czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 10: Pełni sił

Rozdział 10, czwarty z perspektywy Bobra. W tym rozdziale poznacie dowódcę grupy z trochę innej strony. Otworzy się on trochę, ale całe szczęście będzie miał przed kim. Rozdział przygotowuje do akcji w kolejnym rozdziale z mojej perspektywy. Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym :)

------------------------------------------------------

Rozdział 10 (Bobru): Pełni sił


                Leżałem na jednym z łóżek odpoczywając po śniadaniu. Potwór delikatnie podskakiwał na nierównej drodze co sprawiało, że czułem się senny. Ostatnia noc była dosyć nerwowa. To co stało się w Zambrowie przeraziło nas i właściwie nikt się nie wyspał. Byliśmy w drodze do Ostrowy Mazowieckiej, kolejnego miasta na trasie Białystok–Toruń.  Planowaliśmy zatrzymać się tutaj i ponownie uzupełnić zapasy w nadziei, że coś tu znajdziemy.
                Patrząc w sufit ładowni przysłuchiwałem się wymianie zdań Nieznajomej i Łapy.
– Przesadzasz – syknęła Łapa – Co nam niby grozi? Jak widzisz byliśmy w Zambrowie, widzieliśmy te flary i jakoś wyszliśmy bez zmarnowania amunicji z tej sytuacji. Wystarczy trochę ostrożności i nic strasznego się nie stanie. Zresztą jesteśmy w pełni sił.
– Ciekawe co by powiedziała gdyby straciła rękę tak jak ja… – zamruczał pod nosem Cinek, który siedział oparty plecami o moje łóżko.
– Wszystko nam grozi! Wiem, że już mamy pewną wprawę bo jednak przetrwaliśmy sporo, ale zauważ ile osób straciliśmy! Cały Obóz w Królowym Moście upadł. Było nas około dwudziestu, a teraz ciągniemy się z jakimś kierowcą tira przez Polskę, prawie bez zapasów i jedziemy do Torunia, w którym najprawdopodobniej nic nie będzie – wyrzuciła z siebie Nieznajoma.
Słyszałem jak  Łowca zaburczał coś z miejsca kierowcy, ale nie włączył się do rozmowy.
– Damy radę. Ja bym nazwała to wszystko selekcją naturalną. Mówcie co chcecie, ale z osób, które zginęły mało kto był tak sprawny jak nasza grupa. Jesteśmy teraz w świetnej formie i nic nie stoi nam na przeszkodzie – stwierdziła z pewnością w głosie Łapa.
                Pomyślałem sobie o wszystkich, którzy już prawdopodobnie nie żyli. Czy Łapa naprawdę uważa, że ktoś taki jak Gigant jest słaby? Miczi? Szpieg? Nie chciało mi się włączać do dyskusji bo była bezproduktywna, ale po cichu układałem kontr argumenty na wypadek, gdyby ktoś na siłę zmusił mnie do wypowiedzenia swojego zdania.
– Tak zdecydowanie osoby takie jak Erni czy Gigant to słabeusze, świetne podsumowanie, kurwa – włączył się, tym razem na głos, Cinek.
– Spokojnie, przecież powiedziałam, że nie wszyscy. Po prostu uważam, że nie możemy żyć przeszłością. Straciłam siostrę, więc wyobraź sobie, że wiem co to tęsknota i ból po utracie bliskiej osoby. Nie możemy się rozpraszać ciągłym szukaniem igły w stogu siana bo tej igły zwyczajnie może już z nami nie być – skontrowała spokojnie.
– Odkąd ty się pojawiłaś to czuję jakby ktoś mi wbił igłę w plecy – dodał, ponownie pod nosem, ostatecznie wyłączając się z rozmowy.
– Nie możemy też ich przekreślać. To byli… to są twardzi ludzie i nie chcę mi się wierzyć, żeby każdy zginął – włączył się do rozmowy Sołtys – Co nie zmienia faktu, że nie powinniśmy rozdrapywać starych ran. Nie mamy helikoptera, żeby latać nad okolicą i szukać każdego znaku życia, a następnie sprawdzać czy to ktoś z naszych.
– Taa po tym co zobaczyłem marzę o podróży helikopterem – dodał dosyć słyszalnie Marcin.
Sołtys zignorował jego słowa i ciągnął.
– Zresztą możliwe, że w Toruniu znajdziemy kogoś z naszych ludzi. W końcu chyba ktoś oprócz nas o tym wiedział. Mam na myśli ten plan. Nie mówiłeś Natalii chłopcze? – to pytanie skierował do mnie.
                Nie zmieniając obiektu zainteresowania powiedziałem.
– Niestety nie. To był luźny plan, w życiu bym nie pomyślał, że stracimy ten Obóz.
Sołtys westchnął cicho i już nic nie mówił. Ja również nie kontynuując rozmowy odwróciłem się na bok, żeby spróbować chociaż chwilę pospać.
                Gdy obudziłem się reszta zbierała się akurat do skromnego obiadu. Potwór stał gdzieś na poboczu, a Łowca siedział na jednym z łóżek rozmawiając o czymś z Sołtysem. Czułem spory głód, więc z uśmiechem na twarzy przyjąłem gorący talerz z fasolą.
– Gdzie właściwie jesteśmy? – zapytałem zaczynając jeść.
– Dojeżdżamy do Ostrowa Mazowieckiego. Musimy ustalić kto tym razem idzie w teren – powiedział Łowca.
– Myślę, że teraz powinny pójść trzy osoby. Przynajmniej grupa pilnująca będzie tak samo silna jak ta co idzie po zapasy – stwierdziłem.
– Ja się piszę – powiedziała z przekonaniem Łapa.
– Też chciałbym pójść – odpowiedział Cinek.
– Stary nie masz ręki. Nie powinieneś…
– Przestań kurwa. Nie traktuj mnie jak dziecka . Chcesz żebym siedział całymi dniami w tym tirze i zamienił się w Sołtysa? – wykrzyczał Cinek.
Sołtys spojrzał na niego spode łba, ale nic nie powiedział.
– Jak chcesz. Skoro tak Łowca powinien pójść z wami – powiedziałem.
– Wydaję mi się, że lepiej bym się spisał tutaj – stwierdził jednooki.
– Wiem, ale ja muszę odpocząć, bo ledwo stoję na nogach, Sołtys nie nadążyłby za Łapą, a Nieznajoma… – tutaj urwałem i zaczerwieniłem się nie wiedząc co powiedzieć. W sumie Nieznajoma choć była skryta i wydawała się być łatwą ofiarą umiała strzelać. Potrafiła też szybko się poruszać – W sumie Nieznajoma mogłaby z wami pójść. Pasuje ci to? – zapytałem dziewczyny.
– T… tak myślę, że tak – powiedziała wyraźnie zdziwiona.
– Tak więc ustaliliśmy. Słońce jest jeszcze wysoko, więc będziecie mieli sporo czasu jeżeli wyruszycie od razu po obiedzie – powiedziałem kończąc rozmowę.
                Po zjedzeniu obserwowałem jak przygotowują się do wyjścia. Łapa miała pod ręką pistolet, a Cinek i Nieznajoma po strzelbie. W sumie obawiałem się trochę o przyjaciela. Ostatnim razem, kiedy puściłem w tym towarzystwie Kiciusia to przypłacił to życiem. Czy był to przypadek? Miałem nadzieję, że tak. Przed wyjściem Łapa przeczyściła swoją broń i włożyła nowy i jeden z ostatnich magazynków jakie mieliśmy. Amunicja nam się kończyła, więc poprosiłem Łapy, żeby zwracała uwagę na posterunki policji, sklepy z bronią lub strzelnice. Dodatkowo dałem jej paczkę petard, którą znalazłem niedawno w jednym z budynków i powiedziałem, żeby odpaliła je gdy będą w dużym niebezpieczeństwie i przyda im się pomoc. Gdy otworzyłem drzwi, zobaczyłem, że na dworze jest naprawdę ładna pogoda. Śniegu było z dnia na dzień coraz mniej, a dzisiaj było wyjątkowo ciepło. Mimo tego wszyscy ubrali się szczelnie i w miarę wygodnie. Odprowadziłem ich wzrokiem wzdłuż ulicy, gdzie zaczynały się nieduże domki i budynki fabryczne. Miasteczko nie było duże, ale miało sporo miejsc do przeszukania. Z racji iż byliśmy wyżej, widziałem dokładnie sieć uliczek ułożoną w coś na kształt szachownicy. Spoglądając na nich ostatni raz zamknąłem drzwi ładowni i przesunąłem blokadę kładąc się na łóżko. Sołtys czytał jedną z książek, które znalazł w rupieciach Łowcy, a kierowca czyścił swoją ogromną broń.
                Karabin snajperski dalej robił na mnie duże wrażenie. Był dwa razy dłuższy od mojej ręki i bardzo ciężki. Luneta do przybliżania była na tyle dokładna, że jestem pewien, że zobaczyłbym Królowy Most z Białegostoku gdyby nie lasy po drodze. Wydarzenia ostatnich dni wykończyły mnie jednak na tyle, że nie zauważyłem nawet kiedy znowu zasnąłem. Obudził mnie hałas silnika. Z początku  myślałem, że to Potwór startuje, ale po chwili zlokalizowałem, że dźwięk wydobywa się z zewnątrz. Przerażony zerwałem się i spojrzałem na Sołtysa, który z strzelbą na kolanach siedział przy drzwiach do ładowni. Po chwili zauważyłem też Łowcę, który siedział na fotelu kierowcy przykucnięty i obserwował ulicę. Spojrzałem pytająco na Adama, ale ten tylko przyłożył palec do ust i kazał mi być cicho. Dźwięk zbliżał się coraz bardziej. Sięgnąłem po swój pistolet i usiadłem naprzeciwko Sołtysa. Czekaliśmy.
                W końcu gdy dźwięk był bardzo blisko usłyszeliśmy  dziwną serie hałasów – trzask, krótki krzyk, a następnie dźwięk upadających w śnieg obiektów. Spojrzałem ze zdziwieniem po towarzyszach. Czekaliśmy jeszcze chwilę, ale nie słyszeliśmy już nic. Dałem znak Łowcy i powoli otworzyłem drzwi do Potwora. Wychyliłem się na zewnątrz i zobaczyłem, że zaczyna się robić ciemno.  Celując pistoletem opuściłem ładownie i zeskoczyłem na miękki śnieg. Sołtys i Łowca wyskoczyli chwilę po mnie. Gdy spojrzałem na ulicę nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Serce zabiło mi szybciej, a ja poczułem falę niepokoju.
                Na ulicy był człowiek. Obok niego leżał motor. Sam mężczyzna też nie dawał oznak życia. Podszedłem ostrożnie rozglądając się po drodze skąd przyjechał, żeby zobaczyć czy to aby nie zwiadowca innej grupy. Nie zauważyłem nic, droga ciągnęła się przytulana przez las z lewej strony, ale nie widać było ani świateł, ani nie było słychać dźwięków. Gdy byłem na wyciągnięcie ręki od nieznajomego to dalej celując w jego głowę wymierzyłem mu kopniaka. Zaskomlał, ale leżał dalej. Odwróciłem się, żeby spojrzeć na Sołtysa. On kiwnął głową. Chowając broń podniosłem nieznajomego. Ze zgrozą stwierdziłem, że jest on ciężko ranny. Dodatkowo musiał mieć przynajmniej z sześćdziesiąt lat, a może nawet i więcej. Zarzuciłem go sobie na plecy i wszyscy schowaliśmy się do ładowni. Zastanawiało mnie przed czym tak szybko uciekał. Zacząłem się też martwić o to, dlaczego nasi nie wracają. Co prawda mi i Łapie przeszukanie Zambrowa zajęło też sporo czasu, ale wtedy to ja byłem w terenie. Teraz wiedziałem co czuli czekający. Kazałem Łowcy wejść na dach i wypatrywać ich powrotu, a sam z Sołtysem zajęliśmy się rannym.
                Sołtys rozebrał go do samej bielizny i sprawdził jego rany. Stary mężczyzna miał skórę zdartą do mięsa na udzie i dziwnie wykrzywioną kostkę. Dodatkowo na obu rękach miał w sumie trzy rany postrzałowe. Biedny starzec musiał trafić na bandytów. Dodatkowo po chwili zauważyliśmy, że brakuje mu sporej części ucha. Adam zabrał się za oczyszczanie jego ran i bandażowaniu ich. Pomagałem mu w miarę możliwości. Po około dziesięciu minutach wszystko było oczyszczone. Całe szczęście kostka nie okazała się skręcona, a same rany na udzie nie były ciężkie do oczyszczenia. Starzec miał szczęście, że był chudy, bo rany na jego ramionach przeszły na wylot i nie rozprysły się w środku ciała. Gdy już mieliśmy go lokować na jednym z łóżek ten otworzył oczy. Były małe i przypominały mi świnie. Wykrzywił twarz w grymasie bólu gdy próbował się podnieść.
– Spokojnie. Jest pan bezpieczny – powiedziałem.
– Gdzie… gdzie jestem? – zapytał ledwo słyszalnym głosem.
– Niedaleko Ostrowa Mazowieckiego. Miał pan wypadek na motorze. Jestem Bobru, a to jest Sołtys – wskazałem palcem mojego kompana –  Czy ktoś pana gonił?
Nie. Poza tym nie jestem żadnym panem. Nazywaj mnie Jakub. Uciekłem z mojego gospodarstwa paręnaście kilometrów stąd. Zaatakowała mnie grupa cholernych bandytów. Spalili mój dom, chociaż zaoferowałem im dach nad głową. Niewdzięczne skurwiele. Gdybym tylko… – ciągnął mówiąc coraz bardziej niezrozumiale.
– Musi pa… Musisz teraz odpocząć. Porozmawiamy jak się trochę wyśpisz i zregenerujesz – powiedziałem uśmiechając się delikatnie.
                Starzec chciał coś jeszcze powiedzieć, ale po chwili po prostu położył głowę na poduszkę i zasnął. Odszedłem kawałek z Sołtysem i usiedliśmy łóżko obok.
– Jeżeli chcesz, żeby z nami podróżował musimy go jutro przepytać. Pamiętasz jakie mamy zasady przyjmowania ludzi Bobru – powiedział po cichu.
                Pamiętałem. Ustaliliśmy już jakiś czas temu z Sołtysem, że spytamy ludzi, których będziemy chcieli dodać do naszej społeczności o parę rzeczy. Popatrzyłem na starca, który drzemał na jednym z łóżek i nagle naszła mnie straszna myśl. Złapałem się dłońmi za twarz i westchnąłem głośno.
– Co cię gryzie? – zapytał troskliwie Sołtys.
– Właśnie naszła mnie myśl. Pomysł. Przeleciał przez moją głowę przez sekundę, ale mimo to pojawił się i po prostu przeraża mnie to. Przeraża i przerasta. Te całe otaczające nas gówno zmieniło mnie na zawsze. Nawet jeśli by się skończyło to nic nie zmieni. Będę dalej takim samym chorym człowiekiem – powiedziałem niewiele głośniej od szeptu.
– Co to za myśl? – zapytał ponownie.
– Myślałem o zabiciu tego człowieka. Mam dość tego wszystkiego, szukania schronienia, myślenia o tych wszystkich, którzy zginęli i wiecznego starania się, żeby było lepiej. Mam teraz tylko was. Co jeżeli ktoś kto gonił tego starca przyjdzie tu i znowu ktoś zginie? Nie przejmę się tym. Bo to całe otaczające nas bagno wyssało ze mnie uczucia. Będzie oczywiście jakiś smutek, ale co z tego? Byłem kiedyś zupełnie innym człowiekiem. Naprawdę mam dość.
                Sołtys wstał i usiadł obok mnie. Poklepał mnie po plecach i spojrzał prosto w oczy.
– Jesteś dobrym człowiekiem Bobru. Dobrym człowiekiem, którego spotkało wiele złego. Nic co zrobiłeś nie stało się bo prostu miałeś na to ochotę. Rozumiem ciężar, który na tobie spoczywa, ale pomyśl, że gdyby nie ty to nigdy byśmy nie doszli tak daleko – stwierdził uśmiechając się.
– To nieprawda. Przeze mnie zginął Eryk I Bartek. Przeze mnie straciliśmy Obóz i wszystkie osoby w nim. Przez moje nieodpowiednie decyzje siedzimy tu teraz i żyjemy złudną nadzieją na to, że w Toruniu znajdziemy spokój – było mi ciężko mówić. Rozkleiłem się kompletnie. Cała powłoka, jaką starałem się osłonić przed smutkiem i żalem pękła. Oddychałem ciężko.
– Jeżeli nie dajesz sobie rady możesz zdjąć z siebie ten ciężar. Przekaż dowództwo Łowcy. Będzie on decydował o wszystkim przez jakiś czas, oczywiście dalej jadąc w stronę Torunia. Nie będzie to błędem, zrobiłeś już  tak wiele. Zasługujesz na parę spokojnych dni. Łapa zajmie się wyprawami po zapasy z Nieznajomą, a może dodatkowo Jakub okaże się przydatnym sojusznikiem, o ile będzie chciał z nami zostać i okaże się godny zaufania – w tym momencie spojrzał na ciężko oddychającego starca.
– Dziękuje – powiedziałem wzdychając raz jeszcze i podchodząc do miski z wodą, aby opłukać twarz. Zastanawiałem się już parę razy jak to by było być zwykłym członkiem tej społeczności. Jakby to wyglądało robić to co ktoś każe i zrzucić z siebie ciężar podejmowanych decyzji. Może i rzeczywiście to było to czego potrzebowałem? Zastanawiałem się jednak czy będę potrafił. Nawet teraz czułem strach. Łapa z resztą nie wracali już jakiś czas. Co jeżeli wpadli w tarapaty? A może już nie żyją?
                Jak na zawołanie usłyszałem krzyk Łowcy. Sięgnąłem szybko po broń i nie czekając na reakcje Sołtysa wybiegłem z ładowni. Uderzyło we mnie zimne powietrze  wieczora. Rozejrzałem się po ulicy, ale nie widziałem żadnego znaku ich powrotu.  Żadne zagrożenie także nie rzucało mi się w oczy. O co więc chodziło?
– Bobru wespnij się tutaj do cholery – krzyknął Łowca mierząc snajperką w stronę miasta. Poczułem motyle w brzuchu i cały drżąc wspiąłem się na Potwora. Będąc na dachu pojazdu spojrzałem w miejsce, które pokazywał mi Łowca.

– Mają problemy – skwitował krótko. Mieli. W oczy rzuciły mi się dwie straszne rzeczy. Od południa na drodze widać było mnóstwo trupów wchodzących do miasta. Musiało to być stado podobne do tego w Królowym Moście. Drugim znacznie gorszym widokiem było światło i dźwięk, które teraz gdy wszystko ucichło usłyszałem. Światło i dźwięk petard z środka miasta.

21 komentarzy:

  1. Ten staruszek skojarzył się mi z tym kanibalem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to on :D Prosto po ucieczce ze swojego domu :)

      Usuń
    2. Nom też to zauważyłem Bombu

      Usuń
  2. Wiedziałem, że akurat grupa Bobra trafi na kanibala, po prostu wiedziałem. :P
    Bobru i Łowca pójdą ratować resztę, Jakuba będzie pewnie pilnował Sołtys, o ile też nie pójdzie. Oj, mam co do tego złe przeczucia, chyba im Jakub ukradnie Potwora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Napewno...ale moze sa petardy bo grupa Natalii ich spotkala ale nie wiedza kto to?? He?? XD Ale Jakub (czemu go tak nazwales ;_; To zbyt zajechiste imie..) Zabije tego co bedzie w srodku ukradnie potwora i spieprzy...Wyjaw chociarz czemu byly petardy albo co bedzie z Jakubem...pls

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie powiedz...prosimy wszyscy :)

      Usuń
    2. Petardy mocno zaskoczą tak samo zresztą jak Jakub. Te dwa wątki rozwiną się w kolejnym rozdziale Bobra ;) Nie skreślajcie jeszcze tak naszego kanibala, może Natalia dała mu wystarczającą nauczkę, żeby go zmienić :)?

      Usuń
    3. Ale prosimy ujaw chociarz troszeczkę...Co oznaczają petardy?? Albo co będzie z Jakubem

      Usuń
    4. Daj nam do myślenia co się stanie podając jedno z tych 2...Petardy albo Jakub pls

      Usuń
    5. Podaj błagam chcemy wiedziec

      Usuń
  4. Po przeczytaniu: "Nazywaj mnie Jakub" opadła mi szczęka. Dla czego mam przeczucie, że gdy zostanie zapytany co się stało w jego domu , on to ukryje i Grupa postanowi go zabić? Rozdział jak zawsze fajny.
    P.S. Proszę Cię Bobru tylko mi tu nie zabijaj Łapy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Tak samo jak Pabi pokochałeś Łapę, a wyjawię w ramach ciekawostki, że Łapa początkowa miała być... facetem :D Później ją trochę inaczej wykreowałem i wyszła niebezpieczna piękność ^^ Historia Jakuba z grupą Bobra zostanie wyjaśniona już niedługo :D

      Usuń
    2. Emmm... What? Ale w sumie to że jest kobietą dodało ci kilka innych możliwości niż gdyby była facetem.

      Usuń
  5. Łee... myślałam, że będzie jakaś akcja Łapa&Bobru :P A tu Sołtys :( Może będzie coś w przyszłym rozdziale. Na to liczę :D

    Co do Jakuba. W sumie to trzeba się zastanowić dlaczego on został kanibalem. Czy był nim przed apokalipsą czy sytuacja go do tego zmusiła. Nie wiadomo jakie on ma zdanie na ten temat. Czy przypadkiem nie jest tak, że on je ludzi, ale ma wyrzuty sumienia. Może jakby został z grupą Bobra i dostawał normalne jedzenie, to by zmienił nastawienie. W sumie to nie wiem, czemu tak wierzę w ludzi xD

    Podoba mi się, że akcja się tak zazębia. Tu jeden uciekł i to jest ten uciekinier z poprzedniego rozdziału. Ktoś coś widzi, później okazuje się, że to była ta druga grupa. Bardzo pozytywnie :)

    No nic, czekam na dalsze rozdziały. Miczi i kolejny wątek Bobra i Łapy :D

    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na przykład o Jakubie myślę ,że się nie zmieni. A jego kanibalizm to było czyste lenistwo lub nienawiść do zombie. Wydaje mi się że nie mógł robić tego bo bał się ocalałych ,ponieważ w rozdziale z perspektywy Natalii nożycami (czy jakąś inną bronią białą) posługiwał się doskonale.

      Usuń
    2. Te zazębienia są spoko, ale czasami łatwo się pomieszać :D Gdyby nie notatki to dawno bym się pogubił, a tak zapisuje sobie, który rozdział, to który dzień i jakoś mi to wychodzi, podejrzewam, że czytelnicy mają większy problem z tym :P

      Usuń
  6. bobru mi się wydaje czy Jakub móc się najeść musiał mieć jakieś doświadczenie.
    chodzi mi oto że trzeba umieć patroszyć i skórować. myślę że on mógł kiedyś pracować w rzeźni.
    a jeśli chodzi o rozdział to bardzo fajny oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z góry sory za brak ładu i składu w powyższych zdaniach

      Usuń
    2. Celna uwaga co do Jakuba ;) Jak dokładnie to wyglądało w jego przypadku zostanie wyjaśnione :>

      Usuń
  7. Jedno słowo-Zajebiste

    OdpowiedzUsuń