Rozdział czwarty, drugi z perspektywy Bobra. W tym rozdziale grupa oficjalnie wyjeżdża z Inowrocławia w kierunku Płocka. Chociaż wiedzieliśmy już z poprzedniego rozdziału, że udało im się kawałek przejechać, to teraz dowiemy się jak daleko dojadą i co spotka ich po drodze. Ta część historii zaczyna się mniej więcej w momencie, w której zaczął się ostatni. Rozdział raczej mało ważny fabularnie, trochę w charakterze fillera (chociaż skupia się na ważnych relacjach pomiędzy osobami w grupie Bobra), ale i tak warty przeczytania. Zapraszam do tego serdecznie i zachęcam do komentowania i wyrażania opinii oraz zadawania pytań :)
POV:
Bobru - Rozdział 4 - Dzień 2-3
Erni - Dzień 2-3 - Erni jest w tym czasie na drodze
Zuza - Dzień 2-3 - Zuza w tym czasie idzie tropem Potwora
-------------------------------------------------
Rozdział 4: Wspólnymi siłami (BOBRU)
Silnik
Potwora pracował głośno. Byliśmy w drodze od dzisiejszego ranka, ale jechaliśmy
dosyć powoli. Atmosfera nie była najciekawsza. Łapa przyznała się do tego, że
zabiła Natalię. Chociaż zawsze dopuszczałem taką opcję, to teraz kiedy to
usłyszałem od niej samej, podłamało mnie to. Wszystko w co wierzyłem było
oparte na tym, że to była wina Jakuba. To on zapłacił za jej śmierć, przy okazji będąc pionkiem w rękach Dziary.
Człowiek, którego uważałem za potwora, który był kanibalem okazał się być
bardziej ludzki od niej. Chciałem się zmienić, ale nie potrafiłem wyrzucić z
głowy tej myśli. Wisiała ona tam, jakby przybita gwoździem ,którego nie dało
się wyjąć bez odpowiednich narzędzi.
- Pablord! Chodźcie do
cholery, odjeżdżamy – krzyknął Łowca.
- Sekunda! – usłyszałem
odpowiedź Pablorda.
Pola,
na których się znaleźliśmy, były pełne wraków aut. Wybiliśmy tutaj grupkę
trupów, która podążała w stronę lasu, a przy okazji zrobiliśmy mały postój. Łowca
wsiadł do środka wzdychając ciężko. Potworem jechało teraz trzynaście osób.
Bywało ciasno, ale każdy miał swój kąt i po wyciągnięciu skrzyń z amunicją,
które Łowca kiedyś przewoził, zwolniło się nieco miejsca. My nie mieliśmy dużo
zapasów. Dymitr siedział teraz na miejscu pasażera i dyskutował o czymś z
jednookim. Brakowało mi niektórych osób. Żałowałem, że w tak ciężkiej dla mnie
chwili, nie ma przy mnie Erniego albo Sołtysa. Sołtys był ogromnym filarem,
który został zburzony w Toruniu, zostawiając po sobie ogromną dziurę. Erni po
prostu odciął się i chociaż nie narzekałem na brak bliskich, otaczających mnie,
to brakowało mi tych, których nie było już na tym świecie, albo opuścili mój
świat.
Podszedłem
do przodu, mijając Giganta, który spał na siedząco. Ika, była do niego
przytulona. Uśmiechnąłem się widząc to i przeskoczyłem nad leżącym na podłodze
Mpd podchodząc na przód pojazdu.
- I tak to jest – zakończył
mówić coś Dymitr i spojrzał na mnie – Co
tam Bobru?
- Bywało lepiej – przyznałem
szczerze – A jak wy się trzymacie?
Wyglądacie jakby coś was porządnie męczyło.
Było to zgodne z prawdą. O ile każdy z nas był na swój
sposób zmęczony ciągłym podróżowaniem, walkami z zombie i ocalałymi, to jednak na
twarzach tej dwójki było widać coś jeszcze. Nie byłem pewien co to jest.
- Wiesz jak to jest.
Wróciliśmy z tych punktów i to naprawdę było… przerażające. Te całe stado – odpowiedział
Łowca. Nie pomyślałem o tym wcześniej w ten sposób, ale przecież grupa od
punktów strategicznych zobaczyła już stado trupów, które w ogromnych ilościach
przechodziło przez kraj, zbierając kolejne żniwa. Do nas też miał dojść, ale
miałem szczerą nadzieję, że będziemy już do tego czasu gotowi. A czasu nie
zostało zbyt dużo – Poza tym Irek
przepadł. Pobiegł za tą babą… ja bym nie ratował osoby, której nie znam. A
chociaż jeździliśmy tyle czasu to nie poznaliśmy jej. To było zwykłe babsko z
Inowrocławia.
Dymitr
wyciągnął rękę i poklepał Łowcę po plecach. Zaskakiwało mnie czasami, jak to
nieszczęścia łączą ludzi. Nie chodziło nawet o ten przypadek, gdzie Dymitr i
Łowca zostali przyjaciółmi po wspólnej pracy i emocjach. Nie znalibyśmy się
gdyby nie apokalipsa zombie i chociaż wiedziałem, że świat teraz jest podły i
nikt z nas nie pożyje zbyt długo to jednak poznałem niesamowitych ludzi, których
prawdopodobnie bym nawet nie zauważył mijając na ulicy, o ile w ogóle byśmy się
znaleźli na jednej ulicy.
Nagle
drzwi od ładowni się otworzyły i do środka weszła Łapa i Pablord. Łowca
odwrócił się przez bark.
- Wszyscy są? No to
lecimy! – zawołał odpalając silnik. Po chwili pojazd jechał swoim tempem do przodu. Ja usiadłem w
miejscu, w którym przed chwilą stałem i zacząłem czyścić broń. Do Płocka było
jeszcze dalej niż do Płońska, w którym znajdował się obóz Feline, więc zdawałem
sobie sprawę z tego, że podróż będzie długa, a wypuścimy się w kompletnie
nieznane. Dlatego musiałem uspokoić się i przygotować. Jazda w ładowni była wbrew pozorom całkiem
dobrą okazją na odsapnięcie i zrelaksowanie się w znajomym gronie. Zombie nie
miały najmniejszych szans dostać się do środka, a jedynym poważnym zagrożeniem
były blokady drogowe. Potwór był ogromnym pojazdem i przejechanie miasta często
było niewykonalne. Wszystko przez znajdujące się tam pojazdy pozostawione na
drodze, a często też inne obiekty, które znalazły się tam w jakiś sposób.
Niedługo
potem zjechaliśmy z pól i wjechaliśmy do lasu. Drzewa otaczały nas z obu stron,
zasłaniając jakikolwiek widok. Dymitr chciał się przespać więc zmieniłem go na
pozycji pasażera, przy okazji pomagając Łowcy w nawigacji. Chociaż znał
okoliczne drogi to jednak sporo się pozmieniało i trzeba było podejmować wiele
trudnych decyzji. Widziałem jednak pełne skupienie na jego twarzy.
- Dojeżdżamy do
Brześci Kujawskiej – powiedziałem Łowcy wskazując miejsce palcem na mapie.
Spojrzał zwalniając pojazd.
- Chyba powinniśmy
przejechać, co? – zapytał.
- To jakaś nieduża
mieścina, jak coś to ominiemy, bardziej obawiam się przejazdu przez rzekę – stwierdziłem
pokazując Włocławek. Znajdowaliśmy się teraz po drugiej stronie Wisły. W tych
terenach nie byłem nawet przed apokalipsą, a teraz mieliśmy naprawdę ważną decyzję do podjęcia – Co jeżeli Włocławek będzie nieprzejezdny?
Zawracanie do Torunia zajmie nam masę czasu.
