Pablekta: Korektlord
------------------------------------------------------
Rozdział 11: Odpoczynek
Usłyszałem
hałasy. Siedziałem dalej w tym samym miejscu, na którym zasnąłem. Za oknem było
ciemno. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. O dziwo nie widziałem
tutaj Kiciusia. Pomyślałem od razu, że Gigant przeniósł go na piętro, gdzie
było cieplej i przytulniej. Wstałem i rozprostowałem obolałe nogi. Zdziwiłem
się faktem, że byłem w pomieszczeniu sam. W końcu w obozie przebywało teraz piętnaście osób. Szukając mojej broni
przeżyłem kolejne zaskoczenie – zniknął mój pistolet oraz podręczny nóż.
Wyjrzałem za okno i ujrzałem Sołtysa rozmawiającego z Goku. Uspokoiło to trochę
moje obawy. Chciałem zobaczyć, co dzieje się z Kiciusiem, więc udałem się w
stronę schodów.
Nagle usłyszałem dźwięk dochodzący od drzwi, z
drugiej strony domu. Powoli ruszyłem do kuchni, żeby zobaczyć, co się dzieje. Ujrzałem
postać, która właśnie otworzyła drzwi. Przez pierwszą chwilę wydawało mi się,
że to Cinek, ale po chwili zamarłem. To był Alex. Sparaliżowany strachem nie mogłem
uwierzyć własnym oczom. Jego twarz była pokryta ranami, które zadaliśmy mu w
czasie walki na polanie. Natychmiastowo otrząsnąłem się i puściłem biegiem w
stronę salonu. Słyszałem jak mnie goni. Zacząłem wołać o pomoc, ale nie
widziałem nadchodzącego Giganta, ani nikogo innego z moich przyjaciół. Pech
chciał, że potknąłem się o próg i straciłem równowagę. Mój przeciwnik
wykorzystał to i doskoczył do mnie. Powalił mnie, zobaczyłem nóż w jego rękach.
Byłem tak przerażony, że nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Broń
zabłysnęła w jego dłoni i zadał mi cios w brzuch. Poczułem ogromny ból, kiedy
stal przeszywała mnie na wylot:
— Za zniszczenie
spokoju – dźgnął ponownie – za
zabicie moich przyjaciół – następna fala bólu przeszyła mnie – za Natalię – zacząłem odpływać atakowany przez mojego największego wroga.
Dorwał mnie. Umierałem. Widziałem jego twarz przepełnioną nienawiścią. Czy to
naprawdę był ostatni widok jaki miałem zobaczyć w życiu? Wtedy odleciałem. Zamknąłem
oczy i nie czułem już niczego.
Wtedy się obudziłem. Zlany potem podniosłem
się. Było na oko południe. Leżałem na piętrze domu Kiciusia. Widziałem, że w
kącie na drugim łóżku siedział Goku. Kiedy zobaczył, że wstałem podszedł do
mnie i przywitał się :
— W końcu wstałeś, pało
– powiedział żartobliwie, jak to miał w zwyczaju. Teraz w końcu miałem
szansę z nim normalnie porozmawiać. Nie robiłem tego od czasu naszej rozmowy w
parku.
— Miałem straszny sen
dotyczący Alexa. W Obozie wszystko w porządku? – zapytałem na wszelki
wypadek.
— Jasne, że tak. Ten
twój ogromny kumpel chodzi od bramy do bramy i pilnuje porządku. Reszta szykuje
śniadanie, a Kiciuś kima na dole.
— Dzięki. Zaraz będę
musiał posłuchać waszej relacji co do zdarzeń w drodze do Królowego Mostu. Ale
najpierw muszę coś zjeść bo nie wytrzymam – odpowiedziałem i wstałem.
Bartek zszedł na dół, a ja ubrałem się i poszedłem w jego ślady. Na dole drzemał
Kiciuś. Jego ręka była zabandażowana. W
kuchni, w której rozgrywała się akcja mojego koszmaru siedziało teraz parę osób
– Natalia, Goku, Nieznajoma, Gigant, Szpieg oraz Cinek.
Usiadłem przy stole i łapczywie
rzuciłem się na swoją porcję jedzenia.
Zjadając szybko, rozpocząłem dyskusję :
— Dziękuje za posiłek.
Opowiadajcie teraz jak wyglądała wasza droga tutaj. Może mi się to przydać, w końcu Alex dalej gdzieś tam jest.
— Może ja opowiem? Mam
całkiem dobrą pamięć i kojarzę każdy szczegół – zaczął Goku i nie czekając
na pozwolenie kontynuował — W momencie,
kiedy poszedłeś wraz z tym debilem na zwiad w parku, wyczekiwaliśmy znaku od
Kiciusia do ataku. Chcieliśmy jak najszybciej odbić Natalię i resztę po czym
poczekać na ciebie i realizować twój plan. Wtedy jednak wszystko zaczęło się
komplikować. Alex długo nie wracał i Bochen poszedł sprawdzić, co się stało. Po
chwili wrócił sam Alex i powiedział nam o tym, że Bochen cię zabił i on
wymierzył sprawiedliwość we własnym zakresie. Przytargał ciało naszego
przyjaciela i kazał je powiesić na latarni. Oczywiście nie uwierzyliśmy mu, ale
nim zdążyliśmy zadziałać, Cinek wrócił ze swoją ekipą — tu zerknął na niego i prychnął z pogardą – musieliśmy się poddać i podążać za nimi,
licząc na to, że nas nie zabiją, wciąż opłakując twoją śmierć. Ruszyliśmy w
stronę centrum i wybijając masę trupów znaleźliśmy przy pewnym warsztacie dwie działające
furgonetki. Natychmiast je przejęliśmy i do rana jeździliśmy po sklepach i
szpitalach zbierając jakieś gówniane zapasy. Grupa Alexa była na tyle silna, że
dziesiątkowali trupy spotkane na drodze bez problemu i nie ponieśli żadnych strat. Potem pojechaliśmy
na Lwowską. Tam uderzyliśmy na sklep militarny i zapakowaliśmy tyle broni ile
się dało. Wszyscy dalej byliśmy uwięzieni, więc… — w tej chwili przerwała
mu Nieznajoma – Nieprawda. Natalia i jej
przyjaciele byli wolni. Ale wątpię, żeby mogli jakoś zmienić bieg wydarzeń. Mów dalej Bartku – powiedziała.
— Tak. To prawda. Nie
wszyscy byli uwięzieni, ale nasza sytuacja była beznadziejna. Wtedy zaatakował nas jakiś psychopata, który
ciągnął za sobą tabun martwiaków. Drugie tyle zaczęło wypełzać nie wiadomo
jakim sposobem z tyłów sklepu. Musieli tam się cisnąć jak w puszce! – opowiadał
dalej.
Słuchałem go z wielką uwagą, tak
samo jak Szpieg i Gigant, którzy nie wiedzieli nic o ludziach, którzy przy nich
siedzieli.
— Ale to już chyba
z tego co słyszałeś od Erniego. Mniejsza. Potem odjechaliśmy. Droga była
prosta, aż do Grabówki. Dosłownie przed wjazdem zobaczyliśmy grupę ludzi, która
zjeżdżała samochodem na podjazd jakiegoś mniejszego sklepiku. Jak nas zobaczyli, od razu wsiedli i dali gazu. Alex oczywiście nie mógł zostawić ich w spokoju i
kazał ostrzelać oddalający się pojazd. Jeden z pocisków trafił i widziałem jak
auto zjeżdża na pobocze i zatrzymuje się. Wtedy pojechaliśmy dalej. Kiedy
zobaczyliśmy światła w Królowym Moście, uwolnili Erniego i kazali mu sprawdzić
kto tam jest. Tutejsi od razu wpuścili Kiciusia i jego przyjaciół i w sumie
pożyliśmy tutaj niecałe dwa dni, bo wczoraj wieczorem przyszedł Erni zaczął nam
tłumaczyć twój plan i porozmawiał z Sołtysem oraz resztą. Wtedy zaczął wołać
Alexa i jego kompanów mówiąc, że zobaczył w lesie obóz. Ten idiota słysząc to
od razu napalił się na myśl o zabijaniu
i zebrał ekipę. Pojechał i resztę znasz. Cieszę się, że go już nie ma. Byłem
pewien, że pewnego dnia będziemy tak samo niepotrzebni jak Bochen i się nas
pozbędzie – tu wyraźnie zakończył mówić, bo sięgnął po szklankę wody i
napił się.
Żaden z aspektów nie wstrząsnął
mną szczególnie, ale cieszyłem się, iż mogłem poznać całą historię z ich
perspektywy. Dziękując raz jeszcze za jedzenie wyszedłem z kuchni i udałem się
do salonu, gdzie leżał Erni. Stała przy nim Jola, zmieniając mu akurat
opatrunek. Spojrzałem na nią i zapytałem :
— Jak się czuje?
— Rana goi się, to
jest pewne, ale nie wiem jak szybko odzyska sprawność w ręce. Będzie miał
problemy z strzelaniem i walką. Pocisk naderwał mu mięśnie i osłabił kość – powiedziała
nie przerywając swojej pracy. Spojrzałem na towarzysza z troską. Żałowałem, że
musiał zapłacić taką cenę za wolność. Nie miałem jednak czasu na dalsze
sterczenie w domu, czas zobaczyć Obóz za dnia.
Wyszedłem na zewnątrz czując na
twarzy chłodne powietrze. Dzisiejszy dzień był zimny. Nade mną kłębiły się
chmury, które zwiastowały deszcz. Obóz teraz wydawał mi się większy niż
poprzednio. Co prawda nigdy nie podchodziłem zbyt blisko, ale z obserwacji z
młyna wydawał się o wiele mniejszy. Ogrodzenie otaczające go było zbudowane z
drewna i siatki, wzmocnione z wielu stron, czyniąc je świetną osłoną przed
zombie. Zastanawiałem się, czy ogrodzenie zatrzymałoby samochód, który chciałby
je powalić. Ciężko to było określić, więc porzuciłem tę myśl.
W całym kompleksie było sześć
domków, w tym każdy odpowiednio zagospodarowany. W pięciu mieszkali ocalali, a
jeden służył jako gabinet lekarski i skład broni zarazem. Interesowała mnie
jednak inna rzecz, więc zrobiłem szybką rundkę po bramach, które były zarazem
wyjściami. Ta od wschodu, którą wszedłem, rzeczywiście wydawała się
najgroźniejszym punktem. Siedziała tam teraz Miczi z jakąś nową dalekosiężną
bronią. Pozdrowiłem ją skinieniem głowy i ruszyłem dalej. Od południa
wychodziła tylko jedna brama, którą dało się dostać na teren. Była ona jednak
zagrodzona dwoma autami miejscowych. Na jednym z nich siedział spokojnie Piotr,
mężczyzna, który w lesie ocalił Natalię. Widziałem, że jest zamyślony, więc nie
przeszkadzałem mu. Dalej od strony zachodniej były dwie bramy, obie wyglądały
solidnie i wiedziałem, że tych z pewnością nie sforsuje żadne auto. Jednej
pilnował Szpieg a drugiej Eryk. Ostatnia część obozu miała również jedną bramę,
chronioną przez Damiana i Roberta.
Ten drugi wczoraj wyciągnął w
naszą stronę broń, więc nie ufałem mu. Muszę
pamiętać, aby wspomnieć Gigantowi, żeby miał na niego oko, pomyślałem.
Zadowolony z obchodu ruszyłem na środek kompleksu, gdzie znajdowała się
studnia. Leżała ona dokładnie w miejscu przecięcia się sześciu domów i tworzyła
swego rodzaju wzór, który byłby łatwy do zauważenia z lotu ptaka. Przysiadłem
na jej murku i zatopiłem się w myślach. Mieliśmy jeszcze tyle do zrobienia, ale
udało się osiągnąć najważniejszy cel. Zebrałem moich przyjaciół w jednym miejscu.
Teraz musiałem dać z siebie wszystko, żeby ich obronić.
Kiedy tak dumałem, usłyszałem, że drzwi z domu
za moimi plecami się otwierają i zobaczyłem wychodzącego Sołtysa. Miał na sobie
koszulę oraz typowe farmerskie spodnie. Na nogach nosił proste buty. Widząc
mnie podszedł i przywitał się. Jakie to było dziwne. Dwie osoby, które starały
się o bezpieczeństwo swoich ludzi, a tak bardzo różniące się wiekiem. Ja,
osiemnastolatek oraz on, poczciwy starzec, który nie mógł mieć mniej niż
sześćdziesiąt lat. Siadając obok mnie zaczął :
— Jak się czuje
Ernest?
— Coraz lepiej.
Chociaż z tego, co powiedziała Jola, będzie długo odzyskiwał pełną sprawność
ręki – odpowiedziałem.
— Nic dziwnego, rana
była dosyć poważna – tutaj zamilkł na chwilę po czym zaczął niepewnym
głosem – Dręczy mnie pewna sprawa, młodzieńcze, może zabrzmi to odrobinę chamsko, ale muszę to wiedzieć. Jesteś
obrońcą tych ludzi i z pewnością tak samo jak ja zrobisz wszystko, żeby
zapewnić im bezpieczeństwo. Co planujesz w sprawie Alexa?
Musiałem się chwilę zastanowić, bo pytanie rzeczywiście było
trudne:
— Szczerze Adamie, o
ile mogę się tak do ciebie zwracać, mam pewien plan. Kiedy walczyliśmy na
polanie i zaskoczyliśmy go kompletnie, on zdołał zbiec, jadąc w stronę wieży
obserwacyjnej, tej na północ od Kołodna. Wiem, że ludzie z tego obozu nie są
bezpieczni dopóty, dopóki on żyje. Tak więc dzisiaj po załatwieniu paru spraw
zbiorę ludzi i pójdziemy tam. To miejsce leży zaledwie trzy kilometry stąd,
więc wydaje mi się, że nie ma powodu żebyśmy brali auto i ugrzęźli gdzieś
niefortunnie w bagnie.
— To wiąże się z
pewnym ryzykiem, zdajesz sobie sprawę? – zapytał.
— Oczywiście. Wiem, że
to może zabrzmieć samolubnie, ale mam z nim tyle osobistych porachunków, że uznam to jako mój główny cel na teraz. Wiedz, że nie zrobię niczego, żeby narazić
te grupe.
Widziałem, że moja odpowiedź mu
się spodobała, bo poklepał mnie po plecach z uśmiechem na brodatej twarzy i
wrócił do swojego domu. Teraz nadszedł czas, żeby działać. Nie czułem się tak
dobrze od wielu dni, które były bardzo ciężkie. Wróciłem do domu Kiciusia i
znajdując tam moich przyjaciół, poprosiłem o zawołanie Giganta i zmienienie
Miczi na straży. Po chwili w kuchni siedzieli: Karol, Cinek, Miczi oraz Goku. Kiedy uciszyłem ich gestem zacząłem mówić :
— Plan wygląda
następująco. Miczi oraz Gigant wyruszą za chwilę do młyna, w którym się
ukrywaliśmy po przyjeździe do Królowego. Zostawiłem tam swój plecak oraz parę
innych rzeczy, dodatkowo będziecie mogli przynieść do obozu inne potrzebne
przedmioty, które tam znajdziecie. Zachowajcie pełną ostrożność, nie wiadomo
czy ktoś nie pomyślał o tym miejscu tak samo jak my wcześniej. Alex dalej jest na
wolności, więc na to również musicie uważać. Kiedy zbierzecie tyle rzeczy, ile
się da, wrócicie i powiem wam co dalej – skończyłem mówić, a oni skinęli głowami na
znak, że rozumieją i zabrali się do wyjścia. Ja spojrzałem na Marcina i Bartka i zacząłem im tłumaczyć jakie jest
nasze zadanie – My z kolei we trójkę
wrócimy do lasu, w którym zostawiłem samochód, którym się tu dostałem. Jest to
przy drodze wylotowej z Królowego Mostu. Jakieś pytania? – zapytałem.
— Czemu mnie tam
ciągniesz? – zapytał Cinek.
— Wszyscy inni są
zajęci. A po drodze możemy wpaść na zombie, z tobą będę się czuł bezpieczniej –
skłamałem. Nie wyglądał na przekonanego, ale moja zdolność retoryki jakoś
go ugłaskała. W końcu jeszcze parę dni temu byłem osobą nagrywającą komentarz
do gier w Internecie. Poszedłem na górę
się przebrać w jakieś ciuchy leżące w szafie. Żałowałem teraz, że nie zabrałem
czegoś ze swojego domu. Ciekawiło mnie, gdzie teraz jest moja rodzina i czy
jeszcze kiedyś ją zobaczę. Naciągnąłem na siebie inne spodnie, znacznie
wygodniejsze do biegania niż jeansy, oraz bluzę z kapturem. Na szyi zawiązałem
bandankę z trupią czachą. Kiedy upewniłem się, że pistolet, który wziąłem ze składu broni jest naładowany, a mój nóż spoczywa na swoim miejscu - zszedłem po
schodach. Na dole czekali już Cinek i Goku. Byli ubrani podobnie do mnie, przez
plecy mieli przewieszone karabiny i wiatrówki a przy pasach przytwierdzone
siekiery. Uśmiechnąłem się w duchu, gdy pomyślałem, że obaj wiedzieli jak
posługiwać się bronią tylko na podstawie gier komputerowych.
Wyszliśmy we trójkę z domu i
ruszyliśmy do jednej z zachodnich bram, tej przy której stał Eryk. Pożegnaliśmy
się z nim, mówiąc dokąd idziemy i opuściliśmy bezpieczne „mury” Obozu. Do auta
mieliśmy w planach dojść trochę inaczej niż wcześniej.
Teraz mieliśmy pokonać odcinek wiejskiej asfaltówki wiodący przez opuszczoną część
wioski, który wchodzi bezpośrednio na główną drogę prowadzącą do Białegostoku.
Ruszyliśmy. Słońce chowało się co chwilę między chmurami a wiatr nie wiał. Powietrze
było rześkie i chłodne. Mijaliśmy kolejne domy oraz starą cerkiew. Mieliśmy
nadzieję, że były opustoszałe. Wszyscy
milczeliśmy aż do głównej ulicy. Wtedy odezwałem się:
— Nie wiemy jak to
wygląda z drugiej strony prowadzącej na wschód. Jeżeli ktoś tam jest, musimy to
wiedzieć, żeby nie odciął nas, gdy będziemy ruszać w stronę Białegostoku. Goku
przejdziesz się za zakręt i sprawdzisz, czy możemy bezpiecznie iść drogą? – spytałem.
— Jasne. Poczekajcie
tu na mnie chwilkę – odpowiedział.
Widziałem, że w stronę, którą
poszedł Goku poruszało się parę trupów, więc wątpiłem, żeby ktoś tam obozował,
ale warto było to sprawdzić. Miałem zresztą pewien plan, który wykluczał
obecność Bartka. Kiedy ten odszedł z zasięgu słuchu i wzroku, zwróciłem się do
Cinka:
— Mogę ci zaufać?
— Co? – zapytał
wytrącony z równowagi tego typu pytaniem.
— Czy mogę ci ponownie
zaufać po tym jak wspierałeś Alexa? Czy pewnego pięknego dnia nie dostanę nożem
w plecy, kiedy będę celował do twojego przyjaciela? Czy mogę liczyć na to, że
wesprzesz mnie? –widziałem, że chce on coś powiedzieć, ale sam natychmiast
się odezwałem – Jeżeli odpowiesz nie, nie
zaatakuje cię. Nie zrobię nic. Tylko poproszę, żebyś odszedł. Może znajdziesz
swojego przyjaciela, a może nie. Możliwe, że zginiesz albo zabijesz mnie, kiedy
spotkamy się za jakiś czas. Ale odpowiedź muszę poznać dzisiaj. Przemyśl to i
po prostu w pewnym momencie, nawet przy reszcie powiedz tak albo nie.
Tutaj urwałem dyskusję.
Widziałem, że Goku wraca aby przekazać nam, że nic nie znalazł. W milczeniu
ruszyliśmy środkiem drogi, mijając przystanek autobusowy. Wydawało mi się to
zabawne, że wisiał na nim dalej rozkład jazdy. Przecież nikt już nim nie
jeździł. Dosyć szybko dotarliśmy do wjazdu do Królowego Mostu i ruszyliśmy w
las, gdzie schowane było auto Kamila. Robiło się powoli ciemno, a my rozdzieliliśmy
się. W lesie
napotkaliśmy kilka zombie, które efektownie wybiliśmy.
Kiedy zasięg mojego wzroku nie
pozwalał mi zobaczyć niczego w odległości dalszej niż dziesięć metrów, zacząłem
się martwić o moich przyjaciół. Zawołałem ich po cichu, kiedy nagle usłyszałem
trzask gałązki za moimi plecami. Nim zdążyłem się odwrócić czyjaś dłoń zakryła
mi usta a druga unieruchomiła. Przez chwilę myślałem, że to głupi żart któregoś
z moich towarzyszy, jednak kiedy usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny, poczułem
strach:
— Spróbuj jeszcze raz
zawołać, a zabiję cię – głos był dosyć wysoki jak na mężczyznę, ale mimo to
napawał mnie strachem – zaraz zabiorę
dłoń z twoich ust, wtedy zawołasz tu jeszcze raz swoich przyjaciół, najpierw
jednak… — tu urwał i zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Teraz zauważyłem,
że w dłoni, którą mnie unieruchomił trzymał nóż. Po rewizji zabrał mi pistolet
oraz nóż i kazał krzyknąć:
— Gdzie jesteście?
Goku! Cinek! Jeżeli jesteście przy samochodzie zapalcie światło! – wrzasnąłem.
Głos drżał mi straszliwie, ale zabrzmiałem dosyć przekonująco. Nagle zobaczyłem
błysk świateł, oddalony ode mnie o jakieś pięćdziesiąt metrów. Dosłownie po tym
jak rozbłysnął coś z tyłu ohydnie huknęło i poczułem, że uścisk słabnie, a
bandyta opiera się o mnie ciężko i upada. Zszokowany odwróciłem się. Byłem
bezbronny, ale to co zobaczyłem uspokoiło mnie. Za trupem z wbitym w głowę
toporem stał Cinek. Uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i powiedział:
— Tak.
Dziwi mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie to że (nie pomyśl o mnie źle, ale naprawdę dziwnie się to czyta kiedy..) wszystkim wydajesz rozkazy a oni cię słuchają. (Z wyrazami największego szacunku, lepiej bym tego sam nie napisał)
OdpowiedzUsuńProsta hierarchia bytu. Ludzie, którzy ze mną przybyli chcieli mi pomóc, a teraz zapewniłem im schronienie, a obóz przejąłem co za tym idzie ja rządzę. Mieszkańcy zdecydowanie wolą sprawiedliwego i dobrego w osądach Bobra od agresywnego i niebezpiecznego Alexa. Widzą, że radzę sobie z ludźmi i mnie słuchają. Nie są moim sługami, tylko przyjaciółmi, którzy traktują mnie z dużym szacunkiem i respektem.
UsuńBolo, ale to nie takie proste umiesc postaci ktore chca zyskac przywodztwo wladze itd twe opowiadanie jest zeby nie powiedziec nic zlego zbyt kolorowe mam nadzieje ze mnie rozumiesz.
UsuńInaczej się nie dało tego rozegrać. Moim zdaniem jest to dosyć logiczne, podobnie jak w przypadku TWD. Właściwie identyczna sytuacja - ktoś nowy pojawia się w obozie (jak Rick w okolicach obozu w Atlancie) i przez swoje decyzje oraz postawę wyrobił sobie szacunek u ludzi, przez co oni go słuchają, ale też z pewnymi granicami (jak np. Robert, który Bobra nie uznał i wyciągnął w jego stronę broń).
UsuńSuper Bobru zajebiste ;) Przyjemnie się czyta. Tak się wciągnęłem, że dzisiaj od 6 rodziału do tego czytałem i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;D Życzę Ci żeby ciocia wena Ciebie nie opuściła ;D Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie się czyta Ps: Co to za mieszanka z Pablorda i korekty? o.O
OdpowiedzUsuńPablord prosił, żeby tak zrobić xD
UsuńxD
Usuń// mój komentarz był za długi to go rozdzieliłam na kilka
OdpowiedzUsuńZajęcia z "Modelowania rekurencyjnego" są idealne do nadrobienia zaległości w Apokalipsie :D Rozdział mi się podobał, choć nie nabrałam się na początku, że Alex nagle się pojawił. Wiedziałam, że to sen. Może dlatego, że akcja potoczyła się nagle i gwałtownie. Zazwyczaj budujesz większe napięcie. A może dlatego, że sama lubię wprowadzać zamieszanie w głowie czytelnika właśnie tego typu akcjami :D
Stron 7 (nie sprawdzałam) ale przeleciało bardzo szybko. Ciekawiła mnie ta osoba, która zasłoniła Ci usta, no ale zabiłeś ją autorze, to po ptokach xD Brakuje mi jednak takich rozważań głównego bohatera. Komentarza do otaczającego go świata. Generalnie teraz skupia się tylko na swoim świecie - Alex, przyjaciele. Zombie zeszło na dalszy plan, choć pierwotnie to one stwarzały zagrożenie. Minął bardzo krótki czas, a Ty i inni bardzo szybko przyzwyczailiście się do żywych trupów. Można to porównać do TWD sezon 1 i 2. W pierwszym sezonie oni panikowali nawet wtedy jak widzieli jednego truposza. Byli w obozie na wzgórzu i bali się czy ich coś tam nie dopadnie. A w drugim sezonie (i reszcie) nastąpiła przemiana. np. nie zabijali już wszystkich zombie (tylko te które bezpośrednio stwarzały zagrożenie). lub spali w lesie otoczeni tylko sznurkami z kołpakami. Nie wiem czy umiem wytłumaczyć o co mi chodzi, ale chyba przemiana idzie za szybko. Można to trochę odkręcić i teraz w kolejnych rozdziałach skupić się na zombie, bo np. po obecnym rozdziale wygląda to tak, że Twoi przyjaciele i Ty boicie się Alexa, że wróci, że zabije, a całkowicie pomijacie zombie. traktujecie jak niebezpieczne zwierze o którym wiecie sporo i potraficie przewidzieć jego zachowania. Czy tak jest? Znając książki / filmy o zombie jesteśmy w stanie podczas prawdziwej apokalipsy przewidzieć co nam grozi? Nie zawsze wyobrażenie pokrywa się z rzeczywistością, dlatego uważam, że bohaterowie powinni na własną rękę odkryć słabe punkty zombie i jak one działają. Np. mnie zawsze zastanawiał taki aspekt "zombie potrafi wyczuć człowieka z kilku kilometrów". No to super. W takim razie, nie mam szans, żeby jakiś truposz przeszedł obok mnie, gdy się np. ukrywam pod samochodem. Skoro mnie wyczuwa to będzie tam stał i czekał do usranej śmierci. Mojej śmierci, bo swoją już miał.
Tak samo np. ludzie w obozie. Wszyscy są spokojni. Nikt nie panikuje. Wszyscy wiedzą co robić, jak zabijać, z czym walczymy, a mi się wydaje, że niektórzy mieliby problemy z uwierzeniem co się właściwie dzieje. Czy ja widząc moją przyjaciółkę, idącą z zachrypłym głosem, bladą, siną, zimną uznałabym od razu za Zombie? Nie. Myślałabym, że coś jej się stało i chciałabym jej pomóc. Nie umiałabym jej zabić, bo nie jestem mordercą i nadal uznawałabym ją za żywą istotę. Tak samo powinno być z innymi ludźmi. Jedni nie wiedzą co się dzieje, inni się domyślają, ale nikt nie jest na to przygotowany i nikt nie wie jak powinno się w takiej sytuacji reagować. Można założyć, że np. Ty przeczytałeś poradnik i wiedziałeś jak się zabezpieczyć na taką sytuację, ale inni?
UsuńAkcja z Alexem była świetna. Rozbudowana na kilka rozdziałów, trzymała w napięciu, ale mam wrażenie, że akcja nie toczy się ok 3 tygodnie po wybuchu epidemii, tylko to już trwa kilka lat.
Nie chcę Ci rządzić, bo to Twoja książka i powinieneś twardo trzymać się swojego zdania! Ale warto zamknąć oczy i wcielić się w daną postać. Co ona widzi? Czy czuje strach? A może właśnie jest opanowana? Może jest sparaliżowana? Trzeba opisać cechy charakteru swoich bohaterów i zastanowić się nad tym jakie mają wady. To tylko ludzie. Nie można stworzyć jakiejś idealnej postaci, która wie wszystko i zna się na wszystkim, bo to przestaje być realne i zaczyna irytować. Każdy ma swoje złe dni, wątpliwości, kryzysy wewnętrzne, kompleksy. Możemy z tym walczyć, ale zawsze to powraca. Np. konflikt z Kiciusiem, po której stronie w końcu stoi - great! Jakieś oskarżenia, żal. To są emocje i wychodzą z bohatera. A nie, że "o walnąłeś mnie w łeb, ale sponio sponio, jesteśmy kumplami". A co do kierowania ludźmi. Akurat nie będę się zgadzać z Anonimowym, bo osoba, która ma charyzmę i cechy przywódcze, nie musi się starać by jej słuchano. Po prostu mówi, a inni to wykonują. Bo osoba jest pewna siebie, bo rozkazy wypowiada jasno i konkretnie, bo każdy jej ufa. Niektórzy nie chcą podejmować samodzielnych decyzji i lepiej jest im wykonywać jakieś rozkazy. Wtedy za nic nie biorą odpowiedzialności.
Tak więc, czekam na więcej i wracam do Matlaba ;(
Powodzenia! :)
Jak zwykle długi niezwykle treściwy komentarz, już spieszę z wytłumaczeniem paru kwestii. Na chwilę obecną (ten rozdział) akcja dzieje się około tydzień po wybuchu apokalipsy. Ekipa Bobra z Białegostoku to wszyscy jak liczyć pokolenie młode, które o zombie wie bardzo dużo z przeróżnych gier oraz książek i seriali. Co prawda obrazy zombie są tam przeróżne - od sprinterów, które potrafią skakać i mają nadludzkie moce do zwykłych ludzi, którzy po zakażeniu zmienili się. Co ja rozumiem przez zmienienie się? Otóż w moim opowiadaniu (ciężko to niestety przedstawić w narracji pierwszoosobowej) zombie to nic innego jak człowiek, który został zainfekowany wirusem, a po śmierci ten wirus zaczął działać. Jak działać? Mózg ofiary przechodzi diametralne zmiany. Wszystkie narządy jak i układ nerwowy przestaje działać, a sam mózg zamienia się i nastawia niczym automat na jedną opcję "jedzenie". Zombie jest zupełnie inny od człowieka żyjącego, nie pamięta nic z poprzedniego życia, po otrzymaniu rany nie odczuwa bólu bo receptory na skórze nie działają tak jak kiedyś. Również nie odczuwa potrzeb fizjologicznych, pragnienia oraz nie wykazuje żadnych emocji. Jedyne co czuje to głód i zamiłowanie do ludzkiego mięsa. Bohaterowie wiedzą jak to mniej więcej działa, dlatego większość z nich wie na co zwracać uwagę i jak wyeliminować zagrożenie. Bardziej rozbudowany jest motyw ludzi z Królowego Mostu. Piotr, Sołtys czy też Jola wychowali się i żyją w tym miejscu przez co apokalipsa trochę ich ominęła. Na początku wydawało się im, że to po prostu dziwna choroba, więc odgrodzili się od niej płotem i trzymali z daleka. Kiedy jednak przyjechał Alex, dowiedzieli się co dzieje się na świecie i zostali uświadomieni. Motyw Alexa jest teraz motywem przewodnim, a zombie spadły na drugi plan - to prawda. Grupa wie, że zombie nie podbiegnie do nich i nie przekradnie się w pewnym momencie, żeby zabić wszystkich strzałami, będzie za to jęczało i próbowało zatopić zęby w każdym żywym. Mogę obiecać bez zdradzania dalszej fabuły, że motyw zombie wróci na pierwszy plan, szczególnie za parę rozdziałów.
UsuńCo do ludzi w obozie i ich spokoju to nie jest takie proste. Wszyscy żyją w pewnym niepokoju, ale pokazują to między sobą, tylko osobom, którym ufają. Zresztą nie wszyscy, taki np. Robert pokazał otwarcie wrogość i nieufność do ludzi Bobra i próbował ich przegonić. Niestety nie został poparty, bo reszta wiedziała, że nie ma sensu walczyć z kimś, kto ma przewagę liczebną. Bohaterowie powoli przyzwyczajają się do tego świata i wiedzą, że to nie jest gra, którą mogą zwyciężyć, a jedynie coś co muszą przetrwać! Co prawda wmawiają sobie, że będzie jakieś antidotum, że w końcu to się skończy, ale każdy głęboko w sercu wie, że taki świat pozostanie już na zawsze.
Właśnie idę pisać dalej i w sumie z każdym kolejnym komentarzem mogę stwierdzić, że wiem na co powinienem zwracać uwagę i po prostu się tego trzymam. Ciężko jest pisać powieść z tyloma ważnymi wątkami - bo w końcu trzeba uwzględnić strach przed zombie, anatomie zombie, aspekty survivalowe i wiele wiele innych. Tak czy siak mam nadzieję, że każdy kolejny rozdział będzie miał coraz mniej do zarzucenia i pewnego dnia wszyscy stwierdzą razem, że to co piszę ma idealną harmonie i przedstawia pewien realizm.
Dziękuje za opinię Carmen ;>
Taa... właśnie narracja pierwszoosobowa ma ten problem, że nie za bardzo można oddać sytuację w obiektywny sposób. Opis postaci jest subiektywnie redagowany przez głównego bohatera co nie do końca może być prawdą.
UsuńNo pisanie o apokalipsie nie jest prostą sprawą :P Ale warto się starać i dbać o detale. Ja też na początku o tym zapominałam. Pamiętam, że kiedyś dostało mi się za to, że moi bohaterowie pochodzili z Bułgarii, a nie mieli bułgarskich imion xD No cóż... bywa.
Swoją drogą nigdy Ci tego nie powiedziałam, ale podziwiam za wytrwałość. Gdy porwali Twoich przyjaciół, wątek walki o nich pojawił się dużo później w kolejnych rozdziałach. Ja nie mogłabym się doczekać tego spotkania i pewnie opisała jeszcze w tym samym rozdziale (max w następnym). Fakt, że ja pisałam je nieco dłuższe, ale bywam strasznie niecierpliwa xD
Ok. jak są na odludziu to już mniej więcej wiem czemu atmosfera jest taka a nie inna. Dzięki za szybką odpowiedź :D
Drogi boberku ;-) gdy Jola mówi o kiciusiu powiedziała że będzie miał problem -z strzelaniem (i czymś tam) mówi się ze strzelaniem ;-D POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuń