Rozdział 15, kolejny z perspektywy Magdy. Jest to bardzo ważny rozdział, w którym powoli będziecie mogli poznać zarysy fabuły kolejnego tomu i jego motywów. Poza tym zobaczycie metamorfozę Magdy jako osoby, gdy zacznie ona dostrzegać zło, które zrobiła pracując dla Dziary. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)
---------------------------------------------
Rozdział 15 (Magda): Krok do przodu
Tak
bardzo chciałam powiedzieć Bobrowi prawdę. Ale czy warto byłoby ryzykować
życiem jeszcze większej ilości osób? To był mój ciężar, mój brat i mój problem.
Przez rozkazy Dziary zginęło już sporo osób, a zapowiadało się, że to nie jest
koniec rzeźni. Co prawda po tym jak poprosił mnie o wysadzenie barykady
zapadała cisza. Nie wołał mnie, ale wiedziałem, że wciąż działał. Planował
pozbycie się każdego, kto znał Jana i teraz rzeczywiście w całej Ostoi nie było
osoby, która go widziała. Co więcej większość myśli, że on nie żyje, że zabił
go łysy żołnierz. To oczywiście była bzdura, bo podeszłam do ciała i widziałam,
że to był zwykły, nieznajomy mi człowiek, z pewnością nie przywódca Gangu,
który knuł z Dziarą.
Dzisiaj
wyjechał Bobru i nigdy nie czułam się tak samotna. W całej Ostoi zostało
naprawdę mało osób, z którymi czułam się bezpiecznie. Była Łapa oraz Miczi no i
jeszcze Krystian, ale poza tym reszta to byli rezydenci Ostoi. Nie wszyscy byli
źli, albo słabi, ale i tak to nie było to samo, co ludzie, z którymi już coś
się przeżyło i wybudowała się jakaś więź. Po tym jak zobaczyłam odjazd Bobra
ruszyłam do baru gdzie wymieniłam parę naboi, które nie pasowały do mojej
broni, za dzban ciepłej herbaty oraz jajecznicę, a także parę kolejnych
posiłków. Czarek, właściciel baru, miał
mnóstwo zapasów, które wymieniał w strażnicy za właśnie takie rzeczy. Cała
wymiana przebiegała świetnie i dzięki temu powstał taki system.
Po
zjedzeniu poszłam na Plac Główny obejrzeć to, co zostało z wczorajszej imprezy.
Strażnicy wywozili taczkami ciała zombie, ale wciąż można było je znaleźć w
paru miejscach. Stoły zniknęły, ale widać było na ziemi plamy jedzenia i picia,
która trafiły tam podczas wczorajszego chaosu. Latarnie i głośniki wciąż były
przyozdobione, nikt teraz nie miał ochoty zajmować się tak banalną sprawą.
Zobaczyłam nagle postać w czarnej sutannie. Józef wyjechał godzinę temu więc
nie mogłam z początku wpaść na to, kto to właściwie jest. Dopiero po chwili
uświadomiłam sobie, że znam ta osobę i z wrażenia mało nie wpadłam na jednego z
rosłych strażników, który w taczce wiózł parę nóg, rąk i korpusów.
W
stroju księdza był Jan. Przywódca Gangu pośrodku Ostoi, po wczorajszej
masakrze, stał nad ciałami wczorajszych ofiar jakby nigdy nic. Podeszłam do
niego i ze smutkiem popatrzyłam na ciało Łysego i Sołtysa leżące obok siebie.
- Pochwalony – zaczęłam,
żeby nie wzbudzić podejrzeń stojących nieopodal ludzi.
- Na wieki wieków – odpowiedział
wyuczoną regułkę – Smutne czasy nastały
moje dziecko.
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Mogę księdza prosić
na słówko? – zapytałam.
- Dziecko mam bardzo
dużo roboty, tych ludzi trzeba pochować – odpowiedział. Zmienił nawet swój
głos. Teraz mówił wolniej i przeciągał każde słowo. Wczuwał się w rolę.
- To zajmie chwilę – obiecałam.
- No dobrze… - zgodził
się i odszedł ze mną na bok, z dala od ciekawskich uszu i oczu.
- Czemu mi nie
powiedzieliście? – zapytałam.
- A co by to zmieniło
dziewczyno? Zachowałabyś się inaczej? Myślę, że jak usłyszałaś o tym, że mam
się poświęcić to działałaś z większa motywacją.
- Dlaczego myślisz, że
życzę ci źle?
- Bo nie pomagasz nam
z dobrej woli tylko z przymusu. Gdyby nie twój brat to byś w życiu się na coś
takiego nie zgodziła – powiedział.
Miał
rację. Odwrócił się i wrócił do ciał, a ja ruszyłam przespacerować się i
przemyśleć sytuację. Pierwsze kroki skierowałam w stronę barykady na północy, a
raczej jej resztek. Leżało tu wszędzie tyle trupów, że zastanawiałam się, czy
nie lepiej by było usypać kolejną barykadę z nich, niż z worków piasku, siatki
i blachy. Tutaj krzątało się jeszcze więcej strażników niż na Placu Głównym.
Wypatrzyłam wśród ludzi Szeryfa, który podliczał coś przy ustawionym
prowizorycznie stoliku. Podeszłam do niego.
- Jak idzie odbudowa?
– zapytałam.
- Nie widać? – burknął
– Wybacz, ale nie jestem w humorze do
rozmów. Odbudowa tego zajmie nam parę dni, a w ten czas może nastąpić kolejny
atak. Słyszałem od Dziary o Złomiarzach, którzy przejęli Trzeci Posterunek.
Sytuacja jest mocno nieciekawa.
- Ile osób zginęło
wczoraj?
- Według moich
rachunków – odpowiedział szybko kartkując notatnik – Jakieś trzydzieści osób plus ci z Gangu. Teoretycznie na jedną osobę z
Gangu przypadają trzy ofiary. Ale tak naprawdę kluczową rolę odegrały trupy, to
one dorwały większość z nas.
Czterdzieści osób wczoraj i cztery parę dni temu w
więzieniu. Kim się musiałam stać, żeby zamienić się w takiego potwora?
- Mogę jakoś pomóc?
- Nie… Po prostu idź dziewczyno,
jak będę cię potrzebował to cię znajdę – westchnął i ponownie zanurzył się
w obliczeniach i planach.
Ruszyłam w stronę budynków mieszkalnych, bo pomyślałam, że
mogę trochę potrenować strzelanie z łuku. Nagle jednak w jednym z zaułków
usłyszałam płacz. Zainteresowana podeszłam do kilku stojących wolno kartonów i
zobaczyłam tam skuloną postać. To była mała dziewczynka, mająca co najwyżej
trzynaście lat. Miała długie blond włosy, oraz niebieskie oczy. Po chwili
zdałam sobie sprawę, że to jest te same dziecko, które wraz z Bobrem
znaleźliśmy na drodze niedaleko Torunia. Ukucnęłam przy niej i szturchnęłam
lekko palcem. Dziewczynka dygnęła i
spojrzała na mnie. Poznała mnie, zobaczyłam to w jej oczach.
- Wszystko w porządku?
– zapytałam.
Odpowiedziało
mi milczenie przerywane pociągnięciami nosem.
- Nic ci nie jest?
Mogę ci jakoś pomóc? Coś cię boli? – próbowałam się dowiedzieć – Jestem Magda. Znamy się, znaleźliśmy cię na
drodze z Torunia.
- Mój ta… tata – wyłkała.
Serce podeszło mi do gardła. Teraz zdałam sobie sprawę, że
ofiar moich działań mogło być znacznie więcej. Przecież nie chodzi tylko o
osoby, które zginęły, ale też takie, które przez to zostało osamotnione.
- Przykro mi… - wyszeptałam
głaszcząc ją po włosach. Tym razem nie były brudne, jak wtedy, kiedy widziałam
ją po raz pierwszy. Teraz błyszczały, pachniały i były ładnie uczesane.
Człowiek, który oddał życie podczas obrony Ostoi był dobry i dbał o córkę. Ale
zginął.
- Chodź, zjesz coś i
napijesz się. Nie siedź tu sama, mogę ci pomóc – zaproponowałam.
- Nie chcę… - załkała.
- Błagam, nie mogę cię
tak zostawić. Nie daj się prosić dwa razy.
Dziewczynka
otarła łzy i popatrzyła na mnie. Po chwili wstała powoli i złapała mnie za
rękę. Zaprowadziłam ją do baru, gdzie wykorzystałam kolejną część mojego
kredytu i zafundowałem jej normalne jedzenie i kubek ciepłej herbaty. Było
dzisiaj dosyć chłodno, więc byłam pewna, że jej to pomoże.
- Masz kogoś kto się
tobą będzie mógł zaopiekować? – zapytałam.
Marta, bo tak się nazywała, nie odpowiedziała.
- Możemy to jakoś
załatwić, otaczają nas dobrzy ludzie – zapewniłam.
- Dobrzy ludzie nie
obronili taty – wyszeptała z lekko słyszalną nutką gniewu w głosie.
W tym miała trochę racji. Zastanawiała mnie jedna rzecz.
- Mogę się zapytać
jaką pracę miał twój tata?
- Był strażnikiem,
pracował pilnując żeby wszyscy byli bezpieczni – odpowiedziała z dumą.
Milczałam i obserwowałam jak dziewczynka je. Gdy skończyła
wyszłyśmy i wróciłyśmy do mojego mieszkania. Przebrałam się tam w cieplejsze
ubrania i zastanowiłam się co mogę zrobić z Martą. W końcu, nie do końca
zadowolona z tej decyzji, odezwałam się.
- Wiesz jak chcesz to
możesz tu przez trochę zostać, ja się zastanowię, kto mógłby się tobą
zaopiekować, a póki co zostaniesz tutaj, co ty na to? – zapytałam.
Marta
skinęła delikatnie głową i lekko się uśmiechnęła. Nagle usłyszałam pukanie do
drzwi. Podeszłam pewna, że to ktoś od Dziary, potrzebuje mnie na teraz, ale z
radością zobaczyłam, że to Krystian. Uścisnęłam go i pocałowałam na przywitanie
po czym wpuściłam.
- Hej kochanie – powiedział
wchodząc i natychmiastowo zatrzymując wzrok na Marcie. Spojrzał najpierw na nią
potem na mnie, a potem znów na nią. Dziewczynka zarumieniła się i spuściła
wzrok, a ja pociągnęłam go za rękę do pomieszczenia obok.
- Kto to jest? – zapytał
szeptem, zdecydowanie zdziwiony całą sytuacją.
- Ta dziewczynka
straciła wczoraj ojca i nie ma co ze sobą zrobić. Obiecałam, że jej pomogę,
kiedyś jak tu jechałam spotkałam ją na drodze – opowiedziałam.
- Będziesz ją
wychowywała? – zapytałem.
- Nie… po prostu chcę
jej pomóc – powiedziałam.
- Pomogę wam jeśli
chcesz – odpowiedział uśmiechając się.
Przytuliłam
się do niego.
- Mimo wszystko
przydałoby się znaleźć jej też kogoś, gdybyśmy byli niedostępni, albo gdybyś
miała znowu dużo pracy.
Miał rację.
- Tylko kogo?
- Hmm… może Miczi? Ona
nie ma ciężkiej pracy, ma dużo czasu , myślę, że z chęcią by przyjęła
dziewczynę. – zaproponował chłopak.
- To jest myśl.
Spędźmy z nią ten dzień, a wieczorem odstawimy ją do Miczi.
Wyszliśmy z kuchni i całą trójką opuściliśmy mieszkanie.
Spotkaliśmy na schodach Łapę, która skinęła głową na powitanie do nas.
Wyszliśmy na zewnątrz. Padało delikatnie i cała Ostoja wydawała się wstrzymywać
oddech przed burzą. Coś złego miało się stać już niedługo. Fakt, że Dziara o
nic mnie nie prosił utwierdzał mnie tylko w tym przekonaniu. Widocznie zrobiłam
swoje i teraz resztę załatwi przy pomocy Jana. W sumie musiałam mu przyznać, że
wszystko póki co rozegrał idealnie. Dymitr i Gigant byli w więzieniu, Jakub
uwolniony, Ika, Medyk oraz Józef w drodze na Drugi Posterunek, a Łysy i Natalia
byli martwi. Co prawda druga śmierć raczej nie miała nic wspólnego z nim, ale
wciąż działała na jego korzyść.
