Rozdział 9, kolejny z perspektywy Zuzy. Po wpadnięciu na dwie kobiety w sklepie Zuza znalazła się w ciekawym położeniu. Czy zaufa kobietom i podąży z nimi, czy może będzie próbowała uciec? Zapraszam do czytania i komentowania
POV:
Zuza - Rozdział 9 - Dzień 3-4
Bobru - Dzień 3-4 - Bobru dojeżdża w okolicę Płocka
Erni - Dzień 3-4 - Erni ucieka z obozu bandytów
-----------------------------------------------------
Rozdział 9: Kobieca siła (ZUZA)
Sara
syknęła, gdy przyłożyłam do jej rany szmatkę nasiąkniętą wodą utlenioną.
Drżącymi rękoma sięgnęłam do apteczki przyniesionej przez jej matkę, Anie.
Odcięłam nożyczkami parę metrów bandaża oraz odlepiłam nieco zatęchły
opatrunek. Przemyłam raz jeszcze ranę ignorując syknięcia i jęknięcia
dziewczyny. Opatrunek zasłonił paskudną ranę, a bandaż dodatkowo przyczepił go
do ciała. Pokiwałem głową na znak, że robota wykonana.
- Dziękuje śliczna – dziewczyna
uśmiechnęła się do mnie zadowolona.
- Mogę wiedzieć jak to
się stało? – zapytałam.
- Coś ciekawska
jesteś. Na pewno nie kłamałaś co do tego, że jesteś sama? – spytała
podejrzliwie jej matka.
- Mamuś daj spokój.
Zuzia nam pomogła – powiedziała szczerząc się. Nie mogła mieć więcej niż
dwadzieścia lat. Anna spojrzała ponuro najpierw na Sarę, potem na mnie. Ona
była znacznie starsza, musiała mieć czterdziestkę na karku – Poharatałam się na drucie kolczastym.
Uciekałyśmy przed sztywniakami i nieco się zaplątałam. Ot cała historia.
- Dobrze… Mogę iść? – zapytałam
sama nie wiedząc co uważać na temat tej dwójki. Chociaż zaskoczyły mnie jak się
przebierałam nie zabrały mojej broni i nie mierzyły już do mnie. Jednak wciąż
obawiałam się, że coś mi zrobią.
- Móc możesz, pytanie
czy chcesz – Sara spojrzała na mnie – Jak
rzeczywiście jesteś sama to ci nie zazdroszczę. My przynajmniej mamy siebie i
bezpieczniej i raźniej. Może przejdziesz się z nami co? – zapytała.
- Zależy gdzie
idziecie – odpowiedziałam.
- Nigdzie – burknęła
starsza kobieta.
Denerwował
mnie jej wrogi nastrój. Różniła się pod tym względem od córki dosyć znacznie.
Nie byłam pewna czy nie ufała mi, chociaż mogła mnie zabić w każdym momencie,
czy po prostu miała taki charakter.
- Ona zawsze taka jest
– rozwiała moje wątpliwości Sara – Ale
rzeczywiście nie mamy jakiegoś większego celu. Błąkamy się po okolicy od
tygodni jedząc co znajdziemy, śpiąc w opuszczonych budynkach i unikając
większych kłopotów – opowiedziała – No
prawie- dodała patrząc na oczyszczoną ranę.
Zastanowiłam
się. Anna czekała wyraźnie na moją odpowiedź, a Sara uśmiechała się patrząc na
mnie. Sama nie wiedziałam, czy chcę z nimi iść. Radziłam sobie, a one nie
wydawały się najlepszymi towarzyszkami. Młodsza miała dziwne upodobania i
wydawała się nieco szalona, a starsza wyglądała jakby zaraz miała kogoś zabić.
Mimo tego pomoc mogła się przydać. Do Płocka wciąż dzielił mnie spory kawałek,
a nie wiedziałam, czy jak dojadę na miejsce to ktokolwiek tam będzie.
- Jadę do Płocka – wypaliłam
– Jak chcecie to chodźcie ze mną. Na
pewno będzie raźniej. Wałęsanie się po tych drogach samemu, chowając się w
krzakach przy każdym podejrzanym szmerze, jest męczące, przyznaje – dodałam.
- Właściwie to mamy
samochód mała. To nieco przyspieszy twoją podróż – powiedziała – Naszą podróż – poprawiła się po chwili.
- Czyli chcecie? – zapytałam,
żeby się upewnić.
- Jasne. Tylko teraz
musimy dostać się do samochodu. Zostawiłyśmy go na obrzeżu miasta – powiedziała
Sara.
- Chodźmy – fuknęła
Anna i pomogła wstać córce.
Zabrałam
wszystko co miałam i wyszłam razem z nimi. Na ulicy było dosyć spokojnie, ale
trupy już się zbierały w naszą stronę. Ruszyłyśmy tak szybko jak mogłyśmy
mijając kolejne uliczki.
- Właściwie to co to
był za bajer z tymi flakami co nosiłaś? – zapytała młodsza.
- To? Ach to mała
sztuczka mając pomóc w przedzieraniu się przez trupy. Nie atakują jak
śmierdzisz tak jak one – wytłumaczyłam.
- Powaga? Słyszałaś
mamuś? To wydaje się być całkiem przydatne – powiedziała podekscytowana.
- Nie będę się
smarowała smrodem jak mogę po prostu trzepnąć je z broni – odpowiedziała
starsza.
Zatrzymałyśmy się po około piętnastu minutach marszu przy
paru kontenerach ze śmieciami. Sara usiadła na murku, a jej matka rzuciła tylko
krótki „poczekajcie tu” i zniknęła po
drugiej stronie ulicy. Młodsza spojrzała na mnie badawczo.
- Długo jesteś sama,
co? – zapytała.
- Hmm?
- Widać po tobie, że
nie trzymałaś się z żadną grupą, ani nawet człowiekiem. Takie coś po prostu
widać w oczach, rozumiesz?
- To prawda, podróżuje
sama od paru tygodni – odpowiedziałam po chwili, nie widząc potrzeby
utajania takiej informacji – Ale
radziłam sobie całkiem nieźle.
- Nie wiem jak
przeżyłaś w tym rejonie. Roi się tu od obozów, niektóre są po prostu pełne
bandytów, ale to nie najgorsze co znajdziesz w okolicy – tu zrobiła
dramatyczną pauzę – Ale są też obozy
„tych dobrych”, które chcą coś odbudować.
Zamyśliłam
się. Wciąż zastanawiałam się, czy dobrze robię jadąc do Płocka i ufając swojemu
instynktowi. Mogłam przecież już od dawna być w Inowrocławiu czy Toruniu, a
jednak skręciłam na wschód. Musiałam zaufać sama sobie. Z przemyśleń wyrwał
mnie dźwięk samochodu. Odruchowo przykucnęłam, ale to była tylko Anna.
Podjechała sporym samochodem osobowym pod nas i ręką pokazała, żebyśmy wsiadły.
Ja usiadłam na miejscu pasażera, a Sara wygodnie ułożyła się na tylnych
siedzeniach.
- Płock? – zapytała
się cicho, jakby chciała się upewnić.
- Tak – potwierdziłam.
Samochód
powoli ruszył, a ja wygodniej rozłożyłam się na siedzeniu. Obserwowałam ze
spokojem zmieniający się za pojazdem krajobraz. Bardzo szybko udało się nam
przejechać przez miasteczko, w którym byliśmy. Krótko po tym zobaczyliśmy przed
nami kolejne zabudowania, które zwiastowały to, że dojeżdżaliśmy do kolejnego
punktu podróży – Włocławka.
- Zatrzymujemy się
tutaj? – zapytała zaciekawiona Sara.
- Lepiej nie – powiedziała
jej matka – No chyba, że chcecie
przejechać na drugą stronę Wisły, kolejna szansa będzie dopiero w Płocku.
- A która strona
brzegu wygląda na bezpieczniejszą? – zapytałam.
- Raczej ta. Lasy aż
do celu. Po drugiej stronie brzegu mamy mnóstwo pól i małych miasteczek.
Pytanie jak stoimy z zapasami? – zapytała.
- Mamy jeszcze trochę
żarcia i picia. Powinno starczyć na resztę dnia i jutro – powiedziała Sara
grzebiąc w bagażniku.
- Dobra to nie
zjeżdżamy, jasne – zdecydowała.
Ruszyliśmy
dalej i widząc zabudowania skręciliśmy na prawo od nich. Podróżowałyśmy raczej
w milczeniu, Sara po jakimś czasie zasnęła, a Anna nie wyglądała na chętną do
rozmowy. Wkrótce po tym oparłam się delikatnie o szybę i zamknęłam oczy. Co
prawda nie spałam, ale wyciszyłam się i odpłynęłam. Do wieczora zatrzymaliśmy
się tylko raz, żeby napełnić bak z paliwem jednym z kanistrów. Anna wysiadła i
zajęła się tym sama, a ja w tym czasie zrobiłam małą przerwę na siku. Idąc w
krzaki rozejrzałam się uważnie po drodze. Byliśmy w środku lasu i jedyną oznaką
cywilizacji była właśnie droga, na której staliśmy.
Załatwiłam
swoją potrzebę i wolnym krokiem wróciłam do auta. Korzystając z chwili czasu
sięgnęłam do plecaka i wyjęłam medykamenty żeby zmienić opatrunek na swojej
nodze. Rana wciąż wyglądała dosyć paskudnie, ale mimo tego widać było, że się
powoli goiła. Ból był coraz słabszy. Równo z tym jak skończyłam Anna wróciła do
samochodu i ruszyłyśmy dalej. Las wyglądał dosyć magicznie. Wydawało mi się
jakbyśmy wjeżdżali do jakiejś sekretnej krainy, która będzie zupełnie inna od
świata, który znałam. Co dziwne, podczas jazdy, pomiędzy drzewami widziałam
nawet dwa razy jelenie, które leniwie poruszały się w lesie, jakby nie wiedząc,
że świat już upadł. Zombie było bardzo niewiele, ale to musiało być spowodowane
tym, że nie widać było zbytnio zabudowań. Mijaliśmy nieduże chatki w środku
lasu, albo bardzo małe wioski.
Właśnie
w jednej z takich wiosek zatrzymaliśmy się, gdy nadeszła noc. Anna zaparkowała
przy jednej z chatek, a następnie poszła do bagażnika, wyciągając kartony oraz
różne inne śmieci. Obudziłam delikatnie Sarę i razem opuściłyśmy pojazd.
Zapytałam ją szeptem:
- Co twoja mama robi?
- Z tym wszystkim?
Chowa auto, odziwo to całkiem nieźle działa, inni ocalali omijają takie wraki
obłożone kartonami i siatkami, myśląc, że to nie pojedzie. A jednak.
Po zabezpieczeniu auta Anna wyciągnęła z bagażnika dwie
puszki oraz butelkę wody i podeszła do nas. Wspólnie ruszyłyśmy w stronę domku
przy którym byłyśmy. Wyglądał na typowy, wiejski domek, bez piętra z niedużymi
pomieszczeniami gospodarczymi stojącymi niedaleko. Sam budynek był w całkiem
niezłym stanie, chociaż dwa okna były wybite, a dach częściowo się osunął. Mimo
tego podeszłyśmy do drzwi. Anna delikatnie otworzyła je i zerknęła do środka.
Sięgnęłam po latarkę z plecaka i zaświeciłam jej.
Na
środku niedużej sieni rozpłaszczone było ciało człowieka. Krew pokryła
dosłownie całą podłogę, a z samego człowieka zostały przegniłe zwłoki z
roztrzaskaną głową. Zapach był nie do wytrzymania, ale starając się oddychać
ustami weszłyśmy głębiej. Przeszłyśmy przez sień, zamykając za sobą drzwi i
trafiłyśmy do korytarza rozbiegającego się w trzy różne wejścia. Stała tutaj
też nieduża szafa, ale poza tym nie było nic. Skierowałyśmy się od razu do
drzwi po lewej stronie i ostrożnie je otworzyłyśmy. Ja świeciłam, a Anna
wymachiwała strzelba po kątach, ale pomieszczenie było czyste. Było to coś w
stylu kuchnio-salonu. Stał tutaj piec, zlew, kuchenka, dwa łóżka po obu
stronach ścian, oraz były dodatkowe drzwi prowadzące na prawo.
- Nada się – rzuciła
krótko Anna stawiając kolacje na stole stojącym pomiędzy łóżkami – Trzeba sprawdzić resztę pomieszczeń. Idziesz
ze mną młoda? – rzuciła w moją stronę.
Kiwnęłam
głową. Sara położyła się na jednym z łóżek, a my ostrożnie poszłyśmy do
kolejnego pokoju. Była to jednoosobowa sypialnia. Na niedużej szafce stał stary
telewizor, a tuż obok stół i dwie szafy pełne ubrań. W pokoju czuć było zapach
stęchlizny. Podobnie jak w przypadku kuchni, w której została Sara, tutaj także
były drzwi na prawo. Sprawdziłyśmy też kolejne pomieszczenie, które nie różniło
się specjalnie od kolejnych i w ten sposób po chwili trafiłyśmy ponownie na
korytarz, wychodząc tym razem z środkowych drzwi. Pozostały tylko te po prawej,
na przeciwko kuchni. Kryła się za nimi łazienka oraz pomieszczenie, w którym
gniły na suszarni ubrania. Wanna wyglądała całkiem dobrze, chociaż była pokryta
warstwą kurzu. Zauważyłyśmy także właz w suficie prowadzący prawdopodobnie na
strych, ale ominęłyśmy go.
Wróciłyśmy
do pomieszczenia, w którym zostawiłyśmy Sarę. Ta klęczała teraz przy piecu i
rozpalała go akurat.
- To na pewno dobry
pomysł? – zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak
będzie pizgać w nocy maleńka – powiedziała uśmiechając się.
Kolacje
zjadłyśmy we względnej ciszy. Fasola z kawałkami mięsa, popijana herbatą. Z
piec buchało przyjemne ciepło. Za oknem było ciemno, kompletnie ciemno. Słychać
było tylko wiatr zasuwający po ścianach. Po zjedzeniu Anna zabarykadowała obie
pary drzwi – tą prowadzącą do korytarza oraz pokoju obok. Następnie Sara
pomogła mi zrobić z koców posłanie blisko pieca. Obie położyły się na łóżkach,
a ja nie chcąc wyganiać poobijanej i starej ułożyłam się wygodnie przy ciepłych
kafelkach. Dziewczyny zasnęły szybko, ale ja wiedziałam, że nie zasnę jeżeli
nie spojrzę ponownie do książki, którą znalazłam.
28 grudnia 2014 – dzień
44
Kolejny spokojny
dzień. Ostatnie odkrycie wciąż nie dało mi większych rezultatów. Kolejne trupy
złapane w sidła się zmarnowały. Nie tracę jednak nadziei. Wciąż staram się
wpaść na nowy pomysł. Moim ludziom udało się przejąć kolejny kawałek terenu pod
Toruniem. Omijaliśmy posterunek, ale zbadaliśmy teren.
Przeleciałam
wzrokiem kolejne dni, które wszystkie były w miarę spokojne. Minuty mijały, aż
w końcu dotarłam do wpisu z stycznia.
10 stycznia 2015 –
dzień 57
Udało się nam w końcu
przechwycić jednego mężczyznę z Gangu. Motocykliści starali się narobić
zamieszania w okolicy, ale nie udało im się. Gdy tylko moi ludzie
przyprowadzili członka tej żałosnej organizacji na farmę moich rodziców, to
wiedziałem, że dowiem się czegoś ciekawego. Nie myliłem się. Mężczyzna z
początku udawał twardziela, ale szybko zaczął błagać o możliwość oddania
ciekawszych informacji. Wyśpiewał mi wszystko gdy stracił piątego zęba. Okazało
się, że cała grupa liczy około dziesięciu osób, poruszali się tylko motorami,
tak jak myślałem. Co jednak kompletnie mnie zaskoczyło, to powiązania z
Toruniem. Okazało się, że prawa ręka tamtejszego obozu – chłopak o ksywce
Dziara – stał za tym wszystkim. Co ciekawe nawet dowódca obozu – Wojciech – nie
wiedział o tym. Chociaż słyszałem o grupie Czerwonych Flar, która była
oficjalnym oddziałem uderzeniowym z Torunia, to to było czymś nowym. Była to
niezależna grupa, która żeby uniknąć powiązania z owym Dziarą atakowała nawet
ludzi z Torunia. Z tego co zrozumiałem ich zadaniem było wprowadzenie
zamieszania w okolicy po to, żeby ostatecznie doprowadzić do upadku Wojciecha i
przejęciu władzy przez Dziarę. Nie miałem pojęcia jak chciał to osiągnąć mając
tylko tę garstkę ludzi, ale kombinował nieźle.
Zaskoczona
tym co przeczytałam westchnęłam cicho. Toruń wcale nie wydawał się takim
ciekawym miejscem po tych słowach, chociaż były spisane przez kogoś, kto badał
trupy. Dziewczyna z drogi jednak mówiła, że to najlepszy obóz w okolicy. Czułam
pewne zmieszanie. Zauważyłam jeszcze dopisek pod wpisem z tego dnia:
„D1: Dziara może być
ciekawym sojusznikiem. Nie zabijać”
Chociaż oczy mi się same zamykały to mimo wszystko czytałam
dalej. Lektura była niesamowicie wciągająca.
13 stycznia 2015 –
dzień 60
Równe 60 dni od
rozpoczęcia. Od wczoraj byłem wciąż na
wypadzie na wschód. Chcieliśmy dotrzeć na miejsce rozbitego helikoptera z
Drugiego Posterunku przy Toruniu, ale niestety, ktoś nas uprzedził. Gdy
usłyszeliśmy strzelaninę wycofaliśmy się. Krótko po tym spotkaliśmy grupę
ocalałych. Nas było jednak znacznie więcej. Otoczyliśmy ich. Spytaliśmy, czy to
oni byli przy helikopterze, ale ci zaprzeczyli. Dowiedzieliśmy się, że są z
Warszawy. Przewodziła nimi nieduża kobieta z kręconymi włosami. Nie
zapamiętałem jej imienia. Chociaż atmosfera była napięta nie szukałem zwady.
Wiedziałem, że w Warszawie jest cała masa ludzi. Nie chciałem robić sobie z
nich wroga, przynajmniej w dzisiejszym dniu. Wspomnieliśmy im o tym, że te
terytorium jest nasze. Radość na ich twarzach, kiedy zaczęliśmy się oddalać
była cudowna. Strach to najlepsza broń.
Zastanawiałam się jeszcze przez chwilę i przetwarzałam
informacje, które zebrałam. Było tego całkiem sporo. Dziennik miał dni zapisane
aż do marca, czyli jego właściciel musiał go zgubić parę dni przed tym jak go
znalazłam. Zadowolona z kolejnej porcji wiedzy przełożyłam się na bok i
zasnęłam.
Rano
obudziła mnie Sara. Potrząsnęła mną, dłoń trzymając na mojej piersi i zrobiła
niewinny wyraz twarzy, ale wiedziałam, że jej działania nie były przypadkowe.
Zdecydowanie coś do mnie czuła, lub po prostu tak zachowywała się w obecności
każdej kobiety. Zjadłyśmy śniadanie i spakowałyśmy się do dalszej drogi i już
po dwudziestu minutach jechałyśmy dalej. Auto i podwórze było czyste, chociaż w
dalszej części wioseczki zobaczyliśmy dwa idące powoli trupy. Schemat jazdy był
bardzo podobny do ostatniego, z tą różnicą, że tym razem Anna podjęła rozmowę.
Gdy jechaliśmy w środku lasu odezwała się nagle:
- Dalej jesteś pewna
tego Płocka?
Byłam tak zaskoczona jej głosem, że aż podskoczyłam na
siedzeniu.
- Tak – odpowiedziałam
po chwili – a co?
- A nic. Po prostu
dalej nie rozumiem dlaczego jedziesz w drugą stronę od obozów. Mówiłaś coś, że
szukasz miejsca żeby się osiedlić, odpocząć, a jednak jedziesz do Płocka. Może
zepsuje ci niespodziankę, ale poza trupami tam nic nie ma.
- Skąd wiesz? – zapytałam.
- Byłam tam całkiem
niedawno. Miasto nie ma obozów, ludzi… nic. Tylko trupy. A w takim Toruniu,
chociaż najlepszym miejscem to nie jest, to jednak mają dużą społeczność. Liczą
się z innymi i są otwarci na nowych ludzi.
- Rozumiem. Mimo
wszystko chcę tam pojechać.
- Kto tam cię zrozumie
– mruknęła, po czym zamilkła znowu. Jej milczenie trwało aż do Płocka.
Dotarliśmy tam gdy już się ściemniało. Sara obudziła się na tylnym siedzeniu i
obserwowała krajobraz za oknem. Nawet z miejsca, w którym byłyśmy, widać było
most przecinający rzekę. Byłyśmy teraz w mało zatłoczonej, południowej części
miasta. Mijałyśmy niewielkie skupiska budynków różnego rodzaju, ale most
malował się przed nami coraz bliżej.
- Mam przejechać na
drugą stronę? – zapytała Anna.
- Tak – odpowiedziałam
z pewnością w głosie, chociaż sama nie wiedziałam czego szukam. Ślady
ciężarówki zgubiłam już dawno temu, więc sama nie wiedziałam na co zwracać
uwagę. Anna co chwilę zerkała na mnie jakby chciała przejrzeć mnie na wylot.
Sara obserwowała spokojnie to co się działo za oknem. Mijaliśmy trupy i było
ich całkiem sporo. Chociaż ulice były dosyć przejezdne to te szwendały się przy
drodze, idąc w naszą stronę zwabione hałasem auta.
Po
chwili byłyśmy na moście. Było ciemno, a ja rozglądałam się zaciekawiona po
okolicy. Zobaczyłam nagle przed nami ciężarówkę stojąca po drugiej stronie
mostu.
- Zatrzymaj się – poprosiłam
Anny. Ta niechętnie zwolniła i zatrzymała wóz niedaleko pojazdu, który wpadł mi
w oko. Wysiadłyśmy.
- O to chodziło? – zapytała
zniecierpliwionym głosem starsza kobieta.
- Mamuś daj spokój – zbeształa
ją córka.
- Cholera nie wiem czy
mam chować auto, ta dziewka nic nie mówi – zdenerwowała się.
Zaczęłam się denerwować. Zignorowałam jednak pytania Anny i
ruszyłam powoli do ciężarówki. Nie musiałam świecić latarką czy nawet
specjalnie się przyglądać. Od razu było widać, że to nie ta, za którą
podążałam.
Nagle
po stronie mostu, na którą zmierzałyśmy, coś zaświeciło. Czerwony, lśniący
pocisk zabłysnął na niebie nad czymś, co z oddali wyglądało na zamek albo
kościół. Anna zaklęła pod nosem, a mnie przeszła fala strachu. Wtem do mojej
głowy wróciły słowa, które czytała wczoraj „Chociaż
słyszałem o grupie Czerwonych Flar, która była oficjalnym oddziałem
uderzeniowym z Torunia” i uśmiechnęłam się. Szybko skojarzyłam fakty. Już
wiedziałam gdzie muszę iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz