Rozdział 20, kolejny z perspektywy Erniego. Ten rozdział ma miejsce od razu po zakończeniu ostatniego. Zobaczycie jak negocjować będzie Smród z ludźmi z Ostoi, na czele z Bobrem i Karłem i jak rozwinie się sytuacja. Czy negocjacje przebiegną pomyślnie? Zapraszam do czytania i proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym.
----------------------------------------------------
Rozdział 20 (Erni): Najbliżej
Gdy
worek zniknął z mojej głowy przez chwilę nic nie widziałem. Deszcz spływał mi
po głowie sprawiając, że moja widoczność spadła do zera. Otrzepałem się niczym
pies, żeby zobaczyć do kogo krzyczy Smród, ale widziałem tylko zamazane
postacie w oddali. Całe szczęście byłem już tak blisko Ostoi, że to nie mogło
się nie udać. Zaraz Bobru mnie uratuje, tego byłem pewien.
To co
mnie bolało to śmierć Cinka. Nie powinien rzucać się na Dalion nawet jeżeli
teraz ten był w bardzo ciężkim stanie i dzięki temu prawdopodobnie Ostoja nie
będzie musiała robić tak wiele żeby uratować mnie i resztę załogi Zbłąkanego
Ocalałego. Cinek poświęcił się dla większego dobra. Dalion był w bardzo ciężkim stanie i
potrzebował natychmiast opieki medycznej lekarzy z Torunia. Teraz nie będzie im
tak łatwo wymienić nas za amunicje i zapasy. Muszą walczyć o życie swojego
przywódcy, o ile nim był. Byłem zniszczonym człowiekiem. Spędziłem bardzo
niewygodny dzień jadąc na tylnym siedzeniu Zbłąkanego Ocalałego praktycznie bez
jedzenia i picia. Zlizywałem teraz łapczywie krople deszczu zatrzymujące się na
mojej brodzie i twarzy. Ci ludzie jeszcze mi za to zapłacą. Za śmierć ludzi
Feline, Cinka oraz za te przejęcie. Gdybym tylko mógł się uwolnić…
Smród
wrzeszczał dalej.
- Wyślijcie tutaj
delegacje, nie zaatakujemy was, a na spokojnie obgadamy zasady wymiany!
Odpowiedź nadeszła w trybie natychmiastowym.
- To wy tu przyjdźcie!
Z co najmniej jednym zakładnikiem! – krzyknął ktoś, prawdopodobnie był tu
Karzeł. Smród zamienił parę słów po cichu z jednym z bandytów, po czym kiwnął
głową. Nie byłem w stanie nic usłyszeć, bo dalej byłem nieco ogłuszony oraz
deszcz znacznie utrudniał sprawę. Podjęli jednak chyba decyzję, żeby pójść do
środka, ponieważ poczułem szarpnięcie i zostałem sprowadzony do pionu. Byłem
częścią pięcioosobowej delegacji. Oprócz mnie był Smród, oraz dwie osoby, które
niosły Daliona. Ten jęczał przez sen, a krople uderzające o jego rozpalone
czoło wydawały się wydawać cichy syk.
Smród
trzymał mnie za kołnierz koszulki, było mi zimno, ale czułem, że zaraz wszystko
się ułoży. W końcu jak spotkają Dziarę to będą w jeszcze gorszej sytuacji do
mojej. Miałem nadzieję, że Dziara to dobrze rozegra, bo na Karła raczej nie
mogłem liczyć. Szliśmy i z każdym krokiem barykada stawała się coraz większa.
Teraz na górze stało tylko czterech strażników, którzy z twarzą ukrytą za
bandankami obserwowali nas bacznie, w każdej chwili gotowi wyciągnąć broń. Dwa
kroki przed bramą ta otworzyła się i zobaczyłem, że czeka tu na nas mnóstwo
ludzi, zapewne zaciekawionych całą akcją. W tłumie szybko zauważyłem Bobra oraz
Karła, a obok nich Szeryfa. Dziary nie widziałem nigdzie. Wojciech wyszedł na
przód tłumu i spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Po chwili jednak
opanował się i starał się przybrać pozór kogoś absolutnie pewnego siebie.
Smród
jednak wydawał się znacznie bardziej stabilny emocjonalnie, wiedział, że może
wiele zdziałać dla swojej grupy.
- Potrzebujemy
lekarza… SZYBKO! Dopiero, gdy się nim zajmiecie to będziemy mogli porozmawiać,
to jeden z warunków – wycharczał łypiąc złośliwie to na Bobra to na Karła.
Ten drugi obejrzał się i wyszeptał coś do Bobra. Tamten kiwnął głową i Karzeł
spojrzał na mnie.
- Chodźcie za mną – powiedział,
po czym odwrócił się do tłumu mieszkańców Ostoi - A wy wracać na swoje miejsca! To
nie jest żadna atrakcja. Wynocha!
Widać było, że zmienił się nieco. Może to co działo się pod
moją nieobecność zrobiło z niego lepszego przywódcę? Może Dziara już nie żył? W
końcu pewnie on pierwszy ruszyłby stawić czoła tej bandzie bandytów, a tutaj go
nie było. Byłem ciekaw też co z Pablordem, Gigantem, Sołtysem czy Łapą. W końcu
byliśmy jakąś drużyną i fakt, że przyszedł tu tylko Bobru dziwił mnie.
Całą
grupką, złożoną z Karła, Bobra, ośmiu strażników, oraz naszej delegacji poszła
na południe Ostoi w stronę lecznicy. Weszliśmy do środka, a ja z zaciekawieniem
obserwowałem salę, mając na uwadze to, że ktoś mógł zostać ranny i tu leżeć.
Bobru szedł obok mnie, ale nic nie mówił, w sumie nie było teraz jak
porozmawiać. Gdy jednak minęliśmy salę, w której zobaczyłem Pablorda nie
wytrzymałem.
- Co się stało? – zapytałem.
- Śpiączka. Długa
historia… - powiedział krótko.
Doszliśmy w końcu do pustej Sali, w której jak na zawołanie
zjawiło się dwóch mężczyzn ubranych w fartuchy. Jeden z nich musiał być w moim
wieku, może odrobinę starszy, a drugi miał siwą brodę i przypominał trochę
Sołtysa. Przełożyli ostrożnie Daliona na stół operacyjny i kazali nam wyjść.
Trzech strażników zostało w pomieszczeniu żeby przypilnować operacji, tak samo
zresztą zrobił jeden z ludzi Smroda. Reszta podążyła do jednego z gabinetów
lekarskich i Karzeł grzecznie wyprosił dwójkę znajdujących się tu ludzi i
zamknął za sobą drzwi. Usiadłem na jednym z krzeseł obok Smroda i jednego z
bandytów, a po drugiej stronie usiedli Karzeł i Bobru. Cała piątka strażników
opuściła pokój.
Przez
chwilę wszyscy siedzieli w ciszy, aż w końcu odezwał się Smród.
- Jeżeli go uratujecie
i dacie nam zapasy na przynajmniej tydzień… - zaczął.
- Co to w ogóle ma
znaczyć? – odezwał się Bobru - Pomożemy wam z tym człowiekiem, który
zniszczył mi życie, a wy chcecie więcej? Skatowaliście moich przyjaciół i ich
uwięziliście. Powinniście cieszyć się, że żyjecie – powiedział tonem tak
zimnym, że aż ciarki po plecach przechodziły.
- Nie cwaniakuj
chłoptasiu. Mamy waszych ludzi, pod waszą barykadą czeka kolejna piątka i to
jest cena za nich. Dodatkowo jeżeli w Ostoi jest Miczi to ją również bierzemy
–powiedział.
Bobru przez chwilę wyglądał jakby miał zamiar wyciągnąć
pistolet i zastrzelić zarówno bandytę jak i grubasa. Powstrzymał się jednak i
podrapał po brodzie. Urosła od czasu gdy ją ostatni raz widziałem. Bobru zawsze
chciał zapuścić brodę, a teraz, kiedy świat upadł miał ku temu doskonałą
okazję.
- Nie ma mowy.
- W takim razie oddamy
wam tylko połowę zakładników za pomoc medyczną – odpowiedział Smród.
- Chyba, że odbierzemy
ich wam siłą. Póki co to wy jesteście naszymi zakładnikami – odpowiedział
Bobru. Czuł się ważny, bo w końcu w grę wchodziło życie moje, Łowcy oraz
pasażerów.
- Mam przy sobie
krótkofalówkę. Jeden sygnał, że coś jest nie tak i cała reszta twoich
przyjaciół ginie – powiedział Smród ukazując garnitur żółtych zębów.
- Tak jak Cinek, tak?
– wtrąciłem. Wiedziałem, że Gruby chciał ukrywać tą śmierć, ale Bobru
musiał o niej wiedzieć. Tak jak się spodziewałem zareagował tym, że spojrzał na
mnie z niedowierzaniem, a następnie wstał i odwrócił się plecami do całego
zgromadzenia. Przejechał dłonią po twarzy po czym odwrócił się.
- To prawda? – zapytał
Smroda.
- Wyobraź sobie, że
tak. Twój przyjaciel dźgnął Daliona jego własnym nożem, chociaż ten potraktował
tą dwójkę z ulgą. Pozwolił im uciec i powiedział, że jak ich złapie to
przegrają. Dorwaliśmy ich, a ten rzucił się na Daliona. Chciał zaatakować
kolejne osoby, więc go zastrzeliłem. Nawet mi tu nie pierdol, że nie zrobiłbyś
tego samego, nie bądź hipokrytą, nie takiego Łapa cię pokochała.
Pomiędzy
Łapą i Bobrem też musiało się stać, bo twarz Bobra przyjęła kamienne oblicze.
Dawno nie widziałem go w takim stanie.
Ku mojemu zdziwieniu jednak nie naskoczył na Smroda, ani nawet go nie
obraził. Nie potraktował go nawet swoim grobowym głosem, po prostu westchnął i
powiedział.
- Zapasy na dwa
tygodnie, uleczenie Daliona i nigdy więcej was nie widzę na oczy. Ciało Cinka i
wszyscy zakładnicy wracają do Ostoi.
- Nie wiem czy możemy
sobie na to pozwolić Bobru. Zapasy na dwa tygodnie dla takiej grupy to będzie
spory cios dla naszych magazynów… - powiedział Karzeł.
- Pomogę wam odrobić
tą stratę, w końcu tu wchodzi w grę życie moich przyjaciół – odpowiedział
Bobru – Ciesz się grubasie, że nie
przyszedł tutaj Dziara. Wtedy w życiu nie zgodziłby się na takie warunki, ale
ja się zgadzam. Więc nie nadwyrężaj mojej cierpliwości i zgódź się na to co ci
zaproponowałem.
Smród
wyglądał przez chwilę komicznie, jak zaczął kalkulować czy mu się to opłaca. W
końcu kiwnął głową i wstał. Wyciągnął rękę w stronę Bobra, a ten ją ucisnął.
- Umowa stoi – powiedział
– Mam nadzieję, że jesteś słownym
człowiekiem i jak zaraz wyślę moich ludzi po zapasy oraz po to, żeby
przyprowadzili waszych przyjaciół to nie złamiesz umowy. Zostanę w tym szpitalu
do czasu, aż Dalion będzie mógł stąd wyjść, to chyba też powinno być jasne.
- Oczywiście – odpowiedział
niechętnie Bobru.
Smród nieco nieufnie sięgnął po krótkofalówkę i powtórzył to
co ustalił swoim ludziom. Po chwili odwrócił się do nas i powiedział.
- Za pół godziny będą
pod bramą z zakładnikami. Przygotujcie do tego czasu zapasy.
Bobru
spojrzał na Karła i kiwnęli do siebie głowami. Karzeł wstał i szybko nakazał
strażnikom stojącym przed pokojem, żeby przynieśli parę skrzyń zapasów,
medykamentów oraz amunicji i zanieśli je pod bramę. Sam byłem zaskoczony tym
jak sprawnie i szybko to poszło. Spodziewałem się burzliwych wymian zdań i
kłótni, a wyszło to całkiem dobrze. Za dobrze. Karzeł poszedł załatwiać
wszystko, a w pokoju zostaliśmy tylko my oraz Smród.
- Mogę zostać tu z
Ernim i pogadać na osobności? Mamy parę tematów do obgadania – powiedział
Bobru.
- Ależ proszę bardzo
wspólniku! – zawołał radośnie Smród wychodząc z pomieszczenia znikając po
chwili za drzwiami.
Zostaliśmy
sami. Myślałem, że teraz Bobru się nieco rozchmurzy, ale jego twarz wciąż
pozostawała kamienna. Był zły na całą sytuację oraz coś wyraźnie go gryzło.
- Co się dzieje? – zapytałem.
- Nie jest dobrze.
Wszystko się sypie. Nie było cię tydzień, a podczas tego zdarzyło się mnóstwo
nieciekawych rzeczy. Chcę żebyś wiedział o wszystkim… - zaczął i
opowiedział mi o wszystkim co się ostatnio działo w Ostoi. O ataku Gangu, o
śmierci Sołtysa i Łysego, uwiezieniu Giganta oraz ruska, wywiezieniu osób,
których Dziara tu nie chciał widzieć, o decyzji Łapy oraz o każdym innym
zdarzeniu. Słuchałem z zapartym tchem nie przerywając mu nawet na chwilę. Aż
doszedł do konkluzji.
- Nie zostanę tu
dłużej. Gdy Gigant zostanie uwolniony za parę dni, a Pablord obudzi się ze
śpiączki to idę w ślady Łapy i opuszczam Ostoję. Mam dość tego miejsca, Karła i
Dziary – wyznał.
- Rozumiem stary…
- Zostaniesz tu? – zapytałem.
To było
bardzo ciężkie pytanie. Gdyby zapytał mnie o coś takiego zanim opuściliśmy Królowy
Most i byliśmy ciągle stałą ekipą to nawet bym się nie zawahał. Ale odkąd
znalazłem autobus i zacząłem nim jeździć ustatkowałem się. Nie byłem pewien,
czy chcę znowu szukać swojego miejsca na ziemi, jeżeli tutaj było mi dobrze. Co
prawda miałem problem z sytuacją jaka tu panuje, ale nie był on aż tak poważny.
- Sam nie wiem. Muszę
zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Teraz nie potrafię ci na to odpowiedzieć.
Wybacz…
Bobru westchnął ciężko raz jeszcze po czym wstał.
- Musimy pomóc w
wymianie. Zresztą jak tu jeszcze trochę posiedzimy to zaraz będą podejrzewać,
że coś kombinujemy.
Chwilę
potem wyszliśmy i na korytarzu zobaczyliśmy Smroda. Podeszliśmy do niego.
- Wymiana się zaczęła?
– zapytałem.
- Zaraz się zacznie.
Chodźcie ze mną, jak się pospieszymy to dogonimy waszego przywódcę.
Opuściliśmy szpital, zostawiając w nim Daliona i
podbiegliśmy kawałek, żeby dogonić Karła i paru strażników. Wspólnie ruszyliśmy
pod barykadę, którą się tu dostałem. Na miejscu czekały skrzynki z zapasami.
Było tego całkiem sporo i wierzyłem, że przez to grupa bandytów spędzi spokojne
dwa tygodnie, jak nie więcej przy odrobinie oszczędności. To wszystko była moja
wina. Zamiast ominąć Królowy Most musiałem dać się złapać. Dlaczego popełniłem
tak głupi błąd?
Wspięliśmy
się na barykadę, aby zobaczyć jak ludzie Daliona prowadzą zakładników. Było ich
w sumie siedmiu, tylko, że jednego nieśli i było to nic innego jak ciało Cinka.
Serce mi się ścisnęło na ten widok. Cinek był wspaniałą osobą, która nie
poddała się i wciąż była groźna nawet pomimo utraty ręki. Poświęcił się żeby
zabić Daliona, ale nie zdołał zadać śmiertelnego ciosu, bo został
zastrzelony. Gdy bandyci byli już blisko
bramy otworzyły się i zaczęła się wymiana. Karzeł wskazał rękoma skrzynie, a
Smród kiwnął głową i wszyscy zakładnicy wylądowali bezpiecznie przy nas. Ja
również zostałem uwolniony. Rozmasowałem obolałe nadgarstki, w niektórych
miejscach przetarte aż do krwi. Przywitałem się z Łowcą, Rekinem, Karoliną,
Olą, Patrykiem oraz dziadkiem, który nas wiózł do obozu Feline. Wszyscy
wyglądali na poważnie wykończonych całą sytuacją, ale całych i zdrowych.
Bandyci
brali skrzynię dwójkami, ponieważ były on ciężkie nawet dla tak dobrze
umięśnionych i silnych ludzi. Smród podszedł i z nimi jeszcze chwilę
porozmawiał przekazując im jakieś informacje, a po chwili podszedł z powrotem
do nas. Jego ludzie, poza dwójką, którą zostawił do ochrony, wrócili do
pojazdów. Ku mojej uciesze po chwili przez bramę wjechał Zbłąkany Ocalały.
Smród oddał go. Był oczywiście w kiepskim stanie, ale trochę lakieru, nowa
blacha i będzie jak nowy. Zastanawiało mnie zachowanie Smroda. Czy był aż tak
bardzo zdesperowany żeby normalnie negocjować? Myślałem, że to przebiegnie
znacznie gorzej, dojdzie do strzelaniny, będę musiał uciekać, a tutaj wszystko układało
się… jak w normalnym świecie.
Zadowoleni
z efektów wymiany wszyscy wrócili do szpitala. Tym razem nie miałem czasu na
rozmowę z nikim, ponieważ wolni sanitariusze zaczęli nas opatrywać. Byłem
strasznie obolały po uderzeniu Daliona, oraz późniejszym wyżyciu się na mnie
Smroda, ale w porównaniu z tym co mogli mi zrobić to i tak było nic. Jedna z
sanitariuszek opatrzyła mnie dokładnie, po czym usiadłem z boku i patrzyłem jak
składa do kupy resztę. Usiadłem na jednej
z ławeczek i po chwili przy mnie usiedli Rekin, Łowca oraz Karolina. Ta
ostatnia wydawała się bacznie mnie obserwować od samego przybycia do Ostoi,
więc chciałem ją za chwilę spytać o powód, ale wtedy zagadał do mnie Łowca.
- Wiesz co stary?
Chyba jednak się nie pokuszę na kolejną podróż. To zbyt traumatyczne jak dla
mnie. Wolę ciężarówki od autobusów – próbował zażartować. Uśmiechnąłem się
mimowolnie po czym wpadło mi do głowy pytanie.
- Właściwie to
odzyskałeś swój karabin snajperski? – zapytałem.
- Całe szczęście tak.
Nie wiem ogólnie o co chodzi, ci ludzie byli takimi skurwysynami, a odkąd
trafili tutaj, z jednym delikwentem, któremu troszkę pocięli flaki, to
zachowują się inaczej. Ale wszyscy są już bezpieczni, więc to nie może być
podstęp – stwierdził jednooki.
- Też się nad tym
zastanawiałem.
- Jak się wam udało
uciec? – wtrącił nagle Rekin. Cała sytuacja musiała dla niego być
stresująca, bo wyglądał bardziej mizernie niż wtedy, kiedy spotkaliśmy go na
przystanku, a dodatkowo na jego czarnej brodzie, było jeszcze więcej pasków
siwizny.
- Dalion zagrał z nami
w chorą grę, nawet nie chcę mi się o tym przypominać… Wypuścił nas i potem
gonił. A właściwie dogonił.
Łowca i
Rekin po chwili zostali zawołani do Sali lekarskiej, a ja zostałem sam z Karoliną.
Była strasznie nieśmiała i dla wielu mogłaby być uważana za po prostu brzydką,
ale dla mnie miała to coś. Postanowiłem do niej zagadać.
- Przepraszam za
trudności w podróży… - zacząłem.
- Nie szkodzi. Teraz
jest już bezpiecznie i mam nadzieję, że będę mogła tutaj spędzić długi okres
czasu wraz z przyjaciółką i podopiecznym – powiedziała.
- Nic poważnego ci się
nie stało? – zapytałem z troską.
- Nie… dziękuje, że
pytasz.
- Hmm… może dałabyś
się wyciągnąć na herbatę jutro? Poczuje się lepiej jak chociaż trochę odpłacę
ci za to co zrobiłem. Mogę też oprowadzić cię trochę po Ostoi – zaproponowałem.
- Grzechem byłoby
odmówić – powiedziała uśmiechając się.
Na
korytarzu byli teraz właściwie wszyscy, którzy uczestniczyli w wymianie. Smród
siedział ze swoimi ludźmi, zaraz obok siedzieli Karzeł i Bobru oraz paru
strażników z Ostoi, przy mnie byli wszyscy, którzy trafili na pokład Zbłąkanego
Ocalałego, ale wciąż brakowało mi tu między innymi Dziary. Podszedłem do Bobra
i Karła i zapytałem.
- Gdzie jest Dziara?
- To bardzo dobre
pytanie – powiedział Wojciech.
- Może poślijmy kogoś
po niego? – zaproponował Bobru.
- Nie ma sensu, jeżeli
nie przyszedł zobaczyć co się dzieje, to najprawdopodobniej jest czymś zajęty,
a ktoś z jego bliższego otoczenia składa mu raporty – powiedział Karzeł.
- Może i macie racje –
powiedziałem siadając ciężko na ławce.
Wtedy
otworzyły się drzwi Sali operacyjnej, a lekarze wyszli z niej powoli, widocznie
zmęczeni. Smród poderwał się jak poparzony, ale lekarz uspokoił go ręką.
- Stan pacjenta jest
stabilny. Obrażenia były niewielkie, nóż nie nadwyrężył żadnych ważnych
organów, ale utrata krwi była prawie śmiertelna w skutkach. Przetłoczyliśmy mu
krew i myślę, że z rana możecie go zabierać z powrotem do siebie. Będzie mocno
osłabiony, ale przeżyje i myślę, że trochę odpoczynku i dobrego jedzenia i za
maksymalnie dwa tygodnie wróci do pełni formy.
Smród uśmiechnął się.
- Dziękuje. Czy mogę
do niego wejść? – zapytał.
- Wolałbym nie.
Pacjent teraz zasnął, niech odpocznie.
Smród
usiadł z powrotem na swoje miejsce. Był zadowolony. Z godziny na godzinę
szpital robił się coraz bardziej pusty. Ja jednak czekałem razem z Bobrem i
Karłem. Wszyscy jednak przenieśliśmy się do dużej poczekalni korytarz obok,
żeby nie przeszkadzać pacjentom rozmowami i innymi hałasami. W międzyczasie
odwiedziłem Pablorda i ze smutkiem słuchałem relacji Bobra, który mówił, że
nikt nie wie, kiedy ten się obudzi. Uścisnąłem rękę kompana jakby mając nadzieję,
że otworzy oczy i normalnie wstanie, ale nic się nie stało. Wróciłem do
poczekalni i pomimo zmęczenia czekałem. Nie będzie tutaj bezpiecznie, póki na
terenie jest Smród i ludzie Daliona, więc warto było jeszcze trochę się
przemęczyć na rzecz dłuższego odpoczynku.
Wszyscy
już przysypiali, kiedy nagle gdzieś w głębi kompleksu słychać było krzyk.
Momentalnie senna atmosfera została przerwana i wszyscy wybiegli z poczekalni,
żeby zobaczyć co się dzieje. Miałem przez chwilę nadzieję, że to Pablord się obudził,
ale przebiegając obok jego Sali nie zauważyliśmy zmian. To musiało dochodzić z
pomieszczenia, w którym był Dalion. Smród biegł pierwszy i nie tracąc czasu na
otwieranie drzwi w normalny sposób, natarł na nie całym swoim ciężarem. Te
oczywiście nie wytrzymały i z hukiem upadły na ziemię. To co zobaczyliśmy w
środku było tak dziwne, że przez chwilę nie mogłem tego zrozumieć. Łożko
Daliona było postawione do pionu, a on sam był do niego przywiązany całkowicie
nagi. Z miejsca, gdzie był jego sutek ciekła strużka krwi, a sama brodawka
leżała na podłodze w niedużej kałuży krwi. Przy Dalionie stała dziewczyna,
którą od razu rozpoznałem. Była to Miczi. Trzymała oburącz nożycę, a pomiędzy
ostrzami znajdowało się przyrodzenie Daliona. Ona uśmiechnęła się tylko złowieszczo,
a ja już wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Bobru i Karzeł też nie
wiedzieli co o tym myśleć. Smród patrzył przez chwilę z niedowierzaniem, po
czym przeszedł do szarży.
Jak zawsze mocna końcówka :P Nieźle. Dziwi mnie jedno, że jeszcze nikt nie zaatakował tej grupy bandytów :D Jakby Ostoja ich zaatakowała to też zdobyła by spory zapas broni ;)
OdpowiedzUsuńChcieli to załatwić pokojowo, no ale cóż różnie to bywa ;D Końcówka chyba tłumaczy :P
Usuń