niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 12: Deszcz

No i 12 rozdział przed nami :D Jest on stosunkowo krótki, ale zakończenie ma całkiem tęgie, jak na moje. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zbudujcie sobie dobry klimat i bierzcie się za czytanie! Nie zapomnijcie o komentarzu oraz rozsyłaniu bloga znajomym :> Zapraszam do czytania!

-----------------------------------------------------------------

Rozdział 12: Deszcz


                Cinek podszedł i z obrzydliwym chlupnięciem wyjął topór z głowy wroga. Podziękowałem mu skinieniem głowy i razem ruszyliśmy w stronę światła. Przeraziło mnie trochę to, jak łatwo dałem się podejść. Serce biło mi jak szalone. Po chwili zobaczyłem Goku, który siedział na masce samochodu z zatroskaną miną. Zapytał nas czy wszystko w porządku więc szybko uspokoiliśmy go, wsiedliśmy i pojechaliśmy.
Bez problemu dotarliśmy do Obozu i już po chwili siedzieliśmy w domku Kiciusia. Mieszkaliśmy tam w szóstkę, ja, Erni, Cinek, Natalia, Nieznajoma oraz Goku. Wszyscy spaliśmy na oddzielnych łózkach na górze, oprócz Kiciusia, który całymi dniami leżał, czasami tylko wstawał zjeść coś i porozmawiać z nami. Teraz jednak spał smacznie, a my powoli rozchodziliśmy się do łóżek. W końcu w kuchni zostałem tylko ja i Natalia. Zacząłem rozmowę :
— Natalio powiedz mi szczerze, czy masz mi za złe to, że przegoniłem Alexa?
— Nie… to nie to. Chodzi o to, że ostatnie dni były dla mnie straszne. Wszystko runęło praktycznie w chwilę. Jednego dnia idę spokojnie do szkoły spotkać się z przyjaciółmi a drugiego Ci przyjaciele prowadzą mnie i chronią przed tymi potworami. Jestem zmęczona i smutna… — powiedziała drżącym głosem. Wyglądała słodko. Była ubrana w dresowe spodnie i kobiecy sweter. Zależało mi na jej przyjaźni, jej zdaniu a może nawet czymś więcej.
— Teraz możesz odpocząć. Zadbam o bezpieczeństwo tego obozu, chociażbym miał zginąć.
— Dobrze wiesz, że nie chodzi o to! Ja po prostu. Nie wiem co myśleć. Kiedyś ufałam Alexowi jak bratu, tobie zresztą też, a teraz wszystko się zmienia. Ludzie się zmieniają. Nocami nie śpię dręczona koszmarami, a całe dni spędzam w domu. Muszę jakoś wyrwać się z tego transu.
Wiedziałem, że to co zaraz powiem mogło być złym pomysłem, jednak zaryzykowałem :
— Co powiesz na to, że jutro przejdziesz się z nami na wieżę obserwacyjną? Jak byliśmy ostatnim razem w Królowym Moście to jeszcze jej nie było, później nie przyjechałaś na wakacje i w sumie odwiedzaliśmy ją z Cinkiem i Ernim. Jest tam naprawdę bajecznie… — w tym momencie przerwałem, bo zobaczyłem, na jej pięknej twarzy łzy. Wstałem i przytuliłem ją. Wiedziałem, że dla takiej osoby jak ona było to wielkie przeżycie. Cieszyłem się też z każdej chwili w jej objęciach, żywiłem do niej uczucie, które ciągle było gdzieś tam, żarzące się niczym ostatni węgielek na palenisku. Wiedziałem, że ja też potrzebuje ciepła i drugiej osoby. Gasząc światło złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do łóżka. Gdy położyła się wygodnie powiedziałem jej dobranoc i wróciłem na dół.
 Ernest dalej drzemał w swoim łóżku. Obóz był pilnowany przez resztę, cieszyłem się, że tak dobrowolnie zgadzają się na pomoc w ochronie, chociaż wiedziałem, że nadejdzie wieczór, kiedy to ja będę musiał siedzieć tam w zimnie i obserwować czy nic się nie zbliża do obozu. Teraz zacząłem się zastanawiać gdzie stoi generator o którym myślałem, kiedy byłem jeszcze za granicą obozu. Pomyślałem, że będę musiał o to zapytać Adama jutro z rana. Usiadłem na krześle i spojrzałem przez okno na gwieździste niebo. Teraz przypomniałem sobie, że wysłałem Miczi