt.
- Mogli to być
Złomiarze? – zapytała Ruda.
- Mogli. Chociaż nie
wiem po czym ich poznać. Tamci mieli plecaki, więc to może wykluczać Złomiarzy
– przypomniał sobie nagle.
- A co z tutejszym
punktem? Wiecie coś? – zapytał Dymitr.
Pokrótce
opowiedziałem im o tym jak naprawiałem ogrodzenie i o ostatecznych ustaleniach
z panem Włodkiem oraz o tym, że jego syn wciąż się nie pojawił.
- Mają tutaj dostęp do
wody? – zapytał Krystek.
- Tak. Odpocznijcie i
tak dzisiaj zrobiliście kawał dobrej roboty – powiedziałem.
Skorzystali z mojej rady. Po chwili łazienka była zajęta
przez kobietę z Inowrocławia, a Gigant, Krystek i Miczi przygotowywali sobie
kolacje. Włodek zszedł do nas jak siedzieliśmy przy stole.
- I jak wyprawa? Sukces?
– zapytał.
- Powiedzmy. Udało się
nam ustawić cztery punkty. Oprócz tego, który planujemy tutaj, zostało pięć.
Tylko te są już na krańcach naszych terenów… - odpowiedział grzecznie
Gigant.
- Dobrze. Ja chciałem
tylko powiedzieć, że wypatrzyłem auto syna i powinien za chwilę być, więc
dowiecie się czego tam chcecie.
- Dziękujemy panu – powiedziałem
w imieniu grupy.
- Oj nie gadaj już,
jeszcze nic nie wiadomo. Mój syn to dobry człowiek i myślę, że wam pomoże. Sami
zresztą zobaczycie już za chwilę.
Rzeczywiście
chwilę po tym jak Włodek skończył mówić usłyszeliśmy samochód wjeżdżający do
garażu. Po chwili drzwi się otworzyły i usłyszeliśmy dwie pary butów biegnące
po korytarzu. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, a za nim kobieta. Był on
wysoki, miał brązową czuprynę oraz zielone oczy, który błyszczały nawet w
ciemniejszym kącie pomieszczenia. Pod koszulą rysowały się mięśnie, a twarz
miał gładką jak niemowlę, z mocno wysuniętym podbródkiem. Kobieta za nim,
prawdopodobnie jego dziewczyna, była niska, miała owalną twarz, długie, lekko
pokręcone brązowe włosy, zadarty nosek i była ubrana w czarno czerwone spodnie
i skórzaną kurtkę.
- Co ta ludzie tato? –
zapytał mężczyzna. Jego głos przypominał mi głos jakiegoś znanego aktora,
był niski i dźwięczny.
- Spokojnie Cezary. To
moi goście. Reprezentują jakiś tam obóz i mają jakąś tam sprawę. Czekałem z tym
na ciebie, tak jak prosiłeś – odpowiedział stary.
- Mówiłem, żebyś nie
wpuszczał nieznajomych. Wiesz jacy są teraz ludzie – usłyszałem w głosie
Czarka panikę. Chociaż były niewiele młodszy ode mnie, widać było, że kochał
rodziców, a przynajmniej ojca.
- Nie marudź synu,
sprawdziłem ich. Załatw teraz proszę to, co chcą i daj im jechać w swoją
stronę.
Cezary
spojrzał na nas, jakby próbował wyczytać z naszych twarzy czego tutaj szukamy.
- Jaki obóz
reprezentujecie? – zapytał.
- Toruńską Ostoję i
Inowrocław – odpowiedziałem.
Widziałem przez chwilę wyjątkowy błysk w jego oczach, jakby
małe węgielki zapaliły się, by po chwili zgasnąć.
- Może przejdźmy do
sąsiedniego pokoju? Kto was reprezentuje? – zapytał.
- Ja – odpowiedziałem
bez wahania.
- Ja też pójdę – zaproponował
Krystek.
Opuściliśmy kuchnię i przeszliśmy do salonu. Czarek usiadł,
a my spoczęliśmy naprzeciw jego.
- Więc czego właściwie
tu szukacie? – zapytał. Mówił pewnie, jakby przeprowadzał takie rozmowy
często. Przypominał mi nieco Bena i Dziarę.
- Toruń łączy się z
okolicznymi obozami i chcemy założyć parę punktów strategicznych. Nie jest to
nic zajmującego dużo miejsca, po prostu słup z flagą – wytłumaczyłem.
Mężczyzna
westchnął ciężko. Jego wyraz twarzy zmienił się. Uśmiechnął się.
- Słuchajcie panowie,
powiem szczerze, moi rodzice są już starzy. Męczy mnie pilnowanie ich, chociaż
ich bardzo kocham. Potrzebuje miejsca, gdzie mógłbym ich przenieść. Może
opowiecie mi nieco o waszych obozach?
Wtedy podejmę decyzję, ale osobiście nie widzę na chwilę obecną nic przeciwko
słupowi z flagą – powiedział.
Zgodnie z jego prośbą opowiedzieliśmy mu co nie co, o
obozach. Nie była to ściśle tajna wiedza, ale jedynie informacje ile ludzi mamy
w społeczności, jak oceniamy to miejsce, jak jest bronione. Cezary słuchał z
uwagą, każdego naszego słowa. Gdy skończyliśmy uśmiechnął się ponownie.