Poszliśmy
we trójkę do szklarni, bo było tam ciepło i przytulnie. Było tutaj teraz
znacznie więcej ludzi niż ostatnim czasem, wszyscy którzy nie byli w stanie
pomóc przy sprzątaniu lub odbudowie barykady siedzieli teraz tutaj, spacerowali
pomiędzy rzędami upraw i rozmawiali w alejce, gdzie były ławki. Usiedliśmy we trójkę i odpoczywaliśmy
rozmawiając o różnych rzeczach. Krystian szybko polubił Martę i potrafił się z
nią dogadać. Zobaczyłam na jej twarzy szczery uśmiech, po raz pierwszy od kiedy
się spotkaliśmy. Kiedy Krystian poszedł zaprowadzić Martę do toalety
naprzeciwko szklarni ja usiadłam na zwolnionej ławce i przysłuchiwałam się
rozmowie dwóch osób obok. Jedną z nich była kobieta, na oko miała około
pięćdziesięciu lat. Miała długie czarne włosy i poniszczoną cerę na twarzy oraz
dosyć duży nos. Drugą osobą był mężczyzna, jeden ze strażników, bo nosił opaskę
Ostoi na ramieniu, a przy pasku miał pistolet oraz nóż. Był w moim wieku, może
nieco starszy i prezentował się dosyć nędznie, był chudy, niski i miał zabawny
zarost.
- Co ty wygadujesz
kobieto? – zapytał z zdenerwowaniem w głosie mężczyzna.
- Mówię ci. Ja się na
tym znam. To Dziara jest przywódcą Gangu! – ostatnie słowa powiedziała tak
głośno, że byłam pewna, że cała szklarnia je usłyszała.
- Zamknij się cholero!
– syknął mężczyzna.
- Powinni wiedzieć, ci
biedni ludzie wierzą w niego i w tego drugiego, a jeden z nich jest
zdradzieckim wężem, a drugi tchórzem – stwierdziła. Teraz byłam pewna tego,
że jest pijana.
- Zaraz przyjdzie tu
Szeryf i spędzisz noc na wytrzeźwiałce – próbował ją wystraszyć.
- Tam właśnie zamykają
ludzi, którzy zaczynają przeglądać na oczy – prychnęła i wstała.
Mężczyzna
spojrzał na mnie przepraszająco po czym dogonił kobietę i po chwili zniknęli mi
z oczu. Byłam złym człowiekiem, a ta kobieta miała rację. To miejsce jest złe.
Pomimo iluzji jaką tworzą bezpieczne barykady, wszyscy ci ludzie, to było złe
miejsce. Może gdyby zaczął nim dowodzić ktoś naprawdę dobry to byłaby nadzieja
na odbudowanie cywilizacji, ale w aktualnym momencie nie było na to szans. Może rzeczywiście powinnam po prostu stąd
uciec najpierw odbijając brata siłą? Miałam tu paru przyjaciół, którzy mogli mi
pomóc, na czele z Łapą, której mogłam powiedzieć o jej siostrze. Gdyby Łapa
dowiedziała się, że ta jest więziona w podziemiach to skończyłoby się na
jeszcze większej masakrze niż wczoraj. Czy mogłam być aż tak samolubna już
drugi raz? Nie byłam pewna. Można było powiedzieć, że oswoiłam się z tym, że
czasami muszę kogoś zabić, ale żeby od razu przechodzić do dwóch masowych
morderstw w przeciągu tygodnia? Nawet jeżeli osoby nie ginęły bezpośrednio z
mojej ręki to wciąż ani trochę mnie nie usprawiedliwiało.
Musiałam
poważnie rozważyć tą opcję i przygotować ewentualny plany. Kiedy spróbować
wykraść mojego brata, z kim i gdzie potem się udać? Obiecałam sobie, że
przemyślę to gdy tylko znajdę chwilkę. Krystian i Marta wracali już z toalety.
Uśmiechnęłam się i chwilowo wyrzuciłam z myśli plany ucieczki i po prostu
starałam się odprężyć. Noga nie bolała już tak jak parę dni temu i nie kulałam
już. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu w szklarni po czym wyszliśmy na zewnątrz,
ponownie w stronę baru, żeby coś zjeść. Dawno nie miałam tak spokojnego dnia,
kiedy mogłam cały czas odpoczywać i spędzać czas z bliższymi mi osobami. Było
to aż dziwne.
W barze
byliśmy świadkami opowieści starego człowieka. Poczułam się jak w filmie, kiedy
usiadłam z kubkiem ciepłej herbaty w kręgu słuchaczy, a stary mężczyzna
opowiadał historię, nagradzany co jakiś czas brawami i kuflem piwa. Opowieść
nie była specjalnie niesamowita, ale sam fakt, który pozwalał oderwać się od
rzeczywistości był niesamowity. Nie wiedziałam kiedy za oknami zrobiło się
ciemno i znowu zaczął padać deszcz. Staruszek skończył opowiadanie historii i
wyszedł, a reszta gości wróciła do stolików i pogrążyła się w rozmowie.
Krystian szturchnął mnie i zapytał.
- To co, odstawiamy
małą do Miczi?
Skinęłam głową. Wstaliśmy i żegnając się z Czarkiem,
właścicielem baru, wyszliśmy w ulewę. Biegliśmy szybko, mijając po drodze
patrol straży. Chcieliśmy jak najszybciej uciec przed zimnym deszczem, zanim
burza rozpęta się na dobre. Wbiegliśmy przemoknięci do budynku mieszkalnego i
skierowaliśmy się w stronę mieszkania Miczi. Powoli wspięliśmy się na schodach,
a ja zatrzymałam się na półpiętrze, żeby zdjąć z Marty przemoczoną bluzę. Sama
zrobiłam to samo. Koszulka nie była tak przemoczona, ale z racji iż była
obcisła to dosyć wyraźnie odciskała moje wdzięki. Zauważyłam wzrok Krystiana i
uśmiechnęłam się pod nosem. Mogliśmy spędzić dzisiaj naprawdę miły wieczór.
Podeszliśmy
pod drzwi Miczi i zapukaliśmy. Czekając parę sekund nie usłyszeliśmy żadnej
reakcji. Czyżby akurat była na jednym ze spacerów? Zapukałam nieco mocniej, ale wciąż bez
reakcji. Przybliżyłam usta do drzwi i powiedziałam głośniej.
- Miczi to ja Magda!
Jesteś?
Tym razem usłyszałam dźwięki krzątania się w tle. Po chwili
drzwi się otworzyły i zobaczyłam Miczi. Była bardzo dziwnie ubrana, jakby na
wycieczkę w góry.
- Możemy wejść? – zapytałam.
Czarnowłosa szybko przejechała po nas wzrokiem po czym
odpowiedziała.
- Jasne, byle szybko.
Weszliśmy do środka jej mieszkania. Było tu ciemno, jedynym
źródłem światła była mała lampka stojąca na stoliku. Dzięki niej zauważyłam, że
na kanapie stoi spory plecak, obok niego leży karabin oraz pistolet, a także
maczeta. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, ale moment później wszystko
mi się rozjaśniło.
- Czego chcecie? – zapytała.
- Chcieliśmy cię
zapytać, czy nie zaopiekujesz się tą dziewczyną, straciła wczoraj w ataku ojca
i nie ma gdzie się podziać – wypalił nagle Krystian.
- Niestety, ale
spieszę się – powiedziała tak cicho, że nie byłam pewna tego co usłyszałam.
- Wychodzisz gdzieś? –
zapytałam.
Miczi
spojrzała podejrzliwie na Krystiana i Martę. Następnie podeszła do plecaka i
wkładając do niego puszkę, którą trzymała w rękach, zapięła go.
- Tak. Opuszczam to
miejsce i wracam na trakt. Mam dosyć tego miejsca i wszystkiego co tu się
dzieje, a dodatkowo mam niedokończone sprawy, które musze zakończyć. Mam
nadzieję, że nikomu nie powiecie, co?
Nagle poczułam, że to może być to czego potrzebuję. Osoba,
która może mi pomóc się stąd wydostać. Krystian spojrzał na mnie jakby wiedział
dokładnie o czym myślę. Zastanawiałam się chwilę jak to ubrać w słowa, aż w
końcu odezwałam się.
- Miczi, daj mi dzień.
Zostań jeszcze jeden dzień w Ostoi, a obiecuje, że ci się to opłaci.
Nie wiem czyj wyraz twarzy bardziej mnie zaskoczył –
zdziwienie Krystiana, czy kompletny szok Miczi.
- Obawiam się, że nie
rozumiem… - zaczęła.
- Zrozumiesz, daj mi
dzień, a jutro o tej samej porze zobaczysz jaka to była dobra decyzja.
Zaopiekuj się Martą, proszę cię tylko o to – powiedziałam tajemniczo.
- Dobrze… nie wiem
dlaczego się na to godzę, ale niech będzie – powiedziała.
- Do zobaczenia jutro
o tej porze – rzuciłam, po czym biorąc za rękę Krystiana wyszłam. W mojej
głowie powstawał bardzo ciekawy plan. Brakowało w nim tylko jednej rzeczy.
Rozmowy z Łapą.
Kolejny zajebisty rozdział Baber :D. Nie myślałeś może nad wprowadzeniem perspektywy osoby która nigdy nie spotkała żadnej dotychczasowej postaci? Byłaby to ciekawa odskocznia.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo jest dobry pomysł, ale tą postacią mógłby być ktoś z gangu Daliona, który zrobiłby rewolucję i uwolnił ekipę oraz pojechał z nią do Ostoi.
UsuńMyślałem o tym :) Prawdopodobnie jeszcze takie zastosowanie zostanie użyte w przyszłości, szczególnie, że zakończenie tego tomu będzie do tego pasowało :D
UsuńŁooo, ale faza, w końcu coś zgadłem XD
UsuńA co z Łapcią i zabójstwem Natalii, a Łowca? Moje 2 ulubione postacie udupione T.T
Wszystko się rozwinie w najbliższych rozdziałach :D Będzie intensywnie :)
UsuńJan w sutannie. Haha, to dobre! Myślałam, że będzie się ukrywać w piwnicy a nie tak normalnie chodzić między ludźmi. A więc po to wysłał Bobra do posterunku? Bo on mógł rozpoznać Jana?
OdpowiedzUsuń" Będziesz ją wychowywała? – zapytałem.
- Nie… po prostu chcę jej pomóc – powiedziałam." taka literówka. Powinno być zapytał.
Na miejscu Magdy to ja bym się martwiła tym, że kolejny dzień mija a łapa nie zna prawdy. Przecież jak się tamta dowie, że ta jej tyle czasu o niczym nie mówiła, to też się wścieknie :D
I dobra, nie mam zielonego pojęcia na co wpadła Magda. Tzn podejrzewam, że szuka ludzi, ale czemu niby Miczi ma być wszechobecnie zadowolona, że została? Wydaje mi się, że Miczi nie jest aż tak bardzo zżyta z grupą i jej nie będzie zależeć na tym, że uciekną wszyscy razem. Tak naprawdę, w apokalipsie najlepiej być samemu. We. w 2 osoby, żeby było czasami ciekawie :P
Ok, idę dalej :D
A widzisz Jan zaskakuje na każdym kroku :D Ale pomyśl jakie to daje możliwości, może poruszać się bez problemu po całej Ostoi i nie będzie to podejrzanym, jak będzie rozmawiał z Dziarą :D
UsuńLiterówkę oczywiście poprawię :)
Co do wysłania Bobra to chodzi tu raczej o Ikę, Józefa oraz Medyka. Ta trójka widziała Jana na moście i mogła go rozpoznać. Bobru w sumie go nie widział i eskortuje ich bardziej dlatego, żeby Dziara nie miał problemu w swoich działaniach, jakie mógł mu zapewnić Bobru dociekający prawdy.
Miczi co prawda nie jest super zżyta z grupą (a na pewno nie z Łapą i Magdą), ale jednak rozumie, że przetrwać samej będzie jej ciężej niż w małej grupie. Dlatego decyduje się na posłuchanie Magdy :)