sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 9: Ciężar życia

Rozdział 9, kolejny z perspektywy Olafa. W tym rozdziale dowiecie się jak wyglądała podróż Olafa i Feline do Płońska oraz co ich spotkało po drodze. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba i zostawicie komentarz oraz roześlecie bloga znajomym.

POV:
Rozdział 9 - Olaf - Dzień 5-6
Bobru - w tym czasie Bobru wraca z Drugiego Posterunku i jest świadkiem buntu.
Irek - w tym czasie Irek poznaje wraz z grupą Łapy Bena i obóz w Inowrocławie.

------------------------------------------

Rozdział 9 (Olaf): Ciężar  życia


                Wpatrywałem się jeszcze w list, przypinkę oraz ucho przez chwilę, po czym z obrzydzeniem schowałem je z powrotem do środka. Jak chorym trzeba być, żeby wymyślać takie rzeczy. Musiałem o tym jak najszybciej opowiedzieć Feline. To wyglądało jak zaproszenie, a właściwie coś na rodzaj glejtu, umożliwiającego dotarcie do jakiejś nowej grupy ocalałych, którzy mają bardzo dziwne upodobania. Całą sytuację należało przeanalizować jak najszybciej, ale najpierw musiałem skorzystać z toalety. Emocje zrobiły swoje.
                Po skorzystaniu z toalety i umyciu rąk w, nadzwyczaj czystej, toalecie Dziary wróciłem do salonu, gdzie Feline tłumaczyła Dziarze warunki spotkania w Inowrocławiu.
- I mam przekazać tę wiadomość Kapitanowi? – zapytał Dziara, bawiąc się kulką zwiniętego papieru.
- Tak. Uważam, że to dobra szansa, żeby całkowicie skontrolować okolicę i wyczyścić ją z wszystkich niebezpieczeństw, wliczając w to Złomiarzy – powiedziała.
Zastanawiałem się przez chwilę, czy warto wspomnieć o Zszytych już teraz, ale ostatecznie postanowiłem, że po prostu powiem to Feline, a ona jak będzie chciała to przekaże to reszcie w Inowrocławiu. To zawsze była jakaś przewaga. Chociaż patrząc na to ile wiedział szef grupy z Inowrocławia, podejrzewałem, że nie będzie łatwo go zaskoczyć. Przez chwilę zastanawiałem się, czy przypadkiem w obozie, który nas tak serdecznie zaprasza nie mieszkają ci dziwni, apokaliptyczni krawcy, ale ostatecznie wydało mi się to bezsensowne.
                Chociaż byłem w pokoju podczas rozmowy Dziary z Feline to kompletnie się wyłączyłem i zagłębiłem w myślach, z których wyrwała mnie moja dowódczyni szturchając w ramię.
- Wychodzimy Olaf – powiedziała krótko i ruszyła w stronę wyjście. Wstałem i skinąłem głową w stronę Dziary, po czym ruszyłem w stronę wyjścia.
- Na pewno nie chcecie tu przenocować? Albo chociaż wziąć paru ludzi, żeby was odeskortowali? Złomiarze i niedobitki Gangu naprawdę często ostatnio polują w tych okolicach. To może być niebezpieczne – zaproponował jak wychodziliśmy.
- Dzięki, ale nie – odpowiedziała krótko niebieskooka.
- Jak chcecie – rzucił Dziara na pożegnanie.
                Wyszliśmy na zewnątrz. Uliczka była całkowicie opustoszała, chociaż w oddali widzieliśmy przechodzący prostopadłą ulicą patrol straży. Nie zwrócili oni jednak na nas żadnej uwagi. Ruszyliśmy powoli do bramy, przy której zostawiliśmy pojazd. Feline odezwała się pierwsza.
- O czym tak myślałeś, co? – zapytała.
- Będę musiał ci powiedzieć o czymś bardzo ważnym. Ale najlepiej jak już stąd wyjedziemy, nie wiem czy ludzie z Ostoi powinni o tym wiedzieć – stwierdziłem.
- Skoro tak uważasz. Wiesz wydawało mi się jakby Dziara już wszystko wiedział. Te jego zaskoczenie było mało przekonujące. Myślisz, że specjalnie nas wyciągnęli z obozu?
Jej podejrzenia nieco mnie zdziwiły.
- W sensie, że ludzie z Inowrocławia? Mam nadzieję, że nie, bo możliwe, że to jest jakaś większa intryga, jeżeli to prawda-  powiedziałem, nieco motając się w tym co miałem dokładnie na myśli.
- Sama nie wiem, co o tym sądzić, ale chcę jak najszybciej wrócić do obozu. Nie podoba mi się to wszystko – rzekła.
                Dotarliśmy do naszego auta i zapakowaliśmy się do niego. Ja byłem oczywiście kierowcą i gdy tylko strażnicy otworzyli nam bramę wyjechaliśmy z Ostoi. Ludzie, którzy akurat przechodzili obok nas, zanim doszliśmy do auta, obrzucili nas dziwnymi spojrzeniami, widocznie zauważając, że nie jesteśmy stąd. Całe to miejsce było dziwne, bo pomimo solidności wydawało się być nieco niebezpieczne. Mogło  to być oczywiście tylko moje odczucie, ale wszystko w Ostoi było zupełnie inne niż u nas w obozie.
                Ruszyliśmy dosyć spokojnie, nie chciałem w tej ciemności wjechać rozpędzony w wrak wozu porzucony na drodze, bądź też zombie, a dodatkowo też nie chciałem świecić mocniejszymi światłami, dlatego po prostu utrzymywaliśmy średnią prędkość jazdy i trzymaliśmy się drogi. Cieszyłem się, że nie ma już śniegu, który blokował przejazdy i sprawiał, że normalna droga, którą przejeżdżało się w godzinę, potrafiła zająć parę dni.
                Żałowałem, że nie znalazłem jeszcze żadnej porządniejszej muzyki, której mógłbym słuchać jadąc samochodem. Chyba każdy tęsknił za swoimi ulubionymi kawałkami, nawet tacy ludzie jak ja.
- A więc, jesteśmy za Ostoją. Co chciałeś mi powiedzieć? – zapytała zaciekawiona.
- Jak myślisz, kto jest największym zagrożeniem w okolicy? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- To ma być podchwytliwe pytanie? Jeżeli uznalibyśmy Ostoję za wroga to na pewno oni, ale z racji iż nie są do nas aktualnie wrogo nastawieni to powiedziałabym, że Złomiarze – powiedziała.
Podałem jej szybko paczuszkę, którą znalazłem przy Zszytym. Słyszałem jak rozpakowuje ją i głośno wciąga powietrze. Następnie usłyszałem szelest kartki i brzdęk plakietki.
- Zszyci? – zapytała.
- Ten, którego spotkaliśmy na drodze do nich należał. Prawdopodobnie jakaś nowa grupa i podejrzewam, że nie mała jeżeli mają takie plakietki i listy dla nowych członków. Wydaje mi się nawet, że mogli być tuż pod naszymi nosami od dawna. Kto wie ile zabitych strzałem w głowę trupów tak naprawdę było ludźmi z przyszytymi kawałkami zgniłej skóry – wytłumaczyłem.
- Wiesz co? To jest naprawdę chore – widać było, że zdziwiło to nawet ją.
- Powiesz to innym na tym całym zebraniu?- zapytałem.
- O ile ten cały Ben nie będzie już o tym wiedział, to ze zwykłej uprzejmości warto byłoby go poinformować. Co prawda taka wiedza to cenna rzecz, ale nie jesteśmy złymi ludźmi więc wydobędziemy ile się z tego da, a przy okazji pomożemy innym – stwierdziła.
                Uśmiechnąłem się pod nosem. Taki tok myślenia mi pasował. Feline po wygłoszeniu paru innych tekstów na temat nowego zagrożenia oparła się o fotel i zasnęła. Ja też byłem w dosyć kiepskiej dyspozycji, ale nie zasypiałem jeszcze na siedząco, więc po prostu skupiałem się na jeździe. Jechałem na tyle wolno, że pozwoliłem sobie na rozglądanie się po okolicznych polach i lasach, bo zawsze warto było obserwować. Tego nauczyłem się już dawno temu i wciąż mi się to przydawało. Najważniejsze to nie dać się zaskoczyć.
