Rozdział 13, kolejny z perspektywy Bobra. Po dotarciu do Płocka i zajęciu wzgórza, Bobru rozdzielił pomiędzy swoich przyjaciół zadania, które uznał za ważne przed ostatecznym zasiedleniem miasta. On sam, wraz z paroma osobami, pojechał w stronę Płońska, żeby powiedzieć Feline i jej ludziom o istniejącym już obozie oraz zobaczyć jak trzyma się jej obóz. Zapraszam do czytania oraz komentowania.
POV:
Bobru - Rozdział 13 - Dzień 5
Erni - Dzień 5 - Spotkał Irka w drodze do Inowrocławia
Zuza - Dzień 5 - Została w Płocku
--------------------------------------------------
Rozdział 13: Fala (BOBRU)
Bramy
do naszego nowego domu się zamknęły, a my zaczęliśmy zjeżdżać ostrożnie po
zboczu wzgórza, krętą, niedużą ścieżką turystyczną. Łowca dzielnie kierował
Potworem, a ja siedziałem na tyłach wraz z Iką oraz Krystkiem. Najlepsi, którzy
byli ze mną właściwie od początku jechali teraz tuż przed nami, gotowi odbić na
zachód do Inowrocławia, a kilkoro z nich zostało na górze, aby pilnować
miejsca, w którym planowaliśmy się osadzić. Nie byłem do końca przekonany co do
tej grupy, z którą jechałem, ale nie mogłem pozwolić na dodatkowe osłabienie
Płocka, kiedy w obozie było sporo nieznajomych. O ile dziewczyny, na celę z
Zuzą, wydawały się nie sprawiać kłopotów, to grupka tubylców, którzy byli tu
przed nami, zdecydowanie coś kombinowała. Dlatego na posterunku zostawiłem
Łapę, oraz całą resztę, która będzie miała na nich oko.
Pozostałą
siłę swojej grupy wysłałem na zachód, potrzebowaliśmy pomocy Bena jak
najszybciej było to możliwe. Sam obóz był dobrym miejscem, ale wymagał wielu
prac, żeby miejsce mogło stać się istną fortecą. Byłem pewien, że Erni z chęcią
opuści na parę dni drogi, żeby zabudować to miejsce i pomóc w jego obronie.
Chociaż nie zaakceptował mojej oferty to jego aktualne zadania, jako Czerwonej
Flary, polegały przeważnie na umacnianiu punktów i pomocy pozostałym obozów.
Dodatkowo liczyłem na to, że nikt nie zauważy, jeżeli podczas pobytu w Płońsku
zniknę na chwilę, żeby spotkać się z człowiekiem, który był dla mnie ogromną
tajemnicą. Tajemniczy przywódca Zszytych zostawił mi wiadomość na moście przy
Włocławku i chociaż wyglądało to na pułapkę chciałem zaryzykować. Nie mówiłem o
treści listu nikomu i załatwiając sprawę w Płońsku, chciałem przy okazji
dowiedzieć się czegoś więcej.
Zszyci
byli dziwną grupą, z jednej strony uratowali nas przed śmiercią w Grudziądzu,
domu Złomiarzy, ale z drugiej zabijali osoby z naszych obozów i nie chcieli
rozmawiać, ani się pokazywać. Mogłem oczywiście zebrać swoich ludzi i w takim
stanie pójść na spotkanie, ale uważałem, że tą sprawę należało załatwić w
cztery oczy. Dowiedzieć się z czym mamy do czynienia i przygotować odpowiednie
kroki, żeby zażegnać niebezpieczeństwo. Dzień pełni, w który mieliśmy się
spotkać, wypadał dokładnie za dwa dni i o ile nie czekało nas żadne zagrożenie na
samej drodze, to byłem pewien, że zdążę dotrzeć tam na czas. Olafa i Feline nie
widziałem od czasu odbicia tej drugiej na arenie w Grudziądzu, a od tego
wydarzenia minęły już prawie dwa tygodnie. Miałem nadzieję, że ich obóz się
trzyma i nie dotarła do nich jeszcze fala zombie nadchodząca od strony
Warszawy.
Zjechaliśmy
ze wzgórza i po chwili drugi samochód, z Pablordem i resztą na pokładzie,
zniknął nam z oczu. My ruszyliśmy spokojnymi ulicami Płocka na wschód. Chociaż
trupy były zdecydowanie widoczne, to nie było ich na tyle dużo, żeby sprawiały
większe zagrożenie. Wiedziałem, że jak obóz zacznie działać to trzeba będzie
czyścić okoliczne ulicę, tak jak miało to miejsce w wypadku Torunia. Wiedziałem
także, że jakbym nie chciał, obóz ten nie będzie tak duży jak ten w Toruniu,
zdecydowanie bliżej było mu wielkością do Inowrocławia, czy chociażby Płońska.
Gdy wyjechaliśmy
z miasta ułożyłem się wygodnie na tyłach Potwora, ciesząc się z wolnego
miejsca, którego ostatnio brakowało w tym pojeździe. Podskakując na nierównych
drogach szybko popadłem w senną atmosferę. Był wczesny ranek, a ostatnie dni
były naprawdę ciężkie. Dzisiejsza noc nie należała też do tych, w których można
odpocząć, więc teraz korzystając z okazji, dosyć brzydkiej pogody oraz ciszy
położyłem się na jednym z posłań i przymknąłem oczy. Krystek wpadł na podobny
pomysł, bo spał już na posłaniu obok. Ika z kolei siedziała przy Łowcy i
pomagała mu w nawigacji.
Jadąc w
ten sposób, w tak niedużym składzie, przypomniałem sobie czasy, kiedy obóz w
Królowym Moście upadł. Wtedy, podobnie jak teraz, jechaliśmy niedużą grupą
ludzi do przodu, nie wiedząc dokładnie, co nas czeka na miejscu. Nie wiedziałem
też, co z resztą moich ludzi, chociaż teraz przynajmniej znałem ich plany i
mogłem jedynie liczyć na to, że wszystkie się udadzą. Przypominając sobie stare
czasy nie mogłem uwierzyć jak bardzo zmieniłem się od podróży z Królowego Mostu
do Torunia, chociaż było to zaledwie dwa miesiące temu.
Nie do
końca podobała mi się forma człowieka,
jaką przybrałem w ostatnich tygodniach. Chociaż wydarzenia mnie do tego
zmusiły, to wciąż w głębi duszy nie do końca akceptowałem to co mnie otacza.
Cieszyłem się jednak, że zdołałem wyjść z bagna w jakie wpadłem po tym jak Łapa
uciekła z Torunia. Wtedy byłem prawdziwym wrakiem człowieka, a teraz nowy cel i
nowe miejsce napawały mnie pozytywną energią i nowymi pokładami siły. Przed
nami stało jednak wciąż wiele niewiadomych, a dwie największe z nich mogły już
całkiem niedługo nie być takie tajemnicze jak teraz. Stado mogło nas spotkać w
każdej chwili, a tożsamość dowódcy Zszytych też była w zasięgu mojego wzroku.
Myśląc
o tym, a także o innych rzeczach powoli zasnąłem. Sen, który miałem był bardzo
dziwny. Znajdowałem się w chatce w lesie, w której panowała ciemność.
Wiedziałem jednak, że w pomieszczeniu, oprócz krzesła na którym siedziałem,
było jeszcze drugie, na którym siedziała dziwna postać. Siedziała w cieniu i
szeptała coś do siebie. Próbowałem wstać, odezwać się, lub zrobić cokolwiek
innego, ale niestety to nie działało. Byłem jakby sparaliżowany, a szept, który
słyszałem sprawiał, że bałem się jak nigdy dotąd. Nagle do pomieszczenia wpadło
nieco światła, które oświetliło przedmiot, który ta postać trzymała w ręce. Był
to pistolet. Próbowałem sięgnąć po swoją broń, ale wciąż nie mogłem się ruszyć.
Broń wycelowano we mnie i chociaż nie widziałem kto ją trzymał, byłem pewien,
że jest wycelowana we mnie. Postać wstała i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić
poczułem, że odzyskuje władzę nad swoim ciałem. Poderwałem się i odskoczyłem w
bok gotów na przyjęcie ciosu.
Jednak
broń wciąż była wcelowana w krzesło. Zaskoczony obrotem spraw spojrzałem na
miejsce, w którym przed sekundą siedziałem i zobaczyłem mężczyznę. Nie byłem to
jednak ja. Na tym samym miejscu, gdzie byłem siedział ktoś, kogo nie widziałem
już od jakiegoś czasu. Był to Irek. Poznałem go po bliznach widocznych na szyi
i twarzy. Siedział przywiązany do krzesła i wierzgał się, gdy postać
podchodziła coraz bliżej. Wstałem i chciałem mu pomóc, ale cały obszar pomiędzy
napastnikiem, a Irkiem wydawał się być odgrodzony jakąś niewidzialną barierą,
która nie pozwalała mi przejść. Obserwowałem bezsilnie jak postać podchodzi do
bezbronnego Irka i atakuje go. Na początku dostał nożem po twarzy. Byłem
pewien, że ten cios go zabije, ale okazało się, że napastnik jedynie go drasnął
w okolicach policzka. Następnie chwycił ponownie po rewolwer. Chociaż nie
chciałem na to patrzeć widziałem jak napastnik strzela mu prosto w oko.
Krzyknąłem bezsilnie i po chwili cały pokój zniknął. Ostatnie co widziałem to
moment, w którym napastnik zamachiwał się nożem ,tym razem, żeby wbić go w udo
Irka.
Świat
zawirował kiedy podniosłem się zapocony na tyłach Potwora. Koszmarny sen, pomyślałem uspokajając się nieco. Rozejrzałem się po
ładowni. Krystek wciąż leżał na swoim posłaniu, ale Ika siedziała niedaleko i
obserwowała mnie w ciszy. Podniosłem się przecierając pot z czoła i spojrzałem
na nią.
- Zły sen? – zapytała.
- Coś w tym stylu – odpowiedziałem
krótko.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, a jedyne co było słychać
to masywne części Potwora podskakujące na drogowych wybojach.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałem,
żeby przełamać ciszę.
- Spory kawałek od
Płocka. Jedziemy już parę godzin, ale Łowca robił sporą przerwę bo coś tam się
zepsuło. W sumie jedziemy teraz jakieś pół godzinki.
Pokiwałem
głową. Spojrzałem do przodu, gdzie Łowca pogwizdywał sobie wesoło prowadząc.
- Mogę mieć pytanie? –
zapytała niepewnie.
- Jasne.
- Dlaczego wziąłeś
mnie ze sobą? – jej twarz spłynęła delikatnym rumieńcem. Widać było, że
rozmowa ze mną przychodziła jej z niemałym trudem.
- Chciałaś zostać? – zapytałem.
Jej twarz, o ile to było możliwe, stała się jeszcze bardziej
czerwona. Nerwowo przełknęła ślinę zanim odpowiedziała:
- Nie, to nie… Po
prostu nie jestem taka jak wy. Będę się tylko plątać pod nogami – powiedziała.
- Poznałaś Dziarę,
Bena i Kapitana, prawda? – zapytałem.
- Bena tylko
widziałam. Nie słyszałam nawet jego głosu – odpowiedziała, nie do końca
wiedząc do czego zmierzam.
- No tak, nie byłaś na
spotkaniu. Mniejsza, chodzi o to, że każdy z nich ma różne podejście do swoich
ludzi. Ben traktuje swoich jak współpracowników, Dziara ostatnio przeszedł do
spokojnego zarządzania, a Kapitan traktuje ich jak towarzyszy. Ja zaliczam się
do jeszcze innej kategorii i traktuje was jak rodzinę – powiedziałem.
- Nawet mnie? Przecież
ledwo co się znamy…
- Znalazła cię grupa
N… Natalii prawda? – głos nieco mi zadrżał wspominając imię dziewczyny,
której nie udało mi się uchronić i to przed samą Łapą.
- Tak. Uratowali mnie
– uśmiechnęła się delikatnie.
- Opowiesz mi coś o
tym? W sumie nigdy nie słyszałem twojej historii – poprosiłem.
- Nie ma za dużo do
opowiadania. Nie miałam szczęście do ludzi przed apokalipsą, ani po. Traktowali
mnie… bardzo źle. Prawdopodobnie gdyby nie twoi ludzie to bym już nie żyła – powiedziała
cichym i słabym głosem.
- Widzisz, jednak nie masz aż takiego pecha.
Pomogłaś nam i przydasz się nam też teraz. Każdy ma swoją rolę w grupie i moją
jest zapewnienie wam bezpieczeństwa. Przynajmniej na tyle, na ile jest to
możliwe – wyjaśniłem.
- Dlaczego to robisz?
W sensie, nie znałeś żadnego z tych ludzi wcześniej, prawda?
- Ci których znałem w
większości już nie żyją. Ale jest jeszcze parę osób, które wcześniej się ze mną
przyjaźniły. A z każdym pozostałym przeżyłem już kawał historii – odpowiedziałem
szczerze.
- Chcę wam pomóc. Jak
tylko będę mogła – powiedziała.
- I na to właśnie
liczę.
Rozmawialiśmy
jeszcze przez chwilę o bardziej i mniej ważnych rzeczach, kiedy wstał Krystek.
Postanowiliśmy zrobić mały postój, żeby spokojnie zjeść i odpocząć od jazdy.
Łowca zatrzymał pojazd na poboczu. Wysiedliśmy i usiedliśmy na niedużym murku
stojącym przy drodze. Oczyściliśmy dwa trupy, które przypełzły gdy tylko nas
zobaczyły. Pogoda była fatalna, a ogólny szum wiatru zapowiadał nadchodzącą
burzę. Krystek rozmawiał o czymś z Iką, a ja usiadłem przy Łowcy. Ten nalał mi
trochę kawy, którą miał w termosie i podał. Wzięliśmy też po paczce starych
batoników zbożowych i zaczęliśmy jeść.
- Hej młody pamiętasz
jak jechaliśmy do Torunia po raz pierwszy? Jak robiliśmy sobie spacery? – zagadał
jednooki. Uśmiechnąłem się.
- Jak mogłem
zapomnieć. Pomogłeś mi wtedy – powiedziałem – Wtedy gdy nikt inny nie mógł.
- Ej ej, to nie jest
tak, że działa to w jedną stronę. Doprowadziłeś nas tu i uratowałeś nasze
dupska więcej razy niż ktokolwiek inny – powiedział.
- Co myślisz o tym
wszystkim? O Płocku i całej reszcie? – zapytałem.
- W końcu będziemy
mieli coś swojego. Chociaż przyznam, że wjeżdżanie Potworem pod to wzgórze to
cholerna mordęga. Musimy wykombinować jakiś bezpieczny garażyk na dole - powiedział.
- Jak wrócimy to
zajmiemy się tym miejscem – przytaknąłem.
- Oby.
- Swoją drogą, daleko
jeszcze? Płońsk chyba nie jest daleko od Płocka, co?
- Młody, zostało nam
parę kilometrów. Powinniśmy tam być za góra godzinę.
- Świetnie – ucieszyłem
się.
Jedliśmy
spokojnie i po skończeniu posiłku zaczęliśmy powoli się zbierać. Łowca pokazał
mi jeszcze raz mapę i rzeczywiście byliśmy już bardzo blisko. Dawno nie
słyszałem żadnych wieści od Feline, ale byłem prawie pewien, że jej obóz trzyma
się bezpiecznie. Zresztą mieliśmy się o tym zaraz przekonać. Wsiedliśmy na
pokład Potwora, rozsiadłem się wygodnie na fotelu pasażera i ruszyliśmy. Nie
przejechaliśmy nawet kilometra, gdy na drodze zobaczyliśmy coś.
- Cholera jasna… Co
jest? – wymamrotał pod nosem Łowca.
- Co to? – zapytał
Krystek, który od razu do nas podszedł.
Widziałem co to było. Chociaż liczyłem, że nie zobaczę tego,
to teraz było to tuż przed nami.
- Stado… - wyszeptałem.
Chociaż
byliśmy oddaleni o paręset metrów to widać było jak cały horyzont się ruszał.
Byłem pewien, że to musiało być to stado, na które się przygotowywaliśmy. Już
teraz wyglądało przerażająco. Zombie można było liczyć setkami, a byłem pewien,
że to dopiero początek grupy. Było znacznie większe od tego, które parę
miesięcy temu widziałem przy Królowym Moście.
- Ja pierdole… - zaklął
Łowca.
- Co robimy? – zapytał
Krystek. Staliśmy teraz na środku drogi, a stado z każdą chwilą było o krok
bliżej od nas. Łowca zatrzymał Potwora. Przez chwilę czas wyglądał jakby się
zatrzymał. Obserwowaliśmy tylko nadchodzącą falę zmarłych.
- Tą drogą nie dojedziemy
do Płońska, to jest pewne – zaburczał Łowca.
- Pojedźmy naokoło – powiedział
Krystek.
- To nam mocno
przedłuży drogę. Jak pojedziemy na północ mamy średnio zbadane tereny, tam
stawiali parę punktów strategicznych, ale nic poza tym. A na południe drogę
znamy dobrze. Gorzej, że musielibyśmy zawracać prawie do Płocka, a dopiero
stamtąd spróbować przejechać wzdłuż brzegu – wyjaśnił nam sytuacje.
Wiedziałem,
że czekają na moją decyzję. Sam jednak nie byłem pewien co będzie lepsze. Stado
szło na zachód i było tak blisko Płocka. Przez Płońsk musiało już przejść, co
oznaczało, że mogła mieć tam miejsce tragedia.
- Pojedźmy na północ –
powiedziałem.
- Jesteś pewien stary?
Cholera wie co tam może być… - zdziwił się nieco Krystian.
- Stado miało trzymać
się rzeki. Tak mówił Ben, a jeżeli jest tutaj, to znaczy, że albo rozdzieliło
się, albo jest tak rozciągnięte. Jeżeli chcemy je ominąć, to musimy przejechać
na nieznane tereny, jak najdalej od rzeki – powiedziałem.
- Dobra – powiedział
Łowca zaczynając jechać do przodu. Wyciągnąłem karabin i schowałem prawą szybę.
Wychyliłem się delikatnie.
- Będę je zabijał
jeżeli będzie ich za dużo. Jeżeli chcemy jechać tamtą dróżką – wskazałem
polną drogę skręcającą prosto na północ – to
nie możemy się zatrzymywać. Jeden postój i nas otoczą. Jedź powoli i ostrożnie
– powiedziałem głównie do Łowcy.
- Jasne – potwierdził
i podjechał szybciej do przodu. Byliśmy znacznie bliżej polnej dróżki niż
nadchodzące stado, ale parę trupów było z przodu i chociaż Potwór miał sporą
siłę przebycia, to za dużo trupów pod kołami mogło nas uwięzić i w końcu zabić.
Zbliżaliśmy się z każdą chwilą. Przez otwartą szybę słychać teraz było wyraźnie
to, co wcześniej brzmiało jak po prostu mocny wiatr. Odgłosy umarłych, którzy z
każdą chwilą rośli w naszych oczach.
Gdy
byliśmy oddaleni od głównej części o jakieś sto metrów, a od najbliższych
zaledwie parę kroków Łowca wjechał na piaskową dróżkę. Wozem zatrząsnęło. Łowca
znacznie spowolnił, a ja zacząłem strzelać. Strzelanie w takich warunkach, w
ruchu, z takiej pozycji nie należało do najłatwiejszych. Próbowałem zabijać
te, które właśnie wychodził na drogę. Czekało nas paręset metrów jazdy w takich
warunkach, granice stada widać było wyraźnie. To był zdecydowanie najcięższy
moment naszej podróży.
- Czemu… tak trzęsie?
– krzyknął Krystek.
- Coś jest nie tak – odpowiedział
Łowca cicho, ale tak, że dotarło to do nas wszystkich.
Na
drodze tuż przed nami była większa grupa trupów. Wychyliłem się jeszcze
bardziej i zacząłem strzelać. Trafiałem wyjątkowo dobrze i jeden za drugim
padał z kulką w głowie. Łowca przyspieszając nieco staranował trzy kolejne.
Krew prysnęła aż na szybę, przez chwilę zasłaniając mu większą część widoku.
Uruchomił wycieraczki, które z trudem przecierały fragmenty ciała i fontanny krwi,
które zostawiały za sobą wielkie smugi. Schowałem się na chwilę, żeby
przeładować. Lekko drżącymi – ze strachu i przez ciężkie warunki –
przeładowałem magazynek i wychyliłem się podobnie jak wcześniej.
Trupy
wrzeszczały coraz głośniej. Spora ich część, która szła prosto drogą odbijała
na pola, którymi jechaliśmy. Przy jednym z wybojów Potworem zarzuciło tak
mocno, że aż uderzyłem się głowa w ścianę pojazdu. Mało co nie wyrzuciłem broni
poza pojazd, ale udało mi się jednak utrzymać na pozycji. Zakląłem pod nosem i
wychyliłem się ponownie pociągając za spust i ułatwiając Łowcy dalszą drogę.
Chociaż byliśmy już prawie na końcu drogi, a duża cześć stada zostawała coraz
bardziej w tyle, to problemom nie było końca.
Wyjeżdżając
na nieco bardziej ubitą ziemie wjechaliśmy w coś. Nie byłem pewien co to było,
ale Potworem zarzuciło potężnie. Łowca poleciał na prawo, Ika wpadła na
Krystka, a siła odrzutu wyrzuciła mnie poza Potwora. Byłem tym tak zaskoczony,
że przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje. Wydawało mi się, że leciałem
przez całą wieczność. Kiedy w końcu wylądowałem na ziemi zdążyłem jedynie
zobaczyć zatrzymującego się Potwora, który wręcz zarył w ziemi oraz nadchodzące
trupy. Następnie powoli odpłynąłem, tracąc przytomność...
"Dzień pełni, w który mieliśmy się spotkać, wypadał dokładnie za (???) dni i o ile nie..." - znalazłam mały błąd ;) a tak poza tym, to świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńChciałam też zapytać, czy do spisu postaci dodasz Łowcę, bo nie ukrywam, że lubię tą postać i chciałabym sobie ją jakoś przybliżyć :)
W spisie prawdopodobnie teraz będą się pojawiać postacie takie jak - Łapa, Gigant, Łowca, Pablord, Dziara - takie mega kluczowe dla fabuły ;D A błąd poprawię jak tylko zasiądę na spokojnie do komputera, dzięki za komentarz, miło widzieć jak ktoś tak często się udziela :P
UsuńHa, ciesze się że to opublikowałeś dzisiaj. Będę miał zajęcie jutro w biurze.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę solidny styl pisania, odpowiednio wciągający ale nie prowadzący widza za "rączkę".
Coś poza apokalipsą lubisz (no i pewnie tez poza survivalem/militariami)?
Dziękuje za kolejny rozdział
Krzysztof z http://fejwsi.blogspot.com
P.S. Mógłbyś dodać opcje "powiadamiaj" do komentarzy aby wyświetlało na emailu kiedy odpisałeś? Bo akurat u ciebie tego nie widzę z jakiegoś powodu??
Dopiero wróciłem do domu, więc odpisuje z delikatnym opóźnieniem, ale dzięki za komentarz :D Ciesze się, że sposób narracji się podoba, a opcji powiadamiaj w sumie za dużo nie wiem, ale na pewno to sprawdzę i ustawię :D
UsuńCo do zainteresowań poza zombiakami jest tego trochę, niektóre większe, niektóre nie, ale tak ogólnie to - fantastyka, szczególnie polska, seriale, przeróżne, szczególnie te, w których pojedynczy aktorzy robią taką robotę, że dla samych ich obecności chce się oglądać, oraz ostatnio wchodzę nieco w klimaty anime :P
"Strzelanie w takich warunkach, w ruchu, z takiej pozycji nie należało do m najłatwiejszych. Próbowałem zabijać te, które właśnie"
OdpowiedzUsuńW tym zdaniu pomiędzy do a najłatwiejszych jest niepotrzebna litera :)
A co do całości mam nieodparte wrażenie jakbym czytał World War Z i motyw walki wojsk amerykańskich z milionem mieszkańców los Angeles (chyba), a co do reszty dalej dużo niepewności i niewiadomych! :)
Błędzik już poprawiam, a co do World War Z to oglądałem, ale mam też książkę, którą przeczytam i z pewnością zobaczę czy też widzę porównania :D Dziękuje za miły komentarz, no i zapewniam, że im dalej w las tym mniej niewiadomych, ale niepewności zostają :D
UsuńSzczerze to zaskoczyłeś mnie w poprzednim rozdziale z taką szybką śmiercią Anny. Kobieta była specyficzna, ale wyglądała na taką, która mogłaby odegrać jakąś mniejszą rolę. Trochę szkoda w tym wszystkim Sary, ale cóż poradzić w świecie opanowanym przez zombie.
OdpowiedzUsuńA mówiąc o tym rozdziale naprawdę jestem ciekaw i oczekuję spotkania Borba z Zszytymi, o ile do niego dojdzie. Mam wrażenie, że spotka się tam wraz z Irkiem i Ernim. Ale pewnie w następnym rozdziale czegoś się dowiemy.
Po raz pierwszy chyba tak mocniej zwróciłeś uwagę na Ikę. Mam bardzo przez to złe przeczucia. Jest ich tylko czwórka, a ich otacza stado, coś złego musi się wydarzyć.
Powiem, że rozwiązanie sytuacji z jednej strony będzie niesamowicie dramatyczne, a z drugiej będzie niesamowicie spokojne :D Ikę w sumie od dawna próbowałem lepiej do historii dopasować, ale dopiero teraz lepsza ku temu okazja się pojawiła.
OdpowiedzUsuńCo lepsze, z racji iż "komentujący mają lepiej" zdradzę, że kolejny rozdział przedstawi nową perspektywę akcji :D
Anna co prawda miała potencjał, ale wszystko tu ma swój cel. Nie była losowym celem Zszytych i na pewno do końca tego tomu poznacie całą historię jej i jej córki :)
Dziękuje za komentarz :D
To teraz dopiero mnie zaciekawiłeś! :D Czyli co - czekamy na czwartą perspektywę? :>
Usuń