poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 8: Staruszek

Rozdział 8, trzeci z perspektywy Natalii. W tym rozdziale dowiecie się kim jest tajemniczy mieszkaniec domu, w którym zatrzymać się chcieli Natalii z ekipą i poznacie jego wielki sekret. Rozdział moim zdaniem od początku na to wskazuje, ale końcówka już stuprocentowo upewni was, kim on jest. Zapraszam do czytania i proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym, po przeczytaniu :)

------------------------------------------------------

Rozdział 8 (Natalia): Staruszek


                Gigant był bardzo osłabiony po walce, a jedynym miejscem gdzie mogliśmy odpocząć był ten dom. Najstarszy zapukał. Chociaż w środku się paliło i było słychać muzykę to nikt nie otwierał nam drzwi. Czy się bał? A może już nie żyje? Obie opcje sprawiały, że ciarki przechodziły mi po plecach. Musieliśmy jednak spróbować. Podeszłam i powoli pociągnęłam za klamkę. O dziwo drzwi były otwarte. Zawiasy jęknęły przeraźliwie. Weszliśmy do ciemnego korytarza i mierząc broniami po kątach stawialiśmy ostrożnie krok za krokiem. Jeżeli ktoś tu był na pewno wiedział, że jesteśmy w środku. Teraz usłyszałam dokładnie muzykę, która przypominała taką ze starych filmów. Budowała ona dziwaczny klimat, który w normalnych okolicznościach mógłby być czymś magicznym, ale teraz sprawiał, że bałam się jak cholera. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu to poczułam coś dziwnego. Nieprzyjemny zapach jakiegoś mięsa lub innego cholerstwa. Nie wróżyły to niczego dobrego. W korytarzu było cholernie ciemno i jedyne co dało się zauważyć to pojedyncze promienie światła wychodzące z szpary w drzwiach po prawej. Stamtąd też słychać było muzykę.
                Zagłębialiśmy się coraz dalej. Podłoga skrzypiała nam pod nogami i słychać było wiatr uderzający falami w ściany domu. Nagle usłyszeliśmy dziwny dźwięk, jakby coś upadło na podłogę. Młoda pisnęła ze strachu. Dźwięk dochodził z kolejnych drzwi na prawo. Nie widząc sensu w dalszym skradaniu się wskazałam pierwsze drzwi po prawej i nacisnęłam na klamkę. Przed moimi oczami ukazało się pomieszczenie, w którym na drewnianym stole stała lampa. Na podłodze była plama czegoś czerwonego i drzwi do pomieszczenia obok. Za oknem widać było dokładnie całe podwórze, którym weszliśmy. Oprócz tego stał tu gramofon. Zawsze kręciły mnie tego typu stare gadżety, a ten wyglądał jakby widział już niejedno, chociaż trzeba było przyznać, że był zadbany.  Dodatkowo stał tutaj jeden fotel wyblakłego, zielonego koloru. Gigant wykorzystując to, że ma gdzie usiąść opadł ciężko na siedzenie i rozmasował nogę. Dalej czuł się kiepsko i jego swoboda ruchów była bardzo ograniczona.
                Nagle drzwi obok się otworzyły. Wszyscy wymierzyliśmy pistoletami w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się starszy pan w wieku około sześćdziesięciu lat. Przez chwilę miałam nadzieję, że to Sołtys, ale już po chwili zauważyłam, że ten mężczyzna wygląda zupełnie inaczej. Ubrany w coś wyglądające jak szmaty, niski staruszek ani trochę nie przypominał Sołtysa. Był chudy jak deska, nosił zabrudzone okulary, a twarz miał gładką jak kamień. W jego rękach znajdowały się nożyce. Zza okularów spoglądały na nas małe oczka, a gdy się uśmiechnął zobaczyłam garnitur zżółkłych zębów. Był przygarbiony, a na nogach nosił gumowce. Miał siwe, zaczesane do tyłu włosy, które błyszczały od tłuszczu w blasku lampy. Spojrzał na nas po czym odezwał się:
– Co ma oznaczać te najście? – jego głos był wyraźnie przepity, czuć było od niego alkohol.
Nie było potrzeby go zabijać. W końcu co mógł nam zrobić jakiś staruszek?
– Szukamy schronienia, nasz przyjaciel ma chorą nogę.  Zobaczyliśmy światło dochodzące stąd i postanowiliśmy, że sprawdzimy czy ktoś tu żyje…— wytłumaczyłam.
– Jak widać żyje – powiedział podchodząc – i mam się dobrze. Jakub jestem – stwierdził podając mi swoją uschniętą rękę. Uścisnęłam ją, w końcu był gospodarzem i należał mu się jakiś szacunek. Przywitał się z całą resztą i w końcu spojrzał na Giganta.
