Rozdział 16, kolejny z perspektywy Bobra. Dosłownie cisza przed burzą. W tym rozdziale dzieje się mało i wykorzystałem go do wprowadzenia paru rzeczy, które "przydadzą mi się na później". To w kolejnym rozdziale zacznie się prawdziwa burza. Ale mimo tego, zapraszam was serdecznie do przeczytania tego. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)
---------------------------------------------------------
Rozdział 16 (Bobru): Cisza przed burzą
Od razu
gdy wyjechaliśmy pogoda zepsuła się i niebo zasnuły ciemne chmury. Zaczął padać
deszcz. Jechaliśmy w takim milczeniu, że parę razy oglądałem się do tyłu czy
wszyscy na pewno żyją. Nie poprawiali mi humoru tą ciszą. Dlatego też chciałem
jak najszybciej to załatwić i wrócić do Torunia. Musiałem kontrolować Dziarę,
żeby nie zrobił niczego głupiego. Powoli zaczynałem rozumieć, że to co robi
jest po prostu złe. Cieszyłem się, że za kółkiem siedział Filip. Prowadził on w
miarę bezpiecznie i sprawnie. Miałem nadzieję, że przed wieczorem będziemy już
na miejscu. Trasa przebiegała przez Bydgoszcz i dwa mniejsze miasteczka, aż do Piły,
gdzie mieścił się Drugi Posterunek. Z tego co słyszałem to był naprawdę dobrze
rozwinięty punkt. Pracowali nad helikopterem i mieli sporo ludzi, gdyby tylko
udało się tam lepiej rozbudować to może powstałaby druga Ostoja.
Odcinek
drogi z Torunia do przecinającej drogę Wisły przebiegał całkiem spokojnie. Raz
wpadliśmy w poślizg na zakręcie, ale szybko udało nam się wymanewrować i wrócić
na odpowiedni tor. Nad samą rzeką zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby odpocząć.
Podszedłem wtedy do Medyka.
- Możesz mi powiedzieć,
kto właściwie został w lecznicy w Toruniu? – zapytałem.
- Trzech innych
lekarzy, żaden z nich nie jest wojskowy, ale myślę, że znają się na tym – stwierdził.
- Martwię się trochę o
mojego przyjaciela. Myślisz, że wyjdzie z tego?
- Ten w śpiączce?
Słuchaj ciężko powiedzieć Bobru, wydaję mi się, że nie był to poważniejszy
uraz, podaliśmy mu odpowiedni środki, podpięliśmy pod aparaturę i to na pewno
mu pomoże i skróci czas śpiączki, ale na ile? Nie mam pojęcia – wytłumaczył.
- Dziękuje mimo wszystko
– powiedziałem.
- Nie ma sprawy,
jesteśmy teraz jedną grupą, a żeby przetrwać musimy trzymać się razem, wśród
zaufanych ludzi.
Mówił
mądrze i w pełni się z nim zgadzałem. Filip krzyknął nagle ostrzegawczo.
Sięgnąłem od razu po pistolet i nóż i rozejrzałem się. Widok był dosyć smutny.
Z wody pod mostem wypełzały zombie. Ich ciała były tak zdeformowane, że jeden
wspinając się po zboczu na poziom drogi rozleciał się uwalniając falę flaków,
brudnej krwi oraz czegoś co wyglądało jak kości, ale było prawie w stanie
ciekłym. Zombie jednak było sporo i za chwilę zauważyłem, że w wodzie jest
autobus. Widocznie spora grupa miała niesamowitego pecha. Zombie wypełzały i
zaczęły iść w naszą stronę. Ika schowała się za nami, a reszta ruszyła do
ataku. Ksiądz podszedł i wyciągając nóż
powalił dwa pierwsze trupy dobijając je paroma szybkimi ruchami. Zaskakiwał
mnie swoją sprawnością i kompletnym brakiem zawahania podczas zabijania trupów.
Filip i Agnieszka walczyli ramię w ramię, widocznie kiedyś już pracowali razem,
bo szło im to całkiem sprawnie i wyglądali jakby poruszali się wyuczonym
schematem. Ja podszedłem do jednego z trupów i próbowałem go odepchnąć. I tutaj
spotkałem się z nieprzyjemną niespodzianką.
