Rozdział 23, ostatni w tym tomie z perspektywy Erniego. Dzień po tym jak Łapa wraz z resztą uciekły wydarzenia zwolniły, ale czy na pewno. Dziara wciąż chce się pozbyć Karła i planuje wykorzystać do tego Bobra oraz coś, o czym jeszcze nie wiemy. Jak się ostatecznie zakończy Plan Dziary? Czy uda mu się wyjść korzystnie z tej sytuacji? Zobaczycie w tym rozdziale, zapraszam do czytania i komentowania :)
----------------------------------------------
Rozdział 23 (Erni): W proch się obrócisz
Gdy
tylko się obudziłem sięgnąłem po dzbanek z wodą i pociągnąłem parę solidnych
łyków. Czułem się okropnie, chociaż wyspanie się w wygodnym łóżku znacznie
poprawiło moją kondycję. Sama podróż i zasadzka były wykańczające, a wczorajsze
pasmo zdarzeń po prostu mnie dobiło. Śmierć Daliona i Smroda, atak na Dziarę, ucieczka
Łapy, Magdy i Miczi, to wszystko stało się w przeciągu paru godzin. Teraz nasza
drużyna była osłabiona. Nie byłem do końca pewien, czy dalej mogłem się do niej
zaliczyć, bo w końcu teraz moim miejscem na ziemi był Toruń, ale gdyby Bobru
miał stąd odejść to prawdopodobnie poszedłbym z nim. Prawdopodobnie.
Wstałem
i ubrałem się wyglądając za okno. Pogoda była ładna, po chmurach nie było widać
śladu, co mnie ucieszyło. Otworzyłem okno, żeby wpuścić trochę powietrza i
wyjrzałem na Plac Główny. Krzątało się tam teraz sporo ludzi, którzy ustawiali
drewniany podest. Bobru wspominał mi coś o jakiejś uroczystości więc nie
zdziwiło mnie to specjalnie. Postanowiłem się przejść. Zszedłem po schodach na
dół i ruszyłem do wyjścia raźnym krokiem. Moja twarz nie wyglądała aż tak źle,
a poza tym mało mnie interesowała opinia innych ludzi. Mam prawo do wyglądania
jak wyglądam szczególnie po tym, co przeżyłem w ostatnich dniach.
Przed
wejściem zauważyłem Dymitra, który palił papierosa. Podszedłem do niego. Jego
broda była teraz dłuższa, a on wyglądał na jeszcze bardziej chudego, niż wtedy,
kiedy go spotkałem na drodze do Torunia. Uśmiechnął się jednak na mój widok i
wyciągnął rękę na przywitanie.
- Już na nogach? – zapytał
ironicznie.
- Kiedyś trzeba
odespać to całe gówno – odpowiedziałem żartobliwie.
- Słyszałem, że miałeś
spore problemy na ostatniej trasie… - zaczął.
- Wiesz co, mam ochotę
na piwo, zabierzesz się ze mną i tam pogadamy? – zaproponowałem.
- Jasne! – powiedział
z entuzjazmem i gasząc papieros o budynek rzucił go do kosza.
Szliśmy
spokojnie, nigdzie nam się na razie nie spieszyło, a ja miałem ogromną chęć na
wypicie piwa. Po prostu tego potrzebowałem. Po drodze spotkaliśmy Mpd, który
tłumaczył coś jednemu ze strażników. Gdy nas zauważył skinął głową i zamachał.
Odpowiedziałem mu skinięciem i wrócił do rozmowy. Do baru było niedaleko, więc
niebawem byliśmy już w mrocznym środku. Teraz jednym źródłem światła były okna
przy samym suficie, które wpuszczały do podziemnej knajpy nieco światła.
Usiedliśmy
przy stoliku w kącie i zamówiliśmy po piwie. W barze było dosyć pusto, ale to
co zauważyłem nieco mnie zdziwiło. Za ladą, w strojach kelnerek pracowały Ola i
Karolina, dziewczyny, które spotkałem na trasie Zbłąkanego Ocalałego. One tak
samo jak ja były więzione przez Daliona i jego zgraję. Nie odbiło się jednak to
na ich psychice, bo jak Karolina przyniosła nam zamówiony alkohol, to uśmiechnęła
się wesoło.
- Więc opowiadaj – poprosił
Dymitr biorąc łyk piwa.
Opowiedziałem
mu bez większych szczegółów jak przebiegły moje ostatnie dni . Po skończonej
opowieści mój towarzysz gwizdnął tylko z uznaniem.
- No nieźle. Widać jak
spotkałeś mnie to nie miałeś takich problemów, co? – zapytał wesoło.
- Oj nie. To był jakiś
feralny wyjazd. Od samego początku. Straciłem kumpla i sporo nerwów… - powiedziałem,
wspominając Cinka. Zostawało coraz mniej ocalałych, którzy przeżyli Królowy
Most. Teraz gdy uciekła Miczi i Łapa to poza mną i Bobrem żył właściwie tylko
Gigant.
- Właściwie to nigdy
nie opowiadałeś o sobie, nie mieliśmy okazji pogadać – powiedziałem zgodnie
z prawdą. Dymitra spotkałem już jakiś czas temu, a teraz coraz bardziej
brakowało mi sytuacji, kiedy mogłem pogadać właściwie z każdym. Otaczało mnie
coraz więcej obcych osób, więc chciałem nieco poszerzyć horyzonty.
- Och moja historia
nie jest specjalnie ciekawa – zaczął – W
sumie przed wybuchem tego gówna miałem kapelę rockową, trochę grałem z kumplami
po mniejszych klubach. Zespół nazywał się „Witanutka”, kompletny spontan – opowiadał
Dymitr zapijając piwem – Śpiewaliśmy po
polsku i po rosyjsku, więc często dawaliśmy koncerty w Rosji i właśnie tam
jechaliśmy, kiedy zaczęło się to… wszystko.
- Na czym grałeś? – zapytałem
zaciekawiony.
- Na gitarze! – odpowiedział
z zapałem.
- Wiesz, wydaję mi
się, że jakaś gitara w Ostoi jest, jak będziesz chciał to popytam po znajomych
– zaproponowałem.
- Och! Byłoby
zajebiście! – ucieszył się brodacz.
- A zawsze poruszałeś
się w grupie? – zapytałem jeszcze.
- Bywało naprawdę
różnie. Czasem łaziłem sam, ale miałem epizody, gdzie kręciłem się z grupką
znajomych. Większość niestety straciłem – przyznał.
- Przykro mi.
- Nie, nie ma sprawy…
Taki jest świat. Ty też sporo straciłeś i w sumie każdy z nas traci – ostatnią
część powiedział nieco niewyraźnie, bo w ustach pojawił mu się papieros – Ważne, żeby trzymać się razem i mieć kogoś
przy sobie. Samotność prowadzi do szaleństwa.
- Masz rację – odpowiedziałem
krótko, po czym przeszliśmy na tematy bardziej przyziemne. W tym czasie do baru
weszła naprawdę ładna dziewczyna, z długimi, rudymi włosami. Wyglądała groźnie
i pięknie zarazem. Dymitr również ją zauważył i spłonął rumieńcem. Widać było,
że mu się podobała.
- Idź do niej zagadać,
może się do nas dosiądzie – zaproponowałem.
- No nie wiem… - powiedział
niepewnie.
- Dajesz, nie bądź cienias
– uderzałem na ambicje, chcąc w końcu zobaczyć coś przyjemnego na oczy, a
nie tylko śmierć, walkę i trupy.
Chłopak
wstał w końcu i nieśmiało podszedł do baru, gdzie stała teraz ruda. Szturchnął
ją nieśmiało, co wywołało uśmiech na mojej twarzy po czym wskazał na nasz
stolik. Ta uśmiechnęła się do niego i kiwnęła głową. Po chwili Dymitr wrócił.