– Tak się składa, że znam się trochę na ranach. Byłem se swego czasu lekarzem polowym, mogę mu pomóc. Was też ugoszczę jeno musicie parę zasad poznać, zanim tutaj zostaniecie – rzekł drapiąc się po podbródku.
Oczekiwaliśmy w milczeniu, aż odłoży nożyce na półkę i odwróci się w naszą stronę. Nie wiedziałam co o nim myśleć. Wydawał się trochę dzikim, starym człowiekiem ze wsi. Nie wyglądał na kogoś normalnego, ale nie wydawał się też groźny.
                W końcu zaczął mówić.
To będzie tak: Po pierwsze żadnych broni na terenie mojego domu. Macie wszystko zostawić w holu i jeżeli zobaczę, że coś zabraliście natychmiast stąd wypieprzacie, po drugie drzwi, z których wyszedłem – wskazał je palcem – tam macie zakaz wstępu. Po trzecie i ostatnie, nie możecie otwierać lodówki. Ja będę dawkował porcje jedzenia i jeżeli zobaczę, że ktoś z was jest zwykłym złodziejem to nawet nie pozwolę wam stąd odejść. Po prostu was zabije.
Ostatnie słowa zrobiły na mnie wrażenie. Poczułam zwykły strach przed starcem. Przytakując zaczęliśmy się powoli wypakowywać. Byliśmy głodni, bo zapasy jedzenia mieliśmy na wyczerpaniu, więc z niecierpliwością czekaliśmy na to, aż gospodarz przeniesie nam coś do jedzenia. Dostaliśmy dwa pokoje po drugiej stronie korytarzu. Ja dzieliłam swój z Młodą i Gigantem, a w drugim zamieszkali ludzie Łapy. Pokoje były skromne, ale Jakub miał spory zapas kocy i mogliśmy sobie zrobić ciepłe posłania. Kolacja jaką nam przygotował była skromna. Trochę chleba własnej roboty, cienkie wino oraz fasola. Nie narzekaliśmy jednak. Zjadłam i napiłam się i wtedy zmęczenie uderzyło w nas pełną siłą. Ledwo doszłam do pokoju i zaczęłam przygotowywać sobie posłanie. Po ułożeniu prowizorycznych łóżek zasnęliśmy prawie natychmiast. Ostatnie moje myśli krążyły wokół Bobra oraz dziwnej czerwonej plamy w salonie. Nie miałam jednak siły myśleć dalej i zasnęłam.
                Gdy się obudziłam było jasno. Giganta nie było, a Młoda leżała z otwartymi oczami i patrzyła w sufit. Przywitałam się z nią.
– Dzień dobry mała.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
– Dzień dobry – w jej głosie usłyszałam nutkę niepewności. Wiedziałam, że boi się ona gospodarza i całego tego miejsca. Dziwna atmosfera w domu udzieliła się i mi. Wydawało mi się, że nic nie ma już sensu.
– Wiesz gdzie jest Gigant? – zapytałam.
– Poszedł na śniadanie i rozmowę z tym staruszkiem. Mają omówić, kiedy dokładnie go będzie leczyć.
– Może pójdziemy do nich? Co ty na to? Nie wiem jak ty, ale jestem głodna.
Młoda zgodziła się. Wydaje mi się, że po prostu bała się sama poruszać po domu. Lubiłam ją, więc nie widziałam problemu w tym, żeby się nią opiekować. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy z naszego pokoju idąc do kuchni, która była na końcu korytarza, naprzeciwko drzwi wejściowych.
                 Przy stole siedzieli już Najstarszy, Najmłodszy, Przystojny, Gigant oraz Jakub. Jedli zupę pomidorową, którą zagryzali kawałkami sera. Oprócz stołu i kuchenki gazowej w pomieszczeniu była jeszcze tylko lodówka. Oczywiście stosując się do zasad nie podchodziliśmy do niej, ale nie wiedziałam o co tyle krzyku. W końcu gospodarz odgrażał się nam, że jest w stanie nas zabić jeżeli ją otworzymy. A co jeśli ukrywa tam coś? Ciekawość zaczęła we mnie stopniowo narastać. Postanowiłam, że dzisiejszej nocy zakradnę się tutaj i zobaczę co starzec przed nami ukrywa.
                Teraz jednak zajęłam się jedzeniem. Zupa była ciepła, ale trochę za tłusta, a ser przypominał twardością kamień, ale nie narzekaliśmy. Dało się tym najeść. Podczas jedzenia dyskutowaliśmy.
– Mogę cię poskładać dzisiaj wieczorem – stwierdził Jakub – Przyszykuje wszystkie przyrządy, zobaczymy czy nie masz jakichś odłamków w nodze i ostatecznie obmyjemy ranę. Nie boli cię, co?
– Nie… Raczej nie. Po prostu przeszkadza mi to w poruszaniu się i piecze gdy zaczynam się szybciej ruszać.
– Tym lepiej dla ciebie. Będzie mniej boleć – skwitował wstając od stołu – Mam nadzieję, że jak poskładam mu tą nogę to po paru dniach znikniecie?
– Oczywiście – powiedziałam.
– Dobrze. Pamiętajcie o zasadach, jak będę potrzebny to wołajcie po imieniu – mówiąc to zniknął w cieniu korytarza. Przeszły mnie ciarki. Porozmawiałam jeszcze chwilę z ludźmi Łapy po czym poszłam do naszego pokoju. Musiałam odpocząć jak najbardziej to było możliwe. Położyłam się na posłaniu patrząc jak Młoda pisze coś na znalezionej w komodzie kartce. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
                Obudził mnie krzyk. Zerwałam się jak szalona odruchowo sięgając po pistolet. Po chwili dopiero zdałam sobie sprawę, że został on w przedpokoju. Zerwałam się, żeby zlokalizować źródło hałasu i ze zgrozą doszłam do wniosku, że krzyk słychać z podwórza. Nie były to jednak odgłosy agonii. Przypominały raczej szał. W korytarzu wpadłam na Najstarszego i Młoda, którzy stali na progu domu. Drzwi były otwarte. Spałam dosyć długo bo słońce było już na horyzoncie. Co prawda dzień trwa krótko w zimę, ale i tak musiałam odlecieć na co najmniej parę godzin. Wyjrzałam na zewnątrz i zobaczyłam scenę, która przyprawiła mnie o ciarki. Przy szopie, którą widzieliśmy na prawo stał nasz gospodarz. Trzymał w ręce nożyce i był otoczony przez zombie. Widział nas i gdy zauważył, że sięgam po broń wrzasnął.
–Nie dotykaj tego głupia dziewczyno, jeżeli zależy ci na tym aby tu zostać!
                Musiałam mu pomóc, przecież zaraz dopadną go zombie. Już miałam rękę na pistolecie, kiedy usłyszałam potworny dźwięk. Już po nim, pomyślałam. Nic bardziej mylnego. Staruszek nagle przestał być ospały. Jego ruchy stały się szybsze. Złapał nożycami szyję pierwszego z trupów i pewnym ruchem oddzielił głowę od ciała. Nim pierwszy zdążył osunąć się na ziemię ten był już przy dwóch kolejnych. Jego cięcia były szybkie i precyzyjne. Zombie powoli tracił kolejne części ciała, aż osypał się w fragmentach niczym piekielna układanka. Następny został otwarty i wyleciały z niego wszystkie wnętrzności. Ostatnie dwa zostały zabite prostymi uderzeniami rozwalającymi mózg. Szczęka opadła mi nisko widząc to widowisko. Jakub oddychał ciężko po czym kopiąc gumowcem jedno z ciał spojrzał na nas.
– Mówiłem, że dam sobie radę. Te skurwysyny mnie żywcem nie wezmą!
                Zgarniając truchła na stos wrócił do domu. Bez słowa poszedł do łazienki, gdzie umył narzędzie i schował je z powrotem za pas. Nie powiedział potem już ani słowa. Zastanawiałam się gdzie jest reszta, ale domyślałam się, że siedzą w pokoju obok, więc nie chcąc im przeszkadzać wróciłyśmy z Młodą do siebie. Moje myśli pochłaniał nasz gospodarz. Nie wiedziałam o nim za dużo, ale wydawał się coraz bardziej niebezpiecznym człowiekiem. Miałam nadzieję, że po uleczeniu nogi Karola będziemy mogli się stąd szybko wynieść. Teraz dopiero pomyślałam o tym, żeby sprawdzić czy nasz samochód dalej stoi na ulicy. Przy okazji wpadłam na jeszcze jeden pomysł i zwróciłam się z nim do Młodej.
– Młoda mam do ciebie prośbę. Będziesz miała pewne zadanie, myślisz, że dasz sobie rade? – zaczęłam uderzając w ambicje dziewczyny.
– Co miałabym niby zrobić? – zapytała.
– Jak widzisz nasz gospodarz to trochę dziwny człowiek, co ty na to, żebyś zakradła się do lodówki jak wszyscy będą zajęci czym innym? — spytałam prosto z mostu.
– Dlaczego ja… ja boję się tego człowieka Natalio…— powiedziała cieniutkim głosikiem.
– Jesteś najmniejsza i nie będziesz rzucała się w oczy. Jestem bardzo ciekawa tego co tam jest. Sprawdziłabyś szybko i przybiegła do mnie. Najlepiej wtedy jak Gigant będzie w tym tajemniczym pokoju z Jakubem, ok? – wytłumaczyłam.
                Zgodziła się. Opuściłam pokój i ma korytarzu spotkałam przystojnego. Po odrobinie snu i odpoczynku wyglądał naprawdę przystojnie. Zabolało mnie wspomnienie Bobra, ale po chwili wyrzuciłam tą myśl z głowy. Nie mogę o nim myśleć jako o kimś, kto nie żyje. On na pewno przeżył, pomyślałam.
– Hej, gdzie idziesz Natalio? – zapytał podchodząc do mnie.
– Chcę zobaczyć czy nikt nam nie ukradł auta. W końcu planujemy stąd niedługo odjechać – powiedziałam ubierając się cieplej.
– Mogę przejść się z tobą? W sumie to niezbyt bezpieczne żebyś szła tam sama – powiedział nieśmiało. Widziałam jak na mnie patrzył. Widocznie spodobałam mu się, ale nie byłam nim zainteresowana.
– Jasne – odpowiedziałam uśmiechając się.
                Wyszliśmy we dwójkę na podwórze. Było całkiem ciepło, widać było, że za góra dwa tygodnie śnieg zacznie topnieć i już za miesiąc będziemy mogli poruszać dobrym tempem. Co prawda ciężko było wychodzić aż tak bardzo w przyszłość, bo nie wiadomo czy nie zginiemy za chwilę w drodze do auta, ale warto było mieć jakiś plan. Szliśmy w ciszy. Żałowałam, że nie możemy wziąć broni, w końcu zombie zaatakowały już dzisiaj naszego gospodarza, więc bardzo możliwe, że zaatakują i nas. Po przejściu paru metrów odetchnęłam bo zauważyłam nasz pojazd już z daleka. Chcąc chwilę pokorzystać z dobrej jak na ostatnie dni pogody usiadłam na masce i poklepałam zachęcająco miejsce obok mnie, dając znak, żeby Przystojny usiadł. Wskoczył szybko i zaczęliśmy rozmowę o niczym. Gadaliśmy przez dobre parę minut o przyszłych planach, zombie i całym świecie, kiedy zapytał o coś, co gnębiło i mnie.
– Co myślisz o tym staruchu? – zapytał.
– Wydaję mi się bardzo podejrzany. Niby ma tyle lat, a jednak żyje tutaj, ma się dobrze i starcza mu zapasów. Rozumiem, że to wieś i pewnie sporo tego znalazł w okolicznych spiżarniach, ale sam fakt jak on walczy… Żałuj, że nie widziałeś tego co niedawno zrobił z bandą trupów przed domem. Operuje tymi nożycami jak jakiś cholerny rzeźnik! – stwierdziłam.
– Myślisz, że może być niebezpieczny? Te wszystkie jego zasady… Co prawda do broni mamy blisko, ale myślisz, że mógłby w ogóle coś takiego zrobić? – kontynuował temat.
– Moim zdaniem po prostu musimy na niego uważać. Niech zszyje nogę Giganta, oczyści ranę i maksymalnie za dwa dni powinno nas nie być. Takie jest moje zdanie.
                Na tym skończyliśmy rozmowę. Wstałam i pocierając ręce o siebie i zachęciłam chłopaka, żeby ruszył za mną do domu. Krzyże z ciałami wisiały nad nami nadając ponurego klimatu i psując otoczenie. Po chwili wróciliśmy i znów uderzył w nas ten dziwny zapach. Zastanawiałam się co może, aż tak śmierdzieć. Teraz zdałam sobie sprawę, że znowu gra muzyka. Jakiś stary kawałek. Na wejściu podczas rozbierania się podszedł do nas Najmłodszy.
– Gdzie byliście? – zapytał.
– Sprawdzaliśmy czy auto jest dalej na swoim miejscu – powiedział Przystojny – Jak sytuacja w domu?
– Właściwie – wtrąciłam się mu zanim odpowiedział—  musicie o czymś wiedzieć.
Spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
– Pamiętacie zakazy naszego gospodarza. Złamiemy jeden z nich…— powiedziałam – Ten człowiek coś ukrywa. Młoda sprawdzi co jest w lodówce jak Gigant będzie zszywany przez Jakuba.
– Nie wiem czy to dobry…— zaczął Przystojny.
– Ale Jakub zszywa go właśnie teraz – powiedział Najmłodszy.
– To zaraz dowiemy się czegoś ciekawego – powiedziałam uśmiechając się i zmierzając w kierunku pokoju gdzie powinna być Młoda. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się. Nie widziałam jej.
                Krzyk przeszył cały dom. Dochodził z kuchni i należał do siostry Łapy. Nie patrząc nawet na chwilę za siebie puściłam się biegiem w stronę kuchni. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Młodą siedząca i płaczącą w kącie. Jedyne światło w pomieszczeniu pochodziło z lodówki. Najstarszy wbiegł razem z dwoma swoimi kompanami. Jeden z nich podbiegł do dziewczynki, żeby sprawdzić czy nic jej się nie stało. Pozostała dwójka szła przy mnie. Poczułam natężenie tego okropnego smrodu i z coraz to większymi obawami podchodziłam do lodówki. Najstarszy wyszedł przed szereg i podszedł powoli otwierając drzwi. Odsunął się natychmiast po zobaczeniu zawartości i zwymiotował na podłogę. Teraz też to widziałam. Lodówka była pełna mięsa. Ludzkiego mięsa. Widziałam głowy, nogi, ręce i korpusy poupychane do środka. Wszystko było przyrządzone i gotowe do jedzenia. Nagle do mnie dotarło. Ten człowiek jest kanibalem! Dlatego dawał sobie radę z jedzeniem. Nie musiał go szukać, samo do niego przychodziło. Nagle zdałam sobie sprawę z jeszcze gorszego faktu. Nie czekając na resztę pobiegłam po broń. Najmłodszy i Przystojny ruszyli za mną.
                Czułam tak ogromne obrzydzenie, że z trudem powstrzymywałam wymioty. Były teraz jednak ważniejsze sprawy. Musieliśmy pomóc Karolowi, zanim stanie się kolejną ofiarą Jakuba. Złapałam swój pistolet i rzuciłam się na drzwi do salonu. Były zamknięte. Siłowałam się z nimi chwilę, aż podszedł Przystojny i zaczął na nie nacierać barkiem. Po trzech razach wypadły z zawiasów i otworzyły nam przejście do salonu. Muzyka grała naprawdę głośno, ale nie słychać było niczego z tajemniczego pokoju. Złamaliśmy dwa z zakazów i mierząc w zamek od drzwi, które wyglądały naprawdę solidnie, złamaliśmy trzeci. Do pokoju pierwszy wbiegł Najmłodszy. Rozejrzałam się szybko. Stało tutaj mnóstwo świec. Na stole widziałam przywiązanego Giganta. Widać było, że jego noga jest jeszcze bardziej pocięta, ale żył. Miał zakneblowane usta, ale otwarte oczy. Żył. Odetchnęłam z ulga. Najwidoczniej Jakub zwiał. Karol wierzgał się jednak i miotał. Myślałam, że z bólu. Pomyliłam się jednak.
                Najmłodszy, który mierzył bronią do przodu nagle stracił rękę. Z ciemnego kąta po prawej wyskoczył kanibal. Machnął jeszcze parę razy i po chwili zobaczyłam jak Najmłodszy upada i w kałuży krwi osuwa się na podłogę. Krzyknęłam i próbowałam wycelować, ale nigdy nie widziałam tak dzikiego człowieka. Bałam się jak cholera. Przystojny popchnął starca i wycelował w niego. Trafił w ramię nagle jednak chrząknął. Ze zgrozą zauważyłam jak upada na kolana z nożycami wbitymi w brzuch. Nie czekając, aż zabije i mnie strzeliłam parokrotnie. Starzec dostał dwa razy w drugie ramię oraz ucho. Krzyknął z bólu po czym wstał i rzucił się biegiem w lewo. Nie wiedziałam co chcę tym osiągnąć. Pomieszczenie było kwadratowe, a ja będą w przedpokoju musiałam podbiec do przodu przez ciała dwóch moich kompanów, żeby strzelić ponownie. Wtedy zobaczyłam otwartą klapę w podłodze. Upadając na kolana bez sił przeklęłam swoją głupotę. Uciekł mi. Do pomieszczenia wszedł nagle Najstarszy. Widząc dwóch przyjaciół leżących w kałuży krwi wrzasnął. Nie miałam siły. Położyłam się na podłodze nie zwracając uwagi w czyjej krwi leżę. Po prostu patrzyłam w sufit. Widziałam jak Najstarszy uwalnia Giganta i po chwili podbiega do mnie.
– Wstawaj! Musimy go złapać. Ten skurwiel zapłaci nam za to co zrobił! – krzyczał.
– To nic nie da… zapewne jest już daleko…— powiedziała podnosząc się powoli.
– Musimy go złapać KURWA! Rozumiesz?
                Spojrzałam na Giganta. Wyglądał fatalnie. Był cały spocony i blady. Nie dał rady sam wstać.
– Pomóż mu proszę… Zabierz nas stąd…— szeptałam jakby do siebie.
– Ale…! Do chuja przecież on chciał nas zabić…
– Trafiłam go dwa razy, a Przystojny wcześniej raz. Skurwiel się wykrwawi… Tak samo jak my jak stąd nie uciekniemy. Musimy…—  nie dokończyłam. Usłyszałam tylko trzask tłuczonego szkła. Odwróciłam się i zobaczyłam jak do pomieszczenia wpada butelka. Prowizoryczny koktajl mołotowa. Trafił w sam środek odcinając nas od wyjścia.
– RATUJ GO DO CHOLERY! – wrzasnęłam w stronę Najstarszego. Tym razem nie sprzeciwiał się. Przebiegł obok ognia ogarniającego pomieszczenie i pomógł wstać Gigantowi. Ja w tym czasie ogarnęłam się i podniosłam pistolet z kałuży krwi. Pistolet Najmłodszego. Wstając zobaczyłam jak kolejna butelka ląduje w pomieszczeniu. Najstarszy dając z siebie wszystko przebiegł przez płomień z Gigantem wspartym o siebie.  Płomień liznął go po nogach, ale udało mu się wyjść z pomieszczenia. Pobiegłam pierwsza i szybko wzięłam Młodą, która dalej płakała w kuchni.  Słyszałam jak kolejny mołotow rozbija się gdzieś w domu. Dziwiło mnie to, że Starzec rezygnuje z całych swoich zapasów, ale najwidoczniej chciał nas po prostu wyeliminować. Może to tylko część jego zapasów? Strach pomyśleć ile ludzi zabił.

                Ubrałam się szybko pomagając Młodej i wychodząc na zewnątrz. Wydawało się być czysto. Tym razem mam broń pod ręką. Wzięłam broń moją i Najstarszego, oraz miecz Giganta i wybiegłam. Niestety nie zdążyłam wytargać całego pancerza Karola, który został w holu. Byliśmy na zewnątrz. Gorzej, że ogień na tak płaskim terenie będzie widoczny z dużej odległości. Zobaczyłam, że w samochodzie siedzi już Najstarszy z Gigantem. Podbiegliśmy do nich i rzuciłam im przez okno auta miecz i nasze bronie po czym pomogłam Młodej wsiąść. Odwracając się ostatni raz za siebie zauważyłam jak dom kawałek po kawałku znika w ogniu. Przeżyłam.

7 komentarzy:

  1. Nie przeżyłabym w Twoim świecie. Znowu dałabym się nabrać. Uważałam, że skoro starzec zakazał zbliżania się do lodówki to zwyczajnie wydziela porcje żywnościowe i nie jest to nic dziwnego. Pomyliłam się. Znowu xD Tak czy siak końcówka rozdziału mocna. Głównie ze względu na to, że dałeś dwie fajne sceny: wyjaśnienie kim jest staruszek i akcja. Spodziewałam się, że na sytuacji w Kuchni się skończy, ale nie. Jeszcze trochę się działo :P Bardzo fajnie. Szkoda mi Przystojnego, choć taki małomówny był.

    Nie lubię Natalii. Dla mnie jest taka mało ogarnięta i dziwna. To, że udało jej się strzelić w temacie lodówki nie znaczy, że jest jakimś mega dobrym przywódcą. Zwyczajnie miała farta :P I logicznie rzecz ujmując było to dość głupie. Przyszli do kogoś. Byli zdani na jego łaskę. Jasno przedstawił zasady, a ona pierwsze o czym pomyślała to, że je złamie. A weźmy sytuację, że staruszek nie miał złych intencji, a w lodówce znalazłaby dwie kromki chleba i puszkę fasoli. I co? Okazałoby się, że łamanie zasad było niepotrzebne. Rozumiem brak zaufania do ludzi, ale to działa wszystko w dwie stron. Ona ustala zasady i również oczekuje, że ktoś będzie ich przestrzegał. Nie lubię jej bo wydaje mi się po prostu głupia i nie umiałabym jej zaufać a tym bardziej powierzyć swojego życia.

    Mała też nie lepsza. Idzie na szpiegostwo i pierwsze co robi to drze się, bo zobaczyła nogę. Na pewno nikt nie zauważy, że coś się dzieje. Skradanie się pierwsza klasa. I weź tu człowieku powierz jakieś odpowiedzialne zadanie komuś z grupy...

    I tak dobrze, że staruszek nie zabrał samochodu lub nie przedziurawił im opon.

    No nic, czekam na kolejne wydarzenia :D Pozdrawiam i weny życzę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, potrafię jeszcze zaskoczyć opisem sytuacji xD

      Co do Natalii to w sumie nie do końca taki miał być efekt kreacji postaci :P W sensie, na pewno nie chciałem, żeby była ocalałą numer jeden i wygryzła tą pozycję Łapie czy Miczi, ale też nie chciałem, żeby była "dziwna" :D W sumie to co chciałem pokazać przez tą scenę z lodówką i jej ciekawością to taki wewnętrzny strach o życie Giganta i Młodej. Ludzie Łapy to po prostu są dla niej "współpracownicy" w przeżywaniu, ale już ta dwójka to osoby dosyć ważne w jej życiu. Czuje się ona zagubiona po tym jak straciła stabilne i wygodne gniazdko w Królowym Moście i właściwie jedyne dwie osoby, które jej się z tym kojarzą to właśnie Gigant i Młoda.

      Reakcja Młodej w sumie była dla mnie ciężka do przewidzenia, ale tak myślałem właśnie, że mała dziewczynka by jakoś wrzasnęła jakby tak zobaczyła wypchaną ciałami lodówkę :P

      Jak zwykle dziękuje za komentarz ^^

      Usuń
  2. Tak, myślałem że staruszek będzie kanibalem. Podobnie jak w The Walking Dead (Grze).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna z fundamentalnych zasad świata zombie brzmi: dziad mieszkający na odludziu zawsze jest kanibalem, albo gwałcicielem, albo oboma naraz!

    Taaa... trafiłem tu przez przypadek jakiś tydzień temu ale blog mi się bardzo spodobał i jak dotarłem do aktualnego rozdziału to wreszcie mogę skomentować. :P
    Jak mój nick wskazuje raczej wolę anime, aczkolwiek zombiaki też oblecą, a to jest chyba jedyny warty uwagi blog o zombie! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A witam, mam nadzieję, że zdołam utrzymać poziom i zadowolić kolejnego czytelnika ;)
      Dziękuje za słowa uznania i pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Istnie wyciągnięte z the walking dead ale tej gry nie serialu nie postarałeś się od razu jak była farma z tym staruszkiem powiedziałem w duszy "jebany pewnie kanibal" może dla tego ze farmy kojarzą mi się z kanibalami jedyne o co się modliłem to o to żeby gigant nie umarł słabe bo od samego początku było wiadomo

    OdpowiedzUsuń
  5. 2/10 ten od the walking dead

    OdpowiedzUsuń