Dotykając
z dużą siłą trupa ręka przeleciała przez jego ciało. Poczułem naprawdę
nieprzyjemne rzeczy, które przeleciały pomiędzy moimi palcami, ale co najgorsze
ręka mi ugrzęzła, a zombie dalej stał. Poczułem palce zaciskające się na moim
barku i zgniły oddech na twarzy. Machnąłem kolbą pistoletu trzymanego w prawej,
wolnej, ręce i na chwilę powstrzymałem
trupa. Po chwili dobiegł do mnie Medyk i pociągając oburącz głowę zombiaka
przechylił ją w nienaturalny sposób. To dało mi chwilę, żeby przy pomocy nogi,
wydostać się z mięsnej pułapki. Zombie upadł na drogę i wtedy bez problemu go
dokończyłem, dziękując Medykowi za pomoc. Pobiegłem od razu do następnego celu,
z którym już poradziłem sobie bez problemu, unikając wpychania rąk w zgniłe
ciała.
Po
oczyszczeniu drogi pojechaliśmy dalej. Pierwszy po drodze był Bydgoszcz. Miasto
spore, ale tak jak wszystkie teraz całkowicie zrujnowane. Nie było tu drugiego
obozu, nie spotkaliśmy też żadnych przeszukujących ludzi. To było dosyć dziwne.
Szwendało się tu sporo trupów, ale w wielu miejscach było ich więcej, więc
dziwnie się czułem nie widząc kompletnie żadnych oznak życia. Całe szczęście
nie mieliśmy żadnych problemów, bo drogi były całkiem przejezdne. Jedynie na
jednym, dosyć sporym skrzyżowaniu, musieliśmy mocno uważać, bo stało tu sporo
samochodów i miejsca na przejechanie było naprawdę nie wiele. Udało się nam
jednak i po dziesięciu minutach byliśmy już za miastem.
Ostatni,
w miarę prosty odcinek drogi, przejechaliśmy bez żadnych problemów. Właściwie
gdyby nie to, że zabrzmiałbym dziwnie, to powiedziałbym, że droga była dosyć
nudna. Oczywiście wolałem nudną drogę, od walki z zombie, albo ocalałymi, ale
mogło się dziać cokolwiek. Gdyby moi kompani chociaż trochę chcieli rozmawiać. Dojeżdżając do Piły wszyscy siedzieli
niecierpliwie, czekając aż w końcu wyjdą rozprostować nogi po paru godzinach
jazdy. Wjechaliśmy w teren całkiem niedużego miasteczka, które podobnie jak
Toruń było praktycznie czyste. Jeżeli szwendały się tu zombie, to były to pojedyncze
przypadki . Dojechaliśmy do małego
kompleksu, który musiał być Drugim Posterunkiem.
Cała
sieć budynków prezentowała się solidnie. Ogrodzone siatką trzy duże budynki,
jeden wyglądał na więzienie ,a dwa pozostałe wyglądały jak budynki mieszkalne w Toruniu. Na barykadzie
stała trójka ludzi, którzy wymierzyli do nas od razu jak nas zobaczyli.
Zatrzymaliśmy się, a Filip wysiadł i pomachał do strażników. Przez szybę auta
zauważyłem, że cała trójka wymienia pomiędzy sobą parę słów po czym kiwa głową.
Jeden z nich zniknął gdzieś za barykadą, a po chwili brama zaczęła się odsuwać.
Wjechaliśmy powoli do środka i zaparkowaliśmy na sporym parkingu na lewo od
bramy. Stało tam około piętnastu pojazdów więcej.
Gdy
wysiedliśmy podszedł do nas jeden z ludzi z barykady, barczysty mężczyzna,
który miał około czterdziestu lat. Jego włosy były już w większości siwe, a
broda sięgała mu do sporego brzucha. Mimo tego kroczył szybko i sprawnie, nie
pozostawiając wątpliwości, że lekka nadwaga nie przeszkadza mu w życiu. Wyciągnął
rękę do każdego z nas na znak przywitania.
- Witajcie, jestem
Łukasz, parę osób z was nie znam, więc warto się przedstawić – jego głos
był bardzo dziwny. Tak niskiego tonu nie słyszałem jeszcze nigdy.
- Ja jestem Bobru, a
to jest Medyk, Ika oraz Józef – zacząłem.
- Dziara wam ich
wysyła, żeby pomóc przy paru sprawach – dokończył Filip.
- Jakich sprawach? – zapytał
zaciekawiony.
- Moglibyśmy
porozmawiać z Kapitanem? – zapytał Filip.
- Skoro musicie – odpowiedział
mężczyzna odwracając się – chodźcie za
mną.
Nie wiedziałam za bardzo kim
jest Kapitan, ale podejrzewałem, że to on rządzi na tym Posterunku. Poszliśmy
za Łukaszem, mijając grupkę trenujących w deszczu ludzi. Wyglądało to jak
poligon wojskowy. Tutejsi musieli być całkiem silną gromadką. Strażnik
przeprowadził nas przez cały plac w stronę budynku wyglądającego jak więzienie.
Zdecydowanie przed apokalipsą musiało to pełnić taką funkcję, bo wszędzie było
pełno krat, wnętrze było raczej ciemne, ale kręciło się po nim sporo ludzi. Co
i rusz mijaliśmy kolejną osobę, która wydawała się nawet nas nie zauważać.
Wszyscy byli absolutnie skupieni na czymś. Tylko niektórzy spoglądali na nas,
ale tylko przelotnie, jakby od niechcenia.
Wspięliśmy
się na piętro budynku, gdzie nie było już cel, ale za znajdowała się
rozbudowana sieć korytarzy i sporo drzwi. Doszliśmy w końcu do tych właściwych
bo strażnik zatrzymał się i zapukał. Usłyszeliśmy „wejść” męskim głosem i
powoli otworzyliśmy drzwi. Wnętrze gabinetu było skromne – parę krzeseł, duże
biurko, lampka oraz fotel za biurkiem. Na lewo stała nieduża półka z książkami
oraz komoda. Mężczyzna, który musiał być Kapitanem, rozmawiał akurat z młodą
dziewczyną. Była ona ładna, miała prostą, ale intrygującą urodą, długie rude
włosy oraz była ubrana w skórzane spodnie i kamizelkę. Jej twarz przyozdabiało
parę piegów. Mężczyzna z kolei był łysiejący i był w podobnym wieku jak
strażnik, który nas prowadził.
- Ach, Filip i cała
reszta też z Ostoi prawda? – zapytał mężczyzna i nie czekając na odpowiedź
powiedział – Siadajcie.
Usiedliśmy całą szóstką, a mężczyzna, który nas
przyprowadził wyszedł.
- Z tobą młoda kobieto
jeszcze nie skończyłem, ale teraz są ważniejsze sprawy. Wróć później – powiedział.
Dziewczyna posłała mu spojrzenie, następnie odwróciła się w stronę drzwi i
wyszła. Na chwilę zatrzymała wzrok na nas. Miała niebieskie oczy.
Gdy
wyszła mężczyzna podrapał się po zaroście i splatając ręce na brzuchu spojrzał
na nas.
- Co was tu sprowadza?
– zapytał.
- Dziara nas tu
wysłał. Ja, Filip oraz Agnieszka jesteśmy Czerwonymi Flarami i mieliśmy
odeskortować tą trójkę ludzi na wasz posterunek – odpowiedziałem.
Kapitan spojrzał po trójce, na którą wskazałem i zrobił
dziwną minę, ale tylko na chwilę. Musiał to być tik nerwowy.
- Wybaczcie, ale po co
nam więcej ludzi? – zapytał.
- Dziara chcę rozwinąć
tutaj drugą szklarnię, dlatego przyprowadzam naczelną ogrodniczkę Ikę.
Dodatkowo jest Medyk, który oczywiście jest lekarzem i to wojskowym, a także
Józef, ksiądz egzorcysta – wytłumaczyłem.
- Właściwie to teraz
ma to jakiś sens –powiedział Kapitan uśmiechając się szeroko, po czym
ponownie robiąc ten dziwny tik.
- Znajdzie się dla
nich miejsce? Zostaną tutaj przez jakiś czas, żeby pomóc się wam rozwinąć.
- Oczywiście,
podziękujcie ode mnie Dziarze – powiedział po czym skierował się Medyka,
Iki oraz Józefa – Słuchajcie, wyjdźcie
teraz żebyście jak najszybciej poczuli się dobrze w tym miejscu i na korytarzu
złapcie któregoś ze strażników. Powiedźcie, że kazałem znaleźć wam jakieś
miejsca do spania.
Cała trójka wstała, a ja wraz z nimi, żeby się pożegnać. Gdy
wyszli, a my zostaliśmy we czwórkę w środku, kontynuowaliśmy rozmowę.
- Z tego co rozumiem
to wy odjeżdżacie, tak? – zapytał, robiąc dziwną minę.
- Tak – odpowiedziałem.
- Nie – odpowiedział
Filip.
Spojrzałem
na niego. Długowłosy chłopak ze strasznym spojrzeniem patrzył na mnie.
- Nie wracacie do
Ostoi? – zapytałem.
- Dziara kazał nam tu
zostać na jakiś czas. Nie powiedział dlaczego, ale mi to pasuje – odpowiedział.
- Ale ja mogę wrócić?
– zapytałem całkowicie zbity z tropu.
- Jasne. Powinieneś.
- Jeżeli mogę się
wtrącić – wtrącił się Kapitan – Jeżeli
wracasz sam miałbym do ciebie pewną prośbę Bobru – zaczął – Ale najpierw prosiłbym was o wyjście. Wiecie
gdzie szukać miejsca do spania i gdzie jest kantyna. Do zobaczenia później – powiedział,
po czym poczekał aż wyjdą.
Siedział chwilę w milczeniu po czym zaczął.
- Potrzebuję, żebyś
zabrał moją córkę do Torunia – wypalił.
Nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.
- Słucham?
- Moją córkę. Ta
rudowłosa dziewczyna, która ze mną rozmawiała jak tu przyszyliście. Chcę, żeby
była w Toruniu i miała wgląd na to co robi Dziara i Wojtek.
- Obawiam się, że nie
rozumiem.
Odpowiedziała mi cisza, a następnie tik nerwowy. W końcu
Kapitan się odezwał.
- Słuchaj wiem, że w
Toruniu nie powodzi się najlepiej, dlatego muszę mieć tam kogoś zaufanego. Nie
zrozum mnie źle, ale jak Toruń się rozpadnie to to miejsce ma ogromne szansę na
rozbudowę i pozostanie takie jakim jest teraz. Nie chcę, żeby coś mi to
zepsuło, a jak będę widział, że coś się psuje to będę przygotowany. Zrobisz to
dla mnie czy nie? – zapytał.
Kaszlnąłem i przejechałem ręką po brodzie.
- Nie widzę problemu…
- powiedziałem nie do końca przekonany.
- Doskonale! Najlepiej
jakbyś wyjechał jeszcze dziś i przespał się gdzieś w połowie drogi. Moja córka
zna pewną chatkę niedaleko Bydgoszczy, będzie idealna na nocny postój, chyba,
że będziecie chcieli ryzykować nocną wyprawą.
- Raczej prześpimy się
na trakcie – stwierdziłem.
- Dobrze. Moja córka
będzie na parkingu za pół godziny. Czekaj tam na nią – zaproponował
Kapitan.
Wstałem
i już miałem wychodzić, kiedy wpadło mi do głowy jeszcze jedno pytanie.
- A tak w ogóle, jak
się nazywa twoja córka? – zapytałem.
- Natalia – odpowiedział.
Gdy wyszedłem oparłem się o ścianę i westchnąłem po cichu.
Wspomnień było sporo, szczególnie związanych z tym imieniem. Miałem nadzieję,
że sobie z nimi jakoś poradzę. Opuściłem budynek więzienia i ruszyłem na
parking. Po drodze jednak moją uwagę zwrócił mały hangar, który dopiero teraz
zauważyłem. Z środka dochodziły hałasy pracy maszyn oraz, co jakiś czas, krzyki
ludzi. Zainteresowany ruszyłem w tym kierunku i wszedłem do hangaru. Zobaczyłem
coś bardzo ciekawego.
Grupka
ludzi w strojach roboczych pracowała przy helikopterze. Takim samym jaki
widzieliśmy na polanie niedaleko Białegostoku, jakiś czas temu. Wyglądało to
naprawdę solidnie, ale nawet ja, jako osoba nie znająca się na tym, wiedziałem,
że nie jest jeszcze gotowy do lotu. Nagle usłyszałem kroki za mną i dźwięk
urządzeń przy helikopterze. Odwróciłem się i zobaczyłem mężczyznę, w okularach,
wyglądającego jak typowy profesor.
- Piękny prawda? – zapytał.
- Wygląda świetnie.
