czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 10: Chwile słabości

Rozdział 10, kolejny z perspektywy Bobra. Dosyć mocny psychologicznie. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.

POV:
Rozdział 10 - Bobru - Dzień 6
Irek - Dzień 6 - Irek w tym czasie przebywa w Inowrocławie z grupą Łapy
Olaf - Dzień 6 - w tym czasie Olaf wraca do Płońska

------------------------------------------

Rozdział 10 (Bobru): Chwile słabości


                Następnego dnia, po całym incydencie, obudziłem się w swoim pokoju. Pamiętałem wydarzenia z wczoraj jak przez mgłę. Powrót z Drugiego Posterunku, walka z buntownikami, rozmowa z Dziarą i resztą i zdanie raportu, a potem picie w barze.  Głowa bolała mnie niemiłosiernie, ale kac był zdecydowanie najmniejszym problemem. We mnie trwała dziwna, moralna walka. Chociaż zabijałem, dostawałem, obserwowałem śmierć lub ucieczkę bliskich mi osób to nic nie zdziwiło mnie tak, jak incydent przed Kwaterą Główną. Wiedziałem, żeby nie ufać nikomu, ale uratowałem to miejsce przed zagładą. Straciłem tylu dobrych ludzi, żeby Toruńska Ostoja funkcjonowała, a ludzie nie byli w stanie tego pojąć i chcieli mnie zabić.
                Nie wiedziałem, czy jestem gotów zostać tutaj na tyle, żeby pomóc Dziarze w Inowrocławie, chociaż okazja była świetna. Jeżeli rzeczywiście ma zostać zbudowana tu społeczność to mógłbym od razu dołączyć do niej nasz obóz. Nie byłem tylko pewien, czy na pewno chcę zakładać nowy obóz. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie pasuje do tego miejsca, nie nadaje się na dowódcę i powinienem ruszyć sam. Co by się wtedy stało z resztą? Tego nie wiedziałem, ale byłem pewien, że byłoby im lepiej niż ze mną. Nie rozumiałem dlaczego problemy i kłopoty tak bardzo się mnie trzymają. Naprawdę potrzebowałem z kimś poważnie porozmawiać na ten temat, szczególnie, że wyjazd do Inowrocławia miał się odbyć jutro późnym wieczorem, żebyśmy dojechali tam na ranek.
                Wstałem, wypiłem trochę zimnej wody i ubrałem się. Uzbroiłem się w pistolet oraz ulubiony nóż, po czym ruszyłem. Miałem do przygotowania ostatnie rzeczy, przed podróżą do Inowrocławia i sam nie wiedziałem za co się wziąć. Musiałem obgadać parę rzeczy, z różnymi ludźmi, a dzisiaj miałem wyjątkowo paskudny humor. Pierwsza na mojej liście była Dorota – staruszka, która uratowała mi wczoraj życie. Do niej podszedłem z wyjątkowo pozytywnym nastawieniem, a znalazłem ją w miejscu, w którym często przebywała – niedużym placu niedaleko strzelnicy, gdzie było parę ławek i niedziałająca fontanna. Miejsce było ładne, ale ja zawsze omijałem je, jakby go nie zauważając.
                Podszedłem do niej. Karmiła akurat dwa psy, które na mój widok zaczęły merdać ogonami.
- Lubią cię – powiedziała.
Usiadłem obok. Pogłaskałem większego z nich i przez chwilę obserwowałem jak zajada kawałek mięsa rzucony przez starszą kobietę.
- Chciałem ci podziękować. Uratowałaś mnie wczoraj, chociaż mogłaś stać obojętnie, albo pomóc buntownikom – powiedziałem szczerze.
- Przynajmniej tak mogłam się odwdzięczyć – powiedziała cicho, dalej karmiąc psy i nie patrząc na mnie.
- Odwdzięczyć? – zapytałem, nie będąc pewnym co ma na myśli.
- Pomogłeś naszej grupie. Zaakceptowałeś nas w tym obozie przez co teraz możemy tu żyć wiedząc, ze nie grozi nam żadne większe niebezpieczeństwo – wytłumaczyła.
- To była decyzja Dziary, ja nie jestem tu nikim specjalnie ważnym. Po prostu pomagam i staram się żeby moi ludzie przetrwali każdy następny dzień – stwierdziłem.
- I to cię różni i sprawia, że wszyscy się tobą interesują – rzekła.
