piątek, 21 marca 2014

Rozdział 13: Dalion

Czas na rozdział mieszający trochę w głowach i skupiony na relacjach pomiędzy osobami w obozie. Oczywiście i tutaj postarałem się o trzymające w  napięciu zakończenie :) Kiedy to czytacie z pewnością jestem na Pyrkonie ^^ Po przeczytaniu proszę o komentarz i rozesłanie bloga znajomym!

----------------------------------------------------------------

Rozdział 13: Dalion


                Szok jaki przeżyłem widząc Daliona był wielki. Nie zadając pytań kazałem Gigantowi wziąć go pod pachę i natychmiast rozpoczęliśmy drogę powrotną. Po drodze nie spotkaliśmy nic. Deszcz wciąż uderzał rytmicznie o ziemię, tworząc kałuże w których zatapialiśmy się z plaskiem. W okolicach polanki zobaczyłem trupa. Widząc, że Gigant jest zajęty pierwszy skoczyłem do niego i zdzieliłem  kolbą pistoletu tak mocno, że wgniotłem czaszkę. Następnie poprawiłem bronią do walki wręcz, dobijając wroga.
 Przez znalezienie chłopca mój umysł zaczął pracować na dziwnych obrotach. Było mi duszno i byłem zmęczony. Nagle ni stąd ni zowąd zadałem sobie w głowie pytanie, kompletnie nie związane z sytuacją. Kiedy Alex mnie ogłuszył w parku, miałem ze sobą plecak. Gdzie on teraz się znajdywał? Teraz przypomniałem sobie, że miałem w nim nóż wojskowy, który był znacznie ostrzejszy i lepiej leżał w ręce. Ta myśl pojawiła się tak nagle, że ciężko mi było powiedzieć co ją wywołało. Kolejną myślą, jaka pojawiła się w mojej głowie był chłopak niesiony przez Karola. Przecież on nie żył. Nie mógł przeżyć tylu dni sam w puszczy, bez ręki. Nagle doszło do mnie, że próbował nas zabić ściągając hordę. Czy wiedział, że to my? Może Alex go znalazł i przestrzegł przed grupą, która jest teraz w Królowym Moście. A może po prostu oszalał. Kiedy zajrzeliśmy do baraku śmiał się tylko jak szalony. W domu będziemy musieli go zbadać, możliwe, że dręczyła go gorączka, albo został ugryziony. Na myśl o tym natychmiast kazałem Gigantowi postawić Daliona i prowadzić go normalnie.
 Mijając polankę dotarliśmy do Obozu. Chyba nigdy nie czułem takiej ulgi widząc gębę Cinka wyglądająco zza furtki. Od kiedy z taką łatwością przejęliśmy Kiciusia, nie pozwalałem strażnikom wychodzić za ogrodzenie i siedzieć poza bezpiecznym płotem. Teraz mieli podwyższenie sięgające ponad dwumetrowy płot, skąd można było bez problemu mieć podobny zasięg wzroku, a zarazem o wiele więcej bezpieczeństwa. Kiedy Cinek zobaczył prowadzoną osobę nie pytał o nic, ale poprosił Szpiega o zmienienie go na warcie. Ja wraz z Gigantem zawlokłem go do domu Kiciusia i posłałem po Miczi. Gdy usłyszała kogo znaleźliśmy w lesie przy wieży, nie mogła uwierzyć. Weszła przez drzwi i rzuciła się na niego i przytuliła. Szybko jednak jej wyraz twarzy zmienił się i kiedy dotknęła go w czoło krzyknęła z grozą :
— Boże on musi mieć z czterdzieści stopni gorączki!
Musiałem przyznać, że teraz w świetle wyglądał naprawdę żałośnie. Jego kikut miał dziwny kolor i widać było na nim ślady nieudolnego przypalenia rany. Cały był obdarty i brudny. Wyglądało też na to, że średnio kontaktował bo poza falami śmiechu nie reagował specjalnie na nasze słowa. Kazałem zawołać Jolę, która po chwili zaczęła zajmować się rannym. Miczi siedziała przy nim, wpatrując się z przerażeniem. Cinek nie wytrzymał i odciągnął mnie na bok :
— Stary, kto to do chuja jest? – zapytał, nie ukrywając gniewu.
— Wiesz w sumie ciężko to wytłumaczyć. On razem z Miczi i jeszcze jednym kolesiem, który zginął na polanie, pomogli mi się tutaj dostać. Kiedy byliśmy w Grabówce wpadliśmy na tych samych ludzi, których spotkaliście wy. Zaczęła się strzelanina i on dostał w nogę. Widocznie, ktoś go już opatrzył bo nie widzę, żeby kuśtykał. Potem wysłałem go do samochodu, a sam poszedłem na zwiad. Znalazłem tylko jego odciętą rękę i byliśmy pewni, że on już nie żyje. Możliwe, że będzie można go jeszcze uratować…
— Uratować?! Widzisz jakiego pierdolca dostał? On musi mieć z piętnaście lat! Nie ma ręki, został postrzelony i przeżył trzy dni w puszczy, po mojemu jedyne co mu może pomóc to kulka w łeb.
— Nawet o tym nie myśl. Spróbujemy go uratować, póki co ma gorączkę, jak wyzdrowieje to będziemy myśleć dalej.
Dopiero teraz zauważyłem, że Dalion został położony tymczasowo w łóżku na którym parę dni konał Kiciuś. Zastanawiałem się gdzie on teraz jest, ale po chwili znalazłem go siedzącego na warcie przy północnej bramie. Zrelacjonowałem mu szybko co się stało i opowiedziałem to samo o Dalionie, co Cinkowi. Zareagował o wiele delikatniej niż Marcin :
— Stary mam nadzieję, że młody się z tego wykaraska. Ja chyba bym padł. Samo postrzelenie jest już straszne, a ten dzieciak do tego stracił rękę, miał ją przypalaną i spędził tyle dni w lesie!
Nim zdążyłem coś powiedzieć z domu wyszedł Gigant i podszedł do nas :
— Młody zasnął —  powiedział spokojnie.
— Wiecie co mnie zastanawia? Kto do cholery mu pomógł? Wątpię, żeby ktoś bez ręki, kulejąc, sam sobie zabandażował nogę i podsmażył kikut. Myślicie, że to Alex? A może w Kołodnie jest podobny obóz? Sprawdzaliście to z Alexem? – ostatnie pytanie skierowałem do Kiciusia.
— Nic nie sprawdzaliśmy. Ale jeżeli byliście na wieży, myślę, że zauważylibyście gdyby w Kołodnie paliły się światła. A nie widzieliście tego prawda? – zapytał Ernest.
— Nie… Ale widzieliśmy coś jeszcze gorszego. Pamiętasz te białe miasto, które zawsze pozostawało dla nas tajemnicą, gdy rozglądaliśmy się po okolicy z wieży? Płonęło. Widzieliśmy ogromne jęzory ognia tańczące po budynkach oraz helikopter lecący nad nimi. Myślisz, że wynaleźli antidotum i powoli pomagają ludziom? A może to był po prostu jeden z helikopterów ewakuacyjnych? – spytałem.
— Wątpię, żeby taki helikopter mógł pomagać ludziom. Nie wyglądał jak te ogromne helki przewożące ludzi. Moim zdaniem, ktoś go przejął i wykorzystuje go do przemieszczania się. – wtrącił się Gigant.
— Szkoda, że my takiego nie mamy. Z tego co wiem Sołtys potrafi pilotować. To wspaniały człowiek, mógłby nas wysłać daleko stąd. – powiedział Kiciuś.
W tym momencie jakiś hałas przerwał nam dyskusję. Zza płotu można było usłyszeć jakieś jęki. Deszcz przestał padać a wiatru praktycznie nie było więc musiały to być zombie. Gigant miał pod ręką miecz, a ja z Kiciusiem bronie palne więc spojrzeliśmy za bramę i to co zobaczyliśmy nie należało do przyjemnych widoków. Za ogrodzeniem, na ulicy, ciągnęło się około piętnastu trupów. Musiały podążać tutaj w poszukiwaniu pożywienia. Kiedy zobaczyły światła Obozu i nas, natychmiast zaczęły człapać w stronę ogrodzenia. Kiciuś chciał strzelić, ale dałem mu znak, żeby zaczekał i rzuciłem toporek, który leżał przy nim. Następnie sam wyciągnąłem nóż i zobaczyłem jak Gigant obnaża ostrze swojego ogromnego miecza. Wyeliminowanie trupów nie było trudne, byliśmy za ogrodzeniem a one zamiast się wspinać wyciągały pokraczne łapska w naszą stronę z nadzieją, że nas dosięgną. My tylko podchodziliśmy pojedynczo i wycinaliśmy jednego za drugim. Raz zrobiło się dosyć niebezpiecznie, bo Kiciuś do walki używał lewej ręki, w której nie miał tak wielkiej wprawy i siły. Topór wbił się w ogrodzenie, a zombie złapał go za rękę próbując ugryźć. Gigant zareagował natychmiast pchając z całej siły w twarz szwendacza i powalając go. Po chwili oczyściliśmy falę i powiedziałem, że pozbieramy trupy z rana po czym odszedłem do domu zostawiając Kiciusia na straży.
 W domu akurat jedli kolacje. Przy stole siedziała Natalia, Cinek oraz Nieznajoma. Goku najwyraźniej dalej pełnił straż. Rzuciłem tylko od niechcenia, że nie jestem głodny i wspiąłem się po schodach na górę. Gdy zdjąłem buty podszedłem do okna i wyjrzałem za nie. Widziałem stąd młyn. Podszedłem do swojego plecaka i wyciągnąłem zdjęcie rodziny. Popatrzyłem na nie ze smutkiem. Następnie schowałem je i patrzyłem zamyślony na gwiazdy. Nie usłyszałem nawet, kiedy Natalia weszła na piętro i podeszła od tyłu do mnie. Przytuliła mnie i wyszeptała po cichu :
— Dziękuje za wszystko.
                Odwróciłem się do niej i nie czekając na lepszy moment pocałowałem. Nie odepchnęła mnie. Staliśmy tak całując się przez dobre paręnaście sekund. Dotykałem jej ciała i odgarniałem włosy. W końcu odsunąłem ją lekko, lecz widziałem, że za chwilę znowu zatoniemy w długim namiętnym pocałunku. Zbyt długo czekałem na ten moment, żeby go teraz nie wykorzystać. Przysunęliśmy się bliżej siebie i chwyciłem ją delikatnie za pośladki. Oddałbym wiele, żeby te chwile trwały dłużej, ale w końcu usłyszeliśmy wchodzących na górę ludzi, więc oderwaliśmy się i wróciliśmy na swoje miejsca, tajemniczo się uśmiechając.  Kiedy zasnąłem, moje sny były kolorowe i piękne.
Następne dni były tak podobne do siebie, że z perspektywy czasu ciężko by było je rozróżnić. Ranki spędzaliśmy na wspólnych śniadaniach. Później wychodziliśmy na zwiad, umacnialiśmy ogrodzenie, lub robiliśmy wypady po zapasy. Wieczory spędzaliśmy na pilnowaniu obozu i robieniu ognisk a ja umacniałem naszą więź z Natalią. Przez chwile czułem się tak beztrosko, że zacząłem zapominać o tym, że wybuchła apokalipsa. Zombie pojawiały się bardzo rzadko, cała okolica była raczej czysta.
 Jednak dwie rzeczy wciąż trzymały mnie twardo na ziemi. Alex i Dalion. Ten pierwszy czaił się gdzieś, czekał na odpowiedni moment do ataku, a drugi zaczął już zdrowieć, ale daje zachowywał się dziwnie. Można z nim było porozmawiać, lecz nie pamiętał zdarzeń z Grabówki i ciągle zachowywał się jak wariat. Przeniósł się do domku w którym spała Miczi, Gigant i Szpieg.  W końcu pewnego wieczora, po około dwóch tygodniach spokoju, kiedy leżałem na piętrze wraz z Natalią i rozmawialiśmy, przybiegł do nas zasapany Goku. Przez dłuższą chwilę nie rozumiałem co mówi, w końcu uspokoił się i powiedział :
— Ziomek jeden ze strażników zauważył przy moście światło ogniska!
— Kto taki? – spytałem zaciekawiony – I czemu sam nie przyniósł mi tej wieści?
— Eryk. Pobiegł od razu za ogniem. Dowiedziałem się o tym od Roberta, który stacjonował bramę obok.
Zakląłem szpetnie i zacząłem się ubierać.

7 komentarzy:

  1. Noo Bobru Super czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Bedo seksy :> Pozdro 600 Bombu

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgaduję że prędzej czy później Dalion zamieni się w zombie i będzie próbował kogoś zaatakować ._.

    OdpowiedzUsuń
  4. EJ no, ej no. Co ma piernik do wiatraka. Akurat fakt, że bez ręki przeżył kilka dni w puszczy świadczy o nim bardzo dobrze. Wiek nie ma nic do tego. 15 lat to nie dziecko.

    Uhu, jakieś pierwsze romanse :D Co tak szczędziłeś opisów xD

    To jest jakaś cecha wrodzona ludzi. Zamiast zapytać się kogoś. Poprosić o pomoc, to nie... trzeba samemu gnać i sprawdzić co się dzieje. Przecież samemu ma się większe szanse na przeżycie, niż z kimś -.- Nie licząc pewnych wyjątków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A. I nie wiem o co chodzi z Dalionem. Ja bym go nie traktowała jako zagrożenie.

      Usuń
  5. Decaffeinated19 maja 2020 01:56

    Ojej,jak mnie tu dawno nie było
    Czytałam to dawno, dawno temu, potem w tamtym roku postanowiłam przeczytać do końca ale się nie udało. Wiadomo obowiązki, szkoła i tak dalej...
    Obecnie z opowieści nie pamiętam wszystkiego więc odświeżam sobie od początku. Nadal przyjemnie i szybko się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnę tylko, że sam jestem aktualnie na etapie czytania i szykuję się do poważnego powrotu do całego projektu! Pewnie nie zdążę tak żeby równo wychodzić z tempem czytania, ale polecam gorąco śledzić, bo nadchodzą nowe rozdziały ^^ Cieszę się, że nawet te starsze i gorsze się podobają

      Usuń