Dacie radę go naprawić? – zapytałem.
- Staramy się, ale nie
jest to łatwe. Niektórych części i materiałów nie da się zamienić, a
znalezienie ich graniczy z cudem. Ale staramy się, raz nam się udało, to
przynajmniej wiemy na czym stoimy – powiedział naukowym tonem.
- Nie będę już
przeszkadzał, spieszę się – powiedziałem.
Profesor milcząco kiwnął głowo na pożegnanie, a ja ruszyłem
już prosto na parking.
Czekałem
na Rudą dobre piętnaście minut, schowany pod daszkiem przed deszczem. Gdy szła
w moim kierunku z mokrymi od deszczu włosami wyglądała naprawdę ładnie.
Przywitałem ją, chcąc podać dłoń, ale ona przytuliła się do mnie. Poczułem
ładny zapach, prawdopodobnie jej perfum, albo szamponu.
- Przyjacielsko – mruknąłem.
- Wszyscy przyjaciele
mojego ojca są moimi przyjaciółmi – powiedziała – Jestem Natalia.
- Bobru – odpowiedziałem
– To co jedziemy?
Bez odpowiedzi wsiadła do samochodu na siedzenie pasażera z
przodu. Wyjechaliśmy z Drugiego Posterunku we dwójkę. Było już prawie
całkowicie ciemno. Odpaliłem światła w samochodzie i poczułem się nieco
raźniej.
- Byłaś już kiedyś w
Ostoi? – zapytałem.
- Raz, przez pewien
czas – odpowiedziała tajemniczo – Na
samym początku jak nie wpadli jeszcze na pomysł z Posterunkami to wszyscy
mieszkali w Toruniu.
- A teraz nie jest ci
smutno, że opuszczasz swojego ojca?
- Wiesz, gdy jadę z
taką legendą jak ty, a do ojca mam parę godzin drogi to nic mi nie straszne – odpowiedziała.
Czułem, że się rumienię, ale szybko starałem się to opanować.
- Słyszałaś o mnie? – zapytałem
zaciekawiony.
- Dużo osób o tobie
mówi. Prowadzenie obozu, który całkiem nieźle działał, a potem zasilenie
Torunia grupą prawie dwudziestu ludzi to jest spory wyczyn – powiedziała.
- Popełniłem w życiu
sporo błędów. Jeżeli mam być szczery, to gdyby nie te błędy to bym nie
zdecydował się w życiu na przyjazd tutaj.
- Wtedy byśmy się nie
spotkali, a to byłoby smutne – powiedziała uśmiechając się.
Straciłem
panowanie nad kierownicą dosłownie na chwilę, ale przez to nie wyhamowałem w
czas przed grupką zombie, która akurat była na ulicy. Uderzyliśmy w nie i
zarzuciło nas. Całe szczęście nic się nie stało, ale wysiadłem prawie
natychmiast i rzuciłem się do ataku. Ciemność nie pomagała, szczególnie, że
przez chwilę miałem duży problem z zombie, którego korpus oddzielony oponami od
reszty ciała, złapał mnie i próbował ugryźć. Musiałem użyć pistoletu i po
chwili echa wystrzałów rozległy się po całej drodze. Miałem nadzieję, że przez
to na nikogo nie wpadniemy. Natalia również działała, po drugiej stronie auta
strzelała do trupów na drodze. Gdy oczyściliśmy przejazd, całe szczęście bez
żadnych urazów, to wsiedliśmy z powrotem do auta.
- Przepraszam – zaczęła
Ruda.
- To moja wina. Po
prostu jedźmy dalej – stwierdziłem, szybko ucinając temat.
Przejechaliśmy przez wioski i
powoli dojeżdżaliśmy do Bydgoszczy. Zrobiło się już kompletnie ciemno i
zacząłem się zastanawiać. Mieliśmy już całkiem niedaleko do Torunia, ale byłem
zmęczony, a kolejne dwie godziny drogi nie brzmiały kusząco. Z drugiej strony
strzał i światła samochodu na pewno skuszą bandytów, którzy mogą tu grasować i
noc w chatce może nie być do końca bezpieczna.
- Więc gdzie jest ta
chatka, o której mówił twój ojciec? – zapytałem.
- Musisz zjechać zaraz
na lewo i za jakieś pięć minut tam dojedziemy, droga jest prosta – powiedziała.
Była ledwo młodsza ode mnie, a wydawała się być doświadczoną i odważną osobą.
- Jedźmy więc – powiedziałem
po czym zgodnie z instrukcją skręciłem w kolejnym zjeździe na lewo i zjechałem
na piaszczystą, leśną ścieżkę.
Po
dziesięciu minutach rzeczywiście zauważyliśmy chatkę. Wysiedliśmy i szybko
sprawdziliśmy okolicę oraz sam dom i garaż obok. Było tu cicho i bezpiecznie.
Chatka po środku lasu, kompletnie odcięta od rzeczywistości. Miałem nadzieję,
że to nie będzie mój grobowiec. Odstawiłem auto do garażu po czym wszedłem do
chatki. Było tu dosyć zimno, a my nie mogliśmy rozpalić w kominku, bo po
pierwsze nie było czym, a po drugie ściągnęłoby to na nas jeszcze większą
uwagę. Wyjąłem koce z samochodu i zrobiłem nam dwa posłania, po czym zacząłem
przygotowywać kolacje. Gdy skończyłem, zauważyłem, że Ruda przesunęła swoje
posłanie tuż obok mojego. Spojrzałem na nią, a ona tylko uśmiechnęła się
niewinnie.
Zjedliśmy
i położyliśmy się obok siebie. Powtarzałem sobie, że to tylko po to, żeby było
cieplej, ale wiedziałem, że nie do końca tak jest. Chciałem kompletnie się
odstresować przed powrotem do Torunia. Cisza
przed burzą, pomyślałem. Coś dużego
się stanie już niedługo. Musiałem być na to w pełni przygotowany. Dlatego nie
zaprzeczyłem, kiedy dziewczyna położyła się obok mnie i mnie przytuliła. Czułem
się całkiem szczęśliwy z tego powodu.
Znowu spokojny rozdział i znowu jest fajny. Ciekawi mnie sprawa Natalii (tej nowej :P), Bobru, będziesz tak skakał między dziewczynami ? :P
OdpowiedzUsuńZnowu spokojny rozdział i znowu jest fajny. Ciekawi mnie sprawa Natalii (tej nowej :P), Bobru, będziesz tak skakał między dziewczynami ? :P
OdpowiedzUsuńWszystko jest wyżej zaplanowane ;D Chwila relaksu twórczego, przed burzą łączenia wątków i składania całej sieci spisków w całość! :D
UsuńCiekawe co by powiedzieli jakby Bobru nagle powiedział: ej, musimy się wrócić bo zapomniałem czegoś z pokoju :D
OdpowiedzUsuńPosterunek wygląda na całkiem solidny i moim zdaniem nawet na lepszy niż sama Ostoja. Jakoś to napawa mnie większym uczuciem bezpieczeństwa. Ostoja jest duża - duża powierzchnia do pilnowania - duże ryzyko jakiś ukrytych szwendaczy.
O, intryguje mnie ta dziewczyna :D Wydaje się być bardzo stanowcza i twarda, ale o wiele mniej agresywna niż łapa. I widzę, że nie przebiera w czynach. Od razu przechodzi do konkretów. Ciekawe tylko czy ciężko się takiej dziewczynie oprzeć :P Postać na plus
No to łapa będzie miała kolejny motyw :P
Zobaczmy teraz tę burzę :D
Ten posterunek rzeczywiście ma zadatki na bycie taką stolicą Ostoi. Szczególnie jak upadł Trzeci posterunek. Pierwszy i Czwarty, są podobnej wielkości i to są pojedyncze budynki. A właśnie Trzeci (zniszczony) i Drugi to większe ośrodki w dodatku rozwijające różne ciekawe rzeczy. Kapitan na razie został ukazany bardzo ubogo jeżeli chodzi o zarys postaci, ale popracuje nad nim jak jego postać będzie, że tak powiem nieco ważniejsza.
UsuńKolejna lubiana postać ;D To dobrze. Natalia aka "Ruda" na razie podobnie jak tatuś nie odgrywa zbyt dużej roli (o ile uwodzenie Bobra nie zalicza się do zbyt ważnych wydarzeń), ale też przyjdzie jej czas. Jeszcze nie wiem jaką rolę odegra, ale ta postać wraz z ojcem to taka rezerwa na potem :)
Dokładnie Łapa będzie miała kolejną Natalię na oku ^^