oraz Giganta na zwiad do młyna, całkowicie o tym zapomniałem i o tym również musiałem się dowiedzieć. Zajrzałem do lodówki i znalazłem tam parę butelek piwa. Zaskoczony znaleziskiem od razu pomyślałem, że musiał je tu przywieźć Alex. Ucieszony tym faktem wyciągnąłem jedno i zacząłem pić. Było kojąco zimne. Uśmiechnąłem się do siebie w myślach: Siedzę w domu z twoim człowiekiem, z twoją miłością, twoimi autami oraz twoim piwem w ręce Alexie, a ty prawdopodobnie błądzisz po lesie i żresz resztki jagód oraz korzonki. Przepełniony tego typu myślami opróżniłem całą butelkę i wspiąłem się na piętro. Błogo opadłem na łóżko i zasnąłem.
Obudziłem się dopiero rano, wyspany i wypoczęty. Widziałem, że Nieznajoma i Cinek jeszcze śpią więc po cichu nałożyłem buty na nogi i zszedłem na dół. Kuchnia była pusta, widocznie Goku i Natalia chodzili już gdzieś po terenie Obozu. Czekał na mnie jednak talerz kanapek. Gdy zacząłem je jeść z apetytem usłyszałem jak Kiciuś wstaje i chwiejnym krokiem rusza w stronę kuchni. Ucieszony jego widokiem przywitałem go i podałem mu talerz :
— W końcu się widzimy Drwalu!
Taa… Wiesz, kiedyś zastanawiałem się jak to jest zostać postrzelonym. Teraz już wiem. To chujowe uczucie – w tej chwili na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech i zachichotaliśmy razem – Mów lepiej co tam słychać w obozie, przez tą ciągłe spanie nie jestem na bieżąco z informacjami.
Zrelacjonowałem mu pokrótce nasze ostatnie przygody. Szczególnie ucieszył się, kiedy usłyszał, że Cinek ostatecznie poparł naszą stronę, ratując mnie w lesie. Porozmawiałem z nim jeszcze o mniej ważnych rzeczach, kiedy dołączyli do nas Nieznajoma i Cinek. Zostawiłem ich jednak i poszedłem przejść się po obozie. Widziałem, że aktualnie straż pełnili Goku, Eryk, Robert, Szpieg oraz Sołtys. Poszedłem do domu obok i zapukałem. Mieszkał w nim Karol z swoim towarzyszem. Drzwi otworzył mi Gigant. Miał jak zwykle wesoły wyraz twarzy i zaprosił mnie do środka. Zajął sobie całkiem przytulną chatkę, nie miała ona piętra, ale parter był o dwa pomieszczenia większy od domu Kiciusia. Usiadłem przy stole, przy którym jadł śniadanie i spytałem o powodzenie wczorajszej misji, wcześniej opowiadając mu o tym co stało się w lesie. Zauważyłem, że w domu nie jest ubrany w swój „zombiako-odporny” strój, tylko w zwykłą bluzę, oczywiście dopasowaną do jego ogromnego ciała :
— Młyn był czysty. Nie spotkaliśmy nikogo, kto bym nam zagrażał, poza jednym zombiakiem, który wyglądał jakby przypałętał się tu z polany na której walczyliśmy – powiedział. Teraz zdałem sobie sprawę, że parę osób, które tam zginęło nie zostało kompletnie zabitych. Żeby człowiek nie wstał należało zniszczyć mózg. Inaczej przechodził przemianę i wstawał gotów do dalszej, parszywej wędrówki – Tutaj mam twój plecak. Wzięliśmy oprócz tego zapas mąki, może któraś z dziewczyn potrafi piec chleb. Świeży chlebek prosto z pieca, pomyśl tylko.
— Zdecydowanie apetycznie to brzmi – odpowiedziałem, uśmiechając się. Wytłumaczyłem Gigantowi jakie są plany na dzisiejszy dzień i jak zwykle nie usłyszałem nawet słowa sprzeciwu. Wydawał się solidnym sojusznikiem. Przekazałem mu też informację, żeby miał oko na Roberta, który mierzył do nas z broni jak tu przybyliśmy. Następnie wyszedłem i spojrzałem w niebo. Było dzisiaj wyjątkowo pochmurnie. O ile przez noc nie padało, dzisiaj zapowiadało się na deszcz. Podrapałem się po zaroście, który zaczął mi powoli pokrywać twarz. Musiałem jeszcze pogadać ze Szpiegiem, go również planowałem zabrać na wyprawę. Znalazłem go przy południowej bramie, gdzie pełnił wartę. Przywitałem go i szybko wtajemniczyłem w szczegóły wyprawy, zapewniając, że załatwię kogoś na jego miejsce do pilnowania ogrodzenia.
Gdy nastało późniejsze popołudnie, około godziny 15:00, zebrałem całą trójkę, która miała z nami wyruszyć. Gigant ubrany już po swojemu, czekał przy furtce wychodzącej do lasu, ostrząc swój ogromny miecz. Szpieg poprawiał noże przy pasie i ładował broń. Natalia ubrana i gotowa, również trzymała w ręce pistolet. Szybko wytłumaczyłem jej jak zwolnić blokadę i przeładować. Zaledwie dziesięć minut później byliśmy już w drodze. Pierwszym miejscem, na którym się zatrzymaliśmy, była polanka. Dalej leżały tam trupy, ale widziałem, że paru z nich brakuje. M.in. Goliata oraz paru towarzyszy Alexa. Nie patrząc dłużej, niż trzeba było minęliśmy to miejsce i skręciliśmy na północny zachód. Czekało nas parę kilometrów drogi, ale taki spacer mógł pomóc, oczyścić myśli i rozprostować kości. Szliśmy ostrożnie i rozmawialiśmy o sobie. Robiło się powoli ciemno, ale pomyśleliśmy i o tym, zabierając z obozu latarki. Podczas rozmowy przyszło mi do głowy pytanie, którego odpowiedzi byłem ciekaw już od jakiegoś czasu:
— Gigancie, jestem bardzo ciekaw twojej historii, w sumie poznaliśmy się zaledwie parę dni temu, ale dalej tego nie wiem – skąd się wziął twój miecz i strój?— zapytałem.
— Hahaha – zaśmiał się wesoło – to nie jest najciekawsza historia, ale skoro sobie tego życzysz, opowiem ci ją. Przed tym całym syfem, byłem zwykłym ochroniarzem w muzeum broni. Strój, który mam na sobie należał do mnie i w sumie sprawdzał się. Ja zawsze byłem fanem fantastyki i klimatów średniowiecza, więc kiedy zostawałem na noc, aby bronić eksponatów, przestawiałem kamery i wyjmowałem to cudeńko z gabloty i ćwiczyłem pchnięcia i zamachy. Miecz wydawał się stworzony dla mnie. Leży idealnie w dłoni a można nim rozrąbać drzewo na pół, taki jest ostry! Pewnego wieczoru, podczas moich ćwiczeń przyszedł drugi stróż, o którym nie wiedziałem. Wystraszyłem się tak bardzo, że niechcący pchnąłem go na odlew i zraniłem poważnie. Straciłem po tym pracę i miałem zostać osądzony. Pewnie zapłaciłbym jakieś wysokie odszkodowanie i miał problemy ze znalezieniem kolejnej roboty. W dzień, kiedy miała być rozprawa, zaczęło się to wszystko. Nim moje miasto ogarnął chaos wkradłem się do muzeum i ukradłem miecz, wiem, że może wam to się wydać trochę nie poprawne, ale wiecie… koniec świata i koniec zasad – tu odczekał na naszą reakcje. Zacząłem śmiać się głośno razem z pozostałymi, pierwszy raz szczerze od wielu dni.           
Kontynuowaliśmy nasz spacer po piaszczystych dróżkach w lesie, aż w końcu zaczął padać deszcz. Tego nie przewidzieliśmy, chociaż cały dzień nad nami wisiały chmury. Zgasiliśmy latarki i przyspieszyliśmy kroku, a deszcz siekał mocniej i mocniej z każdą sekundą. Usłyszeliśmy odległy grzmot. Całe szczęście wieża obserwacyjna była niedaleko i już po chwili mogliśmy się w niej skryć. Obiekt był nowy, miał jeszcze na sobie tabliczki, które informowały turystów ile pieniędzy poszło na jego budowę. Składał się z trzech pięter i w sumie liczył sobie dobre pięćdziesiąt metrów wysokości. Zbudowany był w całości z drewna. W okolicy stały jeszcze dwa małe baraki, w których przetrzymywane były materiały budowlane. Wspięliśmy się po schodach na szczyt i tam patrzyliśmy na nocny krajobraz.
 Widok na pewno byłby bardziej imponujący w dzień, ale teraz też czułem klimat. Spoglądałem z Natalią w stronę Królowego Mostu i leżącej niedaleko wioski Kołodno.  Nagle przez głośny dźwięk deszczu odbijający się echem po całej okolicy, oraz piorunami, które tańczyły po niebie niczym wyborni tancerze, usłyszałem dwa krzyki. Jeden Szpiega, który wskazywał na drugą stronę wieży obserwacyjnej, a drugi należący do Giganta, który wskazywał ogromnym palcem na podstawę budowli. Spojrzałem najpierw w miejsce na które pokazywał zakapturzony i zobaczyłem coś niesamowicie przerażającego. Łuna płonącego miasta. Nie wiedziałem dokładnie co to za miasto, nie mógł to być Białystok bo był zwyczajnie za daleko, ale teraz zdziwiłem się, że nie zauważyłem tego blasku wcześniej. Na północy, daleko stąd, widać było wysokie budynki w ogniu. Co ciekawe krążył nad nimi śmigłowiec. Musiały być oddalone o co najmniej dziesięć kilometrów od nas. 
Następnie spojrzałem na to co wskazywał Gigant. Miejscem oświetlanym przez niego latarką był jeden z barków. Stał teraz otworem i wychodziły z niego zombie. Co najmniej dwadzieścia. Zaczęły wspinać się chwiejnym krokiem po konstrukcji, a mnie, niczym miecz, przeszył strach. Krzyknąłem coś, ale sam nie usłyszałem swojego głosu przez burzę i gwałtowną ulewę, która zalewała okoliczne tereny. Podbiegłem do Giganta i przekazałem mu gestem, żeby obstawił schody. Wróciłem biegiem do Natalii o mało nie wypadając za barierkę, kiedy poślizgnąłem się na śliskim drewnie. Krzyknąłem jej do ucha :
— Musimy wracać!
Wyciągnąłem nóż i zacząłem ją ciągnąć za rękę w kierunku schodów. Pierwsze zombie docierały już na górę. Zobaczyłem jak Gigant zamachuje się ogromnym mieczem i przepoławia pierwszego trupa. Stracił jednak przy tym równowagę i  zobaczyłem z grozą jak kolejne dwa szwendacze powalają go i próbują gryźć. Próbował je odpychać ogromnymi łapami, te jednak nie dawały za wygraną i zaczynały drapać go po ochraniaczach na ręce. Szpieg widząc to natychmiast skoczył na nie, wyciągając dwa noże i wbił je idealnie w oba trupy, odpychając je do tyłu i tym samym blokując na chwilę drogę. Gigant wstał przerażony i podniósł swój miecz. Korzystając z momentu wszedłem na schody i zacząłem ciąć i strzelać. Schodząc powoli wyeliminowałem kolejne trzy trupy.
Karol podążył za mną i zza moich pleców dźgał mieczem, odrywając głowy zombie. Byłem cały we krwi, ale nie pozwoliłem żadnemu na podejście do mnie bliżej. Razem ze Szpiegiem udało nam się na tyle utorować drogę, żeby zejść na drugie piętro wieży. Tam przeżyłem kolejną chwilę grozy widząc, jak Natalia odcięta od nas walczy z martwym przeciwnikiem. Zanim jednak zdążyłem skoczyć zobaczyłem jak z satysfakcją przeszywa trupa paroma cięciami i wyrzuca go za barierkę. Walka była zażarta, cięliśmy, odpychaliśmy i odsuwaliśmy się. Wydawało mi się, że trwało to nieskończoność, kiedy w końcu zobaczyłem jak Gigant rozcina głowę ostatniego wroga. Deszcz powoli przestawał padać a noc była już w pełnym stadium . Byłem przerażony, ale zarazem wściekły. Zawołałem :
— Skąd one się wzięły?
Gigant nie odpowiedział. Wskazał tylko nadal uchylone drzwi baraku i kazał zachować ciszę. Opuściliśmy wieże i skradając się gęsiego podeszliśmy do małego budynku. Byliśmy zmęczeni, zmoknięci a nasze ubrania były przesiąknięte krwią. Kiedy stanęliśmy po obu stronach baraku zawołałem :
— Kto tam jest?
Usłyszałem trzask dochodzący ze środka. Trzymając w obu dłoniach spluwę patrzyłem na postać, która w cieniu wyłania się z baraku. Z początku wydawało mi się, że znowu śnię, przetarłem oczy i kazałem reszcie zostawić człowieka, który sprowadził na nas hordę. Osoba ta miała tylko jedną rękę a wzrostem sięgała mi zaledwie do szyi. Wciąż nie mogąc uwierzyć spojrzałem na twarz, którą ostatnio widziałem w Grabówce. Z ust postaci wydarł się szaleńczy śmiech, który rozbrzmiewał mi w głowie niczym świder. Przed nami stał Dalion.

6 komentarzy:

  1. Zajebiste Bombu jak zwykle. :) Dobra robota :D !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jak zwykle czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałem że Dalion jednak przeżył! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh God, kiedy ja tu byłam xD No nic, trzeba zabrać się za nadrobienie zaległości. Z góry przepraszam za jakoś stylistyczną, która może być wybitnie nieskładna. Nawet bardziej niż normalnie xD

    Swoją drogą oglądałeś finał TWD? Chamy, w takim momencie przerwać... Choć to w sumie było do przewidzenia. 45 min na rozwiązanie wszystkiego związanego z Terminus, byłoby marnowaniem potencjału.

    Nie no, uwielbiam męskie myśli. Kobieta siedzi zmęczona, smutna i się żali, a facet w tym czasie myśli jaka ona słodka xDD Myśli o piwie Alexa, kobiecie Alexa, o samochodach Alexa też były zabawne xD

    Też właśnie nie rozumiem "oszczędzania zombie" Może tutaj nie było oszczędzania, tylko przeoczenie, ale np. filmach albo serialach, gdy zombie gdzieś się zaklinuje, to go sobie darują. wtf? Dobić dziada. Nie wiadomo kiedy to się może zemścić. Plus jest jeszcze taki, że o jednego zombiaka mniej. Zostałoby tylko jeszcze kilka miliardów...

    Ciekawa sprawa. Koniec świata i wykorzystanie tego na swoją korzyść. Nie mam zielonego pojęcia co bym chciała zabrać w takiej sytuacji. Hmm... Może jakiś ogromny monitor do komputera xD I nowy laptop i 50 baterii do niego.
    Ja tam uważam, że najlepszym miejscem do przetrwania podczas apokalipsy jest... Centrum handlowe :D

    Noo... mówiłam. Ręka o niczym nie świadczy xD Jak nie ma trupa to nie ma #potwierdzoneinfo i jest nadzieja :D Tylko pytanie, bo on był chyba postrzelony, jakim cudem się nie wykrwawił.
    Dalion z zaskoczenia prawie jak Kenny xD

    OdpowiedzUsuń