sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 9: Pasożyt

Rozdział 9, trzeci z perspektywy Magdy. Tym razem Dziara miał trochę bardziej poważną prośbę, co zobaczycie w tym rozdziale. Według mnie jest to naprawdę spoko rozdział, ale ocenę pozostawiam wam. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)

---------------------------------------

Rozdział 9 (Magda): Pasożyt


                Następnego ranka wstałam wyjątkowo wcześniej. Od kiedy zdobyłam zaufanie Dziary w końcu zapoznał mnie z dalszymi planami i pozwolił w nich jakkolwiek uczestniczyć. Ubrałam się cieplej, bo nie wiedziałam co tym razem dla mnie przygotuje. Przedtem umyłam się na szybko i schowałam pod bluzą mój pistolet, tak na wszelki wypadek.
                Gdy wyszłam na zewnątrz zauważyłam to co zwykle – ludzi chodzących w tą i w tamtą i podążających do swoich prac. Każdy miał jakieś zajęcie. Aż zazdrościłam tym, którzy mogą spędzać cały dzień na czymś mało ważnym, takim jak, na przykład segregacja odpadów, lub szycie. Ci ludzie wstawali, szli do pracy, a następnie spędzali wolne chwilę w barze lub z bliskimi. Ich życie za murami nie było ciężkie. Nie to co moje. Wiatr miał dzisiaj dosyć mocno. Minęły trzy dni od odjazdu Czerwonych Flar i Zbłąkanego Ocalałego i póki co sytuacja była dosyć ogarnięta. Miałam nadzieję, że do powrotu Bobra nie zmieni się za dużo.
                Po drodze na północną część obozu minęłam spory oddział Toruńskiej Straży. Na jego czele szedł Ryszard, bardzo przyjemny i pogodny człowiek. W oddziale składającym się z dwunastu osób szedł również nie kto inny, jak Karzeł. Przez chwilę wystraszyłam się, że mogli dowiedzieć się o planach Dziary i teraz łapali każdego, kto był w to zamieszany, ale całe szczęście minęli mnie. Jedynie Karzeł skinął głową na przywitanie. Odetchnęłam z ulgą i poszłam dalej . Na jednym ze straganów po drodze byłam świadkiem cudownego pokazu. Sprawił on, że aż zatrzymała się żeby obserwować mężczyznę, który ogromnym tasakiem kroił mięso. Zawsze interesowała mnie praca rzeźnika. Sama nie dałabym rady jej wykonywać, ale ta cała sztuka polegająca na wycinaniu jadalnych części i odcinaniu niejadalnych była ciekawa. Szczególnie, kiedy ktoś robił to w tak spektakularny sposób jak rzeźnik pracując przede mną na ulicy.
                Grubszy mężczyzna, ubrany w zakrwawiony fartuch ciął mięso szybkimi i pewnymi uderzeniami oddzielając niejadalne części i spychając je równie szybko do dużego kubła, który stał obok niego. Paru innych przechodniów biło mu od czasu do czasu brawo. Sama gospodarka Toruńskiej Ostoi była ciekawie zbudowana. Pieniądz oczywiście nie miał wartości, ale za to wszystko opierało się na wymianach. Jeżeli ktoś był utalentowanym elektrykiem, to dostawał jedzenie, ubrania i różne inne rzeczy za pracę. Jeżeli ktoś z kolei nie był specjalnie uzdolniony to zajmował się mniej ciekawymi rzeczami, takimi jak sprzątanie czy prace ciężkie. Wkładając pracę w różne miejsca Toruń utrzymywał pewien standard życia, a przy okazji zapewniał sobie duże ilości zapasów wszelkiego rodzaju. Medykamentów było sporo, a w szpitalu pracowało sporo wykwalifikowanych ludzi, a amunicji było pod dostatkiem. Dodatkowa amunicja została ostatnio przywieziona przez Kamila i grupę Natalii.
                Pokaz trwał dalej, ale ja musiałam iść w stronę Kwatery Głównej. Dziara na pewno już na mnie czekał, bo kazał mi zjawić się z samego rana, a dochodziło już powoli południe. Gdy weszła do środka zdziwiłam się, bo za stołem nie było mojego pracodawcy. Po chwili usłyszałam kroki na schodach i zobaczyłam Mateusza. Wynosił swoje rzeczy z Kwatery Głównej. A więc jednak nie zachował posady, pomyślałam.
- O… hej – powiedział wyjątkowo smutno. Przez chwilę wydawało mi się, że płaczę, ale to gra cieni sprawiła takie wrażenie – Jednak straciłem robotę.
- Przykro mi… - zdołałam z siebie wydobyć tylko tyle – Naprawdę mi przykro.
Mogło to się wydawać śmieszne, ale jednak stracenie takiej pozycji to była kiepska sprawa. Status Czerwonej Flary zapewniał swego rodzaju bezprawie – można było chodzić gdzie się chce, kiedy się chce, jeść lepsze jedzenie, posiadać lepszy pokój z wieloma udogodnieniami i wiele innych. Stracenie tego, po pewnym czasie posiadania takich luksusów musiało być ciężkie.
- To przecież nie twoja wina. To przez tego faceta i jego syna, oni mnie załatwili, ale już nie żyją, a ja wciąż żyje. To się trochę wyrównało… - powiedział Mpd.
- Co teraz będziesz robił? – zapytałam siadając na krześle, na którym zwykle przyjmował mnie Dziara.
- Poszukam jakiejś innej fuchy. W końcu jest tyle do zrobienia w Ostoi – zaczął – Mógłbym zostać na przykład kartografem. Znam się na mapach i nawigowaniu. Zawsze mogę też pomyśleć o byciu kucharzem, albo lekarzem… cokolwiek co nie wymaga dwóch rąk. Będę już szedł, Dziara kazał przekazać, że czeka na ciebie w gabinecie w piwnicy – wskazał schody po przeciwległej stronie pokoju – Tamtędy i na lewo.
- Dzięki i powodzenia – powiedziałam, ruszając niemrawo.
Mpd minął mnie w milczeniu i gdy tylko usłyszałam trzask drzwi poszłam dalej. Czemu Dziara chciał się ze mną spotkać w podziemiach? Pierwsza moja myśl była taka, że chciał mnie zabić, ale po chwili doszłam do wniosku, że popadam ze skrajności w skrajność.
                Zeszłam po skrzypiących schodach trafiając do nieco ciemnego korytarza. Jedynym źródłem światła były nikłe promienie słoneczne wpadające przez brudną szybę. Mimo tego zauważyłam od razu uchylone drzwi, jedyne na tym korytarzu. Nie pewnie podeszłam do nich, gdy one otworzyły się gwałtownie. Wystraszyłam się dosyć poważnie i mało co nie straciłam równowagi. Pomógł mi jednak Dziara, który złapał mnie za rękę i wciągnął do środka zamykając drzwi.
- Hej, wybacz ale to podziemie jest ściśle tajne, a po kwaterze pałęta się Mpd. Nie chciałbym, żeby to zobaczył – wytłumaczył pospiesznie dowódca. Był ubrany nieco inaczej niż zazwyczaj. Miał na sobie zwykłe dżinsy i bluzę z kapturem. Jedyna oznaka tego, że był z Torunia to opaska na ręce, na której były litery „T.O.O”. Widać było, że jest niesamowicie czymś poruszony i czekał na mnie już od jakiegoś czasu.
- Czego chciałeś? – zapytałam.
- Zdałaś mój test. Zasługujesz na to, żebym ci zaufał. A pamiętaj, że cała gra jest o życie twojego brata – powiedział uśmiechając się lekko. Milczałam. Jedyne słowa, które przychodziły mi na myśl mogły tylko mnie pogrążyć.
- Dzisiaj zaczniemy działania, gdy miasto będzie się przygotowywało do święta ocalałego – zapowiedział Dziara.
- Dzisiaj? Wczoraj Wojciech mówił, że święto zacznie się za parę dni – spytałam zdziwiona.
- Widziałaś patrol, który krąży po mieście? – zapytał Dziara – Karzeł już się przygotowuje. Dzisiaj wygłosi przemówienie, a wtedy ty wejdziesz do akcji – powiedział idąc w głąb pomieszczenia. To pomieszczenie okazało się dosyć sporą i długą piwniczką, która ciągnęła się daleko w ciemność. Słychać było tutaj różne dziwne odgłosy, ale nie dało się nic zobaczyć bez światła, które trzymał Dziara – chodź pokaże ci coś.
                Poszłam za nim w głąb piwnicy. Światło lampy trzymanej przez dowódcę rzucało ponure cienie na znajdujące się tu kraty. Już po chwili wpadłam na to, że tutaj Dziara trzyma swoich więźniów. Osobistych więźniów. Szybko zdałam sobie sprawę, że dwa boksy są zajęte. W pierwszym zobaczyłam swojego brata, a w drugim dziewczynę. Mój brat, Marek, był związany i wyglądał upiornie w tej scenerii. Prawie równie marnie jak wtedy, kiedy go zobaczyłam ostatnio. Jednak na chwilę obecną zaciekawiła mnie osoba skulona w celi obok. Była ładna, chociaż widać, że wyczerpana. Miała długie, ciemne włosy i musiała być parę lat młodsza ode mnie. Przypominała mi kogoś, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Wtedy rozjaśnił mi to Dziara.
- Pewnie przypomina ci kogoś co? Ta mała to siostra jednej z twojej grupy, Łapy – stwierdził tonem, jakby rozmawiał ze mną o pogodzie. Otworzyłam szeroko usta słysząc tą wiadomość. Pieprzony kłamca, pomyślałam sobie. Organizował wyprawy w okolicę Torunia w poszukiwaniach Moniki, siostry Łapy, a sam więził ją w tym bunkrze. To było chore. Co prawda nagle wpadło mi do głowy, że jakby Łapa dowiedziała się o tym, miałybyśmy wspólny cel. Odbicie naszego rodzeństwa. Gdybyśmy wszystko dobrze rozplanowały to mogłybyśmy stąd uciec. Tylko czy Łapa nie wpadnie w szał jak się dowie? Każdy wiedział, że jest niesamowicie porywcza i agresywna, wręcz dzika. Mogła zepsuć wszystko i skazać nas na porażkę. Musiałam to przemyśleć.
- Trzymam ją tutaj, ale zaczynam się powoli obawiać, że jej siostra w końcu wpadnie na to, żeby mnie sprawdzić, a z tego co widzę to nie skończy się zbyt dobrze. Dlatego jednym z twoich zadań ogólnych jest odwrócenie uwagi Łapy od mojej osoby. Musisz do niej  dotrzeć i jakoś się z nią porozumieć. Rozumiesz nie chcę problemów – powiedział przywódca siadając na jednym z krzeseł ustawionych pod ścianą. Wskazał te obok mi, klepiąc zachęcająco w drewniane siedzisko.
- Mamy sporo do obgadania, a tutaj nikt nam nie przeszkodzi, siadaj – powiedział.
- Muszę wiedzieć co mam robić – wypaliłam nagle, siadając.
- Już tłumaczę, a jest tego sporo więc słuchaj. Jak dobrze wiesz, na terenie Ostoi są ludzie z Gangu. Jest ich tu aktualnie dziesięciu dodać Jana, który chowa się w jednym z opuszczonych pokoi w kwaterze – zaczął -  Dzisiaj podczas przemówienia Karła wyślizgniesz się i pójdziesz do więzienia, siedziby Straży Toruńskiej, nadążasz? – zapytał nagle widząc, że mam problemy z zapamiętaniem tego.
- Chyba tak – powiedziałam.
- To dobrze, gdy już tam będziesz prawdopodobnie będziesz miała do przejścia jednego, jedynego strażnika. Postaram się, żeby to był ktoś stary, lub mało ogarnięty, ale nie mogę ci tego zapewnić, bo ja rządzę Flarami, a Karzeł rządzi Strażą. Dlatego ktokolwiek to będzie uważaj. Będziesz musiała się wkraść tak, żeby ten ktoś cię nie zauważył, bo gdy zbierzesz na siebie podejrzenia to jesteśmy zgubieni – kontynuował – Gdy jednak uda ci się wejść do środka, użyjesz tego – powiedział wkładając mi sporych rozmiarów, metalowy klucz do ręki – żeby uwolnić mojego pasożyta.
Zdziwiło mnie to. O kim on mówił?
- Pasożyta? – zapytałam niepewnie.
- Tak pasożyta – odpowiedział – chodzi mi o kanibala, tego, który z tobą podróżował – stwierdził.
Na myśl o mordercy Natalii przeszły mnie ciarki. Nie dość, że był stary, niezwykle niebezpieczny i żywił się ludzkim mięsem to do tego zabijał tak ważne osoby.
- Po co? – zapytałam.
Dziara westchnął.
- Koleżanko, to ja tu jestem od gadania, ty słuchasz i cieszysz się, że twój brat żyje – powiedział groźnie – Wracając, gdy go wypuścisz każ mu zostać w środku i przynieś mu jakąś broń. Każ mu zabić strażnika podającego mu jedzenie i żeby następnie uciekł i schował się w kościele, koniecznie w kościele.
                Jego plan brzmiał coraz dziwniej. Nie widziałam żadnego powiązania pomiędzy czynnościami o jakie mnie prosił Dziara.
- Widzę niezrozumienie na twojej pięknej twarzy, więc tłumaczę – jak wiesz Jan musi się teraz ukrywać. On jest jednak głównym narzędziem do pokonania Karła, więc muszę mu zapewnić swobodę ruchów po całym kompleksie Toruńskiej Ostoi  Ocalałych. Nie widział go nikt stąd poza grupką osób, które dotarły tu z Królowego Mostu i drogi do Torunia. Muszę ich odpowiednio zająć, żeby zapewnić mu dobre pole do popisu przy zabiciu Karła. Dlatego poproszę cię o różne rzeczy, które po kolei sprawią, że osoby, które spotkały Jana na moście opuszczą Ostoję lub zostaną uwięzione na czas całego działania – opowiadał dalej.
- O kogo chodzi? – zapytałam.
- Natalia nie żyje, więc z nią nie będzie problemu – na to imię dziewczyna z celi zareagowała głośnym uderzeniem w kraty, które odbiło się echem od ścian – spokojnie dziewczyno, bo znowu przesadzisz i w końcu będę musiał cię zabić, a nie chcę tracić przewagi – pogroził – Gigant oraz jeden z żołnierzy, ten ze schizowym spojrzeniem są na jednej z barykad, ale na to mam już pomysł, który przedstawię ci jak uwolnisz Jakuba. Co do księdza, na niego znajdzie się hak, to również mam zaplanowane. Wciąż nie wiem co zrobić z medykiem z lecznicy oraz z dziewczyną z szklarni. No i jeszcze jest szansa, że jednooki, który pojechał Ocalałym widział twarz Jana, ale on jest teraz daleko, więc to nie jest problem – mówił dalej patrząc na mnie.
Nie wytrzymałam i musiałam zapytać.
- I to wszystko tylko po to, żeby Jan mógł swobodnie poruszać się po terenie obozu? – zapytałam.
- Tak – odpowiedział krótko, śmiejąc się gdy zobaczył moją reakcję.
- Nie chcę, żebyś ich zabijał… - zaczęłam.
- Spokojnie, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to nikomu nic się nie stanie – zapewnił.
- A co z tą dwójką? – zapytałam.
- Twój brat zostanie uwolniony od razu jak plan dojdzie do skutku i Karzeł zginie. Siostrę Łapy uratuje ja, ale to za jakiś czas. Teraz jest mi potrzebna jako zakładnik w razie gdyby coś poszło nie tak.
                Z każdą kolejną rozmową z Dziarą czułam, że jestem w coraz gorszej sytuacji. Jego plan był genialny, to musiałam przyznać, ale to nie zmieniało faktu, że nie podobało mi się, że byłam w niego zamieszana.
- Ehh rozumiem. Uwolnię dzisiaj Jakuba i wcześniej porozmawiam z Łapą – stwierdziłam.
- Zuch dziewczyna! A teraz idź, mam sporo roboty do zrobienia.
Opuściłam piwnicę z mieszanymi uczuciami. Żałowałam, że nie mogłam po prostu zabić Dziary i uwolnić mojego brata i siostry Łapy, ale w życiu byśmy nie uciekli. Ta dwójka z pewnością jest wyczerpana i o ile dałabym radę zaskoczyć Dziarę i może nawet go zabić, to wyprowadzenie dwóch ludzi w tak kiepskim stanie graniczyło z cudem. Musiałam czekać na odpowiedni moment, albo zrobić wszystko o co prosi mnie Dziara i liczyć, że dotrzyma obietnicy i uwolni zakładników.
                Opuściłam Kwaterę Główną i ruszyłam w stronę budynku rady miasta. Znajdował się on ulicę dalej i urzędowali w nim wszyscy radni. Budynek był całkiem spory i zbudowany jak reszta starego  miasta z cegieł i podobnych materiałów. Weszłam przez drewniane drzwi do holu i wspięłam się na drugie piętro, gdzie znajdowała się sala obrad. Było to całkiem spore pomieszczenie, w którym radni przesiadywali sporą część dnia załatwiając sprawy formalne, obgadując różne pomysły i przeprowadzając debaty. Gdy weszłam do środka, trafiłam akurat na przerwę. Zlokalizowałam Łapę oraz Sołtysa, którzy siedzieli pod ścianą i o czymś rozmawiali. Gdy mnie zauważyli przerwali i wstali, żeby się przywitać. Usiedliśmy i poczekaliśmy, aż jeden z radnych wygłaszających próbkę przemówienia na dzisiejszy wieczór, skończy je wygłaszać.
- Co cię tu sprowadza? – zapytał Sołtys.
- Właściwie wpadłam żeby zabić trochę czasu przed dzisiejszym  wieczorem – skłamałam – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Akurat mamy przerwę, nie uczestniczmy w przygotowaniach do tego całego święta ocalałego, więc w sumie przychodzimy tu tylko po to, żeby patrzeć jak reszta załogi pracuje – wytłumaczył Sołtys. Staruszek zapuścił teraz dosyć długą brodę, przez co wyglądał dosyć groźnie, ale zarazem przypominał wychudzonego Świętego Mikołaja.
- Myślałam, że dostałaś pracę u Dziary – odezwała się Łapa.
- W sumie pracuje u niego, ale to luźne zadania, typu zanieś coś tam czy tu – odpowiedziałam wymijająco.
- Rozumiem – odpowiedziała krótko. Mogłam w każdej chwili powiedzieć jej o siostrze i wywołać w Toruniu piekło. Mimo to milczałam.
- Jak idą poszukiwania siostry? – zapytałam.
                Łapa momentalnie posmutniała. Chytry uśmiech zniknął z jej twarzy, a ogień widoczny w jej oczach praktycznie cały czas, przygasł.
- Od momentu porwania minęły pieprzone dwa tygodnie – wyrzuciła z siebie z gniewem – dwa tygodnie i wciąż nie mam żadnej informacji, żadnego śladu. Podobno Gang atakował ostatnio jeden z oddziałów poszukiwaczy, ale obyło się bez ofiar z obu stron i wciąż nie znaleźli kryjówki tych skurwieli – mówiła.
- Rozumiem twój ból – powiedziałam.
- Rozumiesz? Też straciłaś kogoś, kto był dla ciebie niezwykle ważny, a wiesz, że może być gdzieś tam i umierać ze strachu lub wycieńczenia – spytała z wyrzutem.
- Każdy z nas stracił kogoś ważnego – wtrącił się Sołtys próbując załagodzić nieco temperament Łapy.
- Nie chodzi mi o taką stratę. Zombie zdziesiątkowały ludzkość. Każdy stracił praktycznie całą rodzinę i był świadkiem śmierci ważnych osób. Ale ja wiem, że ona może dalej żyć, bo nie zginęła tylko została porwana. Ona tam przeżywa koszmar – odpowiedziała Łapa.
- Ja też straciłam brata. Miałam się z nim spotkać w Toruniu, ale go tu nie było. Prawdopodobnie też jest gdzieś i jeszcze żyje, ale nie mógł tutaj dotrzeć – wyznałam, przypominając sobie związanego członka rodziny w podziemiach Kwatery Głównej.
                Łapa podeszła do mnie i mnie przytuliła. Kompletnie bez słowa, bez żadnego ostrzeżenia.  Widocznie poczuła, że mamy ten sam problem. Mogłam teraz wykorzystać sytuacje i przy pomocy jej oraz reszty odbić brata. Ale bez Bobra nie zrobimy nic. Pomoc Ernesta również by się przydała. Dalej milczałam.
- Przepraszam – wyszeptała Łapa odsuwając się ode mnie.
- Nie ma problemu – powiedziałam, a głos załamał mi się nagle – Jak myślicie Bobru wróci cały i zdrowy? Nie ma go już trzeci dzień, a droga, którą miał pokonać to zaledwie sto kilometrów.
- Na pewno jest cały – zapewnił Sołtys – podróżowaliśmy z nim i wiemy, że nie jest pierwszym lepszym ocalałym. Da sobie rade. Zresztą my też podróżowaliśmy z Białegostoku do Torunia długi czas. Po prostu czekajmy cierpliwie – dodał po czym uśmiechnął się. Był to szczery uśmiech.
Rozmawialiśmy jeszcze sporo o różnych rzeczach. Nasze rozmowy były przerywane przez kolejne próby przemówienia. W końcu jednak opuściłam budynek i ruszyłam coś przekąsić. W domu ugotowałam sobie prosty obiad złożony z ryby i ryżu, a następnie poszłam potrenować naprzeciwko miejsca, z którego niedługo miałam wypuścić Jakuba.
                Na samej strzelnicy spotkałam Miczi. Od kiedy trafiła do Torunia wpadła w ryk codziennej monotonii. Chodziła do pracy, przesiadywała w barze, spacerowała po mieście, ale nie angażowała się w nic poważniej.
- Hej trzymasz się jakoś? – zapytałam.
- O hej, Magda prawda? – zapytała. Nie zdążyłyśmy się jeszcze poznać, więc nie dziwiłam się, że mogła nie pamiętać mojego imienia.
- Tak – odpowiedziałam – podróżowałam z Bobrem i to dzięki niemu tu jestem.
- Miałaś szczęście – powiedziała uśmiechając się słabo – u mnie jakoś leci. Obowiązki i relaks zajmują cały dzień i w sumie nie mieszam się w nic. Powiem ci, że jestem tym wszystkim trochę zmęczona. Całe szczęście otaczają nas mury i silni ludzie, więc nie muszę się już martwić o nic – odpowiedziała.
- Nie chciałabyś opuścić kiedyś tego miejsca i mieszkać tak jak kiedyś w mniejszym obozie? – zapytałam.
Miczi zastanawiała się chwilę.
- W sumie kiedyś czułam, że żyje, teraz wydaje mi się, że wszystko jest takie… banalne. Ostatnie zombie jakie zabiłam spotkałam dwa tygodnie temu. W Toruniu czuje jakby to wszystko zniknęło, ale najgorsze jest to, że to ciągle tam jest przez co nie mogę wrócić do normalnego życia.
- Rozumiem – odpowiedziałam wypuszczając strzałę.
                Dzwony zabiły. Ktoś miał coś do ogłoszenia, co oznaczało, że przemówienie Karła odbędzie się za chwilę. To była moja chwila prawdy. Miczi słysząc wezwanie westchnęła i schowała broń.
- Idziesz? – zapytała.
- Tak tylko pozbieram strzały – odpowiedziałam – zaraz cię dogonię.
Miczi ruszyła wolnym krokiem w stronę Placu Głównego, a ja w tym czasie obserwowałam jak z więzienia wychodzi grupka strażników. Ciekawe kogo zostawią na straży. Poczekałam, aż znikną mi z oczu i ruszyłam po cichu w stronę jednego z okien, uprzednio rozglądając się po ulicy i patrząc czy nikogo tam nie ma. Wyjrzałam ostrożnie starając się dostrzec kogoś w głębi budynku. Nie zauważyłam jednak nikogo. Czyżby Dziara załatwił, że nikt nie pilnuje więźniów.
                Poprawiłam pistolet przy pasie i ostrożnie otworzyłam drzwi. W razie gdyby ktoś tu był byłam gotowa skłamać, że się zgubiłam, albo, że potrzebuje pomocy. Nikogo jednak tu nie było. To było nieco podejrzane, ale weszłam w głąb idąc jak najszybciej w stronę podziemia, gdzie były cele. Nie słyszałam kompletnie nic. Gdy otworzyłam drzwi coś uderzyło głucho na dole. Zadrżałam. Zapaliłam światło i zeszłam powoli mają dłoń na pistolecie. Zeszłam i szybko podeszłam do celi, w której był Jakub. Zauważyłam go od razu skulonego w kącie celi.
- Przyszłam cię uwolnić na… - wtedy przerwałam, bo nie chciałam, żeby pozostali więźniowie usłyszeli , że to sprawka Dziary. Światło średnio oświetlało cały korytarz cel i dodatkowo jeszcze migało, ale byłam pewna, że zauważyłam jak kanibal się poruszył. Po chwili podszedł do mnie. Zobaczyłam jego obitą twarz i brak paru zębów.
- Jeżeli chcesz przeżyć lepiej otwórz szybko te drzwi i podaj mi nóż – zaseplenił.
- Co? – zapytałam, chociaż doskonale usłyszałam co powiedział.
- Rób co mówię! – powiedział nieco wyraźniej.
- Nie rozumiem… - zaczęłam i spojrzałam w lewo, gdzie usłyszałam jakiś zgrzyt.
- Spójrz na prawo – powiedział.
                Obejrzałam się w prawo i zamarłam. W kałuży krwi leżał trup strażnika z podciętym gardłem. Wyciągnęłam pistolet drżącą ręką i przejechałam nim po całym pomieszczeniu szukając zagrożenia. Gdy nagle jedne z drzwi się otworzyły, nie czekałam. Strzeliłam w zamek drzwi celi Jakuba i podałam mu nóż. Atak zjawił się znikąd. To była dziwna kobieta, u której było widać obłęd w oczach. Powaliła mnie i wbiła kawałek szkła głęboko w udo. Krzyknęłam. Szalona kobieta chciała ciąć ponownie, ale do akcji wszedł Jakub, który kopnął ją w twarz po czym poprawił kopiąc w klatkę piersiową. Ból mnie oślepiał, ale starałam się wycelować, kiedy usłyszałam coś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego do mnie mężczyznę. Strzeliłam. Kula przeszyła mu jądra co spowodowało śmierć. Zabiłam kogoś.
- Pomóż mi! –wrzasnął Jakub machając nożem, starając się odgrodzić od kobiety, która cała zakrwawiona starła się dorwać Jakuba. Wtedy poczułam mocne uderzenie w twarz z boku. Czułam jakby ktoś mi złamał wszystkie kości. Strzeliłam gdzieś na oślep, ale chyba nikogo nie trafiłam. Po chwili odzyskałam pełną świadomość i zobaczyłam jak Jakub wbija kobiecie nóż głęboko w gardło. Zwymiotowałam. Był tu jednak jeszcze jeden przeciwnik. Zaszarżował na kanibala i powalił go. Strzeliłam. Trafiłam w klatkę piersiową i dałam chwilę Jakubowi, żeby zaatakował ponownie. Dobił ostatniego więźnia i wstał ciężko. Z jego ramienia ciekła strużka krwi.
- Brawo dziewczyno, w końcu kogoś zabiłaś – powiedział.
- Musimy stąd iść… - powiedziałam cicho.

                Opuściliśmy budynek. Kulałam mocno i czułam, że zaraz mogę zemdleć. Nie miałam pojęcia jak więźniowie się wydostali, ale nie miałam siły, żeby zapytać o to Jakuba. Musieliśmy się schować.

7 komentarzy:

  1. Nie wiem na ile jesteś do przodu z fabułą poza kulisami, ale udzielę Ci jednej porady :) Może słyszałeś trochę o Grze o tron? Tam każdy może zginąć i śmierci są tam niespodziewane i że tak powiem bezlitosne. Chodzi mi o to, że w wielu filmach umierają osoby zbędne i tak dalej, a jak umiera ważna osoba, która była na przykład przewodniczącą, to fabuła jest jeszcze ciekawsza i wtedy sam autor się zastanawia co by zrobił na miejscu głównego bohatera. Pozdrawiam! =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem dużo do przodu i uwierz, że główne postaci nie są nieśmiertelne :) Po prostu wszystko w swoim czasie :>

      Usuń
  2. Cóż, muszę pochwalić za zachowanie klimatu i ciągu akcji. Sam wiem że prowadzenie naraz paru wątków nie jest łatwe, więc gratulacje.
    Jestem ciekaw jak to wszystko się potoczy. Mam nadzieję że odbiją siostrę Łapy.
    Rozdział jak zwykle długi i ciekawy, brak nudy podczas czytania, nie musiałem też przewijać. Orto bez zarzutu, podobnie interpunkcja.
    Ciekawi mnie kogo w końcu zabijesz. Karła czy Dziarę?
    Ale cóż, na to trzeba jeszcze trochę poczekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słabo że Dziara to ten zły ;(
    I że zamknęli Jakuba. Za prawie całkowitą niewinność.

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu mogę wrócić do czytania bloga :) W Toruniu zaczyna szerzyć się korupcja i coraz więcej ludzi o tym wie, ciekawe jak rozwiąże się ta sprawa. Fajnym wątkiem byłaby "gra na dwa fronty" w wykonaniu Magdy ( Współpraca z Bobrem i Łapą i robienie pozorów Dziarze).

    OdpowiedzUsuń
  5. No no, końcówka rozdziału bardzo fajna :D Jestem przekonana, że to jakieś niezaplanowane pokrzyżowanie planów :D Moje ulubione zbiegi przypadków ^^ Zastanawia mnie ta kobieta. Bo to chyba od niej się zaczęło. Czy ona miała jakąś większą rolę? Spotkaliśmy ją już kiedyś? Po jej zachowaniu sądzę, że nie była jakimś zwykłym więźniem, tylko była zdrowo kopnięta w głowę.

    Ja bym powiedziala Łapie co jest grane. Zrobiłaby jatkę, a Monika mogłaby w tym czasie odbić brata. Albo przynajmniej by jakoś walczyła. W gruncie rzeczy nie ma żadnej gwarancji, że Dziara wywiąże się ze swojej obietnicy. Może tak przetrzymywać brata w nieskończoność, a Monika będzie na każde jego zawołanie. lepiej zaatakować dziarę.

    Jeśli facet zaprasza dziewczynę do piwnicy, to raczej moją pierwszą myślą byłoby co innego niż "zabicie jej" xD

    Idę dalej czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mocno rozważałem te "inne myśli" co do tego co może się stać w piwnicy, ale to chyba by zrobiło już z tej postaci maksymalnego skurczybyka i "złodupca", a jednak nie chcę, żeby Dziara był kompletnie zły. Chcę żeby ludzie odbierali go jako "chaotycznego" :P
    Końcówka w sumie wyszła spontanicznie i od razu tłumaczę - kobieta z więzienia nie była wcześniej spotkana. Po prostu nie wytrzymała psychicznie apokalipsy, trafiła do Torunia gdzie spokój ją psychicznie "dobił" i przez to trafiła do ciupy, a tam chciała tylko uciec, byle poczuć znowu wolność :D
    Łapa jakby się dowiedziała byłoby piekło. Ona nie lubi jak ktoś nią rządzi, ale Karła i Dziarę jeszcze "akceptuje". Gdyby się dowiedziała, że jej siostra jest traktowana jak zwierzę w podziemiach Kwatery Głównej to by wpadła w szał jakiego jeszcze nigdy nikt nie widział. Kto wie, może kiedyś :D

    OdpowiedzUsuń