niedziela, 7 września 2014

Rozdział 20: Czwarty Posterunek

Rozdział 20, coraz bliżej końca, perspektywa Natalii. Czas na wprowadzanie was powoli w klimat Torunia, oraz na całkiem ciekawe połączenie perspektyw. Tak czy siak zapraszam do czytania i komentowania.

-------------------------------------------------------

Rozdział 20 (Natalia): Czwarty posterunek


                Wnętrze budynku było oświetlone. Ludzie z Czwartego Posterunku mieli własne generatory. Jeden z ludzi Szymona na szybko rozdzielił nam pokoje i kazał się wyspać. Mieliśmy jutro być przesłuchiwani, a następnie wypuszczeni, ale nie byłam pewna czy mogę ufać tym ludziom. Nie mając jednak wyboru i ciesząc się z normalnego łóżka jakie mi zaoferowali, skorzystałam. Zaprosiłam do siebie Młodą, bo wiedziałam jak ciężko jest jej przystosować się do nowego miejsca. Szczególnie, że sama się bałam, a co dopiero taka mała dziewczynka jak ona.
                Pokój, który nam przydzielono nie był wymyślnie wystrojony. Stały tu dwa łóżka, było okno wychodzące na to co dzieje się przed budynkiem, a pod ścianą stała szafa oraz stół. Gdy ułożyłam do snu Monikę, sama rzuciłam się na łóżko. Byłam straszliwie zmęczona, ale w mojej głowie pojawiało się mnóstwo myśli, które nie pozwalały mi zasnąć. Co zrobią z nami ci ludzie? Czemu nie pomogli nam wcześniej? Dzięki temu Yeti wciąż mógłby żyć. Czy dadzą nam odejść? Nie miałam pojęcia i bałam się, że jutrzejszy dzień może być bardzo ciężki, ale mimo to przewróciłam się na bok i poszłam spać.
                Rankiem obudziło mnie pukanie do drzwi. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na Młodą, która z przerażeniem obserwowała mnie i drzwi. Przeciągnęłam się i podeszłam do nich otwierając je. Stał w nich Szymon.
- Wyspałyście się drogie panie? – zapytał.
- Powiedzmy – odpowiedziałam, dalej nieco zaspana.
- Prosiłbym was o pójście za mną. Zaraz będzie śniadanie w stołówce, a potem chciałbym widzieć całą waszą grupę przy mnie.
- Jesteśmy waszymi więźniami? – zapytałam.
- Powiedzmy, że przymusowymi gośćmi, przynajmniej do czasu rozmowy – odpowiedział uśmiechając się. Nie był przystojnym mężczyzną, ale miał w sobie to coś, co sprawiało, że dało mu się zaufać.
- Niech tak będzie – odwróciłam się i spojrzałam na Młodą – choć kochanie, na pewno jesteś tak samo głodna jak ja.
                Widziałem, że dziewczynka jest wystraszona, ale mimo tego wstała i poszła za nami. Minęliśmy parę korytarzy, które w większości wyglądały tak samo i spotykaliśmy coraz to nowszych ludzi. Każdy witał Szymona i nas skinięciem głowy. Gdy dotarliśmy do stołówki z ulgą zobaczyłam moich przyjaciół przy jednym stole. Szymon zachęcająco machnął ręką, żebyśmy do nich dołączyli, a następnie sam ruszył naprzód, żeby zasiąść przy swoich ludziach. Pierwsze wrażenie robił dobre, ale i tak nie podobały mi się jego wcześniejsze słowa. Usiadłam przy reszcie wraz z Młodą.
- Wszyscy cali? – zapytałam.
- Tak – odpowiedzieli. Byłam głodna więc szybko wzięłam się do jedzenia, przy okazji dyskutując.
- Jak myślicie, czego będą od nas chcieli? –zapytał Najstarszy.
- Nie mam pojęcia, ale coś czuje, że nie jesteśmy, aż tak głęboko w dupie. To część Toruńskiej Ostoi Ocalałych, więc jeżeli ktoś z waszych znajomych – to mówiąc Łysy zwrócił się bezpośrednio do mnie, Giganta oraz Najstarszego – tu jest, to powinniśmy się z tego wywinąć.
- A co jeśli nie ma tu nikogo? – zapytałam.