- Co takiego? – zapytałem coraz bardziej czując się nieswojo.
- Człowieczeństwo – powiedziała nieco ciszej, jakby te słowo miało przywołać złe moce.
                Ledwo powstrzymałem się od śmiechu.
- Ja nie jestem już człowiekiem – powiedziałem.
- Ależ oczywiście, że jesteś. Co więcej, otacza cię mnóstwo dobrych ludzi, chociaż są też ci źli – mówiła dalej zagadkowo.
- Zabijałem. Kradłem. Poświęcałem własnych ludzi, dla dobra innych. Straciłem aż za dużo. Jestem wrakiem kobieto – powiedziałem nieco rozzłoszczony.
Dorota spojrzała w końcu na mnie.
- Nie. Jesteś kimś interesującym. Mogłeś już dawno przejąć to miejsce. Nie zrobiłeś tego. Mogłeś też uciec. Tego również nie zrobiłeś. Interesują cię inni ludzie i te wszystkie małe grzeszki się kompletnie nie liczą, bo w przeciwieństwie do innych ludzi ty robisz to dla kogoś, a inni dla siebie.
Dawno nie usłyszałem tak miłych słów, więc aż się zarumieniłem, ale nie rozumiałem skąd kobieta tyle o mnie wie. Podejrzewałem, że usłyszała opowieści od kogoś z mojej grupy.
- Dziękuje – powiedziałem wstając i dodałem szybko – za rozmowę. Naprawdę mi pani pomogła.
                Staruszka nie odpowiedziała mi tylko kiwnęła głową. Odszedłem od niej zalany nową falą myśli. Musiałem się zmobilizować, bo inaczej mogłem skończyć jako wrak. Słowa tej kobiety zadziałały na mnie jak wiatr działa na żagle. Teraz wiedziałem, że odwiedzenie jej było doskonałym pomysłem. Następnego czego potrzebowałem to znalezienie Giganta lub Łowcy. Była to dwójka, z którą mogłem zawsze porozmawiać w dosyć normalny sposób. Przez głowę przeszedł mi też Erni, ale ostatecznie postanowiłem znaleźć któregoś z tej dwójki.
                Szczęście dopisało mi, bo po zaledwie dwudziestu minutach spacerowania dostrzegłem duży miecz połyskujący w promieniach słońca i zobaczyłem Michaela oraz Giganta. Szli oni w kierunku północnej barykady i Kwatery Głównej. Podszedłem do nich i przywitałem się.
- Gdzie idziecie? – zapytałem.
- Mam wyzywanie, podobno za północną barykadą pojawiła się grupa ocalałych. Nie wiem jakim cudem nie zauważyli naszego obozu, ale puszczają race prawdopodobnie prosząc o pomoc. Muszę to sprawdzić – powiedział.
- A ja dołączyłem się do niego jak usłyszałem co się dzieje – powiedział. Nie spodobało mi się to nieco, bo prosiłem swoich ludzi o to, żeby nie mieszali się w tego typu rzeczy, bo mogę nabawić się kłopotów, albo ucierpieć przed wyjazdem z Ostoi, a tego nie chciałem. Z drugiej strony trzymanie ich cały czas w jednym miejscu musiało być całkiem denerwujące i nie chciałem żeby zapomnieli jak radzić sobie w dziczy, jaka działa się za murami Ostoi.
- Pomogę wam – zaproponowałem.
- W sumie każda para rąk się przyda – powiedział Michael bawiąc się przy okazji swoim kijem.
- Ktoś jeszcze tam został wysłany? – zapytałem.
- Erni i Wiktoria – odpowiedział czarnoskóry.
                Ruszyliśmy w stronę północnej barykady. Czekały już na nas tam osoby wymienione przez Michaela. W piątkę poczekaliśmy, aż brama się otworzy i wyszliśmy na zewnątrz.
- Wiadomo gdzie dokładnie jest to miejsce? – zapytałem.
- Parę ulic stąd – odpowiedział Erni.