- I co? – zapytałem.
- Zaraz tu przyjdzie –
powiedział i podrapał się po brodzie.
- To chyba dobrze, co?
– zapytałem.
- Mam nadzieję…
Po
chwili dziewczyna dosiadła się do nas.
Miała w ręce kufel piwa, więc zaczynała dzień podobnie. Wyciągnęła do
mnie rękę, którą uścisnąłem.
- Natalia, dla
przyjaciół Ruda – powiedziała.
- Erni, dla przyjaciół
Kiciuś – odpowiedziałem.
- Słodko – skomentowała.
Dymitr
wyraźnie nie wiedział od czego zacząć, więc gdy posłał mi spojrzenie drgnałem,
dając mu znak, żeby się w końcu odezwał.
- Eee… a więc skąd się
tu znalazłaś? Nie widziałem cię wcześniej – zaczął.
- Mieszkałam tu kiedyś
z ojcem. Potem przeniosłam się z nim na Drugi Posterunek, gdzie on jest dowódcą
i byłam tam. Teraz zachciało mi się wrócić i pomóc, wiecie kobiece humory – powiedziała
chichocząc.
- W sumie też tu
niedawno przybyłem, Erni mnie uratował na drodze – opowiedział Dymitr.
- To szlachetne – powiedziała
nieco ironicznie – właściwie to wiecie co
to za podesty na Głównym Placu? Szykuje się jakaś impreza? – zapytała.
- Z tego co wiem, odbędzie
się coś na kształt apelu – odpowiedziałem.
Ruda wzięła łyk piwa i wytarła pianę z ust.
- Brzmi nudnie…
- Czasem trzeba – dodał
Dymitr.
Rozmowa
szybko zeszła na luźniejsze tematy. Okazało się, że Rudą przywiózł to Bobru i
kiedy dziewczyna dowiedziała się, że jesteśmy jego przyjaciółmi to ucieszyła
się. Z tego co zdążyłem zauważyć, była jego fanką. W barze zaczęło się robić tłoczno
i głośno, więc przybliżyliśmy się do siebie twarzami, żeby się lepiej słyszeć.
W tłumie jedzących śniadanie, pijących poranną kawę bądź też herbatę, a także
takich, którzy zaczynali dzień alkoholem jak my, dojrzałem Giganta. Brakowało
mi obecności Karola, kiedy byłem na wyjeździe, a także gdy wróciłem i
dowiedziałem się, że jest w więzieniu i gdy widziałem go teraz swobodnie
poruszającego się po mieście to ucieszyłem się. Pomachałem do niego i gdy ten
podszedł przywitaliśmy się.
- Tak z rana? – zapytał
rozbawiony, patrząc na szklanki piwa, przekrzykując się przez gwar panujący w
lokalu.
- Miałem ostatnio
ciężkie dni – odpowiedziałem.
- W sumie ja też…
zaraz się do was dosiądę.
Po
chwili Gigant dosiadł się do nas z kuflem piwa i szybko przedstawił się
Natalii. Ta była jeszcze bardziej zachwycona.
- Przepraszam, za
ekscytację, ale muszę przyznać, że ten wasz Bobru to bardzo ciekawy człowiek.
Nazwalibyście go dobrym dowódcą? – zapytała.
- Raczej tak. Bez
niego byśmy tu nie byli – odpowiedziałem.
- Ja też mu
zawdzięczam bardzo dużo – stwierdził Gigant.
- Ja w sumie nie
zdążyłem go dobrze poznać. W końcu spotkałem najpierw Erniego, ale wydaje mi
się, że jest dobrym człowiekiem, w końcu uwolnił mnie z więzienia – dodał
Dymitr.
Nagle z
zewnątrz dało się słyszeć próby megafonu. Apel miał się zacząć już niedługo. W
barze zrobiło się aż ciszej, jakby wszyscy nasłuchiwali ledwo słyszalnego w
podziemiach „raz raz, próba”.
- Chyba będziemy
musieli się tam przejść. To może być ciekawe, jeżeli do apelu dołączą egzekucję
– stwierdziłem.
- Egzekucję? – zapytała
zaciekawiona Ruda.
- Tak. Jeden z
towarzyszy Bobra, którego poznał on w drodze… - zacząłem.
- Był pieprzonym
kanibalem i chciał mi zjeść nogę – dokończył dobitnie Gigant.
- Tak mniej więcej – ciągnąłem
opowieść widząc, że Rudej się podoba. Wziąłem łyk piwa – W sensie był kanibalem, ale z tego co słyszałem poza tym, że zabił paru
ludzi Łapy i okaleczył ciebie Karol, to uratował tez parę razy życie ekipy z
Potwora. Tak Łowca nazwał swojego tira – wytłumaczyłem Natalii, gdy ta
spojrzała nieco zdezorientowana.
- A potem zabił
Natalię – dodał Gigant i szybko wytłumaczył, że była kiedyś inna Natalia,
którą Bobru kochał, a która została zabita na ulicach Torunia.
- To było na samym
początku i właściwie dlatego Bobru nigdy nie polubił tego miejsca. Nawet jeżeli
mówi inaczej, to ja go znam i wiem, że zawsze gdy zostaje sam na sam z myślami
to wraca do tej sytuacji. Podejrzenia wskazują Jakuba, ale niektórzy też
mówili, że to… Łapa – powiedziałem.
- Sam nie wiem – stwierdził
nieco niepewnie Gigant.
- Teraz już się nie
dowiemy. Nie wiem czy słyszałeś, ale Łapa, Magda oraz Miczi, a możliwe, że ktoś
jeszcze, uciekli wczoraj z Ostoi – powiedziałem, bekając po wypitym piwie.
- Uciekły? Jak Bobru
to przyjął? – zapytał.
- Pewnie będzie
przybity, w końcu nawet ja widziałem, że polubił tą dziką dziewczynę – wtrącił
się Dymitr.
- Mówicie, o takiej
czarnowłosej, ubranej na czarno dziewczynie? Chyba widziałam ją, jak tu
przyjechałam. Witała się z Bobrem – odpowiedziała nieco nieprzytomnie Ruda,
jakby próbowała sobie przypomnieć, co tak właściwie się wtedy stało.
- Tak, to na pewno ona
– stwierdził Gigant.
- Ja tam jej nie
lubiłem, więc tęsknić nie będę – dodałem. Wciąż pamiętałem ciało swojego
brata pod mostem w Królowym Moście. To była jej sprawka i chociaż później Bobru
zgodził się z nią na sojusz to nigdy nie mogłem jej do końca wybaczyć.
Nagle
usłyszeliśmy głos Szeryfa, dobywający się z zewnątrz, wzmocniony przez megafon.
- Chyba czas na nas – powiedział
Dymitr i podniósł się. Ruda, Gigant i ja również wstaliśmy i skierowaliśmy się
do wyjścia.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie
było teraz mnóstwo ludzi. Na podwyższeniu stał Bobru, Szeryf, Karzeł, ksiądz
Jan oraz postać z workiem na głowie, która była związana. Karol oraz Dymitr
wymienili jakieś słowa pokazując sobie księdza, ale nie skomentowali tego na
głos, więc nie pytałem nawet o co chodzi. Prawdopodobnie zastanawiali się
dlaczego nie ma Józefa, ale nie chciało mi się teraz o tym opowiadać. Ten apel
zapowiadał się ciekawie, jeżeli miał być połączony z egzekucją Jakuba.
Dołączyliśmy
do tłumu i stanęliśmy po prawej stronie, żeby być całkiem blisko sceny, a
zarazem nie być w centrum uwagi. Ceremonia rozpoczęła się, kiedy usłyszeliśmy w
głośnikach głos Jana.
- Myślisz, że to może
być on? – zapytał niedowierzając Dymitr.
- Na to wygląda… - odpowiedział
Gigant.
- Możecie powiedzieć,
o czym tak zażarcie dyskutujecie? – zapytałem.
- Chyba jest ze mną
coś nie tak, ale ten ksiądz wygląda dokładnie tak samo jak dowódca Gangu, którego
spotkaliśmy na moście między Czwartym Posterunkiem a Toruniem – wytłumaczył
Gigant. Właściwie to nie zdziwiłoby mnie to, gdyby Dziara współpracował z
Gangiem, ale podobno ich dowódca nie żył już, co wytłumaczyłem szybko reszcie.
- Sam już nie wiem – stwierdził
Gigant patrząc na scenę, gdzie Jan przekazał głos Bobrowi.
- Ja również was
witam, dzisiaj zastąpię Dziarę jako kapitan Czerwonych Flar i będę się starał
pomóc wam w ubezpieczaniu tego apelu – powiedział dosyć pogodnym głosem.
Przez tłum przeszła fala szeptów. Z bliska dało się usłyszeć, że ludzie pytają
co z Dziarą i dlaczego Bobru go zastąpił na tak ważnym wydarzeniu.
- Nie wiem czy
słyszeliście – podjął Bobru – ale
Dziara został zaatakowany wczorajszego wieczora. Jego stan jest stabilny, ale
poleży trochę w szpitalu i w tym czasie ja przejmę jego obowiązki. Jeżeli kogoś
interesuje posada Czerwonej Flary to przeprowadzam nabór i chętnych zapraszam
do Kwatery Głównej. Przypominam, że aktualny skład Czerwonych Flar to ja,
Dziara, Pablord, Mateusz, Maciek, Agnieszka, Wiktoria oraz Filip. Szukamy dwóch
nowych osób, które zasilą nasze szeregi, żeby Ostoja pozostała miejscem takim
jak jest teraz, a nawet lepszym – wyrecytował Bobru. Myślałem, że poradzi
sobie nieco gorzej z wystąpieniem przed tak dużą publiką oczekującą od niego
wielu rzeczy, ale radził sobie całkiem nieźle i mówił swobodnie i z
przekonaniem.
Gigant
uśmiechnął się.
- Myślicie, że jest
szansa, żebym się dostał? – zapytał jakby sam siebie, chociaż pytanie było
skierowane do nas.
- Jak Bobru jest tak
wysoko, myślę, że nie będziesz miał z tym najmniejszych problemów – powiedziałem.
- Ja chcę dodać od
siebie, że dalej pracujemy nad sprawami ostatnich incydentów w Ostoi – włączył się do rozmowy Szeryf –
i postaramy się złapać sprawców. Niestety
podejrzewamy, że osoby odpowiedzialne za zdarzenia z ostatnich tygodni w Ostoi
zbiegły i ze złapaniem ich będzie pewien problem, ale postaramy się ich złapać
nawet poza granicami Ostoi – zapewnił i oddał megafon Janowi, który zaczął
czytać przypowieść z Pisma Świętego.
Cały
plac milczał, chociaż gdzie nie gdzie dało się słyszeć szepty. Ludzie
dyskutowali, a propos ostatnich zdarzeń i nie dało się ukryć, że każdy miał
swoje zdanie. Jakaś para stojąca obok naszej grupy przeklinała Karła i jego
ostatnie działania, a z kolei dwóch starszych mężczyzn stojących na lewo od nas
domagało się stracenia Dziary zaraz obok Jakuba.
W końcu
po paru historiach opowiedzianych przez Jana, ten przekazał głos Karłowi.
Wojciech stanął na przedzie i zaczął mówić.
- Przejdę teraz do
mniej przyjemnej części całego tego apelu, chociaż dla wielu może ważniejszej i
bardziej ciekawej – zapowiedział po czym podszedł do więźnia – Za chwilę ten oto człowiek za wszystko co
zrobił zostanie powieszony publicznie, ku przestrodze innych przestępców,
którzy chcą zniszczyć naszą społeczność. Moim zadaniem jako waszego dowódcy
jest pilnowanie porządku i postaram się dopełnić swojej roli. Ten człowiek jest
oskarżony o liczne morderstwa przed pojawieniem się w Ostoi oraz w samym
kompleksie. Dodatkowo jest podejrzany o kanibalizm oraz ucieczkę z więzienia.
Czas z tym skończyć – to mówiąc sięgnął ręką, żeby rozwiązać worek na jego
głowie i go uwolnić, ale w tym momencie przerwał mu Jan. Ksiądz podszedł i
szepnął coś do niego. Ten spojrzał nieco zdziwiony najpierw na niego, a potem
na Bobra.
Obserwowaliśmy
całą sytuację wraz z innymi z lekkim niepokojem, a po chwili zauważyliśmy, że
Karzeł rozcina więzy krępujące ręce Jakuba i uwalnia go. Następnie poprowadził go
na podest, gdzie ustawiono prowizoryczną szubienicę, ale coś nie pasowało.
Jakub szedł bardzo nienaturalnie, jakby nie miał sił i widząc to sięgnąłem
odruchowo po pistolet. Coś było nie tak. Nie zareagowałem jednak głośniej, a
mogłem. Po prostu obserwowałem jednak, jak pozostali ludzie, a teraz była tu
praktycznie cała Ostoja nie licząc ludzi pilnujących barykad, chorych oraz
tych, których to kompletnie nie obchodziło. Zapadła cisza, kiedy Jakub był
ustawiany na podeście i Wojciech sięgnął do worka przykrywającego jego głowę i
go odsłonił.
Wtedy,
nawet z daleka, dało się zauważyć coś strasznego. Twarz Jakuba wyglądała
jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Pomarszczone oblicze zamiast normalnego koloru
było sine i po chwili dało się wywnioskować, że Jakbu już nie żył. Był zombie.
Nikt nie zdążył jednak zareagować i po chwili wszyscy wydali z siebie głośne
„oooch…”, kiedy zombie kanibala wgryzło się w szyję zaskoczonego dowódcy Ostoi
i uwolniło falę czerwonej jak wino krwi. Pierwszą osobą, która zareagowało był
Bobru, ale było już oczywiście za późno. Karzeł upadł tarzając się w kałuży
własnej krwi, a zombie nie zaprzestało uczty.
Bobru
wyciągnął pistolet i wymierzył w głowę trupa oddając jeden, celny strzał.
Wszyscy na około zaczęli panikować, a ja nie wiedziałem co się dzieje.
Niektórzy zaczęli odbiegać w panice do tyłu popychając całą naszą grupę, ale
nie łatwo było się przebić przez Giganta. Szeryf stał z szeroko otwartą buzią
nie mogąc uwierzyć w to co się stało, ale wtedy stało się coś jeszcze bardziej
zaskakującego. Bobru wskazał palcem księdza. Z racji iż miał w rękach megafon
krzyknął.
- To
twoja sprawka. Ty uwolniłeś zakładnika i dałeś mu zginąć! – ryknął tak przerażająco, że niektórzy dołączyli się do
uciekających. Szeryf podbiegł do Karła próbując go uratować, ale wiedział, że
nic już nie zdziała. Zombie ugryzł Wojciecha prosto w szyję. Nie było ratunku.
Bobru nie czekał. Wymierzył w Jana i strzelił parę razy. Wszyscy zamilkli i
było słychać dokładnie, gdy ciało księdza upadało na drewnianą posadzkę.
Rozpętał się prawdziwy chaos.
Rozdział jak zawsze ciekawy xD Fajnie rozwiązałeś tą sprawę z Jakubem :P Nie spodziewałem się tego ;) No to czekamy na ostatnie 2 rozdziały tego tomu! :D
OdpowiedzUsuń