- Wtedy mamy przesrane – odpowiedział Łysy.
- Nie przesadzajcie, gdybyśmy mieli nie żyć, to prawdopodobnie rozstrzelali by nas dzisiaj w nocy, gdy szatkowali trupy za ogrodzeniem. Muszą mieć jakiś cel, dla którego utrzymują nas przy życiu – powiedział Egzorcysta popijając kompot podany do śniadania – naszym zadaniem teraz jest granie potrzebnych, bo inaczej mogą się nas pozbyć.
- Chodźmy pogadać z tym całym Szymonem – zaproponował Gigant – czas nas goni, a musimy jeszcze naprawić auto.
                Wszyscy zgodzili się z tym pomysłem i  gdy tylko dojedli swoje porcje, wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę stołu, przy którym jadł Szymon. Widzieliśmy, że on również kończy już swoją porcję i widząc nas wstaje.
- Jesteście gotowi na rozmowę? – zapytał.
- Prowadź – odpowiedziałam.
Ruszyliśmy w dziewiątkę, w stronę drzwi po drugiej stronie i przechodząc je znaleźliśmy się w dużej Sali, która miała schody po obu stronach i była całkiem nieźle wystrojona. Zobaczyłam po prawej stronie drzwi z napisem „Zbrojownia”, oraz tuż obok takie same z napisem „Spiżarnia”. Nie poszliśmy jednak do żadnego z tych dwóch pomieszczeń. Zamiast tego skierowaliśmy się schodami po prawo, na górę.
                Znajdowaliśmy się na małym korytarzu, na którym były trzy pokoje, oddzielone od nas drzwiami. Szymon zaprowadził nas do tego po prawej i znaleźliśmy się w ładnie wystrojonym biurze. Szafki i regały idealnie pasowały do biurka i ogromnego fotela stojącego po drugiej stronie. Szymon usiadł właśnie tam i spojrzał na nas.
- Poprosiłbym was teraz o opowiedzenie mi gdzie był wasz obóz i jak przetrwaliście tak długo – powiedział.
Spojrzeliśmy po sobie. W sumie były tutaj osoby, które przetrwały to w różnych miejscach.
                Opowieść zaczął Józef, który streścił szybko to co mówił wcześniej nam. Jego historia była już nam znana. Następnie zaczęła kobieta, którą znaleźliśmy wtedy w lesie. Opowiedziała, że trzymała się z dwójką znajomych i pochodzi z Augustowa. Opowiedziała co nie co o tym jak przeżyła tak długi czas, aż do znalezienia nas. Łysy i Medyk opowiedzieli o swojej jednostce, która upadła i wysłała ich z zapasami do innego oddziału, który również został wybity. W ten sposób zaczęli jeździć po całym kraju i rozdawać swoje zapasy potrzebującym. Ja starałam się opowiedzieć historię całej naszej grupy. Nie chciałam zdradzać zbyt wiele, bo w końcu dlaczego miałabym to robić przed całkowicie nieznajomym mi człowiekiem, ale mimo to opowiadałam. O Królowym Moście, o ludziach, którzy tam byli i o podróży, w której byliśmy od prawie dwóch tygodni.
                Gdy skończyłam Szymon patrzył na mnie z otwartymi oczami.
- Jesteś z Królowego Mostu? – zapytał.
- Tak – odpowiedziałam krótko, odrobinę zmieszana jego reakcją.
- Kto z was jeszcze tam był?
Gigant, Młoda i Najstarszy podnieśli ręce. Szymon otworzył jedną z szuflad w biurku i wyciągnął listę. Zaczął czegoś na niej szukać. Jego reakcja była bardzo dziwna i zaczęła mnie odrobine denerwować, więc spytałam.
- Czy to coś zmienia?
- Oczywiście, że tak! ­– odpowiedział – Szukamy osób z Królowego Mostu na polecenie Dziary. Jest szefem Czerwonych Flar, jest to specjalna grupa z Torunia, która zajmuje się różnymi, ciężkimi zadaniami. Ostatnio dotarła do nas jedna osoba z Królowego Mostu i od tamtego czasu szukamy wszystkich, których ta osoba wymieniła – wytłumaczył.
                Serce zabiło mi szybciej. Ktoś z Królowego Mostu przeżył i był niedaleko? O kogo mogło chodzić?
- O kim mówisz? – wtrącił się do rozmowy Gigant.
- O Erneście, którego możecie znać pod ksywką Kiciuś – powiedział Szymon.
Zakręciło mi się w głowie. Erni był jednym z tych, którzy pojechali wtedy z Bobrem. On mógł coś wiedzieć. Sama wiadomość, że żyje napełniła mnie radością.
- Gdzie… gdzie on teraz jest? – zapytałam.
- Prawdopodobnie w tym momencie wraca do Torunia. Szuka was jeżdżąc autobusem – Zbłąkanym Ocalałym – powiedział Szymon.
                Zbłąkany Ocalały słyszałam już ta nazwę wcześniej. Ta kobieta z dziećmi, którą spotkaliśmy jakiś czas temu. Ona mówiła właśnie o Zbłąkanym Ocalałym. Wszystko zaczęło się układać, czułam szczęście, ale wciąż niedowierzałam w to co usłyszałam. Czy to oznacza, że więcej osób mogło przeżyć ten cały rozłam?
- Czy on przyjedzie tutaj? Gdzie możemy go spotkać? – zapytałam.
- Pojedziecie jutro do Torunia. Pozwoliłbym wam na to dzisiaj, ale niestety przez autostradę na zachodzie przechodzi akurat stado zombie. Jutro powinno już tam być spokojnie. Dzisiaj musicie jeszcze naprawić auto i możecie jechać – powiedział uśmiechając się.
- Dziękujemy – odpowiedział Łysy i zaczęliśmy odwracać się do wyjścia. Nadzieja jaka pojawiła się w moim sercu była ciężka do porównania z czymkolwiek innym. Wierzyłam w to, że spotkam Kiciusia i dzięki niemu znajdziemy kogoś jeszcze, kto przeżył to piekło. Wiadomość o tym, że on żyje była po prostu cudem. Nie widziałam go już od ponad dwóch tygodni. Jak to możliwe, że udało mu się dostać tutaj samemu? Co się stało z Cinkiem i Bobrem? Nie wiedziałam, ale miałam nadzieję, że uda mi się dowiedzieć.
                Gdy chcieliśmy nacisnąć na klamkę, żeby wyjść drzwi otworzyły się i  stanął w nich długowłosy chłopak. Był wysoki, dobrze zbudowany i miał zarośniętą twarz. Jego oczy miały w sobie coś strasznego, chociaż nie były różnokolorowe jak te Łysego. Spojrzał na nas na chwilę po czym przepychając się podszedł do Szymona.
- Jadę na zwiad – rzucił krótko.
- Nie musisz mnie o tym informować – odpowiedział Szymon – Jesteś Czerwoną Flara Filipie, to twoja decyzja.
- Wolę jednak Ci powiedzieć, że jadę w stronę Raciąża, lepiej żebyś to wiedział prawda? – zapytał lekko zbity z tropu.
- Spokojnie, weź paru moich ludzi i jedźcie – to mówiąc odwrócił się do nas – Wy też już idźcie, czas nas goni, a do jutra musicie naprawić samochód.
                Opuściliśmy gabinet Szymona i wróciliśmy do swoich pokoi, żeby przygotować się do wyjścia za ogrodzenie. Około pół godziny później zebraliśmy się przy wyjściu, dokładnie tam gdzie paręnaście godzin temu zostaliśmy znalezieni przez Szymona i jego ludzi. Cała nasza ósemka chciała być przy naprawie samochodu. Trzech ludzi Szymona zapewniło, że będzie nas osłaniało, w razie gdyby znowu pojawiło się dużo zombie.
                Po wyjściu za ogrodzenie zauważyliśmy jak Filip, którego wcześniej widzieliśmy, odjeżdża na wschód razem z dwoma innymi ludźmi. Nie skupiając się jednak na tym zbyt bardzo postanowiliśmy jak najszybciej dotrzeć do auta, które wciąż stało na swoim miejscu. Pod ogrodzeniem leżało teraz bardzo dużo trupów, więc mieliśmy niemałe problemy z wyjściem, ale w końcu sforsowaliśmy kupę ciał i czym prędzej przemierzyliśmy ulicę do miejsca, w którym stał nasz pojazd.
                Ulica była raczej czysta, szwendały się tu teraz niedobitki wczorajszej rzeźni, ale mimo tego chcieliśmy to załatwić jak najszybciej. Łysy otworzył klapę pojazdu i zaczął sprawdzać co mogło się zepsuć. W tym czasie Gigant, Najstarszy i kobieta, która kazała się nam nazywać Ulą, sprawdzali czy nic nie idzie ze wschodniej uliczki, a cała reszta stała po zachodniej stronie. Gigant wykorzystując chwilę podszedł pod ogrodzenie i z radością zauważył, że jego miecz dalej tam leży. Wyciągnął ostrze z niemałym trudem i przypiął je na swoje miejsce.
                Łysy szybko się domyślił, co sprawiło awarię i zaczął naprawę. Spieszyliśmy się, ponieważ wiedzieliśmy, że jutro musimy być znowu w drodze, a przydałoby się odpocząć jak najbardziej. Standardy życia na Czwartym Posterunku były wysokie i mogliśmy tutaj w końcu zaznać trochę wygody. Po chwili grzebania w masce pojazdu Łysy podszedł do stacyjki i przekręcił kluczyki. Auto wydało dziwny dźwięk, ale nie odpaliło. Łysy wrócił do maski i klnąc cicho pod nosem, zaczął dalej się grzebać w środku auta. Dopiero teraz zauważyłam, że nie było tu już w ogóle śniegu, albo zostały jego nędzne resztki. Cieszył mnie ten fakt, bo była to oznaka tego, że powoli, ale jednak, nadchodzi wiosna.
                Nagle usłyszałam krzyk Giganta, która zwiastował nadchodzące niebezpieczeństwo. Rzeczywiście hałasy, które robiliśmy podczas naprawy, musiały być słyszalne z daleka, ponieważ na ulicę zaczęły wypełzać zombie. Były to zapewne niedobitki z wczorajszego wieczora, ale mimo tego liczebnością przewyższały naszą ósemkę. Postanowiłam podejść razem z reszta i pomóc Karolowi, Uli oraz Najstarszemu i zaczęliśmy zabijać żywe trupy.
                Szło nam całkiem składnie, nie ryzykowaliśmy podchodzenia zbyt blisko i staraliśmy się po prostu strzelać. Mieliśmy wciąż bardzo dużo amunicji więc nie baliśmy się tego, że w pewnym momencie będziemy zmuszeni do walki wręcz. Dlatego też ulica rozbrzmiała od pojedynczych strzałów i dźwięku upadających na asfalt ciał. Z każdym strzałem było ich coraz mniej. Udało nam się oczyścić ulicę. Wszyscy przeładowali i załadowali na nowo magazynki na wypadek kolejnego ataku.
                Łysy z radością krzyknął, kiedy auto w końcu odpaliło. Przejechał kawałek i zaparkował pod ogrodzeniem, żebyśmy mieli bliżej w razie konieczności jutrzejszego wyjazdu. Zadowoleni z siebie ruszyliśmy z powrotem do środka. Trafiliśmy akurat na obiad, więc zmęczeni i głodni z radością zaczęliśmy jeść. Co prawda tęskniłam za całą ekipa z Królowego Mostu i cieszyłam się jak dziecko z tego, że niedługo spotkam Kiciusia, a także będę miała szansę spotkania kogoś jeszcze, ale musiałam przyznać sama sobie, że polubiłam ludzi, z którymi podróżowałam.
                Każdy z nich był kimś wyjątkowym. Cieszyłam się, że spotkałam ich i dotarłam z nimi właśnie tutaj, tak blisko celu. Po zjedzeniu obiadu rozeszliśmy się trochę. Gigant oraz Łysy poszli powiedzieć Szymonowi o udanej naprawie auta, a reszta poszła odpocząć. Zajęłam się Młodą i porozmawiałyśmy trochę i pospędzałyśmy czas razem. W sumie czułam teraz jakbyśmy znały się od zawsze, coś jak siostry. Nie zapominał oczywiście o Łapie, która była jej prawdziwą siostrą. Młoda była do niej bardzo podobna, ale z charakteru były dwiema różnymi osobami. Przynajmniej na razie. Chociaż było to mało prawdopodobne, to czułam, że Łapa dalej gdzieś tam jest i przeżyła cały ten koszmar. Może jeszcze kiedyś ją spotkam?
                Pod wieczór poszliśmy wszyscy na kolację i w dobrych humorach omawialiśmy jutrzejsze plany. Mieliśmy wyjechać w miarę wcześniej i popołudniu dojechać do Torunia. Została nam ostatnia prosta i nikt nie wierzył, że w końcu po tak długiej podróży pełnej bólu, strachu i cierpienia uda nam się znaleźć bezpieczne miejsce. Podczas jedzenia dosiadł się do nas na chwilę Szymon i porozmawiał z nami o tym jak mamy się zachować w samej Ostoi.
- Pamiętajcie postarajcie się wjechać na Stare Miasto północnym lub wschodnim wejściem. Powołajcie się na mnie i szukajcie Dziary. On zapewni wam bezpieczeństwo i powie co i jak – wytłumaczył popijając kawę.
- Dziękujemy ci za wszystko – powiedział Medyk.
- Nie ma problemu. Próbujemy odbudować cywilizacje, więc czuje się dumny mogąc być częścią tego projektu – odpowiedział po czym pożegnał się z nami i ruszył do swojego gabinetu.
                Wszyscy byli podnieceni jutrzejszym dniem, ale wiedzieli, że muszą iść spać, żeby mieć siły na jutrzejsza drogę. Było już po północy, a mieliśmy wstać nad ranem, więc żegnając się z resztą poszłam z Młodą do naszego pokoju. Zasnęłyśmy prawie natychmiast i gdy obudziłam się poczułam się dziwnie. Czy naprawdę za parę godzin będziemy częścią Toruńskiej Ostoi Ocalałych? Brzmiało to naprawdę pięknie. Zeszłyśmy na śniadanie. Z naszej grupy nie było jeszcze tylko Najstarszego i Uli, ale wiedzieliśmy, że zaraz dojdą. Szymon też był w stołówce jedząc śniadanie. Przywitał nas skinieniem głowy.
                Jedliśmy w spokoju i po chwili zeszli do nas Najstarszy i Ula. Rozmawialiśmy i ustalaliśmy ostatnie elementy planu, kiedy drzwi otworzyły się na oścież. Wszyscy spojrzeli w stronę wejścia, gdzie działo się coś dziwnego.  Filip, którego poznaliśmy wczoraj, wraz z dwójką towarzyszy, których widzieliśmy gdy naprawialiśmy auto, prowadzili związanego mężczyznę. Był to rosły facet, na pewno sporo starszy ode mnie. Gdy przechodził obok nas ze zgrozą stwierdziłam, że ma tylko jedno oko.
                Szymon szybko podszedł do Filipa i syknął.
- Na cholerę siejesz panikę?
Nie uzyskał jednak odpowiedzi. Poszli wraz z więźniem w stronę gabinetu i zniknęli. Cała sala była cicho, ale ludzie w końcu zaczęli znowu rozmawiać ze sobą i po chwili atmosfera wróciła do normy.
- Jak myślicie, kto to był? – zapytał Gigant.
- Na pewno ktoś niebezpieczny, inaczej nie ciągnęli by go skłutego, w końcu my chodzimy normalnie – stwierdził Egzorcysta.
- Tak czy siak powinniśmy się powoli zbierać – powiedział Łysy – pakujcie się i za piętnaście minut widzimy się przed wejściem. Póki co chodź ze mną Natalio, pożegnamy się z gospodarzem – zaproponował Łysy.
                Zgodziłam się. W końcu Szymon przyjął nas ciepło, jak na grupę nieznajomych, więc wypadało mu za to podziękować. Pożegnaliśmy się z resztą i wraz z Łysym skierowaliśmy nasze kroki w stronę gabinetu Szymona. Zapukaliśmy i po tym jak usłyszeliśmy „wejść” otworzyliśmy drzwi. W środku był teraz Filip, tajemniczy mężczyzna oraz Szymon.
- Chcieliśmy się pożegnać – zaczął Łysy – i podziękować za gościnę. Wyjeżdżamy do Torunia.
- Nie ma sprawy – odpowiedział Szymon – ale ja będę miał do was jeszcze jedną prośbę.
To nas odrobinę zdziwiło. Poczekaliśmy jednak na wytłumaczenie.
- Mianowicie chodzi o to, że weźmiecie ze sobą tego mężczyznę. Musimy go zawieźć do Torunia, podobno wie coś ważnego o osobach, których szukamy. Jesteście w stanie to zrobić?
Spojrzeliśmy na siebie z Łysym. Popatrzyłam również na mężczyznę, który spoglądał na mnie jednym okiem.

- Nie ma problemu – odpowiedziałam.

4 komentarze:

  1. bardzo fajny rozdział bobru
    oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, zaległości, zaległości wszędzie xD

    "Nie był przystojnym mężczyzną, ale miał w sobie to coś, co sprawiało, że dało mu się zaufać." Zabrzmiało to tak jakby tylko przystojnym facetom należało ufać, co jest oczywiście nieprawdą, bo im NAJBARDZIEJ nie wolno ufać :D

    Nie napisałeś co było na śniadanie :(

    "ale niestety przez autostradę na zachodzie przechodzi akurat stado zombie. Jutro powinno już tam być spokojnie." Rozbawiło mnie to zdanie. Tak jakby to była prognoza pogody. Nie zapomnijcie zabrać parasoli! Do jutra :D

    Tak, podoba mi się pomysł odbudowy cywilizacji. Wypali o ile jakiś debil nie zacznie się stawiać, co pewnie jest nieuniknione bo taką mamy naturę. Zawsze w przyrodzie samce walczą o przywództwo. W czasie apokalipsy niestety, podczas takich przepychanek, z reguły dochodzi do rozbicia obozu, ataku zombie i rozwaleniu wszystkiego. Ciekawa jestem jak to potoczy się w Toruniu i jak dobrze są zabezpieczeni przed atakiem hordy.

    To zabawne jak losy bohaterów się krzyżują, choć konfrontacja z łowcą trochę mnie zaskoczyła ;) Myślałam, że standardowo się miną, a później "ola boga, byliśmy tak blisko" xD
    Zastanawia mnie co Łowca im powie i jeśli Natalia dowie się o bobrze to czy nie będzie chciała go szukać, co jest oczywiście głupotą, bo w takiej sytuacji go nie znajdzie. Będą się mijać w nieskończoność.
    Nie wyjaśniłeś czemu go porwali. Liczę, że zostanie to wyjasnione :D

    A tak to teraz życzę wolnego czasu i weny, która przyjdzie pewnie przed ważnymi sprawdzianami z pszyry :P

    Pozdrawiam,
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha prognoza pogody w świecie zombie :D Genialny pomysł :D
      Teraz jak tak patrzę, to to zdanie chyba poprawię, bo jakoś nie ma sensu zbytnio (te o urodzie i zaufaniu). Sam jestem teraz na poziomie pisania ostatniego rozdziału i mam szczerą nadzieję, że gdzieś czegoś nie pomieszałem :P Wyjaśnienie porwania Łowcy można powiedzieć, że się pojawi w kolejnym rozdziale Natalii, więc cierpliwości :P

      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  3. Kurde, czyli jednak nie usunąłeś Łowcy c: No to czekam na rozwiązanie sprawy z Łapą :D
    Rozdział fajny i spokojny, odskocznia od ciągłej akcji, fajnie się to czyta.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń