------------------------------------------------------
Rozdział 16: Egzekucja
Egzekucja
Daliona miała odbyć się następnego dnia wieczorem. Do tego czasu wszyscy
rozeszli się, żeby przeżywać to na swój sposób. Zastanawiałem się czy podjęta
decyzja jest dobra. Było ciężko. Najbardziej dotknęło to Miczi, bałem się, że
dziewczyna nigdy mi tego nie wybaczy. W końcu, jak się odwdzięczyłem za to, jak
mi pomogła.
Wróciłem do domu i praktycznie cały dzień
spędziłem na przemyśleniach. Czasami dosiadała się do mnie Natalia lub
przychodził Kiciuś. Nie miałem humoru ani sił na rozmowę z nimi. Bałem się. To
co budowałem przez ostatnie tygodnie, mogło rozsypać się tak szybko. Musiałem
coś zrobić, bo inaczej myśli zjedzą mnie. Wiedziałem, że wychodzenie poza
granicę obozu było głupotą, ale musiałem coś z sobą zrobić i przy okazji
spróbować porozmawiać z Miczi.
Pod wieczór postanowiłem zejść do piwnicy i
porozmawiać z Dalionem. Siedział on w ciemnościach, przy jednej świeczce. Był
przywiązany łańcuchem w okolicach nogi i wyglądał naprawdę żałośnie. Usiadłem
na podłodze naprzeciwko więźnia i zacząłem dialog :
— Dalionie co się z
tobą stało? Dlaczego to zrobiłeś? – Wiedziałem, że poinformowali go już o
egzekucji, więc nie było sensu przypominać mu o tym. Byłem ciekaw czy powie mi
coś o tym co zrobił. Czekałem bardzo długo w ciszy, kiedy usłyszałem,
zachrypnięty od nieużywania, głos młodego:
— Ludzie z Grabówki.
Pamiętasz tych, których spotkaliśmy? Teraz pamiętam, jak spotkałem jednego z
nich w uliczce. Odciął mi dłoń, a ja go zabiłem. Potem krwawiłem i błąkałem
się, aż w końcu oni mnie uratowali…
Zdziwiło
mnie to wyznanie. Przez cały czas Dalion mówił, że nic nie pamięta, a teraz
albo zebrało mu się na wyznania przed śmiercią albo rzeczywiście nic nie
pamiętał i mu się przypomniało. Zaciekawiony spytałem :
— Jacy oni? O kim
mówisz?
— Biegłem przez las w
waszym kierunku. Widziałem jak odjeżdżaliście, ale nie miałem siły krzyczeć.
Zostawiliście mnie, a wtedy oni mnie znaleźli. To wszystko zostało zaplanowane
– wymamrotał.
— Co zostało
zaplanowane? Możesz odpowiedzieć?
— Znalezienie mnie. To
oni kazali mi na was czekać pod wieżą. To oni byli na moście i okaleczyli
Eryka.
Zamarłem. Spytałem ostrożnie :
— Chodzi ci o Łapę?
— O tak piękna Łapa.
Pomogła mi, więc ja pomogłem jej.
— Więc to jednak ty
zabiłeś Eryka. Wszystko w ramach pieprzonej gry jakiegoś chorego śmiecia? – Byłem coraz bardziej wkurzony. Po tym jak
go uratowaliśmy od śmierci w lesie, odpłacał nam się takim czymś. Gdzieś
głęboko miałem nadzieję, że okaże się, iż to nie on jest zabójcą, a jakiś
niestworzony szpieg, który zakradł się na ten teren.
— Łapa jest kobietą.
Odbije ten obóz. Jest tu więcej niż jeden zdrajca, Bobru.
Powstrzymywałem się od uderzenia go. Nagle dotarł do mnie
sens słów, które do mnie powiedział:
— Zdrajca? Ty jesteś
jedynym zdrajcą Dalionie i jutrzejszego wieczora będziesz martwy.
To
mówiąc opuściłem piwnicę. Byłem tak zdenerwowany, że poszedłem do lodówki po
jeden z browarów Alexa i usiadłem przy stole. Co miałem teraz zrobić? Ktoś jest
zdrajcą, ale kto? Czy jego słowa były prawdziwe? Musiałem obserwować każdego
uważnie, jak najuważniej umiałem. Szykował się ciężki dzień. Zastanawiałem się
czy Łapa mogła być kimś kto pomaga Alexowi. Nie wiedziałem gdzie on się znajduje
aktualnie. Pogrążony w obawach poszedłem spać, uwcześnię sprawdzając czy
wszystkie bramy mają strażników.
Przystanąłem też przy Kiciusiu, który, pod
jednym z drzew na podwórzu, kopał grób Eryka. Poczułem smutek i żal. Mój
przyjaciel stracił bliskiego, tylko przez moją głupotę. Powinienem pozwolić
zabić Daliona już pod wieżą. Nikt z osób, które tam ze mną były go nie znał i
przy odpowiednim zagraniu, Miczi nie dowiedziałaby się o tym. Sam zdziwiłem się
z tego, jakie myśli pojawiają się w mojej głowie. Próbując nie myśleć o niczym zasnąłem.
Następnego
dnia obudziłem się sam. Musiało dochodzić południe bo słońce na niebie było już
wysoko. Dzień był piękny, kompletnie nie pasujący do wydarzeń, które miały się
dzisiaj zdarzyć. Gdybym mógł, leżałbym pod kołdrą cały dzień. Wstałem jednak i
ubrałem się. Poddasze było puste, nikt już nie spał. Wszyscy byli na nogach.
Zszedłem na dół i spotkałem przy stole Natalie. Przywitałem ją pocałunkiem i
spędziliśmy kolejne trzydzieści minut na rozmowie i jedzeniu. Jeżeli bała się
dzisiejszego dnia, to zręcznie to ukrywała.
Po spożyciu posiłku wyszedłem z domu. Na ganku
siedział Erni z Nieznajomą. Rozmawiali o czymś, więc tylko skinąłem głową, na
znak przywitania. Dzisiejszy dzień był dosyć ciepły. Mimo to chodziłem ubrany w
grubą bluzę i porządne spodnie. Na placu pomiędzy domami, stał Sołtys, który
rozmawiał o czymś z Jolą. Przy bramach siedzieli Gigant, Szpieg, Goku, Robert
oraz Piotr. Czy naprawdę, któryś z nich mógł być zdrajcą? Miczi i Damiana
nigdzie nie widziałem, prawdopodobnie siedzieli w domach. Kiedy Gigant mnie
zobaczył zawołał mnie. Podszedłem do niego i
przywitałem się. Widziałem, że ma
do mnie jakaś sprawę więc poczekałem grzecznie na to, aż zacznie mówić :
— Słuchaj, wiem, że
sytuacja w obozie jest napięta i w sumie nawet siedząc tu, przy ogrodzeniu,
ryzykujemy nasze życia, ale musisz o
czymś wiedzieć. Kiedy spałeś, słyszeliśmy strzały dochodzące z głównej ulicy.
Nawet z tak daleka mogliśmy rozpoznać samochód, którym uciekł Alex. Był tam
jakieś dwie godziny temu. Nie uważasz, że oprócz Daliona, moglibyśmy też pozbyć
się drugiego zagrożenia za jednym razem? Wyruszylibyśmy tam zaraz, wzięli parę
pistoletów, wiatrówek i zobaczyli czy kogoś znajdziemy. Może nawet byśmy
znaleźli jakieś zapasy.
Alex,
Łapa, Dalion i jeszcze inny zdrajca z obozu. Czy mógł to być Gigant? Pomógł nam
w wielu przypadkach, czy naprawdę próbowałby zaprowadzić mnie w środek pułapki?
Niemożliwe. „Nie ufaj nikomu”, przypomniałem sobie, własne słowa, którymi
dodawałem sobie otuchy, biegnąc po Kiciusia. Komuś jednak musiałem zaufać, nie
wierzyłem, że w całym Obozie nie ma osoby, której mógłbym ufać. Gigant na pewno
był moim przyjacielem, więc wtajemniczyłem go szybko w to o czym rozmawiałem z
Dalionem, wczoraj wieczorem. Wysłuchał mnie uważnie po czym dodał, że będzie
obserwował wszystkich i jeżeli zauważy coś niepokojącego, zawiadomi mnie.
Podziękowałem mu i powiedziałem :
— Co do Alexa, warto
sprawdzić czy jest w pobliżu tej drogi. Kiedy mnie nie będzie, chcę żebyś
przypilnował wszystkiego i w razie przedłużenia się sprawy na drodze, wykonał
egzekucję Daliona. Wezmę ze sobą Cinka, Kiciusia i Natalie. Wrócimy jak
najszybciej to będzie możliwe.
Następnie
pożegnałem się z nim i zawołałem moich przyjaciół. Zorganizowaliśmy się szybko,
w końcu dni były coraz krótsze, a musieliśmy być na wieczór w obozie. Wychodząc
przez jedną z bram zobaczyłem Miczi. Opuszczała akurat swój dom. Widać było, że
dużo ostatnio płakała. Spojrzała na mnie ze złością. Wiedziałem, że jest na
mnie zła z powodu mojej decyzji. Musiałem się pogodzić z tym, że
prawdopodobnie, długo mi nie wybaczy. Opuściłem obóz, rozglądając się. Ulica
wydawała się czysta. Słońce wisiało jeszcze dosyć wysoko na niebie, więc byłem
pewien, że mamy dobre trzy godziny do zmroku. Obserwowałem jak Robert zamyka za
nami bramę i miałem to dziwne wrażenie, że coś złego się stanie. Otrząsnąłem
się z tego szybko i ruszyłem szybkim krokiem z resztą w stronę drogi krajowej,
którą całkiem niedawno szedłem wraz z Goku oraz Cinkiem. Cała nasza czwórka
była uzbrojona. Kiciuś jako jedyny niósł karabin, nie było ich dużo, lecz warto
było mieć pod ręką coś takiego. Ja z Cinkiem mieliśmy po pistolecie, a Natalia
przewieszoną przez plecy wiatrówkę. Zdałem sobie sprawę, że nie mam swojego
noża. Musiałem go zostawić przed wejściem do piwnicy w której wczoraj,
przesłuchiwałem Daliona. Całe szczęście, moi towarzysze pomyśleli o tym i byli
wyposażeni w bronie białe.
Po około dziesięciu minutach doszliśmy do
zakrętu na drogę. Już stąd widziałem dym oraz słyszałem jęki zombie. Ruszyliśmy
w rządku wzdłuż ulicy i zobaczyliśmy coś strasznego. Leżał tu wrak auta, z
którego unosiła się strużka dymu. Widziałem też grupkę szwendaczy, która jadła dwa
trupy. Z bijącym sercem, dałem znak reszcie, żeby je powoli i skutecznie
wykluczyć. Zaczął Cinek, który biorąc w rękę nóż skoczył do jednego ciała i
dźgał posilające się trupy. Celował całkiem nieźle, a zajęte konsumowaniem
ciała zombie nie zdawały sobie sprawy, że jesteśmy tuż za nimi. Drugą grupką
zajął się Kiciuś wraz z Natalią. Mój przyjaciel i druga bliska mi osoba, cięły
równo, ramię w ramię, oczyszczając powoli ulicę z zagrożenia. Widziałem, że z
strony wylotowej na Białystok czołgają się kolejne. Zobaczyłem też plamy krwi
ciągnące się od wraka samochodu, aż do lasu. Nie mogły należeć do zombie. Krew
była znacznie jaśniejsza i mniej zanieczyszczona. Kiedy Cinek zatłukł
dziesięciu martwiaków, ruszył w moją stronę podchodząc do kolejnych. Wiedziałem,
że dobrze mieć takiego sojusznika jak on. Był dobrze zbudowany, silny i szybki.
Jego jedyną wadą był rozum. Wiedziałem, że często robił głupie rzeczy, ale umie
wyciągnąć dobre wnioski. Popędził w stronę pierwszego zimnego i pewnym cięciem,
wbił mu nóż w oko. Kolejny poleciał do tyłu, gdy został kopnięty. Marcin
doskoczył do niego i zadał mu śmierć, poprzez trzy szybkie pchnięcia w twarz.
Następnego wykończył potężnym zamachem, który zakończył się tym, że ostrze
przecięło gardło i utknęło w środku. Wyjął je i powalił kolejną ofiarę na
ulicę. Ja z wyciągniętą bronią obserwowałem linię lasu i pilnowałem pleców
moich przyjaciół. Musiałem się liczyć z tym, że jeden z nich w końcu nie trafi.
Trafili jednak.
Ulica po parunastu minutach walki i dobijania,
była czysta. Podszedłem do pierwszego z ciał i rozpoznałem natychmiast jednego
z przydupasów Alexa. Auto również należało do niego, był to jeden z furgonów,
które ukradł, uciekając z polany. Drugiego człowieka nie poznałem. Był to jakiś
starszy mężczyzna. Miał rozszarpany brzuch i wyjedzone połowę wnętrzności.
Śniadanie podeszło mi do gardła. Wyglądało to naprawdę nieciekawie. Pomimo tak
wielu widoków podczas tej całej apokalipsy, nigdy nie widziałem niczego
brutalniejszego. Kolejną godzinę spędziliśmy na przeszukiwaniu miejsca. W wraku
auta, znaleźliśmy trochę zapasów, całe szczęście Cinek miał ze sobą plecak więc
zapakowaliśmy je do środka. Zbadaliśmy również ślad krwi, który musiał należeć
do Alexa. Krwawił dosyć obficie, więc nie mógł być daleko. Ruszyliśmy w las.
Krew było ciężko zauważyć, szczególnie, że
powoli robiło się ciemno. Byliśmy tak blisko wykończenia go, a zarazem nie
mogliśmy go znaleźć. Byłem ciekaw co spowodowało wypadek i czy tak naprawdę
Alex nie padł ofiarą innych ocalałych. Może Łapa go dorwała? Nie było dane mi
tego wiedzieć. Musieliśmy wrócić do drogi i zostawić trop Alexa. Prawdopodobnie
konał on teraz gdzieś pod jakimś drzewem w środku lasu. Wołając resztę
wróciliśmy do drogi głównej, której się trzymaliśmy, żeby nie zgubić się.
Robiło się ciemno a oddaliliśmy się od obozu.
Przez chwilę poczułem ponownie niepokój.
Wiedziałem, że teraz jesteśmy mocno wystawieni na ataki. Jeżeli Łapa by nas
teraz otoczyła wraz ze swoimi ludźmi to bylibyśmy martwi. Jak na zawołanie
usłyszałem dźwięk pędzącego samochodu. Przerażenie odebrało mi na chwilę władzę
w nogach i umiejętność racjonalnego myślenia. Cinek krzyknął, żebyśmy chowali
się do krzaków bo nie wiadomo czy jadąca osoba jest pokojowo nastawiona.
Ukryliśmy się szybko przy drzewach, z racji iż krzaki były już w większości
łyse i pozbawione liści. Obserwowaliśmy.
Nagle zobaczyliśmy daleko na drodze samochód.
Natychmiast zauważyłem, że osoby, które w nim są nie mają dobrych zamiarów.
Auto pędziło z zawrotną prędkością, lecz mimo tego dostrzegłem, że osoby
siedzące z tyłu, na czymś w rodzaju otwartego bagażnika, mają w rękach broń.
Kiedy nas minęli wstałem i natychmiastowo zerwałem się do biegu. Wiedziałem
dokąd jadą. Moi przyjaciele też to wiedzieli, ponieważ również zerwali się do
sprintu. Chyba w życiu nie biegłem tak szybko. Z każdym kolejnym metrem czułem
narastające obawy. W końcu po paru minutach sprintu, nie dawaliśmy rady dalej
biec, więc zwolniliśmy trochę. Byliśmy jednak już w okolicach mostu.
Widzieliśmy z daleka światła Obozu. Ostatnie chwile wysiłku i będziemy na
miejscu. Wszyscy byliśmy wykończeni biegiem, ale nikt nie próbował nawet się
zatrzymywać. Wiedzieli, że auto pojechało w stronę obozu. Już stąd słyszałem odległe strzały. Zaczęło się, pomyślałem, skręcając w
ostatnią uliczkę, prowadzącą prosto do domu.
Widziałem już z daleka samochód i coraz
głośniejsze dźwięki strzałów. Kiedy dobiegliśmy na miejsce zamarłem. Północna
brama była rozbita, a w niej stało auto. My dostaliśmy się na nasz teren od
południa, widzieliśmy, że przy każdym z
domów stoją nasi przyjaciele. Strzelali, broniąc pozycji. Wrogowie byli po
drugiej stronie, przy domku Kiciusia, Miczi oraz tym zajmowanym przez Damiana.
Już na samym wejściu zauważyłem pierwsze ciało. Należało ono do Piotra. Musiał
zauważyć wrogów pierwszy i dostać kulkę, stojąc przy ogrodzeniu. Strzał
dosięgnął go prosto w głowę. Widziałem dziurę w miejscu gdzie kiedyś było jedno
z jego oczu. Ogarnął mnie gniew. Widziałem jak Kiciuś staje na środku, pomiędzy
domami i pakuje serią w tamtych. Przy jeden z ścian stał Sołtys wraz z
Nieznajomą. Ucieszyłem się na ich widok. Zamarłem, gdy zobaczyłem ilość osób,
które do nas strzelały. Przy jednym z domów stała dziewczyna, bardzo ładna,
niewiele starsza ode mnie. Miała na sobie czarny strój i sporą spluwę w rękach.
To musiała być Łapa. Próbowałem ją trafić, ale ostrzał był zbyt gwałtowany,
żebym mógł się wychylić i przycelować. Musiałem bronić moich ludzi. Widziałem
Giganta, który stał przy zachodniej bramie i tłukł pięściami jednego z wrogów.
Korzystając z zamieszania ruszyłem na prawo, żeby spróbować okrążyć ludzi Łapy.
Gdy tylko przekroczyłem róg zobaczyłem jednego
z wrogów. Był to mężczyzna, dosyć wysoki, przypominający z wyglądu Giganta,
tylko bez zbroi i miecza, a z karabinem. Kiedy mnie zobaczył od razu zaczął strzelać.
Jak najszybciej wróciłem za róg, ale poczułem, jak jeden z strzałów trafia mnie
w okolicach piszczela. Ból był potworny, a ja leżałem unieruchomiony czekając
na to aż wróg po mnie przybiegnie. Czemu
to musiało się kończyć w ten sposób? Moi przyjaciele ginęli, a ja jak zwykle
chciałem zostać bohaterem i za chwilę miałem przypłacić to życiem.
Kroki
nadal się zbliżały i usłyszałem wystrzał. Zamknąłem oczy, lecz nie poczułem
bólu. Zza rogu wypadł nagle mężczyzna,
który mnie postrzelił i upadł ciężko na ziemię. Widziałem jak próbuje coś
mówić, ale rana postrzałowa, która przebiła mu płuco, uniemożliwiała mu to.
Próbował jeszcze coś zrobić i mnie dosięgnąć, kiedy nie czekając na lepszą
okazję wystrzeliłem mu prosto w twarz. Nagle usłyszałem dźwięk odpalanego
silnika. Odjeżdżali. Łapa nas zostawiła. Rzeczywiście, chwilę później
zobaczyłem auto, jadące w tą stronę, z której niedawno przyszliśmy z Kiciusiem,
Natalią oraz Cinkiem. Nie wiedziałem dlaczego odjeżdżają, nie rozumiałem
również tego, kto mnie uratował. Wiedziałem, że pewnie połowa moich przyjaciół
nie żyje. Nagle usłyszałem szelest i zobaczyłem czołgający się w moim kierunku
zwłoki. Widać było, że człowiek, którym kiedyś był sunący się trup, został ugryziony
w bark. Celując w zombie obolałą ręką, wstrzymałem się. Nastała cisza, a ja
obserwowałem jak szwendacz zbliża się do mnie. Spojrzałem w dobrze mi znaną
twarz i zacząłem krzyczeć. Wrzeszczałem jak opętany i wystrzeliłem po czym
zacząłem płakać jak dziecko. Tak właśnie skończyłem cierpienia Gokujina, który
opadł na trawę obok mnie i już się nie ruszał.
No nie. Dalion nie mógł być taki xD No weź... cały mój światopogląd runął xD
OdpowiedzUsuńRozdział nabrał tempa. Znając życie to Alex i tak przeżyje bo tacy jak on zawsze wyplączą się z kłopotów. Co do najazdu na obóz. Zastanawia mnie dlaczego Łapa chce przejąć obóz? Dlaczego ludzie nie potrafią się dogadać? Im więcej ludzi tym większe szanse na przetrwanie. Oczywiście, mogli sobie myśleć, że jak wybiją obozowiczów to więcej jedzenia dla nich... ale to jedzenie kiedyś się skończy i co wtedy? Chyba, że nie chodzi o obóz, a Łapa zwyczajnie się mści.
Musi być charyzmatyczna, bo udało jej się zmienić Daliona. Nie wiem co mu takiego nagadała, ale chłopak zapomniał o jakimś hmm... współczuciu? Logicznym myśleniu? Nie wiem jak to nazwać. Eryk mu tak naprawdę nic nie zrobił. To Ty go zostawiłeś i ewentualna zemsta powinna być na Tobie xD Chyba, że to jakiś element gry...
No nic. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Statystyki zabitych i plany na przyszłość :D
W sumie mogę uchylić rąbek tajemnicy i powiedzieć, że Dalionowi zwyczajnie odbiło. Jest młodszy od Bobra i jednego wieczora stracił przyjaciół, rękę i błąkał się po tym piekle. Wtedy znalazła go Łapa. Zaufał jej, bo sam nie potrafi racjonalnie myśleć. Jeżeli chodzi o logiczne myślenie to on jest stracony.
UsuńKolejne wydarzenia będą zaskakujące i mam nadzieję, że nie przesadzę z pewnymi kwestiami logicznymi :P