- Od biedy moglibyśmy
spróbować pojechać tą stroną rzeki aż do Płocka. Jeżeli most będzie tam
zablokowany to i tak będziemy go musieli oczyścić jak mamy się tam osiedlić – zauważył
Łowca.
- Niby tak, ale
oczyszczanie mostu nie jest najważniejsze, a stado prawdopodobnie dotrze w te
rejony za góra tydzień. Mamy strasznie dużo do zrobienia.
- Nie martwmy się tym
na razie. Zaufaj mi, jakoś przejedziemy – zapewnił mnie i uśmiechnął się.
Chciałem w to wierzyć.
Przejechanie
przez mieścinkę nie sprawiło nam żadnych problemów. Drogi były całkowicie
puste, a parę domków i sklepów wydawało się opustoszałych. Ulicami przechadzały
się trupy, ale nie mogły nic nam zrobić. Jeden z nich stał na środku drogi i
szedł powoli w naszą stronę. Łowca nawet nie starał się go wymijać,
przyspieszając nieco staranował go i pojechał dalej. Mechanizm zamontowany z
przedniej strony tira był idealny do rozrywania stojących nam na drodze
przeszkód. Radził sobie z mniejszymi grupami, a z odpowiednią prędkością
poradziłby sobie na pewno z większą bandą.
Wyjechaliśmy
ponownie na drogę z obu stron otoczoną przez pola. Rządek drzew wydawał się
wyznaczać drogę, starając się schować dużą przestrzeń za nimi. W oddali było
widać co jakiś czas pojedynczy dom lub większy budynek, ale nie były warte
tego, żebyśmy się zatrzymali. Poza tym pola były całkowicie puste. Dziwił mnie
nieco fakt, że nie widzieliśmy nawet jednego trupa, ale słońce świeciło
bezlitośnie, a ja nie rozglądałem się aż tak dokładnie. Brak trupów zazwyczaj
oznaczał, że w okolicy coś się działo, albo ktoś je po prostu wybił, ale
starałem się być dobrej myśli. Spędziłem sporo czasu rozmawiając z Benem o
okolicach i powiedział, że wie o paru mniejszych grupach, które kręcą się po
okolicy, ale największym zagrożeniem była Warszawa, a właściwie jej okolice.
Płock był jednak oddalony całkiem konkretnie od tego skupiska, co prawie
wykluczało szansę spotkania większej grupy, a wierzyłem, że te mniejsze będą
się bały nas.
- Czy to stacja? – wybił
mnie z zamyślenia głos Łowcy.
Spojrzałem
na miejsce pokazywane przez niego po lewej stronie, tuż przed tym jak trasa
przecinała szeroką drogę krajową. Rzeczywiście zauważyłem charakterystyczne
zabudowania, z wytartym, podniszczonym napisem oraz stojącą dzielnie tablicą
informującą jakie są ceny paliw.
- Tak. Chyba możemy tu
na chwilę zajechać, co? – zapytałem.
- Myślę, że to dobry
pomysł. Jakieś dodatkowe paliwo się nam przyda. A jak będzie tu tego więcej to
wrócimy tu z czasem i zabierzemy resztę.
Łowca skręcił i po chwili podjechaliśmy do jednego z
stanowisk ładownia. Obróciłem się, żeby przekazać to reszcie.
- Słuchajcie, zrobimy
tutaj małą przerwę. Mamy stacje paliw, może coś tu znajdziemy – powiedziałem.
- Przygotuje kanistry
– zawołał Pablord, zrywając się i podchodząc do kąta, gdzie były nasze
zapasy oraz dodatkowe rzeczy, przydatne w drodze.
Drzwi
od ładowni się otworzyły i wysypaliśmy się ze środka niczym drużyna
antyterrorystyczna. Wszyscy uzbrojeni zaczęliśmy się rozglądać, czy nikogo nie
ma w pobliżu. Miejsce jednak wydawało się puste. Dwa trupy, które stały na
tyłach szły do nas powolnym krokiem, ale wiedziałem, że nie sprawią nam
większych problemów. Widoczność z tego miejsca była dobra, mogliśmy obserwować
rozciągające się aż do linii drzew pola, oraz duży odcinek drogi. Zadowolony z
zajęcia miejsca poszedłem pomagać Łowcy i Dymitrowi przy dyspozytorach paliwa.
Okazało się, że było w nich jeszcze całkiem sporo benzyny, więc napełniliśmy
trzy kanistry, dokładając je do reszty i zatankowaliśmy i tak naładowany wóz do
pełna. W tym czasie Krystek, Pablord oraz Józef poszli do wnętrza budynku,
wracając z trzema kartonami.
- Co to? – rzucił
do nich Mpd.
- Czasopisma, fajki i
przekąski – odpowiedział uradowany Krystek.
- Idealny sposób na
nudę – podsumował Pabi.
Zapakowaliśmy
wszystko do wozu i po chwili wyruszyliśmy ponownie. Od Włocławka dzieliło nas
teraz kilkanaście kilometrów, więc w przeciągu dwudziestu minut mieliśmy być na
miejscu. Przejeżdżając przez miejsce
przecięcia drogi krajowej z tą, którą jechaliśmy, zobaczyliśmy, że drogą, około
trzydziestu metrów od nas ktoś idzie.
- Zatrzymaj się – poprosiłem
Łowcy i po chwili z ręką gotową do wzięcia broni wysiadłem razem z Pablordem i
Gigantem. Ocalały, a właściwie ocalała nie wyglądała na przestraszoną. Szła do
nas powoli trzymając ręce na rączkach od plecaka. Gdy była parę kroków od nas
zatrzymała się.
- Hej – powiedziała
dosyć głośno. Coś w jej pewności siebie przerażało mnie, ale było to raczej
głębokie i niezauważalne w mojej postawie.
- Jestem Bobru, a to
Pablord i Gigant – przedstawiłem nas po kolei spokojnym głosem. Wiedziałem,
że teraz mam dwa wyjścia. Albo mogłem wyciągnąć broń i ją okraść, a może nawet
zabić, albo z nią porozmawiać i pomóc. Chociaż natura podpowiadała mi, żeby
sięgnąć po broń to jednak walczyłem z tym wiedząc, że nie odbuduje cywilizacji
mierząc do każdego spotkanego człowieka, szczególnie, że była to samotna i
bezbronna kobieta, która nawet nie próbowała uciekać czy się bronić – Możemy ci jakoś pomóc?
Kobieta,
chociaż wydawała się być nieustraszona to widocznie odetchnęła z ulgą. Patrzyła
na nas jednak tak, jakby to miało ją ochronić przed ewentualną agresją.
- Właściwie to tak.
Jestem Alicja i trochę się zgubiłam – przyznała. Kiwnąłem głową i
podrapałem się po brodzie.
- Czego szukasz? Znamy
te okolice i możemy ci wskazać kierunek – zaproponowałem. Pablord i Gigant
rozglądali się, jakby spodziewali się, że nagle pojawi się tu grupa ocalałych,
która zacznie nas atakować. Cieszyłem się, że stali na baczności, kiedy ja
opuszczałem nieco gardę.
- Właściwie – powiedziała
– to też znam te okolice. Mieszkałam
trochę w jednym z okolicznych obozów, ale odeszłam i teraz idę w stronę
Warszawy.
- Warszawy? – zdziwił
się Pablord – Przecież w tak dużym
mieście jest o wiele niebezpieczniej niż na drodze.
- Dodatkowo stamtąd
idzie stado zombie – dodałem – Jeżeli
już bym gdzieś szedł to w przeciwnym kierunku.
- To prawda, ale
szukam kogoś… to dosyć skomplikowane – zamotała się nieco.
- W jakim obozie
mieszkałaś? – wtrącił Gigant.
- Na Drugim
Posterunku. Właściwie nie będę ściemniać, że cię kojarzę Bobru. Byłeś tam parę
razy. Ciebie też kojarzę – powiedziała wskazując Pablorda.
- Jesteś z Drugiego
Posterunku? – zapytałem zdziwiony – Dlaczego
stamtąd uciekłaś? To drugi, od razu za Toruniem, najbezpieczniejszy punkt w
okolicy – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Tak jak już mówiłam,
idę do Warszawy. Mam jednak problem z mapą i nie wiem dokładnie gdzie jestem, a
dodatkowo kończą mi się zapasy, każda butelka wody byłaby dla mnie zbawieniem.
Spojrzałem
na Pablorda. Ten tylko kiwnął głową i pobiegł w stronę Potwora.
- Jesteśmy przy
Włocławku. Kolejnym dużym miastem jest Płock, oczywiście jak będziesz trzymała
się rzeki – powiedziałem. Dalej trzymaliśmy pewien dystans, ale nie czułem
już zbytniej nieufności, jeżeli pochodziła z Drugiego Posterunku to była praktycznie
jak swoja. Co prawda miałem wrogów tam i w Toruniu, dalej pamiętałem jak
zaatakowali mnie pod Kwaterą Główną Czerownych Flar, ale byłem w stanie pomóc
tym ludziom. A Alicja wyglądała na
naprawdę spokojną i porządną dziewczynę.
- Jesteś pewna, że nie
chcesz zabrać się z nami? Mamy działający transport, który jest jak twierdza na
kółkach, zgraną ekipę, a gdy tylko dojedziemy do Płocka i zrobimy co trzeba
moglibyśmy ci pomóc wrócić w nasze strony.
- Naprawdę dziękuję.
Trochę wody i pójdę dalej drogą – zapewniła – Swoją drogą to zabawne, bo dosłownie parę godzin temu rozstałam się z
dziewczyną, która bardzo chciała znaleźć Toruń. Wychodzi na to, że miała pecha.
- Jechaliśmy z
Inowrocławia i nikogo nie widzieliśmy, więc pewnie poszła prosto na północ – stwierdziłem.
- Właściwie to jej
wskazałam drogę do Inowrocławia, może trzymała się dalej od drogi.
W tej
chwili Pablord wrócił z dużą butelką wody i dwoma puszkami fasoli. Podszedł do
dziewczyny i uśmiechając się wręczył jej to. Podziękowała, po czym pożegnała
się i ruszyła w swoją stronę, życząc nam powodzenia. My wróciliśmy do środka
Potwora i ruszyliśmy dalej przed siebie.
- Jakie to zabawne
uczucie spotkać w końcu człowieka, który nie zaczyna rozmowy od salwy z
pieprzonego pistoletu – zakończyłem takimi słowami streszczenie wydarzenia
reszcie ekipy.
- Może jednak miałam
rację? – zapytała Łapa.
- Jak mogłaś zobaczyć
coś, czego nie widziałem ja siedząc przy
Łowcy? Z nim to wiadomo, jedna gała, to mało widzi, ale ja? – włączył
się do rozmowy Dymitr.
- Poczekaj aż
wysiądziemy – zagroził Łowca.
- Ty pewnie kimałeś,
albo nie uważałeś. Jak zwykle – odgryzła się Dymitrowi Łapa.
Dojeżdżaliśmy
coraz bliżej miasta, trafiając na pierwsze zabudowania. Czas podróży umilaliśmy
sobie czytaniem starych czasopism, opisujących wielkie problemy świata z tych
spokojnych czasów. Była to relaksująca i zabawna lektura. Nie potrafiłem jednak
się całkowicie odprężyć bo coraz bardziej męczyła mnie kwestia tego, czy
przejedziemy przez to miasto. Od tego zależało wiele planów. O ile ziemie po
których teraz jeździliśmy były dla nas niewiadomą, to dalsze podróżowanie tą
stroną brzegu było jeszcze gorsze. Nie dość, że byliśmy niedaleko Warszawy, o
której nie wiedzieliśmy za dużo, oprócz tego, że stamtąd szło stado zombie,
które teraz musiało już być całkiem niedaleko Płocka. Płock był miastem, które
były położone idealnie w połowie drogi pomiędzy Toruniem i Warszawą, a
przewidując drogę trupów, wiedzieliśmy, że właśnie tamtędy będą szły.
Podszedłem
do Giganta, który jak zwykle przed akcją ostrzył swój miecz.
- Możemy pogadać? – zapytałem.
- Jasne Bobru. O co
chodzi?
- Byliście wtedy na
obrzeżach Warszawy, żeby postawić ten ostatni punkt, prawda?
Potwierdził skinieniem głowy.
- Możesz mi powiedzieć
coś więcej? Czy było widać coś oprócz hordy?
- Wiesz Bobru,
właściwie powiedziałem wszystko co pamiętałem po powrocie. To był tydzień temu,
ale poza hordą nie było tam nic szczególnego.
- Był dym. Nie
pamiętasz? – wtrącił się do rozmowy Krystek.
- Dym? – zapytałem.
- Och no tak.
Całkowicie zapomniałem, ale w sumie to nic wielkiego. Po prostu gdzieś na
obrzeżach Warszawy widzieliśmy dym. Ale nie widzieliśmy nawet skąd leci – zapewnił
mnie zatrzymując na chwilę osełkę
- Może nic wielkiego,
ale jednak to oznacza, że ktoś tam był – powiedziałem – Może Irek tam jest?
- Ehh jego bym
skreślił. Biegł w las prostopadle do nadchodzącego stada. Jak mu się jakimś
cudem by udało to by już wrócił, nawet z buta. Myślę, że zbyt się zżył z nami,
żeby po prostu znikać – powiedział Gigant.
- Hej panienki,
dojeżdżamy. Koniec gadania – rzucił głośno Łowca. Dopiero teraz zauważyłem,
że cicha rozmowa przerodziła się w
dialog, którego słuchał cały pojazd.
Kiwnąłem
głową i podniosłem się. Kazałem reszcie się przygotować. Chociaż nie
podejrzewałem, żeby znaleźć tu czyjś obóz, to wolałem dmuchać na zimne. Lepiej
mieć broń w ręce. Pojedyncze zabudowania przerodziły się w ulice, otoczone
budynkami. Były to raczej niskie bloki trzypiętrowe, przypominające mi akcje z
Jakubem podczas jazdy w stronę Torunia, aniżeli wieżowce. Przesiane były
sklepami, aptekami i podobnymi miejscami. Nie mieliśmy jednak czasu, ani
odpowiedniego przygotowania, żeby je przeszukać. Nie taki był nasz cel. Łowca
kierował się znakami, które wyraźnie prowadziły na most. Lekko mnie zaniepokoił
fakt, że wszędzie było widać trupy.
Miasto wyraźnie było niebezpiecznym miejscem i szybko poczułem znajomy niepokój
przeszywający moje ciało.
Drogi
całe szczęście były przejezdne. Co prawda raz mieliśmy problem i prawie
zablokowaliśmy się o śmieciarkę stojącą na poboczu, ale całe szczęście Łowca
dał sobie radę i ruszyliśmy dalej. Byliśmy teraz dosyć blisko rzeki i już z
daleka było widać most. Był nieduży kawałek przed nami. Niestety stąd ciężko
było określić, czy był przejezdny, czy nie. Z racji iż wróciłem na miejsce obok
Łowcy, mogłem dokładnie obserwować jezdnię, a dodatkowo patrzeć na samego
kierowcę. Widać było, że na twarzy jednookiego pojawił się niepokój.
- Co jest? – zapytałem
w końcu.
- Strasznie dużo
zdechlaków. Cholerna droga jest ciasna jak nie powiem co. Boje się, że możemy
tu utknąć, ale teraz już nie ma odwrotu – powiedział to jakby przez
zaciśnięte zęby.
- Most już blisko – starałem
się pocieszyć.
Wjechaliśmy
w jeszcze ciaśniejszą ulicę niż wcześniej. Zastanawiałem się jakim cudem Łowca
omija kolejne wraki aut, czy inne obiekty zagradzające części drogi. Manewrował
pomiędzy kolejnymi przeszkodami, przebywając kolejne zakręty i zbliżając nas do
celu. Byłem pewien, że uda nam się dotrzeć do celu, gdy nagle po zakręcie
zobaczyliśmy, że uliczka, w którą skręciliśmy kończy się ślepym zaułkiem, z
blokadą samochodową i znacznie za małym przejściem dla pieszych. Łowca
zatrzymał się gwałtowanie i spojrzał w boczne lusterko. Przesuwając dźwignię
skrzyni biegów zaczął kręcić kierownicą i cofać. Niestety widoczność nie był
idealna i usłyszałem jak w coś uderzyliśmy.
- Kurwa! – krzyknął
Łowca.
Spojrzałem w lusterko ze swojej strony, ale nie zauważyłem
nic, co mogłoby blokować nam koła. Chociaż nie było jeszcze ciemno, to słońce już zachodziło i ciężko było
zauważyć cokolwiek. Dymitr stał za nami i patrzył z przerażeniem na całą
sytuację. Było źle. Jeszcze gorsze było to, jak coś uderzyło głucho w ścianę
wozu. Pojazd nie mógł ruszyć się ani w tył ani w przód, a coś ewidentnie
blokowało nas z tyłu. Kolejne uderzenie zabrzmiały niczym dzwon wybijający
naszą ostatnią godzinę. Uchyliłem okno i wychyliłem się. Zamarłem. Łowca
zahaczył kołem o średniej wielkości murek. Teraz kiedy to wiedziałem mogliśmy
spróbować wycofać, ale aktualnie staliśmy w miejscu. A Potwora powoli otaczała
coraz to większa grupa zombie. Wychodziły z przejść, oraz z dalszej części
ulicy zwabione hałasem, którego nasz pojazd robił sporo. Byliśmy uwięzieni.
Hmm... ciężko będzie się im wyrwać stamtąd xd Mogliby w Assasin's Creed się pobawić, ale chyba górnego wyjścia z Potwora nie ma :/
OdpowiedzUsuńA zobaczycie za trzy rozdziały ;D
UsuńTyle czekalam na ten rozdzial z Bobrem by zobaczyc jak zareaguje na wiadomosc Lapy. Szkoda ze nie opisales tego bardziej i szkoda ze jej nie znienawidziles :/. Nienawidze Lapy i wkurza mnie od samego poczatku :/. Ale poza tym rozdzial bardzo fajny^^. Z niecierpliwoscia czekam na wiecej :*
OdpowiedzUsuńCóż z jednej strony opisu nie było dużo, ale z drugiej cała reszta tomu będzie się wokół tego kręciła na swój sposób. Zachowanie Łapy i Bobra, ciągle podirytowanie, nerwy na tyle rozwinięte, że spowodują "odsłonięcie się" i wiele kosztownych dla całej grupy błędów... Sporo tego będzie :) No i generalnie już wcześniej było powiedziane, że Bobru czuje pewnego rodzaju słabość do Łapy, która jest niczym choroba. Ona go krzywdzi, skrzywdziła bliskie mu osoby, była kosztowną sojuszniczką od początku, a on mimo tego wciąż nie potrafi jej znienawidzić do końca. A miał ku temu okazje, w końcu Łapa była odpowiedzialna za śmierci Eryka i Gokujina w Królowym Moście, za upadek całego Obozu, za śmierć Natalii oraz ogólny rozłam. No ale przed wami spore przemiany, więc zapraszam do kolejnych rozdziałów ;D
Usuń