Rozdział 16, szósty z perspektywy Bobra. Prawdopodobnie najdłuższy rozdział w tym tomie Apokalipsy, chociaż tego jeszcze nie jestem pewien. W tym rozdziale możecie znaleźć wiele nawiązań i powiązań z innymi perspektywami, wiec wypatrujcie tego :) Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.
------------------------------------------------------
Rozdział 16 (Bobru): Nadzieja na jutro
Potwór
w promieniach słońca opuścił Ostrów Mazowiecki pędząc na zachód. Horda zombie
całkowicie opanowała to miasto. Parę godzin później, tuż po moim obudzeniu,
wpatrywałem się ślepo w dach naszego pojazdu rozmyślając. Co zrobiłem nie tak?
Dlaczego się spóźniłem i nie zdołałem uratować Nieznajomej. Na pewno mieli w
tym swój udział czterej ocalali z bloku, Ci którzy rzucali petardy. Cieszyłem
się, że wraz z Jakubem i Łowcą ich zabiliśmy. Byliśmy silną grupą. Każdy z nas
był wyjątkowym ocalałym i dawaliśmy sobie świetnie radę.
Mimo
tego wciąż straciliśmy jedną osobę i nastrój ten zawisł nad nami niczym
złowieszcza chmura. Sołtys chciał, żebyśmy pogadali z Jakubem i zadali mu
odpowiednie pytania zanim go przyjmiemy do naszej społeczności. Według mnie, po
tym co zrobił, było to czystą formalnością, ale obiecałem, że po śniadaniu z
nim porozmawiamy. Cinek był kimś, kto rzadko okazywał emocje. Co prawda nie
rzucał takich wesołych uwag jak zawsze, ale wciąż nie było widać po nim
dokładnie takiego smutku. Łowca również
zachowywał się normalnie. Chociaż podróżował już z nami jakiś czas, to ciągle
nie czuł się całkowicie pewnie. Czułem jednak, że jego czas jeszcze nadejdzie.
Najbardziej
z nas wszystkich przeżyła to jednak Łapa. Zdziwiło mnie to. Może brakowało jej
innej dziewczyny w grupie, pamiętam, że jak ją poznałem to przyjaźniła się z
jakąś dziewczyną i od razu po jej śmierci zaprzyjaźniła się z Nieznajomą. Teraz
straciła również ją, nie mówiąc już o tym, że jej siostra prawdopodobnie
zginęła w ataku na obóz. Próbowałem ją pocieszać, ale nie miała ochoty o tym
rozmawiać. Taka już była.
Śniadanie
postarał się zrobić nam Cinek. O dziwo jak na faceta i to w dodatku bez jednej
ręki wyszło mu to całkiem dobrze. Otworzyło to trochę grupę na żarty, o tym jak
jednoręki twardziel lepiej teraz sobie radzi w kuchni niż z zombie. Oczywiście
Cinek odgryzał się co sprawiało, że cała sytuacja była jeszcze śmieszniejsza.
Po zjedzeniu zacząłem zajmować się obowiązkami. Pomimo wcześniejszej rozmowy z
Sołtysem uznałem, że nie mogę się poddawać i oddawać dowództwa komuś innemu.
Ludzie sami mnie wybrali i mi zaufali. Po tym co stało się z Nieznajomą w
Ostrowie, miałem nowe siły, żeby robić to co mi wychodzi najlepiej.
Na
pierwszym postoju, na małej polance w lesie wysiedliśmy wyprostować nogi, pójść
za potrzebą i tym podobne. Pogoda była coraz lepsza i czułem, że w przeciągu
tygodnia śnieg zacznie topnieć. Usiadłem oparty o drzwi do ładowni razem z
Sołtysem i zawołaliśmy do nas Jakuba. Staruszek posłusznie stanął przed nami.
– Tak? – zapytał,
chociaż wydawało mi się, że dokładnie wie o czym chcemy porozmawiać.
– Musimy pogadać. Może
zacznijmy od najważniejszego pytania, czy ty w ogóle chcesz do nas dołączyć? – zapytałem.
Staruszek zastanawiał się chwilę, ale nawet na sekundę nie
odwrócił wzroku. Patrzył zza okularów chytrymi oczkami w moją stronę.
– Zdecydowanie nie dam
rady iść pieszo, no to chyba nic innego mi nie zostaje – powiedział.
– W takim razie zadamy
ci parę pytań – stwierdził Sołtys.
– Proszę bardzo, mam
ino nadzieje, że to nie są jakieś zboczone pytania – stwierdził rechocząc
wesoło.
Zaśmialiśmy
się razem z nim. Wydawał się pozytywnym człowiekiem.
– Może zaczniemy od
tego, że powiesz nam ile trupów zabiłeś od wybuchu tej cholernej apokalipsy – zaproponowałem.
– Dużo. W cholerę
dużo. Nienawidzę tego chodzącego skurwysyństwa! – wykrzyknął wręcz
spluwając sobie pod nogi.
– Umiesz się
posługiwać bronią? – zapytał Sołtys.
– A nie było widać jak
macham nożycomi? Pewno, że umiem, mój tatko był rzeźnikiem, nauczył mnie tego i
owego – odpowiedział szczerze się uśmiechając.
– A co z bronią palną?
Umiesz strzelać? – dopytywał Sołtys.
– Emm… znaczy się no
coś tam ustrzelę, swego czasu troszkę na kłusownictwie dorabiałem to wiatrówkę
parę razy w rękach miałem – stwierdził starzec.
– Nieźle – stwierdziłem
– A co z ludźmi. Ilu ludzi zabiłeś?
Tutaj staruszek zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
– Piętnastu – odpowiedział.
Odpowiedź mnie trochę zaskoczyła, ale w sumie nawet przy mnie zabił dwójkę w
Ostrowie więc byłem w stanie w to uwierzyć. Zresztą sam nie byłem lepszy.
Zabiłem już niejedną osobę i prawdopodobnie do końca mojego życia zdarzy mi się
zabić ich wiele.
– Ostatnie pytanie – zapowiedział
Sołtys – Kto cię tak okaleczył? Mam na
myśli te rany postrzałowe.
– Sześcioosobowa grupa
– zaczął – czterech mężczyzn, w tym
jeden ogromny z mieczem na plecach, młoda dziewczyna, całkiem ładna oraz
jeszcze młodsza od niej dziewuszka, też całkiem urodziwa. Napadli na mnie w
moim własnym domu i… – zaczął, ale nagle mój mózg pracował na zupełnie
innych obrotach. Duży chłopak z mieczem na plecach? Czy mogło chodzić o
Giganta? Jeżeli tak to to znaczyłoby, że te dwie dziewczyny to Natalia i
młodsza siostra Łapy. Poczułem ciężkie do opisania uczucie – falę niepewności i
szczęścia.
– Powtórz – poprosiłem
po cichu.
– Co? – zapytał
lekko zdziwiony.
– Powtórz to co
powiedziałeś – poprosiłem. Widziałem, że Łapa przysłuchiwała się teraz
rozmowie, tak samo jak Cinek. Sołtys
również spoglądał na starca czekając na jakąkolwiek informacje. Czy to
możliwe, że los związał nas z kimś, kto wie coś o reszcie naszej drużyny? Kim
była ta trójka ludzi? O ile poznałem z opisu Giganta i Natalie, oraz
prawdopodobnie siostrę Łapy, to kim oni mogą być?
– Ludzie, którzy
chcieli mnie zabić. Czwórka młodziaków, w tym jeden z mieczem i wysoki, a
pozostali raczej nie wyróżniający się z tłumu. Oprócz tego dziewczyna,
niewysoka, zgrabna, ładna. Przy niej mała, może dziesięcioletnia. Znacie ich? –
zapytał z zaciekawieniem.
– Gdzie ich widziałeś,
kiedy? Byli cali? – zapytałem podchodząc do niego i czuć coraz większa
nadzieję w sercu.
– Wtedy co mnie
znaleźliście. Uciekałem od nich z mojego gospodarstwa, może trzydzieści
kilometrów między Ostrowem, a Makowem Mazowieckim. Dziewczynki były w dobrym
stanie, ale były wścibskie. Duży chłopak miał ranną nogę. Pozostałe trzy osoby
prawdopodobnie nie żyją, dwie zabiłem własnoręcznie – powiedział patrząc na
mnie nie pewnie. Nie obchodziły mnie te trzy osoby, tak bardzo jak informacja o
tym, że Gigant i Natalia przeżyli atak. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Z
jednej strony chciałem jechać ich szukać, ale z drugiej nie sądziłem, żeby
zostali w miejscu walki. Pewnie ruszyli dalej. Musiałem się dowiedzieć jak
najwięcej.
– Walczyłeś z nimi?
Wiesz może jak się nazywali? Wiesz dokąd zmierzali? – pytania wylewały się
ze mnie strumieniem, ale musiałem wiedzieć jak najwięcej. Poczułem jak gardło
mi się ściska z emocji. Była wciąż nadzieja.
Do
rozmowy nagle dołączyła Łapa, która też chciała się dowiedzieć czegoś więcej.
– A ta mała
dziewczynka? Była ubrana na czarno? Podobna do mnie? Jak jej coś zrobiłeś to
przysięgam, że cię zapierdolę – powiedziała chwytając po pistolet.
– Spokój do cholery! –
krzyknął Łowca obserwując całą sytuację z góry Potwora –Dajcie temu człowiekowi mówić.
– Dziękuje.
Zaatakowali mnie, ale dziewczynkom nic nie zrobiłem. Dużego zacząłem operować,
ale nie udało mi się dokończyć mojego dzieła. Rana była paskudna, ale nie
śmiertelna. Wiem tylko, że do dziewczynki wszyscy zwracali się Młoda, a ci,
których zabiłem pilnowali jej jak oczka w głowie. Niestety musiałem się bronić
i mam cholera nadzieję, że to rozumiecie. Taki jest świat. Co do celu ich
podróży podczas jednej z kolacji mówili coś o Toruniu. Podobno zmierzają do
tamtejszej strefy bezpieczeństwa, tak samo jak wy. A ty kobietko nie podskakuj,
jeżeli nie chcesz skończyć jako pasza skurwieli.
Łapa
była zbyt wybuchowa, żeby puścić te słowa mimo uszu, więc próbowała rzucić się
na Jakuba. Całe szczęście w pogotowiu był Cinek, który złapał ją jedną ręką i z
pomocą Sołtysa uspokoił. Korzystając z sytuacji odszedłem kawałek i
spoglądających na wszystkich zebrałem ich uwagę, zaczynając głośno mówić.
– Przestańcie!
Pomyślcie czasami ludzie. Nie uważacie, że potrzebujemy kolejnych osób, żeby
odbudować to co było w Królowym Moście? Straciliśmy ostatnio Nieznajomą. Wiem,
że każdy jest rozdrażniony z tego powodu i szuka na swój sposób zemsty, ale po
co? Nie widzicie, że to nas niszczy od środka?! Nastały cholernie ciężkie czasy
i wszędzie czekają na nas źli ludzie. Bo dobrych ludzi już nie ma. Zginęli jako
pierwsi. Ci, którzy przeżyli, Ocalali, to zlepek twardych i bezwzględnych osób.
Takim kimś jestem ja oraz wy wszyscy – w tym momencie już cała moja grupa
na mnie patrzyła.
– Ten człowiek dał nam
nadzieję i otworzył mi oczy. Ludzie, którzy byli z nami w Królowym Moście żyją.
Nie wiadomo jak wielu z nich, ale zmierzają w tym samym kierunku co my. Świat
się spierdolił, ale trzymając się razem mamy większe szanse. Pomyślcie tylko co
by się stało gdybym nie wpadł na Jakuba! Pomyślcie co by się stało gdybym nie
dotarł do Królowego Mostu lub nie spotkał Łowcy w Supraślu! Przetrwaliśmy już
ponad dwa miesiące w tym syfie i wiecie co? Nie pozwolę zniszczyć tego co
zbudowaliśmy przez wasze uprzedzenia. Ludzie są najważniejsi i nie możemy ich
od razu przekreślać. Jeżeli chcemy
przetrwać musimy znaleźć osoby dzięki, którym nazwiemy kiedyś jakieś miejsce
domem! – to mówiąc skończyłem przemowę i spojrzałem na wszystkich.
Sołtys
kiwnął głową z aprobata uśmiechając się pod nosem. Reszta zastanawiała się
wciąż. Łapa już trochę ochłonęła i siedziała oparta o Potwora, na miejscu
zajmowanym wcześniej przeze mnie. Czułem emocje i niesamowitą aurę, którą udało
mi się stworzyć w tym miejscu. Ta polanka była pewnym przełomem. Mieliśmy teraz
prawdziwy cel, o wiele ważniejszy niż znalezienie bezpiecznego miejsca. Byli
nimi nasi ludzie.
Czułem,
że naładowałem otaczające mnie osoby nową energią. Jakub dołączył do naszych
szeregów, ciągle go obserwowałem bo wiedziałem, że jeżeli walczył z naszymi
ludźmi to musiał być niebezpieczny. W końcu wątpiłem, żeby Natalia czy Gigant
zaatakowali kogoś jako bandyci. Co prawda apokalipsa zmieniła nas więc teraz
nie byłem pewien niczego.
Po
niecałych dwóch godzinach przed nami pojawił się Maków Mazowiecki. Potwór
zaczął się zatrzymywać, co zdziwiło mnie trochę. W końcu nie planowaliśmy
przeszukiwania tego miasta w celu znalezienia zapasów. To znaczyło, że coś
złego się stało, więc poderwałem się szybko, przerywając czyszczenie pistoletu
i podszedłem do Łowcy, który hamował powoli.
– Co się stało? – zapytałem
patrząc na drogę i widząc pierwsze budynki fabryczne otaczające miasto.
– Paliwo – powiedział
stukając umięśnioną dłonią w licznik pokazujący całkowity jego brak.
– Nie mów, że nie mamy
nic więcej – powiedziałem przerażony tą myślą. W końcu Potwór palił całkiem
sporo paliwa, ale był niczym jeżdżąca twierdza. Mogliśmy tu mieszkać oraz się
stąd bronić. Poza tym powoli przyzwyczaiłem się do życia w tym ogromnym
pojeździe.
– Niestety. Wszystko
poszło się jebać. Musimy zatankować w tym mieście inaczej ruszamy na piechotę –
stwierdził Łowca podnosząc się i chwytając snajperkę – Zwołaj ludzi. Musimy wyznaczyć kto tam pójdzie. Myślę, że po tej twojej
gadce, każdy się będzie rwał. Imponujące młody – powiedział klepiąc mnie po
plecach.
Pięć
minut później wszyscy stali na tyłach Potwora. Łapa łypała co chwilę złowrogo w
stronę Jakuba. Musiałem z nią porozmawiać i ją trochę ostudzić. Kiedy Cinek,
Jakub oraz Łapa stanęli przede mną, żebym wyznaczył, kto gdzie idzie do szeregu
wstąpił Łowca. Zdziwiło mnie to, zazwyczaj wolał zostawać przy Potworze. Czuł
się tam lepiej i w jakiś sposób ciągle budował barierę zaufania, którą teraz
całkowicie zburzył. Chciał zostawić swojego jedynego towarzysza, Potowora w
rękach Sołtysa.
– Idziesz z nami? – zapytałem
Łowcę.
– Dzieciaku mięśnie mi
już zardzewiały, czas w końcu zabawić się w polu – powiedział dziarsko się
uśmiechając. Odwzajemniłem uśmiech i zacząłem się zastanawiać jak rozdzielić
nas na dwie grupy. Miałem ochotę zobaczyć Łowcę z bliska w akcji, ale z kolei
nie mogłem decydować o tym jak pójdziemy tylko na podstawie moich zachcianek.
Słońce
było wysoko na niebie, a w powietrzu było czuć przyjemne ciepło. W porównaniu z
pierwszymi dniami zimy, teraz było wręcz gorąco. Nie musieliśmy nosić już
ciężkich kurtek, zmieniliśmy je na lekkie wiatrówki, odrobinę ocieplane od
środka. Musiałem zadecydować, bo słychać było pierwsze zombie, które poruszały
się gdzieś po mieście. Spojrzałem na wszystkich i postanowiłem.
– Ja pójdę z Łapą
przeszukać stacje, którą widać z daleka, o tam – powiedziałem pokazując
odległy o około kilometr, szyld.
– Reszta z kolei
wyruszy przeszukać północną część miasta. Przeszukujcie samochody, warsztaty i
tym podobne. Nie widzę stąd żadnej innej stacji, ale jeżeli jakąś znajdziecie
to koniecznie ją przeszukajcie. Spróbujcie przynieść tyle paliwa ile się da.
Pasuje wam? – zapytałem. Wszyscy kiwnęli głowami. Zaczęliśmy się
przygotowywać do wyjścia z Łapą, kiedy podszedł do mnie Cinek.
– Stary co zrobić jak
temu starcowi odjebie? – zapytał jak zwykle śmiertelnie poważnie.
– Idziesz z Łowcą,
chyba dacie radę co? – zapytałem uśmiechając się.
– No super, ale z tego
co opowiadał jak go pytaliście o ilość zabitych osób to wydaje się być jakimś
rasowym mordercą. Zresztą z tego co słyszałem od Sołtysa to wymachuje nożycami
jak ja kutasem, a to wielki wyczyn – powiedział po czym oboje wybuchliśmy
serdecznym śmiechem.
– Po prostu na siebie
uważaj kumpel – powiedziałem odchodząc w stronę Łapy.
Moja
towarzyszka wyglądała tak jak zazwyczaj – groźnie i pięknie. Włosy miała
związane w długi warkocz, który schowała pod czarny sweterek. Przy cholewce
buta miała przypięty nóż, za pasem łom, a w znalezionej niedawno kaburze
pistolet. Byliśmy gotowi. Ruszyliśmy
zasypaną ścieżką rowerową i trzymając się jej dotarliśmy na nieduży ryneczek.
Leżało tu parę ciał, co oznaczało, że ktoś tu musiał być przed nami maksymalnie
dwa dni temu. Zapomniałem przekazać reszcie, żeby krzyczeli jakby coś się
działo, ale miałem nadzieję, że sami na to wpadną. Wykorzystując moment sam na
sam z Łapą, chciałem z nią porozmawiać. Poczułem nagle uszczypnięcie w pośladek
i jęknąłem z zaskoczenia.
– Piszczysz jak
dziewczyna – stwierdziła Łapa uśmiechając się zawadiacko.
– Musimy porozmawiać –
powiedziałem łapiąc ją za rękę.
– Nie psuj klimatu.
Nie mów, że chcesz rozmawiać o swojej dziewczynce – powiedziała zbliżając
się do mnie i przyciskając mnie do zimnej ściany budynku za mną.
– Chodzi o ciebie i
Jakuba – zdążyłem powiedzieć po czym poczułem jej usta. Całowała namiętnie,
miałem wrażenie, że mógłbym tak stać całą wieczność. Nie byłem gorszy i
odwzajemniłem pocałunek łapiąc rękoma jej twarz. Czułem ten magiczny dreszcz
podniecenia, ale wiedziałem, że musimy przestać. Najpierw przetrwanie, a potem
przyjemności. Odepchnąłem ją delikatnie.
– Zawsze musimy coś
robić. Nie mamy czasu dla siebie kochasiu – stwierdziła robiąc krok w tył i
penetrując mnie wzrokiem – Musimy, kiedyś
to nadrobić.
Uśmiechnąłem
się i ruszyłem dalej. Podążyła za mną. Zabiliśmy po drodze parę zombie, nie
narażając się zbytnio na ugryzienie. Przemierzaliśmy przez uliczki zablokowane
rozbitymi autami, oraz pełne trupów. Nieżywych trupów. Musiał tędy przejeżdżać
ktoś dobrze uzbrojony z dużą ilością amunicji. Śnieg nie padał od paru dni i
widać było w paru miejscach ślady opon dużego auta. Były mniejsze od opon
Potwora, ale musiały należeć do co najmniej samochodu pół ciężarowego. Oprócz
tego na ulicach walało się sporo łusek po nabojach. Łapa oceniła fachowo, że
ludzie, którzy tedy przejeżdżali strzelali z jakiegoś karabinu, bo łuski były
dłuższe od tych pistoletowych, ale krótsze od tych, którymi strzelał Łowca.
Miałem
nadzieję, że druga grupa sobie radzi. Przy odrobinie szczęścia musieli znaleźć
trochę paliwa. Liczyłem na to, że przyniosą go sporo. Zastanawiałem się też jak
radzi sobie Sołtys, który został sam w Potworze. Jakby ktoś go teraz zaatakował
miałby raczej kiepskie szanse na przeżycie, dlatego spieszyłem się, aby jak
najszybciej zakończyć poszukiwania.
Uliczka
poprzedzająca ulicę, na której była stacja paliw była okupowana przez trupy.
Było to zarazem dobre jak i złe. Dobre, ponieważ nikt tu nie mógł przed nami
być, bo byłoby czysto jak na pozostałych częściach miasta, a źle bo mogliśmy
popełnić błąd, który mógł nas sporo kosztować. Ostrożnie oceniłem sytuacje. Na
skrzyżowaniu skręcającym w prawo było około piętnaście trupów, w tym piątka z
nich poruszała się po terenie ogródków okolicznych domków. Jeżeli byśmy
zdecydowali się przedostawać przez płot bezpośrednio na prawo, to moglibyśmy
ominąć to zagrożenie, ale narobilibyśmy hałasu, co mogło nas narazić.
Spojrzałem pytająco na Łapę. Pokazała mi ręką, żebyśmy zaczęli oczyszczać
uliczkę przed nami. W sumie nie mieliśmy innego wyjścia i tak jakbyśmy znaleźli
paliwo, na co liczyłem, to musielibyśmy pooczyszczać okolicę.
Ruszyłem
pierwszy, zakręcając finezyjnie łomem w ręce. Ofiara numer jeden, zgarbiony
obsypany śniegiem zombie, nie zdążył się nawet obrócić. Dostał łomem w łeb na
tyle mocno, że zakrzywiony metal przebił zgniłą kość czaszki i dotarł do mózgu.
Łapa w tym czasie podeszła po cichu do drugiego i wbiła mu nóż pod gardło.
Pozostałe zaczęły patrzeć w naszą stronę, jakby oceniały czy warto się po nas
fatygować. Oczywiście ich bezwzględna żądza mordu wygrała i po chwili zaczęły
powoli człapać w naszą stronę. Nie chciałem marnować amunicji, ani robić
hałasu. W końcu ktoś tu niedawno był i dalej mógł się kręcić po okolicy, a nie
chciałem powtórki z Ostrowa Mazowieckiego, gdzie wpadłem w ręce czteroosobowej
grupy.
Łapa
walczyła ze mną ramię w ramię i po chwili ten odcinek ulicy był już czysty.
Zombie upadły i już nie wstały. Nie czekając, aż przyjdzie ich więcej
ruszyliśmy przecinając zakręt i trafiając na jedną z uliczek przedmieścia. Na
prawo był nieduży miejski park, który wydawał się być pusty. Na lewo stało parę domków ściśle do siebie
przylegających oraz stacja paliw. Z nadzieją ruszyliśmy w jej kierunku.
Łapa
udała się do sklepu na stacji, żeby zobaczyć, czy tam na zapleczu nie trzymają
jakichś zapasów kanistrów lub samego paliwa, a ja zacząłem sprawdzać dozowniki.
Dwa z nich były kompletnie puste, ale w ostatnim zostało około dwudziestu
litrów paliwa. Rozejrzałem się i znalazłem kanister, który stał przy martwym
zombie. Trup trzymał go pod ręką jakby go pilnował, ale nie ruszał się, a
zombie przecież nie spały, więc musiał nie żyć. Mimo tego, żeby nie ryzykować
podszedłem i uderzyłem go parokrotnie w głowę, żeby dostać się do mózgu.
Gdy
byłem pewien, że nie wstanie wyszarpałem kanister i odkręciłem nakrętkę żeby
zobaczyć czy jest pusty. Okazało się, że był, więc podchodząc do dozownika
zacząłem tankować. Niestety pojemność
tego kanistra wynosiła dziesięć litrów, więc wykorzystałem tylko połowę
zasobów. Żałowałem, że nie wziąłem jednego z kanistrów z Potwora, ale w sumie
nie pomyślałem o tym przy wyjściu. Nagle zobaczyłem, że łapa wychodzi i niesie
w rękach cztery kanistry. Podbiegłem szybko, żeby jej pomóc.
– Wszystkie są pełne?
– zapytałem.
– Nie, większość jest
zapełniona do połowy, albo i mniej, ale zawsze coś, prawda?
– Dopełnijmy je przy
dozowniku, zostało tam jeszcze trochę paliwa – zaproponowałem.
Podeszliśmy
razem i uzupełniliśmy luki w kanistrach. Na oko mieliśmy około trzydziestu paru
litrów paliwa. Ja wziąłem trzy kanistry, a Łapa dwa i zaczęliśmy powoli wracać
do Potwora. Niosło się je ciężko, więc robiliśmy przerwę co jakiś czas. Gdy dochodziliśmy do Potwora słońce było już
znacznie niżej, ale wciąż do zmroku zostało parę godzin. Miałem nadzieję, że
Sołtysowi nic się nie stało, tak samo jak drugiej grupie, która wyruszyła po
paliwo. Wtedy zobaczyłem, że przy Potworze ktoś stoi. Z początku myślałem, że
to Cinek, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to ktoś obcy. Rzuciłem kanistry i
puściłem się biegiem, żeby jak najszybciej pokonać odcinek osiemdziesięciu
metrów, który dzielił mnie od Potwora. Śnieg skrzypiał mocno pod moimi stopami,
gdy w końcu dotarłem na tyle blisko, żeby obejrzeć nieznajomą osobę z bliska.
Łapa stała przy mnie i wyciągnęła pistolet.
Nieznajoma
osoba stała przy drzwiach do ładowni i próbowała je otworzyć. Gdy nas usłyszała
odwróciła się i zdjęła dziwny przedmiot z pleców mierząc do nas. Po chwili
zdałem sobie sprawę, że to jest łuk. Wyciągnąłem pistolet i wymierzyłem do
niej. Była ubrana w grube spodnie, wysokie buty oraz niebieską kurtkę z
niebieską kamizelką. Za pasem miała przewieszony nóż. Miała krótkie blond
włosy, przez co łatwo było ją pomylić z mężczyzną. Na oko była starsza od nas,
ale z pewnością młodsza od Łowcy.
– Witaj, czego tu
szukasz kobieto? – zapytałem spoglądając na nią, nie opuszczając wciąż
broni.
– Znacznie milsze
przywitanie niż te wyciągnięte spluwy –stwierdziła nie opuszczając łuku – Właściwie nie wiem czego szukam, chyba
wszystkiego co może się przydać do przetrwania. Po stanie tego auta
wywnioskowałam, że coś tu znajdę i chyba się nie myliłam. To wasz pojazd? – zapytała.
– Dokładnie. Może
opuścimy bronie i unikniemy niepotrzebnego rozlewu krwi? – zapytałem
opuszczając powoli broń. Skinąłem na Łapę, która zrobiła to co ja. Obserwowałem
nieznajomą i zobaczyłem z ulgą, że ona również opuszcza swój łuk. Zbliżyłem się
do niej powoli.
– Jestem Bobru, a ta
dziewczyna to Łapa. Wątpię, żebyśmy mogli ci pomóc. Niestety, ale zapasów mamy
niedużo i nie mamy jak ich rozdawać – zacząłem.
– Ja jestem Magda. Nie
mam żadnej wymyślnej ksywki. Naprawdę
potrzebuje jedzenia. Nie znalazłam nic od paru dni i niestety, ale chyba będę
zmuszona je wam odebrać siłą jeżeli nie chcecie mi go podarować po dobroci – to
mówiąc zaczęła napinać łuk i celować w moją stronę. Usłyszałem jak Łapa
odbezpiecza pistolet, ale machnąłem do niej ręką, żeby poczekała i zwróciłem
się do Magdy.
– Poczekaj. Nie musimy
wszystkiego rozwiązywać w ten sposób. Są
inne wyjścia – powiedziałem czując,
że sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli.
– Jakie mianowicie? –zapytała
z zaciekawieniem nie opuszczając łuku.
– Po pierwsze rzuć
broń, nie przywykłem do rozmawiania w takich warunkach – stwierdziłem.
– Nie rzucę broni,
jest was dwóch i nie zamierzam się poddać. Szczególnie, że twoja przyjaciółka
ciągle mierzy do mnie z gnata –odpowiedziała gniewnie.
– Jest nas o wiele
więcej i chcę, żeby to wyglądała przyjaźnie zanim komuś coś się do cholery
stanie – krzyknąłem mając już dość upartej dziewczyny.
– Jakoś nie widzę
większej ilości osób – odpowiedziała.
Wtedy
drzwi ładowni się gwałtownie otworzyły i zobaczyłem Sołtysa mierzącego do Magdy
ze strzelby. Dziewczynę opuściły chyba resztki odwagi bo opuściła łuk
posłusznie i spojrzała na mnie.
– Zadowolony? – zapytała.
– Grzeczniej
dziewczyno – krzyknęła Łapa, która również miała dość tej zabawy.
– Spokojnie – powiedziałem
– nie zrobimy ci krzywdy jeżeli nie
zrobisz nic głupiego.
Skwitowała
to milczeniem.
– Tak czy siak już
mówię o co mi chodzi. Jeżeli nie możemy ci dać zapasów co powiesz na to, żeby
dołączyć do nas i sama na nie zapracować? O ile nie jesteś tu z inną grupą – powiedziałem
ciągle mając rękę na pistolecie.
– Nie jestem – odpowiedziała
ze smutkiem w głosie – Chciałam przez
jakiś czas złapać się na Zbłąkanego Ocalałego, ale niestety nie udało mi się,
zawsze opuszczałam przystanek nie na czas.
– Nie wiem o czym za
bardzo mówisz, ale na rozmowy znajdzie się jeszcze czas. Chcesz do nas
dołączyć? – zapytałem podchodząc do niej jeszcze bliżej. Usłyszałem krzyki
z tyłu i odwróciłem się. To był Łowca, Cinek oraz Jakub. Biegli do nas z
kanistrami, które miałem nadzieję były zapełnione. Uspokoiłem ich gestem ręki i
poczekałem, aż podejdą bliżej.
– Chciałbym chociaż
nie wyglądacie na normalnych ludzi – powiedziała.
Podszedłem
bliżej i szepnąłem jej do ucha.
– W tych czasach nie
ma już normalnych ludzi.
Dziewczyna westchnęła ciężko. Wyciągnąłem do niej dłoń,
którą uścisnęła. Z bliska mogłem jej się dokładnie przyjrzeć. Nie była brzydka,
ale kompletnie nie trafiała w mój gust. Spore piersi, słabo widoczne kości
policzkowe, oraz ciemne oczy i mały nosek. Cinek i Łowca zadawali ciągle
pytania, ale teraz musiałem pobiec po upuszczone wcześniej kanistry. Łowca
poszedł ze mną i sam pochwalił się, że znaleźli sporo paliwa w jednym z
warsztatów samochodowych. Pakując wszystkich, razem z nową towarzyszką do
Potwora ruszyliśmy.
Planowałem
przeprowadzić z Magdą rozmowę, taką samą jak z Jakubem wcześniej, ale nie było
teraz na to czasu. Wszyscy byliśmy zmęczeni i głodni. Poprosiłem Łowcy żeby po
zatankowaniu Potwora zjechał gdzieś na
pobocze.
– Jesteśmy wszyscy
wykończeni i strasznie głodni, myślę, że można spędzić noc gdzieś w okolicy –
stwierdziłem, kiedy Łowca wlewał pierwszą partię paliwa do baku.
– To zły pomysł – stwierdziła
Magda. Zaskakiwała mnie jej śmiałość. Dopiero co ją poznaliśmy, a już
wygłaszała swoje zdanie.
– Dlaczego tak
uważasz? – zapytałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie poprawiając łuk wiszący na jej
plecach.
– Bo nadciąga tutaj
ogromne stado zombie. Będą tutaj maksymalnie za parę godzin.
– Skąd to wiesz? – zapytał
Łowca.
– Widziałam je wczoraj
na północ stąd. Prawdopodobnie przejdą tędy i wieczorem ruszą na wschód.
Śledziłam jedno z stad zombie przez długi czas i jestem pewna, że wiem jak to
działa – powiedziała uśmiechając się.
– Niech i tak będzie –
stwierdziłem pomagając Łowcy w ładowaniu kolejnych kanistrów.
Gdy
tylko pojazd był gotowy to odjechaliśmy dalej chowając kanistry na swoje
miejsce. Wszyscy byli zmęczeni i nie dali za bardzo rady rozmawiać. Chociaż
Łapa dyskutowała o czymś z Sołtysem, a Magda dorzucała do rozmowy swoje pięć
groszy co jakiś czas. Czułem, że ta dziewczyna może być całkiem dobrym
sojusznikiem, rozumiała zasady tego świata, chociaż była trochę zbyt pewna
siebie, co mogło ją kiedyś zgubić.
Ruszyliśmy
w stronę Ciechanowa i gdy Łowca prawie zasnął przed kierownicą kazałem mu
koniecznie się zatrzymać na poboczu. Zjedliśmy tam kolację i wszyscy ułożyliśmy
się do snu. Cinek spał na jednym z łożek, drugie okupował Sołtys, a trzecie ja
z Łapą. Magda znalazła sobie kąt, w którym ułożyła prowizoryczne posłanie z
koców. Jakub usnął na siedząco oparty o ścianę ładowni, a Łowca spał jak zwykle
z przodu pojazdu. Robiło się tu powoli
ciasno, ale byliśmy coraz bliżej celu. Musieliśmy po prostu przyspieszyć.
Przytulając się do Łapy pojawiła się w moich myślach Natalia. Chciałem ją
chronić za wszelką cenę, potem myślałem, że zginęła, a teraz Jakub odnowił
naszą nadzieję. Co teraz, spytałem
sam siebie zasypiając.
Nie wiem czy to dobry pomysł, aby Jakub wiedział, że tamta grupa była częścią KM. Zaczynam się obawiać, że on po prostu zaraz wszystkich pozabija w ramach zemsty. Choć po bohaterach wnioskuję, że to ich nie obeszło. Skupili się na informacji, że tamci żyją, natomiast reszta przeszła ta bokiem. Nawet Jakub specjalnie się jakoś nie zbulwersował jak zrozumiał, że byli to znajomi ludzie. Wydaje mi się, że po takiej sytuacji pada zaufanie.
OdpowiedzUsuńWidzę, że łapa coś tu próbowała z Bobrem zmajstrować, ale obowiązki wzięły górę. Czekam na moment, kiedy będzie odrobinę mniej tych obowiązków :P Zastanawia mnie teraz czy Łapa będzie jakoś zabiegać o względy Bobra i rywalizować z Natalią. Po tej krótkiej scenie przed stacją, wydawała się być taka pewna siebie i władcza. Jakby w sumie już założyła, że Bobru do niej należy, albo że ją nie obchodzi istnienie Natalii i mogą sobie być w takiej relacji we troje :D
Zainteresowała mnie Magda i właśnie uważam, że lepiej zbierać się w większe grupy. Choć w TWD tam wszyscy nie byli aż tak ufni. Nawet jeśli komuś chcieli pomóc, to zamykali go w więzieniu xD Sama nie wiem co jest lepsze. Pewnie wszystko ma swoje plusy i minusy.
Z racji, że piszę ten komentarz drugi raz, bo wcześniej google nie zaskoczyło logowania, to nie pamiętam o czym miałam jeszcze napisać.
Tak więc z tego miejsca informuję, że czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam.
P.S.
Przypomniało! Zastanawiałam się czemu nie mogą jeździć Potworem na zmianę. Byliby szybciej w Toruniu.
Może nie umieją prowadzić tira.
UsuńW sumie ludzie nie przejęli się specjalnie bo widzą wiele możliwości, które mogą wyniknąć z walki z kimś takim jak Jakub, a po tym jak im pomógł widzą w nim też przyjaciela. Zresztą nie są na 100 % pewni, że te osoby to ich przyjaciele, chociaż mało na świecie zostało osób takich jak Gigant :P Bobru wie, że musi obserwować Jakuba, a Jakub wie, że musi się jakoś zabezpieczyć przed spotkaniem kogoś z grupy, która może w nim rozpoznać kanibala. Wątek zawiły, ale postaram się jakoś to ułożyć. Póki co, każdy gra swoją rolę :P
UsuńMotyw z Łapą zawsze gdzieś się przewija i jestem pewien, że jego dalsze rozwinięcia będą mega interesujące i zainteresują każdego czytelnika :D A Łapa to już taka dziewczyna, że wie jak zamieszać w głowie ^^
W sumie co do jeżdżenia Potworem na zmianę dałoby się do tego przyczepić, ale biorąc pod uwagę, że z tego całego składu jeździć umie Łapa, Sołtys i Jakub, samochód jest ciężarowy, wiec odrobinę cięższy do jazdy, ludzie chcą odpocząć, a Łowca nie pozwala kierować nikomu, bo to jego ukochany Potwór, ostatni z jego "dawnej grupy" to myślę ,że dałoby się to jakoś podsunąć pod przyczynę :P
Dziękuje za komentarz ^^
Bombu wydaję mi się że piszę się Ostrów Mazowiecka wiem co i owo bo tam mieszkam ale nie jestem pewny możesz to sprawdzić i poprawić jeśli jest błędem bo strasznie mi się to rzuca w oczy
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:Rodzyn
Masz rację, tak się pisze, ale po prostu nie chcę mi się już teraz tego zmieniać :P Jak będę miał chwilę kiedyś to na pewno poprawię ^^
Usuń