Rozdział 14, pierwszy z perspektywy Irka. Po tym jak Erni spotkał go na drodze uznałem, że kontynuowanie przygody z jego oczu będzie znacznie ciekawsze, biorąc pod uwagę jaką rolę odegra w przyszłych wydarzeniach i kim się właściwie stał. Rozdział opowie nieco o tym, co działo się z Irkiem podczas jego nieobecności, jak przetrwał i kto mu w tym pomógł. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba, zapraszam do czytania i komentowania.
POV:
Irek - Rozdział 14 - Dzień 5-6
Bobru - Dzień 5-6 - W drodze do Płońska
Zuza - Dzień 5-6 - Została w obozie w Płocku
--------------------------------------------------------
Rozdział 14: Decyzja podjęta (IREK)
Gdy
wybiegłem na drogę i zobaczyłem postać z nożem w ręku to zamarłem. Było już
ciemno, ale mimo wszystko poznałem ją. Był to Ernest. Mężczyzna, który jeździł
Zbłąkanym Ocalałym, a od niedawna zajmował się oczyszczaniem dróg. Nie mogłem
uwierzyć w szczęście jakie poczułem gdy go zobaczyłem. Nie było to jednak
szczęście związane z spotkaniem kogoś znajomego po ponad tygodniu nieobecności.
Jedyne osoby jakie widziałem przez ten cały czas, odkąd zostałem uratowany
przed ogromnym stadem nadchodzącym ze wschodu, byli Zszyci. To ich przywódca,
syn Włodka z farmy na której stawialiśmy punkt strategiczny, Czarek uratował
mnie przed stadem, a następnie zabrał ze sobą z powrotem na farmę. Początkowo
próbowałem uciekać, ale właściwie tak głęboko w terytorium wroga nie miałem
żadnych szans. Poza tym byłem bardzo ciekaw dlaczego nie zostałem zabity, albo
zostawiony na pastwę stada.
Dokładnie
siedem dni temu stanąłem ponownie przed tymi samymi drzwiami i znowu otworzył
mi Włodek. Teraz jednak zachowywał się nieco inaczej, prawdopodobnie przez
obecność syna. W domu oczywiście były jeszcze żona Włodka, oraz dziewczyna
Czarka. Nie byłem pewien co się ze mną stanie, ale wiedziałem, że jeżeli chcę
przeżyć i wrócić do Torunia czy Inowrocławia, to muszę po prostu to przetrwać.
Nie mogłem niczego próbować bo byłem absolutnie bez szans. Czarek nakarmił
mnie, przygotował kąpiel, a następnie czystego i najedzonego zabrał do swojego
pokoju. Tego samego pokoju, w którym spałem jak byłem tu jeszcze z całą grupą.
Czarek wskazał mi krzesło stojące przy jednej z szaf, a sam usiadł na łóżku.
- Ci dwaj to moi idole
– wskazał obrazy dwóch postaci historycznych, które wisiały na ścianie – Ta dwójka wymyśliła maszynę do szycia, oraz
zapoczątkowała rewolucje w tej dziedzinie. Kiedyś nie obchodziliby mnie
całkowicie. Ale gdy odkryłem jak doskonałym kamuflażem są fragmenty skóry
trupów to całkowicie się w to wciągnąłem. No i teraz mam całą, ogromną grupę
pozszywanych ludzi, którzy nie muszą się już bać, że zostaną ugryzieni.
Przynajmniej tak długo jak trzyma szew.
Słuchałem
go w milczeniu. Nie patrzył na mnie, wciąż wpatrywał się w obrazy wiszące na
ścianie.
- Pewnie zastanawiasz
się co tu robisz. Cóż, nie ukrywam, że nie jestem specjalnie tolerancyjny,
jeżeli chodzi o ludzi, którzy nie dość, że przejeżdżają przez te tereny, to
jeszcze dodatkowo zatrzymują się na farmie moich rodziców i to akurat wtedy,
kiedy wszyscy moi ludzie, razem ze mną, wyruszają na północ, żeby pomóc grupie
ocalałych do której należysz. To nie jest ciekawe uczucie, zobaczyć, że ktoś
jest przy twoich rodzicach i właściwie może ich zabić w każdej chwili. Ale
oszczędziłem cię, ponieważ zaimponowałeś mi w dwóch sprawach. Wiesz jakich? – zapytał.
