Rozdział 21, kolejny z perspektywy Magdy. Chyba najdłuższy rozdział w tym tomie. Mnóstwo akcji i spory zarys tego co będzie się działo z paroma bohaterami w kolejnym tomie. Dosyć brutalny rozdział, pełen zawirowań. Po przeczytaniu proszę o komentarz oraz rozesłanie bloga znajomym :)
----------------------------------------------
Rozdział 21 (Magda): Za wszelką cenę
Łapa
wydawała się być całkowicie nieobecna, kiedy tłumaczyłam Miczi i Krystianowi
jaką dokładnie rolę odegrałam w planach Dziary. Zdradziłam im wszystko i
poczułam się niesamowicie, gdy cały ciężar mogłam rozłożyć również na kogoś
innego. Gdy skończyłam opowiadać o zniszczeniu barykady, Łapa ocknęła się i
spojrzała na mnie. W jej oczach było widać determinację.
- Więc jaki jest plan?
– zapytała.
- Wszystko już sobie
ułożyłam – powiedziałam – I myślę, że
zapłacimy Dziarze, za to co nam zrobił. Plan polega na tym… - zaczęłam, po
czym podzieliłam się z całą czwórką tym co układało mi się w głowie od jakiegoś
czasu. Nie było to jeszcze doskonałe i podczas opowiadania Miczi i Krystek
przerywali mi parę razy, aż w końcu udało się nam ustalić wersję finalną. Plan
był prosty, ale wymagał sporych poświęceń moralnych. Gdy podsumowaliśmy to po
raz ostatni, Miczi zapytała.
- Kiedy to
zrealizujemy?
- Hmm… myślę, że przy
najbliższej okazji, gdy coś dużego będzie się działo na terenie Ostoi – zaproponował
Krystek.
- Za trzy dni podobno
ma być egzekucja Jakuba i jakaś duża msza. Myślę, że to może być to! – powiedziałam,
zgodnie z tym, co powiedział mi jakiś czas temu Dziara.
- W sumie, wtedy
mielibyśmy wolne pole do popisu. Bo na kogo ostatecznie możemy wpaść w Kwaterze
Głównej, poza Dziarą? – zapytała Miczi.
- Właściwie na każdego
z Czerwonych Flar… - powiedziałam – Chociaż
z kolei wątpię żebyśmy na kogoś tam wpadli, jeżeli wybierzemy odpowiedni
moment.
- A jak wpadniemy na
Bobra? – zapytała Łapa.
- Tego się najbardziej
obawiam – stwierdziłam - jeżeli wpadniemy na kogokolwiek nieszkodliwego
to go ogłuszmy. Ale jak ktoś będzie agresywny nie bójcie się zabić – te
słowa brzmiały tak dziwnie w moich ustach, że nie byłam pewna tego, czy to na
pewno ja je mówię. Stałam się potworem, jednym z wielu przemierzających teraz
świat.
Po
chwili ciszy postanowiłam się dopytać.
- Wszystko jasne? Czy
ktoś ma jakieś pytania?
- Chyba muszę
powiedzieć Bobrowi, że opuszczam Toruń – powiedziała Łapa nieco nieobecnym
głosem, jak gdyby w ogóle nie słyszała mojego pytania.
- Tylko nie zdradź mu
naszego planu. Nie może o tym wiedzieć – powiedziała Miczi.
- Nie martwcie się…
jakoś mi się uda.
- Co robimy po
zrealizowaniu głównego założenia planu? – zapytał Krystian.
- Ty i Marta
poczekacie przy którymś wyjeździe i załatwicie nam drogę ucieczki. Wtedy
przynajmniej nie będziemy aż tak widoczni, jak bylibyśmy w piątkę i to z
dzieckiem – zaproponowałam.
- Może przy
południowym? Przejechalibyśmy Wisłę i uciekli na drugi brzeg przez most.
- Dobry pomysł – skwitowałam.
- Czyli wszystko mamy
ustalone? – zapytała Miczi.
- Myślę, że tak. Teraz
wracajcie do siebie i postarajcie się nie kręcić po mieście za bardzo. Jak
zacznie się akcja musimy wszyscy szybko się ze sobą spotkać, inaczej z planu
nici – powiedziałam.
Wszyscy
zgodnie kiwnęli głowami po czym powoli rozeszli się do siebie. Ja z Krystianem
i Martą poszliśmy na dół. Tuż przed pożegnaniem się z Łapą, szepnęłam do niej
na ucho.
- Nie rób niczego
głupiego, błagam.
Oczywiście mi nie odpowiedziała, bo na korytarzu z nami byli
dwaj strażnicy, którzy nie odstępowali nas na krok. Podczas akcji na pewno uda
nam się ich pozbyć, ale teraz wciąż stanowili problem i byli w stanie
kompletnie zniszczyć nasze plany, jeżeli tylko usłyszeliby coś, co później
przekazaliby Szeryfowi. Wydawało mi się, że Łapa kiwnęła głową, ale tego nie
byłam pewna. Zmęczenie dawało się we znaki, a pora była już późna, więc po
pożegnaniu się z Łapą wróciłam do swojego mieszkania razem z Krystkiem oraz
Martą. Z koców i poduszek ułożyliśmy młodej prowizoryczne posłanie i gdy
upewniliśmy się, że niczego jej nie brakuje to położyliśmy się spać w sypialni.
Rankiem
zjedliśmy śniadanie, podczas którego dyskutowaliśmy. Marta miała całkiem
ciekawe poglądy i informacje dotyczące Torunia i gdyby wpadła w ręce jakiejś
wrogiej grupy, na pewno byłaby cennym zakładnikiem. Opowiedziała trochę o tym,
jak wyglądała praca jej ojca i poznaliśmy wtedy sporo faktów dotyczących
funkcjonowania organu władz. Po zjedzeniu postanowiliśmy się przejść. Do
południa przesiedzieliśmy w najbardziej żywej części Ostoi, czyli szklarni, a
chwilę po południu poszliśmy do baru. W środku nie było za dużo osób, wszyscy
siedzieli w domach, bo pogoda była naprawdę paskudna, ale paru bywalcom to
zupełnie nie przeszkadzało.
Około
piętnastu minut po naszym wejściu, ku mojemu zdziwieniu, do baru wszedł Bobru.
Wyglądał dosyć kiepsko. Nawet mnie nie zauważył i skierował swoje kroki prosto
do barmana. Po chwili usiadł gdzieś w kącie z kuflem piwa i patrzył nieobecnym
wzrokiem gdzieś przed siebie.
- Myślisz, że to przez
Łapę? – zapytał Krystek.
- Jeżeli tak to
całkiem ciekawe. Myślałem, że ich związek to coś luźnego i nie zobowiązującego,
a jednak on wygląda jakby cały jego świat się rozpadł – powiedziałam.
- Z tego co mi
opowiadali, to on przeszedł naprawdę dużo jako przywódca tego obozu w Królowym
Moście. Byłaś tam? – dopytał Krystek.
- Nie, spotkaliśmy się
w drodze. W sumie cieszę się, że wpadłam akurat na niego, bo gdybym miała sama
wdrażać w życie plan odbicia brata, to raczej by mi to nie wyszło.
- Szkoda, że odchodzimy
od niego. Co prawda spotkałem go niedawno, ale kiedyś byliśmy kumplami. Trochę
źle się z tym czuję…
- Ja też kochanie, ale
on nie odejdzie z nami, a ja nie mogę czekać tylko dla niego z uratowaniem
brata. On jest tam sam, w podziemiach Kwatery Głównej… - to mówiąc
ściszyłam nieco ton głosu. Nie chciałam, żeby mnie ktoś usłyszał. Człowiek
Szeryfa wciąż siedział niedaleko.
Nagle
do baru wszedł Karzeł. Był mocno zasapany i wyglądał jakby przed czymś uciekał.
Podszedł do Bobra i coś mu wyszeptał na ucho, po czym wyciągnął go przed bar.
Serce zabiło mi szybciej. Czyżby okazja trafiła się nam tak szybko? Wstałam i
podążyłam za nimi, a za mną pobiegł Krystek oraz Marta. Deszcz ciągle padał,
więc od razu po wyjściu zderzyłam się z falą zimnej wody. Nie przeszkadzało mi
to, bo w mojej głowie działy się cudowne rzeczy. Czułam przypływ słodkiej
adrenaliny.
Biegliśmy
za Karłem i Bobrem, trzymając się w niedużym odstępie. Im bliżej wschodniej
granicy Ostoi byliśmy, tym więcej osób dołączało do pochodu. Coś się działo to
było pewne, ale co? Czy sytuacja będzie na tyle poważna, że będziemy mogli
wdrożyć nasz plan w życie? Po chwili nie mogłam się już normalnie poruszać,
więc złapałam Krystka i Martę za ręce i zaczęłam się przepychać przez tłum
ludzi. Bobru, Karzeł oraz czwórka strażników obserwowała coś, co działo się za
ogrodzeniem. Ludzie szeptali pomiędzy sobą, ale przez deszcz nie mogłam
usłyszeć niczego konkretnego.
W końcu Karzeł kazał nam
wszystkim się odsunąć, a następnie otworzyć bramy. Byłam mocno skołowana.
Czekałam ciągle na potwierdzenie, że sprawa będzie poważna i że wszyscy będą
zajęci nią podczas gdy my stąd uciekniemy. Gdy zobaczyłam grubego mężczyznę
przechodzącego przez bramę wraz z paroma nieznajomymi i związanym Ernim
wiedziałam już, że to jest to. Zaczęłam się wycofywać z tłumu, żeby jak
najszybciej dobiec do Miczi oraz Łapy. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam tą
pierwszą przepychającą się przez tłum do mnie.
- Działamy? – zapytała.
- Tak – odpowiedziałam
szybko zanim strażnik Szeryfa do nas dobiegł – Krystian, wiesz co masz robić – odwróciłam się do chłopaka i
pocałowałam go – Powodzenia.
Wraz z
Miczi biegłyśmy, żeby nie stracić nawet sekundy cennego czasu. Strażnik biegł
parę kroków za nami. Wykorzystałam to, żeby porozmawiać z ciemnowłosą.
- Nie pomyśleliśmy o
jednym – zaczęłam.
- O czym? – zapytała
zdziwiona.
- Nasze rzeczy.
Zdążymy je zabrać po całej akcji?
- Cholera! Mam
nadzieję… - odpowiedziała.
- Tak czy siak, z tego
co dowiedziałam się od małej, to samochody są przygotowane jeżeli chodzi o
zapasy. W każdym jest zestaw koców, parę puszek żarcia, pistolet, oraz apteczka
– powiedziałam.
I na tym urwałyśmy rozmowę, bo byłyśmy już przy budynku
mieszkalnym. Wspięłyśmy się szybko na piętro, na którym mieszkała Łapa.
Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że strażnik Łapy stoi na warcie przed jej
drzwiami, bo oznaczało to nie mniej nie więcej, że Łapa jest w środku.
Zapukałam gwałtownie parę razy i po chwili zobaczyłam Łapę w pełnej okazałości
– jak zwykle ubraną na czarno, z ciemnymi włosami związanymi w warkocz, który
niczym wąż opadał na jej plecy.
Weszłam
bez wyraźnego zaproszenia do środka razem z Miczi, a mój strażnik dołączył do
swojego przyjaciela na zewnątrz. Łapa spojrzała na mnie pytająco, ale już
domyślała się jaki jest powód naszej wizyty.
- Co się stało?
- Wschodnia barykada
dała nam szansę! – powiedziałam z entuzjazmem – Zbłąkany Ocalały wpadł w ręce jakichś bandziorów i chyba to trochę
potrwa. Teraz możemy działać!
- Widziałyście tam
Dziarę? – zapytała Łapa.
Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Dziary tam nie
widziałam. Ale byłam już kompletnie przekonana do tego co trzeba zrobić i kiedy
to trzeba zrobić.
- Chyba kręcił się
gdzieś po placu. Zresztą nawet jak będzie w Kwaterze Głównej to nie powinien
stanowić dla nas żadnego wyzwania.
Łapa zawahała się na chwilę, ale po chwili kiwnęła tylko
głową i podeszła do szafki, z której wyciągnęła broń – pistolet oraz nóż. Oba
przytroczyła do paska po czym ruszyła w stronę drzwi. Tuż przed wyjściem
zatrzymała nas jednak Miczi.
- Co zrobimy z waszymi
strażnikami? – zapytała.
Chciałam
coś odpowiedzieć, ale Łapa przerwała mi.
- Zabijemy ich.
To była właśnie cała Łapa. Uśpiona podczas związku z Bobrem,
bycia członkiem rady oraz całego pobytu w Ostoi teraz budziła się, dzika jak
podczas podróży do Torunia. To było ciekawe i przerażające zarazem. Podeszła do drzwi i obejrzała się w naszą
stronę po czym przyłożyła palec do ust i uśmiechnęła się szeroko. Następnie
otworzyła gwałtownie drzwi i wtedy się zaczęło. Pierwszy strażnik nie zdążył
się nawet odwrócić. Był absolutnie zaskoczony, ale nie zdążył zareagować bo
Łapa ukąsiła go nożem prosto w szyję i po chwili leżał w rosnącej kałuży krwi
osuwając się plecami po ścianie na podłogę.
Drugi z
nich starał się szybko zareagować wyciągając broń, ale dopisało nam szczęście
bo broń utknęła w kaburze, co dało czas Łapie na wyprowadzenie ataku. Pchnęła
nożem w brzuch strażnika, ale ten jakimś cudem uniknął ataku i wymierzył cios
prawą ręką. Nie trafił Łapy w głowę, ale odepchnął ją i sprawił, że straciła
równowagę. Chciałam już pomóc, ale Łapa szybko się opanowała i uderzyła
ponownie, tym razem trafiając prosto w brzuch. Poprawiła potężnym kopniakiem w
szczękę i gdy upewniła się, że udało jej się zabić obu, wytarła nóż o spodnie.
Spojrzała
na mnie i z pewnością zauważyła przerażenie w moich oczach bo odezwała się.
- Koniec gierek z
Dziarą i jego przydupasami. Takich pionków nie ma nawet sensu oszczędzać. Nie
chowajcie ciał, nie mamy na to czasu.
Posłuchałam się jej i razem z Miczi ruszyłyśmy za nią. Szła
pewnym krokiem, ale nie biegła, tak jakby cieszyła się każdym pojedynczym
momentem tego co miało się stać. Naszym celem było odbicie naszego rodzeństwa.
Miałam nadzieję, że Krystek będzie w stanie przygotować nam drogę ucieczki.
Po
drodze mijaliśmy ludzi, którzy kompletnie nie zwracali na nas uwagi. Jedyne
czego się bałam to, to że mogłyśmy wpaść na Szeryfa, a gdy ten zauważy, że nie
z nami strażników może nas zatrzymać. Jego tak łatwo na pewno byśmy nie zabiły,
a nawet jeśli to szybko byśmy zostały złapane. Dlatego poruszałyśmy się
bocznymi uliczkami. Nasza trójka była zdeterminowana i jak widać dopisywało nam
szczęście.
Niecałe
pięć minut później stałyśmy już przed drzwiami Kwatery Głównej. Byłam
zdenerwowana, ale adrenalina pozwalała mi się utrzymać na nogach. Ręce mi
drżały, kiedy wyciągnęłam je żeby otworzyć drzwi, kiedy nagle Łapa złapała mnie
za rękę.
- Wejdź tam i zobaczy,
czy ktoś tam jest. Zostaw uchylone drzwi, usłyszymy, że coś się dzieje i
wejdziemy. Postaraj się to mądrze rozegrać Magda… proszę cię.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Teraz nadszedł czas,
gdzie ja musiałam wypełnić swoją część planu. Łapa pozbyła się ochroniarzy,
Krystian poszedł załatwić pojazd do ucieczki, a ja musiałam wkraść się do
kryjówki potwora. Odetchnęłam głęboko i licząc, że nikogo tu nie spotkam
otworzyłam drzwi.
Zanim
zdążyłam postąpić krok na przód wiedziałam, że ktoś tu jest. Słyszałam muzykę
grającą w tle. Przykryłam pasek, przy którym miałam pistolet bluzą i weszłam
zostawiając lekko uchylone drzwi. Moja pewność siebie nieco osłabła, bo moje
zadanie okazało się być znacznie trudniejsze niż powinno. Ale teraz nie mogłam
się już wycofać, musiałam to rozegrać mądrze. Zobaczyłam Dziarę siedzącego przy
stole z szklanką jakiegoś drogiego alkoholu koloru spłowiałego bursztynu. Gdy
mnie zauważył otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Nie wstał jednak, dalej siedział.
- Co ty tutaj robisz?
– zapytał. Był pijany, to była moja przewaga.
- Nie słyszałeś o tym
co się dzieje? Zbłąkany Ocalały jest pod jedną z barykad, jacyś bandyci…
- Ta… słyszałem. To
nie moja działka, niech Karzeł się wykaże, póki może – to mówiąc uśmiechnął
się paskudnie.
- Co masz na myśli?
Póki może? – zapytałam, podchodząc coraz bliżej Dziary i grając na czas.
- Plan. Nie pamiętasz
już? Za parę dni będzie trupem, a ja obejmę władzę. Muszę przyznać, że ostatnio
całkiem nieźle sobie radził, ale to nie zmienia faktu, że jest chujowym
przywódcą. A sam nie odda mi tego stanowiska.
- Jeżeli jesteśmy przy
oddawaniu, kiedy wypuścisz swoich zakładników? – zapytałam bezczelnie.
- Mówisz o trójce z
moich podziemi? Od razu po śmierci Karła, chociaż musisz przyznać, że podoba ci
się ta współpraca, co? – zapytał równie bezczelnie.
Nie
wiem co mnie bardziej zszokowało – informacja o trzecim więźniu, o którym
wcześniej nie słyszałam, czy fakt, że Dziara nie widzi jak bardzo go
nienawidzę. Nie chciałam jednak dać po sobie poznać, że wyprowadził mnie z
równowagi. Byłam nerwową osobą, ale teraz musiałam się trzymać.
- Skoro już tu jestem,
a ty tryumfujesz, może pozwoliłbyś mi zobaczyć się z bratem? – zapytałam.
- Niestety, nie ma
takiej opcji – powiedział – Wybacz.
Nie
miałam kompletnie pomysłu jak to dalej rozwiązać, więc musiałam przejść do
ofensywy. Wyciągnęłam pistolet i wymierzyłam prosto w głowę Dziary. Byłam pewna
siebie do momentu, kiedy Dziara kompletnie się nie zdziwił moim zachowaniem, a
wręcz się uśmiechnął. Stara rana na nodze, którą zdobyłam w więzieniu odezwała
się znowu, kiedy moim ciałem wstrząsnął dreszcz przerażenia. On wstał i
podszedł do mnie, a ja starałam się nie opuścić pistoletu, chociaż ręka drżała
mi z przerażenia.
- Ani kroku bliżej.
Zabiję cię, jeżeli się zbliżysz – ostrzegłam, nie mogąc się doczekać, aż
Łapa i Miczi przyjdą mi z pomocą. Jak na zawołanie drzwi otworzyły się, a ja
odeszłam parę kroków do tyłu, stykając się plecami ze ścianą. Zobaczyłam jak
Łapa biegnie w stronę Dziary, a Miczi spokojnie zamyka drzwi. Dziara tym razem
widocznie się przestraszył, ale nie cofnął się, przygotował się do odparcia
ataku. Coś w rękach Łapy błysnęło szybko, ale nie zdążyłam się przyjrzeć, bo
dostałam od niego z pięści w brzuch i zwinęłam się na podłodze.
Zdążyłam
tylko zobaczyć jak sięga po pistolet, ale Łapa była już zbyt blisko i
korzystając z siły rozpędu kopnęła go w dłoń i pozbawiła broni. Niestety
kosztowało ją to utratą równowagi, co Dziara pomimo swojego stanu natychmiast
wykorzystał kopiąc ją w udo. Ta krzyknęła, ale nie przewróciła się. Zamachnęła
się nożem, próbując go trafić, ale ten,
podobnie jak pistolet, wyleciał z jej rąk po tym jak Dziara jej go wybił. To
dało jej chwili do namysłu i wykorzystała ją do wymierzenia kopniaka w brzuch
dowódcy Czerwonych Flar. Brzuch bolał mnie fatalnie, więc wiedziałam jak on się
teraz czuje. Dziara jednak nie upadł. Zgiął się tylko na chwilę po czym
przyspieszył i całą siłą natarł na Łapę wywracając ją. Usiadł na niej i
wymierzył jeden mocny cios w jej głowę. Ta próbowała się wyrwać, ale Dziara po
prostu był cięższy i silniejszy. Ja ciągle zwijałam się z bólu i już chciałam
wstawać, kiedy do akcji weszła Miczi.
Dziara raczej jej nie zauważył,
dlatego tak pewnie natarł na Łapę, za co teraz miał zapłacić. Miczi podeszła od
tyłu i wbiła mu nóż w prawy bok. Dziara zajęczał przeciągle, a Łapa wykorzystała
to i uderzyła go z dużą siłą w kroczę. Ten złożył się na boku, podobnie jak ja,
a Łapa wstała i kopnęła go w twarz. Plama krwi zaczęła rosnąć na jego ciele, a
on sam wypluł ząb na podłogę wraz z krwistą śliną. Wygrałyśmy. Miczi już
szykowała się do zadania kolejnego ciosu nożem, a ja wstałam, żeby też się
przyczynić do śmierci Dziary, ale Łapa nas zatrzymała.
- Nie róbcie… tego – powiedziała
dosyć stanowczo, oddychając ciężko.
- Co? – zapytałyśmy
właściwie razem.
- Nasza mała zemsta
będzie miała sens jeżeli to miejsce będzie dalej istniało. Jeżeli drugi dowódca
zginie za parę dni, a ten zostanie zabity przez nas to, to miejsce upadnie,
albo przywódcą zostanie Bobru lub ktoś inny z Czerwonych Flar. Zostawmy to tak
jak jest. Zwiążcie go, oczywiście nie przepuszczę okazji, żeby pamiętał do mnie
do końca swojego skurwiałego życia.
Posłuchałyśmy
jej i po chwili Dziara siedział przywiązany do krzesła, wciąż z raną kłutą na
boku. Łapa oparła się o stół pośladkami, tak, że była twarzą w twarz przed nim.
- Słuchaj cwaniaczku,
daruje ci życie, ponieważ mam w tym interes, ale uwierz, że gdyby nie pewna
osoba, to zapewne umierałbyś długo i w piekielnych męczarniach. Ale tego nie
zrobię, to ci mogę obiecać… - zaczęła mówić, ale nie usłyszałam reszty bo
pokuśtykałam do podziemi, żeby uwolnić więźniów. Rana w nodze bolała i
dokuczała przy każdym kroku, ale udało nam się. Gdy tylko zeszłam do znajomej
mi już piwniczki, sięgnęłam po lampę i przywołałam światło, na mroczne ściany i
klatki. Teraz rzeczywiście zauważyłam trzecią klatkę, które poprzednim razem
jak odwiedzałam to miejsce musiała być zakryta. Siedział tam łysiejący
mężczyzna, mający na oko jakieś trzydzieści lat. Nie miałam pojęcia kim on był,
ale wzięłam klucze i otworzyłam wszystkie trzy klatki. Gdy brat wylądował w
moich objęciach popłakałam się ze szczęścia, ale wiedziałam, że nie ma teraz
czasu na zbyt długie rozczulanie się. Musieliśmy uciekać.
- Tak się cieszę, że
cię widzę siostra… - powiedział wspinając się niemrawo po schodach. Siostra
Łapy była w podobnym, skołowanym stanie, ale mężczyzna trzymał się całkiem
nieźle. Podziękował mi, ale nawet się nie przedstawił, nie było zresztą na to
czasu. Zanim wspięliśmy się do głównej Sali Kwatery Głównej, usłyszeliśmy dwa
przeciągłe krzyki. Męskie krzyki. Łapa zaczęła.
Gdy
weszliśmy do pomieszczenia, w którym siedział przywiązany Dziara, Łapa bez
słowa ominęła mnie i wleciała w objęcia siostry. Trwały w nim krótko, a gdy
skończyły Łapa ucałowała siostrę w czoło, po czym rzuciła tylko.
- Zmywajmy się stąd.
Gdy mijałam Dziarę zrobiło mi się słabo. Zdecydowanie
zemdlał, ale nie dziwiłam się. W jego ustach były dwa kciuki. Jego własne
kciuki. Wyszliśmy z budynku w szóstkę. Mężczyzna bez pytania za nami podążał,
więc było jasne, że już nam zaufał, w końcu go uratowałyśmy. Poruszaliśmy się
szybko i za każdym razem, kiedy ktoś szedł uliczką przystawaliśmy na chwilę i
chowaliśmy się. W końcu Młoda, Marek oraz mężczyzna byli ubrani w jakieś szmaty
i od razu by wzbudzili podejrzenia. Poza tym ja kulałam, co również budziło
podejrzenia.
Gdy
byliśmy już niedaleko południowej barykady, więzienia, szpitala i paru innych
ważnych budynków, schowaliśmy się raz jeszcze, bo ulicą spacerowali strażnicy.
Jak na złość zatrzymali się na pogawędkę i wysikanie się, tuż przy uliczce na
której się chowaliśmy. Deszcz padał już nieco słabiej, więc wszyscy dokładnie
usłyszeliśmy o czym rozmawiają.
- Wymiana jest chujowa
Krzysiu… Szef chyba oszalał… - powiedział ten sikający.
- Stary Erni jest
spoko, dowozi nam ciągle nowych ludzi, a jego przyjaciele to też solidna firma.
Po mojemu to się opłaca… - odpowiedział Krzysiek.
- Chuja tam. Grubas
coś kombinuje i myślę, że może oszukać i Szefa i Bobra. W końcu po wymianie
Gruby zostanie tutaj, żeby pilnować tego wyrostka, który leży u nas na sali
operacyjnej . jak mu tam było? – zapytał strzepując ptaszka.
- Daniol, czy jakieś
takie coś. Dziwne imię – odpowiedział drugi.
- Dalion! Tak to było!
To ksywka czy imię, jak stawiasz? – odpowiedzi już nie usłyszeliśmy bo obaj
strażnicy się oddalili. Już mieliśmy iść dalej, kiedy Miczi zatrzymała się.
Odwróciłam się do niej.
- Co się stało? – zapytałam.
- Mam coś do
załatwienia, idźcie beze mnie. Jak chcecie poczekajcie, jak nie to jedźcie.
- Co? Jak to? Co się
stało?
- Po prostu idźcie.
Jeżeli rano mnie nie będzie po drugiej stronie mostu to jedźcie stąd – powiedziała.
- Co się dzieje? – zapytała
Łapa.
- Idźcie, muszę coś
zrobić – odpowiedziała Miczi.
- Chodzi o Daliona
prawda? – zapytała Łapa.
Zdziwiło
mnie to. Nawet ona wiedziała?
- Tak. Idźcie już
błagam, poczekajcie na mnie przy moście jeżeli możecie, jak mnie nie będzie do
rana to po prostu uciekajcie stąd.
- Pójdę z tobą – zaproponowałam
po czym odwróciłam się nie czekając na zgodę – A wy poczekajcie po drugiej stronie mostu. Jak ktoś was będzie szukał,
albo nie przyjdziemy do rana to uciekajcie.
- Nie wiem czy to
dobry pomysł… ale poczekamy. Postarajcie się uwinąć szybko – poprosiła
Łapa. Pożegnałyśmy się z resztą i obserwowałyśmy cicho jak odchodzą w stronę
południowej barykady.
- O co chodzi z tym
Dalionem? – zapytałam.
- Skurwiel musi
zapłacić za to co mi kiedyś zrobił. Obiecałam to sobie. Jeżeli jest w szpitalu
i to ledwo żywy to mamy przewagę. Chodź.
I
poszłam. Miczi prowadziła mnie i gdy w końcu dotarłyśmy do szpitala
wślizgnęłyśmy się po cichu do środka. Było tu sporo ludzi, ale nikt nie zwracał
na nas specjalnej uwagi. Miczi podeszła do jednego z lekarzy i zapytała o coś.
Ten spojrzał na nią podejrzliwie, po czym wskazał coś ręką. Ta podziękowała mu
i wróciła do mnie.
- Leży w sali pod
koniec korytarza. Myślę, że powinnyśmy zaczaić się do późnego wieczora, aż
trochę się tu uspokoi i wtedy go odwiedzić – powiedziała.
- Skoro tak mówisz – odpowiedziałam.
Poszłam za nią do jednej z toalet i tam czekałyśmy. Co jakiś czas wchodzili
tutaj ludzie, ale kabin było dużo i nie zwracali uwagi, że jedna jest zajęta od
paru godzin. Miczi wyglądała na zdeterminowaną, ale smutną. Strach było
pomyśleć, co ten człowiek musiał jej zrobić, żeby wywierać aż takie emocje.
Wydawało
mi się, że minęły całe dni, ale tak naprawdę nie mogło minąć więcej niż pięć
godzin, gdy w końcu Miczi poderwała się gwałtowanie i kiwnęła głową na znak, że
czas działać. Po cichu opuściłyśmy toaletę i wychyliłyśmy się na korytarz. Było
całkowicie pusto i panowała martwa cisza. Ruszyłyśmy po cichu w stronę
wyznaczonego przez lekarza pomieszczenia. Zastanawiałam się co mnie podkusiło,
żeby tutaj przyjść. Teraz na pewno znaleźli już Dziarę i on najprawdopodobniej
też tu był i jeżeli powiedział komukolwiek o tym co mu zrobiłyśmy to zginiemy
marną śmiercią.
Miczi
jednak się nie przejmowała. Weszła do środka po cichu niczym mysz i przepuściła
mnie. W łóżku leżał chłopak, który był młodszy ode mnie, a nawet od niej.
Wyglądał na góra piętnaście lat. Widać jednak było, że sporo przeżył, bo jego
brzuch był owinięty bandażem i opatrunkiem i nie miał jednej ręki. Przy łóżku
drzemał jakiś człowiek, który zapewne go pilnował. Zanim zdążyłam zapytać
szeptem Miczi, o to, co z nim zrobimy, zobaczyłam jak ta podchodzi do niego po
cichu i pewnym ruchem skręca mu kark. Nie chciałam nawet wiedzieć, gdzie się
tego nauczyła. Przytrzymała ciało, żeby te nie narobiło hałasu, po czym
przesunęła je w kąt pomieszczenia.
- Pomożesz mi go
przywiązać do poręczy łóżka? Nogi i rękę. Kikut może zwisać.
Posłuchałam jej i po chwili Dalion był przywiązany ciasno do
poręczy łóżka, ale dalej spał.
- Teraz postawmy łóżku
do pionu – poprosiła. Nie było to łatwe, bo Dalion jednak trochę ważył, ale
po chwili łóżko stało niczym totem przesunięte pod ścianę. O dziwo Dalion wciąż
spał, widocznie podali mu jakieś środki na sen.
- Teraz weź tą
kroplówkę ze stojakiem i poczekaj przy ścianie. Pewnie zaraz będzie gorąco, jak
ktoś będzie wbiegał to po prostu go zatrzymaj.
Ponownie zastosowałam się do jej prośby i biorąc stojak z
foliowym woreczkiem przywiązanym na górze, niedawno połączonym z ręką Daliona,
podeszłam pod drzwi i obserwowałam. Miczi rozebrała Daliona, rozrywając
nożycami chirurgicznymi jego ubrania, po czym gdy ten wisiał tak nagi i
żałosny, wzięła do ręki skalpel.
Wyglądała
jakby chwilę się zastanawiała nad tym, co chcę zrobić, ale po chwili
przycisnęła ostrze skalpela do klatki piersiowej chłopaka i zaczęła wycinać.
Tym razem ten się zbudził nie do końca wiedząc o co chodzi. Było jednak za
późno na reakcję, bo Miczi skończyła robotę i sutek Daliona upadł z ohydnym
plaskiem na ziemię. Zbierało mi się na wymioty i z trudem się powstrzymywałam.
Dalion krzyknął coś jak oszalały, a potem gdy zobaczył, że stoi przed nim Miczi
to krzyknął jeszcze głośniej. Usłyszałam odległe kroki na korytarzu.
Przygotowałam stojak, a Miczi sięgnęła po nożyce.
Tak jak
się spodziewałam umieściła pomiędzy nimi członka Daliona i już miała działać,
kiedy drzwi zatrzeszczały, a po chwili wypadły z zawiasów. Do pokoju wbiegł
gruby mężczyzna, Karzeł, Bobru oraz Erni. Gdy zobaczyli Miczi nie wiedzieli co
zrobić, ale gruby mężczyzna rozpędził się i zaczął szarżować w jej stronę. To była moja chwila. Przycelowałam stojakiem,
żeby go zatrzymać, ale okazał się być tak ciężki, że gdy tylko stojak dotknął
jego ciała, a ten poleciał w bok to usłyszałam chrupnięcie łamanej kości. Ból
był niesamowity i kolejny raz tego dnia upadłam.
Osiągnęłam
jednak swój cel, bo grubas leżał teraz w resztkach stołu, na którym wylądował
po moim odepchnięciu. Kolejny krzyk przeszył cały ośrodek, kiedy Miczi
sprawiła, że oba ostrza nożyc się spotkały, przecinając to, co miały na swojej
drodze. Fontanna krwi prysnęła na białą podłogę i Dalion drgał jeszcze chwilę w
przedśmiertnych spazmach, po czym znieruchomiał. W tym czasie Bobru, Karzeł i
Erni weszli do środka, ale gdy zobaczyli mnie natychmiast do mnie podeszli ,za
wyjątkiem dowódcy Ostoi, który próbował ogarnąć co się stało, ale po chwili
stracił równowagę ślizgając się na kałuży krwi i uderzając ciężko o posadzkę.
- Co… co tu się
dzieje? – zapytał Bobru.
Nie
odpowiedziałam. Bolało mnie straszliwie, ale próbowałam wstać. Erni mi w tym
pomógł. W tym czasie Gruby się podniósł, ale Miczi była szybsza. Wyciągnęła
pistolet i strzeliła w kolano grubasa. Ten upadł ciężko w kałużę krwi. Miczi
podeszła do niego i pociągnęła go za tłuste włosy tak, żeby widział jej twarz.
- Pamiętasz mnie
skurwielu? – zapytała słodkim głosem.
Nie zdążył odpowiedzieć. Po tym jak na jego twarzy
zamalowało się przerażenie Miczi wystrzeliła. Bobru podbiegł do niej i ją
złapał, ale ona się wyrwała i wycelowała do niego.
- Daj mi odejść.
Zemściłam się na nich, za sam wiesz co i dobrze wiesz, że to stałoby się
prędzej czy później. Teraz opuszczam to piekło. Chodź Magda! – zawołała
Miczi. Bobru odwrócił się w moją stronę, po czym spojrzał na leżącego Karła, a
następnie znów skupił swoją uwagę na Miczi.
- Chwila, odchodzicie
z Torunia? – zapytał.
- Tak – odpowiedziałam
cicho.
- Z Łapą prawda?
Straciłem prawie wszystkich, a teraz tracę również was, tak? – zapytał
rozgoryczony. Wyglądał teraz naprawdę staro. Broda pokrywała całą dolną część
jego twarzy i była już równie długa, jak włosy na jego głowie. Jego postawa
była znacznie mężniejsza, a na koszuli wyraźnie rysowały się mięśnie.
-
Jeszcze kiedyś się spotkamy, jak też postanowisz opuścić to piekło Bobru.
Jeżeli cię to interesuje to jedziemy na południe. Nie wiadomo jeszcze gdzie,
ale jeżeli będziesz szukać, to znajdziesz. Bywaj i dziękuje za wszystko – powiedziała Miczi, po czym przeszła obok niego i
podeszła do mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć, sytuacja była bardzo smutna.
Bobru i Erni nie gonili nas jednak. Tylko obserwowali jak odchodzimy. A my
załatwiłyśmy wszystko co miałyśmy załatwić. Ręka, noga i brzuch bolały mnie,
ale to była i tak niewielka cena za sukces. Wyszłyśmy ze szpitala i
skierowałyśmy nasze kroki na południe. Zaczynał się nowy epizod naszego życia.
Toruń był przeszłością.