- Brzmi dobrze. Nie
będzie żadnego problemu z przewiezieniem tam moich rodziców? Na przykład jak
będziecie wracać z waszej misji? – zapytał.
- Myślę, że nie – odpowiedziałem
krótko.
- Wspaniale. Jednak co
do wschodu – powiedział i zakręcił kciukami kółka – Uważajcie na siebie. To niebezpieczne, zniszczone tereny pełne trupów i
dzikusów. A nawet gorzej.
Zaciekawiony zapytałem o to, co ma na myśli.
- Nie słyszeliście? W
okolicy chodzą ludzie, którzy jako element kamuflażu przyszywają sobie elementy
skóry zombie – powiedział.
- Nie spotkaliśmy
jeszcze żadnego z nich. Co prawda kamuflaż utrudnia zauważenie ich, ale jedyny
przypadek o jakim słyszeliśmy to było spotkanie pojedynczego człowieka, który
tak się kamuflował – odpowiedziałem – Póki
oni nas nie zaatakują to my też z nimi nie będziemy walczyć. Odbudowujemy
cywilizacje, a nie ją niszczymy.
Cezary uśmiechnął się
tajemniczo po czym wstał.
- Nie będę już was
zatrzymywał. Zróbcie co musicie, a gdy skończycie na wschodzie wpadnijcie
tutaj. Szerokiej drogi – pożegnał się wychodząc z pokoju. Poszliśmy za nim
do kuchni przekazać nowiny reszcie. Pominąłem tylko dziwne wrażenie jakie
wywarł na mnie Czarek. Wydawał się być zbyt wesoły, jakby kompletnie nie
pasował do tego świata. I jego rodzinka musiała coś wiedzieć, ale nie chciała
się tym podzielić.
Wyszliśmy
bez dziewczyn przed dom wziąć wszystko z ciężarówki potrzebne do stworzenia
kolejnego punktu. Gigant wraz z Krystkiem unieśli słup, ja wziąłem flagę i
linkę, a Dymitr łopaty. Poszliśmy na tyły posiadłości, gdzie stał teraz odnowiony płot i zaczęliśmy
pracować. Chociaż słońce już chyliło się ku zachodowi to chcieliśmy skończyć i
jeszcze dzisiaj wyjechać dalej. Pomimo dobrego wrażenia jakie wywarli na mnie
gospodarze, nie chciałem nadużywać gościnności, ani zaufania jakimi ich
obdarzyłem. Dziura rosła z każdym machnięciem szpadla. Miała kształt kwadratu,
który na środku miał dodatkowy, walcowaty dół, który miał zmieścić słup.
Zaczęliśmy
od nałożenia nakładki na słup, po czym ułożyliśmy całą podstawę w dole. Chociaż
słup miał dobre pięć metrów to nie był specjalnie ciężki i ledwo się obejrzeliśmy,
a czerwona flaga zaczęła powiewać delikatnie na wietrze.
- Zrobione – podsumował
Dymitr.
- To co, ruszamy
dalej? – zapytał Krystek.
- Musimy. Trzeba jak
najszybciej wrócić i zobaczyć jak sytuacja z Feline. Możliwe, że nasza pomoc
się tam przyda. Dlatego załatwmy te dwa ostatnie punkty w maksymalnie dwa dni i
zbierajmy się do domu – powiedziałem, zatrzymując się myślami na ostatnim
słowie. Czy teraz Ostoja i Inowrocław były moim domem? Czy ktoś w ogóle używał
jeszcze tego stwierdzenia?
Wróciliśmy
do domu i zastaliśmy wszystkich w salonie, podziwiających flagę, którą
postawiliśmy.
- Są państwo pewni, że
nie będziecie mieli problemów z tą flagą na podwórku? – zapytałem, mając
nadzieję, że nie każą jej nam zaraz zdejmować.
- Nie. Umiemy o siebie
zadbać – odpowiedział Cezary, zszywając akurat rozerwaną bluzę. Posługiwał
się igłą naprawdę sprawnie jak na mężczyznę.
- To będziemy się
chyba żegnać – zaczęła Ruda.
- Miło było mieć was w
gościnie – odpowiedział Włodek i wstał, żeby uścisnąć każdemu dłoń – Wpadnijcie jeszcze kiedyś. Czasami robi
się tu nudno.
- Na pewno tak się
stanie – odpowiedziałem.
Wyszliśmy
całą szóstką i poszliśmy prosto do naszego pojazdu. Weszliśmy do środka i z
ulgą rozłożyliśmy się na tyłach, gdzie po zniknięciu połowy materiałów było
znacznie więcej miejsca. Robiło się ciemno, więc Dymitr zapalił światła i przed
nami na drodze podążał długi promień światła oświetlający wszystko. Oparłem się
ciężko o ścianę pojazdu i odetchnąłem. To był pracowity dzień. Pracowity,
dziwny dzień. Ułożyłem się nieco wygodniej i zasnąłem.
Coś czuję, że ten typek jest kimś ważnym w którymś z obozów :P Może jeszcze o nim nie wie Ben :D
OdpowiedzUsuńAlbo podejrzewa i dlatego mu zależy na tym punkcie :D Teorii jest wiele ;)
Usuń