sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 13: Coś za coś

Rozdział 13, czwarty z perspektywy Bobra. Sporo akcji, mało czasu na odetchnięcie i spore zaskoczenie w końcówce - tego możecie się spodziewać w tym rozdziale. Rozwinę tu parę wątków, a niektóre coraz bardziej oddalą się od głównej fabuły. Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.

------------------------------------------------------

Rozdział 13: Coś za coś


                Ruszyliśmy prawie natychmiast po tym jak usłyszeliśmy petardy. Zeszliśmy razem z Łowcą i zapakowaliśmy się do pojazdu. Czułem nieprzyjemne uczucie, czegoś na pograniczu strachu z przerażeniem. Mają kłopoty. Możliwe, że wpadli na innych i właśnie w tym momencie giną. Usiadłem na siedzeniu pasażera obok Łowcy, który przekręcił kluczyk w stacyjce i włączył ryczący silnik Potwora. Sołtys spojrzał na mnie pytająco, ale widocznie moja twarz mówiła sama za siebie, bo nie spytał o co chodzi. Zerknąłem do tyłu na Jakuba, który spał smacznie i zazdrościłem mu faktu, że nie ma już nic do stracenia, nie ma osób, o które musi się troszczyć. Ja byłem ich przywódcą i nawet jeżeli ktoś miał mnie zastąpić na jakiś czas to nic nie zmieni. Wciąż będę się bał i oddam wszystko, żeby im pomóc.
                Księżyc wisiał wysoko nad nami, oświetlając miasto i jego okolicę upiornym blaskiem. Po odbiciu się od śniegu sprawiał, że cała okolica mieniła się na żółto oraz czarno. Podczas wykręcania Potwora, który stał tyłem do miasta, zobaczyłem kolejne blaski petard. To co ich tam spotkało, musiało być czymś naprawdę niebezpiecznym skoro nawet Łapa zdecydowała się na narobienie hałasu. Czy to tylko zombie, które widzieliśmy z tira razem z Łowcą? A może inna grupa ocalałych? Łowca zakręcił ostro i już po chwili jechaliśmy w odpowiednim kierunku. Zjeżdżaliśmy z naprawdę dużą prędkością, z górki, w stronę miasta. Przeładowałem swój pistolet i poprawiłem łom u pasa, ubierając się powoli. Starałem się ochłonąć, ale nie było to łatwe.
                Wjechaliśmy pomiędzy budynki z dużą prędkością, ale widząc główna ulicę miasta zobaczyliśmy, że przejechanie tędy nie będzie łatwe. Wyglądała ona  trochę jak ta, którą mijałem dawno temu idąc w stronę sklepu z bronią na Lwowską. Było tu mnóstwo wraków, chociaż sama ulica była znacznie mniejsza, co sprawiło, że praktycznie nie mieliśmy jak tędy przejechać. Już tutaj zobaczyliśmy pierwsze trupy i gdy Potwór się zatrzymał w pełni zrozumiałem beznadziejność tej sytuacji. Musieliśmy przejść jakieś dwieście-trzysta metrów na piechotę i wrócić. Dodatkowo jedynym w pełni sprawnym człowiekiem w Potworze byłem ja, Łowca musiał tutaj zostać, żeby szybko nas stąd zabrać, a Sołtys był zwyczajnie za wolny, żeby szybko załatwić tą akcję. Łowca spojrzał na mnie, swoim jedynym okiem, dając mi do zrozumienia, że muszę iść sam.
                Wyszliśmy we dwójkę i zobaczyłem jak mężczyzna wspina się na górę Potwora ze snajperką i rozgląda się. Po chwili dał mi znak, że mogę iść i pokazał, która uliczka doprowadzi mnie do celu. Śnieg skrzypiał pod moimi nogami, gdy biegłem sprintem w wskazaną stronę. Nie atakowałem pojedynczych zombie, które mijałem. Nie było na to zwyczajnie czasu. Skręciłem w uliczkę, która była całkowicie pusta i z narastającymi obawami nasłuchiwałem dźwięków zombie, znajdujących się na ulicy, na którą biegłem. Słyszałem ich naprawdę mnóstwo. Towarzyszyły temu też wystrzały ze strzelby. Nie byłem pewien czy to ktoś z naszych czy nie. Adrenalina narastała z każdym krokiem w kierunku nieznanego zagrożenia.
                Wybiegłem z uliczki na całkiem sporą ulicę, która była otoczona budynkami z każdej strony i skręcała na południe, gdzie widzieliśmy z Łowcą mnóstwo zombie. Zdążyły one już całkowicie zanieczyścić to miejsce, a było ich naprawdę dużo. Widziałem jak dziesiątki z nich obijają się o drzwi jednego z budynków, który z daleka wyglądał na sklep z tanią odzieżą. Drugie tyle trupów szwendało się po ulicy idąc w moją stronę. Kompletnie nie wiedziałem co robić. Nagle usłyszałem huk i zobaczyłem, że z jednego budynku, naprzeciwko sklepu z odzieżą, wypada petarda. Budynek był niskim, trzypiętrowym, blokiem mieszkalnym, a sama petarda wyleciała z drugiego piętra. Czyli tam był ktoś z naszych. Pod budynkiem znajdowało się parę trupów, ale nie było tam aż tak niebezpiecznie jak na pozostałej części ulicy.
                Pobiegłem w tą stronę, ale szybko zauważyłem, że nie będzie to takie proste. Zombie było coraz więcej i musiałem powoli zacząć je zabijać, inaczej sam zostanę odcięty od możliwości ucieczki i zginę. Pierwsze dwa trupy nie sprawiły mi problemu, były wolne, a moje uderzenia były celne i potężne. Trzeci sprawił mi problem, gdyż zaszedł mnie od prawego boku, przez co musiałem zmienić szybko pistolet, który trzymałem w lewej z łomem, który dzierżyłem w prawicy, co kosztowało mnie parę cennych sekund i sprawiło, że uderzenie nie było na tyle mocne, żeby przebić się przez czaszkę trupa. Odepchnęło go jednak na tyle, żebym mógł odzyskać równowagę i uderzyć go kolejne dwa razy, tym samym dostając się do mózgu i zabijając zombie.
                Miedzy mną, a blokiem, z którego raz po razie wylatywały petardy zauważyłem około dziesięciu trupów. Przy samym wejściu było ich także parę, więc musiałem mocno uważać. Kolejne dwa trupy szły do mnie z dwóch przeciwnych stron. Skróciłem dystans do tego po lewej skokiem, po czym nadziałem go na łom. Gdy trup upadł, wyciągnąłem moją broń i wbiłem pod odpowiednim kątem w gardło, żeby dotrzeć w ten sposób do mózgu. Udało mi się. Zombie znieruchomiał, ale nie miałem czasu go podziwiać bo od tyłu zachodził mnie kolejny przeciwnik. Tym razem zamiast od razu atakować okolicę jego mózgu, skupiłem się na nogach. Kopnąłem go z całej siły w kolano i z satysfakcją usłyszałem symfonię trzasku kości i obserwowałem jak zombie przechyla się do tyłu i jak wspierany całym ciężarem na połamanej nodze upada i już nie wstaje, chociaż dalej wierzga starając się dopaść mnie za wszelką cenę. Machał ręką i warczał, ale ja nie miałem czasu go dobić, więc odwróciłem się, aby oczyścić wejście do bloku.
                Niestety moja walka przyciągała kolejne trupy i zadanie przez to było jeszcze trudniejsze. Wejście do bloku było prawie całkowicie zablokowane, a do mnie szło ich jeszcze więcej. Oceniłem na szybko wszystkie możliwe wyjścia i dalej nie miałem pojęcia jak dostanę się do środka bloku. Było naprawdę ciemno i chwila nieuwagi mogła mnie kosztować życie. Nagle wpadłem na genialny pomysł. Z okna wyleciała kolejna petarda, która na chwilę oświetliła mi uliczkę. Wtedy znalazłem przejście na tyły bloku. Tak jak myślałem, było tam znacznie spokojniej. Kręciło się tu zaledwie pięć trupów. Starając się przekraść jak najciszej przeskoczyłem przez płot do ogródków otaczających balkony w mieszkaniach na parterze. Poczułem strach, gdyby zombie otoczyły blok także z tej strony to nie będzie już żadnej drogi ucieczki. Dlatego najciszej jak potrafiłem podszedłem do jednego z balkonów na parterze i podskakując podciągnąłem się na barierce. Byłem w bloku.
                Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem, że zombie mnie nie wyczuły. Chyba wszystkie podążały do petard, które raz za razem wybuchały z przodu budynku. Zastanawiało mnie czemu Łapa marnuje ich, aż tyle, przecież słyszałem je już od jakiegoś czasu. Chyba nie myślała, że ją zostawię tutaj razem z przyjacielem i Nieznajomą. Drzwi od balkonu oczywiście były zamknięte, więc musiałem narobić trochę hałasu zbijając szybę obok i otwierając je, a nawet wtedy miałem sporo problemów, ponieważ klamka chodziła tak ciężko, że ledwo nią mogłem poruszać. Całe szczęście po chwili udało mi się sforsować tą przeszkodę i wszedłem do mrocznego mieszkania. Nie miałem żadnego źródła światła, więc miałem nadzieję, że zombie nie ma w budynku. Parę razy wpadłem na meble, zanim w końcu znalazłem drzwi wyjściowe z mieszkania. Tam przekonałem się, że budynek nie jest jednak czysty.
                Zombie zaszarżował na mnie chwilę po opuszczeniu lokum. Nie spodziewałem się tego kompletnie, więc szybko zostałem zepchnięty na ścianę. Uderzenie plecami nie było najprzyjemniejsze i co gorsza zamroczyło mnie na chwilę, ale szybko się ocknąłem i złapałem oburącz głowę zombie, którego dzieliło parę centymetrów od ugryzienia mnie. Nagle usłyszałem hałas i zobaczyłem na górze schodów światło. Ktoś tu szedł. Z całych sił starałem się odepchnąć trupa, ale nie dawałem rady, był coraz bliżej z każdą sekundą. Cuchnął straszliwe, a jego twarz lepiła się od krwi.  Czułem jak moje ręce powoli wysiadają, kiedy ktoś zaczął świecić na mnie i trupa. Wtedy wszystko przyspieszyło. Ja puściłem głowę trupa, który otworzył mordę, żeby mnie ugryźć, ale nie zdążył bo ktoś odciągnął go do tyłu. Ciężko mi było zobaczyć kto bo światło świeciło mi po oczach, ale liczyłem, że za chwilę zobaczę Łapę, Cinka oraz Nieznajomą.
                Przeliczyłem się. Ktoś przystawił mi lufę do skroni i odezwał się nieprzyjemnym, ochrypłym głosem.
- To chyba przyjaciel naszych ptaszków.
Teraz widziałem dokładnie. Stał przy mnie mężczyzna, z paskudną blizną biegnącą od prawie łysej głowy, przez małe oczka, orli nos i wąskie usta, aż do owłosionej, wysuniętej szczęki. Był całkiem rosły. Latarkę trzymała kobieta, ale z pewnością nie była to Łapa. Miała blond włosy i ubrana była w dresowe spodnie i bluzę. W drugiej ręce trzymała kij, a na klatce piersiowej, pomiędzy piersiami przewinięta była paskiem, który utrzymywał kaburę, w której z kolei był pistolet. Mężczyzna podniósł mnie i wykręcając rękę poprowadził na górę.
                Czułem bardziej zażenowanie niż strach. Jak mogłem się dać tak złapać. Jakim cudem mieli oni petardy, które dałem Łapie? Gdzie byli moi przyjaciele? Pytania przelatywały przez moją głowę, choć wiedziałem, że raczej niczego się nie dowiem. Byłem w beznadziejnej sytuacji. Mężczyzna pociągnął mnie dwa piętra wyżej, gdzie jedne drzwi stały otworem. Wprowadził mnie do mieszkania, po czym wszedł do jednego z pokoi i rzucił mnie brutalnie na podłogę. Usłyszałem trzask zamykanych drzwi po czym zauważyłem, że w pokoju są jeszcze dwie osoby. Dwóch chłopaków w moim wieku. Obaj wyglądali podobnie, byli łysi i mieli w rękach bronie palne. Wysocy i całkiem dobrze zbudowani, musieli być przed apokalipsą zwykłymi „dresami”. Serce podeszło mi do gardła, kiedy zobaczyłem jednego z nich w świetle latarki. Znałem go. To był jeden z ludzi Alexa, którzy uciekli z polanki, dawno temu, kiedy odbijałem Królowy Most z rąk mojego wroga.
                Co prawda wyglądałem teraz zupełnie inaczej, ale wiedziałem, że jeżeli mnie pozna będę skończony. Jakim cudem on znalazł się tutaj? Byłem praktycznie pewien, że po ucieczce z polany, przeżył parę dni i zginął gdzieś zagryziony przez zombie. Jednak dotarł, aż tutaj z trójką innych ludzi. Blondynka poświeciła na mnie, a ten z blizną kucnął obok i spojrzał mi w oczy.
- To twoi przyjaciele są teraz w sklepie po drugiej stronie prawda? – zapytał.
- Czego ode mnie chcecie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Małej pomocy – uśmiechnął się paskudnie – Te dwie kurwy, które tam teraz są zabiły jednego z naszych ludzi. Miały szczęście, bo koleś i tak już zdychał od choroby, ale liczy się fakt.
Przerwał na chwilę rozmowę, żeby zobaczyć, jak człowiek Alexa wyrzuca przez okno kolejną podpaloną petardę.
- Moja propozycja jest prosta, chcesz opuścić to miasto z przyjaciółmi? Oddasz nam pojazd, którym tu przybyliście – powiedział człowiek z blizną.
- Nie możecie sobie wziąć, któregoś z stojących na ulicy? Jestem pewien, że połowa z nich działa. Zresztą skąd pomysł, że jesteśmy w posiadaniu jakiegoś auta? – zapytałem.
- To proste. Tamci w sklepie przeszukiwali to miasto, a nie robili by tego, gdybyście byli stąd. Czyli, że przyszliście z innego miejsca. W taką pogodę, nie ma kurwa szans, żeby czteroosobowa grupa po prostu sobie podróżowała z buta. Poza tym jesteś prawie nie uzbrojony, więc musisz gdzieś chować swoje zapasy – wydedukował – Jeżeli chcesz szybko wrócić do przyjaciół radzę ci szybko pokazać, gdzie jest wasz pojazd inaczej… - kontynuował.
- Zabijesz mnie i moich przyjaciół – dokończyłem.
- Pierdol się. Nie oceniaj ludzi swoją miarką – odezwała się blondyna.
- Uspokój się – uciszył ją człowiek z blizną – Nic wam się nie stanie. Nie jesteśmy takimi jebanymi dzikusami jak wy. Gdy twoi ludzie nas zobaczyli, nawet nie starali się rozmawiać. Po prostu zaczęli strzelać.
                Zrobiło mi się głupio. Jakimś cudem moja grupa wypadała na jeszcze większych bandytów, niż ta czwórka. Musiałem działać. Czy jeżeli zaprowadzę ich do Potwora to zaskoczę ich i zdołam przegonić? Tak czy siak nie obędzie się bez trupów. Dalej miałem w kieszeni pistolet, nie przeszukali mnie jeszcze, co było sporym plusem.  Musiałem zaryzykować.
- Jeżeli się zgodzę, to pomożecie moim ludziom z sklepu z odzieżą? – zapytałem.
- Czy ja wyglądam na niańkę? Zaprowadzisz nas do swojego samochodu, wywalisz co ci będzie potrzebne, odjedziemy i sobie po nich wrócisz. Nie jesteśmy, aż tacy, zapasy są wasze, my mamy swoje i nie potrzebujemy więcej – odpowiedział człowiek z blizną – Cieszę się, że dobiliśmy targu. Swoją drogą jestem Krzysztof – to mówiąc wyciągnął do mnie rękę.
- Mariusz – powiedziałem podając mu swoją i uciskając. Nie mogłem podać swojego pierwszego imienia, ani ksywki, były zbyt charakterystyczne, a wtedy człowiek Alexa rozpoznałby mnie w sekundę.
- Widzisz Mariusz? Idzie się dogadać w tych czasach. Ta blondynka, która świeci ci po oczach to Justyna, a ta dwójka to Artur i Kazik – wskazał resztę swoich towarzyszy -  To co wyruszamy? Twoi ludzie długo już nie pociągną w tym sklepiku więc czas nas goni.
                Wstałem powoli i razem z czwórką bandytów opuściłem mieszkanie. Zeszliśmy po klatce schodowej, zabijając jednego trupa, który tutaj wszedł i zeskoczyliśmy tym samym balkonem, którym tutaj wszedłem. Człowiek z blizną pilnował mnie idąc ze mną ramię w ramię i trzymając ciągle rękę na spuście pistoletu. O ile tyły bloku były opustoszałe to ulica z przodu bloku była istnym piekłem. Zebrało się tam teraz mnóstwo zombie. Ominęliśmy ją zmierzając w stronę Potwora. W głowie układałem plan jak to wszystko rozegrać. Krzysztof nie wiedział, że w aucie, które tak naprawdę było tirem znajduje się trzech moich kompanów. Prawdopodobnie jak zobaczą, że prowadzą mnie obcy ludzie z bronią zaczną strzelać, więc będę musiał być naprawdę ostrożny. Jeżeli Łowca będzie dalej leżał na dachu to zauważy nas dosyć szybko. Z tego co zdążyłem zauważyć podczas akcji przy helikopterze, to może oddawać strzały raz na około pięć sekund. Czy to się uda?
                Weszliśmy w piątkę na ulicę, na której końcu widziałem Potwora. Szwendało się tu teraz o wiele więcej trupów.  Nie wiedziałem czego dokładnie się teraz spodziewać, ale poinformowałem o tym resztę.
- Widzicie tego tira na końcu tej ulicy? – zapytałem.
- Ciężko nie zauważyć – skwitował Krzysztof.
- To jest nasz środek transportu – odpowiedziałem krótko.
Przywódca bandytów otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- To… to robi wrażenie. Na pewno pomoże nam w przetrwaniu. Wszystko opiera się na zaufaniu. Czy powinniśmy wiedzieć coś jeszcze zanim przedrzemy się przez trupy i tam wejdziemy? – zapytał.
- Tak. Jest tam jeszcze jedna osoba, starzec, którego spotkaliśmy przed miastem. Jest w kiepskim stanie, więc przydałaby mi się pomoc w wyniesieniu go – powiedziałem, nie wspominając wciąż o Sołtysie Adamie oraz Łowcy.
- Nie ma problemu. Zadziwia mnie twoja szczerość Mariusz. Widać, że troszczysz się o swoich ludzi i wolisz uniknąć rozlewu krwi – powiedział człowiek z blizną.
                Szliśmy zwartą grupą samym środkiem ulicy. Spodziewałem się strzału ze strony Łowcy, więc miałem rękę na pistolecie, ale nic się nie działo. Czyżby poszedł mnie szukać i minął się z nami? Grupa bandytów zabijała każdego zombie, który do nas podchodził. Kiedy byliśmy na środku ulicy usłyszałem otwierane drzwi ładowni. Serce stanęło mi z przerażenia. Czyżby to Sołtys? Jeżeli zauważyli mnie wcześniej powinni się gdzieś schować, albo zaatakować, a nie po prostu się pokazywać wrogom. Moi towarzysze przystanęli i zaczęli mierzyć w stronę Potwora z broni. Zobaczyłem postać idącą w tą stronę. Zbliżała się coraz bardziej, unikając na tyle na ile to możliwe zombie. Chciałbym zobaczyć mój wyraz twarzy, kiedy zobaczyłem idącego w naszą stronę Jakuba. Starzec pomimo wypadku motocyklowego szedł do nas szybkim i żywym krokiem. Nie miał w rękach żadnej broni.
                Podszedł do mnie i do reszty i przywitał się.
- Witam, co tu się wyrabia? – zapytał z rozbawieniem na twarzy. Nie wiedziałem za bardzo czy trawi go gorączka, czy nie rozumie powagi sytuacji.
- Mariusz, to ten starzec , o którym nam opowiadałeś? Co on tutaj robi?  Podobno źle się czuł – powiedział z zdenerwowaniem w głosie Krzysztof. I wtedy się zaczęło. Jakub doskoczył do nas w pół sekundy i powalił mnie na ziemię równocześnie wyjmując dziwne narzędzie z rękawa i wbijając je w nogę Artura, który po chwili upadł krzycząc z bólu. Następnie uderzyła nas fala światła i cała trójka, która była jeszcze na nogach zasłoniła oczy przed światłami Potwora, które świeciły niczym dwa potężne reflektory. Dosłownie parę sekund później padł strzał i zobaczyłem jak Justyna upada z ogromną dziurą w miejscu gdzie powinna być górna część jej twarzy. Jakub podniósł się wtedy i zobaczyłem parę nożyc, dosyć sporego rozmiaru, którymi zawirował w ręce i po chwili odciął nimi rękę Krzysztofa. Kazik, zaczął uciekać, ale usłyszałem kolejny strzał i zobaczyłem jak upada z otworem w plecach, przez który można by przerzucić butelkę wody.
                Byłem tak zszokowany szybkością i gwałtownością wydarzeń, że tylko leżałem i się patrzyłem, ale teraz ocknąłem się i wyciągnąłem z kieszeni pistolet. Wymierzyłem nim w leżącego Krzysztofa obserwując jeszcze, jak Jakub ciągnie Artura na bok, gdzie znajdował się jeden z zombie. Gdy tylko Jakub się odsunął trup skoczył na Artura i wgryzł się w jego bark. Jego krzyki rozeszły się po całej okolicy. Ja spojrzałem w oczy Krzysztofa, które były przepełnione mieszanką strachu i nienawiści.
- Ty skurwielu. Okłamałeś mnie – wysyczał do mnie człowiek z blizną.
- W tych czasach nie możesz ufać nikomu – powiedziałem, po czym strzeliłem mu w głowę. Opadłem na kolana i przetarłem drżącymi rękoma twarz. To co tu się stało to była istna masakra, ale to jeszcze nie koniec. Spojrzałem na Jakuba i przez głowę przeszło mi mnóstwo pytań. Kim on był? Walczył jak diabeł wcielony pomimo tego, że wyglądał jakby jedną noga stał już w grobie.  Pomógł mi wstać i razem wróciliśmy do Potwora.
- To było… imponujące – powiedziałem.
- W swoim długim życiu nauczyłem się tego i tamtego – powiedział rechocząc jak rasowy kryminalista.
Wszedłem do Potwora, gdzie na stanowisku kierowcy siedział Sołtys, który właśnie gasił światła. Po chwili zszedł do nas Łowca. Zasypali mnie wodospadem pytań, więc jak najszybciej streściłem im co musimy zrobić i powiedziałem, że znowu ruszam na tamtą ulicę. Jakub zaoferował mi swoją pomoc. Gdybym nie widział co zrobił przed chwilą z tamtymi ludźmi to bym go wyśmiał, ale teraz cieszyłem się z dużej pomocy. Łowca usiadł na siedzeniu kierowcy i przejechał do przodu, obijając o kolce i blach paręnaście zombie i sprawiając, że droga stąd na ulicę z sklepem odzieżowym była znacznie krótsza i mniej niebezpieczna. Kiedy zaparkował spojrzał na mnie.
- Bobru tym razem nie sprowadź nikogo nowego, bo nie wiem czy drugi raz wyjdzie nam taki numer. Poza tym śpieszcie się do cholery, te petardy i strzały słychać było z paru kilometrów, musimy stąd jak najszybciej odjechać – powiedział poważnie.
- Postaram się – odpowiedziałem wyskakując z ładowni razem z Jakubem.  Gdy szliśmy przez boczną uliczkę spojrzał na mnie.
- Dziękuje za pomoc na ulicy. Gdyby nie wy to bym był truposzem jak nic – powiedział.
- Boję się pomyśleć, kto cię tak urządził, skoro tamta czwórka nie była dla ciebie wyzwaniem – odpowiedziałem.
- Jeżeli przeżyjemy to miasto to ci opowiem. Zresztą cholera nie jestem taki silny, ręce mnie bolą – stwierdził masując się po ramieniu.
                Wkroczyliśmy jeszcze raz na ulicę ze sklepem odzieżowym i gdy zobaczyliśmy ile jest tam trupów to Jakub skwitował to krótkim aczkolwiek treściwym ”Ja pierdolę”. Miałem jednak pewien plan. Idąc wzdłuż budynków unikaliśmy zombie, które były skupione na bloku mieszkalnym oraz sklepie i dzięki temu dotarliśmy prawie pod sam cel naszej wyprawy. Wtedy skręciliśmy w tylną uliczkę i zobaczyliśmy około dziesięciu trupów, kontener na śmieci i zablokowane przez niego drzwi na tyły sklepu. Takie budynki zawsze miały tylne wejścia, którymi dostawcy podawali skrzynie z ubraniami. To była nasza szansa. Dałem znak Jakubowi i rozpoczęliśmy atak. Pierwszy z trupów padł w chwilę po tym jak Jakub wbił mu nożyce prosto w głowę, po czym wyciągnął je uwalniając strumień krwi. Ja zabiłem drugiego trochę mnie spektakularnie, ponieważ przycisnąłem go do ściany sklepu łomem w okolicach szyi i nacisnąłem z całej siły sprawiając, że oczy pod ciśnieniem wyleciały z głowy trupa po czym wbiłem łapkę łomu w oczodół i przekręciłem niszcząc mózg.
                 Kiedy się odwróciłem zobaczyłem, że Jakub w tym czasie poradził sobie z kolejnymi trzema i zabierał się za czwartego. Znał się na zabijaniu zombie i był całkiem precyzyjny bo każdy jego atak trafiał, albo w gardło, albo w głowę, co zawsze kończyło się śmiercią trupa. Podbiegłem do kontenera, przy którym były trzy kolejne trupy i szybkimi uderzeniami łomu wyeliminowałem kolejne dwa i gdy zabierałem się za trzeciego poczułem jak coś ciągnie mnie za nogę. Był to zombie. Straciłem równowagę, ale całe szczęście w pobliżu był Jakub, który jak zauważył to co się stało szybko podbiegł do trupa i zakończył jego przeklęty żywot.
                Gdy ostatni z wrogów padł, podeszliśmy do kontenera i zaczęliśmy się z nim mocować. Usłyszałem dźwięk pękającej szyby. Czyżby zombie wdarły się do sklepu? Wyprężyłem się i naciskając z Jakubem na kontener zacząłem go przesuwać. Był ciężki jakby w środku były kamienie lub ciała. Wolałem jednak tego nie sprawdzać. Gdy zrobiło się trochę miejsca od razu skoczyłem na drzwi próbując je otworzyć. Czasu było coraz mniej, teraz byłem pewien, że zombie weszły do sklepu z odzieżą. Nie mogąc pokonać zamka wyciągnąłem pistolet i pewnym strzałem, z głośnym trzaskiem, utorowałem sobie wejście.
                W sklepie było bardzo ciemno, mimo tego słyszałem dokładnie, gdzie coś się dzieje. Ruszyłem biegiem z Jakubem w stronę hałasu i zobaczyłem nagle drzwi przesunięte deską, która blokowała drogę do właściwej części sklepu. Podważyłem ją i odrzuciłem na bok otwierając na oścież drzwi. Zobaczyłem piekło. W pomieszczeniu było już mnóstwo trupów, a tuż obok nas stał przyparty do ściany Cinek. Obok niego klęczała Łapa. Trzymała kogoś w rękach. Oczy zaszły mi łzami, kiedy zobaczyłem, że w rękach Łapy spoczywa Nieznajoma. Na jej szyi widniało paskudnie głębokie ugryzienie i całą bluzę miała we krwi. Była nie do uratowania, spóźniłem się.  O ile dało się odciąć zarazę ucinając Cinkowi rękę, to wycięcie takiego kawałka ciała z szyi było nierealne. Stanąłem jak wryty. Jakub jednak myślał trzeźwo. Zauważył, że między ladami stoi kosz z ubraniami, a lada chwila miały tędy przejść zombie. Ruszył do przodu i zaczął pchać kosz, żeby zablokować wejście.
                Kosz sięgał mi wysokością do pasa i był bardzo ciężki, więc starając się wziąć w garść pomogłem mu. Po chwili droga między ladami była zablokowana i dała nam chwilę do działania. Od razu gdy do Cinka dotarło, że to ja wszedłem do pomieszczenia podbiegł do mnie i uścisnął serdecznie.
- Kurwa miałeś rację. Nie chcę już chodzić na te wyprawy – powiedział żartobliwie spoglądając na Jakuba – A to kto brat Sołtysa?
- To jest Jakub. Później ci powiem więcej, musimy stąd uciekać. Łapo! – zawołałem.
Łapa dalej trzymała konającą Nieznajomą, jednak gdy usłyszała mój głos to odwróciła się i wskazała na ciało przyjaciółki, jakbym go nie widział, albo nie zdawał sobie sprawy, że ona umiera. Kazałem Jakubowi i Cinkowi kierować się do wyjścia, a sam podbiegłem do Łapy. Zombie naciskały na naszą barykadę coraz mocniej i lada chwila przebiją się i skończymy jako ich pożywienie. Musiałem się spieszyć. Podszedłem do ciemnowłosej dziewczyny.
- Musimy stąd uciekać. Proszę cię, ona zaraz się przemieni, nie chciałaby żebyśmy narażali się z jej powodu – próbowałem wyperswadować.
- Nie mogę jej tu zostawić… Zombie ją dorwał, to była chwila. Czemu tak się stało… Po drugiej stronie ulicy są ocalali. Oni i tak nas zabiją, to przez nich… - mamrotała. Widziałem, że jest na skraju wyczerpania zarówno fizycznego jak i psychicznego.
- Zabiłem ich. Razem z Łowcą i Jakubem – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Kim… kim jest Jakub? – zapytała widocznie nie wytrzymując już trzymania Nieznajomej, która łapała ostatnie oddechy przed dołączeniem do legionu żywych trupów. Pomogłem Łapie wstać, zarzucając sobie jej rękę o szyję. Ledwo trzymała się na nogach. Już miałem opuszczać pomieszczenie, ponieważ pierwszy zombie wspinał się przez kosz z ubraniami w naszą stronę, kiedy obróciłem się i spojrzałem na Nieznajomą.
                Była kimś ważnym. Spojrzała na mnie gasnącym z każdą sekundą wzrokiem i uśmiechnęła się słabo. Następnie zamknęła oczy. Umarła. Poczułem ogromny smutek, który mieszał się ze zmęczeniem sprawiając, że byłem w stanie ledwo lepszym od Łapy. Wymierzyłem pistoletem w stronę martwej sojuszniczki i strzeliłem. Nie chciałem, żeby wróciła jako jeden z zombie. Z racji iż pierwszy trup dostał się za ladę wybiegłem z Łapą z budynku. Przy kontenerze na śmieci czekał na nas Cinek i Jakub. Następnie wszystko działo się szybko. Biegliśmy przez ulicę omijając zombie w blasku wschodzącego powoli słońca. Gdy dotarliśmy do Potwora Łowca i Sołtys nie pytali nawet o Nieznajomą. Wiedzieli, że coś się stało. Wyczytali to z naszych twarzy. Dopiero teraz zauważyłem, że Cinek i Łapa mieli plecaki i przynieśli w nich trochę zapasów. Nie miałem jednak siły patrzeć jak je rozładowują. Opadłem na jedno z łóżek i momentalnie zasnąłem.

6 komentarzy:

  1. Działo się :D

    Miałam wrażenie, że Jakub zabije tych dresów a później weźmie się za Bobra, ale jego zachowanie wskazywałoby na to, że jednak jest przyjacielsko nastawiony do grupy. Sama nie wiem co myśleć. W sumie powinnam przyjąć hipotezę, że jak tylko zasną to on ich pozabija, co w sumie byłoby głupie, bo straciłby pomocników w podróżowaniu i zdobywaniu zapasów. Ale kto wie co rodzi się w zwariowanej głowie.

    Z tymi dresami to nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. Pomyślałam coś w stylu "no masz Ci los...". Nie przekonały mnie ich zapewnienia "nie mierz nas swoją miarą". Przecież w normalnym świecie bili, gnębili i okradali, więc niech nie robią z siebie jakiś świętoszków. Tym bardziej teraz, kiedy sytuacja zmusza do ekstremalnych decyzji. Oni są ostatnia grupą społeczną, którą podejrzewałabym o jakąś ufność.

    Śmierć nieznajomej nie wywarła na mnie jakiegoś wrażenia. Nie byłam z nią jakoś związana więc było mi wszystko jedno czy żyje, czy też nie.

    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Zastanawia mnie jaki będzie Jakub, czy pozostanie kanibalem? Co się stanie jak spotkają grupę Natalii. Może zdradzisz ile jeszcze rozdziałów upłynie zanim dotrą do Torunia? :D

    Pozdrawiam ciepło i weny życzę :)

    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróż do Torunia to główny motyw całej tej części, więc siłą rzeczy do ostatnich rozdziałów będę ją rozpisywał :P
      Co do dresów to właśnie taki myk - ty mówisz, że taka grupa byłaby ostatnia, która może zaufać, ale kto wie czy to nie byli po prostu porządni ludzie :D? Tak czy siak skończyli pod "kołami" rozpędzonej grupy Bobra.
      Nieznajoma niestety była taką postacią, której nie dało się tak polubić jak Giganta, Bobra, Łapy czy kogo tam jeszcze. Zawsze zepchnięta na drugi plan, nie miała swoich momentów, ani niczego w tym stylu, po prostu sobie gdzieś istniała.
      Co chciałem powiedzieć przez ten rozdział - zmiany. Zachowanie Bobra zmienia się i pomimo tego, że wpuszcza kolejną osobę do grupy (Jakuba aka Kanibala) to wciąż jest ostrożny i gdy cokolwiek zagraża jego ludziom jest w stanie to szybko i natychmiastowo wyeliminować :)
      Super się czyta Twoje komentarze - zarówno chwalą jak i motywują różnymi pytaniami i sugestiami :D

      Usuń
    2. Cieszę się :)

      W takim razie, skoro ostatni rozdział to Toruń, czy planujesz trzecią część Apo?

      Usuń
    3. Oczywiście :D Mocne zakończenie tej części i już parę wydarzeń z kolejnej zaplanowane ^^ Tylko pomiędzy druga, a trzecią będę potrzebował znowu z 2-3 tyg przerwy :P

      Usuń
  2. Teraz napiszę typowy dla mnie komentarz : Na szczęście nie Łapa :D
    A co do Nieznajomej to zgodzę się z opinią Carmen.
    Bardzo fajny rozdział, ciekawi mnie wątek Jakuba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Natrafiałem na wiele blogów o podobnej tematyce, ale ten jest na prawdę porządny, ciekawy rozdział. Nie zdążyłem jeszcze przeczytać wszystkiego. Życzę sukcesów. :)

    OdpowiedzUsuń