wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 23: W proch się obrócisz

Rozdział 23, ostatni w tym tomie z perspektywy Erniego. Dzień po tym jak Łapa wraz z resztą uciekły wydarzenia zwolniły, ale czy na pewno. Dziara wciąż chce się pozbyć Karła i planuje wykorzystać do tego Bobra oraz coś, o czym jeszcze nie wiemy. Jak się ostatecznie zakończy Plan Dziary? Czy uda mu się wyjść korzystnie z tej sytuacji? Zobaczycie w tym rozdziale, zapraszam do czytania i komentowania :)

----------------------------------------------

Rozdział 23 (Erni): W proch się obrócisz


                Gdy tylko się obudziłem sięgnąłem po dzbanek z wodą i pociągnąłem parę solidnych łyków. Czułem się okropnie, chociaż wyspanie się w wygodnym łóżku znacznie poprawiło moją kondycję. Sama podróż i zasadzka były wykańczające, a wczorajsze pasmo zdarzeń po prostu mnie dobiło. Śmierć Daliona i Smroda, atak na Dziarę, ucieczka Łapy, Magdy i Miczi, to wszystko stało się w przeciągu paru godzin. Teraz nasza drużyna była osłabiona. Nie byłem do końca pewien, czy dalej mogłem się do niej zaliczyć, bo w końcu teraz moim miejscem na ziemi był Toruń, ale gdyby Bobru miał stąd odejść to prawdopodobnie poszedłbym z nim. Prawdopodobnie.
                Wstałem i ubrałem się wyglądając za okno. Pogoda była ładna, po chmurach nie było widać śladu, co mnie ucieszyło. Otworzyłem okno, żeby wpuścić trochę powietrza i wyjrzałem na Plac Główny. Krzątało się tam teraz sporo ludzi, którzy ustawiali drewniany podest. Bobru wspominał mi coś o jakiejś uroczystości więc nie zdziwiło mnie to specjalnie. Postanowiłem się przejść. Zszedłem po schodach na dół i ruszyłem do wyjścia raźnym krokiem. Moja twarz nie wyglądała aż tak źle, a poza tym mało mnie interesowała opinia innych ludzi. Mam prawo do wyglądania jak wyglądam szczególnie po tym, co przeżyłem w ostatnich dniach.
                Przed wejściem zauważyłem Dymitra, który palił papierosa. Podszedłem do niego. Jego broda była teraz dłuższa, a on wyglądał na jeszcze bardziej chudego, niż wtedy, kiedy go spotkałem na drodze do Torunia. Uśmiechnął się jednak na mój widok i wyciągnął rękę na przywitanie.
- Już na nogach? – zapytał ironicznie.
- Kiedyś trzeba odespać to całe gówno – odpowiedziałem żartobliwie.
- Słyszałem, że miałeś spore problemy na ostatniej trasie… - zaczął.
- Wiesz co, mam ochotę na piwo, zabierzesz się ze mną i tam pogadamy? – zaproponowałem.
- Jasne! – powiedział z entuzjazmem i gasząc papieros o budynek rzucił go do kosza.
                Szliśmy spokojnie, nigdzie nam się na razie nie spieszyło, a ja miałem ogromną chęć na wypicie piwa. Po prostu tego potrzebowałem. Po drodze spotkaliśmy Mpd, który tłumaczył coś jednemu ze strażników. Gdy nas zauważył skinął głową i zamachał. Odpowiedziałem mu skinięciem i wrócił do rozmowy. Do baru było niedaleko, więc niebawem byliśmy już w mrocznym środku. Teraz jednym źródłem światła były okna przy samym suficie, które wpuszczały do podziemnej knajpy nieco światła.
                Usiedliśmy przy stoliku w kącie i zamówiliśmy po piwie. W barze było dosyć pusto, ale to co zauważyłem nieco mnie zdziwiło. Za ladą, w strojach kelnerek pracowały Ola i Karolina, dziewczyny, które spotkałem na trasie Zbłąkanego Ocalałego. One tak samo jak ja były więzione przez Daliona i jego zgraję. Nie odbiło się jednak to na ich psychice, bo jak Karolina przyniosła nam zamówiony alkohol, to uśmiechnęła się wesoło.
- Więc opowiadaj – poprosił Dymitr biorąc łyk piwa.
                Opowiedziałem mu bez większych szczegółów jak przebiegły moje ostatnie dni . Po skończonej opowieści mój towarzysz gwizdnął tylko z uznaniem.
- No nieźle. Widać jak spotkałeś mnie to nie miałeś takich problemów, co? – zapytał wesoło.
- Oj nie. To był jakiś feralny wyjazd. Od samego początku. Straciłem kumpla i sporo nerwów… - powiedziałem, wspominając Cinka. Zostawało coraz mniej ocalałych, którzy przeżyli Królowy Most. Teraz gdy uciekła Miczi i Łapa to poza mną i Bobrem żył właściwie tylko Gigant.
- Właściwie to nigdy nie opowiadałeś o sobie, nie mieliśmy okazji pogadać – powiedziałem zgodnie z prawdą. Dymitra spotkałem już jakiś czas temu, a teraz coraz bardziej brakowało mi sytuacji, kiedy mogłem pogadać właściwie z każdym. Otaczało mnie coraz więcej obcych osób, więc chciałem nieco poszerzyć horyzonty.
- Och moja historia nie jest specjalnie ciekawa – zaczął – W sumie przed wybuchem tego gówna miałem kapelę rockową, trochę grałem z kumplami po mniejszych klubach. Zespół nazywał się „Witanutka”, kompletny spontan – opowiadał Dymitr zapijając piwem – Śpiewaliśmy po polsku i po rosyjsku, więc często dawaliśmy koncerty w Rosji i właśnie tam jechaliśmy, kiedy zaczęło się to… wszystko.
- Na czym grałeś? – zapytałem zaciekawiony.
- Na gitarze! – odpowiedział z zapałem.
- Wiesz, wydaję mi się, że jakaś gitara w Ostoi jest, jak będziesz chciał to popytam po znajomych –  zaproponowałem.
- Och! Byłoby zajebiście! – ucieszył się brodacz.
- A zawsze poruszałeś się w grupie? – zapytałem jeszcze.
- Bywało naprawdę różnie. Czasem łaziłem sam, ale miałem epizody, gdzie kręciłem się z grupką znajomych. Większość niestety straciłem – przyznał.
- Przykro mi.
- Nie, nie ma sprawy… Taki jest świat. Ty też sporo straciłeś i w sumie każdy z nas traci – ostatnią część powiedział nieco niewyraźnie, bo w ustach pojawił mu się papieros – Ważne, żeby trzymać się razem i mieć kogoś przy sobie. Samotność prowadzi do szaleństwa.
- Masz rację – odpowiedziałem krótko, po czym przeszliśmy na tematy bardziej przyziemne. W tym czasie do baru weszła naprawdę ładna dziewczyna, z długimi, rudymi włosami. Wyglądała groźnie i pięknie zarazem. Dymitr również ją zauważył i spłonął rumieńcem. Widać było, że mu się podobała.
- Idź do niej zagadać, może się do nas dosiądzie – zaproponowałem.
- No nie wiem… - powiedział niepewnie.
- Dajesz, nie bądź cienias – uderzałem na ambicje, chcąc w końcu zobaczyć coś przyjemnego na oczy, a nie tylko śmierć, walkę i trupy.
                Chłopak wstał w końcu i nieśmiało podszedł do baru, gdzie stała teraz ruda. Szturchnął ją nieśmiało, co wywołało uśmiech na mojej twarzy po czym wskazał na nasz stolik. Ta uśmiechnęła się do niego i kiwnęła głową. Po chwili Dymitr wrócił.
- I co? – zapytałem.
- Zaraz tu przyjdzie – powiedział i podrapał się po brodzie.
- To chyba dobrze, co? – zapytałem.
- Mam nadzieję…
                Po chwili dziewczyna dosiadła się do nas.  Miała w ręce kufel piwa, więc zaczynała dzień podobnie. Wyciągnęła do mnie rękę, którą uścisnąłem.
- Natalia, dla przyjaciół Ruda – powiedziała.
- Erni, dla przyjaciół Kiciuś – odpowiedziałem.
- Słodko – skomentowała.
                Dymitr wyraźnie nie wiedział od czego zacząć, więc gdy posłał mi spojrzenie drgnałem, dając mu znak, żeby się w końcu odezwał.
- Eee… a więc skąd się tu znalazłaś? Nie widziałem cię wcześniej – zaczął.
- Mieszkałam tu kiedyś z ojcem. Potem przeniosłam się z nim na Drugi Posterunek, gdzie on jest dowódcą i byłam tam. Teraz zachciało mi się wrócić i pomóc, wiecie kobiece humory – powiedziała chichocząc.
- W sumie też tu niedawno przybyłem, Erni mnie uratował na drodze – opowiedział Dymitr.
- To szlachetne – powiedziała nieco ironicznie – właściwie to wiecie co to za podesty na Głównym Placu? Szykuje się jakaś impreza? – zapytała.
- Z tego co wiem, odbędzie się coś na kształt apelu – odpowiedziałem.
Ruda wzięła łyk piwa i wytarła pianę z ust.
- Brzmi nudnie…
- Czasem trzeba – dodał Dymitr.
                Rozmowa szybko zeszła na luźniejsze tematy. Okazało się, że Rudą przywiózł to Bobru i kiedy dziewczyna dowiedziała się, że jesteśmy jego przyjaciółmi to ucieszyła się. Z tego co zdążyłem zauważyć, była jego fanką. W barze zaczęło się robić tłoczno i głośno, więc przybliżyliśmy się do siebie twarzami, żeby się lepiej słyszeć. W tłumie jedzących śniadanie, pijących poranną kawę bądź też herbatę, a także takich, którzy zaczynali dzień alkoholem jak my, dojrzałem Giganta. Brakowało mi obecności Karola, kiedy byłem na wyjeździe, a także gdy wróciłem i dowiedziałem się, że jest w więzieniu i gdy widziałem go teraz swobodnie poruszającego się po mieście to ucieszyłem się. Pomachałem do niego i gdy ten podszedł przywitaliśmy się.
- Tak z rana? – zapytał rozbawiony, patrząc na szklanki piwa, przekrzykując się przez gwar panujący w lokalu.
- Miałem ostatnio ciężkie dni – odpowiedziałem.
- W sumie ja też… zaraz się do was dosiądę.
                Po chwili Gigant dosiadł się do nas z kuflem piwa i szybko przedstawił się Natalii. Ta była jeszcze bardziej zachwycona.
- Przepraszam, za ekscytację, ale muszę przyznać, że ten wasz Bobru to bardzo ciekawy człowiek. Nazwalibyście go dobrym dowódcą? – zapytała.
- Raczej tak. Bez niego byśmy tu nie byli – odpowiedziałem.
- Ja też mu zawdzięczam bardzo dużo – stwierdził Gigant.
- Ja w sumie nie zdążyłem go dobrze poznać. W końcu spotkałem najpierw Erniego, ale wydaje mi się, że jest dobrym człowiekiem, w końcu uwolnił mnie z więzienia – dodał Dymitr.
                Nagle z zewnątrz dało się słyszeć próby megafonu. Apel miał się zacząć już niedługo. W barze zrobiło się aż ciszej, jakby wszyscy nasłuchiwali ledwo słyszalnego w podziemiach „raz raz, próba”.
- Chyba będziemy musieli się tam przejść. To może być ciekawe, jeżeli do apelu dołączą egzekucję – stwierdziłem.
- Egzekucję? – zapytała zaciekawiona Ruda.
- Tak. Jeden z towarzyszy Bobra, którego poznał on w drodze… - zacząłem.
- Był pieprzonym kanibalem i chciał mi zjeść nogę – dokończył dobitnie Gigant.
- Tak mniej więcej – ciągnąłem opowieść widząc, że Rudej się podoba. Wziąłem łyk piwa – W sensie był kanibalem, ale z tego co słyszałem poza tym, że zabił paru ludzi Łapy i okaleczył ciebie Karol, to uratował tez parę razy życie ekipy z Potwora. Tak Łowca nazwał swojego tira – wytłumaczyłem Natalii, gdy ta spojrzała nieco zdezorientowana.
- A potem zabił Natalię – dodał Gigant i szybko wytłumaczył, że była kiedyś inna Natalia, którą Bobru kochał, a która została zabita na ulicach Torunia.
- To było na samym początku i właściwie dlatego Bobru nigdy nie polubił tego miejsca. Nawet jeżeli mówi inaczej, to ja go znam i wiem, że zawsze gdy zostaje sam na sam z myślami to wraca do tej sytuacji. Podejrzenia wskazują Jakuba, ale niektórzy też mówili, że to… Łapa – powiedziałem.
- Sam nie wiem – stwierdził nieco niepewnie Gigant.
- Teraz już się nie dowiemy. Nie wiem czy słyszałeś, ale Łapa, Magda oraz Miczi, a możliwe, że ktoś jeszcze, uciekli wczoraj z Ostoi – powiedziałem, bekając po wypitym piwie.
- Uciekły? Jak Bobru to przyjął? – zapytał.
- Pewnie będzie przybity, w końcu nawet ja widziałem, że polubił tą dziką dziewczynę – wtrącił się Dymitr.
- Mówicie, o takiej czarnowłosej, ubranej na czarno dziewczynie? Chyba widziałam ją, jak tu przyjechałam. Witała się z Bobrem – odpowiedziała nieco nieprzytomnie Ruda, jakby próbowała sobie przypomnieć, co tak właściwie się wtedy stało.
- Tak, to na pewno ona – stwierdził Gigant.
- Ja tam jej nie lubiłem, więc tęsknić nie będę – dodałem. Wciąż pamiętałem ciało swojego brata pod mostem w Królowym Moście. To była jej sprawka i chociaż później Bobru zgodził się z nią na sojusz to nigdy nie mogłem jej do końca wybaczyć.
                Nagle usłyszeliśmy głos Szeryfa, dobywający się z zewnątrz, wzmocniony przez megafon.
- Chyba czas na nas – powiedział Dymitr i podniósł się. Ruda, Gigant i ja również wstaliśmy i skierowaliśmy się do wyjścia.
                Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie było teraz mnóstwo ludzi. Na podwyższeniu stał Bobru, Szeryf, Karzeł, ksiądz Jan oraz postać z workiem na głowie, która była związana. Karol oraz Dymitr wymienili jakieś słowa pokazując sobie księdza, ale nie skomentowali tego na głos, więc nie pytałem nawet o co chodzi. Prawdopodobnie zastanawiali się dlaczego nie ma Józefa, ale nie chciało mi się teraz o tym opowiadać. Ten apel zapowiadał się ciekawie, jeżeli miał być połączony z egzekucją Jakuba.
                Dołączyliśmy do tłumu i stanęliśmy po prawej stronie, żeby być całkiem blisko sceny, a zarazem nie być w centrum uwagi. Ceremonia rozpoczęła się, kiedy usłyszeliśmy w głośnikach głos Jana.
- Myślisz, że to może być on? – zapytał niedowierzając Dymitr.
- Na to wygląda… - odpowiedział Gigant.
- Możecie powiedzieć, o czym tak zażarcie dyskutujecie? – zapytałem.
- Chyba jest ze mną coś nie tak, ale ten ksiądz wygląda dokładnie tak samo jak dowódca Gangu, którego spotkaliśmy na moście między Czwartym Posterunkiem a Toruniem – wytłumaczył Gigant. Właściwie to nie zdziwiłoby mnie to, gdyby Dziara współpracował z Gangiem, ale podobno ich dowódca nie żył już, co wytłumaczyłem szybko reszcie.
- Sam już nie wiem – stwierdził Gigant patrząc na scenę, gdzie Jan przekazał głos Bobrowi.
- Ja również was witam, dzisiaj zastąpię Dziarę jako kapitan Czerwonych Flar i będę się starał pomóc wam w ubezpieczaniu tego apelu – powiedział dosyć pogodnym głosem. Przez tłum przeszła fala szeptów. Z bliska dało się usłyszeć, że ludzie pytają co z Dziarą i dlaczego Bobru go zastąpił na tak ważnym wydarzeniu.
- Nie wiem czy słyszeliście – podjął Bobru – ale Dziara został zaatakowany wczorajszego wieczora. Jego stan jest stabilny, ale poleży trochę w szpitalu i w tym czasie ja przejmę jego obowiązki. Jeżeli kogoś interesuje posada Czerwonej Flary to przeprowadzam nabór i chętnych zapraszam do Kwatery Głównej. Przypominam, że aktualny skład Czerwonych Flar to ja, Dziara, Pablord, Mateusz, Maciek, Agnieszka, Wiktoria oraz Filip. Szukamy dwóch nowych osób, które zasilą nasze szeregi, żeby Ostoja pozostała miejscem takim jak jest teraz, a nawet lepszym – wyrecytował Bobru. Myślałem, że poradzi sobie nieco gorzej z wystąpieniem przed tak dużą publiką oczekującą od niego wielu rzeczy, ale radził sobie całkiem nieźle i mówił swobodnie i z przekonaniem.
                Gigant uśmiechnął się.
- Myślicie, że jest szansa, żebym się dostał? – zapytał jakby sam siebie, chociaż pytanie było skierowane do nas.
- Jak Bobru jest tak wysoko, myślę, że nie będziesz miał z tym najmniejszych problemów – powiedziałem.
- Ja chcę dodać od siebie, że dalej pracujemy nad sprawami ostatnich incydentów  w Ostoi – włączył się do rozmowy Szeryf – i postaramy się złapać sprawców. Niestety podejrzewamy, że osoby odpowiedzialne za zdarzenia z ostatnich tygodni w Ostoi zbiegły i ze złapaniem ich będzie pewien problem, ale postaramy się ich złapać nawet poza granicami Ostoi – zapewnił i oddał megafon Janowi, który zaczął czytać przypowieść z Pisma Świętego.
                Cały plac milczał, chociaż gdzie nie gdzie dało się słyszeć szepty. Ludzie dyskutowali, a propos ostatnich zdarzeń i nie dało się ukryć, że każdy miał swoje zdanie. Jakaś para stojąca obok naszej grupy przeklinała Karła i jego ostatnie działania, a z kolei dwóch starszych mężczyzn stojących na lewo od nas domagało się stracenia Dziary zaraz obok Jakuba.
                W końcu po paru historiach opowiedzianych przez Jana, ten przekazał głos Karłowi. Wojciech stanął na przedzie i zaczął mówić.
- Przejdę teraz do mniej przyjemnej części całego tego apelu, chociaż dla wielu może ważniejszej i bardziej ciekawej – zapowiedział po czym podszedł do więźnia – Za chwilę ten oto człowiek za wszystko co zrobił zostanie powieszony publicznie, ku przestrodze innych przestępców, którzy chcą zniszczyć naszą społeczność. Moim zadaniem jako waszego dowódcy jest pilnowanie porządku i postaram się dopełnić swojej roli. Ten człowiek jest oskarżony o liczne morderstwa przed pojawieniem się w Ostoi oraz w samym kompleksie. Dodatkowo jest podejrzany o kanibalizm oraz ucieczkę z więzienia. Czas z tym skończyć – to mówiąc sięgnął ręką, żeby rozwiązać worek na jego głowie i go uwolnić, ale w tym momencie przerwał mu Jan. Ksiądz podszedł i szepnął coś do niego. Ten spojrzał nieco zdziwiony najpierw na niego, a potem na Bobra.
                Obserwowaliśmy całą sytuację wraz z innymi z lekkim niepokojem, a po chwili zauważyliśmy, że Karzeł rozcina więzy krępujące ręce Jakuba i uwalnia go. Następnie poprowadził go na podest, gdzie ustawiono prowizoryczną szubienicę, ale coś nie pasowało. Jakub szedł bardzo nienaturalnie, jakby nie miał sił i widząc to sięgnąłem odruchowo po pistolet. Coś było nie tak. Nie zareagowałem jednak głośniej, a mogłem. Po prostu obserwowałem jednak, jak pozostali ludzie, a teraz była tu praktycznie cała Ostoja nie licząc ludzi pilnujących barykad, chorych oraz tych, których to kompletnie nie obchodziło. Zapadła cisza, kiedy Jakub był ustawiany na podeście i Wojciech sięgnął do worka przykrywającego jego głowę i go odsłonił.
                Wtedy, nawet z daleka, dało się zauważyć coś strasznego. Twarz Jakuba wyglądała jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Pomarszczone oblicze zamiast normalnego koloru było sine i po chwili dało się wywnioskować, że Jakbu już nie żył. Był zombie. Nikt nie zdążył jednak zareagować i po chwili wszyscy wydali z siebie głośne „oooch…”, kiedy zombie kanibala wgryzło się w szyję zaskoczonego dowódcy Ostoi i uwolniło falę czerwonej jak wino krwi. Pierwszą osobą, która zareagowało był Bobru, ale było już oczywiście za późno. Karzeł upadł tarzając się w kałuży własnej krwi, a zombie nie zaprzestało uczty.
                Bobru wyciągnął pistolet i wymierzył w głowę trupa oddając jeden, celny strzał. Wszyscy na około zaczęli panikować, a ja nie wiedziałem co się dzieje. Niektórzy zaczęli odbiegać w panice do tyłu popychając całą naszą grupę, ale nie łatwo było się przebić przez Giganta. Szeryf stał z szeroko otwartą buzią nie mogąc uwierzyć w to co się stało, ale wtedy stało się coś jeszcze bardziej zaskakującego. Bobru wskazał palcem księdza. Z racji iż miał w rękach megafon krzyknął.
- To twoja sprawka. Ty uwolniłeś zakładnika i dałeś mu zginąć! – ryknął tak przerażająco, że niektórzy dołączyli się do uciekających. Szeryf podbiegł do Karła próbując go uratować, ale wiedział, że nic już nie zdziała. Zombie ugryzł Wojciecha prosto w szyję. Nie było ratunku. Bobru nie czekał. Wymierzył w Jana i strzelił parę razy. Wszyscy zamilkli i było słychać dokładnie, gdy ciało księdza upadało na drewnianą posadzkę. Rozpętał się prawdziwy chaos.

1 komentarz:

  1. Rozdział jak zawsze ciekawy xD Fajnie rozwiązałeś tą sprawę z Jakubem :P Nie spodziewałem się tego ;) No to czekamy na ostatnie 2 rozdziały tego tomu! :D

    OdpowiedzUsuń