Rozdział 13, czwarty z perspektywy Bobra. Sporo akcji, mało czasu na odetchnięcie i spore zaskoczenie w końcówce - tego możecie się spodziewać w tym rozdziale. Rozwinę tu parę wątków, a niektóre coraz bardziej oddalą się od głównej fabuły. Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym.
------------------------------------------------------
Rozdział 13: Coś za coś
Ruszyliśmy
prawie natychmiast po tym jak usłyszeliśmy petardy. Zeszliśmy razem z Łowcą i
zapakowaliśmy się do pojazdu. Czułem nieprzyjemne uczucie, czegoś na pograniczu
strachu z przerażeniem. Mają kłopoty. Możliwe, że wpadli na innych i właśnie w
tym momencie giną. Usiadłem na siedzeniu pasażera obok Łowcy, który przekręcił
kluczyk w stacyjce i włączył ryczący silnik Potwora. Sołtys spojrzał na mnie
pytająco, ale widocznie moja twarz mówiła sama za siebie, bo nie spytał o co
chodzi. Zerknąłem do tyłu na Jakuba, który spał smacznie i zazdrościłem mu
faktu, że nie ma już nic do stracenia, nie ma osób, o które musi się troszczyć.
Ja byłem ich przywódcą i nawet jeżeli ktoś miał mnie zastąpić na jakiś czas to
nic nie zmieni. Wciąż będę się bał i oddam wszystko, żeby im pomóc.
Księżyc
wisiał wysoko nad nami, oświetlając miasto i jego okolicę upiornym blaskiem. Po
odbiciu się od śniegu sprawiał, że cała okolica mieniła się na żółto oraz
czarno. Podczas wykręcania Potwora, który stał tyłem do miasta, zobaczyłem
kolejne blaski petard. To co ich tam spotkało, musiało być czymś naprawdę
niebezpiecznym skoro nawet Łapa zdecydowała się na narobienie hałasu. Czy to
tylko zombie, które widzieliśmy z tira razem z Łowcą? A może inna grupa
ocalałych? Łowca zakręcił ostro i już po chwili jechaliśmy w odpowiednim
kierunku. Zjeżdżaliśmy z naprawdę dużą prędkością, z górki, w stronę miasta.
Przeładowałem swój pistolet i poprawiłem łom u pasa, ubierając się powoli. Starałem
się ochłonąć, ale nie było to łatwe.
Wjechaliśmy
pomiędzy budynki z dużą prędkością, ale widząc główna ulicę miasta
zobaczyliśmy, że przejechanie tędy nie będzie łatwe. Wyglądała ona trochę jak ta, którą mijałem dawno temu idąc
w stronę sklepu z bronią na Lwowską. Było tu mnóstwo wraków, chociaż sama ulica
była znacznie mniejsza, co sprawiło, że praktycznie nie mieliśmy jak tędy
przejechać. Już tutaj zobaczyliśmy pierwsze trupy i gdy Potwór się zatrzymał w
pełni zrozumiałem beznadziejność tej sytuacji. Musieliśmy przejść jakieś
dwieście-trzysta metrów na piechotę i wrócić. Dodatkowo jedynym w pełni
sprawnym człowiekiem w Potworze byłem ja, Łowca musiał tutaj zostać, żeby
szybko nas stąd zabrać, a Sołtys był zwyczajnie za wolny, żeby szybko załatwić
tą akcję. Łowca spojrzał na mnie, swoim jedynym okiem, dając mi do zrozumienia,
że muszę iść sam.
Wyszliśmy
we dwójkę i zobaczyłem jak mężczyzna wspina się na górę Potwora ze snajperką i
rozgląda się. Po chwili dał mi znak, że mogę iść i pokazał, która uliczka
doprowadzi mnie do celu. Śnieg skrzypiał pod moimi nogami, gdy biegłem sprintem
w wskazaną stronę. Nie atakowałem pojedynczych zombie, które mijałem. Nie było
na to zwyczajnie czasu. Skręciłem w uliczkę, która była całkowicie pusta i z
narastającymi obawami nasłuchiwałem dźwięków zombie, znajdujących się na ulicy,
na którą biegłem. Słyszałem ich naprawdę mnóstwo. Towarzyszyły temu też
wystrzały ze strzelby. Nie byłem pewien czy to ktoś z naszych czy nie. Adrenalina
narastała z każdym krokiem w kierunku nieznanego zagrożenia.
Wybiegłem
z uliczki na całkiem sporą ulicę, która była otoczona budynkami z każdej strony
i skręcała na południe, gdzie widzieliśmy z Łowcą mnóstwo zombie. Zdążyły one
już całkowicie zanieczyścić to miejsce, a było ich naprawdę dużo. Widziałem jak
dziesiątki z nich obijają się o drzwi jednego z budynków, który z daleka
wyglądał na sklep z tanią odzieżą. Drugie tyle trupów szwendało się po ulicy
idąc w moją stronę. Kompletnie nie wiedziałem co robić. Nagle usłyszałem huk i
zobaczyłem, że z jednego budynku, naprzeciwko sklepu z odzieżą, wypada petarda.
Budynek był niskim, trzypiętrowym, blokiem mieszkalnym, a sama petarda
wyleciała z drugiego piętra. Czyli tam był ktoś z naszych. Pod budynkiem
znajdowało się parę trupów, ale nie było tam aż tak niebezpiecznie jak na
pozostałej części ulicy.
Pobiegłem
w tą stronę, ale szybko zauważyłem, że nie będzie to takie proste. Zombie było
coraz więcej i musiałem powoli zacząć je zabijać, inaczej sam zostanę odcięty
od możliwości ucieczki i zginę. Pierwsze dwa trupy nie sprawiły mi problemu,
były wolne, a moje uderzenia były celne i potężne. Trzeci sprawił mi problem,
gdyż zaszedł mnie od prawego boku, przez co musiałem zmienić szybko pistolet,
który trzymałem w lewej z łomem, który dzierżyłem w prawicy, co kosztowało mnie
parę cennych sekund i sprawiło, że uderzenie nie było na tyle mocne, żeby
przebić się przez czaszkę trupa. Odepchnęło go jednak na tyle, żebym mógł
odzyskać równowagę i uderzyć go kolejne dwa razy, tym samym dostając się do
mózgu i zabijając zombie.
Miedzy
mną, a blokiem, z którego raz po razie wylatywały petardy zauważyłem około
dziesięciu trupów. Przy samym wejściu było ich także parę, więc musiałem mocno
uważać. Kolejne dwa trupy szły do mnie z dwóch przeciwnych stron. Skróciłem
dystans do tego po lewej skokiem, po czym nadziałem go na łom. Gdy trup upadł,
wyciągnąłem moją broń i wbiłem pod odpowiednim kątem w gardło, żeby dotrzeć w
ten sposób do mózgu. Udało mi się. Zombie znieruchomiał, ale nie miałem czasu
go podziwiać bo od tyłu zachodził mnie kolejny przeciwnik. Tym razem zamiast od
razu atakować okolicę jego mózgu, skupiłem się na nogach. Kopnąłem go z całej
siły w kolano i z satysfakcją usłyszałem symfonię trzasku kości i obserwowałem
jak zombie przechyla się do tyłu i jak wspierany całym ciężarem na połamanej
nodze upada i już nie wstaje, chociaż dalej wierzga starając się dopaść mnie za
wszelką cenę. Machał ręką i warczał, ale ja nie miałem czasu go dobić, więc
odwróciłem się, aby oczyścić wejście do bloku.
Niestety
moja walka przyciągała kolejne trupy i zadanie przez to było jeszcze
trudniejsze. Wejście do bloku było prawie całkowicie zablokowane, a do mnie
szło ich jeszcze więcej. Oceniłem na szybko wszystkie możliwe wyjścia i dalej
nie miałem pojęcia jak dostanę się do środka bloku. Było naprawdę ciemno i
chwila nieuwagi mogła mnie kosztować życie. Nagle wpadłem na genialny pomysł. Z
okna wyleciała kolejna petarda, która na chwilę oświetliła mi uliczkę. Wtedy
znalazłem przejście na tyły bloku. Tak jak myślałem, było tam znacznie
spokojniej. Kręciło się tu zaledwie pięć trupów. Starając się przekraść jak
najciszej przeskoczyłem przez płot do ogródków otaczających balkony w
mieszkaniach na parterze. Poczułem strach, gdyby zombie otoczyły blok także z
tej strony to nie będzie już żadnej drogi ucieczki. Dlatego najciszej jak
potrafiłem podszedłem do jednego z balkonów na parterze i podskakując
podciągnąłem się na barierce. Byłem w bloku.
Obejrzałem
się do tyłu i zobaczyłem, że zombie mnie nie wyczuły. Chyba wszystkie podążały
do petard, które raz za razem wybuchały z przodu budynku. Zastanawiało mnie
czemu Łapa marnuje ich, aż tyle, przecież słyszałem je już od jakiegoś czasu.
Chyba nie myślała, że ją zostawię tutaj razem z przyjacielem i Nieznajomą.
Drzwi od balkonu oczywiście były zamknięte, więc musiałem narobić trochę hałasu
zbijając szybę obok i otwierając je, a nawet wtedy miałem sporo problemów,
ponieważ klamka chodziła tak ciężko, że ledwo nią mogłem poruszać. Całe szczęście
po chwili udało mi się sforsować tą przeszkodę i wszedłem do mrocznego
mieszkania. Nie miałem żadnego źródła światła, więc miałem nadzieję, że zombie
nie ma w budynku. Parę razy wpadłem na meble, zanim w końcu znalazłem drzwi
wyjściowe z mieszkania. Tam przekonałem się, że budynek nie jest jednak czysty.
Zombie
zaszarżował na mnie chwilę po opuszczeniu lokum. Nie spodziewałem się tego
kompletnie, więc szybko zostałem zepchnięty na ścianę. Uderzenie plecami nie
było najprzyjemniejsze i co gorsza zamroczyło mnie na chwilę, ale szybko się
ocknąłem i złapałem oburącz głowę zombie, którego dzieliło parę centymetrów od
ugryzienia mnie. Nagle usłyszałem hałas i zobaczyłem na górze schodów światło.
Ktoś tu szedł. Z całych sił starałem się odepchnąć trupa, ale nie dawałem rady,
był coraz bliżej z każdą sekundą. Cuchnął straszliwe, a jego twarz lepiła się
od krwi. Czułem jak moje ręce powoli
wysiadają, kiedy ktoś zaczął świecić na mnie i trupa. Wtedy wszystko
przyspieszyło. Ja puściłem głowę trupa, który otworzył mordę, żeby mnie ugryźć,
ale nie zdążył bo ktoś odciągnął go do tyłu. Ciężko mi było zobaczyć kto bo
światło świeciło mi po oczach, ale liczyłem, że za chwilę zobaczę Łapę, Cinka
oraz Nieznajomą.
Przeliczyłem
się. Ktoś przystawił mi lufę do skroni i odezwał się nieprzyjemnym, ochrypłym
głosem.
- To chyba przyjaciel
naszych ptaszków.
Teraz widziałem dokładnie. Stał przy mnie mężczyzna, z
paskudną blizną biegnącą od prawie łysej głowy, przez małe oczka, orli nos i
wąskie usta, aż do owłosionej, wysuniętej szczęki. Był całkiem rosły. Latarkę
trzymała kobieta, ale z pewnością nie była to Łapa. Miała blond włosy i ubrana
była w dresowe spodnie i bluzę. W drugiej ręce trzymała kij, a na klatce
piersiowej, pomiędzy piersiami przewinięta była paskiem, który utrzymywał
kaburę, w której z kolei był pistolet. Mężczyzna podniósł mnie i wykręcając
rękę poprowadził na górę.
Czułem
bardziej zażenowanie niż strach. Jak mogłem się dać tak złapać. Jakim cudem
mieli oni petardy, które dałem Łapie? Gdzie byli moi przyjaciele? Pytania
przelatywały przez moją głowę, choć wiedziałem, że raczej niczego się nie
dowiem. Byłem w beznadziejnej sytuacji. Mężczyzna pociągnął mnie dwa piętra
wyżej, gdzie jedne drzwi stały otworem. Wprowadził mnie do mieszkania, po czym
wszedł do jednego z pokoi i rzucił mnie brutalnie na podłogę. Usłyszałem trzask
zamykanych drzwi po czym zauważyłem, że w pokoju są jeszcze dwie osoby. Dwóch
chłopaków w moim wieku. Obaj wyglądali podobnie, byli łysi i mieli w rękach
bronie palne. Wysocy i całkiem dobrze zbudowani, musieli być przed apokalipsą
zwykłymi „dresami”. Serce podeszło mi do gardła, kiedy zobaczyłem jednego z
nich w świetle latarki. Znałem go. To był jeden z ludzi Alexa, którzy uciekli z
polanki, dawno temu, kiedy odbijałem Królowy Most z rąk mojego wroga.
Co
prawda wyglądałem teraz zupełnie inaczej, ale wiedziałem, że jeżeli mnie pozna
będę skończony. Jakim cudem on znalazł się tutaj? Byłem praktycznie pewien, że
po ucieczce z polany, przeżył parę dni i zginął gdzieś zagryziony przez zombie.
Jednak dotarł, aż tutaj z trójką innych ludzi. Blondynka poświeciła na mnie, a
ten z blizną kucnął obok i spojrzał mi w oczy.
- To twoi przyjaciele
są teraz w sklepie po drugiej stronie prawda? – zapytał.
- Czego ode mnie
chcecie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Małej pomocy – uśmiechnął
się paskudnie – Te dwie kurwy, które tam
teraz są zabiły jednego z naszych ludzi. Miały szczęście, bo koleś i tak już
zdychał od choroby, ale liczy się fakt.
Przerwał na chwilę rozmowę, żeby zobaczyć, jak człowiek
Alexa wyrzuca przez okno kolejną podpaloną petardę.
- Moja propozycja jest
prosta, chcesz opuścić to miasto z przyjaciółmi? Oddasz nam pojazd, którym tu
przybyliście – powiedział człowiek z blizną.
- Nie możecie sobie
wziąć, któregoś z stojących na ulicy? Jestem pewien, że połowa z nich działa.
Zresztą skąd pomysł, że jesteśmy w posiadaniu jakiegoś auta? – zapytałem.
- To proste. Tamci w
sklepie przeszukiwali to miasto, a nie robili by tego, gdybyście byli stąd.
Czyli, że przyszliście z innego miejsca. W taką pogodę, nie ma kurwa szans,
żeby czteroosobowa grupa po prostu sobie podróżowała z buta. Poza tym jesteś
prawie nie uzbrojony, więc musisz gdzieś chować swoje zapasy – wydedukował
– Jeżeli chcesz szybko wrócić do
przyjaciół radzę ci szybko pokazać, gdzie jest wasz pojazd inaczej… - kontynuował.
- Zabijesz mnie i
moich przyjaciół – dokończyłem.
- Pierdol się. Nie
oceniaj ludzi swoją miarką – odezwała się blondyna.
- Uspokój się – uciszył
ją człowiek z blizną – Nic wam się nie
stanie. Nie jesteśmy takimi jebanymi dzikusami jak wy. Gdy twoi ludzie nas
zobaczyli, nawet nie starali się rozmawiać. Po prostu zaczęli strzelać.
Zrobiło
mi się głupio. Jakimś cudem moja grupa wypadała na jeszcze większych bandytów,
niż ta czwórka. Musiałem działać. Czy jeżeli zaprowadzę ich do Potwora to
zaskoczę ich i zdołam przegonić? Tak czy siak nie obędzie się bez trupów. Dalej
miałem w kieszeni pistolet, nie przeszukali mnie jeszcze, co było sporym
plusem. Musiałem zaryzykować.
- Jeżeli się zgodzę,
to pomożecie moim ludziom z sklepu z odzieżą? – zapytałem.
- Czy ja wyglądam na
niańkę? Zaprowadzisz nas do swojego samochodu, wywalisz co ci będzie potrzebne,
odjedziemy i sobie po nich wrócisz. Nie jesteśmy, aż tacy, zapasy są wasze, my
mamy swoje i nie potrzebujemy więcej – odpowiedział człowiek z blizną – Cieszę się, że dobiliśmy targu. Swoją drogą
jestem Krzysztof – to mówiąc wyciągnął do mnie rękę.
- Mariusz – powiedziałem
podając mu swoją i uciskając. Nie mogłem podać swojego pierwszego imienia, ani
ksywki, były zbyt charakterystyczne, a wtedy człowiek Alexa rozpoznałby mnie w
sekundę.
- Widzisz Mariusz?
Idzie się dogadać w tych czasach. Ta blondynka, która świeci ci po oczach to
Justyna, a ta dwójka to Artur i Kazik – wskazał resztę swoich towarzyszy - To co
wyruszamy? Twoi ludzie długo już nie pociągną w tym sklepiku więc czas nas
goni.
Wstałem powoli i razem z czwórką
bandytów opuściłem mieszkanie. Zeszliśmy po klatce schodowej, zabijając jednego
trupa, który tutaj wszedł i zeskoczyliśmy tym samym balkonem, którym tutaj
wszedłem. Człowiek z blizną pilnował mnie idąc ze mną ramię w ramię i trzymając
ciągle rękę na spuście pistoletu. O ile tyły bloku były opustoszałe to ulica z
przodu bloku była istnym piekłem. Zebrało się tam teraz mnóstwo zombie.
Ominęliśmy ją zmierzając w stronę Potwora. W głowie układałem plan jak to
wszystko rozegrać. Krzysztof nie wiedział, że w aucie, które tak naprawdę było
tirem znajduje się trzech moich kompanów. Prawdopodobnie jak zobaczą, że
prowadzą mnie obcy ludzie z bronią zaczną strzelać, więc będę musiał być
naprawdę ostrożny. Jeżeli Łowca będzie dalej leżał na dachu to zauważy nas
dosyć szybko. Z tego co zdążyłem zauważyć podczas akcji przy helikopterze, to
może oddawać strzały raz na około pięć sekund. Czy to się uda?
Weszliśmy
w piątkę na ulicę, na której końcu widziałem Potwora. Szwendało się tu teraz o
wiele więcej trupów. Nie wiedziałem
czego dokładnie się teraz spodziewać, ale poinformowałem o tym resztę.
- Widzicie tego tira
na końcu tej ulicy? – zapytałem.
- Ciężko nie zauważyć
– skwitował Krzysztof.
- To jest nasz środek
transportu – odpowiedziałem krótko.
Przywódca bandytów otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- To… to robi
wrażenie. Na pewno pomoże nam w przetrwaniu. Wszystko opiera się na zaufaniu.
Czy powinniśmy wiedzieć coś jeszcze zanim przedrzemy się przez trupy i tam
wejdziemy? – zapytał.
- Tak. Jest tam
jeszcze jedna osoba, starzec, którego spotkaliśmy przed miastem. Jest w
kiepskim stanie, więc przydałaby mi się pomoc w wyniesieniu go – powiedziałem,
nie wspominając wciąż o Sołtysie Adamie oraz Łowcy.
- Nie ma problemu.
Zadziwia mnie twoja szczerość Mariusz. Widać, że troszczysz się o swoich ludzi
i wolisz uniknąć rozlewu krwi – powiedział człowiek z blizną.
Szliśmy
zwartą grupą samym środkiem ulicy. Spodziewałem się strzału ze strony Łowcy,
więc miałem rękę na pistolecie, ale nic się nie działo. Czyżby poszedł mnie
szukać i minął się z nami? Grupa bandytów zabijała każdego zombie, który do nas
podchodził. Kiedy byliśmy na środku ulicy usłyszałem otwierane drzwi ładowni.
Serce stanęło mi z przerażenia. Czyżby to Sołtys? Jeżeli zauważyli mnie
wcześniej powinni się gdzieś schować, albo zaatakować, a nie po prostu się
pokazywać wrogom. Moi towarzysze przystanęli i zaczęli mierzyć w stronę Potwora
z broni. Zobaczyłem postać idącą w tą stronę. Zbliżała się coraz bardziej,
unikając na tyle na ile to możliwe zombie. Chciałbym zobaczyć mój wyraz twarzy,
kiedy zobaczyłem idącego w naszą stronę Jakuba. Starzec pomimo wypadku
motocyklowego szedł do nas szybkim i żywym krokiem. Nie miał w rękach żadnej
broni.
Podszedł
do mnie i do reszty i przywitał się.
- Witam, co tu się
wyrabia? – zapytał z rozbawieniem na twarzy. Nie wiedziałem za bardzo czy
trawi go gorączka, czy nie rozumie powagi sytuacji.
- Mariusz, to ten
starzec , o którym nam opowiadałeś? Co on tutaj robi? Podobno źle się czuł – powiedział z
zdenerwowaniem w głosie Krzysztof. I wtedy się zaczęło. Jakub doskoczył do nas
w pół sekundy i powalił mnie na ziemię równocześnie wyjmując dziwne narzędzie z
rękawa i wbijając je w nogę Artura, który po chwili upadł krzycząc z bólu.
Następnie uderzyła nas fala światła i cała trójka, która była jeszcze na nogach
zasłoniła oczy przed światłami Potwora, które świeciły niczym dwa potężne
reflektory. Dosłownie parę sekund później padł strzał i zobaczyłem jak Justyna
upada z ogromną dziurą w miejscu gdzie powinna być górna część jej twarzy.
Jakub podniósł się wtedy i zobaczyłem parę nożyc, dosyć sporego rozmiaru,
którymi zawirował w ręce i po chwili odciął nimi rękę Krzysztofa. Kazik, zaczął
uciekać, ale usłyszałem kolejny strzał i zobaczyłem jak upada z otworem w
plecach, przez który można by przerzucić butelkę wody.
Byłem
tak zszokowany szybkością i gwałtownością wydarzeń, że tylko leżałem i się
patrzyłem, ale teraz ocknąłem się i wyciągnąłem z kieszeni pistolet.
Wymierzyłem nim w leżącego Krzysztofa obserwując jeszcze, jak Jakub ciągnie
Artura na bok, gdzie znajdował się jeden z zombie. Gdy tylko Jakub się odsunął
trup skoczył na Artura i wgryzł się w jego bark. Jego krzyki rozeszły się po
całej okolicy. Ja spojrzałem w oczy Krzysztofa, które były przepełnione
mieszanką strachu i nienawiści.
- Ty skurwielu.
Okłamałeś mnie – wysyczał do mnie człowiek z blizną.
- W tych czasach nie
możesz ufać nikomu – powiedziałem, po czym strzeliłem mu w głowę. Opadłem
na kolana i przetarłem drżącymi rękoma twarz. To co tu się stało to była istna
masakra, ale to jeszcze nie koniec. Spojrzałem na Jakuba i przez głowę przeszło
mi mnóstwo pytań. Kim on był? Walczył jak diabeł wcielony pomimo tego, że
wyglądał jakby jedną noga stał już w grobie. Pomógł mi wstać i razem wróciliśmy do Potwora.
- To było… imponujące
– powiedziałem.
- W swoim długim życiu
nauczyłem się tego i tamtego – powiedział rechocząc jak rasowy
kryminalista.
Wszedłem do Potwora, gdzie na stanowisku kierowcy siedział
Sołtys, który właśnie gasił światła. Po chwili zszedł do nas Łowca. Zasypali
mnie wodospadem pytań, więc jak najszybciej streściłem im co musimy zrobić i
powiedziałem, że znowu ruszam na tamtą ulicę. Jakub zaoferował mi swoją pomoc.
Gdybym nie widział co zrobił przed chwilą z tamtymi ludźmi to bym go wyśmiał,
ale teraz cieszyłem się z dużej pomocy. Łowca usiadł na siedzeniu kierowcy i
przejechał do przodu, obijając o kolce i blach paręnaście zombie i sprawiając,
że droga stąd na ulicę z sklepem odzieżowym była znacznie krótsza i mniej
niebezpieczna. Kiedy zaparkował spojrzał na mnie.
- Bobru tym razem nie
sprowadź nikogo nowego, bo nie wiem czy drugi raz wyjdzie nam taki numer. Poza
tym śpieszcie się do cholery, te petardy i strzały słychać było z paru
kilometrów, musimy stąd jak najszybciej odjechać – powiedział poważnie.
- Postaram się – odpowiedziałem
wyskakując z ładowni razem z Jakubem.
Gdy szliśmy przez boczną uliczkę spojrzał na mnie.
- Dziękuje za pomoc na
ulicy. Gdyby nie wy to bym był truposzem jak nic – powiedział.
- Boję się pomyśleć,
kto cię tak urządził, skoro tamta czwórka nie była dla ciebie wyzwaniem – odpowiedziałem.
- Jeżeli przeżyjemy to
miasto to ci opowiem. Zresztą cholera nie jestem taki silny, ręce mnie bolą – stwierdził
masując się po ramieniu.
Wkroczyliśmy
jeszcze raz na ulicę ze sklepem odzieżowym i gdy zobaczyliśmy ile jest tam
trupów to Jakub skwitował to krótkim aczkolwiek treściwym ”Ja pierdolę”. Miałem
jednak pewien plan. Idąc wzdłuż budynków unikaliśmy zombie, które były skupione
na bloku mieszkalnym oraz sklepie i dzięki temu dotarliśmy prawie pod sam cel
naszej wyprawy. Wtedy skręciliśmy w tylną uliczkę i zobaczyliśmy około
dziesięciu trupów, kontener na śmieci i zablokowane przez niego drzwi na tyły
sklepu. Takie budynki zawsze miały tylne wejścia, którymi dostawcy podawali
skrzynie z ubraniami. To była nasza szansa. Dałem znak Jakubowi i rozpoczęliśmy
atak. Pierwszy z trupów padł w chwilę po tym jak Jakub wbił mu nożyce prosto w
głowę, po czym wyciągnął je uwalniając strumień krwi. Ja zabiłem drugiego
trochę mnie spektakularnie, ponieważ przycisnąłem go do ściany sklepu łomem w
okolicach szyi i nacisnąłem z całej siły sprawiając, że oczy pod ciśnieniem
wyleciały z głowy trupa po czym wbiłem łapkę łomu w oczodół i przekręciłem
niszcząc mózg.
Kiedy się odwróciłem zobaczyłem, że Jakub w
tym czasie poradził sobie z kolejnymi trzema i zabierał się za czwartego. Znał
się na zabijaniu zombie i był całkiem precyzyjny bo każdy jego atak trafiał,
albo w gardło, albo w głowę, co zawsze kończyło się śmiercią trupa. Podbiegłem
do kontenera, przy którym były trzy kolejne trupy i szybkimi uderzeniami łomu
wyeliminowałem kolejne dwa i gdy zabierałem się za trzeciego poczułem jak coś
ciągnie mnie za nogę. Był to zombie. Straciłem równowagę, ale całe szczęście w
pobliżu był Jakub, który jak zauważył to co się stało szybko podbiegł do trupa
i zakończył jego przeklęty żywot.
Gdy
ostatni z wrogów padł, podeszliśmy do kontenera i zaczęliśmy się z nim mocować.
Usłyszałem dźwięk pękającej szyby. Czyżby zombie wdarły się do sklepu?
Wyprężyłem się i naciskając z Jakubem na kontener zacząłem go przesuwać. Był
ciężki jakby w środku były kamienie lub ciała. Wolałem jednak tego nie
sprawdzać. Gdy zrobiło się trochę miejsca od razu skoczyłem na drzwi próbując
je otworzyć. Czasu było coraz mniej, teraz byłem pewien, że zombie weszły do
sklepu z odzieżą. Nie mogąc pokonać zamka wyciągnąłem pistolet i pewnym
strzałem, z głośnym trzaskiem, utorowałem sobie wejście.
W
sklepie było bardzo ciemno, mimo tego słyszałem dokładnie, gdzie coś się
dzieje. Ruszyłem biegiem z Jakubem w stronę hałasu i zobaczyłem nagle drzwi
przesunięte deską, która blokowała drogę do właściwej części sklepu. Podważyłem
ją i odrzuciłem na bok otwierając na oścież drzwi. Zobaczyłem piekło. W
pomieszczeniu było już mnóstwo trupów, a tuż obok nas stał przyparty do ściany
Cinek. Obok niego klęczała Łapa. Trzymała kogoś w rękach. Oczy zaszły mi łzami,
kiedy zobaczyłem, że w rękach Łapy spoczywa Nieznajoma. Na jej szyi widniało
paskudnie głębokie ugryzienie i całą bluzę miała we krwi. Była nie do
uratowania, spóźniłem się. O ile dało
się odciąć zarazę ucinając Cinkowi rękę, to wycięcie takiego kawałka ciała z szyi
było nierealne. Stanąłem jak wryty. Jakub jednak myślał trzeźwo. Zauważył, że
między ladami stoi kosz z ubraniami, a lada chwila miały tędy przejść zombie.
Ruszył do przodu i zaczął pchać kosz, żeby zablokować wejście.
Kosz
sięgał mi wysokością do pasa i był bardzo ciężki, więc starając się wziąć w
garść pomogłem mu. Po chwili droga między ladami była zablokowana i dała nam
chwilę do działania. Od razu gdy do Cinka dotarło, że to ja wszedłem do
pomieszczenia podbiegł do mnie i uścisnął serdecznie.
- Kurwa miałeś rację.
Nie chcę już chodzić na te wyprawy – powiedział żartobliwie spoglądając na
Jakuba – A to kto brat Sołtysa?
- To jest Jakub.
Później ci powiem więcej, musimy stąd uciekać. Łapo! – zawołałem.
Łapa dalej trzymała konającą Nieznajomą, jednak gdy
usłyszała mój głos to odwróciła się i wskazała na ciało przyjaciółki, jakbym go
nie widział, albo nie zdawał sobie sprawy, że ona umiera. Kazałem Jakubowi i
Cinkowi kierować się do wyjścia, a sam podbiegłem do Łapy. Zombie naciskały na
naszą barykadę coraz mocniej i lada chwila przebiją się i skończymy jako ich
pożywienie. Musiałem się spieszyć. Podszedłem do ciemnowłosej dziewczyny.
- Musimy stąd uciekać.
Proszę cię, ona zaraz się przemieni, nie chciałaby żebyśmy narażali się z jej
powodu – próbowałem wyperswadować.
- Nie mogę jej tu
zostawić… Zombie ją dorwał, to była chwila. Czemu tak się stało… Po drugiej
stronie ulicy są ocalali. Oni i tak nas zabiją, to przez nich… - mamrotała.
Widziałem, że jest na skraju wyczerpania zarówno fizycznego jak i psychicznego.
- Zabiłem ich. Razem z
Łowcą i Jakubem – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Kim… kim jest Jakub?
– zapytała widocznie nie wytrzymując już trzymania Nieznajomej, która
łapała ostatnie oddechy przed dołączeniem do legionu żywych trupów. Pomogłem
Łapie wstać, zarzucając sobie jej rękę o szyję. Ledwo trzymała się na nogach.
Już miałem opuszczać pomieszczenie, ponieważ pierwszy zombie wspinał się przez
kosz z ubraniami w naszą stronę, kiedy obróciłem się i spojrzałem na
Nieznajomą.
Była
kimś ważnym. Spojrzała na mnie gasnącym z każdą sekundą wzrokiem i uśmiechnęła
się słabo. Następnie zamknęła oczy. Umarła. Poczułem ogromny smutek, który
mieszał się ze zmęczeniem sprawiając, że byłem w stanie ledwo lepszym od Łapy.
Wymierzyłem pistoletem w stronę martwej sojuszniczki i strzeliłem. Nie
chciałem, żeby wróciła jako jeden z zombie. Z racji iż pierwszy trup dostał się
za ladę wybiegłem z Łapą z budynku. Przy kontenerze na śmieci czekał na nas
Cinek i Jakub. Następnie wszystko działo się szybko. Biegliśmy przez ulicę
omijając zombie w blasku wschodzącego powoli słońca. Gdy dotarliśmy do Potwora
Łowca i Sołtys nie pytali nawet o Nieznajomą. Wiedzieli, że coś się stało.
Wyczytali to z naszych twarzy. Dopiero teraz zauważyłem, że Cinek i Łapa mieli
plecaki i przynieśli w nich trochę zapasów. Nie miałem jednak siły patrzeć jak
je rozładowują. Opadłem na jedno z łóżek i momentalnie zasnąłem.
Działo się :D
OdpowiedzUsuńMiałam wrażenie, że Jakub zabije tych dresów a później weźmie się za Bobra, ale jego zachowanie wskazywałoby na to, że jednak jest przyjacielsko nastawiony do grupy. Sama nie wiem co myśleć. W sumie powinnam przyjąć hipotezę, że jak tylko zasną to on ich pozabija, co w sumie byłoby głupie, bo straciłby pomocników w podróżowaniu i zdobywaniu zapasów. Ale kto wie co rodzi się w zwariowanej głowie.
Z tymi dresami to nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. Pomyślałam coś w stylu "no masz Ci los...". Nie przekonały mnie ich zapewnienia "nie mierz nas swoją miarą". Przecież w normalnym świecie bili, gnębili i okradali, więc niech nie robią z siebie jakiś świętoszków. Tym bardziej teraz, kiedy sytuacja zmusza do ekstremalnych decyzji. Oni są ostatnia grupą społeczną, którą podejrzewałabym o jakąś ufność.
Śmierć nieznajomej nie wywarła na mnie jakiegoś wrażenia. Nie byłam z nią jakoś związana więc było mi wszystko jedno czy żyje, czy też nie.
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Zastanawia mnie jaki będzie Jakub, czy pozostanie kanibalem? Co się stanie jak spotkają grupę Natalii. Może zdradzisz ile jeszcze rozdziałów upłynie zanim dotrą do Torunia? :D
Pozdrawiam ciepło i weny życzę :)
C.
Podróż do Torunia to główny motyw całej tej części, więc siłą rzeczy do ostatnich rozdziałów będę ją rozpisywał :P
UsuńCo do dresów to właśnie taki myk - ty mówisz, że taka grupa byłaby ostatnia, która może zaufać, ale kto wie czy to nie byli po prostu porządni ludzie :D? Tak czy siak skończyli pod "kołami" rozpędzonej grupy Bobra.
Nieznajoma niestety była taką postacią, której nie dało się tak polubić jak Giganta, Bobra, Łapy czy kogo tam jeszcze. Zawsze zepchnięta na drugi plan, nie miała swoich momentów, ani niczego w tym stylu, po prostu sobie gdzieś istniała.
Co chciałem powiedzieć przez ten rozdział - zmiany. Zachowanie Bobra zmienia się i pomimo tego, że wpuszcza kolejną osobę do grupy (Jakuba aka Kanibala) to wciąż jest ostrożny i gdy cokolwiek zagraża jego ludziom jest w stanie to szybko i natychmiastowo wyeliminować :)
Super się czyta Twoje komentarze - zarówno chwalą jak i motywują różnymi pytaniami i sugestiami :D
Cieszę się :)
UsuńW takim razie, skoro ostatni rozdział to Toruń, czy planujesz trzecią część Apo?
Oczywiście :D Mocne zakończenie tej części i już parę wydarzeń z kolejnej zaplanowane ^^ Tylko pomiędzy druga, a trzecią będę potrzebował znowu z 2-3 tyg przerwy :P
UsuńTeraz napiszę typowy dla mnie komentarz : Na szczęście nie Łapa :D
OdpowiedzUsuńA co do Nieznajomej to zgodzę się z opinią Carmen.
Bardzo fajny rozdział, ciekawi mnie wątek Jakuba.
Natrafiałem na wiele blogów o podobnej tematyce, ale ten jest na prawdę porządny, ciekawy rozdział. Nie zdążyłem jeszcze przeczytać wszystkiego. Życzę sukcesów. :)
OdpowiedzUsuń