Zapraszam do czytania!
------------------------------------------------------
Rozdział 2 (Natalia): Dziewczyna, która przetrwała
Wspomnienie
ucieczki z Królowego Mostu było wciąż świeże. Pamiętałam wszystko z tego
feralnego wieczora. Do dzisiaj czułam ten niepokój związany z zaginięciem
Bobra, Ernesta i Cinka. To co zrobili było nie naturalnie głupie. Wszyscy są
pewni, że wpadli oni w jakąś pułapkę lub po prostu zostali otoczeni przez
zombie. Następnie wyszedł ten beznadziejny pomysł na ruszenie na poszukiwania i
to sprawiło, że kolejne osoby odjechały i do teraz nie wiedziałam gdzie są. Gdy
wieczorem zaatakowano nas to była istna masakra. Jola dostała pierwsza, a
chwilę po niej zdjęto strzałem w głowę koleżankę Łapy. Wtedy właśnie pochwycił
mnie Gigant. Chciałam pomóc w tej walce, ale on nie puszczał mnie. Nic nie dawały
mi bezsilne uderzenia w jego kombinezon ochronny. Słyszałam tylko rytmiczne
słowa wychodzące z jego ust, „Bobru kazał
cię chronić… Bobru kazał cię chronić…” i tak ciągle, aż znaleźliśmy się
daleko na północ. Wtedy Karol mnie położył i łapiąc ciężko powietrze osunął się
pod jedną z drzew aby odpocząć. Byliśmy gdzieś w środku puszczy. Przez
zachodzące na siebie korony drzew widoczny był księżyc i gwiazdy.
Po około godzinie usłyszeliśmy kroki. Z
zarośli wyszła ta mała dziewczyna, którą mój ukochany wziął jako zakładniczkę.
Za nią wyszło trzech ludzi Łapy. Przez chwilę miałam nadzieję, że powiedzą, iż
w obozie jest już bezpiecznie i możemy wrócić. Oni jednak nie mieli
zadowolonych min. Jeden z nich, najwyższy i najstarszy, miał długie włosy
związane w warkocz i targał na plecach trochę zapasów. Jego twarz była gładka,
bez najmniejszego śladu zarostu. Wydawał się być dobrze zbudowany, ale ciężko
było mi określić przez warstwy ciuchów, w które był ubrany. Drugi z nich,
jedyny noszący broń palną, był odrobinę młodszy od poprzedniego – miał krótkie
blond włosy i to dodawało mu urody. Poza tym nie wyróżniał się niczym
szczególnym. Trzeci z nich był zaledwie chłopcem, który nie przeszedł jeszcze
całkowitej mutacji głosu. Mimo to w jego piwnych oczach można było zobaczyć
determinację, a czupryna koloru smoły i piegi dodawały mu trochę dzikości.
Cała
trójka była ubrana naprawdę ciepło, co najlepsze młodzieniaszek niósł kurtkę,
którą wręczył mi. Podziękowałam mu, ponieważ zaczęło mi doskwierać zimno.
Siostra Łapy wyglądała dokładnie jak jej siostra – czarny, sięgający pośladków
warkocz, blada cera oraz bez względu na sytuację czarny strój. Obie siostry
były bardzo ładne, ale jak dobrze się przekonałam wyjątkowo niebezpieczne.
W ten
oto sposób opuściliśmy Królowy Most podążając na zachód. Nie minęło parę
godzin, kiedy z nieba zaczął padać śnieg. Szybko zgniłozielone lasy zostały
okryte śnieżną pierzyną, a błotniste drogi zamieniły się w śnieżne kaniony. Z
początku szliśmy tylko na zachód, chcąc uciec jak najdalej od miejsca ataku,
ale około pięciu godzin od ucieczki z Obozu usłyszeliśmy dźwięk silnika i
zobaczyliśmy w ciemności światła samochodu. Byliśmy akurat w niedużej wiosce
niedaleko Kołodna. Młoda już chciała krzyczeć, zapewne myśląc, że to ktoś z
naszych, ale jeden z nich, ten z długimi włosami, zatkał jej usta.
Przyczailiśmy się w krzakach czekając, aż auto ruszy dalej. Z daleka wyglądało
to jak pojazd ludzi z Supraśla. Przeczekaliśmy dobre piętnaście minut w
całkowitej ciszy. Przemarzliśmy bez ruszania się więc po upewnieniu się, że
jest bezpiecznie ruszyliśmy dalej.
I tak
włóczymy się do teraz. Szliśmy akurat lasem rozglądając się uważnie i co jakiś
czas używając naszej jedynej latarki, aby znaleźć drogę w niekończącym się
labiryncie drzew. Co jakiś czas przekraczaliśmy piaskową drogę, ale ostatecznie
nie znaleźliśmy większego skupiska domów. Nogi bolały mnie już potwornie i nie
czułam nóg z zimna, ale szłam bez narzekania. Humory ludzi mnie otaczających
były marne, a ja nie zamierzałam ich demoralizować bardziej. Musiałam się
trzymać Giganta. Ogromny mężczyzna poskrzypiwał głośno przy każdym kroku.
Słychać też było uderzające o siebie elementy kombinezonu ochronnego, które
pokrywały jego ciało. No i oczywiście miecz. Przewieszony przez plecy wyglądał
jakby był w stanie przeciąć samochód na pół.
Po
kolejnej godzinie tułaczki znaleźliśmy w końcu nieduży domek po środku lasu.
Idąc powoli z bronią podeszliśmy do niego. Już z podwórza słychać było krążące
po nim zombie. Najgorsze było to, że oprócz przystojnego członka ekipy Łapy
oraz Giganta byliśmy kompletnie bezbronni. Wykorzystując ten fakt Karol ruszył
pierwszy. Zakradliśmy się szóstką na ganek i powoli podeszliśmy do drzwi. Domek
wyglądał jakby nie pełnił funkcji mieszkalnej od paru miesięcy. Widocznie ta
leśniczówka była opuszczona, ale jakimś cudem przypełzły tu zombie. Możliwe, że
ktoś tu się ukrywał przed nami. Gigant wyciągnął z cichym sykiem miecz z
prowizorycznej pochwy po czym nacisnął klamkę. Tuż za nim wszedł Najmłodszy,
który oświetlał wnętrze latarką. Co prawda nie widziałam co się dokładnie
stało, ale po dźwiękach doszłam do wniosku, że Gigant poradził sobie z zadaniem
bez większych problemów.
Po
wejściu zauważyłam dwa rozpołowione cielska leżące pod ścianą. Wszyscy weszli
pospiesznie do środka i Przystojny zamknął drzwi. Całe szczęście zamek jeszcze
był. Szybko się rozgościliśmy. Domek składał się z jednej dużej izby
przedzielonej piecykiem. Na ścianach wisiały trofea łowieckie, ale w szafkach
ziały pustki. Co prawda przy kominku było nawet drewno, rozpałka i zapałki,
więc mogliśmy sobie pozwolić na rozgrzanie się paroma szczapami. Tym zajął się
Długowłosy.
Po
chwili na moją twarz buchnęło przyjemne ciepło. Rozkosz była tak wielka, że aż
przeszedł mnie dreszcz. Stłoczyliśmy się blisko siebie i zaczęliśmy
rozpakowywać żywność. Nie było tego dużo, ale rozumiałam, że nikt nie miał
czasu pakować tego więcej. Przygotowaniem jedzenia zajęłam się ja i Młoda. W
tym czasie mężczyźni z grupy Łapy rozmawiali w kącie, a Gigant siedział oparty
o piecyk i ostrzył miecz osełką. Prosząc
Młodą o nałożenie porcji podeszłam do Karola. Dopiero teraz zwróciłam
uwagę na jego wygląd. Miał on nieduży zarost, szczególnie pod nosem i krótkie
włosy z widocznymi zakolami. To wszystko koloru brązowego. Co prawda nie był
okazem przystojnego mężczyzny, ale też nie można go było nazwać brzydkim. Usiadłam naprzeciwko niego krzyżując nogi i
zaczęłam rozmowę:
- Nie uważasz, że
powinniśmy zawrócić i rozejrzeć się po Królowym Moście? Może ktoś akurat
przeżył? Albo…
- Wrócił Bobru? Natalio
nie możemy żyć nadzieją przez cały czas. Moglibyśmy przecież odwiedzić
okoliczne miasteczka i wioski, żeby poszukać naszych ludzi, ale nie rozumiesz
jak wielkie to jest ryzyko? Nie zrozum mi źle, obiecałem coś Bobrowi i jeżeli
będzie trzeba to podążę za tobą, ale nie wiemy nawet gdzie szukać… - stwierdził
przerywając ostrzenie broni.
Miał rację. Nie mogłam jednak pogodzić się z tym faktem.
Cieszyłam się z bezpieczeństwa jakie potrafił nam zapewnić. W jego rękach
czułam się beztroska i kochana. Powoli przyzwyczaiłam się do życia w tym
Obozie, gdzie poza paroma incydentami nie działo się nic złego.
- Czyli myślisz, że
powinniśmy po prostu ruszyć przed siebie? Zostawić to wszystko za nami? Wybacz,
ale nie wierzę w to, że wszyscy zginęli. Na pewno są gdzieś tam – mówiłam,
tracąc powoli cierpliwość.
- Myślę, że – zaczął
wstając – powinniśmy znaleźć trochę
zapasów i ruszyć na zachód. Pójdziemy wzdłuż drogi krajowej i poszukamy
jakiegoś sprawnego auta, po czym będziemy mogli myśleć o poruszaniu się po
okolicznych wioskach. Na piechotę zamarzniemy, wpadniemy w grupę zombie, albo
staniemy się łatwym celem, dla innych ocalałych, jak tych, którzy nas ściągają.
Rozumiesz? – zapytał.
- Tak… - odpowiedziałam
pokornie, wstając i idąc przy Gigancie po jedzenie. Zjedliśmy w szóstkę w ciszy
po czym położyliśmy się spać. Karol stanął na warcie, a reszta prawie
natychmiast zasnęła. Dopiero teraz poczułam ogromne zmęczenie, po tym całym
długim dniu.
Gdy się
obudziłam było już jasno. Gigant drzemał oparty o stertę ubrań, a Młoda leżała
najbliżej kominka. Skuliła się z zimna, ale z tego co widziałam dalej spała.
Długowłosy, Przystojny i Najmłodszy
rozmawiali o czymś ubierając się. Podeszłam do naszych zapasów i wyciągnęłam
butelkę wody. Wzięłam dwa łyki po czym zaczęłam się ubierać. Przed nami był
ciężki dzień pełen przepychania się przez śnieg oraz szukania auta. Przez noc
napadało tego mnóstwo. Zaspy sięgały teraz spokojnie do kolan.
Niecałą
godzinę potem, po skromnym śniadanku, wyruszyliśmy. Szliśmy cały czas przez
białe lasy, co jakiś czas podążając wzdłuż dróg. Przy pierwszej z nich
zauważyliśmy samochód. Był on przysypany śniegiem aż po koła. Podeszliśmy do
niego ostrożnie czekając, aż Przystojny i Gigant sprawdzą czy jest bezpiecznie.
Byli już niecałe trzy kroki od pojazdu, kiedy Gigant nagle wywrócił się. Po
prostu szedł i upadł ciężko na śnieg. Nie do końca wiedziałam o co chodzi, aż
zauważyłam trupa wyłaniającego się ze śniegu i sięgającego zębami do jego ręki.
Zaczęłam biec, ale Najstarszy przytrzymał mnie i kazał zostać. Patrzyłam
bezsilnie jak trup wgryza się w rękę Giganta, ale po chwili przeszła mnie fala
ulgi. Okazało się bowiem, że trup nie umiał przegryźć ochraniającego mężczyznę
kombinezonu i po chwili jego głowa została przecięta na pół dźgnięciem miecza.
To jednak był dopiero początek.
Nagle
ze śniegu zaczęły wyrastać, w różnych miejscach, ręce. Nie było ich dużo, a
przynajmniej tak mi się wydawało, ale niektóre pojawiły się na drodze miedzy
nami, a samochodem. Nie czekając, aż Najstarszy znowu mnie powstrzyma wyrwałam
mu się i krzyknęłam do Giganta:
- Uciekaj!
To co zrobił przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nigdy
nie widziałam podobnego występu. Gigant przeciął najbliższego trupa na pół po
czym przeskoczył kolejnego rozpłatując mu głowę na pół. Następnie zaszarżował
na wyłaniającego się przy Przystojnym i samym uderzeniem opancerzonego barka
odrzucił go metr do tyłu. Przystojny próbował wycelować do któregokolwiek, ale
nie wychodziło mu to, ponieważ Karol biegał od jednego do drugiego i zabijał je
tym samym zmniejszając dystans do nas. Po chwili osłaniając Przystojnego przed
kolejnym trupem doskoczył do nas i kazał uciekać. Nie musiał powtarzać dwa
razy.
Przez
kolejne trzy godziny nie znaleźliśmy ani zombie ani niczego innego. Zrobiliśmy
dwa nieduże postoje, aby się napić, ale poza tym staraliśmy się utrzymać tempo
marszu. Nagle przekraczając kolejne wzgórze zobaczyliśmy z niego drogę. Wiła
się ona niczym wąż wchodząc w jeden las, a wychodząc w drugi. Na jej środku
oprócz śniegu zobaczyliśmy coś. Musieliśmy zbiec kawałek, żeby dokładniej się
przyjrzeć temu co widzimy. Będąc przy drzewach około pięćdziesięciu metrów od
celu, przyjrzałam się dokładnie. Na drodze stał wóz, a przy nim poruszały się
trzy osoby. Wyglądało to na rodzinę – był mężczyzna, kobieta i dziewczyna,
która wyglądała na około siedemnaście lat, czyli była w moim wieku. Ten
pierwszy, miał długie wąsy, które było dobrze widać z daleka i w ręce trzymał
strzelbę. Siedział oparty o bagażnik i obserwował okolicę. Obok niego siedziała
żona, która szukała czegoś na tylnych
siedzeniach samochodu. Wyglądała na dosyć pulchną. Córka, bo prawdopodobnie tym
dla tej dwójki była, szła akurat do lasu, prawdopodobnie za potrzebą.
To był
nasza okazja. Wiedziałam, że jestem w stanie zapewnić drużynie byt, tak samo
jak robił to Bobru i zamierzałam to udowodnić. Od tego zależało to czy
przeżyjemy. Musieliśmy przejąć te auto. Mówiąc co zamierzam zrobić spotkałam
się ze sporą dezaprobatą, ale ostatecznie wybłagałam pistolet od Przystojnego i
uzyskałam zgodę Giganta na to, żeby zrealizować mój plan. Zdjęłam kurtkę i
położyłam ją na ziemi, żeby wyglądać bardziej realistycznie do mojej roli po
czym wybiegłam na pole. Ci ludzie wybrali sobie naprawdę beznadziejne miejsce
na postój. Wąsaty mężczyzna zauważył mnie bardzo szybko. Całe szczęście nie
widział mojej broni, którą miałam schowaną za plecami przy pasku. Nim zdążył
podnieść broń krzyknęłam:
- Ratujcie mnie
ludzie! Błagam! – krzycząc podchodziłam coraz bliżej, chociaż nie biegłam
już. Wąsaty mężczyzna przeszył mnie wzrokiem.
- Kim jesteś
dziewczyno? Przed czym uciekasz? – zapytał dosyć niskim, męskim głosem.
- Zombie nadchodzą.
Przed chwilą zabiły… one zabiły - w
tym momencie rozkleiłam się i upadłam na kolana przed nimi. Byłam nie dalej jak
dziesięć kroków od nich i auta. Teraz z bliska mogłam zobaczyć, że mężczyzna
jest dosyć stary, musiał mieć już prawie pięćdziesiątkę na karku, a kobieta
rzeczywiście jest pulchna, ale z jej twarzy można było wyczytać, że jest miła
osobą. Zrobiło mi się jej szkoda. Obserwując zmianę wyrazu twarzy wąsatego
mężczyzny widziałam jak podchodzi do mnie, ciągle mierząc strzelbą i staje
dosłownie trzy kroki ode mnie.
- Kogo zabiły
dziewczyno? Jak daleko stąd… - zaczął, ale przerwał mu ktoś stojący za mną.
- Ojcze ona ma broń! –
zdążyła krzyknąć dziewczyna po czym padł strzał. Wąsaty mężczyzna osunął się na ziemię barwiąc
śnieg na różowo, a potem na czerwono. Usłyszałam krzyk rozpaczy z ust
dziewczyny, który szybko przerodził się w wrzask pełen gniewu i nienawiści.
Dziewczyna zaszarżowała na mnie, jednak nie miała broni więc tutaj była moja
przewaga. Wymierzyłam do niej i powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam:
- Jeżeli do mnie
podejdziesz to dołączysz do ojca.
Nie posłuchała. Trafiłam ją w ramię, ale ta pomimo bólu
rzuciła się na mnie i wywróciła na śnieg. Poczułam zimno na całych plecach,
nogach oraz pośladkach. Po chwili do tego wszystkiego doszło uczucie duszenia.
Dziewczyna zaczęła mnie dusić, starając się z wszystkich sił mnie zabić.
Drapnęłam ją wolną ręką po twarzy, aż do krwi, ale ta kontynuowała atak. Z
każdą sekundą robiło mi się coraz ciemniej w oczach, aż uścisk nagle zelżał. Do
akcji wszedł Najmłodszy. Uderzył, opętaną gniewem, dziewczynę w tył głowy
kamieniem po czym zrzucił ją ze mnie i zaczął mnie osłaniać. Zobaczyłam jak dołącza
do niego Przystojny, który podnosi broń. Usłyszałam też krzyk żony wąsatego
mężczyzny i po chwili zobaczyłam jak upada ona. Z tego co wiedziałam zemdlała.
Poprosiłam ludzi Łapy, żeby zanieśli obie kobiety pod drzewo i zostawili je na
pastwę losu. Z lasu wyłonił się Najstarszy, który prowadził przy sobie Młodą.
Auto było nasze.
Nie
traciliśmy nawet czasu na przeszukanie go. Po prostu wsiedliśmy i odjechaliśmy.
Było one na tyle duże, że pomieściłoby jeszcze z dwie-trzy osoby. Spod
śniegowego płaszczu zobaczyłam, że było ono niebieskie. Z trudem łapiąc oddech
opadłam na tylne siedzenie i rozejrzałam się po wnętrzu. Były tu dwie torby z
jedzeniem i jedna z różnego rodzaju rzeczami. Znalazłam tam trochę bandaży,
wodę utlenioną, dwie paczki zapałek oraz dwa noże kuchenne. Jeden wzięłam ja, a
drugi podałam Młodej. Gigant patrzył na mnie z dziwnym smutkiem w oczach.
Wydaję mi się, że pomimo jego postury i wielkości, był on straszliwie słaby
psychicznie. Taki jaki powinien być normalny człowiek. Zobaczył już zbyt wiele
zmienionych ludzi.
Zdobyliśmy
w końcu wóz, ale nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Nie mieliśmy mapy, a nasze
częste skręcanie i przecinanie drogi przez las na pewno nie pomagało. Dlatego
też jechaliśmy po prostu drogą, w tą samą stronę, w którą jechał wąsaty
mężczyzna z rodziną. Słońce zaszło na niedługo po całej akcji, więc skręciliśmy
w las i tam spędziliśmy noc. Znaleźliśmy idealną polankę, przypominała ona
trochę tą na której powrócił Bobru. Tamtej nocy było naprawdę niebezpiecznie,
ale czułam się wyjątkowo, kiedy zobaczyłam go znowu. Siedząc w ciepłym aucie i
patrząc przez szybę przez chwilę nawet myślałam, że go zauważyłam, ale niestety
to był tylko i wyłącznie zombie. Najstarszy okazał się być świetnym kierowcą.
Najmłodszy z kolei wydawał się najprzyjemniejszy z całej grupy i siedząc na
tylnym siedzeniu opowiadał nam różne historie, które choć trochę pozwalały
zapomnieć o otaczającym nas gównie.
Na
kolacje zdjęliśmy paczkę sucharów, które popijaliśmy herbatą, którą kobieta
miała w jednej z torebek z jedzeniem. Prawdopodobnie przygotowała ją już jakiś
czas temu, bo smakowała dziwnie, ale zawsze lepsze to niż nic. Spało się
strasznie niewygodnie. Najstarszy i Przystojny spali z przodu na siedząco,
Gigant oraz Najmłodszy ścisnęli się z tyłu, a ja z Młodą miałyśmy najwięcej
miejsca na środku. Zaczęłam lubić tą dziewczynę. Chociaż często chodziła smutna
to starała się ze wszystkich sił aby pomagać innym. Była trochę jak młodsza
siostra, przynajmniej dla mnie.
Kolejne
trzy dni miały identyczny schemat. Jechaliśmy cały dzień, plądrowaliśmy
napotkane budynki, robiliśmy postoje, podczas których jedliśmy oraz spaliśmy. W
końcu po tych wszystkich manewrach zaczynało nam brakować paliwa, całe
szczęście w bagażniku znaleźliśmy dwa kanistry pełne benzyny. Pod koniec
trzeciego dnia dojechaliśmy w okolicę Białegostoku. Poznałam moje rodzinne
miasto po dwóch charakterystycznych kominach, które był widać z daleka. Poza
tym zmieniło się tu dużo. Jak odjeżdżałam stąd z grupą Alexa to zabudowania
jeszcze jakoś wyglądały, ale teraz wszystko przypominało ruinę. Splądrowane
domy, sklepy oraz magazyny, pojedyncze zombie przełażące z jednej strony ulicy
na drugą oraz otaczająca miasto cisza. Wydawało mi się, że dźwięk silnika
naszego samochodu jest słyszalny w każdym miejscu w promieniu paru kilometrów.
Wiedzieliśmy teraz, że aby dostać się w okolicę Królowego Mostu wystarczy
ruszyć na wschód, ale nie mieliśmy już nadziei na znalezienie tam kogoś żywego.
Po drodze mijaliśmy ogromne stado zombie
i nawet jeżeli nasi przyjaciele je omijali na pewno padli ofiarami głodu
lub śnieżycy.
Tego
wieczora wypełzliśmy w końcu obolali z auta i postanowiliśmy przespać się w
jednym z magazynów na obrzeżach miasta. Z początku oczywiście dokładnie go
przeszukaliśmy. Teraz cała nasza szóstka była uzbrojona w bronie do walki
wręcz. Trzy noże, tłuczek do mięsa, siekiera oraz miecz. Zostawiając
Najstarszego i Najmłodszego przy aucie w czwórkę ruszyliśmy do magazynu. Gdyby
nawet był dzień byłoby tu strasznie ciemno, bo pojedyncze okna były tak brudne,
że wydawały się wręcz nieprzejrzyste. Cały budynek był splądrowany tak jak
myśleliśmy, ale to co zobaczyliśmy w ostatnim pomieszczeniu kompletnie
zniechęciło nas do spędzenia tu nocy. W przedostatnim pomieszczeniu pełzał trup
kobiety, który zjadał ciało dziecka. Musiała tu się ukrywać matka ze swoją
pociechą i wtedy coś ją zabiło. Było to tak potworne, że nawet Gigant
stwierdził, że wytrzyma kolejną noc w trasie, bylebyśmy tylko odjechali stąd
jak najdalej.
Pakując
się ponownie do auta ruszyliśmy na północny wschód, mniej więcej w kierunku
Królowego Mostu. Dzisiejszy wieczór był odrobinę cieplejszy, chociaż mróz i tak
dawał się we znaki. Usiadłam opatulona ciepło na masce auta jedząc konserwę
rybną ,kiedy podeszła do mnie Młoda. Przycupnęła obok mnie spoglądając na
pojedyncze gwiazdy przebijające się przez chmury. Zatrzymaliśmy się dzisiaj w
ruinach jakiegoś hangaru, który nie miał już dachu, ale był ogrodzony ceglaną
ścianą chroniącą trochę przed wiatrem.
- Natalio… mam sprawę…
– zaczęła nieśmiało Młoda.
- Tak? – zapytałam
spoglądając na nią. Jeszcze nigdy nie wyglądała równie słodko jak teraz.
- Chyba wiem dlaczego…
dlaczego to wszystko się stało – powiedziała po cichu.
Dreszcz mnie przeszedł po plecach, ale wydawało mi się, że
to tylko od zimna.
- Dlaczego co się
stało? – zapytałam zaciekawiona odkładając konserwę na bok.
- Dlaczego ci ludzie
nas zaatakowali. Och Natalio… - w tym momencie Młoda kompletnie się
rozkleiła. Przytuliłam ją do siebie i trzymała, aż się uspokoiła.
- Oni… My… Ja i moja
siostra znałyśmy tych ludzi. Oni nas szukali, tak naprawdę przed nimi uciekała
moja siostra. Chciała mnie chronić. Ja… ja przepraszam – skończyła znowu
łkając.
- Znałaś tych ludzi?
Kim oni byli? – zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
- To była grupa
naszego ojca. On jest bardzo, bardzo złym człowiekiem. Zabijał innych i nas
męczył. Dlatego od niego uciekłyśmy i wtedy to wszystko się zaczęło… - powiedziała.
Nie pytałam o więcej. Poczułam złość. Łapa nas wykorzystała.
Co prawda rozumiałam, że chciała chronić siostrę, ale przez nią prawdopodobnie
nie zobaczę nigdy więcej Bobra, Ernesta, Cinka, Sołtysa i innych. Nie mogłam
okazać złości. Musiałam ją pocieszyć bez względu na wszystko.
- To nie twoja wina
Młoda. Nie… - w tym momencie rozmowę przerwał nam wybuch. Młoda pisnęła
głośno, a ja zeskoczyłam z auta i zaczęłam się rozglądać. Wtedy to zobaczyłam.
Na niebie był helikopter w ogniu. Spadał on w dół gdzieś na zachód od nas.
Reszta szybko znalazła się przy nas i wspólnie obserwowaliśmy jak nad lasem w
płatkach śniegu helikopter obniża lot i uderza gdzieś o drzewa. Zobaczyłam słup
ognia i po chwili w tym samym miejscu zobaczyłam czarny dym. W mojej głowie
natychmiast pojawiła się myśl. Spojrzałam na Giganta. On patrzył w miejsce
katastrofy i po chwili spojrzał na mnie. Usłyszałam swój własny głos mówiący:
- Ten dym będzie
widoczny z wielu kilometrów. To znaczy, że… - nie skończyłam bo przerwał mi
Gigant.
- Ktoś z naszych może
tam iść…
Podoba mi się koncepcja rozdziału :D Planujesz takich więcej?
OdpowiedzUsuńNarracja Natalii była ciekawa, choć sprawiała wrażenie trochę psychicznej. Np. "mój ukochany (...)" - wyrażenie dość patetyczne. Jakbym nie czytała wcześniejszych rozdziałów to bym powiedziała, że sobie to ubzdurała xD Albo ten atak na auto. Jakby za wszelką cenę chciała udowodnić, że jest czegoś warta i coś potrafi. Również jej reakcja na historię Młodej, była dziwna. Chodzi o to, że była zła, ale uznała, że to "siostra" i się powstrzymała. Naprawdę jak jakaś psychopatka, która chce porwać dziecko sąsiadów, ale dopiero w odpowiednim momencie :P I jeszcze ten "Przystojny". Jakoś jej wierności dla mnie upada. Jak się kogoś kocha to się o innych nie myśli :P
A z tym helikopterem, no sprytne :D Choć istnieje ryzyko, że zjawią się tam też niezbyt pożądani ludzie i to bym jednak obstawiał :P
Pozdrawiam i czekam na więcej :)
Tak rozdziały będą teraz szły mechanizmem pewnym :) Rozdział z mojej perspektywy, perspektywa Natalii i jeszcze jednej postaci i tak ciągle ;P
UsuńCo do kreacji samej Natalii to w sumie efekt mi jako tako wyszedł bo planowałem pokazać jak po utracie opieki (najpierw Alexa, a potem Bobra) całkowicie przestała sobie radzić. Przyzwyczajona do normalnego życia, albo do stałej ochrony została wrzucona w środek akcji.
Akcja z autem jak najbardziej pokazowa, tutaj chciałem nakierować na to, jak próbuje ona sobie radzić z prowadzeniem nawet tak małej grupy, co niby jej wychodzi, ale zawsze jest jakieś "ale" :)
Z każdym kolejnym rozdziałem jej poświęconym będzie przechodziła metamorfozę i myślę, że coraz przyjemniej się będzie czytało jej rozdziały ;D
Sam fakt nazywania ludzi "Przystojny", "Najstarszy", itp. ma na celu pokazanie, że kobieta myśli trochę inaczej, a szczególnie ta. Chciałem pokazać jakoś, że każdy inaczej główkuje - Bobru chcę poznać imię i szczegóły, a Natalie nie za bardzo to interesuje, wiec starczy jej proste przezwisko.
Tak czy siak mam nadzieję, że postać jeszcze zaskoczy, bo w sumie nie miałem okazji za dużo jej rozwinąć, zawsze była po prostu takim "fillerem", który wytyczał cel i pomigdalił się z głównym bohaterem w paru scenach :P
Pozdrawiam :)
Bombu gratulacje już prawie 16 000 :P dobra robota :D
OdpowiedzUsuńA o kim będą rozdziały jeszcze....jaka postać??? Miczi?? Czy może ktoś inny? :-)
OdpowiedzUsuńTo niespodzianka :P Przekonasz się jutro ^^
UsuńA co ile będziesz wrzucał ?? Regularnie co 3 dni?? :)
OdpowiedzUsuń