- To wszystko wydaje mi się być podejrzane – stwierdziła Wiktoria. Szliśmy ostrożnie, trzymając się pobocza ulicy i mijając coraz to kolejne, opuszczone budynki. Dzięki akcji Czerowny Flar okolice obozu były w miarę czyste, chociaż oczywiście zdarzały się pojedyncze przypadki, gdzie musieliśmy wyeliminować zombie. Jednak w otoczeniu takich ludzi czułem się bezpieczny.  Trzy Czerwone Flary oraz Gigant – to było wystarczające zabezpieczenie. Oczywiście wszyscy szliśmy z pistoletami i karabinami w rękach, bo nie wiedzieliśmy co tak naprawdę oznaczają te znaki puszczane z budynku, poza tym, ze ktoś tam musiał być i chciał zwrócić swoją uwagę.
                Do Torunia praktycznie codziennie dołączały nowe osoby, przez co rośliśmy w siłę. Oczywiście traciliśmy też ludzi, to przy barykadzie, to na wypadzie, to na ulicach miasta, jak Filipa. Ostatnim, który dołączył za moim pośrednictwem był Andrzej. Mężczyzna od razu odnalazł się w hierarchii obozu i zaczął pracować. Byłem ciekaw czy i tym razem wzmocnię ten obóz. Skręciliśmy w kolejną uliczkę i zobaczyliśmy, jak z trzypiętrowego budynku wylatuje przez okno raca. Zauważyliśmy też od razu, że pod drzwiami do budynku było parę trupów, które próbowały dostać się do środka.
- Jaki jest plan działania? – zapytała Wiktoria.
- Ja mogę zając się tymi trupami przy wejściu – zaproponował Karol.
- Jak Gigant oczyści przejście możemy wejść i przeszukać budynek, tylko ostrożnie. To zwykły rzemieślnik z lokalami do wynajęcia, oni są na drugim piętrze, więc tam trzeba będzie zachować wyjątkową ostrożność – wytłumaczył Ernest.
- Dobra, to lećmy – powiedział Michael ruszając do przodu.
                Poszliśmy za nim. Grupę prowadził Gigant, który wyciągnął z sykiem ostrze z pokrowca na plecach i poprawił elementy pancerza, które nosił. Noszenie kamizelki oraz ochraniaczy nie było głupim pomysłem, szczególnie jak walczył w zwarciu. Podszedł i robiąc ogromny zamach ściął dwie głowy jednym ciosem. Cała reszta rozglądała się po okolicy, w poszukiwaniu ewentualnych znaków pułapki.  Nie zauważyliśmy jednak nic podejrzanego. Gigant dokończył dzieło zniszczenia i oczyścił całe przejście. Weszliśmy razem do mrocznego budynku.
- Czy ktoś wziął latarkę? – zapytała Wiktoria.
- Nie – odpowiedział Erni i wyciągnął z kieszeni flarę. Nagle cały budynek utonął w czerwonym blasku. Kolejne flary zabłysły i powoli ruszyliśmy do przodu. Staraliśmy się nie robić zbyt dużo hałasu, ale wiedzieliśmy, że flary będą widoczne z bardzo daleka. Mimo to wchodziliśmy powoli schodami na pierwsze piętro, a następnie na drugie.
- Tutaj powinniśmy się nieco rozdzielić i dać znak, jak ktoś coś znajdzie – wyszeptał Michael.
- Nie wiem czy to mądre, rozdzielać się w budynku, w którym są nieznajomi ludzie – powiedziałem.
- Musimy założyć, że są to dobrzy ludzie, którzy szukają pomocy, a nie kłopotów – odpowiedział.
                Wszyscy przytaknęli i rozdzieliliśmy się. Drugie piętro prowadziło korytarzami w lewo i w prawo. Rozciągnęliśmy się tak, żeby każdy widział przynajmniej jedną, inną osobę i w razie czego jej pomógł. Dziwił mnie fakt, że nie słyszeliśmy niczego w tym budynku. Albo ocalali, którzy tu byli już o nas wiedzieli i się bali, albo szykowali zasadzkę. Chociaż nie bałem się, to czułem pewien niepokój. Nie wiedziałem czego się tu spodziewać. Mogli to przecież być nawet Złomiarze. Miałem cichą nadzieję, że to Łapa i reszta moich przyjaciół, którzy po prostu chcą dać mi znać, gdzie są, a przy okazji unikają bezpośredniego kontaktu z Dziarą.
                Skręciłem w korytarz i zniknąłem z oczu Wiktorii, która przeszukiwała pomieszczenia niedaleko mnie. Nagle usłyszałem dziwny hałas z pokoju obok i już byłem pewien, że ktoś tam jest. Momentalnie nakierowałem pistoletem w to miejsce i  powoli podszedłem do drzwi. Pociągnąłem delikatnie za klamkę i usłyszałem nagle hałas wypuszczanej racy. Znalazłem się w niedużym pokoju, obstawionym półkami z niedużymi paczuszkami. Zobaczyłem też siedzącego na krześle mężczyznę, który poderwał się jak mnie zauważył. Szybko przejechałem wzrokiem po pokoju, ale nie zobaczyłem innego wyjścia, ani żadnej innej osoby.
                Zamknąłem za sobą drzwi i nie przestając celować do mężczyzny podszedłem do niego. Był nieco starszy ode mnie, miał czuprynę koloru słomy i był ubrany w obdarte spodnie, oraz nieco przydużą na niego bluzę. Na krześle obok leżał plecak i nóż.
- Kim jesteś? – zapytałem.
Czułem się bardzo dziwnie, nagle zaczęła mnie boleć głowa, a oczy odmawiały posłuszeństwa. Mimo to, starałem się po sobie nic nie pokazać i dalej stałem prosto i celowałem do ocalałego. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie zawołać kogoś do pomocy, w razie gdyby zemdlał, ale póki co nie podjąłem takiej decyzji.
- Ja… szukam schronienia. Miejsca, gdzie mogę odpocząć. Utknąłem jednak w tym budynku, a przed jedynym wejściem jakie znalazłem było mnóstwo zombie. Jak mnie znalazłeś? – jego głos na początku wydawał się normalny, ale z każdym kolejnym słowem brzmiał bardziej odlegle i  dziwnie.
- Race… - wytłumaczyłem krótko i ruszyłem się nie wiedząc do końca co się ze mną dzieje.
- Macie gdzieś obóz? – zapytał, ale przerwałem mu zaczynając ciężko oddychać. Oparłem się o ścianę, upuszczając pistolet. Co się ze mną dzieje, zapytałem sam siebie w myślach i zobaczyłem, że pomieszczenie robi się coraz bardziej rozmazane. Zobaczyłem, że mężczyzna wstaje i podchodzi do mnie.
- Wszystko w porządku… kochasiu? – zapytał.  Spojrzałem na niego i zobaczyłem twarz Łapy. Krzyknąłem. Obraz zaczął się wyostrzać, ale ja wciąż widziałem Łapę. Czy zostałem ugryziony i powoli się zamieniam? Jeżeli tak to kiedy? Co się ze mną działo?
- Co się dzieje… - wyjęczałem.
- To miłe, że się o mnie martwisz – odpowiedziała.
- Co ty tu robisz? Dlaczego cię widzę? – zapytałem. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że to jest niemożliwe, to jednak jakaś cząsteczka mnie chciała odrzucić tę myśl i wierzyć, że Łapa naprawdę się tu pojawiła.
                Wyglądała tak samo jak widziałem ją ostatnio – średniej długości czarne warkocze, smukła talia, długie nogi i czarny uniform przysłaniający wszystko oprócz twarzy z charakterystycznymi kościami policzkowymi.
- Widzisz, bo myślisz – odpowiedziała tajemniczo.
- Dlaczego uciekłaś? – zapytałem.
- Dobrze wiesz, że nie ułoży się pomiędzy nami. Za bardzo się skrzywdziliśmy – powiedziała patrząc na mnie.
Nie wiedziałem co się dzieje. Czy mężczyzna, z którym tutaj się spotkałem w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co robię? A może byłem nieprzytomny, a to wszystko, to była zwykła wizja?
- Gdzie teraz jesteś? – zapytałem.
                Łapa roześmiała się.
- Nie widzisz? Siedzę tuż przed tobą! – powiedziała dalej się śmiejąc.
- Czy jest jeszcze szansa, żebym odzyskał swoich ludzi i was spotkał? – zadałem kolejne pytanie siedząc i opierając się o ścianę.
- Tak. A teraz przestań już do siebie gadać. Nie wypada, żeby dowódca obozu w Królowym Moście był takim wariatem. Otrząśnij się kochasiu – wstała i pocałowała mnie w czoło.
                Podniosłem się. Głowa bolała mnie bardzo mocno. Kręciło się mnie, ale nie widziałem już Łapy siedzącej na krześle. Podskoczyłem jednak, gdy zobaczyłem mężczyznę, który leżał w kałuży krwi tuż przy mnie. W jego brzuch był wbity mój nóż. Usłyszałem kroki na korytarzu i chciałem szybko podejść do ciała i wyjąć swoją broń, ale nie zdążyłem. Przez drzwi wpadł Gigant z mieczem, widocznie martwiąc się o mnie. Kiedy jednak zobaczył ciało zatrzymał się i zamknął drzwi. Podszedł do mnie.
- Bobru? Co się stało? Wszystko w porządku? – zapytał.
- Ja… - nie wiedziałem co powiedzieć. Opowiedzieć mu o mojej wizji? Czy może skłamać? Gigant był kimś komu ufałem, ale czy słusznie? Nasza przyjaźń była zbudowana na kłamstwie. Był człowiekiem Łapy.
- Dlaczego zabiłeś tego mężczyznę? – ponownie zapytał mnie Gigant.
- Jest ze mną źle, potrzebuje świeżego powietrza przyjacielu – poprosiłem.
- Nie. Nie teraz. Jesteś cały we krwi, jak zobaczy cię reszta to będę zadawać niewygodne pytania. Musisz się ogarnąć, a ja przypilnuje, żeby nikt ci nie przeszkodził – powiedział.
- Dzięki – wyszeptałem i zacząłem wycierać umazane krwią ręce. Gigant wyszedł z pokoju znaleźć resztę, a ja spojrzałem na ciało. To był niewinny człowiek, a ja go zabiłem? Co się ze mną dzieje? Czy oszalałem, zadawałem sobie pytania wyjmując nóż z ofiary i wycierając go o jego ubrania.
                Podniosłem się i spojrzałem na swoje ręce. Drżały, ale były czystsze, z niewielkimi śladami po krwi. Wyszedłem powoli stawiając kroki i zobaczyłem na korytarzu moich towarzyszy.
- Budynek jest czysty, znaleźliśmy dwa zombie, które zdjęliśmy – powiedział Michael.
- Wszystko w porządku stary? Jesteś blady jak ściana – stwierdził Ernest patrząc na mnie. Wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- W pomieszczeniu był facet. Bandyta. Zaatakował mnie więc go zabiłem. To on puszczał flary. Chodźmy stąd – powiedziałem, nieco nieobecnym głosem.
Michael i Wiktoria wymienili zdziwione spojrzenia, ale nie skomentowali. Ruszyliśmy do wyjścia, a ja wciąż cały drżałem. Marzyłem już tylko o tym, żeby wrócić do łóżka i odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem. Wiedziałem jednak, że muszę się spotkać z Dziarą, a poza tym szansa na to, żebym dzisiejszej nocy normalnie się wyspał były minimalne.
                Nie wiem dlaczego, ale nagle naszła mnie ochota na rozmowy.
- Właściwie to co robiłeś przed tym całym gównem? – zapytałem Michaela.
- Studiowałem prawo w Warszawie… wydaje się to być tak odległe, że w sumie sam nie jestem pewien – powiedział.
- Ja też już nie mogę nawet myśleć o tym jak byłam dziennikarką – wtrąciła się Wiktoria.
- Byłaś dziennikarką? – zapytał zaciekawiony Erni.
- A co, nie wyglądam? – zaśmiała się.
- Wyglądasz jakbyś zamiast mikrofonu i blasku kamer, częściej miała karabin i huk granatów – powiedział szczerze Gigant. Rzeczywiście wyglądała jakby była z wojska.
- No cóż, pozory mylą – odpowiedziała.
My również opowiedzieliśmy nieco o sobie i tak na rozmowie zeszła nam cała trasa i nawet nie zauważyliśmy, kiedy znaleźliśmy się pod bramą. Czułem się już lepiej, ale dalej byłem zszokowany tym, co przeżyłem. Co jeżeli znowu spotka mnie coś takiego i zranię kogoś, kogo lubię? Kogoś z grupy? Musiałem koniecznie to załatwić.
                Gdy weszliśmy na teren Ostoi rozdzieliliśmy się i ja poszedłem w stronę Kwatery Głównej obiecując, że zdam raport Dziarze, a reszta poszła w swoje strony. Po pięciu minutach byłem już pod drzwiami siedziby Czerwonych Flar, gdzie zastałem Dziarę, który wyjątkowo nie siedział przy swoim biurku, tylko na fotelu wychodzącym na tyły posiadłości. Widocznie odpoczywał. Podszedłem do niego i przywitałem się, a ten pokazał mi drugi fotel i podał szklankę z żółtawym napojem, który lekko musował.
- Lemoniada. Postanowiłem nie chlać tak od południa, bo ostatnio coraz gorzej się czuję i ciężej mi się pracuje. Rozumiesz, trzeba zachować jakiś tryb życia przyjacielu – powiedział spoglądając na mnie.
- Sprawdziliśmy te race na północ stąd. To był jakiś bandyta, który chciał nas wciągnąć w pułapkę. Zabiłem go – powiedziałem bez ogródek.
- Wierzę, że postąpiłeś słusznie. Szczególnie, że ostatnio w Toruniu robi się pełno. Co prawda pomieścimy jeszcze mnóstwo osób, ale myślę, że na chwilę obecną jest tu około trzystu pięćdziesięciu ludzi nie licząc Posterunków – powiedział z nieukrywaną dumą w głosie.
- Rozrasta się – powiedziałem – swoją drogą wczoraj zapomniałem ci wspomnieć, że Kapitan ma działający helikopter. Myślę, że to dosyć ważna informacja – dodałem.
                Dziara zamyślił się. W końcu odwrócił się w moją stronę.
- Tak. Może nawet będziemy go mogli całkiem niedługo wykorzystać. Ale to zobaczymy już po Inowrocławiu. Jesteś gotowy na jutrzejszy wyjazd? – zapytał.
- Tak. Chociaż kiepsko się czuję to pomogę ci, ale pamiętaj, że po tym opuszczam Ostoję – przypomniałem.
- Mam nadzieję, że będziesz w okolicy. Po pierwsze to bezpieczniejsze, a po drugie opłacalne i dla ciebie i dla mnie – powiedział.
Nie byłem pewien, co do tej opłacalności, ale na pewno nie chciałem zakładać nowego obozu daleka stąd. Po prostu chciałem założyć bezpieczne miejsce dla moich ludzi.
- Właściwie wiadomo, kto zastąpi Filipa na miejscu Czerwonej Flary? – zapytałem.
- Mam parę typów, opowiem ci jutro w drodze – zapewnił.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż w końcu postanowiłem, że przejdę się, bo dzisiaj wyjątkowo potrzebowałem świeżego powietrza.
- Pójdę już – powiedziałem – Musze odpocząć.
Dziara nie zatrzymywał mnie. Wyszedłem z Kwatery Głównej i chociaż pora była jeszcze w miarę wczesna, bo słońce było wysoko na niebie, to wybrałem się do baru. O tej porze było praktycznie pusto, ale ku mojemu zdziwieniu zauważyłem przy jednym stoliku Natalię, która czytała książkę i popijała kubek herbaty.
                Podszedłem do niej, a ta uśmiechnęła się.
- Hej Bobru, jak leci? – zapytała Ruda.
- Całkiem nieźle – zacząłem siadając naprzeciwko niej – właściwie to mam pytanie, dosyć poważne.
- Wal śmiało – powiedziała widocznie zainteresowana.
- Czy znałaś kiedyś osobę, której nienawidziłaś, a zarazem czułaś do niej coś niezwykłego? – zapytałem.
- Myślę, że tak. Nawet aktualnie darzę pewną osobę takim uczuciem, chociaż może go nie nienawidzę, ale często i gęsto mnie denerwuje – powiedziała.
- A miałaś kiedyś tak, że widziałaś twarz tej osoby, tak jakby w kimś innym? – chociaż zapytałem szczerze i poważnie to wiedziałem, że brzmię jak wariat.
- Nie… a ty tak miałeś? – zapytała.
- Tak. Tylko proszę cię, nie mów nikomu. Po prostu chciałem się upewnić, czy jest ze mną źle, czy to klasyczny przypadek… Ehh wybacz muszę odpocząć – powiedziałem wstając powoli.
                Nagle Ruda złapała mnie za rękę. Chyba sama się zaskoczyła tym, co zrobiła bo natychmiast ją puściła.

- Wiesz, jak chcesz możesz zostać ze mną. Z chęcią cię wysłucham i może zrobi ci się lepiej? Chyba nie jesteś teraz zajęty? – zaproponowała. Poczułem się nieco dziwnie, ale wróciłem na miejsce i chociaż w barze było coraz więcej osób my siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Byłem pewien, że to pomogło mi, bo gdy wracałem wieczorem do domu ledwo zamknąłem za sobą drzwi i zasnąłem. Bez snów i zwidów.

2 komentarze: