piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 11: Stare rany

Rozdział 11, kolejny z perspektywy Erniego. Tutaj jest powrót czegoś, o czym wiele osób mogło zapomnieć. Przeszłość zabija, a Erni może się o tym przekonać wraz z całą ekipą Zbłąkanego Ocalałego. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)

-------------------------------------------

Rozdział 11 (Erni): Stare rany


                Mieszanka strachu oraz zdenerwowania działała na mnie źle. Zalepiałem kocem wybitą szybę, a Cinek i Łowca analizowali z przodu treść groźby. Była ona krótka, ale dawała do myślenia. Ktoś na nas polował od jakiegoś czasu. Incydent przy chatce przed Płońskiem, atak przy obozie Feline, atak przed Makowem Mazowieckim, a teraz to. Komu aż tak zależało na naszej śmierci? Nie byłem zadowolony z tego co się działo na około.
                Jedynym dobrym aspektem podróży, było to, że udało mi się zwerbować już cztery osoby, a dodatkowo miejsce, gdzie mógłbym uciec w razie problemów w Ostoi – obóz Feline. Feline była ciekawą osobą i musiałem przyznać, że mnie zainteresowała i koniecznie chciałem ją spotkać jeszcze pewnego dnia. Po załataniu okna wróciłem do przodu i rozejrzałem się. Robiło się coraz bardziej ciemno, a ja czułem się zmęczony i rana znów zaczęła mi dokuczać. Musiałem jak najszybciej znaleźć dobre miejsce na nocleg poza miastem, ale obawiałem się też z kolei kolejnego ataku. Nasi oprawcy musieli poruszać się wozami, bądź mieć świetny system komunikacji, bo utrzymywali tempo Zbłąkanego Ocalałego bez najmniejszego problemu. Dlatego obawiałem się nieco, że jeżeli się zatrzymamy, możemy zostać zaatakowani. Z kolei jednak bez snu nie dam rady kierować i zachować jasności umysłu, przez co mogę doprowadzić do wypadku. To byłaby smutna śmierć w czasach apokalipsy zombie.
                Poruszyłem ten temat z moimi przyjaciółmi, gdy odpaliłem silnik i zacząłem zjeżdżać na obrzeża miasta.
- Słuchajcie musimy coś ustalić, ktoś nas śledzi i nie wiem gdzie moglibyśmy się bezpiecznie zatrzymać – zacząłem, nie odrywając wzroku od drogi przede mną.
- To jest chore, nie możemy nic normalnie zrobić, bo jak nie pieprzeni ludzie z Torunia lub bandyci to jacyś narawańcy… - wyżalił się Marcin.
- Wiesz Ernest, z zawodu byłem kierowcą, jakby ci to nie przeszkadzało to moglibyśmy kierować na zmianę… - zaproponował nieśmiało Łowca. Wiedział, że ten autobus jest dla mnie bardzo ważny i traktuje go prawie jak najlepszego przyjaciela i nie dawałem go kierować nikomu innemu. Ale teraz jak o tym myślałem to nie był głupi pomysł. Byłem coraz bardziej zmęczony, a Łowca miał doświadczenie. W końcu to on dowiózł grupę Bobra do Ostoi.
- Ej nie głupie! – powiedział Cinek – Przyznam, że jechało się dobrze, kiedy prowadziłeś –stwierdził Cinek.
- Ehh… nie łatwo mi to mówić, ale zgadzam się. Tylko uważaj, błagam cię – powiedziałem.
- Spokojnie, zamienimy się za kawałek drogi, wtedy ty się prześpisz, a potem się zamienimy. Dzięki temu Zbłąkany będzie cały czas w ruchu, a obaj kierowcy będą wypoczęci – powiedział Łowca uśmiechając się z pod wąsa.
- Dzięki stary – dodałem, po czym skręciłem ostro i wyjechałem na drogę krajową prowadzącą do Ostrowa Mazowieckiego.
- Ale chyba przerwy na żarcie będziemy robić, co? – zapytał nagle Cinek.
- Jasne. W końcu to postoje na paręnaście minut, a nie na parę godzin – odpowiedziałem.
- Też prawda -  stwierdził Cinek – Słuchajcie, mam pewną sprawę, mogę z wami ją obgadać? – zapytał. Ton jego wypowiedzi sugerował, że to coś poważnego, a tego od Cinka nie oczekiwałem zbyt często. Zawsze wydawał mi się być trochę głupi, ale nie mógłbym go nazywać idiotą. Po prostu miał specyficzne spojrzenie na świat i wszystko analizował na chłopski rozum. Lubiłem go.
- Jasne mów – odpowiedzieliśmy prawie równocześnie.
- Ehh… słuchajcie tylko dobrze, bo rzadko kiedy zbiera mi się na takie pieprzenie – zapowiedział – Dziękuje wam. Szczególnie tobie Erni. Gdyby nie ty i nie Bobru to pewnie dalej zadawałbym się z towarzystwem takim jak Alex. Tego skurwiela już od dawna z nami nie ma, jego głowa gnije gdzieś, chuj wie gdzie, ale gdybym wtedy nie poparł was to mogłem skończyć o wiele gorzej. Uratowaliście mnie od jeszcze gorszego syfu, niż zamienienie w trupa – samotności – skończył.
                Zaparło mi dech w piersi. Takich słów od Cinka mogłem nie usłyszeć już nigdy więcej. Było to coś naprawdę wielkiego.
- Stary to był twój wybór. Bobru mi opowiadał o tym, jakie pytanie ci zadał i przed jakim wyborem cię postawił. Po prostu wybrałeś dobrze – powiedziałem, odwracając się na chwilę, żeby się do niego uśmiechnąć.
Jechaliśmy dalej. Z racji iż po chwili zrobiło się naprawdę ciemno to włączyłem światła. Były one nieco słabe, bo nie oświetlały drogi tak jak powinny, ale dawały radę, a przynajmniej nie byliśmy, aż tak widoczni. Przed dojechaniem do Ostrowi Mazowieckiej zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby zjeść. Nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie – co chwilę obracaliśmy się, gdy coś usłyszeliśmy, a jedną rękę wciąż trzymaliśmy na broni. W pewnym momencie z krzaku wyszedł zombie i Rekin, który był chyba najbardziej przejęty sytuacją nie wytrzymał i oddał kilka strzałów. Uciekaliśmy stamtąd szybko, bo strzały musiały być słyszalne z daleka, a śledzący nas ludzie na pewno nie przepuścili takiej sytuacji płazem.
                Byłem już strasznie zmęczony, poprosiłem Łowcę, żeby mnie za chwilę zmienił, kiedy podszedł do mnie Cinek.
- Słuchaj stary, jedna rzecz mnie zastanawia – powiedział.
- Tak?
- Jak jechałem tutaj z Bobrem i resztą to widzieliśmy helikopter. Helikopter z Ostoi. Mieszkam tam od tygodnia i nie widziałem tam żadnego hangaru z helkami i nic, to było wasze czy jak to było w końcu? – zapytał.
- Ahh mieliśmy jeden helikopter, to prawda. Widzieliście jego wrak tak? Niestety żadnego innego działającego nie mamy, chociaż podobno ludzie z Drugiego Posterunku zajmują się naprawą jakiegoś całkiem używalnego helikoptera medycznego. Możliwe, że w krótce znowu będziemy mogli latać i podróżować z takiego Torunia w parę godzin, zamiast parę dni – wytłumaczyłem.
- Hmm to byłoby zajebiste – stwierdził po chwili.
                Tuż przed wjazdem do Ostrowi Łowca mnie zmienił, a ja przeszedłem na jedno z siedzeń z tyłu i oparłem się o koc próbując zasnąć. Cinek rozmawiał o czymś z Rekinem, a Łowca szybko i sprawnie ruszył, jakby to robił od dawna. Trójka najnowszych pasażerów z tyłu o czymś rozmawiała.
- Jak się czujecie na pokładzie? – zapytałem opatulając się cieplej, bo akurat zaczął wiać zimny wiatr, który było można poczuć dosyć mocno przez dziurę w szybie.
- Cieszymy się, że tu jesteśmy – powiedziała Ola, jedna z blondynek. Malec, który z nimi był akurat ułożył się na nogach drugiej dziewczyny, wyraźnie zmęczony i zmarznięty – Nie było łatwo przetrwać…
- Przetrwałyście tyle same? – zapytałem.
- W sumie był z nami jeszcze mój chłopak, ale trupy dorwały go parę dni temu. Chcieliśmy we czwórkę dotrzeć do Torunia, ale nie udało się nam – powiedziała ze smutkiem.
- Przykro mi – odpowiedziałem po czym odwróciłem się i spróbowałem zasnąć.
                Zasnąłem bardzo szybko, ale śnił mi się naprawdę przerażający sen. Był w nim Cinek, który siedział na jednym z siedzeń Zbłąkanego Ocalałego.  Płakał jak małe dziecko, trzymając w ręce czyjąś dłoń. Dookoła było mnóstwo zombie, które próbowały się do nas dostać. Chciałem wyciągnąć pistolet i się bronić, ale nagle zauważyłem, że mam związane ręce. Próbowałem odpychać zombie, ale one szybko nas zalały. Poczułem jak mnie gryzą i wśród bólu dało się wyczuć to coś, co sprawia, że po ugryzieniu zamieniamy się w zombie. Obudziłem się, gdy pojazd gwałtownie zahamował. Za oknem robiło się powoli jasno. Musiałem przespać parę godzin. Rozejrzałem się po wnętrzu Zbłąkanego i zobaczyłem, że za mną spały dziewczyny oraz chłopczyk, a przede mną Cinek. Jedynymi, którzy nie spali byli Rekin oraz Łowca. Mężczyzna bez oka prowadził w absolutnym skupieniu. Rekin wyglądał za okno i podziwiał widoki.
                Byliśmy niedaleko Białegostoku. Poznałem okoliczne tereny w chwilę i jak zwykle poczułem pewien sentyment do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło. Zaledwie cztery miesiące temu byłem w szkole, gdy to wszystko się zaczęło. Uciekłem z niej z Goku, Nieznajomą oraz Bochenem. Teraz nikt z nich już nie żył. Wstałem i podszedłem do Łowcy. Klepnąłem go w ramię.
- Dajesz sobie radę stary? – zapytałem.
- Jasne – powiedział nieco ochrypniętym, ale absolutnie przytomnym głosem – Stary nie raz jeździłem całe noce, na tym polegała moja praca – powiedział z dumą.
- Dojedziesz do Królowego sam? – zapytałem.
- Jasne, ale pytanie czy nie przejedziemy przez przystanki w Białymstoku? – zapytał.
- W sumie możemy – powiedziałem.
                Wjechaliśmy na obrzeża miasta. Z każda kolejną wizytą wyglądało na coraz bardziej opuszczone. Oczywiście były tu zombie oraz oznaki, że kolejni ocalali przechodzili tędy, ale poza tym było tu naprawdę pusto. Przejechaliśmy przez najważniejsze punkty w centrum, ale nie znaleźliśmy nikogo. Raz z daleka udało się nam zauważyć dwóch ocalałych, ale widać było, że są agresywni, bo gdy nas zauważyli zaczęli strzelać. Możliwe, że należeli do ludzi, którzy nas ścigali.
                Zastanawiałem się również nad słowami na kartce przyczepionej do cegły. „Przeszłość zabija”. Co to mogło znaczyć?  Wyjechaliśmy z Białegostoku niecałe półgodziny później. Wschodnia droga prowadziła prosto do Królowego Mostu. Jeździłem nią dosłownie setki razy razem z rodziną i przyjaciółmi, kiedy świat jeszcze był normalny. Teraz jednak było inaczej. Już na początku zauważyliśmy, że możemy mieć problem z przejechaniem. Na drodze było mnóstwo trupów. Wychodziły z lasu i wchodziły powolnym krokiem na drogę. Gdy nas zauważyły zaczęły pełznąć w naszą stronę.
- To chyba pieprzone stado – zakomunikował Łowca.
- Co jest kurwa? – zapytał zaspanym głosem Cinek.
- Chyba musimy cofać – powiedział jednooki.
- Musimy przejechać teraz. Może odetniemy dzięki temu śledzących nas ludzi – wpadłem nagle na pomysł.
- W sumie nie głupie, ale co jak nas otoczą? – zapytał Łowca.
- Wasz pojazd jest duży i nie powinien mieć problemów z przejechaniem – włączył się do rozmowy Rekin.
- No to jedziemy! – zawołał Łowca przyspieszając. Pojazdem zarzuciło, aż ledwo utrzymałem się na nogach. Nagle wróciła do mnie wizja snu. Zombie, które nas otaczają z każdej strony. Czy to mogło się teraz spełnić? Obawy minęły, kiedy z dużą siłą potrąciliśmy trzy trupy naraz. Przejechaliśmy bez najmniejszego problemu, chociaż gdybyśmy znaleźli się tu paręnaście minut później, moglibyśmy mieć spore kłopoty z przebiciem się. Teraz za parę minut będziemy odcięci i ta droga powinna być nie przejezdna przez najbliższe paręnaście godzin.
                Gdy przejechaliśmy jeszcze kawałek, postanowiliśmy zatrzymać się, żeby coś zjeść. Warunki były dosyć ekstremalne, bo było zimno, wszędzie było słychać zombie, a w każdej chwili mógł nas ktoś zaskoczyć, ale każdy z nas potrzebował chwili wytchnienia i świeżego powietrza. Usiadłem przed Zbłąkanym z kanapką oraz kubkiem wody i odpoczywałem. Kawałek przed nami znajdowała się Grabówka. Dosyć ważny punkt w drodze z Białegostoku do Królowego Mostu.  Po zjedzeniu poprosiłem Łowcę i Cinka na bok, żeby z nimi coś ustalić.
- Słuchajcie, sprawdzimy szybko tereny Królowego Mostu i wracamy. Nie chcę, żebyście głupio ryzykowali, bo mam naprawdę kiepskie przeczucia co do całej wycieczki. Dlatego nie ryzykujcie zbytnio i rozglądajcie się uważnie, ok? – powiedziałem.
Przytaknęli obaj.
- A i teraz ja poprowadzę, wielkie dzięki za zmienienie mnie, ale to wciąż moja praca i nie chcę was przemęczać, szczególnie, że bardzo to lubię – powiedziałem z uśmiechem.
- Jeszcze raz, nie ma problemu stary – powiedział mężczyzna.
                Wsiedliśmy z powrotem do Zbłakanego Ocalałego i ruszyliśmy dalej. Powoli zaczynałem zapominać o problemach. Jechało się naprawdę przyjemnie i pomimo postoju nikt nas nie zaatakował. Oznaczać to mogło, że bandyci grasowali na trasie Toruń – Maków Mazowiecka. Był to całkiem dobry znak.
                Godzinę później wysiadłem ze Zbłąkanego Ocalałego na głównym moście w Królowym Moście. Rozejrzałem się po okolicy i w moich oczach pojawiły się łzy. Tyle wspaniałych wspomnień. Wspominałem dobrze, nawet czasy, gdy byłem tutaj jako więzień Alexa. Nawet pomimo tego, że wtedy zostałem ranny, to świetnie mi się leżało na kanapie, otoczony ogrodzeniem i przyjaciółmi. Czasy, kiedy żyli Goku, Natalia, Nieznajoma, oraz wiele innych. Pierwsze spotkanie z Łapą, śmierć brata. Wszystko to wydawało się tak bardzo odległe, że powoli zapominałem. A teraz to wróciło. Chciałem pobiec do przodu, do swojego domku i zostać tam na zawsze.  Oczywiście było to niemożliwe. Nawet jakbym bardzo tego chciał nie potrafiłbym zostawić życia w Torunia oraz moich przyjaciół. Szczególnie ich.