                Nagle zobaczyłem światła przed nami i o mało nie zjechałem na bok, prosto w barierkę. Przed nami stało auto i to takie całkiem sporych rozmiarów, bo na oko mieszące około ośmiu osób bez problemu. Widziałem, że stało przy nim parę osób i walczyli z zombie. Widać to było w świetle wytwarzanym przez samochód. Ale oni wiedzieli już, że jedziemy, a droga była prosta, dosyć ciasna i otoczona barierkami, które wyglądały na dosyć solidne. Nie wiedziałem czy hamować czy nie. Feline otworzyła oczy i krzyknęła zaskoczona sytuacją.
- Hamuj! – krzyknęła.
                Chociaż mogłem myśleć inaczej, to posłuszeństwo Feline wzięło górę. Zatrzymałem wóz tuż przed pierwszą postacią. Natychmiast jednak tego pożałowałem bo rozpoznałem tę osobę. Był to Kamil. Jeden ze Złomiarzy. Mieliśmy z nim parę epizodów w niedalekiej przeszłości i zalazł nam za skórę, równie mocno jak my zaleźliśmy jemu. Chociaż nie byłem pewien czy nas poznał, to zareagowałem natychmiast. Wrzuciłem tylny bieg i zacząłem cofać, ale z pośpiechu po chwili wjechałem w barierkę i poczułem jak auto podskakuje, a po chwili jedna z opon była przebita i całkowicie uwięziona pod barierką.
- Uciekaj Feline! – krzyknąłem i otworzyłem drzwi, żeby razem z nią wybiec. Za barierką, po naszej lewej, rozciągał się spory las, gdzie mogliśmy ich zgubić. Dalej słychać było odgłosy walki, ale nawet nie sprawdzałem ile zombie tam jeszcze jest, bo wiedziałem, że lada chwila Złomiarze zaczną gonić nas. Pociągnąłem Feline za rękę i pomogłem jej przejść przez barierkę. Po chwili sam przeskoczyłem i poczułem ostry ból w dolnej części brzucha. Tylko nie teraz, pomyślałem.
                Zaczęliśmy biec jak najszybciej potrafiliśmy. Było ciemno, teren był nierówny i potykaliśmy się co chwilę o wystające korzenie oraz nieduże krzaki, ale nie zatrzymywaliśmy się. Las wyglądał wyjątkowo koszmarnie, a fakt, że gonili nas Złomiarze nie poprawiał nastroju ani trochę. Bieg sprawiał mi nie mały ból i teraz przeklinałem sam siebie, że tak niechętnie chodziłem na badania do Grześka. Słyszałem ciężki oddech Feline, ale ta wciąż biegła kawałek przede mną. Obiecałem, że ją obronię i tym razem miałem nadzieję nie nawalić znowu. Najgorsze jednak było to, że nie wiedzieliśmy, gdzie biegniemy, a kawałek za nami wciąż było słychać biegnących ludzi. Nie mogliśmy się zatrzymać, a byłem już tak zmęczony, że każdy kolejny oddech łapałem z dużym trudem.
                Marzyłem tylko o tym, żeby się zatrzymać. Nagle Feline potknęła się i upadła ciężko na trawę. Zatrzymałem się przy niej i chciałem pomóc jej wstać. Ręce i nogi drżały mi ze strachu i zmęczenia. Kroki naszych prześladowców były z każdą chwilą coraz bliżej, a co gorsze usłyszałem też jęk, który oznaczał, że skądś idzie do nas zombie. Rozejrzałem się i zobaczyłem trupa, który powolnym krokiem zmierzał w naszą stronę. Wyciągnąłem pistolet i bez wahania strzeliłem. Złomiarze i tak wiedzieli, gdzie jesteśmy, a zombie mógł być równie niebezpieczny jak oni.
                Feline w końcu wstała. Postanowiłem już co mam zrobić i chciałem się tego trzymać.
- Biegnij, zatrzymam ich – powiedziałem, dysząc ciężko.
- Zwar… zwariowałeś? Uciekajmy – odpowiedziała.
- Po prostu idź, widzieli, że to ty. Mi pewnie nic nie zrobią, najwyżej coś połamią, ale ciebie będą chcieli zabić – stwierdziłem – No uciekaj do cholery!
Feline spojrzała na mnie ze smutkiem, po czym pobiegła dalej. Ja czekałem. Oparłem się o drzewo nie chowając rewolweru i obserwowałem. Kroki były coraz bliżej, zaskakiwała mnie kondycja ludzi, którzy nas gonili. Musieli często to robić, skoro tak dobrze się trzymali, kiedy pojawili się przede mną. Światło latarki jednego z nich oślepiło mnie, ale widziałem zarysy sześciu postaci.
- Gdzie ona pobiegła Olafie? – zapytał Kamil.
- Spieprzaj – odpowiedziałem.
- Dobrze wiesz, że przedłużasz nieuniknione i jeżeli do nas strzelisz to sprawisz tylko, że ona będzie bardziej cierpieć – powiedział i trafił w sedno. Chociaż zacząłem już do nich mierzyć to teraz upuściłem pistolet.
- Nic wam nie powiem. Ona jest już daleko stąd – skłamałem.
- A to ciekawe, bo biegła razem z tobą – powiedział.
- I pobiegła dalej. Ja jestem już stary i nie potrafię biec tak szybko – odpowiedziałem.
- Oj Olafie, potrafisz biec szybciej, niż ci się wydaje – powiedział zagadkowo i podszedł do mnie.
                Ukucnął tuż przede mną i spojrzał mi w oczy.
- Mieliście szansę nam pomóc. Mogliśmy zawładnąć całym okolicznym terenem. Ale wy wybraliście niezależność i dalej współpracujecie z Toruniem. Dlaczego? – zapytał.
- Ja tylko pomagam Feline – wyszeptałem.
- Tym razem jej nie pomożesz – odpowiedział zimno mężczyzna i zobaczyłem na jego brodatej twarzy coś na kształt uśmiechu. Był młodszy ode mnie, dobrze zbudowany i niezwykle twardy. Nienawidziłem go, ale też podziwiałem, bo był naprawdę mocnym człowiekiem. Zamachnął się na mnie i po chwili poczułem tępy ból. Następnie zrobiło się jeszcze ciemniej i odpłynąłem. Zemdlałem.
                Obudziło mnie zimno. Cały drżałem, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. Dalej leżałem pod drzewem, chociaż teraz było już znacznie jaśniej. Słońce pojawiło się na horyzoncie i wstałem chwiejnie. W promieniach słońca to miejsce wyglądało znacznie inaczej i nie wiedziałem, którędy wrócić w stronę drogi, ale wydawało mi się, że idę dobrze. Zastanawiałem się, co właściwie teraz mam zrobić. Liczyłem na to, że Feline udało się uciec i schować, albo wrócić na własną rękę do obozu, ale mocno w to wątpiłem. Złomiarze musieli ją złapać i zabrać do swojego obozu. Nie miałem pojęcia co teraz zrobię, ale musiałem wrócić do Płońska.
                Ruszyłem powoli, tak obolały i zmarznięty nie byłem od dawna. W mojej głowie myśli kotłowały się, jakby ktoś prosił je o wyjście na zewnątrz. Całe szczęście nie zabrano mi broni, chociaż w aktualnym stanie nie byłem pewien jak sobie poradzę z jakimkolwiek przeciwnikiem. Po parunastu minutach błądzenia po lesie dotarłem do drogi, prawie w tym samym miejscu, z którego zaczęliśmy naszą ucieczkę. Starałem sobie przypomnieć wygląd trasy Ostoja-Płońsk, ale nie miałem pojęcia, gdzie teraz mogłem być. Znałem tylko kierunek drogi. Wiedziałem, że jeżeli nie uda mi się znaleźć żadnego pojazdu to wracać będę parę dni, dlatego gdy ruszyłem wzdłuż drogi rozglądałem się.
                Wraz z upływem czasu robiło się nieco cieplej, pogoda się stabilizowała i gdy słońce świeciło już wysoko nade mną, a ja przebyłem parę kilometrów na piechotę to czułem się lepiej, chociaż ból głowy i wyrzuty sumienia były nawet gorsze od zimna. Feline. Obiecałem ją bronić, a teraz wracam do obozu bez niej. Co gorsza jeżeli rzeczywiście jest w rękach Złomiarzy to nasz mały obóz w Płońsku nie miał najmniejszych szans, żeby ją stamtąd odbić, co oznaczało, że jeżeli nie poproszę o pomoc Dziary i jego ludzi to prawdopodobnie nic z tym nie zrobię. Musiałem jednak się zmobilizować  i zorganizować wyprawę, bo obiecałem Feline, że ją zaprowadzę i odprowadzę bezpiecznie do obozu, a jednak mi to nie wyszło. Teraz to już była sprawa honoru.
                Po kolejnej godzinie marszu i minięcia dosyć charakterystycznej wioski po drodze do Płońska zobaczyłem całkiem sporą grupę zombie. Szybko upadłem na ziemię i obserwowałem. Trupy, naliczyłem ich piętnastu, maszerowały w moją stronę. Oczywiście ja już leżałem w krzakach i miałem nadzieję, że mnie ominą, ale awaryjnie mogłem uciec w las, który miałem za plecami. Byłem straszliwie głodny i spragniony, dlatego liczyłem na to, że jak zombie znikną z pola widzenia będę mógł przeszukać tę wioskę i liczyć, chociaż na paczkę sucharów oraz szklankę wody.
                Oczekiwanie było jak zwykle straszne. Widok trupów zawsze dawał te uczucie niepokoju i nie wiadomo było czego właściwie się spodziewać. Całe szczęście ta grupka przede mną musiała złapać już jakiś trop, bo na mnie nawet nie spojrzeli. Czekałem jednak cierpliwie, aż trupy znikną z pola widzenia całkowicie i szybko ruszyłem w stronę domków. Lokacja wioski praktycznie eliminowała szanse znalezienia czegoś do jedzenia, bo ludzie z Torunia, a szczególnie z okolicznego Czwartego Posterunku pilnowali i czyścili okolicę, ale liczyłem na jakieś przeoczenia, które mnie w tym wypadku mogły uratować.
                Przeszukiwanie opuszczonych budynków zajęło mi trochę czasu, a przy okazji musiałem zabić przy pomocy noża parę zombie, ale ku mojemu zdziwieniu znalazłem coś, czego nie spodziewałem się znaleźć, a co z pewnością uratowało mi życie. Przy jednym z garaży stało auto. W pełni sprawny, nieduży samochód, w którym było trochę zapasów, leków i nawet broń. Przez chwilę myślałem, że to po prostu zwid, albo jakaś pułapka, ale gdy po paru minutach obserwacji tego miejsca nie znalazłem niczego to podbiegłem, odpaliłem silnik i dając gaz do dechy odjechałem. Gdy tylko oddaliłem się na bezpieczną odległość od wioski zatrzymałem się na poboczu i przeszukałem pojazd.
                W schowku znalazłem pistolet oraz paczkę amunicji, którą zostawiłem na miejscu. Na tylnym siedzeniu był plecak, który z zaciekawieniem otworzyłem. W środku znalazłem trochę leków, nożyk, butelkę wody oraz kartkę. Tę ostatnią podniosłem i przeczytałem z zaciekawieniem. Była to lista, na której zaznaczone były różne lokacje, w tym obóz w Płońsku, oraz Toruńska Ostoja Ocalałych. Nie miałem pojęcia po co ktoś miałby to zaznaczać, ale i tak wydało mi się to dosyć dziwne. Nie zastanawiałem się jednak teraz nad tym bo zająłem się jedzeniem i piciem. Czułem się jak dzikus, gdy wypiłem w chwilę całą butelkę wody i palcami wygrzebałem zimne mięso z konserwy, ale od razu poczułem się lepiej.
                Po uczcie odpaliłem auto i ruszyłem przed siebie. Miałem nadzieję do wieczora dojechać do Płońska i stamtąd myśleć co dalej zrobić, żeby uratować Feline. Jak znajdowałem się już w samochodzie to czułem jakbym dokładnie wiedział jak dojechać. Zastanawiałem się jaką wielką różnicę robiło poruszanie się na piechotę, a podróż autem. Zaskoczyło mnie to.  Droga do Płońska zajęła mi parę godzin, ale gdy znalazłem się przed bramami i zobaczyłem znajome twarze strażników to uśmiechnąłem się pod nosem.  Pomachałem im, a ci otworzyli bramę i wjechałem do środka. Zostawiłem auto i nie witając się nawet ruszyłem do środka znaleźć Krzycha.
                Mijając znajome mi labirynty korytarzy dotarłem do biura Feline, gdzie miałem nadzieję znaleźć Krzycha. Przed wejściem siedziało parę osób, które najwyraźniej miał jakąś sprawę do Krzyśka. Nawet nie zaszczyciłem ich spojrzeniem i kompletnie zignorowałem ich oburzenie, gdy wepchnąłem się bez kolejki, bo były teraz ważniejsze sprawy do załatwienia, niż użeranie się z mieszkańcami obozu. Wszedłem bez pukania zamykając za sobą drzwi i zobaczyłem tymczasowego zastępcę Feline, które przeglądał raport. Gdy mnie zauważył podniósł wzrok i wstał.
- Olaf! Wróciliście już – powiedział uradowany – Nawet nie wiesz jak ciężko ogarnąć ten syf, gdy… - zaczął, ale przerwałem mu, robiąc poważną minę. Byłem człowiekiem, który zdecydowanie mógł wyglądać groźnie.
- Feline została porwana – powiedziałem głośniej niż planowałem. W jednej chwili uśmiech z twarzy Krzycha zniknął, a na korytarzu usłyszałem podniesione głosy. Zastępca usiadł, ciągle patrząc na mnie i nie mogąc uwierzyć.
- Jak to? – zapytał tylko.
- Wracaliśmy… ehh długo by opowiadać. Po prostu porwali ją Złomiarze i trzeba jak najszybciej ją odbić – powiedziałem.
                Nagle drzwi za nami się otworzyły, a do środka wpadło pięciu czekających na audiencje ludzi. Jednego z nich rozpoznałem i westchnąłem cicho. Był to Kuba. Mężczyzna w moim wieku, mój tutejszy rywal i prawdziwy pasożyt. Chociaż szanowałem go za to jak dobrze chronił obóz, bo był jednym z strażników, to doprowadzało mnie do szału jego zachowanie. Tym razem było dokładnie tak samo.
- Gdzie jest Feline? – zapytał.
- Nie udawaj, że nie podsłuchiwałeś pod drzwiami, do kurwy nędzy – wycedziłem.
- Coś nie wierzę w twoją historyjkę – powiedział.
- Czemu nic nie wiedzieliśmy o jej wyjeździe? – zawtórował mu ktoś obok.
 - Bo to była tajna misja? – zapytałem, bo nie mogłem zrozumieć jak można zadawać takie pytania.
- Tajna misja, w której zabijasz Feline i przejmujesz władzę? – zapytał Kuba i coś we mnie pękło. Moja cierpliwość drastycznie się kończyła. Wystarczyło jeszcze tylko słowo – Wiem, że od dawna chcesz rządzić tym miejscem – dodał po chwili.
                Nie wytrzymałem. Skoczyłem jak szalony prosto na niego ignorując ból brzucha i głowy. Jego „wierny tłum” w ułamku sekundy pochował się po kątach, a ja ciężarem własnego ciała sprowadziłem go na poziom podłogi. Uderzyłem go pięścią w twarz. Nie zdążył nawet się zasłonić, bo dalej był zszokowany moją szybką reakcją. Cała złość, zmęczenie i bezsilność była stopniowo wyładowywana na Kubie, aż w końcu poczułem jak ktoś mnie odciąga. Nie wiedziałem, kto to był, ale podejrzewałem, że to Krzychu. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w swoim pokoju. Krzychu mówił coś do mnie, ale nie byłem pewien czy rozumiałem jego słowa. W końcu usłyszałem tylko trzask drzwi i zostałem sam. Odetchnąłem głęboko i zamknąłem oczy. Już dawno nie czułem się tak źle. Gdy myśli w końcu mi na to pozwoliły, poszedłem spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz