czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 17: Pogorzelisko

Mocna końcówka i rozdział skupiający się na relacjach po ataku na obóz z poprzedniego rozdziału. Według mnie ciekawa sprawa, ale czy spodoba się wam? Po przeczytaniu nie zapominajcie o komentarzu oraz rozesłaniu bloga znajomym :>

-----------------------------------------------------------------

Rozdział 17: Pogorzelisko


                Kolejne zdarzenia, pamiętam jak przez mgłę. Krzyki, płacz i fale bólu, rozchodzące się po nodze. Nie wiedziałem co się dzieje. Ktoś mnie podnosił i prowadził w stronę domu. Inna osoba wołała coś do mnie, a ja nie słyszałem nic. Pomogli mi wejść po schodach i położyli na łóżko. Następnie odleciałem. Film mi się urwał.
                Obudziłem się cały obolały. Rana na nodze piekła potwornie, ale widać było, że ktoś ją oczyścił i zabandażował. Leżałem na łóżku, na którym jeszcze niedawno odpoczywał Kiciuś, po tym jak został postrzelony w ramię. Teraz dopiero zauważyłem, że siedzi przy mnie Gigant. Nie wyglądał na wesołego, zastanawiałem się co takiego miał mi do powiedzenia. Dałem mu znak, że wstałem i jestem gotów do rozmowy:
—Ile spałem? – zapytałem.
­— Jest wieczór, czyli jakieś dwadzieścia cztery godziny – odpowiedział.
— Jak duże mamy straty? – bałem się odpowiedzi na to pytanie.
Oprócz Gokujina i Piotra nikt nie zginął. Szpieg dostał, dlatego go nie ma teraz tutaj. Musimy poważnie porozmawiać – jego głos miał w sobie, coś przerażającego.
— Chodzi o Daliona? Uciekł? I co z bramą?
— Naprawą bramy zajmuje się Cinek i Sołtys. Daliona zabrała Łapa. Ale to nie wszystko. Robert zniknął. Nie znaleźliśmy jego ciała, więc podejrzewamy, że zwiał. Pamiętasz jak nas przywitał, jak pierwszy raz przyszliśmy do obozu?  Mierzył do nas bronią.  Prawdopodobnie wykorzystał okazję i pobiegł szukać Alexa.
— Czyli to on był zdrajcą – zrozumiałem w końcu.
Nastała cisza. Gigant patrzył w moje oczy:
— Robert nie był jedynym zdrajcą. Muszę ci coś powiedzieć. Ja i Szpieg byliśmy ludźmi Łapy.
                Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Przez chwilę wydawało mi się, że to sen i obudzę się a na dole będzie na mnie czekał Goku. Nie śniłem jednak. Słowa Karola uderzyły we mnie, niczym rozpędzony samochód. Nie wiedziałem co powiedzieć. Jedyne co mi przyszło do głowy to:
— Jak to?
— Wiedz, że cokolwiek zadecydujesz, zaakceptuje to. Jeżeli każesz nam wynieść się z obozu to stąd wyjdziemy natychmiast. Chcę jednak mieć szansę na wytłumaczenie się. Mogę? – zapytał. Nigdy nie brzmiał tak poważnie. Zawsze wesoły i pełen energii, teraz brzmiał jakby chorował. Nie przychodziło mi nic do głowy. Po prostu milczałem. W końcu kiwnąłem delikatnie głową, na znak, że go wysłucham:
— Zacznijmy od początku. Pamiętasz jak opowiadałem ci w młynie, że biegliśmy z Szpiegiem przez las i po drodze spotkaliśmy Alexa i jego ludzi, którzy do nas strzelali? To była prawda. Jednak nie wiesz, że wtedy uciekaliśmy też od Łapy. Ona jest porywczą dziewczyną, z wielkimi ambicjami. Zaczęła zbierać ludzi, którzy trzymali się jej ze względu na świetne zdolności dowódcze i ładną buzię. Nie podobało mi się jednak z jaką łatwością zabija ludzi. Mieliśmy dość i uciekliśmy. Już wtedy nie wiązało, nas z nią, nic. Z początku jak spotkałem ciebie, Miczi oraz Kamila i pomogliśmy wam odbić obóz z rąk Alexa to pomyślałem, że moglibyśmy znowu wrócić do Łapy, pomagając jej wybić i przegonić was. Kiedy jednak zostałem w twoim obozie parę dni, zobaczyłem, że jesteście wspaniałymi ludźmi. Osądzacie uczciwie, walczycie z wszystkich sił i szanujecie się nawzajem. Parę dni temu, ustaliliśmy, że zrobimy wszystko, żeby zostać w tym obozie i pomagać wam. Wtedy na moście pojawiła się Łapa ze swoimi ludźmi. Akcja przyspieszyła i wczoraj zaatakowała na obóz aby odbić Daliona. Wiem, że możesz mi już kompletnie nie ufać, ale wiedz, że tak naprawdę ona nie jest złą osobą. Dba o swoich ludzi, tak samo, jak ty dbasz o swoich. Co do słów Daliona, który mówił o zdrajcach, to spotkaliśmy go. Kiedy konający biegł przez las. Wtedy pomogliśmy mu wraz z Łapą. Było to w dzień, w którym uciekliśmy od niej. Dlatego kojarzył nas i przestrzegał ciebie przed nami – tutaj zrobił pauzę, żeby wziąć głębszy oddech i ponownie spojrzał na mnie – Bobru. Jeżeli chcesz to odejdziemy z tego obozu. Jeżeli jednak nam ufasz, błagam, pozwól nam zostać.
                Słowa, które wypowiedział wstrząsnęły mną i nie wiedziałem co o tym myśleć. Byłem zbyt wyczerpany na takie rozmowy. Starałem się dobrze osądzić Giganta, wiedziałem ile razy dowiódł swojego zaufania. Nie mogłem jednak myśleć o tym, że przez tyle czasu mnie okłamywał. W końcu wpadłem na pewien pomysł. Był on tak szalony, a zarazem ciekawy, że mógł się udać:
— Chcę żebyś odszedł – powiedziałem, widząc na jego twarzy smutek, dodałem szybko – Musisz przyprowadzić tu Łapę. Chcę z nią porozmawiać. Może być gdzieś poza obozem, powiedz jej, że mam pewną propozycję. Przyjdę nieuzbrojony. Przekaż jej, że proszą ją o to samo.
Na twarzy Giganta malowało się zdziwienie. Nie pytał jednak o nic. Wstał i wyszedł. Ja nie miałem siły się ruszać, więc położyłem się na bok i ponownie zasnąłem. Śniła mi się walka i śmierć Gokujina. Obudzono mnie dopiero rano, żebym coś zjadł. Jola zmieniła mi opatrunek i próbowałem wstać. Całe szczęście noga nie była mocno ranna. Strzał przeszedł na wylot w okolicach piszczela. Nie dotknął kości, lecz boleśnie przeszył mięsień. Mogłem jednak chodzić, chociaż szybko musiałem sobie znaleźć jakiś kij do podpierania się. W tym pomógł mi Sołtys, który miał w domu kule. Do podpierania wystarczyła mi jedna.
                 Kuśtykając wyszedłem na dwór, żeby zobaczyć jak się mają pracę odbudową bramy. Na ganku siedziała Nieznajoma, otoczona broniami. Czyściła je dokładnie i liczyła amunicje. Ominąłem ją, witając się skinieniem głowy. Całe szczęście, Sołtys wpadł na dobry pomysł i zamiast odbudowywać bramę, postawili z Cinkiem w to miejsce ogrodzenie. Tym samym, mieliśmy teraz o jedno wyjście mnie, lecz nie przeszkadzało to mi. Nigdzie nie widziałem Szpiega ani Giganta. Widocznie posłuchali mnie i poszli szukać Łapy.
                 Zauważyłem trzy groby, pod drzewami, przy płocie. Jeden należał do Eryka, drugi do Gokujina a trzeci do pana Piotra. Poczułem smutek. Zginęli bohaterską śmiercią, broniąc obozu. Wiedziałem, że rozmowa z Łapą, będzie ciężka.  Miałem jednak plan, który musiałem jej przedstawić. Nie mogłem pozwolić, żeby nadal mordowała moich ludzi.
                 Wróciłem do domu i zjadłem coś, rozmawiając z Natalią, Kiciusiem i Nieznajomą. Wszyscy byli smutni po stracie, jaka nas spotkała, jednak pokrzepiała mnie myśl, że mimo tak gwałtowanego ataku jakoś się to ułożyło. Po śniadaniu każdy zajął się sobą. Na dworze było dzisiaj wyjątkowo zimno, mogłem się założyć, że temperatura spadła poniżej zera. W sumie nie miałem nic innego do roboty, niż leżeć i myśleć.
                 W obozie zostało teraz dziewięć osób. Musieliśmy wymyślić coś na czas nadchodzącej zimy. Drewna na opał, jak to na wsi, było sporo, przy domku Sołtysa stała cała szopa, wypchana pociętymi szczapami. Gorzej było z pilnowaniem obozu. Strażnicy wracali zmarznięci i wiedziałem, że, jak będzie jeszcze zimniej to w końcu rozchorują się na dobre. Kiedy odwiedził mnie Sołtys, zaczęło już powoli zmierzchać. Gigant i Szpieg wciąż się nie pojawiali. Zastanawiałem się, czy nie uciekli po prostu, tak jak wcześniej zrobili to uciekając z obozu Łapy. Była też szansa, że Łapa ukarała ich za ucieczkę i nie chciała słyszeć o rozmowie ze mną. Jej postać interesowała mnie i budziła strach. To przez nią zginął Eryk, Goku oraz Piotr.
                Odpychając te myśli, przywitałem się z Sołtysem i wskazałem mu krzesło:
— Usiądź tutaj.
— Przyszedłem z tobą porozmawiać. Jak się czujesz? – zapytał z słyszalną troską w głosie.
— Lepiej. Noga boli, ale jakoś się trzymam. O czym chciałeś porozmawiać? – zapytałem.
— Wiem, że ostatni wieczór był bardzo ciężki i rozumiem, że jesteś zmęczony i zły, ale muszę cię uświadomić o jednej rzeczy. Bartka nie zabił żaden z ludzi tej kobiety. Postrzelił go Robert, a wtedy od tyłu wpadły zombie. Był on moim człowiekiem i dlatego chcę cię przeprosić. Powinienem wcześniej coś z nim zrobić. Już od początku nie był przychylnie nastawiony i jeszcze za czasów, kiedy w obozie był Alex, aż za bardzo się go trzymał.
                A więc to wina Roberta. Kolejny zdrajca. Zabił mojego przyjaciela.  Myślałem z początku, że to Dalion był sprawcą śmierci Goku. Milczałem, czekając na to, co starzec jeszcze ma do powiedzenia:
— Po rozmowie z tobą, Gigant wraz z Szpiegiem opuścili obóz, podejrzewam dlaczego i zdaję sobie sprawę, że nie masz ochoty o tym mówić, więc pomińmy ten temat. Przyszedłem tutaj, dlatego, że to ty jesteś najważniejszą osobą w tym obozie i ty starasz się trzymać wszystko w porządku, aby porozmawiać o ogrodzeniu. Jak wiesz, nadchodzą zimne dni. Nie wiemy jak to wpłynie na zachowanie zombie, ale wiemy za to, że nikt nie wytrzyma paru godzin, siedząc przy bramach i pilnując granic. Mam pewien pomysł co do tego, co powinniśmy zrobić i o ile nie wymyśliłeś jeszcze nic innego z chęcią ci go przedstawię – powiedział, jak zwykle poważnie.
— W sumie przyznam, że nie myślałem jeszcze o tym. Jeżeli masz jakiś pomysł z chęcią go wysłucham.
— Według mnie powinniśmy okopać obóz. Mam na myśli coś na wzór fosy. Zostawilibyśmy tylko ziemię przy wyjazdach, aby móc po ludzku wyjść i wyjechać stąd autami w razie niebezpieczeństwa. Wiem, że kopanie zajęłoby kilka dni, ale jest nas wielu, mamy łopat pod dostatkiem i myślę, że przed pierwszym śniegiem, bylibyśmy w stanie zakończyć kopanie. Dodatkowo, umocnilibyśmy bramy i dzięki temu nikt ani nic nie byłoby w stanie wejść do obozu bez drabiny lub zaalarmowania nas. Co myślisz?
                Pomysł był dobry. Czasochłonny, ale skuteczny. Powiedziałem Sołtysowi, żeby zorganizował do jutra wszystkich chętnych do pracy i z rana zaczniemy. Następnie pożegnałem go i patrzyłem jak opuszcza dom. Wstałem z posłania i chwytając za kule pokuśtykałem do kuchni. Nie było tam na razie nikogo, wszyscy zajmowali się czymś na dworze, lub w innych domach. Siedziałem tak, a czas leciał, jak szalony. W końcu, kiedy wszyscy siedzieliśmy, jedząc kolacje, usłyszałem pukanie do drzwi.
                Odwróciliśmy się jak na zawołanie i zobaczyliśmy wchodzącego do kuchni Giganta. Ucieszył mnie jego widok. Wiedziałem, że ma mi coś ważnego do powiedzenia, więc przepraszając na chwilę Natalie oraz Nieznajomą, opuściłem pokój. Zobaczyłem, że Karol jest cały zasapany i spocony. Musiał biec od dłuższego czasu. Usiadłem i wskazałem mu krzesło, na którym on zasiadł. W końcu gdy odzyskał oddech, zaczął mówić:
— Wszystko ustalone. Spotkanie ma się odbyć w młynie, jutro wieczorem. Z tego co mówiła, prosiła, żebyś nie brał broni, ona też zapewniła, że nic nie weźmie.
— Żadnych broni? Mam nadzieję, że jest słowna i dotrzyma umowy. – stwierdziłem zdenerwowany.
—Widziałem, że zależy jej na twoim przybyciu, powiedziała, że zauważyła coś, ale nie powie co dopóki się z tobą nie zobaczy – wytłumaczył.
— Jak przebiegła droga? Nie było cię dosyć, długo. Napotkałeś jakieś… problemy?
— Nie chciałbym o tym mówić. Ważne, że wróciliśmy w jednym kawałku. Zgodzisz się na jej warunki?
— Mam jakiś wybór? – mruknąłem, wstając i wychodząc z pokoju.
                Byłem zagubiony. Czy mądrze było iść na spotkanie z tak niebezpieczną osobą, bez żadnego zabezpieczenia? Co prawda młyn był niecałe pół kilometra od Obozu, ale wciąż znajdował się wystarczająco daleko, żeby być dosyć niebezpiecznym miejscem na spotkanie. Musiałem dobrze zaplanować  co jej powiem. Jedna pomyłka, mogłaby kosztować, ludzi z obozu, życie. Rezygnując z dłuższego siedzenia, poszedłem spać. Kiedy wstałem, wszyscy byli już na nogach pomimo wczesnej godziny. Widziałem jak Gigant, Szpieg, Cinek, Kiciuś oraz Damian pracują łopatami, a Sołtys pomaga im, sprawdzając głębokość dołów. Praca nie szła szybko, lecz już po paru godzinach było widać efekty. Jedna z stron obozu była okopana. Doły nie były głębokie, sięgały ledwo metr pod ziemię, ale dzięki nim ogrodzenie teoretycznie było o metr wyższe. Kopiący skupili się na szerokości, która wynosiła dobre dwa metry. Dzięki temu, było pewne, że nikt nie będzie próbował stawiać drabiny aby przejść po niej, niczym po moście. To musiałaby być naprawdę długa drabina.
                 Zadowolony z owoców pracy moich przyjaciół, szykowałem się na wieczór. Nie zamierzałem nikomu powiedzieć o mojej wycieczce do młyna. Wystarczało, że Gigant wie. Kolejne godziny spędziłem na odpoczywaniu i zmianie opatrunku. Jola znała się na rzeczy, bo rana goiła się w zawrotnym tempie i właściwie nie czułem już bólu. Mimo tego wciąż podpierałem się kulą. Wiedziałem, że to może dać mi przewagę, w końcu jak ktoś widzi człowieka ledwo kuśtykającego i podpartego tego typu przedmiotem, nie spodziewa się, żeby ta osoba potrafiła szybko uciekać. Noga była jednak już w tak dobrym stanie, że mogłem truchtać, a przy większym wysiłku nawet podbiec spory kawałek.
                 Gdy nastał wieczór wyszedłem przed dom, prosto do bramy przy której siedział Gigant. Jedna trzecia obozu była już okopana i wychodząc przez bramę ucieszyłem się na myśl o tym, jak szybko i sprawnie pracują moi ludzie. Powinniśmy spokojnie zdążyć przygotować obóz na zimę.  Wychodząc poczułem zimny wiatr we włosach i niedużym zaroście na brodzie, zupełnie jakby sama natura nie chciała, żebym tam szedł. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem powoli. Miałem za pasem schowany nóż. Łapa powinna zrozumieć to, że ktoś w moim stanie potrzebował jakiejkolwiek obrony przed zombie.
                 Będąc w połowie drogi zastanawiałem się nad wszystkim co mnie spotkało od wybuchu apokalipsy i o decyzjach, które podjąłem. Olałem rodzinę i wybrałem przyjaciół. Czy był to dobry wybór? Spowodował na pewno sporo śmierci, ale nie żałowałem.  Wiedziałem, że walczę o swoje, robię swoje i mam swoje.
                 Doszedłem w końcu do młyna, który wyglądał tak samo ponuro jak parę tygodniu temu, kiedy zakradałem się tutaj wraz z Miczi i Kamilem. Przed wejściem stało auto, dokładnie to samo, które rozbiło północną bramę. Spojrzałem na wgniecioną maskę oraz urwany zderzak.  Biorąc ponownie głęboki oddech otworzyłem drzwi. Skrzypnięcie na pewno zawiadomiło Łapę o tym, że przybyłem. Widziałem światło dochodzące z piętra budynku. Spojrzałem za siebie, zastanawiając się jak potoczy się ta rozmowa. Wszedłem powoli po schodach, pamiętając o tym, żeby nie pokazywać jak sprawna jest moja noga.
                 Czekała już na mnie. Siedziała na skrzynce a obok niej na półce stała lampa. Oświetlała ją w pełnej okazałości. Kruczoczarne włosy związane w długi warkocz, bystre, niebieskie oczy, które zdawały się przenikać mnie na wylot oraz delikatnie zarysowany podbródek.  Wyglądała równie pięknie co niebezpiecznie. Tak samo jak parę wieczorów wcześniej miała na sobie ciemny strój. Teraz mogłem mu się przyjrzeć z bliska i robił wrażenie. Gdy płomień w lampie migał przez podmuchy wiatru w nieszczelnym  budynku wydawała się znikać i pojawiać. Gdyby nie było tu źródła światła, prawdopodobnie widziałbym tylko zarys jej sylwetki, która była smukła z widocznymi krągłościami zaznaczonymi materiałem na ciele. Nie widziałem, żeby pod ręką miała broń, ale za to przy skrzynce, na której siedziała, stały dwa brązowe worki. Zastanawiałem się co w nich było. Nie zadając jednak zbędnych pytań, usiadłem naprzeciwko niej, na jednej z wolnych skrzynek.
                 Oparłem kule o ścianę i podałem jej rękę. Uścisnęła ją i poczułem w jej delikatnych dłoniach sporą siłę, nie pasującą do ledwo co starszej ode mnie, dziewczyny. Przy przywitaniu usłyszałem po raz pierwszy jej głos:
— Nie mów, że tak witasz się z każdą kobieta, którą spotkasz, przyjacielu.
Zaczęła od dowcipu i nazwała mnie przyjacielem. Czegoś ode mnie chciała, teraz byłem tego pewien.
— Witam się tak z każdą kobietą, która zabijanie traktuje jako dyscyplinę sportu – skontrowałem.
Roześmiała się.
— Widzę, że wielki wódz obozu, na którym mi zależy jest również świetnym towarzyszem do rozmowy. Rozumiesz, nienawidzę ludzi, którzy nie umieją wyłapać sarkazmu. To się ceni. Gdzie moje maniery, mów mi Łapa, ale to już chyba wiesz, nasz duży kolega pewnie opowiedział ci o mnie – mówiąc te słowa uśmiechnęła się, pokazując rządek równych, białych zębów – Jak mam nazywać ciebie? Wypadałoby, żeby mój rozmówca się przedstawił, och jakże niezręcznie bym się czuła nazywając cię „wodzem obozu” przez całą rozmowę.
— Jestem Bobru – powiedziałem krótko. Nie chciałem, żeby znała mojego imienia, skoro sama przedstawiała się ksywką.
— Uroczo. Wiesz dlaczego się tu spotkaliśmy prawda? Och tak, jesteś mądrym chłopcem. Zabiłam paru twoich ludzi, ty zabiłeś kilku moich. A ja musze ci powiedzieć o czymś ważnym, więc zanim zwyzywasz mnie od morderczyń i tym podobne wysłuchaj mnie dobrze? – zapytała, sięgając do worków leżących obok niej.
— Nie jest ok. Osoby, które zabiłaś była dla mnie ważne i wątpię, żeby twoja oferta, lub to co masz w tych workach zmieniły moje zdanie. Wysłucham cię jednak bo jestem ciekaw, czego ode mnie chcę słynna Łapa.
Roześmiała się ponownie. Rozsznurowała oba worki i wytoczyła ich zawartość na podłogę. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Moja twarz musiała to pokazać, ponieważ Łapa od razu odezwała się:
— Jesteś pewien? Może jednak nie będziesz miał o mnie takiego złego zdania, przyjacielu?

Przed moimi nogami leżały głowy Alexa oraz Roberta.

6 komentarzy:

  1. Chapter świetny! Podobał mi się, choć mógłby być trochę dłuższy.

    Łapa mnie intryguje. Lubię niebezpieczne i silne kobiety ^^ Zastanawia mnie przypadkiem czy to nie było tak, że Łapa chciała wybić Alexa, ale nie wiedziała, że on już uciekł. Dopiero po ataku dowiedziała się, że Alexa nie ma. Później go zabiła. Problem rozwiązany, postanowiła się zaprzyjaźnić.

    Lub chce się przymilić, żebyś jej pozwolił wejść do obozu z ludźmi. Później pójdziecie spać, a ona wszystkich zabije. Tak naprawdę do myślałam, że trochę więcej dzisiaj opiszesz tej rozmowy :P

    Spotkałeś kiedyś Łapę? :D

    Jeszcze mi się skojarzyło. "Oto głowy Krzyżaków, Danusiu..." Ale myślałam, że Łapa będzie bardziej agresywna na tym spotkaniu.

    Czekam na kolejny rozdział :))
    Pozdrawiam, Carmen

    OdpowiedzUsuń
  2. Bobru. Z okazji zbliżających się świąt chcę życzyć wszystkiebo dobrego i prosić abyś dał nam 2 lub 3 rozdziały jednocześnie lub w odstępie paru godzin...Taki prezent za to że zawsze jeesteśmy z tobą. Rozesłałem bloga 38 znajomych z których 34 go czyta... zrób nam tę radość i daj 2-3 rozdziały :)

    Pozdro na Bobera, RagaCrash ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Reakcja mojego kota na moja reakcje - Hyk...hyyyk...hyk *wypluwa klaczka i idzie spac* mrrrrrrrr!

    Au i jeszcze mnie kopie ;-; Bobru co ty zrobiles z moim kote.?!

    Ok a teraz normalnie. nwm dlaczego ale kiedy mysle o wariactwach Daliona to przypomina mi sie Icecraft kiedy Goku byl "opentany?" Przez hb? (Wybacz tyle tych zlych ze mozna sie pogubic) tam tez byly schizy. "Te poscigi! Te wybuchy!"

    Ok pisze dziwne komentarze gomenne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bombu czytasz to moje wyżej?? Xd

      RagaCrash

      Usuń
    2. Przeczytałem :) Za wszystko dziękuje,a prośbę rozpatrzę ^^

      Usuń
    3. Dziękuję i życzę tobie i wszystkim jak najlepszej Wielkanocy i bogatego zajączka :-)
      Oraz wspólnie spędzonego czasu z rodziną

      RagaCrash

      Usuń