                Wysiedliśmy na chwilę wszyscy, żeby rozprostować kości i zaplanować jak dokładnie pojedziemy.
- Kołodno, Supraśl, Królowy? – zaproponował Cinek.
- Nie wiem czy warto jechać do Supraśla. Cholera wie czy wybiliśmy tam wtedy wszystkich, czy jakieś niedobitki wróciły… - stwierdziłem.
- Tak czy siak przeszukałbym okolicę, możemy tu znaleźć kogoś, tak mi się przynajmniej wydaję – stwierdził Cinek.
- Na tym zadupiu? Nie powiem kocham to miejsce, ale wątpię, żebyśmy spotkali tu kogoś jeszcze. I tak wpadliśmy tu na mnóstwo osób, ale albo je zabiliśmy, albo dołączyły do nas – powiedziałem.
- W sumie możesz mieć rację. Po prostu dobrze by było spędzić tu trochę czasu, odwiedzić stare śmieci – zaproponował.
- Dobrze wiesz, że ktoś nas śledzi. O ile stado go zatrzymało to prawdopodobnie może tu niedługo dotrzeć – powiedziałem ze smutkiem.
- Zobaczymy po zwiadzie – odpowiedział.
                Łowca sprawdzał okolicę z lunety snajperskiej i po chwili zawołał mnie. Kazał mi spojrzeć na obóz w Królowym Moście.
- To była wasza miejscówka? – zapytał podając mi karabin snajperski.
- Tak, zauważyłeś coś tam? – zapytałem.
- Sam spójrz.
Podniosłem ciężką broń i przez chwilę nie dałem rady dobrze jej chwycić, ale w końcu gdy poczułem jej ciężar i ułożyłem w rękach to spojrzałem przez lunetę. Ogrodzenie wyglądało tak jak ostatnio, a w rowie wciąż leżał samochód. Na podwórzu wciąż leżały stare trupy, które nie zdążyły powstać jako zombie, ale teraz były to zwłoki w takim stadium rozkładu, że ciężko było mi powiedzieć, czy to ktoś z Królowego czy z Supraśla. Nagle zobaczyłem jakiś ruch przy jednym z domków. Nie byłem pewien czy dobrze patrzę, ale po chwili znowu coś ujrzałem. Czy ktoś tam był?
- Ruch przy jednym z domków – stwierdziłem z niepokojem.
- To samo zauważyłem ja – potwierdził Łowca.
- Nie wiem czy to dobry pomysł zwiedzać to miejsce, myślę, że powinniśmy zawracać na Toruń – zaproponował Cinek.
- Moglibyśmy, ale jeżeli cofniemy teraz to wpadniemy w stado – powiedziałem przypominając sobie znowu sen. Czyżby mógł się sprawdzić?
- To co proponujesz? – zapytał Łowca.
- Moim zdaniem powinniśmy przeczekać co najmniej do wieczora i wtedy wyruszyć. Przyczaimy się przy lesie – wskazałem las obok – gdzie był kiedyś obóz Łapy. Jeżeli kogoś zauważymy to zabijemy, jak nie to po prostu wrócimy.
                Tymi słowami skończyłem dyskusję i wróciłem do Zbłąkanego. Poczekałem chwilę, aż reszta wejdzie na pokład po czym wycofałem kawałek i ustawiłem pojazd kawałek w głębi lasu. Stanęliśmy tuż przy ciele z imponująca raną od siekiery na potylicy. Trup leżał tu już spory czas, ale wciąż widać było, że zginął niezbyt przyjemną śmiercią.
- To moja robota – pochwalił się Cinek.
- Co? – zapytałem zdziwiony.
- Kiedyś ten koleś chciał zabić Bobra i musiałem go unieszkodliwić – powiedział uśmiechając się do wspomnień.
Przystanęliśmy i w nieco nerwowej atmosferze czekaliśmy. Było mi smutno, bo nie mogłem za bardzo ruszyć do ruin obozu. Ktoś tam na pewno był, widziałem to i ja i Łowca. Szkoda było przejechać tyle drogi na nic. Oczywiście zawsze, odkąd jeżdżę Zbłąkanym, zajeżdżałem tutaj i nigdy nie miałem czasu zajrzeć do mojego domu. Wtedy liczyło się poszukiwanie Bobra i wystarczył mi rzut oka na ruiny, żeby wiedzieć, że go tam nie ma. Ale teraz gdy nie miałem już tej presji marzyłem o jeszcze jednych odwiedzinach tego domu. Jeszcze raz usiąść na fotelu na piętrze, albo chociaż wejść przez próg i obejrzeć to wszystko.
                Po paru godzinach odetchnęliśmy nieco z ulgą, bo nie widzieliśmy ani zombie ani innych ludzi. Takie siedzenie w autobusie było dosyć klimatyczne, czułem się jak w dobrej grze. Niestety było to życie. Prawdziwe życie. Cinek podszedł do mnie w pewnym momencie, gdy siedziałem na siedzeniu kierowcy i obserwowałem to co działo się za szybą.
- Stary, widzę, co cię boli – powiedział. To bolało. Bardziej niż rana na policzku.
- Ehh, tak blisko, a tak daleko – odpowiedziałem.
- Słuchaj, może pójście do samego obozu to ryzyko, ale nie myślisz, że moglibyśmy się przejść w okolicę? Obejrzeć obóz z młyna? Lub coś w tym stylu? Może poczujesz się lepiej, a ja sam z chęcią bym zobaczył co się tam dzieje.
- To wciąż spore ryzyko… - wyszeptałem.
- Moglibyśmy spróbować. Rekin i Łowca pilnowaliby Ocalałego, a my byśmy się przeszli. Przecież nie zajmie nam to więcej niż pół godziny.
                W końcu zgodziłem się. Bardzo chciałem tam wrócić i to mogło nas sporo kosztować, jeżeli ktoś nas obserwował i zobaczył, że wychodzimy. Ale musiałem spróbować. Zeszliśmy piaszczystą drogą w kierunku drewnianego mostu, pod którym znaleźliśmy okaleczonego Eryka. Dalej byłem zły za to na Łapę, chociaż na pewno nie w takim stopniu jak na początku. Okazała się nie być taka zła.
- Pamiętasz ile razy kąpaliśmy się w tym strumieniu? – zapytał Cinek patrząc na wodę, której poziom spadł bardzo mocno od naszej ostatniej wizyty.
- Jasne. Te wszystkie wakacje tutaj. Ehh, dobre czasy – wspominałem.
Przeszliśmy po moście i teraz nieco ostrożniej, zaczęliśmy się skradać ścieżką w stronę młyna. Trzymaliśmy się łysych krzaków, na których pojawiały się już pierwsze oznaki zieleni. Niedługo natura będzie kontynuowała swój cykl, ale świat się nie zmieni. Zombie dalej będą zagrożeniem. Na drodze zatrzymaliśmy się na dobre parę minut. Nie mogliśmy po prostu wyjść nie patrząc na to, czy kogoś tu nie ma. Łowca i Rekin z pewnością czekali na nas z niepokojem. Ja sam bałem się trochę, że Rekin wykorzysta sytuację i ucieknie, zabijając Łowcę, ale póki co okazał się być dobrym człowiekiem. Co prawda ciężko było, w pełni, zaufać komuś, ale czasami trzeba było pójść na ustępstwa.
                Stanęliśmy przed drewnianymi drzwiami młyna. Ostrożnie weszliśmy do środka, robiąc sporo hałasu nienaoliwionymi zawiasami. Parter okazał się być pusty, a schodki na piętro były w kiepskim stanie. W środku wspinaczki, zauważyłem, że paru z nich brakuje i ziały tam tylko resztki, żałośnie trzymające się przerdzewiałych gwoździ. Piętro było zagracone śmieciami, ale nie widzieliśmy tu nic przydatnego. Z nadzieją podszedłem do okna i wyjrzałem za nie. Nie widać było stąd wszystkiego tak jakbym sobie wymarzył, ale nie narzekałem. Widać było kawałek zachodniej części ogrodzenia, część podwórza, wrak auta oraz dwa domy, w tym mój. Wspomnienia znowu uderzyły we mnie falą i przez chwilę wyłączyłem się ze świata. Nagle jednak coś mnie obudziło i to całkiem konkretnie. Zobaczyłem, że na podwórzu stoi trzech ludzi. Jednego z nich rozpoznałem, chociaż widziałem go dawno temu i nie miałem go okazji poznać. Był to jeden z ludzi Łapy, którego nie widziałem od wyjazdu po zapasy do Supraśla.
                Zapamiętałem go tylko dlatego, że był dosyć gruby i miał tak tłuste włosy, że widać to było z daleka, przez brudną szybę. Co gorsza przypomniałem sobie natychmiast słowa Miczi, o tym, kto ją skrzywdził. Natychmiastowo połączyłem fakty i już wiedziałem co się świeci. „Przeszłość zabija”. To ja mogłem go zabić w przeszłości, gdy mieliśmy przeprowadzić egzekucję, ale wtedy przerwała nam Łapa. To był ktoś, kto był z tym grubasem i również skrzywdził Miczi. Mogłem wtedy zadecydować, żeby ich zaatakować i pomścić to co zrobili mojej przyjaciółce, ale postanowiłem inaczej. Ich było z pewnością o wiele więcej i to oni nas śledzili, a ja miałem ludzi, których musiałem chronić.
- Musimy wracać do Zbłąkanego – wyszeptałem.
- Co? Czemu? – zapytał Cinek, który nie zdążył jeszcze wyjrzeć przez okno.
Rozejrzałem się i nagle pojąłem coś strasznego. Miejsce nie było zakurzone. Ktoś tu notorycznie przychodził ostatnimi czasy. Przycisnąłem palec do ust nakazując zachowanie ciszy i nagle usłyszałem skrzypnięcie na dole. Ktoś otwierał drzwi. Wyjąłem nóż i pistolet i kazałem Cinkowi być cicho i schować się za stołkiem, stojącym pod ścianą.
                Usłyszeliśmy jak ktoś wspina się po schodach. Prawdopodobnie nie wiedzieli, że tu jesteśmy, ale to będzie świetna okazja do zabicia jednego z nich. Wycelowałem w schody, chowając się przy oknie i czekając. Nagle zauważyłem postać, która weszła na piętro i nas nie zauważyła. Była to młoda dziewczyna. Ta sama, która raniła mnie w policzek. Wychodziło na to, że ludzie, na czele z kimś, kogo uważałem za martwego od jakiegoś czasu, zrobili sobie tutaj bazę. Skurwiele, pomyślałem. Wykonałem szybki doskok, tak, że moja ofiara nawet nie zdała sobie sprawy, że ktoś ją atakuje. Zaszarżowałem z nożem wbijając go jej głęboko między nogi. Próbowała krzyknąć ale drugą ręką, która trzymałem pistolet, uderzyłem ją w twarz z całej siły. Nie zdołała nawet wykrztusić słowa. Pozwoliłem jej spojrzeć mi w oczy po czym wyjąłem nóż i dźgnąłem ją ponownie w szyję. Tego nie przeżyła. Cinek nieco zdziwiony całą akcją wyszedł z ukrycia i z niemym podziwem, kiwnął głową na znak uznania.
- To ta suka co zaatakowała nas w Płońsku – wytłumaczyłem.
- Co ona tu robi? – zapytał szeptem.
- Nie mam pojęcia, ale jest ich więcej. Musimy uciekać.
                Tak też zrobiliśmy. Odcinek pomiędzy młynem, a mostem był straszny, ale przebiegliśmy go w rekordowym tempie. Gdy byliśmy już za drewnianym przejściem, to odetchnęliśmy z ulgą, nieco zwalniając tempo. Musieliśmy jednak dostać się jak najszybciej do Zbłąkanego i odjechać. Pięć minut później wbiegłem do środka pojazdu i nie tłumacząc nic, odpaliłem silnik.
- Coś się stało? – zapytał Rekin.
- Jest ich od cholery, to ci co nas gonili – streściłem szybko – Musimy uciekać.
- Erni zabił tą sukę, co go okaleczyła, ale widział ich więcej. Zbieramy się – powiedział.
Odpaliłem szybko silnik i z przerażeniem odkryłem, że zostało nam naprawdę mało paliwa. Całe szczęście w bagażniku miałem zapasowe dwa kanistry, ale jeżeli teraz nie zdołamy uciec może być już za późno. Robiło się powoli ciemno. Wyjechałem na drogę i już chciałem skręcać w prawo, kiedy zauważyłem nadjeżdżający z lewej, ze strony Królowego Mostu, samochód terenowy. Zauważył nas i poczuliśmy to dosyć poważnie, kiedy staranował nas i przyskrzynił do drzewa obok. Paskudny dźwięk wgniatanego metalu, rozszedł się po okolicy, sprawiając, że aż zęby mi zadzwoniły. Chciałem ruszyć, ale nie mogłem. Przygwoździli nas.
                W oddali widzieliśmy kolejny nadjeżdżający wóz. Łowca sięgnął po snajperkę i już chciał strzelać, kiedy zobaczyliśmy, że z samochodu wychodzi kierowca. Poznałem go pomimo o wiele dłuższych włosów i czerwonej od alkoholu twarzy. Podpierał karabin trzymany w ręce, kikutem drugiej. Z samochodu wysiadło czterech uzbrojonych mężczyzn, a drugi był już coraz bliżej.
                Dalion krzyknął, a jego głos był dobrze słyszalny przez rozbitą wcześniej cegłą, szybę.
- Poddajcie się, a nie przepieprzycie sobie sytuacji do końca! – krzyknął, a drugi samochód wypełniony bandytami zastawił nam drogę. Łowca ze zrezygnowaniem opuścił broń. Byliśmy w pułapce.

3 komentarze:

  1. Wilk:Jak ty to robisz że cały czas zachowujesz taki mega klimat?! Cóż mam nadzieję że rozwalą Daliona przy pierwszej okazji bo gostek mocno mnie wnerwia.
    Blizna:No i oby nikt z ekipy nie zginął.
    Wilk:Też prawda. Oczywiście nie mogę się doczekać powrotu do Łapy, ale mniejsza z tym. Ciekawe rozwiązanie z tym "Przeszłość zabija" nie powie, teraz tylko czekać na nowy rozdział.
    Zwierzenia Cinka to dopiero gwóźdź programu :D Taki niby nijaki ale powiedzieć potrafi.
    Niecierpliwie czekam na nowy rodział, a i zapraszam do siebie.
    http://prawda-zrodzona-z-mroku.blogspot.com/2015/01/powrot.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, wiedziałam, ze to Dalion :D Jak tylko powiedziałeś, że to ktoś z przeszłości, choć przyznam, że jak pojawiły się wzmianki o helikopterze i o Alexie to zwatpiłam w mój typ xD A ja jeszcze w niego wierzyłam :( że będzie dobry, że da radę :(

    No cóż, położenie jest nieciekawe i raczej bez wyjścia. Naprawdę nie mam pomysłu jak można z tego wyjść cało. Nagadają mu, że są po jego stronie? :D Jeszcze wyjdzie tak, że Dalion i jego ekipa pojadą do Torunia i będą walczyć z Dziarą. Ha ha ha... moja wiara w niewinność Daliona heh

    Ogółem akcja bardzo się zagęszcza. Aż nie mogę doczekać się finału :P Faktycznie ta część jest z dużą dawką intryg. Udało się udało :D

    Tak więc to tyle na ten moment,

    Życzę weny i czasu :)

    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem, że rozwiązanie jakie zastosuje powinno zaskoczyć, wątpię żeby ktokolwiek zgadł je przed premierą na blogu :D Naprawdę przyszedł mi tak posrany pomysł, a zarazem genialne rozwinięcie motywu, że aż jestem z siebie dumny :D

      Do zobaczenia pod kolejnymi wpisami! :)

      Usuń