Rozdział 11, kolejny z perspektywy Erniego. Tutaj jest powrót czegoś, o czym wiele osób mogło zapomnieć. Przeszłość zabija, a Erni może się o tym przekonać wraz z całą ekipą Zbłąkanego Ocalałego. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)
-------------------------------------------
Rozdział 11 (Erni): Stare rany
Mieszanka
strachu oraz zdenerwowania działała na mnie źle. Zalepiałem kocem wybitą szybę,
a Cinek i Łowca analizowali z przodu treść groźby. Była ona krótka, ale dawała
do myślenia. Ktoś na nas polował od jakiegoś czasu. Incydent przy chatce przed
Płońskiem, atak przy obozie Feline, atak przed Makowem Mazowieckim, a teraz to.
Komu aż tak zależało na naszej śmierci? Nie byłem zadowolony z tego co się
działo na około.
Jedynym
dobrym aspektem podróży, było to, że udało mi się zwerbować już cztery osoby, a
dodatkowo miejsce, gdzie mógłbym uciec w razie problemów w Ostoi – obóz Feline.
Feline była ciekawą osobą i musiałem przyznać, że mnie zainteresowała i
koniecznie chciałem ją spotkać jeszcze pewnego dnia. Po załataniu okna wróciłem
do przodu i rozejrzałem się. Robiło się coraz bardziej ciemno, a ja czułem się
zmęczony i rana znów zaczęła mi dokuczać. Musiałem jak najszybciej znaleźć
dobre miejsce na nocleg poza miastem, ale obawiałem się też z kolei kolejnego
ataku. Nasi oprawcy musieli poruszać się wozami, bądź mieć świetny system
komunikacji, bo utrzymywali tempo Zbłąkanego Ocalałego bez najmniejszego
problemu. Dlatego obawiałem się nieco, że jeżeli się zatrzymamy, możemy zostać
zaatakowani. Z kolei jednak bez snu nie dam rady kierować i zachować jasności
umysłu, przez co mogę doprowadzić do wypadku. To byłaby smutna śmierć w czasach
apokalipsy zombie.
Poruszyłem
ten temat z moimi przyjaciółmi, gdy odpaliłem silnik i zacząłem zjeżdżać na
obrzeża miasta.
- Słuchajcie musimy
coś ustalić, ktoś nas śledzi i nie wiem gdzie moglibyśmy się bezpiecznie
zatrzymać – zacząłem, nie odrywając wzroku od drogi przede mną.
- To jest chore, nie
możemy nic normalnie zrobić, bo jak nie pieprzeni ludzie z Torunia lub bandyci
to jacyś narawańcy… - wyżalił się Marcin.
- Wiesz Ernest, z
zawodu byłem kierowcą, jakby ci to nie przeszkadzało to moglibyśmy kierować na
zmianę… - zaproponował nieśmiało Łowca. Wiedział, że ten autobus jest dla
mnie bardzo ważny i traktuje go prawie jak najlepszego przyjaciela i nie
dawałem go kierować nikomu innemu. Ale teraz jak o tym myślałem to nie był
głupi pomysł. Byłem coraz bardziej zmęczony, a Łowca miał doświadczenie. W
końcu to on dowiózł grupę Bobra do Ostoi.
- Ej nie głupie! – powiedział
Cinek – Przyznam, że jechało się dobrze,
kiedy prowadziłeś –stwierdził Cinek.
- Ehh… nie łatwo mi to
mówić, ale zgadzam się. Tylko uważaj, błagam cię – powiedziałem.
- Spokojnie, zamienimy
się za kawałek drogi, wtedy ty się prześpisz, a potem się zamienimy. Dzięki
temu Zbłąkany będzie cały czas w ruchu, a obaj kierowcy będą wypoczęci – powiedział
Łowca uśmiechając się z pod wąsa.
- Dzięki stary – dodałem,
po czym skręciłem ostro i wyjechałem na drogę krajową prowadzącą do Ostrowa
Mazowieckiego.
- Ale chyba przerwy na
żarcie będziemy robić, co? – zapytał nagle Cinek.
- Jasne. W końcu to
postoje na paręnaście minut, a nie na parę godzin – odpowiedziałem.
- Też prawda - stwierdził Cinek – Słuchajcie, mam pewną sprawę, mogę z wami ją obgadać? – zapytał.
Ton jego wypowiedzi sugerował, że to coś poważnego, a tego od Cinka nie
oczekiwałem zbyt często. Zawsze wydawał mi się być trochę głupi, ale nie
mógłbym go nazywać idiotą. Po prostu miał specyficzne spojrzenie na świat i
wszystko analizował na chłopski rozum. Lubiłem go.
- Jasne mów – odpowiedzieliśmy
prawie równocześnie.
- Ehh… słuchajcie
tylko dobrze, bo rzadko kiedy zbiera mi się na takie pieprzenie – zapowiedział
– Dziękuje wam. Szczególnie tobie Erni.
Gdyby nie ty i nie Bobru to pewnie dalej zadawałbym się z towarzystwem takim
jak Alex. Tego skurwiela już od dawna z nami nie ma, jego głowa gnije gdzieś,
chuj wie gdzie, ale gdybym wtedy nie poparł was to mogłem skończyć o wiele
gorzej. Uratowaliście mnie od jeszcze gorszego syfu, niż zamienienie w trupa –
samotności – skończył.
Zaparło
mi dech w piersi. Takich słów od Cinka mogłem nie usłyszeć już nigdy więcej.
Było to coś naprawdę wielkiego.
- Stary to był twój
wybór. Bobru mi opowiadał o tym, jakie pytanie ci zadał i przed jakim wyborem
cię postawił. Po prostu wybrałeś dobrze – powiedziałem, odwracając się na
chwilę, żeby się do niego uśmiechnąć.
Jechaliśmy dalej. Z racji iż po chwili zrobiło się naprawdę
ciemno to włączyłem światła. Były one nieco słabe, bo nie oświetlały drogi tak
jak powinny, ale dawały radę, a przynajmniej nie byliśmy, aż tak widoczni.
Przed dojechaniem do Ostrowi Mazowieckiej zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby
zjeść. Nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie – co chwilę obracaliśmy się,
gdy coś usłyszeliśmy, a jedną rękę wciąż trzymaliśmy na broni. W pewnym
momencie z krzaku wyszedł zombie i Rekin, który był chyba najbardziej przejęty
sytuacją nie wytrzymał i oddał kilka strzałów. Uciekaliśmy stamtąd szybko, bo
strzały musiały być słyszalne z daleka, a śledzący nas ludzie na pewno nie
przepuścili takiej sytuacji płazem.
Byłem
już strasznie zmęczony, poprosiłem Łowcę, żeby mnie za chwilę zmienił, kiedy
podszedł do mnie Cinek.
- Słuchaj stary, jedna
rzecz mnie zastanawia – powiedział.
- Tak?
- Jak jechałem tutaj z
Bobrem i resztą to widzieliśmy helikopter. Helikopter z Ostoi. Mieszkam tam od
tygodnia i nie widziałem tam żadnego hangaru z helkami i nic, to było wasze czy
jak to było w końcu? – zapytał.
- Ahh mieliśmy jeden
helikopter, to prawda. Widzieliście jego wrak tak? Niestety żadnego innego
działającego nie mamy, chociaż podobno ludzie z Drugiego Posterunku zajmują się
naprawą jakiegoś całkiem używalnego helikoptera medycznego. Możliwe, że w
krótce znowu będziemy mogli latać i podróżować z takiego Torunia w parę godzin,
zamiast parę dni – wytłumaczyłem.
- Hmm to byłoby
zajebiste – stwierdził po chwili.
Tuż
przed wjazdem do Ostrowi Łowca mnie zmienił, a ja przeszedłem na jedno z
siedzeń z tyłu i oparłem się o koc próbując zasnąć. Cinek rozmawiał o czymś z
Rekinem, a Łowca szybko i sprawnie ruszył, jakby to robił od dawna. Trójka
najnowszych pasażerów z tyłu o czymś rozmawiała.
- Jak się czujecie na
pokładzie? – zapytałem opatulając się cieplej, bo akurat zaczął wiać zimny
wiatr, który było można poczuć dosyć mocno przez dziurę w szybie.
- Cieszymy się, że tu
jesteśmy – powiedziała Ola, jedna z blondynek. Malec, który z nimi był
akurat ułożył się na nogach drugiej dziewczyny, wyraźnie zmęczony i zmarznięty –
Nie było łatwo przetrwać…
- Przetrwałyście tyle
same? – zapytałem.
- W sumie był z nami
jeszcze mój chłopak, ale trupy dorwały go parę dni temu. Chcieliśmy we czwórkę
dotrzeć do Torunia, ale nie udało się nam – powiedziała ze smutkiem.
- Przykro mi – odpowiedziałem
po czym odwróciłem się i spróbowałem zasnąć.
Zasnąłem
bardzo szybko, ale śnił mi się naprawdę przerażający sen. Był w nim Cinek,
który siedział na jednym z siedzeń Zbłąkanego Ocalałego. Płakał jak małe dziecko, trzymając w ręce
czyjąś dłoń. Dookoła było mnóstwo zombie, które próbowały się do nas dostać.
Chciałem wyciągnąć pistolet i się bronić, ale nagle zauważyłem, że mam związane
ręce. Próbowałem odpychać zombie, ale one szybko nas zalały. Poczułem jak mnie
gryzą i wśród bólu dało się wyczuć to coś, co sprawia, że po ugryzieniu
zamieniamy się w zombie. Obudziłem się, gdy pojazd gwałtownie zahamował. Za
oknem robiło się powoli jasno. Musiałem przespać parę godzin. Rozejrzałem się
po wnętrzu Zbłąkanego i zobaczyłem, że za mną spały dziewczyny oraz chłopczyk,
a przede mną Cinek. Jedynymi, którzy nie spali byli Rekin oraz Łowca. Mężczyzna
bez oka prowadził w absolutnym skupieniu. Rekin wyglądał za okno i podziwiał
widoki.
Byliśmy
niedaleko Białegostoku. Poznałem okoliczne tereny w chwilę i jak zwykle
poczułem pewien sentyment do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło.
Zaledwie cztery miesiące temu byłem w szkole, gdy to wszystko się zaczęło.
Uciekłem z niej z Goku, Nieznajomą oraz Bochenem. Teraz nikt z nich już nie
żył. Wstałem i podszedłem do Łowcy. Klepnąłem go w ramię.
- Dajesz sobie radę
stary? – zapytałem.
- Jasne – powiedział
nieco ochrypniętym, ale absolutnie przytomnym głosem – Stary nie raz jeździłem całe noce, na tym polegała moja praca – powiedział
z dumą.
- Dojedziesz do
Królowego sam? – zapytałem.
- Jasne, ale pytanie
czy nie przejedziemy przez przystanki w Białymstoku? – zapytał.
- W sumie możemy – powiedziałem.
Wjechaliśmy
na obrzeża miasta. Z każda kolejną wizytą wyglądało na coraz bardziej
opuszczone. Oczywiście były tu zombie oraz oznaki, że kolejni ocalali
przechodzili tędy, ale poza tym było tu naprawdę pusto. Przejechaliśmy przez
najważniejsze punkty w centrum, ale nie znaleźliśmy nikogo. Raz z daleka udało
się nam zauważyć dwóch ocalałych, ale widać było, że są agresywni, bo gdy nas
zauważyli zaczęli strzelać. Możliwe, że należeli do ludzi, którzy nas ścigali.
Zastanawiałem
się również nad słowami na kartce przyczepionej do cegły. „Przeszłość zabija”.
Co to mogło znaczyć? Wyjechaliśmy z
Białegostoku niecałe półgodziny później. Wschodnia droga prowadziła prosto do
Królowego Mostu. Jeździłem nią dosłownie setki razy razem z rodziną i
przyjaciółmi, kiedy świat jeszcze był normalny. Teraz jednak było inaczej. Już
na początku zauważyliśmy, że możemy mieć problem z przejechaniem. Na drodze
było mnóstwo trupów. Wychodziły z lasu i wchodziły powolnym krokiem na drogę.
Gdy nas zauważyły zaczęły pełznąć w naszą stronę.
- To chyba pieprzone
stado – zakomunikował Łowca.
- Co jest kurwa? – zapytał
zaspanym głosem Cinek.
- Chyba musimy cofać –
powiedział jednooki.
- Musimy przejechać
teraz. Może odetniemy dzięki temu śledzących nas ludzi – wpadłem nagle na
pomysł.
- W sumie nie głupie,
ale co jak nas otoczą? – zapytał Łowca.
- Wasz pojazd jest
duży i nie powinien mieć problemów z przejechaniem – włączył się do rozmowy
Rekin.
- No to jedziemy! – zawołał
Łowca przyspieszając. Pojazdem zarzuciło, aż ledwo utrzymałem się na nogach.
Nagle wróciła do mnie wizja snu. Zombie, które nas otaczają z każdej strony.
Czy to mogło się teraz spełnić? Obawy minęły, kiedy z dużą siłą potrąciliśmy
trzy trupy naraz. Przejechaliśmy bez najmniejszego problemu, chociaż gdybyśmy
znaleźli się tu paręnaście minut później, moglibyśmy mieć spore kłopoty z
przebiciem się. Teraz za parę minut będziemy odcięci i ta droga powinna być nie
przejezdna przez najbliższe paręnaście godzin.
Gdy
przejechaliśmy jeszcze kawałek, postanowiliśmy zatrzymać się, żeby coś zjeść.
Warunki były dosyć ekstremalne, bo było zimno, wszędzie było słychać zombie, a
w każdej chwili mógł nas ktoś zaskoczyć, ale każdy z nas potrzebował chwili
wytchnienia i świeżego powietrza. Usiadłem przed Zbłąkanym z kanapką oraz
kubkiem wody i odpoczywałem. Kawałek przed nami znajdowała się Grabówka. Dosyć
ważny punkt w drodze z Białegostoku do Królowego Mostu. Po zjedzeniu poprosiłem Łowcę i Cinka na bok,
żeby z nimi coś ustalić.
- Słuchajcie,
sprawdzimy szybko tereny Królowego Mostu i wracamy. Nie chcę, żebyście głupio
ryzykowali, bo mam naprawdę kiepskie przeczucia co do całej wycieczki. Dlatego
nie ryzykujcie zbytnio i rozglądajcie się uważnie, ok? – powiedziałem.
Przytaknęli obaj.
- A i teraz ja
poprowadzę, wielkie dzięki za zmienienie mnie, ale to wciąż moja praca i nie
chcę was przemęczać, szczególnie, że bardzo to lubię – powiedziałem z
uśmiechem.
- Jeszcze raz, nie ma
problemu stary – powiedział mężczyzna.
Wsiedliśmy
z powrotem do Zbłakanego Ocalałego i ruszyliśmy dalej. Powoli zaczynałem
zapominać o problemach. Jechało się naprawdę przyjemnie i pomimo postoju nikt
nas nie zaatakował. Oznaczać to mogło, że bandyci grasowali na trasie Toruń –
Maków Mazowiecka. Był to całkiem dobry znak.
Godzinę
później wysiadłem ze Zbłąkanego Ocalałego na głównym moście w Królowym Moście.
Rozejrzałem się po okolicy i w moich oczach pojawiły się łzy. Tyle wspaniałych
wspomnień. Wspominałem dobrze, nawet czasy, gdy byłem tutaj jako więzień Alexa.
Nawet pomimo tego, że wtedy zostałem ranny, to świetnie mi się leżało na
kanapie, otoczony ogrodzeniem i przyjaciółmi. Czasy, kiedy żyli Goku, Natalia,
Nieznajoma, oraz wiele innych. Pierwsze spotkanie z Łapą, śmierć brata.
Wszystko to wydawało się tak bardzo odległe, że powoli zapominałem. A teraz to
wróciło. Chciałem pobiec do przodu, do swojego domku i zostać tam na
zawsze. Oczywiście było to niemożliwe.
Nawet jakbym bardzo tego chciał nie potrafiłbym zostawić życia w Torunia oraz
moich przyjaciół. Szczególnie ich.
Wysiedliśmy
na chwilę wszyscy, żeby rozprostować kości i zaplanować jak dokładnie
pojedziemy.
- Kołodno, Supraśl,
Królowy? – zaproponował Cinek.
- Nie wiem czy warto
jechać do Supraśla. Cholera wie czy wybiliśmy tam wtedy wszystkich, czy jakieś
niedobitki wróciły… - stwierdziłem.
- Tak czy siak
przeszukałbym okolicę, możemy tu znaleźć kogoś, tak mi się przynajmniej wydaję
– stwierdził Cinek.
- Na tym zadupiu? Nie
powiem kocham to miejsce, ale wątpię, żebyśmy spotkali tu kogoś jeszcze. I tak
wpadliśmy tu na mnóstwo osób, ale albo je zabiliśmy, albo dołączyły do nas – powiedziałem.
- W sumie możesz mieć
rację. Po prostu dobrze by było spędzić tu trochę czasu, odwiedzić stare śmieci
– zaproponował.
- Dobrze wiesz, że
ktoś nas śledzi. O ile stado go zatrzymało to prawdopodobnie może tu niedługo
dotrzeć – powiedziałem ze smutkiem.
- Zobaczymy po
zwiadzie – odpowiedział.
Łowca
sprawdzał okolicę z lunety snajperskiej i po chwili zawołał mnie. Kazał mi
spojrzeć na obóz w Królowym Moście.
- To była wasza
miejscówka? – zapytał podając mi karabin snajperski.
- Tak, zauważyłeś coś
tam? – zapytałem.
- Sam spójrz.
Podniosłem ciężką broń i przez chwilę nie dałem rady dobrze
jej chwycić, ale w końcu gdy poczułem jej ciężar i ułożyłem w rękach to
spojrzałem przez lunetę. Ogrodzenie wyglądało tak jak ostatnio, a w rowie wciąż
leżał samochód. Na podwórzu wciąż leżały stare trupy, które nie zdążyły powstać
jako zombie, ale teraz były to zwłoki w takim stadium rozkładu, że ciężko było
mi powiedzieć, czy to ktoś z Królowego czy z Supraśla. Nagle zobaczyłem jakiś
ruch przy jednym z domków. Nie byłem pewien czy dobrze patrzę, ale po chwili
znowu coś ujrzałem. Czy ktoś tam był?
- Ruch przy jednym z
domków – stwierdziłem z niepokojem.
- To samo zauważyłem
ja – potwierdził Łowca.
- Nie wiem czy to
dobry pomysł zwiedzać to miejsce, myślę, że powinniśmy zawracać na Toruń – zaproponował
Cinek.
- Moglibyśmy, ale
jeżeli cofniemy teraz to wpadniemy w stado – powiedziałem przypominając
sobie znowu sen. Czyżby mógł się sprawdzić?
- To co proponujesz? –
zapytał Łowca.
- Moim zdaniem
powinniśmy przeczekać co najmniej do wieczora i wtedy wyruszyć. Przyczaimy się
przy lesie – wskazałem las obok – gdzie
był kiedyś obóz Łapy. Jeżeli kogoś zauważymy to zabijemy, jak nie to po prostu
wrócimy.
Tymi
słowami skończyłem dyskusję i wróciłem do Zbłąkanego. Poczekałem chwilę, aż
reszta wejdzie na pokład po czym wycofałem kawałek i ustawiłem pojazd kawałek w
głębi lasu. Stanęliśmy tuż przy ciele z imponująca raną od siekiery na
potylicy. Trup leżał tu już spory czas, ale wciąż widać było, że zginął niezbyt
przyjemną śmiercią.
- To moja robota – pochwalił
się Cinek.
- Co? – zapytałem
zdziwiony.
- Kiedyś ten koleś
chciał zabić Bobra i musiałem go unieszkodliwić – powiedział uśmiechając
się do wspomnień.
Przystanęliśmy i w nieco nerwowej atmosferze czekaliśmy.
Było mi smutno, bo nie mogłem za bardzo ruszyć do ruin obozu. Ktoś tam na pewno
był, widziałem to i ja i Łowca. Szkoda było przejechać tyle drogi na nic.
Oczywiście zawsze, odkąd jeżdżę Zbłąkanym, zajeżdżałem tutaj i nigdy nie miałem
czasu zajrzeć do mojego domu. Wtedy liczyło się poszukiwanie Bobra i wystarczył
mi rzut oka na ruiny, żeby wiedzieć, że go tam nie ma. Ale teraz gdy nie miałem
już tej presji marzyłem o jeszcze jednych odwiedzinach tego domu. Jeszcze raz
usiąść na fotelu na piętrze, albo chociaż wejść przez próg i obejrzeć to
wszystko.
Po paru
godzinach odetchnęliśmy nieco z ulgą, bo nie widzieliśmy ani zombie ani innych
ludzi. Takie siedzenie w autobusie było dosyć klimatyczne, czułem się jak w
dobrej grze. Niestety było to życie. Prawdziwe życie. Cinek podszedł do mnie w
pewnym momencie, gdy siedziałem na siedzeniu kierowcy i obserwowałem to co
działo się za szybą.
- Stary, widzę, co cię
boli – powiedział. To bolało. Bardziej niż rana na policzku.
- Ehh, tak blisko, a
tak daleko – odpowiedziałem.
- Słuchaj, może
pójście do samego obozu to ryzyko, ale nie myślisz, że moglibyśmy się przejść w
okolicę? Obejrzeć obóz z młyna? Lub coś w tym stylu? Może poczujesz się lepiej,
a ja sam z chęcią bym zobaczył co się tam dzieje.
- To wciąż spore
ryzyko… - wyszeptałem.
- Moglibyśmy
spróbować. Rekin i Łowca pilnowaliby Ocalałego, a my byśmy się przeszli.
Przecież nie zajmie nam to więcej niż pół godziny.
W końcu
zgodziłem się. Bardzo chciałem tam wrócić i to mogło nas sporo kosztować,
jeżeli ktoś nas obserwował i zobaczył, że wychodzimy. Ale musiałem spróbować.
Zeszliśmy piaszczystą drogą w kierunku drewnianego mostu, pod którym
znaleźliśmy okaleczonego Eryka. Dalej byłem zły za to na Łapę, chociaż na pewno
nie w takim stopniu jak na początku. Okazała się nie być taka zła.
- Pamiętasz ile razy
kąpaliśmy się w tym strumieniu? – zapytał Cinek patrząc na wodę, której
poziom spadł bardzo mocno od naszej ostatniej wizyty.
- Jasne. Te wszystkie
wakacje tutaj. Ehh, dobre czasy – wspominałem.
Przeszliśmy po moście i teraz nieco ostrożniej, zaczęliśmy
się skradać ścieżką w stronę młyna. Trzymaliśmy się łysych krzaków, na których
pojawiały się już pierwsze oznaki zieleni. Niedługo natura będzie kontynuowała
swój cykl, ale świat się nie zmieni. Zombie dalej będą zagrożeniem. Na drodze
zatrzymaliśmy się na dobre parę minut. Nie mogliśmy po prostu wyjść nie patrząc
na to, czy kogoś tu nie ma. Łowca i Rekin z pewnością czekali na nas z
niepokojem. Ja sam bałem się trochę, że Rekin wykorzysta sytuację i ucieknie,
zabijając Łowcę, ale póki co okazał się być dobrym człowiekiem. Co prawda
ciężko było, w pełni, zaufać komuś, ale czasami trzeba było pójść na ustępstwa.
Stanęliśmy
przed drewnianymi drzwiami młyna. Ostrożnie weszliśmy do środka, robiąc sporo
hałasu nienaoliwionymi zawiasami. Parter okazał się być pusty, a schodki na
piętro były w kiepskim stanie. W środku wspinaczki, zauważyłem, że paru z nich
brakuje i ziały tam tylko resztki, żałośnie trzymające się przerdzewiałych
gwoździ. Piętro było zagracone śmieciami, ale nie widzieliśmy tu nic
przydatnego. Z nadzieją podszedłem do okna i wyjrzałem za nie. Nie widać było
stąd wszystkiego tak jakbym sobie wymarzył, ale nie narzekałem. Widać było
kawałek zachodniej części ogrodzenia, część podwórza, wrak auta oraz dwa domy,
w tym mój. Wspomnienia znowu uderzyły we mnie falą i przez chwilę wyłączyłem
się ze świata. Nagle jednak coś mnie obudziło i to całkiem konkretnie.
Zobaczyłem, że na podwórzu stoi trzech ludzi. Jednego z nich rozpoznałem,
chociaż widziałem go dawno temu i nie miałem go okazji poznać. Był to jeden z
ludzi Łapy, którego nie widziałem od wyjazdu po zapasy do Supraśla.
Zapamiętałem
go tylko dlatego, że był dosyć gruby i miał tak tłuste włosy, że widać to było
z daleka, przez brudną szybę. Co gorsza przypomniałem sobie natychmiast słowa
Miczi, o tym, kto ją skrzywdził. Natychmiastowo połączyłem fakty i już
wiedziałem co się świeci. „Przeszłość zabija”. To ja mogłem go zabić w
przeszłości, gdy mieliśmy przeprowadzić egzekucję, ale wtedy przerwała nam
Łapa. To był ktoś, kto był z tym grubasem i również skrzywdził Miczi. Mogłem
wtedy zadecydować, żeby ich zaatakować i pomścić to co zrobili mojej
przyjaciółce, ale postanowiłem inaczej. Ich było z pewnością o wiele więcej i
to oni nas śledzili, a ja miałem ludzi, których musiałem chronić.
- Musimy wracać do
Zbłąkanego – wyszeptałem.
- Co? Czemu? – zapytał
Cinek, który nie zdążył jeszcze wyjrzeć przez okno.
Rozejrzałem się i nagle pojąłem coś strasznego. Miejsce nie
było zakurzone. Ktoś tu notorycznie przychodził ostatnimi czasy. Przycisnąłem
palec do ust nakazując zachowanie ciszy i nagle usłyszałem skrzypnięcie na
dole. Ktoś otwierał drzwi. Wyjąłem nóż i pistolet i kazałem Cinkowi być cicho i
schować się za stołkiem, stojącym pod ścianą.
Usłyszeliśmy
jak ktoś wspina się po schodach. Prawdopodobnie nie wiedzieli, że tu jesteśmy,
ale to będzie świetna okazja do zabicia jednego z nich. Wycelowałem w schody,
chowając się przy oknie i czekając. Nagle zauważyłem postać, która weszła na
piętro i nas nie zauważyła. Była to młoda dziewczyna. Ta sama, która raniła
mnie w policzek. Wychodziło na to, że ludzie, na czele z kimś, kogo uważałem za
martwego od jakiegoś czasu, zrobili sobie tutaj bazę. Skurwiele, pomyślałem. Wykonałem szybki doskok, tak, że moja ofiara
nawet nie zdała sobie sprawy, że ktoś ją atakuje. Zaszarżowałem z nożem
wbijając go jej głęboko między nogi. Próbowała krzyknąć ale drugą ręką, która
trzymałem pistolet, uderzyłem ją w twarz z całej siły. Nie zdołała nawet
wykrztusić słowa. Pozwoliłem jej spojrzeć mi w oczy po czym wyjąłem nóż i
dźgnąłem ją ponownie w szyję. Tego nie przeżyła. Cinek nieco zdziwiony całą
akcją wyszedł z ukrycia i z niemym podziwem, kiwnął głową na znak uznania.
- To ta suka co
zaatakowała nas w Płońsku – wytłumaczyłem.
- Co ona tu robi? – zapytał
szeptem.
- Nie mam pojęcia, ale
jest ich więcej. Musimy uciekać.
Tak też zrobiliśmy. Odcinek
pomiędzy młynem, a mostem był straszny, ale przebiegliśmy go w rekordowym
tempie. Gdy byliśmy już za drewnianym przejściem, to odetchnęliśmy z ulgą,
nieco zwalniając tempo. Musieliśmy jednak dostać się jak najszybciej do
Zbłąkanego i odjechać. Pięć minut później wbiegłem do środka pojazdu i nie
tłumacząc nic, odpaliłem silnik.
- Coś się stało? – zapytał
Rekin.
- Jest ich od cholery,
to ci co nas gonili – streściłem szybko – Musimy uciekać.
- Erni zabił tą sukę,
co go okaleczyła, ale widział ich więcej. Zbieramy się – powiedział.
Odpaliłem szybko silnik i z przerażeniem odkryłem, że
zostało nam naprawdę mało paliwa. Całe szczęście w bagażniku miałem zapasowe
dwa kanistry, ale jeżeli teraz nie zdołamy uciec może być już za późno. Robiło
się powoli ciemno. Wyjechałem na drogę i już chciałem skręcać w prawo, kiedy
zauważyłem nadjeżdżający z lewej, ze strony Królowego Mostu, samochód terenowy.
Zauważył nas i poczuliśmy to dosyć poważnie, kiedy staranował nas i przyskrzynił
do drzewa obok. Paskudny dźwięk wgniatanego metalu, rozszedł się po okolicy,
sprawiając, że aż zęby mi zadzwoniły. Chciałem ruszyć, ale nie mogłem.
Przygwoździli nas.
W
oddali widzieliśmy kolejny nadjeżdżający wóz. Łowca sięgnął po snajperkę i już
chciał strzelać, kiedy zobaczyliśmy, że z samochodu wychodzi kierowca. Poznałem
go pomimo o wiele dłuższych włosów i czerwonej od alkoholu twarzy. Podpierał
karabin trzymany w ręce, kikutem drugiej. Z samochodu wysiadło czterech
uzbrojonych mężczyzn, a drugi był już coraz bliżej.
Dalion
krzyknął, a jego głos był dobrze słyszalny przez rozbitą wcześniej cegłą,
szybę.
-
Poddajcie się, a nie przepieprzycie sobie sytuacji do końca! – krzyknął, a drugi samochód wypełniony bandytami
zastawił nam drogę. Łowca ze zrezygnowaniem opuścił broń. Byliśmy w pułapce.
Wilk:Jak ty to robisz że cały czas zachowujesz taki mega klimat?! Cóż mam nadzieję że rozwalą Daliona przy pierwszej okazji bo gostek mocno mnie wnerwia.
OdpowiedzUsuńBlizna:No i oby nikt z ekipy nie zginął.
Wilk:Też prawda. Oczywiście nie mogę się doczekać powrotu do Łapy, ale mniejsza z tym. Ciekawe rozwiązanie z tym "Przeszłość zabija" nie powie, teraz tylko czekać na nowy rozdział.
Zwierzenia Cinka to dopiero gwóźdź programu :D Taki niby nijaki ale powiedzieć potrafi.
Niecierpliwie czekam na nowy rodział, a i zapraszam do siebie.
http://prawda-zrodzona-z-mroku.blogspot.com/2015/01/powrot.html
Ha, wiedziałam, ze to Dalion :D Jak tylko powiedziałeś, że to ktoś z przeszłości, choć przyznam, że jak pojawiły się wzmianki o helikopterze i o Alexie to zwatpiłam w mój typ xD A ja jeszcze w niego wierzyłam :( że będzie dobry, że da radę :(
OdpowiedzUsuńNo cóż, położenie jest nieciekawe i raczej bez wyjścia. Naprawdę nie mam pomysłu jak można z tego wyjść cało. Nagadają mu, że są po jego stronie? :D Jeszcze wyjdzie tak, że Dalion i jego ekipa pojadą do Torunia i będą walczyć z Dziarą. Ha ha ha... moja wiara w niewinność Daliona heh
Ogółem akcja bardzo się zagęszcza. Aż nie mogę doczekać się finału :P Faktycznie ta część jest z dużą dawką intryg. Udało się udało :D
Tak więc to tyle na ten moment,
Życzę weny i czasu :)
C.
Powiem, że rozwiązanie jakie zastosuje powinno zaskoczyć, wątpię żeby ktokolwiek zgadł je przed premierą na blogu :D Naprawdę przyszedł mi tak posrany pomysł, a zarazem genialne rozwinięcie motywu, że aż jestem z siebie dumny :D
UsuńDo zobaczenia pod kolejnymi wpisami! :)