Pokiwałem przecząco głową. Zainteresowały mnie słowa o
pomocy moim przyjaciołom, ale bałem się mu przerwać.
- Po pierwsze nie
dość, że nie zaatakowałeś moich rodziców, a wręcz im pomogłeś w sprawach
gospodarczych to jeszcze dodatkowo uszanowałeś ich prośbę i poczekałeś z
postawieniem tego swojego śmiesznego punktu. Po drugie wtedy, kiedy przyjechałem
z akcji w Grudziądzu i zobaczyłem ciebie, od razu zauważyłem, ze nie jesteś
zwykłym człowiekiem. Te rany i blizny… To ugryzienia?
- Tak – odpowiedziałem
cicho.
- Powiesz mi, jakim
cudem jeszcze żyjesz? – zapytał z nieukrywanym podekscytowaniem.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem
szczerze.
- Nikt cię nie badał?
Myślałem, że ciekawość Bena weźmie górę. W końcu ten pomyleniec myśli, że
odkryje tajemnice trupów, zrozumie wirus i znajdzie antidotum. Naprawdę ominął
taką sytuację? Niesłychane.
- Co się ze mną
stanie? – zapytałem, gdy Czarek przez dobre paręnaście sekund nic nie
mówił.
- Dam ci wybór. Wiesz
teraz bardzo dużo o mojej grupie. Niebezpiecznie dużo. Dlatego jeżeli chcesz
żyć, musisz pracować dla mnie. I nie uwierzę w zwykłe „obiecuje”. Musisz dowieść
swojej lojalności. Ale żeby lepiej zrozumieć to wszystko, muszę ci opowiedzieć
nieco o mojej wizji. Wysłuchaj mnie, a potem sam ocenisz, czy warto dać mi
szansę, czy lepiej dołączyć do grona osób, których już nie ma na tym świecie.
- Mogę przedtem o coś
zapytać? – zapytałem ostrożnie. Czarek spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Oczywiście – powiedział.
- Co to za akcja w
Grudziądzu? Mówiłeś, że pomogłeś moim przyjaciołom – powiedział.
- Bo pomogłem.
Uratowałem ich życia. Ale to wszystko wyjaśni się, jak nieco ci opowiem o tym
jak widzę świat, który nas otacza. Słuchasz? Dobrze. Moim zadaniem na tym
świecie jest pilnowanie porządku. Wraz z moimi ludźmi, używając kamuflażu
doskonałego, potrafimy zrobić wiele. Zmienić wyniki wydarzeń atakując z
zaskoczenia. Zbierać informacje jak nikt inny. Kontrolować trupy i prowadzić je
w odpowiednie miejsca spuszczając zagładę. Kontroluje te tereny i dostosowałem
się do tego świata tak, jak nikt inny dotychczas – zaczął wywód, nie
ukrywając dumy w swoich słowach – Nie zależy
mi jednak na wybiciu pozostałych obozów. Bądź co bądź, ale uważam was za
ciekawych i silnych ludzi. Radzicie sobie doskonale z tym co macie i zakładacie
kolejne obozy, przejmując coraz większą kontrolę nad tym obszarem. Ja jednak
chcę mieć asa w rękawie. Chcę kontrolować was w sposób, który nie będzie
oznaczał wojny, a jedynie zdrową i uzasadnioną obawę, o bunt. Dlatego, chcę
mieć w każdym obozie osobę, która będzie mogła jakoś wpływać na przebieg
wydarzeń, a dodatkowo zrobi co trzeba, jakby zaczęło się robić za gorąco. Swego
rodzaju szpiega, agenta, nazywaj to jak chcesz.
- I ja mam być tym
szpiegiem?
- Nie zrozum mnie źle.
Nie mam wcale jakichś wygórowanych wymagań. Chcę po prostu, żebyś pokazał mi
swoją lojalność, a dodatkowo, gdy już wrócisz, żebyś był gotów od czasu do
czasu trochę namieszać, szczególnie jak wasze obozy będą chciały mi zagrozić.
Nie jestem waszym wrogiem. Chcę po prostu zachować kontrolę. Tak jak mówiłem
pomogłem wam. Wróciłem dwa dni temu z Grudziądza, gdzie straciłem dziesiątki ludzi.
Co prawda nie chciałem tylko pomóc wam, ale cieszę się, że udało mi się to przy
okazji. Moim głównym celem było zaatakowanie Złomiarzy, kiedy ci nie wiedzieli
za bardzo co się dzieje. Chociaż ja straciłem sporo ludzi to oni stracili ich
znacznie więcej. Nie jestem pewien, czy pozbierają się po tym ciosie.
- Co miałbym zrobić,
żeby dowieść tej lojalności? – zapytałem.
- Czyli jednak cię to
interesuje? Doskonale. Nic trudnego właściwie. Musisz mi przyprowadzić kogoś,
kto jest ważny dla Torunia i Inowrocławia. Właściwie gdyby nie fakt, że
przydasz mi się tam, to byłbyś idealnym kandydatem. Dlatego wiesz jakie osoby
mnie interesują.
- Mam zabić tą osobę?
– zapytałem.
- Nie – odpowiedział
szybko – Po prostu przyprowadzić ją w
jedno z miejsc, gdzie przejmą ją moi ludzie. Wtedy zabiorę ją do siebie i
zamknę. Jeżeli, któryś obóz będzie próbował mi zagrozić, załóżmy, że Toruński,
to wtedy ty namieszasz od środka, a ja dodatkowo będę miał zakładnika.
Oczywiście osoba ta będzie traktowana dobrze. Nie jestem sadystą. Zostanie
zabrana do specjalnego miejsca, w którym będzie pilnowana, ale wciąż będzie
żyła, będą ją karmił i zapewnię najpotrzebniejsze wygody.
- Zrobię to – powiedziałem
po chwili zastanowienia.
- Wiedziałem, że
jesteś mądrym człowiekiem – powiedział – Zostań tutaj przez parę dni, żeby odpocząć. Potem podrzucę cię, gdzieś
w okolicę Inowrocławia, odpowiednio przygotuje, żeby wszyscy myśleli, że
spędziłeś ten cały czas w dziczy.
Pokiwałem
głową.
- Ach i jeszcze jedno.
Widziałeś te stado na wschodzie. Wiedz, że będę zmuszony nieco pomieszać w
szykach okolicznych obozów i nakieruje je wraz z moimi ludźmi tak, żeby
przeszło przez wszystkie te obozy. To będzie swojego rodzaju sprawdzian
adaptacji. Oczywiście moi ludzie będą to kontrolowali, więc nie dopuszczę do
całkowitej katastrofy. Ale ofiary mogą być.
- Jeżeli uważasz to za
słuszne… - powiedziałem cicho.
- Uważam. Dobra, nie
zatrzymuje cię już, na pewno jesteś zmęczony. Ja też jestem wyczerpany, a muszę
jeszcze spędzić trochę czasu z moją kobietą i rodzicami. Zobaczymy się jutro na
śniadaniu – to mówiąc wyszedł, zostawiając mnie i moje myśli same.
Dlatego,
gdy zobaczyłem samotnego Kiciusia, który był wykończony i miał w ręce tylko
nóż, uśmiechnąłem się sam do siebie. Dodatkowo byłem niedaleko jednego z
punktów, w którym miałem zostawić złapaną przez siebie osobę. Wszystko układało
się po mojej myśli. Wciąż byłem nieco rozbity pomiędzy tym co się działo, ale
jaki tak naprawdę miałem wybór? Gdybym tylko spróbował mu się sprzeciwić i nie
znalazłby w najbliższych dniach nikogo z grupy Bobra w jednej z chatek
przygotowanych specjalnie na takie okazje, to z pewnością skierowałby stado w
stronę reszty. O ile wierzyłem w siłę Torunia czy Inowrocławia to wiedziałem,
że życie jednej osoby, która i tak miała zostać tylko uwięziona, zostałoby
przypłacone życiem dziesiątek, a może nawet setek okolicznych ocalałych. Kto
wie czy obozy by w ogóle przetrwały taki atak.
Z
drugiej strony mogłem nie wierzyć w to co mówił, w końcu kto mógł tak naprawdę
kontrolować trupy. Ale sam fakt jak uratował mnie przed stadem sprawiał, że nie
wiedziałem w co wierzyć. Czarek siedział wtedy w samym jego środku wraz ze
swoimi ludźmi przy ognisku jakby nigdy nic. Poza tym według tego co słyszałem
stado miało iść przy rzece, a jednak odbiło od koryta i podążyło na północ
zahaczając po drodze o część Płońska. Nie wierzyłem, że to mógł być zwykły
przypadek.
- Irek? – zapytał
ochrypniętym, długo nie używanym głosem.
- Tak – odpowiedziałem
– Nawet nie wiesz jak dobrze zobaczyć
znajomą twarz po tym całym piekle jakie przeżyłem…
Erni
zatrzymał się i ostrożnie spojrzał na mnie. Wciąż w ręce miał nóż i na pewno
nie spodziewał się, że ja za paskiem miałem pistolet. Mimo tego wszystkiego
wolałem go podejść podstępem. Nie wiedziałem czy by mnie nie zaskoczył, a nie
chciałem ryzykować. Poza tym podczas walki mogłem go skrzywdzić, a tego też
wolałem uniknąć. Stałem spokojnie i pozwoliłem mu do siebie podejść.
- To jakieś
nieprawdopodobne, że się tak spotkaliśmy… - powiedział dziwnym tonem głosu,
którego nie mogłem do końca rozszyfrować – Co
się z tobą działo? – zapytał jednak po chwili nieco cieplejszym i bardziej
przyjaznym głosem – W Inowrocławiu
mówili, że wszedłeś w stado trupów i przepadłeś.
- Bo to prawda. Było
ciężko. Ale opowiem ci wszystko po drodze. Idziesz do Inowrocławia? Masz tu
gdzieś samochód? – zapytałem.
- Nie. To w sumie tez
dłuższa historia. Ale idę do Inowrocławia. Właściwie jesteśmy już całkiem
niedaleko, ale marszu w nocy nie unikniemy – odpowiedział.
- Właściwie możemy – powiedziałem,
starając się nie brzmieć zbyt pewnie siebie – Wiesz zanim jeszcze trafiłem do celi Dziary to byłem członkiem takiego
obozu kawałek stąd. No i jak on się rozpadł i trafiłem w te okolice to
pomieszkiwałem w takiej chatce. O ile dobrze pamiętam jesteśmy teraz bardzo
blisko.
- Wiesz, szczerze wole
iść godzinę czy dwie w ciemności niż spać w nieznanym miejscu. Poza tym
jesteśmy naprawdę blisko – powiedział nie patrząc nawet na mnie. Mogłem go
teraz bez problemu zaatakować w plecy, ale wciąż wolałem poczekać na lepszą
okazję.
- To może nie być
takie proste. Nie wiem ile nie było cię w obozach, ale głównymi drogami
przechodzi początek stada. Cholera wie gdzie pójdzie, ale jak ruszymy tędy to
możemy wpaść po kolana w gówno – powiedziałem, prawie szczerze. Wiedziałem,
że Stado owszem szło w tą stronę, ale było dopiero gdzieś w okolicach obozu
Feline.
Te
słowa zadziałały na Erniego nieco lepiej.
- Już? Cholera jasna…
- powiedział zatrzymując się.
- Niestety – odpowiedziałem
krótko.
- A ta chatka?
Myślisz, że bezpiecznie będzie się tam zatrzymać? - zapytał.
- No zapewnić nic nie
mogę, ale myślę, że jak byśmy zmieniali się na wartach, albo po prostu zamknęli
dobrze i nie zwracali na siebie uwagi to powinno być spoko – wytłumaczyłem.
- Racja. Dobra niech
będzie, prowadź – powiedział.
Ruszyliśmy przez pola. Chociaż było ciemno to blask księżyca
dawał nam trochę potrzebnego światła. Idąc zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedział mi
historię o tym jak wraz z grupą konserwacyjną oczyszczał okoliczne drogi i
wpadł w ręce kogoś w stylu łowców niewolników, ale udało mu się uciec tylko
odłączył się od reszty.
- Myślisz, że… - zacząłem,
gdy nagle usłyszeliśmy dźwięk. Momentalnie zeszliśmy na ziemię i zamilkliśmy.
- Masz broń? – zapytał
mnie szeptem ledwo przebijającym się przez szum dochodzący z krzaków i
delikatnie wiejący wiatr. Pokręciłem głową. Erni chwycił nóż i przyczaił się
przy jednym z drzew. Byliśmy teraz na skraju lasu i pola, ale pamiętałem te
okolice. Czarek, a raczej Krawiec, jak kazał się nazywać, pokazał mi mapę,
którą zapamiętałem bardzo dobrze. Co prawda nie znałem okolic tak jak mógłbym,
ale wiedziałem, w którą stronę iść, a chatka była położona właśnie na granicy
drzew.
Poczekaliśmy
chwilę nasłuchując dokładnie. Nie ukrywam, że nieco się denerwowałem, ale
wątpiłem, że wpadniemy na kogoś jeszcze. To musiał być trup. Moje podejrzenia
sprawdziły się. Zza krzaków wypełzł zombie, który miał przekrzywioną nogę z
paskudnie wystającą kością. Wydawał dziwny dźwięk przy każdym ruchu. Szedł
jednak w naszą stronę. Ernest po chwili rzucił się na niego i bez problemu
zabił. Ciało upadło na trawę, a on otarł nóż o ubrania trupa po czym sprawdził
zawartość jego kieszeni. Nie znalazł jednak nic przydatnego.
Ruszyliśmy
dalej do przodu.
- To jak było z tobą?
– zapytał tak cicho, że przez chwilę nie zdałem sobie sprawy, że jakieś
pytanie w ogóle padło.
- Och. Właściwie można
powiedzieć, że miałem farta. No i doszło parę nowych blizn – powiedziałem.
- A ta kobieta?
- Pobiegłem za nią,
nie wiem co w nią wtedy wstąpiło. Wybiegła prosto w stado. Goniłem ją, ale nie
miała szczęścia. Złapały ją. No a ja zacząłem uciekać. Wiedziałem, że nasi nie
będą na mnie za długo czekać, więc nie wracałem tam skąd przyszedłem tylko
pobiegłem taką trasą, żeby nie dać się okrążyć – zacząłem opowiadać
przygotowaną wcześniej historyjkę – Pobiegałem,
pozabijałem ich trochę i po jakimś czasie udało mi się uciec. No ale nie
wiedziałem za cholerę gdzie byłem.
- I jak znalazłeś
drogę?
- Punkty mi pomogły.
Znalazłem jeden z nich, a że mapę rozstawienia znałem na pamięć to powoli
zbliżałem się na coraz bliższe tereny, aż w końcu wylądowałem tutaj – powiedziałem
– O! To ta chatka – powiedziałem
widząc, że przed nami maluje się kształt niewielkiego drewnianego budynku. To
musiało być miejsce, o którym wspominał Krawiec.
Podeszliśmy
wspólnie. Erni obserwował uważnie całą okolicę i oglądał po raz pierwszy to
miejsce. Nie wiedział, że ja też nigdy wcześniej tu nie byłem. Chatka nie była
nawet piętrowa. Pod niedużą wiatą były poukładane drewienka na opał. Dwa okna
wychodziły na pola. Ganek był wyraźnie podniszczony, deski zostały przez kogoś
powyłamywane. Drzwi wyglądały jakby czasy swojej świetności miały za sobą, ale
mimo tego solidnie siedziały we framudze. Wiatr zaczął wiać intensywniej,
sprawiając, że stojąc przy chatce słyszeliśmy coś podobnego do upiornego
zawodzenia. Zadrżałem lekko.
- To jak wejdziemy?
Masz tu gdzieś schowany klucz czy coś? – zapytał Erni upewniając się po raz
ostatni, że wokół nie ma żadnych trupów ani ludzi.
- Tak – odpowiedziałem.
Krawiec powiedział mi, że klucz schowany jest w skrytce pod parapetem jednego z
okien. Po chwili grzebania ręka w ciemności namacałem coś metalowego. Wyciągnąłem
nieduży kluczyk i dopasowałem go do dolnego zamka w drzwiach. Ten strzyknął
metalicznie po czym naszym oczom ukazało się pomieszczenie. Było one duże, gdy
tylko weszliśmy do środka przez moment widzieliśmy tylko je. W pomieszczeniu
panowała totalna ciemność. Namacałem ręką stolik stojący po lewej i moja dłoń
trafiła na trochę większy obiekt. Okazało się, że to lampa. O niej również
wspominał mi Krawiec. Przekręciłem kurek i pokój w którym się znajdowaliśmy oświetliło
nieco mętne światło.
Pomieszczenie
składało się z dwóch platform. Jedna, ta na której się znajdowaliśmy, była
niedużym holem. Stały tutaj zapleśniałe buty, a na podłodze leżał mały,
zakurzony dywanik. Oprócz szafki, z której wziąłem lampę, nie było tu już
niczego więcej. Drewniane schodki prowadziły jednak na znacznie większe
podwyższenie, ogrodzone drewnianą barierką, gdzie od razu w oczy rzucały się
dwa miejsca – kuchnia oraz parę leżących na ziemi śpiworów. Wszystko wyglądało
na nieużywane od jakiegoś czasu, ale jednak gotowe do przyjęcia potencjalnych
gości.
W oczy
rzucały się też drzwi. Wiedziałem co za nimi się znajduje i jak je otworzyć,
ale na razie nie wykorzystałem tej wiedzy. Weszliśmy na górną platformę.
Postawiłem lampę na jednym ze stołków stojących prawie na środku pomieszczenia.
Ernest opadł od razu na jeden z śpiworów.
- Całkiem przytulne
miejsce – powiedział.
- Mieszkałem tu przez
jakiś czas, musiałem żyć w jakichś warunkach – odpowiedziałem z uśmiechem.
- Masz tu jakieś
żarełko? Właściwie od wczoraj nic nie jadłem. No nie licząc odpadków z
podobnego domku – pożalił się – I
jest nawet kominek. Tylko pewnie palenie w nim nie skończy się zbyt dobrze.
- Właściwie to
napalimy w nim zaraz. Opracowałem taki mały system odprowadzania dymu, który
sprawia, że ten wylatuje kawałek dalej, a nie przez komin. Nie mogłem już
wytrzymać zimnych nocy, więc musiałem coś takiego zrobić – pochwaliłem się.
- Serio? No powiem, że
teraz to mi zaimponowałeś – widziałem, że Kiciuś z każdym momentem w
bezpiecznym miejscu rozluźnia się coraz bardziej.
- A co do jedzenia, to
powinieneś znaleźć puszkowane żarcie w tamtej szafce – powiedziałem
wskazując jedną z szafek przy ogromnym palenisku – Albo w tej drugiej. Szczerze nie pamiętam. Tylko najpierw musimy pójść
po trochę drewna. Zajmiesz się tym? – zapytałem.
- Jasne – odpowiedział.
Z
entuzjazmem zabraliśmy się do pracy. Kiedy tylko Ernest wyszedł na zewnątrz
rzuciłem się pośpiesznie w stronę jednej z szafek. Poza całą stertą konserw i
puszek znalazłem to co mnie interesowało. Kolejny klucz. Wiedziałem, że otworzy
mi tajemnicze drzwi, za którymi znajdę specjalny stół, do którego będę mógł
przywiązać ofiarę i zostawić do czasu, aż przyjdą tutaj Zszyci. Wszystko szło
po mojej myśli. Zamyślony schowałem klucz do kieszeni i zacząłem szukać
lepszych konserw do zjedzenia. Musiałem się naprawdę mocno zamyślić, bo krok za
swoimi plecami usłyszałem pół sekundy przed atakiem.
Chociaż
taka przewaga pozwoliła mi uniknąć śmiertelnego ciosu nożem, ale mimo tego
straciłem równowagę i poleciałem na plecy, przy okazji dostając w rękę. Kiciuś
nie przestawał. Widać było jednak w jego ruchach zmęczenie. Nie był tak szybki
jakby mógł być. Uniknąłem kolejnego ataku i z całej siły kopnąłem go podeszwą w
piszczel. Musiałem trafić idealnie, bo złapał się za nogę i poleciał do tyłu.
Wstałem szybko próbując wyciągnąć pistolet, ale Kiciuś podniósł się najszybciej
jak mógł i zaszarżował na mnie. Obaj polecieliśmy do przodu, a ja lądując
ponownie na plecach straciłem dech pod ciężarem napastnika. Usiadł na mnie i
uderzył mnie dwa razy w twarz.
- Tak… coś… czułem… – mówił
bijąc mnie co słowo – Że… jesteś…
podejrzanym… - i tego kim podejrzanym jestem już nie usłyszałem. Postać,
która pojawiła się za jego plecami uderzyła go potężnie kolbą karabinu w tył
głowy. Ernest zatoczył się i upadł głucho na deski. Zszokowany całkowicie tym
co się działo, z początku nie byłem pewien czy to przyjaciel, wróg czy
nieznajomy. Zobaczyłem jednak twarz, która od policzka do brody była złożona z
czarnawej, przegniłej skóry. Zobaczyłem też szwy trzymające tą dziwną twarz w
takim stanie, w jakim ją widziałem. Za chwilę udało mi się dojrzeć kolejnych
dwóch Zszytych, którzy stali obok.
- Masz szczęście – powiedział
jeden z nich wyciągając do mnie rękę.
Wziąłem ją.
Smutny rozwój spraw że osoba która wydawała się być fajna trafiła w takie bagno i szkoda kiciusia że znowu trafił z topora pod sikiere.
OdpowiedzUsuńTeż zawiodłem się nad dowódca zszytych, myśli że jest "wybawicielem" a staje się podobny do tyrana z taką różnica że nie chce podbić Torunia i reszty a chce sobie ich podporządkować tak by nawet o tym nie wiedzieli. Sprytne
Intryga rozsiana, każde działanie jest celowe i przemyślane, mocny przeciwnik na horyzoncie się szykuje ;D Ale powiem, że do końca tego tomu wiele się wyjaśni i sytuacja znacznie bardziej klarowana się stanie :D Bardzo się cieszę, że takie wczucie w wątek Kiciusia i Irka się pojawiło, pochlebia mi to :D
OdpowiedzUsuńPo części "sam sobie dobrze zrobiłeś" ( noł homo maj friend xd )mnie tylko zastanawia dlaczego zawsze kiciuś, on to jest największym przegranym w tej apokalipsie xd.
Usuń- Strata znajomych/przyjaciół w Białymstoku ( szkoła )
- Strata Bochena przez Alexa
- Strata brata z rąk Łapy
- Więzienie, pobicie, torturowanie w Supraślu
- Długie rozstanie i samotność po ucieczce Supraślu
- Obwinanie siebie za ugryzienie Mpd
- Atak w Płońsku przez ludzi Daliona gdzie zostaje zraniony i pozostawiono mu bliznę
- Złapanie i torturowanie fizyczne i psychiczne przez ludzi Daliona
- Śmierć na jego oczach Cinka przez ludzi Daliona
- Mus zabicia 2 zagrażających osób grupie naprawiającej ulice
- Atak na jego grupę przez łowców niewolników
- Po raz kolejna samotna walka by dostać się do znajomych miejsc
- Zdrada przez znaną mu osobę oraz pokiereszowanie
Nic dodać, nic ująć. Trzeba przyznać że ma jaja ze stali xd
W sumie trochę takim męczennikiem jest :D Prawda. Ale to pokazuje, że pomimo wszystkiego, ciągle walczy :D Jejku w sumie nie zdawałem sobie sprawy, że ta lista jest już taka długa xD Ale tak naprawdę każdemu dałoby się zrobić podobną, może nie aż tak "przesraną", ale jednak :D
UsuńNie zdziwiłbym się gdyby ta lista za jakiś czas dwukrotnie urosła :D, ale liczę że będziesz łaskawszy dla tej postaci i zaczniesz "znęcać sie" nad osobami które są bardziej irytujące :D
Usuńekm Łapa
Usuń