piątek, 13 stycznia 2017

Rozdział 9: Kobieca siła

Rozdział 9, kolejny z perspektywy Zuzy. Po wpadnięciu na dwie kobiety w sklepie Zuza znalazła się w ciekawym położeniu. Czy zaufa kobietom i podąży z nimi, czy może będzie próbowała uciec? Zapraszam do czytania i komentowania

POV:
Zuza - Rozdział 9 - Dzień 3-4
Bobru - Dzień 3-4 - Bobru dojeżdża w okolicę Płocka
Erni - Dzień 3-4 - Erni ucieka z obozu bandytów

-----------------------------------------------------

Rozdział 9: Kobieca siła (ZUZA)


                Sara syknęła, gdy przyłożyłam do jej rany szmatkę nasiąkniętą wodą utlenioną. Drżącymi rękoma sięgnęłam do apteczki przyniesionej przez jej matkę, Anie. Odcięłam nożyczkami parę metrów bandaża oraz odlepiłam nieco zatęchły opatrunek. Przemyłam raz jeszcze ranę ignorując syknięcia i jęknięcia dziewczyny. Opatrunek zasłonił paskudną ranę, a bandaż dodatkowo przyczepił go do ciała. Pokiwałem głową na znak, że robota wykonana.
- Dziękuje śliczna – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie zadowolona.
- Mogę wiedzieć jak to się stało? – zapytałam.
- Coś ciekawska jesteś. Na pewno nie kłamałaś co do tego, że jesteś sama? – spytała podejrzliwie jej matka.
- Mamuś daj spokój. Zuzia nam pomogła – powiedziała szczerząc się. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Anna spojrzała ponuro najpierw na Sarę, potem na mnie. Ona była znacznie starsza, musiała mieć czterdziestkę na karku – Poharatałam się na drucie kolczastym. Uciekałyśmy przed sztywniakami i nieco się zaplątałam. Ot cała historia.
- Dobrze… Mogę iść? – zapytałam sama nie wiedząc co uważać na temat tej dwójki. Chociaż zaskoczyły mnie jak się przebierałam nie zabrały mojej broni i nie mierzyły już do mnie. Jednak wciąż obawiałam się, że coś mi zrobią.
- Móc możesz, pytanie czy chcesz – Sara spojrzała na mnie – Jak rzeczywiście jesteś sama to ci nie zazdroszczę. My przynajmniej mamy siebie i bezpieczniej i raźniej. Może przejdziesz się z nami co? – zapytała.
- Zależy gdzie idziecie – odpowiedziałam.
- Nigdzie – burknęła starsza kobieta.
                Denerwował mnie jej wrogi nastrój. Różniła się pod tym względem od córki dosyć znacznie. Nie byłam pewna czy nie ufała mi, chociaż mogła mnie zabić w każdym momencie, czy po prostu miała taki charakter.
- Ona zawsze taka jest – rozwiała moje wątpliwości Sara – Ale rzeczywiście nie mamy jakiegoś większego celu. Błąkamy się po okolicy od tygodni jedząc co znajdziemy, śpiąc w opuszczonych budynkach i unikając większych kłopotów – opowiedziała – No prawie- dodała patrząc na oczyszczoną ranę.
                Zastanowiłam się. Anna czekała wyraźnie na moją odpowiedź, a Sara uśmiechała się patrząc na mnie. Sama nie wiedziałam, czy chcę z nimi iść. Radziłam sobie, a one nie wydawały się najlepszymi towarzyszkami. Młodsza miała dziwne upodobania i wydawała się nieco szalona, a starsza wyglądała jakby zaraz miała kogoś zabić. Mimo tego pomoc mogła się przydać. Do Płocka wciąż dzielił mnie spory kawałek, a nie wiedziałam, czy jak dojadę na miejsce to ktokolwiek tam będzie.
- Jadę do Płocka – wypaliłam – Jak chcecie to chodźcie ze mną. Na pewno będzie raźniej. Wałęsanie się po tych drogach samemu, chowając się w krzakach przy każdym podejrzanym szmerze, jest męczące, przyznaje – dodałam.
- Właściwie to mamy samochód mała. To nieco przyspieszy twoją podróż – powiedziała – Naszą podróż – poprawiła się po chwili.
- Czyli chcecie? – zapytałam, żeby się upewnić.
- Jasne. Tylko teraz musimy dostać się do samochodu. Zostawiłyśmy go na obrzeżu miasta – powiedziała Sara.
- Chodźmy – fuknęła Anna i pomogła wstać córce.
                Zabrałam wszystko co miałam i wyszłam razem z nimi. Na ulicy było dosyć spokojnie, ale trupy już się zbierały w naszą stronę. Ruszyłyśmy tak szybko jak mogłyśmy mijając kolejne uliczki.
- Właściwie to co to był za bajer z tymi flakami co nosiłaś? – zapytała młodsza.
- To? Ach to mała sztuczka mając pomóc w przedzieraniu się przez trupy. Nie atakują jak śmierdzisz tak jak one – wytłumaczyłam.
- Powaga? Słyszałaś mamuś? To wydaje się być całkiem przydatne – powiedziała podekscytowana.
- Nie będę się smarowała smrodem jak mogę po prostu trzepnąć je z broni – odpowiedziała starsza.
Zatrzymałyśmy się po około piętnastu minutach marszu przy paru kontenerach ze śmieciami. Sara usiadła na murku, a jej matka rzuciła tylko krótki „poczekajcie tu” i zniknęła po drugiej stronie ulicy. Młodsza spojrzała na mnie badawczo.
- Długo jesteś sama, co? – zapytała.
- Hmm?
- Widać po tobie, że nie trzymałaś się z żadną grupą, ani nawet człowiekiem. Takie coś po prostu widać w oczach, rozumiesz?
- To prawda, podróżuje sama od paru tygodni – odpowiedziałam po chwili, nie widząc potrzeby utajania takiej informacji ­– Ale radziłam sobie całkiem nieźle.
- Nie wiem jak przeżyłaś w tym rejonie. Roi się tu od obozów, niektóre są po prostu pełne bandytów, ale to nie najgorsze co znajdziesz w okolicy – tu zrobiła dramatyczną pauzę – Ale są też obozy „tych dobrych”, które chcą coś odbudować.
                Zamyśliłam się. Wciąż zastanawiałam się, czy dobrze robię jadąc do Płocka i ufając swojemu instynktowi. Mogłam przecież już od dawna być w Inowrocławiu czy Toruniu, a jednak skręciłam na wschód. Musiałam zaufać sama sobie. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk samochodu. Odruchowo przykucnęłam, ale to była tylko Anna. Podjechała sporym samochodem osobowym pod nas i ręką pokazała, żebyśmy wsiadły. Ja usiadłam na miejscu pasażera, a Sara wygodnie ułożyła się na tylnych siedzeniach.
- Płock? – zapytała się cicho, jakby chciała się upewnić.
- Tak – potwierdziłam.
                Samochód powoli ruszył, a ja wygodniej rozłożyłam się na siedzeniu. Obserwowałam ze spokojem zmieniający się za pojazdem krajobraz. Bardzo szybko udało się nam przejechać przez miasteczko, w którym byliśmy. Krótko po tym zobaczyliśmy przed nami kolejne zabudowania, które zwiastowały to, że dojeżdżaliśmy do kolejnego punktu podróży – Włocławka.
- Zatrzymujemy się tutaj? – zapytała zaciekawiona Sara.
- Lepiej nie – powiedziała jej matka – No chyba, że chcecie przejechać na drugą stronę Wisły, kolejna szansa będzie dopiero w Płocku.
- A która strona brzegu wygląda na bezpieczniejszą? – zapytałam.
- Raczej ta. Lasy aż do celu. Po drugiej stronie brzegu mamy mnóstwo pól i małych miasteczek. Pytanie jak stoimy z zapasami? – zapytała.
- Mamy jeszcze trochę żarcia i picia. Powinno starczyć na resztę dnia i jutro – powiedziała Sara grzebiąc w bagażniku.
- Dobra to nie zjeżdżamy, jasne – zdecydowała.
                Ruszyliśmy dalej i widząc zabudowania skręciliśmy na prawo od nich. Podróżowałyśmy raczej w milczeniu, Sara po jakimś czasie zasnęła, a Anna nie wyglądała na chętną do rozmowy. Wkrótce po tym oparłam się delikatnie o szybę i zamknęłam oczy. Co prawda nie spałam, ale wyciszyłam się i odpłynęłam. Do wieczora zatrzymaliśmy się tylko raz, żeby napełnić bak z paliwem jednym z kanistrów. Anna wysiadła i zajęła się tym sama, a ja w tym czasie zrobiłam małą przerwę na siku. Idąc w krzaki rozejrzałam się uważnie po drodze. Byliśmy w środku lasu i jedyną oznaką cywilizacji była właśnie droga, na której staliśmy.
                Załatwiłam swoją potrzebę i wolnym krokiem wróciłam do auta. Korzystając z chwili czasu sięgnęłam do plecaka i wyjęłam medykamenty żeby zmienić opatrunek na swojej nodze. Rana wciąż wyglądała dosyć paskudnie, ale mimo tego widać było, że się powoli goiła. Ból był coraz słabszy. Równo z tym jak skończyłam Anna wróciła do samochodu i ruszyłyśmy dalej. Las wyglądał dosyć magicznie. Wydawało mi się jakbyśmy wjeżdżali do jakiejś sekretnej krainy, która będzie zupełnie inna od świata, który znałam. Co dziwne, podczas jazdy, pomiędzy drzewami widziałam nawet dwa razy jelenie, które leniwie poruszały się w lesie, jakby nie wiedząc, że świat już upadł. Zombie było bardzo niewiele, ale to musiało być spowodowane tym, że nie widać było zbytnio zabudowań. Mijaliśmy nieduże chatki w środku lasu, albo bardzo małe wioski.
                Właśnie w jednej z takich wiosek zatrzymaliśmy się, gdy nadeszła noc. Anna zaparkowała przy jednej z chatek, a następnie poszła do bagażnika, wyciągając kartony oraz różne inne śmieci. Obudziłam delikatnie Sarę i razem opuściłyśmy pojazd. Zapytałam ją szeptem:
- Co twoja mama robi?
- Z tym wszystkim? Chowa auto, odziwo to całkiem nieźle działa, inni ocalali omijają takie wraki obłożone kartonami i siatkami, myśląc, że to nie pojedzie. A jednak.
Po zabezpieczeniu auta Anna wyciągnęła z bagażnika dwie puszki oraz butelkę wody i podeszła do nas. Wspólnie ruszyłyśmy w stronę domku przy którym byłyśmy. Wyglądał na typowy, wiejski domek, bez piętra z niedużymi pomieszczeniami gospodarczymi stojącymi niedaleko. Sam budynek był w całkiem niezłym stanie, chociaż dwa okna były wybite, a dach częściowo się osunął. Mimo tego podeszłyśmy do drzwi. Anna delikatnie otworzyła je i zerknęła do środka. Sięgnęłam po latarkę z plecaka i zaświeciłam jej.
                Na środku niedużej sieni rozpłaszczone było ciało człowieka. Krew pokryła dosłownie całą podłogę, a z samego człowieka zostały przegniłe zwłoki z roztrzaskaną głową. Zapach był nie do wytrzymania, ale starając się oddychać ustami weszłyśmy głębiej. Przeszłyśmy przez sień, zamykając za sobą drzwi i trafiłyśmy do korytarza rozbiegającego się w trzy różne wejścia. Stała tutaj też nieduża szafa, ale poza tym nie było nic. Skierowałyśmy się od razu do drzwi po lewej stronie i ostrożnie je otworzyłyśmy. Ja świeciłam, a Anna wymachiwała strzelba po kątach, ale pomieszczenie było czyste. Było to coś w stylu kuchnio-salonu. Stał tutaj piec, zlew, kuchenka, dwa łóżka po obu stronach ścian, oraz były dodatkowe drzwi prowadzące na prawo.
- Nada się – rzuciła krótko Anna stawiając kolacje na stole stojącym pomiędzy łóżkami – Trzeba sprawdzić resztę pomieszczeń. Idziesz ze mną młoda? – rzuciła w moją stronę.
                Kiwnęłam głową. Sara położyła się na jednym z łóżek, a my ostrożnie poszłyśmy do kolejnego pokoju. Była to jednoosobowa sypialnia. Na niedużej szafce stał stary telewizor, a tuż obok stół i dwie szafy pełne ubrań. W pokoju czuć było zapach stęchlizny. Podobnie jak w przypadku kuchni, w której została Sara, tutaj także były drzwi na prawo. Sprawdziłyśmy też kolejne pomieszczenie, które nie różniło się specjalnie od kolejnych i w ten sposób po chwili trafiłyśmy ponownie na korytarz, wychodząc tym razem z środkowych drzwi. Pozostały tylko te po prawej, na przeciwko kuchni. Kryła się za nimi łazienka oraz pomieszczenie, w którym gniły na suszarni ubrania. Wanna wyglądała całkiem dobrze, chociaż była pokryta warstwą kurzu. Zauważyłyśmy także właz w suficie prowadzący prawdopodobnie na strych, ale ominęłyśmy go.
                Wróciłyśmy do pomieszczenia, w którym zostawiłyśmy Sarę. Ta klęczała teraz przy piecu i rozpalała go akurat.
- To na pewno dobry pomysł? – zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak będzie pizgać w nocy maleńka – powiedziała uśmiechając się.
                Kolacje zjadłyśmy we względnej ciszy. Fasola z kawałkami mięsa, popijana herbatą. Z piec buchało przyjemne ciepło. Za oknem było ciemno, kompletnie ciemno. Słychać było tylko wiatr zasuwający po ścianach. Po zjedzeniu Anna zabarykadowała obie pary drzwi – tą prowadzącą do korytarza oraz pokoju obok. Następnie Sara pomogła mi zrobić z koców posłanie blisko pieca. Obie położyły się na łóżkach, a ja nie chcąc wyganiać poobijanej i starej ułożyłam się wygodnie przy ciepłych kafelkach. Dziewczyny zasnęły szybko, ale ja wiedziałam, że nie zasnę jeżeli nie spojrzę ponownie do książki, którą znalazłam.
28 grudnia 2014 – dzień 44
Kolejny spokojny dzień. Ostatnie odkrycie wciąż nie dało mi większych rezultatów. Kolejne trupy złapane w sidła się zmarnowały. Nie tracę jednak nadziei. Wciąż staram się wpaść na nowy pomysł. Moim ludziom udało się przejąć kolejny kawałek terenu pod Toruniem. Omijaliśmy posterunek, ale zbadaliśmy teren.
                Przeleciałam wzrokiem kolejne dni, które wszystkie były w miarę spokojne. Minuty mijały, aż w końcu dotarłam do wpisu z stycznia.
10 stycznia 2015 – dzień 57
Udało się nam w końcu przechwycić jednego mężczyznę z Gangu. Motocykliści starali się narobić zamieszania w okolicy, ale nie udało im się. Gdy tylko moi ludzie przyprowadzili członka tej żałosnej organizacji na farmę moich rodziców, to wiedziałem, że dowiem się czegoś ciekawego. Nie myliłem się. Mężczyzna z początku udawał twardziela, ale szybko zaczął błagać o możliwość oddania ciekawszych informacji. Wyśpiewał mi wszystko gdy stracił piątego zęba. Okazało się, że cała grupa liczy około dziesięciu osób, poruszali się tylko motorami, tak jak myślałem. Co jednak kompletnie mnie zaskoczyło, to powiązania z Toruniem. Okazało się, że prawa ręka tamtejszego obozu – chłopak o ksywce Dziara – stał za tym wszystkim. Co ciekawe nawet dowódca obozu – Wojciech – nie wiedział o tym. Chociaż słyszałem o grupie Czerwonych Flar, która była oficjalnym oddziałem uderzeniowym z Torunia, to to było czymś nowym. Była to niezależna grupa, która żeby uniknąć powiązania z owym Dziarą atakowała nawet ludzi z Torunia. Z tego co zrozumiałem ich zadaniem było wprowadzenie zamieszania w okolicy po to, żeby ostatecznie doprowadzić do upadku Wojciecha i przejęciu władzy przez Dziarę. Nie miałem pojęcia jak chciał to osiągnąć mając tylko tę garstkę ludzi, ale kombinował nieźle.
                Zaskoczona tym co przeczytałam westchnęłam cicho. Toruń wcale nie wydawał się takim ciekawym miejscem po tych słowach, chociaż były spisane przez kogoś, kto badał trupy. Dziewczyna z drogi jednak mówiła, że to najlepszy obóz w okolicy. Czułam pewne zmieszanie. Zauważyłam jeszcze dopisek pod wpisem z tego dnia:
„D1: Dziara może być ciekawym sojusznikiem. Nie zabijać”
Chociaż oczy mi się same zamykały to mimo wszystko czytałam dalej. Lektura była niesamowicie wciągająca.
13 stycznia 2015 – dzień 60
Równe 60 dni od rozpoczęcia.  Od wczoraj byłem wciąż na wypadzie na wschód. Chcieliśmy dotrzeć na miejsce rozbitego helikoptera z Drugiego Posterunku przy Toruniu, ale niestety, ktoś nas uprzedził. Gdy usłyszeliśmy strzelaninę wycofaliśmy się. Krótko po tym spotkaliśmy grupę ocalałych. Nas było jednak znacznie więcej. Otoczyliśmy ich. Spytaliśmy, czy to oni byli przy helikopterze, ale ci zaprzeczyli. Dowiedzieliśmy się, że są z Warszawy. Przewodziła nimi nieduża kobieta z kręconymi włosami. Nie zapamiętałem jej imienia. Chociaż atmosfera była napięta nie szukałem zwady. Wiedziałem, że w Warszawie jest cała masa ludzi. Nie chciałem robić sobie z nich wroga, przynajmniej w dzisiejszym dniu. Wspomnieliśmy im o tym, że te terytorium jest nasze. Radość na ich twarzach, kiedy zaczęliśmy się oddalać była cudowna. Strach to najlepsza broń.
Zastanawiałam się jeszcze przez chwilę i przetwarzałam informacje, które zebrałam. Było tego całkiem sporo. Dziennik miał dni zapisane aż do marca, czyli jego właściciel musiał go zgubić parę dni przed tym jak go znalazłam. Zadowolona z kolejnej porcji wiedzy przełożyłam się na bok i zasnęłam.
                Rano obudziła mnie Sara. Potrząsnęła mną, dłoń trzymając na mojej piersi i zrobiła niewinny wyraz twarzy, ale wiedziałam, że jej działania nie były przypadkowe. Zdecydowanie coś do mnie czuła, lub po prostu tak zachowywała się w obecności każdej kobiety. Zjadłyśmy śniadanie i spakowałyśmy się do dalszej drogi i już po dwudziestu minutach jechałyśmy dalej. Auto i podwórze było czyste, chociaż w dalszej części wioseczki zobaczyliśmy dwa idące powoli trupy. Schemat jazdy był bardzo podobny do ostatniego, z tą różnicą, że tym razem Anna podjęła rozmowę. Gdy jechaliśmy w środku lasu odezwała się nagle:
- Dalej jesteś pewna tego Płocka?
Byłam tak zaskoczona jej głosem, że aż podskoczyłam na siedzeniu.
- Tak – odpowiedziałam po chwili – a co?
- A nic. Po prostu dalej nie rozumiem dlaczego jedziesz w drugą stronę od obozów. Mówiłaś coś, że szukasz miejsca żeby się osiedlić, odpocząć, a jednak jedziesz do Płocka. Może zepsuje ci niespodziankę, ale poza trupami tam nic nie ma.
- Skąd wiesz? – zapytałam.
- Byłam tam całkiem niedawno. Miasto nie ma obozów, ludzi… nic. Tylko trupy. A w takim Toruniu, chociaż najlepszym miejscem to nie jest, to jednak mają dużą społeczność. Liczą się z innymi i są otwarci na nowych ludzi.
- Rozumiem. Mimo wszystko chcę tam pojechać.
- Kto tam cię zrozumie – mruknęła, po czym zamilkła znowu. Jej milczenie trwało aż do Płocka. Dotarliśmy tam gdy już się ściemniało. Sara obudziła się na tylnym siedzeniu i obserwowała krajobraz za oknem. Nawet z miejsca, w którym byłyśmy, widać było most przecinający rzekę. Byłyśmy teraz w mało zatłoczonej, południowej części miasta. Mijałyśmy niewielkie skupiska budynków różnego rodzaju, ale most malował się przed nami coraz bliżej.
- Mam przejechać na drugą stronę? – zapytała Anna.
- Tak – odpowiedziałam z pewnością w głosie, chociaż sama nie wiedziałam czego szukam. Ślady ciężarówki zgubiłam już dawno temu, więc sama nie wiedziałam na co zwracać uwagę. Anna co chwilę zerkała na mnie jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. Sara obserwowała spokojnie to co się działo za oknem. Mijaliśmy trupy i było ich całkiem sporo. Chociaż ulice były dosyć przejezdne to te szwendały się przy drodze, idąc w naszą stronę zwabione hałasem auta.
                Po chwili byłyśmy na moście. Było ciemno, a ja rozglądałam się zaciekawiona po okolicy. Zobaczyłam nagle przed nami ciężarówkę stojąca po drugiej stronie mostu.
- Zatrzymaj się – poprosiłam Anny. Ta niechętnie zwolniła i zatrzymała wóz niedaleko pojazdu, który wpadł mi w oko. Wysiadłyśmy.
- O to chodziło? – zapytała zniecierpliwionym głosem starsza kobieta.
- Mamuś daj spokój – zbeształa ją córka.
- Cholera nie wiem czy mam chować auto, ta dziewka nic nie mówi – zdenerwowała się.
Zaczęłam się denerwować. Zignorowałam jednak pytania Anny i ruszyłam powoli do ciężarówki. Nie musiałam świecić latarką czy nawet specjalnie się przyglądać. Od razu było widać, że to nie ta, za którą podążałam.

                Nagle po stronie mostu, na którą zmierzałyśmy, coś zaświeciło. Czerwony, lśniący pocisk zabłysnął na niebie nad czymś, co z oddali wyglądało na zamek albo kościół. Anna zaklęła pod nosem, a mnie przeszła fala strachu. Wtem do mojej głowy wróciły słowa, które czytała wczoraj „Chociaż słyszałem o grupie Czerwonych Flar, która była oficjalnym oddziałem uderzeniowym z Torunia” i uśmiechnęłam się. Szybko skojarzyłam fakty. Już wiedziałam gdzie muszę iść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz