sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 2: Dziewczyna, która przetrwała

Coś kompletnie nowego. Zupełnie inna perspektywa widzenia. Wpadłem na ten pomysł jeszcze w początkowych fazach tworzenia, wiedziałem, że będzie to coś nowego i coś naprawdę fajnego. W tym rozdziale dowiecie się co stało się z Natalią oraz rzucone zostanie ponownie trochę światła na przeszłość Łapy! Proszę o komentarz z opinią i rozesłanie bloga znajomym ;)
Zapraszam do czytania!

------------------------------------------------------

Rozdział 2 (Natalia): Dziewczyna, która przetrwała


                Wspomnienie ucieczki z Królowego Mostu było wciąż świeże. Pamiętałam wszystko z tego feralnego wieczora. Do dzisiaj czułam ten niepokój związany z zaginięciem Bobra, Ernesta i Cinka. To co zrobili było nie naturalnie głupie. Wszyscy są pewni, że wpadli oni w jakąś pułapkę lub po prostu zostali otoczeni przez zombie. Następnie wyszedł ten beznadziejny pomysł na ruszenie na poszukiwania i to sprawiło, że kolejne osoby odjechały i do teraz nie wiedziałam gdzie są. Gdy wieczorem zaatakowano nas to była istna masakra. Jola dostała pierwsza, a chwilę po niej zdjęto strzałem w głowę koleżankę Łapy. Wtedy właśnie pochwycił mnie Gigant. Chciałam pomóc w tej walce, ale on nie puszczał mnie. Nic nie dawały mi bezsilne uderzenia w jego kombinezon ochronny. Słyszałam tylko rytmiczne słowa wychodzące z jego ust, „Bobru kazał cię chronić… Bobru kazał cię chronić…” i tak ciągle, aż znaleźliśmy się daleko na północ. Wtedy Karol mnie położył i łapiąc ciężko powietrze osunął się pod jedną z drzew aby odpocząć. Byliśmy gdzieś w środku puszczy. Przez zachodzące na siebie korony drzew widoczny był księżyc i gwiazdy.
                 Po około godzinie usłyszeliśmy kroki. Z zarośli wyszła ta mała dziewczyna, którą mój ukochany wziął jako zakładniczkę. Za nią wyszło trzech ludzi Łapy. Przez chwilę miałam nadzieję, że powiedzą, iż w obozie jest już bezpiecznie i możemy wrócić. Oni jednak nie mieli zadowolonych min. Jeden z nich, najwyższy i najstarszy, miał długie włosy związane w warkocz i targał na plecach trochę zapasów. Jego twarz była gładka, bez najmniejszego śladu zarostu. Wydawał się być dobrze zbudowany, ale ciężko było mi określić przez warstwy ciuchów, w które był ubrany. Drugi z nich, jedyny noszący broń palną, był odrobinę młodszy od poprzedniego – miał krótkie blond włosy i to dodawało mu urody. Poza tym nie wyróżniał się niczym szczególnym. Trzeci z nich był zaledwie chłopcem, który nie przeszedł jeszcze całkowitej mutacji głosu. Mimo to w jego piwnych oczach można było zobaczyć determinację, a czupryna koloru smoły i piegi dodawały mu trochę dzikości.
                Cała trójka była ubrana naprawdę ciepło, co najlepsze młodzieniaszek niósł kurtkę, którą wręczył mi. Podziękowałam mu, ponieważ zaczęło mi doskwierać zimno. Siostra Łapy wyglądała dokładnie jak jej siostra – czarny, sięgający pośladków warkocz, blada cera oraz bez względu na sytuację czarny strój. Obie siostry były bardzo ładne, ale jak dobrze się przekonałam wyjątkowo niebezpieczne.
                W ten oto sposób opuściliśmy Królowy Most podążając na zachód. Nie minęło parę godzin, kiedy z nieba zaczął padać śnieg. Szybko zgniłozielone lasy zostały okryte śnieżną pierzyną, a błotniste drogi zamieniły się w śnieżne kaniony. Z początku szliśmy tylko na zachód, chcąc uciec jak najdalej od miejsca ataku, ale około pięciu godzin od ucieczki z Obozu usłyszeliśmy dźwięk silnika i zobaczyliśmy w ciemności światła samochodu. Byliśmy akurat w niedużej wiosce niedaleko Kołodna. Młoda już chciała krzyczeć, zapewne myśląc, że to ktoś z naszych, ale jeden z nich, ten z długimi włosami, zatkał jej usta. Przyczailiśmy się w krzakach czekając, aż auto ruszy dalej. Z daleka wyglądało to jak pojazd ludzi z Supraśla. Przeczekaliśmy dobre piętnaście minut w całkowitej ciszy. Przemarzliśmy bez ruszania się więc po upewnieniu się, że jest bezpiecznie ruszyliśmy dalej.
                I tak włóczymy się do teraz. Szliśmy akurat lasem rozglądając się uważnie i co jakiś czas używając naszej jedynej latarki, aby znaleźć drogę w niekończącym się labiryncie drzew. Co jakiś czas przekraczaliśmy piaskową drogę, ale ostatecznie nie znaleźliśmy większego skupiska domów. Nogi bolały mnie już potwornie i nie czułam nóg z zimna, ale szłam bez narzekania. Humory ludzi mnie otaczających były marne, a ja nie zamierzałam ich demoralizować bardziej. Musiałam się trzymać Giganta. Ogromny mężczyzna poskrzypiwał głośno przy każdym kroku. Słychać też było uderzające o siebie elementy kombinezonu ochronnego, które pokrywały jego ciało. No i oczywiście miecz. Przewieszony przez plecy wyglądał jakby był w stanie przeciąć samochód na pół.
                Po kolejnej godzinie tułaczki znaleźliśmy w końcu nieduży domek po środku lasu. Idąc powoli z bronią podeszliśmy do niego. Już z podwórza słychać było krążące po nim zombie. Najgorsze było to, że oprócz przystojnego członka ekipy Łapy oraz Giganta byliśmy kompletnie bezbronni. Wykorzystując ten fakt Karol ruszył pierwszy. Zakradliśmy się szóstką na ganek i powoli podeszliśmy do drzwi. Domek wyglądał jakby nie pełnił funkcji mieszkalnej od paru miesięcy. Widocznie ta leśniczówka była opuszczona, ale jakimś cudem przypełzły tu zombie. Możliwe, że ktoś tu się ukrywał przed nami. Gigant wyciągnął z cichym sykiem miecz z prowizorycznej pochwy po czym nacisnął klamkę. Tuż za nim wszedł Najmłodszy, który oświetlał wnętrze latarką. Co prawda nie widziałam co się dokładnie stało, ale po dźwiękach doszłam do wniosku, że Gigant poradził sobie z zadaniem bez większych problemów.
                Po wejściu zauważyłam dwa rozpołowione cielska leżące pod ścianą. Wszyscy weszli pospiesznie do środka i Przystojny zamknął drzwi. Całe szczęście zamek jeszcze był. Szybko się rozgościliśmy. Domek składał się z jednej dużej izby przedzielonej piecykiem. Na ścianach wisiały trofea łowieckie, ale w szafkach ziały pustki. Co prawda przy kominku było nawet drewno, rozpałka i zapałki, więc mogliśmy sobie pozwolić na rozgrzanie się paroma szczapami. Tym zajął się Długowłosy.
                Po chwili na moją twarz buchnęło przyjemne ciepło. Rozkosz była tak wielka, że aż przeszedł mnie dreszcz. Stłoczyliśmy się blisko siebie i zaczęliśmy rozpakowywać żywność. Nie było tego dużo, ale rozumiałam, że nikt nie miał czasu pakować tego więcej. Przygotowaniem jedzenia zajęłam się ja i Młoda. W tym czasie mężczyźni z grupy Łapy rozmawiali w kącie, a Gigant siedział oparty o piecyk i ostrzył miecz osełką. Prosząc  Młodą o nałożenie porcji podeszłam do Karola. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Miał on nieduży zarost, szczególnie pod nosem i krótkie włosy z widocznymi zakolami. To wszystko koloru brązowego. Co prawda nie był okazem przystojnego mężczyzny, ale też nie można go było nazwać brzydkim.  Usiadłam naprzeciwko niego krzyżując nogi i zaczęłam rozmowę:
- Nie uważasz, że powinniśmy zawrócić i rozejrzeć się po Królowym Moście? Może ktoś akurat przeżył? Albo…
- Wrócił Bobru? Natalio nie możemy żyć nadzieją przez cały czas. Moglibyśmy przecież odwiedzić okoliczne miasteczka i wioski, żeby poszukać naszych ludzi, ale nie rozumiesz jak wielkie to jest ryzyko? Nie zrozum mi źle, obiecałem coś Bobrowi i jeżeli będzie trzeba to podążę za tobą, ale nie wiemy nawet gdzie szukać… - stwierdził przerywając ostrzenie broni.
Miał rację. Nie mogłam jednak pogodzić się z tym faktem. Cieszyłam się z bezpieczeństwa jakie potrafił nam zapewnić. W jego rękach czułam się beztroska i kochana. Powoli przyzwyczaiłam się do życia w tym Obozie, gdzie poza paroma incydentami nie działo się nic złego.
- Czyli myślisz, że powinniśmy po prostu ruszyć przed siebie? Zostawić to wszystko za nami? Wybacz, ale nie wierzę w to, że wszyscy zginęli. Na pewno są gdzieś tam – mówiłam, tracąc powoli cierpliwość.
- Myślę, że – zaczął wstając – powinniśmy znaleźć trochę zapasów i ruszyć na zachód. Pójdziemy wzdłuż drogi krajowej i poszukamy jakiegoś sprawnego auta, po czym będziemy mogli myśleć o poruszaniu się po okolicznych wioskach. Na piechotę zamarzniemy, wpadniemy w grupę zombie, albo staniemy się łatwym celem, dla innych ocalałych, jak tych, którzy nas ściągają. Rozumiesz? – zapytał.
- Tak… - odpowiedziałam pokornie, wstając i idąc przy Gigancie po jedzenie. Zjedliśmy w szóstkę w ciszy po czym położyliśmy się spać. Karol stanął na warcie, a reszta prawie natychmiast zasnęła. Dopiero teraz poczułam ogromne zmęczenie, po tym całym długim dniu.
                Gdy się obudziłam było już jasno. Gigant drzemał oparty o stertę ubrań, a Młoda leżała najbliżej kominka. Skuliła się z zimna, ale z tego co widziałam dalej spała. Długowłosy, Przystojny  i Najmłodszy rozmawiali o czymś ubierając się. Podeszłam do naszych zapasów i wyciągnęłam butelkę wody. Wzięłam dwa łyki po czym zaczęłam się ubierać. Przed nami był ciężki dzień pełen przepychania się przez śnieg oraz szukania auta. Przez noc napadało tego mnóstwo. Zaspy sięgały teraz spokojnie do kolan.
                Niecałą godzinę potem, po skromnym śniadanku, wyruszyliśmy. Szliśmy cały czas przez białe lasy, co jakiś czas podążając wzdłuż dróg. Przy pierwszej z nich zauważyliśmy samochód. Był on przysypany śniegiem aż po koła. Podeszliśmy do niego ostrożnie czekając, aż Przystojny i Gigant sprawdzą czy jest bezpiecznie. Byli już niecałe trzy kroki od pojazdu, kiedy Gigant nagle wywrócił się. Po prostu szedł i upadł ciężko na śnieg. Nie do końca wiedziałam o co chodzi, aż zauważyłam trupa wyłaniającego się ze śniegu i sięgającego zębami do jego ręki. Zaczęłam biec, ale Najstarszy przytrzymał mnie i kazał zostać. Patrzyłam bezsilnie jak trup wgryza się w rękę Giganta, ale po chwili przeszła mnie fala ulgi. Okazało się bowiem, że trup nie umiał przegryźć ochraniającego mężczyznę kombinezonu i po chwili jego głowa została przecięta na pół dźgnięciem miecza. To jednak był dopiero początek.
                Nagle ze śniegu zaczęły wyrastać, w różnych miejscach, ręce. Nie było ich dużo, a przynajmniej tak mi się wydawało, ale niektóre pojawiły się na drodze miedzy nami, a samochodem. Nie czekając, aż Najstarszy znowu mnie powstrzyma wyrwałam mu się i krzyknęłam do Giganta:
- Uciekaj!
To co zrobił przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nigdy nie widziałam podobnego występu. Gigant przeciął najbliższego trupa na pół po czym przeskoczył kolejnego rozpłatując mu głowę na pół. Następnie zaszarżował na wyłaniającego się przy Przystojnym i samym uderzeniem opancerzonego barka odrzucił go metr do tyłu. Przystojny próbował wycelować do któregokolwiek, ale nie wychodziło mu to, ponieważ Karol biegał od jednego do drugiego i zabijał je tym samym zmniejszając dystans do nas. Po chwili osłaniając Przystojnego przed kolejnym trupem doskoczył do nas i kazał uciekać. Nie musiał powtarzać dwa razy.
                Przez kolejne trzy godziny nie znaleźliśmy ani zombie ani niczego innego. Zrobiliśmy dwa nieduże postoje, aby się napić, ale poza tym staraliśmy się utrzymać tempo marszu. Nagle przekraczając kolejne wzgórze zobaczyliśmy z niego drogę. Wiła się ona niczym wąż wchodząc w jeden las, a wychodząc w drugi. Na jej środku oprócz śniegu zobaczyliśmy coś. Musieliśmy zbiec kawałek, żeby dokładniej się przyjrzeć temu co widzimy. Będąc przy drzewach około pięćdziesięciu metrów od celu, przyjrzałam się dokładnie. Na drodze stał wóz, a przy nim poruszały się trzy osoby. Wyglądało to na rodzinę – był mężczyzna, kobieta i dziewczyna, która wyglądała na około siedemnaście lat, czyli była w moim wieku. Ten pierwszy, miał długie wąsy, które było dobrze widać z daleka i w ręce trzymał strzelbę. Siedział oparty o bagażnik i obserwował okolicę. Obok niego siedziała żona, która  szukała czegoś na tylnych siedzeniach samochodu. Wyglądała na dosyć pulchną. Córka, bo prawdopodobnie tym dla tej dwójki była, szła akurat do lasu, prawdopodobnie za potrzebą.
                To był nasza okazja. Wiedziałam, że jestem w stanie zapewnić drużynie byt, tak samo jak robił to Bobru i zamierzałam to udowodnić. Od tego zależało to czy przeżyjemy. Musieliśmy przejąć te auto. Mówiąc co zamierzam zrobić spotkałam się ze sporą dezaprobatą, ale ostatecznie wybłagałam pistolet od Przystojnego i uzyskałam zgodę Giganta na to, żeby zrealizować mój plan. Zdjęłam kurtkę i położyłam ją na ziemi, żeby wyglądać bardziej realistycznie do mojej roli po czym wybiegłam na pole. Ci ludzie wybrali sobie naprawdę beznadziejne miejsce na postój. Wąsaty mężczyzna zauważył mnie bardzo szybko. Całe szczęście nie widział mojej broni, którą miałam schowaną za plecami przy pasku. Nim zdążył podnieść broń krzyknęłam:
- Ratujcie mnie ludzie! Błagam! – krzycząc podchodziłam coraz bliżej, chociaż nie biegłam już. Wąsaty mężczyzna przeszył mnie wzrokiem.
- Kim jesteś dziewczyno? Przed czym uciekasz? – zapytał dosyć niskim, męskim głosem.
- Zombie nadchodzą. Przed chwilą zabiły… one zabiły -  w tym momencie rozkleiłam się i upadłam na kolana przed nimi. Byłam nie dalej jak dziesięć kroków od nich i auta. Teraz z bliska mogłam zobaczyć, że mężczyzna jest dosyć stary, musiał mieć już prawie pięćdziesiątkę na karku, a kobieta rzeczywiście jest pulchna, ale z jej twarzy można było wyczytać, że jest miła osobą. Zrobiło mi się jej szkoda. Obserwując zmianę wyrazu twarzy wąsatego mężczyzny widziałam jak podchodzi do mnie, ciągle mierząc strzelbą i staje dosłownie trzy kroki ode mnie.
- Kogo zabiły dziewczyno? Jak daleko stąd… - zaczął, ale przerwał mu ktoś stojący za mną.
- Ojcze ona ma broń! – zdążyła krzyknąć dziewczyna po czym padł strzał.  Wąsaty mężczyzna osunął się na ziemię barwiąc śnieg na różowo, a potem na czerwono. Usłyszałam krzyk rozpaczy z ust dziewczyny, który szybko przerodził się w wrzask pełen gniewu i nienawiści. Dziewczyna zaszarżowała na mnie, jednak nie miała broni więc tutaj była moja przewaga. Wymierzyłam do niej i powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam:
- Jeżeli do mnie podejdziesz to dołączysz do ojca.
Nie posłuchała. Trafiłam ją w ramię, ale ta pomimo bólu rzuciła się na mnie i wywróciła na śnieg. Poczułam zimno na całych plecach, nogach oraz pośladkach. Po chwili do tego wszystkiego doszło uczucie duszenia. Dziewczyna zaczęła mnie dusić, starając się z wszystkich sił mnie zabić. Drapnęłam ją wolną ręką po twarzy, aż do krwi, ale ta kontynuowała atak. Z każdą sekundą robiło mi się coraz ciemniej w oczach, aż uścisk nagle zelżał. Do akcji wszedł Najmłodszy. Uderzył, opętaną gniewem, dziewczynę w tył głowy kamieniem po czym zrzucił ją ze mnie i zaczął mnie osłaniać. Zobaczyłam jak dołącza do niego Przystojny, który podnosi broń. Usłyszałam też krzyk żony wąsatego mężczyzny i po chwili zobaczyłam jak upada ona. Z tego co wiedziałam zemdlała. Poprosiłam ludzi Łapy, żeby zanieśli obie kobiety pod drzewo i zostawili je na pastwę losu. Z lasu wyłonił się Najstarszy, który prowadził przy sobie Młodą. Auto było nasze.
                Nie traciliśmy nawet czasu na przeszukanie go. Po prostu wsiedliśmy i odjechaliśmy. Było one na tyle duże, że pomieściłoby jeszcze z dwie-trzy osoby. Spod śniegowego płaszczu zobaczyłam, że było ono niebieskie. Z trudem łapiąc oddech opadłam na tylne siedzenie i rozejrzałam się po wnętrzu. Były tu dwie torby z jedzeniem i jedna z różnego rodzaju rzeczami. Znalazłam tam trochę bandaży, wodę utlenioną, dwie paczki zapałek oraz dwa noże kuchenne. Jeden wzięłam ja, a drugi podałam Młodej. Gigant patrzył na mnie z dziwnym smutkiem w oczach. Wydaję mi się, że pomimo jego postury i wielkości, był on straszliwie słaby psychicznie. Taki jaki powinien być normalny człowiek. Zobaczył już zbyt wiele zmienionych ludzi.
                Zdobyliśmy w końcu wóz, ale nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Nie mieliśmy mapy, a nasze częste skręcanie i przecinanie drogi przez las na pewno nie pomagało. Dlatego też jechaliśmy po prostu drogą, w tą samą stronę, w którą jechał wąsaty mężczyzna z rodziną. Słońce zaszło na niedługo po całej akcji, więc skręciliśmy w las i tam spędziliśmy noc. Znaleźliśmy idealną polankę, przypominała ona trochę tą na której powrócił Bobru. Tamtej nocy było naprawdę niebezpiecznie, ale czułam się wyjątkowo, kiedy zobaczyłam go znowu. Siedząc w ciepłym aucie i patrząc przez szybę przez chwilę nawet myślałam, że go zauważyłam, ale niestety to był tylko i wyłącznie zombie. Najstarszy okazał się być świetnym kierowcą. Najmłodszy z kolei wydawał się najprzyjemniejszy z całej grupy i siedząc na tylnym siedzeniu opowiadał nam różne historie, które choć trochę pozwalały zapomnieć o otaczającym nas gównie.
                Na kolacje zdjęliśmy paczkę sucharów, które popijaliśmy herbatą, którą kobieta miała w jednej z torebek z jedzeniem. Prawdopodobnie przygotowała ją już jakiś czas temu, bo smakowała dziwnie, ale zawsze lepsze to niż nic. Spało się strasznie niewygodnie. Najstarszy i Przystojny spali z przodu na siedząco, Gigant oraz Najmłodszy ścisnęli się z tyłu, a ja z Młodą miałyśmy najwięcej miejsca na środku. Zaczęłam lubić tą dziewczynę. Chociaż często chodziła smutna to starała się ze wszystkich sił aby pomagać innym. Była trochę jak młodsza siostra, przynajmniej dla mnie.
                Kolejne trzy dni miały identyczny schemat. Jechaliśmy cały dzień, plądrowaliśmy napotkane budynki, robiliśmy postoje, podczas których jedliśmy oraz spaliśmy. W końcu po tych wszystkich manewrach zaczynało nam brakować paliwa, całe szczęście w bagażniku znaleźliśmy dwa kanistry pełne benzyny. Pod koniec trzeciego dnia dojechaliśmy w okolicę Białegostoku. Poznałam moje rodzinne miasto po dwóch charakterystycznych kominach, które był widać z daleka. Poza tym zmieniło się tu dużo. Jak odjeżdżałam stąd z grupą Alexa to zabudowania jeszcze jakoś wyglądały, ale teraz wszystko przypominało ruinę. Splądrowane domy, sklepy oraz magazyny, pojedyncze zombie przełażące z jednej strony ulicy na drugą oraz otaczająca miasto cisza. Wydawało mi się, że dźwięk silnika naszego samochodu jest słyszalny w każdym miejscu w promieniu paru kilometrów. Wiedzieliśmy teraz, że aby dostać się w okolicę Królowego Mostu wystarczy ruszyć na wschód, ale nie mieliśmy już nadziei na znalezienie tam kogoś żywego. Po drodze mijaliśmy ogromne stado zombie  i nawet jeżeli nasi przyjaciele je omijali na pewno padli ofiarami głodu lub śnieżycy.
                Tego wieczora wypełzliśmy w końcu obolali z auta i postanowiliśmy przespać się w jednym z magazynów na obrzeżach miasta. Z początku oczywiście dokładnie go przeszukaliśmy. Teraz cała nasza szóstka była uzbrojona w bronie do walki wręcz. Trzy noże, tłuczek do mięsa, siekiera oraz miecz. Zostawiając Najstarszego i Najmłodszego przy aucie w czwórkę ruszyliśmy do magazynu. Gdyby nawet był dzień byłoby tu strasznie ciemno, bo pojedyncze okna były tak brudne, że wydawały się wręcz nieprzejrzyste. Cały budynek był splądrowany tak jak myśleliśmy, ale to co zobaczyliśmy w ostatnim pomieszczeniu kompletnie zniechęciło nas do spędzenia tu nocy. W przedostatnim pomieszczeniu pełzał trup kobiety, który zjadał ciało dziecka. Musiała tu się ukrywać matka ze swoją pociechą i wtedy coś ją zabiło. Było to tak potworne, że nawet Gigant stwierdził, że wytrzyma kolejną noc w trasie, bylebyśmy tylko odjechali stąd jak najdalej.
                Pakując się ponownie do auta ruszyliśmy na północny wschód, mniej więcej w kierunku Królowego Mostu. Dzisiejszy wieczór był odrobinę cieplejszy, chociaż mróz i tak dawał się we znaki. Usiadłam opatulona ciepło na masce auta jedząc konserwę rybną ,kiedy podeszła do mnie Młoda. Przycupnęła obok mnie spoglądając na pojedyncze gwiazdy przebijające się przez chmury. Zatrzymaliśmy się dzisiaj w ruinach jakiegoś hangaru, który nie miał już dachu, ale był ogrodzony ceglaną ścianą chroniącą trochę przed wiatrem.
- Natalio… mam sprawę… – zaczęła nieśmiało Młoda.
- Tak? – zapytałam spoglądając na nią. Jeszcze nigdy nie wyglądała równie słodko jak teraz.
- Chyba wiem dlaczego… dlaczego to wszystko się stało – powiedziała po cichu.
Dreszcz mnie przeszedł po plecach, ale wydawało mi się, że to tylko od zimna.
- Dlaczego co się stało? – zapytałam zaciekawiona odkładając konserwę na bok.
- Dlaczego ci ludzie nas zaatakowali. Och Natalio… - w tym momencie Młoda kompletnie się rozkleiła. Przytuliłam ją do siebie i trzymała, aż się uspokoiła.
- Oni… My… Ja i moja siostra znałyśmy tych ludzi. Oni nas szukali, tak naprawdę przed nimi uciekała moja siostra. Chciała mnie chronić. Ja… ja przepraszam – skończyła znowu łkając.
- Znałaś tych ludzi? Kim oni byli? – zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
- To była grupa naszego ojca. On jest bardzo, bardzo złym człowiekiem. Zabijał innych i nas męczył. Dlatego od niego uciekłyśmy i wtedy to wszystko się zaczęło… - powiedziała.
Nie pytałam o więcej. Poczułam złość. Łapa nas wykorzystała. Co prawda rozumiałam, że chciała chronić siostrę, ale przez nią prawdopodobnie nie zobaczę nigdy więcej Bobra, Ernesta, Cinka, Sołtysa i innych. Nie mogłam okazać złości. Musiałam ją pocieszyć bez względu na wszystko.
- To nie twoja wina Młoda. Nie… - w tym momencie rozmowę przerwał nam wybuch. Młoda pisnęła głośno, a ja zeskoczyłam z auta i zaczęłam się rozglądać. Wtedy to zobaczyłam. Na niebie był helikopter w ogniu. Spadał on w dół gdzieś na zachód od nas. Reszta szybko znalazła się przy nas i wspólnie obserwowaliśmy jak nad lasem w płatkach śniegu helikopter obniża lot i uderza gdzieś o drzewa. Zobaczyłam słup ognia i po chwili w tym samym miejscu zobaczyłam czarny dym. W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl. Spojrzałam na Giganta. On patrzył w miejsce katastrofy i po chwili spojrzał na mnie. Usłyszałam swój własny głos mówiący:
- Ten dym będzie widoczny z wielu kilometrów. To znaczy, że… - nie skończyłam bo przerwał mi Gigant.

- Ktoś z naszych może tam iść…

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się koncepcja rozdziału :D Planujesz takich więcej?

    Narracja Natalii była ciekawa, choć sprawiała wrażenie trochę psychicznej. Np. "mój ukochany (...)" - wyrażenie dość patetyczne. Jakbym nie czytała wcześniejszych rozdziałów to bym powiedziała, że sobie to ubzdurała xD Albo ten atak na auto. Jakby za wszelką cenę chciała udowodnić, że jest czegoś warta i coś potrafi. Również jej reakcja na historię Młodej, była dziwna. Chodzi o to, że była zła, ale uznała, że to "siostra" i się powstrzymała. Naprawdę jak jakaś psychopatka, która chce porwać dziecko sąsiadów, ale dopiero w odpowiednim momencie :P I jeszcze ten "Przystojny". Jakoś jej wierności dla mnie upada. Jak się kogoś kocha to się o innych nie myśli :P

    A z tym helikopterem, no sprytne :D Choć istnieje ryzyko, że zjawią się tam też niezbyt pożądani ludzie i to bym jednak obstawiał :P

    Pozdrawiam i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak rozdziały będą teraz szły mechanizmem pewnym :) Rozdział z mojej perspektywy, perspektywa Natalii i jeszcze jednej postaci i tak ciągle ;P
      Co do kreacji samej Natalii to w sumie efekt mi jako tako wyszedł bo planowałem pokazać jak po utracie opieki (najpierw Alexa, a potem Bobra) całkowicie przestała sobie radzić. Przyzwyczajona do normalnego życia, albo do stałej ochrony została wrzucona w środek akcji.
      Akcja z autem jak najbardziej pokazowa, tutaj chciałem nakierować na to, jak próbuje ona sobie radzić z prowadzeniem nawet tak małej grupy, co niby jej wychodzi, ale zawsze jest jakieś "ale" :)
      Z każdym kolejnym rozdziałem jej poświęconym będzie przechodziła metamorfozę i myślę, że coraz przyjemniej się będzie czytało jej rozdziały ;D
      Sam fakt nazywania ludzi "Przystojny", "Najstarszy", itp. ma na celu pokazanie, że kobieta myśli trochę inaczej, a szczególnie ta. Chciałem pokazać jakoś, że każdy inaczej główkuje - Bobru chcę poznać imię i szczegóły, a Natalie nie za bardzo to interesuje, wiec starczy jej proste przezwisko.

      Tak czy siak mam nadzieję, że postać jeszcze zaskoczy, bo w sumie nie miałem okazji za dużo jej rozwinąć, zawsze była po prostu takim "fillerem", który wytyczał cel i pomigdalił się z głównym bohaterem w paru scenach :P

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Bombu gratulacje już prawie 16 000 :P dobra robota :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A o kim będą rozdziały jeszcze....jaka postać??? Miczi?? Czy może ktoś inny? :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A co ile będziesz wrzucał ?? Regularnie co 3 dni?? :)

    OdpowiedzUsuń